Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Iwan Krastew, światowej sławy analityk polityczny, uważa, że zbyt mało ludzi rozumie wpływ problemów demograficznych na politykę. Wojna między Rosją a Ukrainą nie jest wojną o terytorium czy zasoby naturalne. To raczej wojna o ludność – ocenia ekspert
Komentując wydarzenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, politolog, który był gościem Warsaw Security Forum, wyraził opinię, że choć operację kurską ukraińskich sił zbrojnych można uznać za taktyczny sukces, to jednak przekonanie o utracie przez Władimira Putina autorytetu lub o jego słabości jest przedwczesne.
Rosja przekracza plan
Według Krastewa rosyjski dyktator, który być może nieco pospieszył się z podjęciem decyzji o wyparciu ukraińskiej armii z okupowanych przez nią rosyjskich terytoriów, obecnie wykazuje większe zainteresowanie wywieraniem militarnej i humanitarnej presji na Ukrainę niż faktem, że siły ukraińskie znajdują się na terytorium Rosji.
Jedną z przyczyn tej sytuacji jest udane przejście rosyjskiej gospodarki na tory wojenne, a także znaczący transfer zasobów i technologii do Rosji z sojuszniczych autokracji.
Na przykład według Instytutu Nauki i Bezpieczeństwa Międzynarodowego, rosyjski zakład „Alabuga”, który na początku 2023 r. podpisał z Iranem umowę franczyzową o wartości 1,75 mld dolarów na dostawę dronów dla rosyjskiej armii, już znacznie przekroczył swój plan. Poziom 6 tysięcy dronów Shahed-136 został osiągnięty w sierpniu 2024 r. (zamiast we wrześniu 2025 r.).
Jednak zdaniem eksperta najbardziej znacząca i ważna dla rosyjskiej machiny wojskowej jest pomoc udzielana przez Chiny.
Pomimo promowania powszechnie pokojowej retoryki, działania Chin pokazują wyraźne zainteresowanie tym, by Rosja nie przegrała tej wojny
Blef Zachodu i wojna o wartości
Z drugiej strony większość krajów NATO (z wyjątkiem Polski i krajów bałtyckich) nie jest w stanie albo nie chce odpowiedzieć na wyzwanie ze strony autokracji. Nie tylko nie wypełniają one swoich zobowiązań do dostarczenia Ukrainie amunicji, ale także nie dostrzegają skali zagrożenia.
– Europejczykom będzie niezwykle trudno wygrać wojnę o własne wartości, jeśli nie wierzą w sam fakt jej wypowiedzenia przeciw nim – mówi ekspert. – Podczas gdy Europejczycy nie akceptują faktu swojego zaangażowania w wojnę w Ukrainie, cały świat niezachodni jest całkowicie przeciwnego zdania.
Według niego opinia publiczna na Zachodzie zależy od własnych cykli wyborczych i tego, co się dzieje na polu bitwy. Te dwa powiązane ze sobą czynniki determinują treść i retorykę publicznych dyskusji na temat wojny w Ukrainie w krajach europejskich i Ameryce Północnej.
Zdaniem Krastewa miejscowe elity czasami zapominają, że retoryka jest również ważna na wojnie, ponieważ przeciwnicy są przyzwyczajeni do reagowania nie tyle na symboliczne działania, ile na to, co po nich następuje
– Jeśli za głośnymi oświadczeniami nie idą żadne konkretne działania, to mamy blef. Lecz z drugiej strony, stałe uświadamianie społeczeństwom europejskim, że już są w konfrontacji z Chinami, nie pomoże zmobilizować ich do wysiłków na rzecz wsparcia Ukrainy, a raczej odwrotnie – zastrzega Krastew.
Rosjanie boją się, że wymrą
Jego zdaniem posiadanie wiedzy o tym, dlaczego wojna wybuchła jest przydatne, ale potencjał wyjaśniający tej wiedzy nie jest nieograniczony. Co więcej, część czynników bacznie rozpatrywanych w kontekście problemów innych krajów, w szczególności globalnego Zachodu, jest niwelowana lub spychana na margines, gdy chodzi o dramatyczne wydarzenia za wschodnią granicą Polski.
– Jest jeden szczegół związany z tą wojną, o którym mało się mówi. Monitorowałem przemówienia Putina przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę. Na sześć miesięcy przed inwazją powiedział dzieciom we Władywostoku, że gdyby nie globalne wstrząsy XX wieku, czyli I i II wojny światowe, rewolucje i wojna domowa, to dziś byłoby 500 milionów Rosjan. Obawy demograficzne dotyczące przyszłości, spowodowane słabą demografią we właściwie wszystkich rosyjskich regionach i wzrostem niesłowiańskiej populacji z powodu wyższego wskaźnika urodzeń nie-Rosjan i migracji, nadal popychają Rosjan do traktowania Ukraińców i Białorusinów jako Rosjan – powiedział Krastew na WSF.
Według eksperta porywanie ukraińskich dzieci przez Rosjan i ich adopcja w ramach uproszczonych procedur legislacyjnych może być wyjaśniona właśnie tą obawą o własne perspektywy demograficzne
Wykorzystanie potencjału tego niepokoju od dawna ma ogromny wpływ na rzeczywistość społeczno-polityczną w wielu krajach na całym świecie, w tym w środku Europy.
Europa Środkowa: demograficzne tąpnięcie
Krastew: – Otwarcie granic w minionych dziesięcioleciach było jednocześnie dobrą i złą rzeczą. Przyniosło ludziom fantastyczne indywidualne możliwości, ale przyczyniło się również do odpływu ludności z Europy Środkowej, gdzie wskaźnik urodzeń znacznie spadł.
Zmiany w strukturze ludności były dla Europy Środkowej kluczowe. W opinii politologa w okresie transformacji i tuż po niej doprowadziły one do nierównowagi elektoratów, w której o przyszłości decydowały osoby starsze, żyjące dłużej i głosujące aktywniej – zamiast osób młodych, które traciły zainteresowanie polityką. To z kolei zniekształcało perspektywę czasową planowania działań polityków i zmieniało logikę długofalowego podejmowania decyzji. Po transformacji i integracji z Unią Europejską spadek liczby ludności i starzenie się homogenicznych społeczeństw spowolniło, ale nie ustało całkowicie.
Napływ siły roboczej spoza UE pomógł społeczeństwom Europy Środkowej w nadrabianiu dystansu dzielącego je od bardziej rozwiniętych krajów. Jednocześnie stał się powodem zaciekłej debaty politycznej, podobnej do tej, jaka toczy się na Zachodzie
Przeciwnicy polityki otwartych drzwi odwołują się do podświadomego i subiektywnego poczucia zagrożenia własnego narodu we własnym kraju.
Wybrać inny naród
– Taką postawę można zilustrować słowami z wiersza Bertolta Brechta „Rozwiązanie”, który pytał „czy nie byłoby wszak prościej, gdyby rząd rozwiązał naród i wybrał drugi?” – konkluduje Krastew w komentarzu dla PAP.
Jednocześnie według eksperta przykład Stanów Zjednoczonych pokazuje, że nie ma stabilnej i jednoznacznej korelacji między preferencjami wyborczymi wczorajszych migrantów a poparciem dla siły politycznej, pod której rządami stali się obywatelami.
Iwan Krastew (ur. 1965) jest bułgarskim analitykiem politycznym, ekspertem w dziedzinie stosunków międzynarodowych oraz specjalistą w sprawach Rosji i Europy Wschodniej. Jest też szefem Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i stałym pracownikiem naukowym IWM (Instytutu Nauk o Człowieku) w Wiedniu. Komentator w NYT. To jedyny przedstawiciel Bułgarii, który znalazł się na liście 100 najważniejszych intelektualistów publicznych na świecie według brytyjskiego Prospect i amerykańskiego Foreign Policy. (PAP)
To już drugi list polskich kobiet skierowany do władz państwowych – tym razem tuż przed głosowaniem w Senacie nad ustawą o pomocy dla uchodźców z Ukrainy.
Poprzedni apel, podpisany przez ponad trzy tysiące kobiet – w tym trzy byłe Pierwsze Damy, Olgę Tokarczuk, Agnieszkę Holland i Janinę Ochojską, aż po zwykłe matki, babcie i córki – był odpowiedzią na weto prezydenta Karola Nawrockiego wobec ustawy gwarantującej tymczasową ochronę dla uchodźców.
Dziś wracamy z kolejnym apelem – tym razem skierowanym bezpośrednio do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i Marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Pisząc do nich, czujemy się w obowiązku mówić w imieniu tysięcy osób, które zaufały Polsce i podpisały nasz pierwszy list:
"Jako współorganizatorki i sygnatariuszki powyższego listu jesteśmy moralnie zobowiązane zaprezentować stanowisko tych tysięcy obywateli, kobiet, matek, żon, córek, sióstr i babć a także mężczyzn, mężów, ojców, synów, braci i dziadków na ręce Pani Marszałek oraz Pana Marszałka w zaufaniu, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę w dyskusji na Projektem Ustawy oraz podczas głosowań.
Stosowanie do listu protestacyjnego uważamy, że Projekt Ustawy powinien być pozbawiony politycznych sporów i celów i zapewniać trwałość i ciągłość zobowiązań Polski względem osób uciekających przed piekłem wojny.
1. W zakresie prawa do świadczenia 800+ i „Dobry Start” wprowadzenie regulacji jak dotychczas i niewarunkowanie go faktyczną aktywnością zawodową rodziców dziecka. Z tego względu prosimy, aby oczekiwania te odzwierciedlić w Projekcie i wprowadzić w nim przede wszystkim następujące zmiany:
2. W zakresie dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej - wprowadzenie regulacji jak dotychczas i nieróżnicowanie zakresu świadczeń według pochodzenia narodowościowego i wieku.
Zmiany te nie wymagają dalszego uzasadnienia poza to zawarte w treści listu protestacyjnego i poza te 3096 podpisów złożonych pod jego treścią. Ufamy, że Wysoki Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zadba o reputację Rzeczypospolitej Polskiej i trwałość jej zobowiązań względem jej przyjaciół".
Maryna Stepanenko: – W ciągu ostatniego miesiąca Polska kilkakrotnie odnotowała „przypadkowe” naruszenia swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne. W nocy 10 września doświadczyła bezprecedensowego ataku z udziałem 19 dronów. Jaka była Pana pierwsza reakcja na te prowokacje?
Anders Pak Nielsen: – Wszystko to wyglądało bardzo dramatycznie, ale jednocześnie była to jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować spokój i poczekać na fakty, zanim wyciągnie się wnioski. Kiedy śledziłem wydarzenia na bieżąco w mediach społecznościowych, rzeczywiście wydawało się, że Polska została zaatakowana.
Później stało się jasne, że prawdopodobnie to była prowokacja. To jest całkowicie zgodne z tym, co widzieliśmy wcześniej ze strony Rosji: różnymi sposobami testowania lub wywierania presji na Polskę, a także inne kraje NATO, co jest częścią szerszego podejścia do wojny hybrydowej. Ten incydent był bardziej dramatyczny, miał większą skalę, ale zasadniczo postrzegam go jako część tego samego schematu.
Wskazuje to na kolejną tendencję: ogólną eskalację wojny hybrydowej. Niestety, będzie ona trwała. I prawdopodobnie w przyszłości będziemy świadkami potencjalnie bardziej niebezpiecznych incydentów.
Co udowodniła ta prowokacja Rosji? Czy można mówić o niezdolności NATO do zestrzelenia 19 dronów i nieefektywnym wykorzystaniu zasobów, czyli drogich rakiet przeciwko tanim bezzałogowym statkom powietrznym? Jakie wnioski należy z tego wyciągnąć?
Kraje zachodnie muszą zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Wojna nadal się zaostrza, co prawdopodobnie doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z państwami europejskimi. Problem polega na tym, że Zachód nadal zastanawia się, czym jest „podstawowy” poziom zagrożenia.
W przypadku Polski nie sądzę, by siły zbrojne spodziewały się bezpośredniego ataku ze strony Rosji, ponieważ ostatni incydent nie był atakiem. Ale jasne jest, że nadszedł czas, by podnieść poziom gotowości, nawet jeśli do niedawna nie wydawało się to konieczne.
Problem polega na tym, że nie możemy wykluczyć możliwości rzeczywistych, bezpośrednich ataków w przyszłości. Czasami na Zachodzie tak bardzo skupiamy się na determinacji Ukrainy, że zapominamy, że Rosja jest równie zdeterminowana.
A ponieważ gospodarka wojskowa Rosji zaczyna słabnąć, myślę, że Rosja jest gotowa podjąć bardziej dramatyczne kroki, by wywrzeć presję na kraje zachodnie, w szczególności na Polskę, w celu zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy
Dla Rosjan to będzie kluczowy czynnik, który ma zmienić sytuację na ich korzyść.
Od początku inwazji obserwowaliśmy naruszenia przestrzeni powietrznej kilku członków Sojuszu – krajów bałtyckich, Rumunii. Jednak to były pojedyncze incydenty. Dlaczego właśnie Polska stała się celem masowego ataku rosyjskich dronów – i dlaczego właśnie teraz?
Polska ma decydujące znaczenie logistyczne dla kierowania zachodniej pomocy do Ukrainy. Położenie geograficzne również odgrywa ważną rolę. Po prostu łatwiej kierować drony do Polski niż, powiedzmy, do Niemiec czy Szwecji.
Ukraina zaoferowała swoją pomoc. Ma duże doświadczenie wojskowe. Czy NATO powinno wziąć to pod uwagę?
Tak. Ukraina szczególnie dobrze nauczyła się znajdować ekonomicznie efektywne środki zwalczania dronów, by nie marnować drogich rakiet na tanie cele. Kraje zachodnie również powinny zacząć opracowywać coś podobnego, własne odpowiedniki.
Niewielkie mobilne jednostki Ukrainy skutecznie przeciwdziałają dronom szahid, a obecnie pracują nawet nad stworzeniem dronów przechwytujących. Właśnie takich rozwiązań potrzebujemy. Ten incydent uświadamia to, że jeśli Polska nie była w pełni przygotowana na atak zaledwie 19 dronami, to co się stanie, jeśli spotka się z tak długotrwałymi atakami jak w Ukrainie?
I nie dotyczy to tylko Polski. Nie sądzę, żeby mój kraj, Dania, również był gotowy. NATO jako całość musi poważnie się nad tym zastanowić, ponieważ za rok możemy regularnie spotykać się z podobnymi atakami.
Rosyjski dron uderzył w dom we wsi Wyryki w województwie lubelskim. Polska, 10.09.2025. Zdjęcie: Dariusz Stefaniuk/REPORTER
To pierwszy przypadek, kiedy członek NATO musiał zestrzelić rosyjskie drony. Jak Pan ocenia reakcję i wynik operacji sojuszników?
Nadal nie wiemy, jaki będzie wynik, ponieważ nie widzieliśmy jeszcze reakcji. Do tej pory kraje NATO nie spieszyły się z nią. Pozytywnym aspektem jest, że skoncentrowały się na wsparciu Ukrainy – to główne zadanie.
Jednak minusem jest to, że NATO nie podjęło zdecydowanych działań przeciwko prowokacjom, co prawdopodobnie skłoniło Rosję do dalszych działań.
Widzieliśmy już naruszenia przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli w Morzu Bałtyckim. Jak dotąd nie udzielono żadnej realnej odpowiedzi na którąkolwiek z tych sytuacji
Mam nadzieję, że tym razem zobaczymy realne, zdecydowane konsekwencje – coś, co zmusi Rosję do zastanowienia się dwa razy, zanim spróbuje ponownie. Jeśli wszystko skończy się kolejną dyplomatyczną skargą, to nie wystarczy.
Ukraina – kluczowy gwarant bezpieczeństwa Europy
Jeśli Rosja zdecyduje się na kolejny krok, a ataki spowodują ofiary, to gdzie Pana zdaniem przebiega „czerwona linia”, która zmusi NATO do podjęcia bardziej zdecydowanych działań?
Pytanie brzmi, co naprawdę trzeba zrobić, by zaangażować w to Stany Zjednoczone. Jak dotąd reakcja Waszyngtonu była niezwykle słaba. Słyszeliśmy ostre oświadczenia ze strony NATO i niektórych krajów europejskich, ale od Donalda Trumpa – praktycznie nic.
Brak choćby zbliżonej [do NATO – red.] reakcji Stanów Zjednoczonych może skłonić Rosję do dalszych działań. Musimy zadać sobie pytanie: „Gdyby to był prawdziwy atak, z wybuchami w Polsce, to czy to by coś zmieniło?” Nie wiadomo. Ta niepewność jest niebezpieczna. Jeśli Rosja uważa, że Stany Zjednoczone nie zareagują, to co jest prawdziwym czynnikiem powstrzymującym?
W pewnym momencie może to podważyć samo NATO. Bo jaki sens ma sojusz, jeśli prowokacje nie mają żadnych konsekwencji?
Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy zdecydowaną reakcję USA. Wygląda na to, że Donald Trump zrobi wszystko, by uniknąć działań przeciwko Rosji. Mam jednak nadzieję, że inne kraje będą w stanie dać Putinowi do zrozumienia, że to nie jest droga, którą należy podążać.
Niedawno prezydenci USA i Polski odbyli ciepłe spotkanie w Waszyngtonie, co w Warszawie zostało odebrane jako pozytywny sygnał dla sojuszu amerykańsko-polskiego. Jak interpretuje Pan brak ostrych komentarzy ze strony Trumpa na temat ostatniej prowokacji, biorąc pod uwagę ten kontekst?
Nie sądzę, by ktokolwiek mógł naprawdę ufać Donaldowi Trumpowi. On sympatyzuje z niektórymi europejskimi przywódcami, w szczególności z Nawrockim – ale także z Putinem. To właśnie takich prawicowych przywódców lubi wspierać. Natomiast innych gości odwiedzających Waszyngton przyjmuje chłodno.
W końcu nie ma żadnych podstaw, by wierzyć, że Trump będzie wspierał Europę przeciwko Rosji. Od momentu objęcia urzędu pokazuje coś zupełnie przeciwnego
Ogólna tendencja polega na tym, że udział Ameryki w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy maleje. Dlatego budowanie naszego przyszłego bezpieczeństwa na „dobrych stosunkach” z Trumpem jest naiwnością. Europa potrzebuje alternatyw, które nie będą uzależnione od kaprysów amerykańskiego prezydenta.
Wiem, że stosunki między Polską a Ukrainą są skomplikowane, ale uważam, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Europy będzie silna oś polsko-ukraińska
Potrzebujecie szerszej dyskusji na temat budowy nowej europejskiej struktury bezpieczeństwa. Zamiast po prostu mówić o „gwarancjach” dla Ukrainy, musimy uznać samą Ukrainę za kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy, ponieważ ma ona największą armię, możliwości, determinację i położenie geograficzne, których potrzebujemy.
W przyszłości Europa musi zaakceptować fakt, że Stany Zjednoczone nie będą niezawodnym sojusznikiem przez dziesięciolecia. Stawianie na Waszyngton, co obecnie czyni Polska, jest po prostu naiwnością.
Donald Trump i Karol Nawrocki obserwują przelot samolotów wojskowych USA w Waszyngtonie, 3.09.2025. Zdjęcie: POOL via CNP/INSTARimages.com
Ponad jedna trzecia komentarzy w polskich mediach społecznościowych winą za prowokację z dronami obarcza Ukrainę. Dlaczego właśnie taka narracja została wybrana przez Kreml jako kluczowa? I na ile niebezpieczne może być takie przesunięcie punktu ciężkości – z mówienia o agresji Rosji na oskarżanie Ukrainy?
Nie można wykluczyć, że jakieś zakłócenia mogą skierować drony w niewłaściwym kierunku. Ale 19 dronów jednocześnie? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektóre z nich przyleciały z terytorium Białorusi. Nie sądzę, by ktoś serio wierzył, że Ukraina celowo wysłała drony do Polski.
Jeśli Polska jest zaniepokojona, rozsądną reakcją byłoby rozszerzenie swojego systemu obrony przeciwlotniczej na terytorium Ukrainy lub patrolowanie granicy w celu przechwytywania zagrożeń przed nią
Inicjatywy takie jak europejska Tarcza Nieba [projekt naziemnego zintegrowanego europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej, który obejmuje zdolności przeciwbalistyczne – przyp. aut.] byłyby silnym sygnałem dla Rosji, że takie działania nie będą tolerowane. Przyniosłyby też korzyści zarówno Polsce, jak Ukrainie.
Nie ma sensu obwiniać Ukrainy. Ukraina prowadzi wojnę, doświadcza masowych nalotów i oczywiście wykorzystuje środki walki radioelektronicznej. Czasami to powoduje zejście dronów z kursu, ale taka jest rzeczywistość na polu bitwy.
NATO nigdy nie stanowiło zagrożenia militarnego dla Rosji jako państwa – uważają niektórzy ukraińscy obserwatorzy. Z drugiej strony Sojusz stanowi realne zagrożenie dla reżimu politycznego Putina i właśnie dlatego rozpad NATO lub przynajmniej rezygnacja z ochrony krajów Europy Wschodniej, przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, były i pozostają priorytetem polityki Kremla. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co dadzą Moskwie prowokacje na wschodniej flance NATO?
Zgadzam się z tą opinią. NATO nie stanowi zagrożenia dla samej Rosji – nikt nie planuje inwazji na jej terytorium. Zarazem Sojusz stanowi ogromne zagrożenie dla imperialnych ambicji Kremla.
Dla Putina bycie wielkim mocarstwem oznacza posiadanie strefy wpływów nad mniejszymi sąsiadami – a NATO rujnuje tę ideę. Dlatego podważanie wpływów NATO jest jego obsesją
Nie sądzę również, abyśmy powinni wykluczać możliwość, że Rosja bezpośrednio zakwestionuje artykuł 5 w najbliższych latach. To nie będzie pełna wojna, ale drobne prowokacje, by sprawdzić, czy uda się wywołać rozłam, zwłaszcza przekonując Stany Zjednoczone do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli tak się stanie, spójność NATO ulegnie rozpadowi.
A kiedy NATO zostanie osłabione, kraje Europy Wschodniej zostaną pozostawione same sobie. Rzucenie wyzwania NATO jako sojuszowi jest dla Rosji złym rozwiązaniem. Znacznie łatwiej jest zrobić to z Estonią, Łotwą, Litwą lub Finlandią – z osobna. Właśnie w ten sposób Rosja będzie mogła zrealizować swoje ambicje imperialne.
Cel Rosji: znormalizować chaos
Czy Ukraina powinna wyciągnąć jakieś wnioski z tego incydentu?
Nie. Głównym problemem jest gotowość Zachodu do działania. Logicznym pierwszym krokiem byłoby rozszerzenie strefy obrony powietrznej na część terytorium Ukrainy – zaledwie kilkaset kilometrów od granicy – i zezwolenie zachodnim samolotom na patrolowanie tej przestrzeni powietrznej. Nie byłoby to zbyt ryzykowne i stanowiłoby jasny sygnał.
Rosja wysyła drony, by znormalizować przekonanie, że takie incydenty są czymś normalnym. Zachód musi znormalizować coś przeciwnego: stałą obecność wojskową Zachodu w Ukrainie, ochronę jej przestrzeni powietrznej i stopniowe podejmowanie dalszych działań, jeśli Rosja będzie nadal wywierać presję.
Jak dotąd Zachód nie wykazuje zainteresowania tą kwestią. Nie wystarczy po prostu chronić naszą stronę granicy. Trzeba przejąć ukraińskie doświadczenie w tworzeniu niewielkich, wyspecjalizowanych jednostek do ekonomicznego zestrzeliwania dronów. Uczenie się na doświadczeniach Ukrainy – co działa, a co nie – byłoby dobrym początkiem.
Czy zachodni politycy zdają sobie sprawę, że ich reakcja jest w rzeczywistości dość słaba? Czy rozumieją, że Rosja to widzi i wyciąga własne wnioski?
Nie sądzę, by większość zachodnich polityków zdawała sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja w Ukrainie. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, nie można wykluczyć, że dotknie to również nas. Kiedy jedna ze stron zbliża się do porażki, można spodziewać się bardziej dramatycznych działań, tyle że wielu tego nie dostrzega.
Większość polityków nie docenia również determinacji Putina. Istnieje powszechne przekonanie, że on szuka wyjścia z sytuacji, tyle że on jest nastawiony na wygranie tej wojny. \Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu.
Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu
Uważa Pan, że Ukraina może wygrać? Dzięki czemu, w jakich okolicznościach?
Pytanie, co oznacza „wygrać”. Jeśli chodzi o przywrócenie terytoriów do granic z 1991 roku, to jest to trudne. Wymagałoby to załamania się Rosji, na przykład długotrwałych ataków na jej logistykę, które doprowadziłyby do spadku morale – podobnie jak w przypadku Rosji po I wojnie światowej. To nie jest niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.
Obecnie Ukraina skutecznie się broni, podczas gdy Rosja jest w ofensywie i napotyka trudności. Jeśli Ukraina przejdzie do ofensywy, napotka podobne wyzwania. Dlatego wyzwolenie wszystkich terytoriów jest obecnie bardzo trudne bez wymuszonego załamania Rosji lub poniesienia przez nią ogromnych strat.
Jeśli definiujemy „zwycięstwo” jako zachowanie niepodległości Ukrainy, to tutaj jestem znacznie bardziej optymistyczny. Ta wojna nie dotyczy przede wszystkim terytorium, ale kontroli politycznej. Celem Putina jest dominacja nad Ukrainą i przekształcenie jej w państwo podobne do Białorusi. W tym sensie Ukraina wygrywa.
Gospodarka wojenna Rosji jest niestabilna i w ciągu najbliższego roku trudno będzie jej utrzymać się na obecnym poziomie. Ukraina, która ma wsparcie zachodnich sojuszników, jest w bardziej stabilnej sytuacji. Dlatego w tej wojnie na wyczerpanie Ukraina ma lepszą pozycję niż Rosja, nawet jeśli całkowite wyzwolenie terytorium pozostaje trudnym zadaniem.
Na Islandii przebywa prawie 2500 ukraińskich uchodźców. To niemało, jak na kraj o populacji 370 000 osób. Podobnie jak w innych krajach europejskich, status tymczasowej ochrony na Islandii daje Ukraińcom dostęp do opieki zdrowotnej, a także prawo do pracy i nauki. Chociaż zdecydowana większość ukraińskich uchodźców nie mówi po islandzku, coraz więcej Ukrainek znajduje na Islandii pracę i buduje tam swoje życie.
Sestry rozmawiały z Ukrainkami jak im się żyje na Islandii.
Zamiast mojego byłego męża alimenty na moje dzieci płaci... Islandia
— Przyszło mi do głowy, by wyjechać na Islandię, uciec przed wojną bez konkretnego powodu; nie mieliśmy tam krewnych ani przyjaciół — wspomina Ukrainka Witalina Studenikina. — Za ostatni grosz kupiłam bilety — i wraz dziećmi znalazłam się w tym kraju.
Przed rosyjską inwazją Witalina Studenikina, matka trójki dzieci (jej córki mają 17 i 11 lat, a syn — 15 lat), pracowała w okręgowym wydziale edukacji w Krzywym Rogu. Gdy zaczęły się działania wojenne, przeniosła się z dziećmi najpierw do Polski, a następnie do Islandii.
Witalina z dziećmi na Islandii. Zdjęcie z prywatnego archiwum
— Na lotnisku ukraińscy uchodźcy spotkali się z policjantami – zaznacza Vitalina. — Zostaliśmy umieszczeni w hotelu w Rejkjawiku. Najpierw były badania lekarskie, potem etap papierkowej roboty, który trwał około dwóch tygodni. Nie byłam przyzwyczajona do bezczynności przez długi czas, więc trzy dni po przyjeździe poszszłam do ośrodka, w którym psycholodzy pomagali Ukraińcom.
Powiedziałam, że jestem nauczycielką (historii i psychologii), więc mogę zaopiekować się dziećmi tych, którzy przyszli po poradę. Ten wolontariat uświadomił mi, że mogę i chcę pracować nawet z maluchami. Pomyślałam, że w przedszkolach prawdopodobnie będą ukraińskie dzieci potrzebujące pomocy w adaptacji. Dlatego po przeprowadzce z hotelu do mieszkania zaczęłam szukać takiej pracy.
Dostali mieszkanie socjalne — chociaż socjalne nie oznacza darmowe.
— W tym mieszkaniu na przedmieściach Reykjaviku mieszkaliśmy za darmo tylko przez pierwsze sześć miesięcy, potem musieliśmy płacić czynsz – mówi Witalina. Miesięcznie to było 320 tys. koron islandzkich (ponad 2 300 dolarów).
Rejkjawik jest najbardziej wysuniętą na północ stolicą na świecie. Lot z Polski na Islandię trwa cztery godziny. Zdjęcie: Shutterstock
Dopóki nie pracowałam, dostawałam pomoc socjalną w wysokości 220 tys. koron (1 600 dolarów) na całą rodzinę. W takich sytuacjach ratuje człowieka system dopłat: państwo oblicza twoje dochody i wydatki, a pewna część kwoty, którą zapłaciłaś za czynsz, może zostać zwrócona. Dodatkowo co cztery miesiące otrzymuję 230 tys. koron (1 670 dolarów) na moje dzieci. Zasiłek rodzinny jest jedyną rzeczą, którą nadal otrzymuję. Reszta płatności została wycofana, gdy tylko dostałam pracę.
Jeśli chodzi o moje dzieci, islandzki rząd płaci mi alimenty. Jestem rozwiedziona od ponad dziesięciu lat. Mój były mąż od dawna mieszka w innym kraju i nie jest zainteresowany dziećmi.
Kiedy zaczęłam załatwiać formalności w Islandii, poproszono mnie o jego dane kontaktowe. Nie skontaktował się ze mną, więc teraz to rząd Islandii płaci mi alimenty. Wyjaśniono mi, że jeśli islandzkie władze go znajdą, będzie zobowiązany do spłaty długu wobec Islandii. Tutaj prawa nieletnich są chronione w maksymalnym stopniu. A jeśli jedno z rodziców zapomina o swoich obowiązkach, jego dzieci wspiera państwo.
Islandczycy nie troszczą się o to, by dziecka "nie przewiało" — ale o jego stan psychiczny
Gdy Witalina zaczęła szukać pracy na Islandii, w lokalnym urzędzie pracy pomogli jej przygotować CV. Problemem był jej brak znajomości islandzkiego i angielskiego.
— Choć językiem urzędowym jest tu islandzki, prawie wszyscy mieszkańcy wyspy mówią po angielsku – w mówi Witalina. — Mój angielski był na poziomie szkolnym, ale uzbrojona w tłumacza Google zaczęłam chodzić do wszystkich przedszkoli w okolicy i oferować swoje usługi. Odmowa za odmową — aż w końcu trafiłam na przedszkole, które znajdowało się półtorej godziny drogi od mojego domu. W tym przedszkolu czekali na ukraińską dziewczynkę z autyzmem, miała być jedynym ukraińskim dzieckiem wśród małych Islandczyków.
Ogólnie rzecz biorąc, dzieci bardzo dobrze rozumieją język migowy, mimikę i uśmiechy. Mówiłam do nich trochę po angielsku, trochę po ukraińsku, a one nauczyły mnie kilku islandzkich słów. Dyrekcja przedszkola zauważyła, że szybko nawiązałam z nimi kontakt, i zaproponowała mi pozostanie.
Teraz zmieniłam pracę, znalazłam przedszkole bliżej domu. W moim pierwszym przedszkolu miałam grupę starszych dzieci. Teraz to są 2-3 latki, z których większość mówi w języku, który rozumieją, a to jest dla mnie jeszcze łatwiejsze.
Islandia jest jednym z najbardziej ekologicznych krajów na świecie. Islandczycy nauczyli się wykorzystywać energię gejzerów, wodospadów, a nawet źródeł termalnych. Zdjęcie: Shutterstock
Islandzkie przedszkola różnią się od ukraińskich. Nie ma dużych grup — pięcioro dzieci przypada na jednego nauczyciela. Każde przedszkole ma swój własny profil: ekologia, wielokulturowość, poznawanie świata poprzez kreatywność itd. Dzieci nie dostają obowiązkowych zadań. Są tylko zalecenia, lecz każde dziecko może robić to, co chce. Logopedzi i psycholodzy pracują z dziećmi co tydzień. Sześcioletnie dzieci powinny być w stanie napisać swoje imię i nazwisko oraz policzyć do dziesięciu w języku angielskim i islandzkim. Dzieci w mojej grupie potrafią to wszystko także po ukraińsku (śmiech).
Niektóre rzeczy mogłyby szokować ukraińskich rodziców. Na Islandii nikt nie opatula swoich dzieci, mimo że wiatr czasami dosłownie zwala je z nóg. Jeśli nie chcesz nosić czapki, nie musisz. Jeśli chcesz jeść śnieg lub kąpać się w kałuży — proszę bardzo. Deszcz i wiatr nie są powodem, by nie iść na spacer. W moim poprzednim przedszkolu, jeśli dziecko było kapryśne i nie chciało założyć kurtki, można było zabrać je na dwór bez niej. Dziecko, które zimą nosi lekkie trampki założone na bose stopy, nikogo tu nie zadziwi.
Na Islandii nie troszczą się o to, by dziecka "nie przewiało", ale o jego stan psychiczny. O stan psychiczny dorosłych zresztą też.
Po tym jak pewnego dnia zabrałam na spacer nie pięcioro, lecz dziesięcioro dzieci, koledzy zainteresowali się moim stanem emocjonalnym. Pytali, czy jestem zmęczona
Miałam szczęście do współpracowników. Chociaż mój islandzki nie jest na wysokim poziomie (ale nadal się go uczę, uczęszczam na kursy językowe po pracy), nigdy nie wyczułam żadnych uprzedzeń. Większość Islandczyków to otwarci i przyjaźni ludzie.
Przedstawiciel elfów w parlamencie
Byłam zaskoczona, że wielu Islandczyków wierzy w elfy lub przynajmniej z szacunkiem podchodzi do tego tematu. Jest nawet przedstawiciel elfów w parlamencie. Islandczycy wierzą, że w niektórych miejscach żyją elfy — i oficjalnie zabraniają budowaniania tam czegokolwiek: domów, a nawet dróg. By elfom nie przeszkadzać i ich nie denerwować.
Siedziba elfów pośród głazów. Na Islandii ludzie szanują te legendarne stworzenia i nie budują dróg, jeśli miałaby przebiegać przez zamieszkane przez nie tereny. Zdjęcie: Shutterstock
Życie na Islandii jest ciekawe i wyjątkowe. Myślę jednak, że przesadą jest stwierdzenie, że Islandczycy są jednymi z najszczęśliwszych ludzi na świecie. Chć to kraj zamożny i zorientowany społecznie, wiele osób regularnie przyjmuje tu leki przeciwdepresyjne. To z powodu klimatu. Kiedy nie widzisz słońca przez całą zimę, a na zewnątrz jest ciemno prawie przez całą dobę, wpływa to na twoją psychikę. A przez całe lato są białe noce i nie możesz spać. Nie pomagają ani grube zasłony, ani tabletki nasenne.
Życie na Islandii nie jest dla każdego, bo zimą nie ma słońca, a latem są ciemne noce. Zdjęcie z prywatnego archiwum
Moja córka zaczęła mieć tutaj migreny, choć to może z powodu stresu, którego doświadczyła w Ukrainie. Niedawno w pobliżu nas doszło do erupcji wulkanu, co również nie jest tutaj rzadkością. W ścianach domu pojawiły się pęknięcia. Ale miejscowi nie boją się wulkanów ani trzęsień ziemi. Klęski żywiołowe są identyfikowane z wyprzedzeniem, a ludzie wiedzą, że jeśli coś miałoby się stać, zostaną zawczasu ewakuowani.
Ukraińcy nie mogą pracować na statkach rybackich
Łesia Moskalenko, Ukrainka, która przyjechała na Islandię ze swoją 20-letnią córką, też przyznaje, że niezwykły islandzki klimat wpływa na jej samopoczucie.
— Na Islandii zaczęłam mieć migreny – mówi Łesia. — Bóle głowy ustąpiły dopiero po roku pobytu. Moja córka i ja mieszkamy na północy, w mieście Akureyri. To bardzo blisko koła podbiegunowego. Moja córka mówi po angielsku, więc znalazła pracę w sektorze usług. Teraz pracuje dla sieci Subway. Niedawno uzyskała dwie licencje na pracę jako przewodniczka wielorybnicza, co oznacza, że może zabierać turystów na wycieczki z oglądaniem wielorybów. Angielski się przydaje, choć lista zawodów dostępnych dla Ukraińców jest wciąż ograniczona. Bez znajomości islandzkiego i nostryfikowanego dyplomu nie będziesz mógł być na przykład prawnikiem lub lekarzem. Ale możesz pracować w turystyce.
Łesia Moskalenko z córką na Islandii. Zdjęcie z prywatnego archiwum
Na Islandii są trzy filary gospodarki: turystyka, rybołówstwo i produkcja aluminium. Praca na statkach rybackich jest wysoko płatna, możesz zarobić do trzech milionów koron miesięcznie (ponad 20 tys. dolarów). Ale nie znam żadnego Ukraińca, który by tam pracował — wszystko w tej branży od dawna jest rozdzielane między miejscowych, a obcokrajowcy nie są w niej mile widziani.
Islandia też ma swoje "mafie", swoje nieprzyjemne niuanse. Możesz np. zostać zwolniony bez podania przyczyny. Na przykład ktoś pracuje w kawiarni i wylatuje nagle przed rozpoczęciem wakacji szkolnych. Potem okazuje się, że właściciel kawiarni postanowił zatrudnić na lato dzieci w wieku szkolnym, by zaoszczędzić na podatkach.
Na Islandii możesz kupić samochód za miesięczną pensję. Ale w sklepach nie ma alkoholu
Na Islandii jest wielu imigrantów (np. jest duża polska diaspora). Ale większość z nich pracuje w zawodach niewymagających kwalifikacji. Nie spotkałam żadnego obcokrajowca lekarza, chociaż system medyczny jest przeciążony i cierpi na niedobór personelu. Podobnie jak w wielu krajach europejskich, na wizytę u lekarza możesz tu czekać kilka miesięcy. Konieczność czekania dotyczy także wielu innych obszarów, takich jak administracja czy bankowość. W większości instytucji dzień pracy kończy się o godzinie 16-tej.
Nawet jeśli masz pilną sprawę – na przykład musisz zablokować kartę bankową – możesz to zrobić dopiero od 9 rano następnego dnia. Tu nie ma wieczornych ani nocnych infolinii, które mogłyby pomóc klientom
Łesia i jej córka znalazły własne zakwaterowanie. Miesięczny czynsz za dwupokojowe mieszkanie kosztuje je 250 tys. koron (1 800 USD) rocznie.
— Mieszkanie z jedną sypialnią w naszym mieście może kosztować około 1 500 dolarów — mówi Łesia. — Na wsi czynsz jest niższy, ale trudniej tam znaleźć pracę, chyba że na farmie. W mieście możesz obejść się bez samochodu, lecz na wsi nie — transport międzymiastowy jest rzadkością, a przy złej pogodzie autobusy w ogóle nie kursują. Wszyscy Islandczycy mają samochody. Auto możesz kupić już za miesięczną pensję — pod warunkiem, że masz własny dom i nie musisz płacić czynszu.
Obserwowanie wielorybów jest popularną rozrywką na Islandii. Ukraińcy mogą uzyskiwać licencje i zabierać turystów na takie wycieczki. Zdjęcie: Shutterstock
Islandczycy są bogatymi ludźmi, ale nie mają w zwyczaju tego okazywać. Ubierają się bardzo prosto i prowadzą skromny tryb życia. Uwielbiają dzieci. Państwo stymuluje przyrost naturalny dobrymi pakietami socjalnymi, a tutejsze rodziny nierzadko mają po pięcioro czy sześcioro dzieci.
Ogólnie rzecz biorąc, życie na Islandii jest dość wygodne, jeśli masz pracę. Baseny termalne i stoki narciarskie — ma je niemal każda wioska — pomagają ludziom uciec od depresji w ciemnej porze roku. By ludzie nie topili depresji w kieliszku — co podobno w przeszłości się tutaj często zdarzało — alkoholu nie sprzedaje się w sklepach. Możesz go kupić tylko w placówkach jednej sieci, tylko w określone dni i godziny. W weekendy to niemożliwe.
Minimum stresu we wszystkim
– Z moich obserwacji wynika, że coraz więcej ukraińskich kobiet znajduje zatrudnienie na Islandii — mówi Tetiana Korolenko, mediatorka Międzynarodowego Programu IDP w Rejkjawiku. — Ja również przyjechałam tu z powodu wojny. Znajomość angielskiego pomogła mi szybko znaleźć pracę w sektorze publicznym. Teraz, jako mediator kulturowy, pracuję nie tylko z Ukraińcami, ale także z uchodźcami z innych krajów.
Tetiana Korolenko mówi po angielsku i pracuje z uchodźcami z różnych krajów w Islandii. Zdjęcie z prywatnego archiwum
Największą przeszkodą dla Ukraińców na Islandii jest bariera językowa. Bez znajomości islandzkiego wiele zawodów jest dla nich niedostępnych. Ale ja mówię wszystkim, że to nie powód do rozpaczy: możesz zacząć od czegoś prostego i jednocześnie uczyć się języka. Mówienie o tym, że islandzki jest bardzo trudny, to tylko czyjaś subiektywna opinia. Sama intensywnie się go uczę i znam Ukraińców, którzy uważają ten język za łatwy.
Ukraińcy na Islandii mają czas na integrację i znalezienie pracy. Urząd pracy często pomaga szukać wolnych miejsc. Jeśli dana osoba nie pracowała od dłuższego czasu, będą ją do tego delikatnie zachęcać: zapytają, na jakie oferty aplikowała i jakie rozmowy kwalifikacyjne odbyła. Nie wycofają płatności, ale pytań będzie coraz więcej. Ukraińcom szukającym pracy radziłabym, aby trzeźwo ocenili rzeczywistość i nie próbowali od razu zdobyć stanowiska w rządzie, zwłaszcza jeśli nie znają islandzkiego. Tu jest wiele możliwości. Dla tych, którzy nie mówią po angielsku, zawsze znajdzie się praca w branży sprzątającej czy w kuchni.
Niektóre rzeczy zaskakują Ukraińców. Na przykład ty, że nawet jeśli ty i twój partner nie jesteście małżeństwem, ale mieszkacie pod jednym dachem, jesteście oficjalnie uważani za rodzinę — a to wpływa na wasze świadczenia.
W rzeczywistości wszystko tutaj jest dla ludzi. I jest tak przejrzyste, jak to tylko możliwe. Na przykład jeśli ktoś ma dług wobec państwa, będzie mógł go spłacać stopniowo. W naszej sytuacji trudno jest prowadzić bezstresowe życie. Ale tam, gdzie można stresu uniknąć, staram się to robić.
Surowa i piękna Islandia. Zdjęcie z prywatnego archiwum Tetiany Korolenko
Podczas gdy przywódcy NATO zapewniają o niezmienności kursu na wsparcie Ukrainy, a UE po raz kolejny uświadamia, jak krucha jest jej jedność w obliczu poczynań Budapesztu, Rosja nie tylko nie powstrzymuje swej agresji, ale wręcz nasila wrogie działania – zarówno na froncie, jak w wojnie informacyjnej. Szczyt w Hadze nie przyniósł przełomu. Obietnice bez gwarancji, rozmowy o „pokoju poprzez siłę”, aluzje do dialogu z Putinem – a wszystko to na tle coraz bardziej oczywistego ograniczenia ambicji USA. Równolegle Węgry blokują nowe sankcje na Kreml, a ten uruchamia skomplikowane operacje cybernetyczne, dając do zrozumienia, że świat pogodził się już z jego obecnością w Ukrainie.
O tym, jak zmieniła się strategia Zachodu, jakie ryzyka niosą ze sobą iluzje na temat Rosji, co oznacza nowa fala dezinformacji i dlaczego to właśnie Europa powinna przejąć główną rolę w powstrzymywaniu agresji, rozmawiamy z Keirem Gilesem – czołowym brytyjskim ekspertem rosyjskiej wojskowości i starszym pracownikiem naukowym programu „Rosja i Eurazja” w brytyjskim Chatham House, jednym z ważniejszych na świecie think tanków zajmujących się badaniem stosunków międzynarodowych.
Największy błąd Amerykanów
Maryna Stepanenko: – Zasada: „pokój poprzez siłę” została uznana za główny temat rozmowy Trumpa i Zełenskiego. Po tym spotkaniu szef Białego Domu zasugerował dialog z Putinem i ewentualne dostawy systemów Patriot, lecz nie podjęto w tych kwestiach żadnych konkretnych zobowiązań. Czy w tym kontekście zasada „pokój poprzez siłę” może zostać zrealizowana w stosunku do Rosji? Na ile Stany Zjednoczone są gotowe wziąć na siebie rolę kraju wywierającego na nią nacisk?
Keir Giles: – Zawsze wiedzieliśmy, że jedynym sposobem na zapewnienie Europie bezpieczeństwa jest udzielenie maksymalnego wsparcia Ukrainie. Teraz mamy do czynienia z konsekwencjami polityki kilku kolejnych administracji USA, które uznały, że właściwa jest inna droga. Jednak Amerykanie byli – i są – w głębokim błędzie, co wyrządza ogromną szkodę nie tylko bezpieczeństwu europejskiemu i samej Ukrainie, ale także bezpieczeństwu globalnemu.
To właśnie ta ich powściągliwość i odmowa przeciwstawienia się agresji doprowadziły do wybuchu konfliktów na całym świecie
Widzimy, jak sytuacja się zaostrza, że ginie coraz więcej ludzi, wybucha coraz więcej wojen – i to wszystko z powodu nowej idei Stanów Zjednoczonych, że przeciwstawianie się agresorowi jest bardziej niebezpieczne niż pozwolenie na zniszczenie ofiary tego agresora.
Szczyt NATO uznał Rosję za długoterminowe zagrożenie dla całego Sojuszu. Zdjęcie: CHRISTIAN HARTMANN/AFP/East News
Spotkanie przywódców USA i Ukrainy po raz kolejny czyni aktualnym pytanie, jaki model wsparcia dla Kijowa Waszyngton uznaje za właściwy dla siebie. Czy chodzi o strategiczne partnerstwo, czy raczej o kontrolowane powstrzymywanie wojny bez długoterminowych zobowiązań?
Bardzo zasadne jest pytanie, czy prawdziwe strategiczne partnerstwo z Donaldem Trumpem jest w ogóle możliwe. W końcu Stany Zjednoczone dążyły do partnerstwa z Rosją, lecz nawet to nie działa zbyt dobrze, mimo że Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce. Każdy kraj, każdy tradycyjny przyjaciel, sojusznik lub partner Stanów Zjednoczonych musi pamiętać, że stosunki, na których opierała się dawna prosperity i bezpieczeństwo Ameryki, nie mają już realnego znaczenia dla Trumpa. Znajdujemy się w zupełnie nowym globalnym środowisku.
Oznacza to, że kraje, które poważnie traktują bezpieczeństwo europejskie, a tym samym bezpieczeństwo i przyszłość Ukrainy, muszą zintensyfikować działania, by wypełnić lukę pozostawioną przez Stany Zjednoczone. Dotyczy to przede wszystkim europejskich sąsiadów Ukrainy, ale także liberalnych demokracji na całym świecie, które mają wspólny interes w powstrzymaniu agresji.
Ostatnio po Brukseli krążyła plotka, że Rosja może zostać usunięta z listy głównych zagrożeń dla NATO, wobec czego pozostałby na niej jedynie międzynarodowy terroryzm. Wygląda to dziwnie w kontekście faktu, że to właśnie Rosja kontynuuje wojnę w Europie i destabilizuje sytuację na całym świecie – od Afryki po Bliski Wschód. W końcowym komunikacie Rosja została jednak uznana za długoterminowe zagrożenie dla całego Sojuszu. Czy to próba „normalizacji” agresora przez Zachód?
Stany Zjednoczone od dawna udają, że Rosja nie stanowi problemu. Nie możemy wykluczyć, że NATO w swych desperackich próbach utrzymania USA w Sojuszu może podchwycić tę retorykę.
Widzieliśmy już oznaki tego, że NATO jest gotowe podjąć nadzwyczajne środki, by Trumpa uspokoić. Weźmy na przykład list, który sekretarz generalny Mark Rutte napisał do prezydenta USA, celowo sformułowany „w języku Trumpa”. Zapewne bardzo trudno było naśladować w tym liście werbalne wyrażenia pięcioletniego dziecka, by to osiągnąć.
Dlatego nie możemy z całą pewnością stwierdzić, jak daleko może się posunąć NATO, by zapewnić dalszy udział USA w Sojuszu. Tyle że kraje europejskie nie powinny mieć złudzeń co do tego, czy Rosja przestała stanowić zagrożenie – mimo wysiłków obecnej administracji USA w przekonywaniu, że jest wręcz przeciwnie.
„Zapad-2025”: nie wojna, lecz kamuflaż
Pomimo sankcji, strat na froncie i rosnącej izolacji – reżim Putina trwa. Co jest źródłem tej trwałości? I co mogłoby zdestabilizować Putinowski reżim od wewnątrz?
Szansa na to, że rosyjski reżim zostanie zniszczony od wewnątrz, jest niewielka. Bo to jest reżim, z którego przeważająca większość Rosjan wydaje się być w pełni zadowolona.
W końcu jest to system samowystarczalny, w którym osoby, które zdobyły bogactwo i władzę, nie są zainteresowane jego zniszczeniem. Dlatego obecnie nie ma podstaw sądzić, że Rosja odejdzie od swojego agresywnego kursu, mimo długoterminowych strat i katastrofalnych skutków dla gospodarki kraju oraz jego ludności.
Zakładając, że koniec wojny nie jest jeszcze bliski, ale też nie jest beznadziejnie odległy – jakie czynniki mogą Pana zdaniem przełamać impas? Uznał Pan wewnętrzny rozłam w Rosji za mało prawdopodobny. Czy wobec tego może to być presja zewnętrzna lub coś innego, o czym jeszcze nie mówimy głośno?
Odpowiedź na to pytanie zawsze była i będzie taka sama: kraje europejskie muszą zapewnić Ukrainie maksymalne wsparcie fizyczne i finansowe, by pomóc jej pokonać Rosję wszelkimi dostępnymi środkami. Niekoniecznie tylko na froncie, ale także poprzez inne formy pomocy.
Kraje europejskie powoli zaczynają zdawać sobie sprawę, że ich przyszłość jest ściśle powiązana z przyszłością Ukrainy. I że nie mogą już polegać na Stanach Zjednoczonych jako głównym sponsorze wysiłków na rzecz jej wsparcia. Europa będzie musiała włożyć znacznie więcej wysiłku, by Ukraina mogła nadal utrzymywać linię frontu i odeprzeć agresora.
Rosja i Białoruś zapowiedziały przeprowadzenie we wrześniu ćwiczeń „Zapad-2025”. W przeszłości podobne manewry stanowiły preludia do agresji. Czy teraz istnieje ryzyko powtórzenia się tego scenariusza? I czy w warunkach wewnętrznego rozłamu politycznego Zachód jest w stanie odpowiednio zareagować?
Ludzie zawsze denerwują się przed zbliżającymi się ćwiczeniami „Zapad” – tak było na długo przed pełną inwazją na Ukrainę, a nawet przed aneksją Krymu. Bo one zawsze stwarzają możliwość zrobienia czegoś, co nie ma związku z samym szkoleniem.
Jednak na tym etapie, kiedy trwa już intensywny konflikt, musimy postrzegać manewry „Zapad” jako kolejny element dezorientacji na polu bitwy, jako część szerszego kamuflażu w ramach trwającej wojny – a nie początek nowej
Oczywiście w kontekście rosyjsko-białoruskich ćwiczeń zachodnie służby wywiadowcze będą uważnie obserwować, kto co robi i gdzie – nawet w tej nowej rzeczywistości, kiedy znaczna część rosyjskich sił lądowych jest już głęboko zaangażowana w Ukrainie i ma ograniczone możliwości operacyjne w innych regionach.
„Niewidzialny front”: informacyjna wojna Rosji z Zachodem
Pan sam stał się celem wyrafinowanego ataku phishingowego ze strony rosyjskich hakerów, podszywających się pod pracownicę Departamentu Stanu USA. Wykorzystali funkcję poczty Gmail „delegate access”, by uzyskać ukryty dostęp do Pana poczty, omijając dwupoziomowe uwierzytelnianie. Tę operację prawdopodobnie przygotowywano przez całe tygodnie. Jak zmieniła się rosyjska taktyka w wojnie informacyjnej w ciągu ostatniego roku? I co to nam mówi o nowym poziomie zagrożenia?
Jestem przekonany, że cała ta operacja zajęła znacznie więcej czasu. Samo jej przeprowadzenie trwało kilka tygodni, więc etap planowania prawdopodobnie rozpoczął się znacznie wcześniej.
Z jednej strony ta nowa technika, nowe podejście do uzyskiwania dostępu do poczty elektronicznej ludzi świadczy o tym, że Rosja jest zmuszona opracowywać bardziej wyrafinowane metody. Bo jej poprzednie, bardziej prymitywne, próby zakończyły się niepowodzeniem. Przez wiele lat podejmowano liczne próby włamania się do mojej poczty elektronicznej. Niektóre z nich były śmiesznie prymitywne, inne bardzo skomplikowane i wyrafinowane.
Jednak z drugiej strony ta nowa technika uświadamia, że wszyscy jesteśmy podatni na ataki
Sposób, w jaki prawdopodobni rosyjscy cyberprzestępcy wykorzystali funkcję Gmaila dostępną na koncie każdego użytkownika, by stworzyć coś w rodzaju „tylnej furtki”, omijającej wszystkie nasze standardowe zabezpieczenia (dwupoziomowe uwierzytelnianie, kody mobilne, prośby o potwierdzenie), pokazuje, że nikt nie jest bezpieczny.
Dopóki firmy takie jak Google, Microsoft i inne nie naprawią tej luki, technika ta będzie z pewnością wykorzystywana na znacznie szerszą skalę, nie tylko przeciwko takim celom, jak ja.
Tego lata Europa była świadkiem masowego wysyłania fałszywych wiadomości w imieniu zachodnich rządów, manipulacji w mediach społecznościowych i ingerencji w kampanie wyborcze w niektórych krajach członkowskich UE. W jaki sposób Rosja próbuje wpływać na opinię publiczną w Europie? I jakie narracje promuje przede wszystkim?
Niektóre z rosyjskich narracji są dość spójne w czasie, podczas gdy inne są związane z konkretnymi wydarzeniami politycznymi. Należy pamiętać, że kampanie prowadzone przez Rosję mają charakter stały i nie ograniczają się do dat z kalendarza demokratycznego.
Rosja nieustannie dąży do osłabienia sił jednoczących Europę: solidarności państw europejskich, spójności społeczeństw, zaufania do instytucji, a przede wszystkim – wspierania Ukrainy w przeciwstawianiu się rosyjskiej agresji
Te kampanie mają charakter stały. Ponadto istnieją ukierunkowane, pilne działania mające na celu wywarcie wpływu na wyniki konkretnych procesów demokratycznych w konkretnych krajach w konkretnych momentach.
Zmęczenie sankcjami: sabotażyści w służbie Kremla
Oprócz szczytu NATO ostatnio odbyło się jeszcze jedno ważne dla Ukrainy wydarzenie: szczyt Rady Europejskiej. Omówiono na nim m.in. nowy pakiet sankcji wobec Rosji oraz wsparcie dla procesu negocjacyjnego Ukrainy z UE. Jednak obie te inicjatywy zablokowały Węgry, a same sankcje – także Słowacja. W jakim stopniu takie działania podważają zaufanie do jedności UE? I jakie mechanizmy samoobrony przed wewnętrznym sabotażem są potrzebne Unii?
To kolejny przykład tego, jak organizacje oparte na konsensusie – NATO i UE – są wrażliwe na nawet najmniejszy wspólny mianownik. Jeśli w środku jest sabotażysta lub destruktor, może skutecznie sparaliżować całą organizację. To możliwe zwłaszcza w przypadku UE, która przede wszystkim jest organizacją handlową, a nie strukturą stworzoną do rozwiązywania konfliktów geopolitycznych.
W wielu aspektach sama struktura ponadnarodowych instytucji europejskich nie odpowiada wyzwaniom, przed którymi one obecnie stoją
Jednak imponujące jest to, jak daleko instytucje te zaszły w utrzymaniu jedności i wspólnym zrozumieniu znaczenia wsparcia dla Ukrainy. Wierzę, że znów uda się im znaleźć jakieś obejście, by iść naprzód nawet bez współpracy takich krajów jak Węgry, Słowacja czy inne.
Szczyt UE nie był w stanie przyjąć wspólnego oświadczenia w sprawie wsparcia dla Ukrainy, bo zablokowały je Węgry. Zdjęcie: Geert Vanden Wijngaert/Associated Press/East News
Stany Zjednoczone nie zamierzają zaostrzyć sankcji wobec Rosji. Co to oznacza?
Cóż, komunikat ze Stanów Zjednoczonych był bardzo jasny. Obecnie są one partnerami Rosji i dążą do narzucenia Ukrainie warunków kapitulacji dyktowanych przez Moskwę. To rzeczywistość, z którą muszą się obecnie zmierzyć Ukraina i Europa.
Właśnie dostosowanie się do tej rzeczywistości oraz szybkość, z jaką to nastąpi, będzie decydować o przyszłym bezpieczeństwie całego kontynentu.
Zdjęcie główne: Biuro Prezydenta Ukrainy
Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji”.
Przez ostatnie dwa lata głównym tematem szczytów NATO była wojna Rosji przeciwko Ukrainie. W 2023 roku w Wilnie przywódcy Sojuszu zgodzili się co do tego, że Ukraina może ominąć Plan Działania na Rzecz Członkostwa [Membership Action Plan; MAP – red.], a w zeszłym roku w Waszyngtonie oświadczyli, że kurs Ukrainy w kierunku NATO jest nieodwracalny.
W tym roku w Hadze na pierwszy plan wysunął się Donald Trump. Ze względu na niego maksymalnie skrócono oficjalną część szczytu, co sprawiło, że był to najdroższy szczyt w historii Sojuszu. Jak obliczyły holenderski serwis AD, każda minuta spotkania kosztowała milion euro.
Co jednak najważniejsze, członkowie NATO zgodzili się zwiększyć swe wydatki na obronność do 5% PKB. W tych 5% mają zostać uwzględnione również wydatki na pomoc dla Ukrainy. W końcowym komunikacie wszystkie kraje bloku uznały Rosję za długoterminowe zagrożenie i wyraziły „niezachwiane przywiązanie” do artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.
Na ile członkowie NATO są gotowi do rzeczywistego zwiększenia wydatków i jak wpłynie to na zdolność obronną Sojuszu? Czy sojusznicy planują wzmocnić wsparcie wojskowe dla Ukrainy? Czy Trump jest gotowy do produktywnej współpracy USA i NATO? I czy Zełenski zdołał przekonać amerykańskiego przywódcę do kontynuowania pomocy dla Ukrainy?
NATO najlepsze, ale trzeba zmian
Szczyt NATO w Hadze, pierwszy od powrotu Trumpa do Białego Domu, miał dwa główne cele. Pierwszy to uzgodnienie nowego podstawowego poziomu wydatków na obronność. Jak twierdzi Giuseppe Spatafora, analityk z Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, umowa w sprawie wydatków jest kluczowym elementem polityki transatlantyckiej Trumpa. Jednak ważne jest nie tylko wydawanie większych środków, ale także zrozumienie, na co są one przeznaczane – czyli jakie siły i zdolności należy tworzyć.
– Ten podział środków jest drugim kluczowym wynikiem szczytu, choć niewiele o nim wiadomo ze względu na jego tajny charakter – mówi Spatafora. – Oczekuje się, że dla realizacji nowych regionalnych planów obronnych sojusznicy zgodzą się na zwiększenie ogólnego zakresu zadań o 30%.
Jednak wzrost ten będzie nierównomierny. Stany Zjednoczone zasygnalizowały bowiem ograniczenie swych zobowiązań w zakresie odstraszania w Europie. Główny ciężar spadnie na europejskich sojuszników i Kanadę
Obecnie kraje NATO powinny przeznaczać na obronność co najmniej 2% swojego PKB. W ubiegłym roku wskaźnik ten osiągnęło 23 z 32 krajów członkowskich. Liderem jest Polska, która w ubiegłym roku wydała 4,1%, a w tym roku zamierza osiągnąć pułap 4,7%. Stany Zjednoczone wydają 3,4% PKB.
Kraje NATO zatwierdziły zwiększenie wydatków na obronność do 5% PKB do 2035 roku. Zdjęcie: Matthias Schrader/Associated Press/East News
Wydaje się, że większość sojuszników jest gotowa zgodzić się z tym nowym celem – tylko Hiszpania zgłosiła sprzeciw. Tony Lawrence, kierownik programu polityki obronnej i strategii estońskiego Międzynarodowego Centrum Bezpieczeństwa i Obrony (ICDS), zauważa, że niektórzy opowiedzieli się za dłuższym okresem wdrożenia, który miałby trwać dziesięć lat. Z drugiej strony krajowe plany wydatków ogłoszone przez inne kraje, w szczególności Wielką Brytanię, Francję i Niemcy, wskazują, że osiągnięcie nowego wskaźnika będzie dla nich trudne.
– Celem jest przeznaczenie 3,5% na podstawową obronę i kolejne 1,5% na szeroko pojęte bezpieczeństwo – mówi Lawrence. – Podstawowe wydatki na obronę wzrosną z obecnych około 500 mld do prawie 900 mld dolarów, co znacznie wzmocni potencjał NATO. Wcześniej planiści Sojuszu wskazali, że sojusznicy powinni wydawać 3-4% PKB, aby spełnić wymagania regionalnych planów obronnych uzgodnionych w Wilnie dwa lata temu.
Jeśli zwiększą wydatki do tego poziomu, będą gotowi stawić czoło wszelkim zagrożeniom pojawiającym się w obecnych warunkach
Tony Lawrence zastrzega, że choć NATO pozostaje najlepszym rozwiązaniem na przyszłość, musi się zmienić. Europejscy sojusznicy muszą wziąć na siebie większą część zadań i odpowiedzialności, a tym samym zwiększyć swój potencjał wojskowy.
Przekonanie, że Europa powinna przyspieszyć realizację tych planów, podziela m.in. prezydent Ukrainy. Według Wołodymyra Zełenskiego zwiększenie wydatków na obronność w ciągu 10 lat to bardzo powolne tempo, ponieważ w tym czasie Putin zdąży już stworzyć nową, dobrze wyszkoloną armię. Zełenski uważa też, że rosyjski przywódca planuje w ciągu najbliższych 5 lat przetestować artykuł 5 traktatu NATO.
Pokrzyżować plany Rosji
Zełenski do ostatniej chwili wahał się, czy wziąć udział w szczycie w Hadze, bo w ogłoszonym wcześniej porządku obrad Ukraina nie została wymieniona. Ponadto nie był jasny format jego ewentualnego spotkania z Donaldem Trumpem. Ostatecznie jednak prezydent Ukrainy odwiedził Hagę i miał dość napięty harmonogram: spotkał się m.in. z przywódcami UE i sekretarzem generalnym NATO, który ogłosił zwiększenie wsparcia dla Ukrainy: „W całym ubiegłym roku było to ponad 50 mld euro. Obecnie, do początku lipca, jest już 35 miliardów. Możemy więc śmiało założyć, że roczna kwota przekroczy ubiegłoroczną”.
Donald Trump przybył do Hagi wieczorem 24 czerwca, jako ostatni z przywódców krajów NATO. W drodze na szczyt, odpowiadając na pytania dziennikarzy na pokładzie swojego samolotu, oświadczył, że artykuł 5 traktatu NATO „można interpretować na różne sposoby”.
Jednak już podczas szczytu, widząc gotowość sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę, zapewnił, że będzie z nimi „do końca”
Europa przez dziesięciolecia polegała na amerykańskim potencjale militarnym. Praktycznie nie było więc zainteresowania inwestowaniem w alternatywy, zauważa Giuseppe Spatafora. Tyle że administracja Trumpa jednoznacznie zadeklarowała radykalne ograniczenie amerykańskiego wkładu:
– Jeszcze bardziej niebezpieczny jest precedens polegający na tym, że na początku 2025 roku Stany Zjednoczone, by osiągnąć własne cele dyplomatyczne, wywierały presję na Ukrainę, grożąc ograniczeniem pomocy. To poddało w wątpliwość przekonanie, że Europa może całkowicie polegać na amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa.
Giorgia Meloni i Mark Rutte na szczycie NATO. Zdjęcie: OPU
Dla przywódców krajów NATO kluczowym zadaniem strategicznym jest zapobieżenie rozłamowi w bloku. Julia Osmołowska, dyrektorka kijowskiego biura GLOBSEC, zauważa, że drugim celem strategicznym Rosji, oprócz całkowitego zniszczenia Ukrainy, jest doprowadzenie do rozpadu Sojuszu. Dla Rosjan jest to ważne zarówno psychologicznie, jako akt zemsty zemsta, jak ze względów bardziej praktycznych – chodzi o geopolityczny podział kontynentu europejskiego. Dlatego nawet jeśli Trump miałby być katalizatorem zwiększenia finansowania obronności, będzie to miało pozytywny skutek dla Europy:
– Zrozumienie sytuacji bezpieczeństwa wynika również z geografii: kraje na wschodnim skrzydle NATO, które są bliżej teatru działań wojennych w Ukrainie, lepiej rozumieją konieczność tego przesunięcia finansowania. Natomiast Grecja, Portugalia czy Hiszpania mają zupełnie inne rozumienie tych zagrożeń.
Jednak dla wszystkich ważne jest, by Ameryka wraz z europejskim wkładem w finansowanie NATO zachowała swoją obecność w Europie
Trump – Zełenski: trzy kwadranse o wsparciu
Dla delegacji ukraińskiej kluczowym wydarzeniem szczytu w Hadze były rozmowy Zełenskiego z Trumpem. Tło dla nich nie było zbyt sprzyjające: proces negocjacyjny w sprawie zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej zakończył się fiaskiem, a prezydent USA odmawia wywierania presji na Rosję, choć ta eskaluje ataki i nasila presję na Ukrainę. Ponadto wciąż pozostaje wiele nierozstrzygniętych kwestii – od tego, czy Amerykanie dostarczą lub sprzedadzą Kijowowi broń, po to, co stanie się z umową o rzadkich surowcach mineralnych.
Przed spotkaniem Trumpa z Zełenskim światowe media obiegła wypowiedź prezydenta USA z zamkniętego spotkania przywódców NATO. Miał on powiedzieć, że z Ukrainą „trzeba coś zrobić”, ponieważ sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Rozmowa Trumpa z Zełenskim trwała 45 minut, wspólnego oświadczenia dla mediów nie było.
Amerykański prezydent nazwał tę rozmowę „wspaniałą”: „To wspaniały czas, by zakończyć wojnę. Jeśli będę mógł, porozmawiam z prezydentem Putinem o tym, czy możemy zakończyć wojnę”
Jednak na pytanie dziennikarzy, czy rozmawiał z prezydentem Ukrainy o zawieszeniu broni, Trump odpowiedział: „Nie. Chciałem się tylko dowiedzieć, jak się ma”. Trump zgodził się również z oceną, że ambicje Putina mogą wykroczyć poza granice Ukrainy. Jednak nadal uważa, że rosyjski przywódca się pogubił i chciałby wycofać się z wojny.
Reakcja Zełenskiego była dość powściągliwa, chociaż on również uważa, że spotkanie przebiegło dobrze. Rozmawiano przede wszystkim o zakupie amerykańskich systemów obrony powietrznej i ewentualnej wspólnej produkcji dronów. Wcześniej Zełenski oświadczył, że Ukraina zamierza kupić co najmniej 10 amerykańskich systemów Patriot. Na konferencji prasowej Trump powiedział, że będzie szukał możliwości sprzedaży tych systemów Ukrainie, zastrzegając: „Zobaczymy, czy uda się udostępnić część z nich. One są potrzebne również nam”.
Spotkanie Zełenskiego i Trumpa trwało 45 minut. Zdjęcie: OPU
W opinii Julii Ozmołowskiej z dyplomatycznego punktu widzenia już samo to, że doszło do spotkania prezydentów USA i Ukrainy, jest czymś pozytywnym. Ważne są dwa elementy. Po pierwsze, konieczne jest utrzymanie intensywnego dialogu z Amerykanami na wszystkich możliwych szczeblach decyzyjnych i na szczeblu prezydentów. Po drugie, należy brać pod uwagę kontekst kontaktów rosyjsko-amerykańskich, które obecnie jakby utknęły w martwym punkcie. Ważne jest także, by dodać do amerykańskiej wizji aspekty ważne dla Ukrainy:
– Jeśli mówimy o merytorycznej części tego spotkania, to dla Ukrainy ważne jest poruszanie kwestii, które uważa za priorytetowe. Chodzi o wzmocnienie ukraińskiego systemu obrony przeciwlotniczej, o którym mówił prezydent Ukrainy, oraz o kwestię, którą Amerykanie są bardzo zainteresowani – wspólnej produkcja dronów. Bo Ukraina ma najlepsze doświadczenie we wdrażaniu innowacji związanych z dronami.
Poza tym spotkanie prezydentów jest okazją do zwrócenia uwagi na rzeczywisty stan rzeczy w Ukrainie, kontynuuje Julia Osmołowska:
– Rosyjskie narracje i dezinformacja, że Rosja kontroluje sytuację i faktycznie dominuje na polu bitwy, znajdują swoich, powiedzmy, odbiorców w Europie. Stwarza to niekorzystne tło dla zrozumienia rzeczywistej sytuacji i tego, w jakim stopniu pomoc dla Ukrainy może obecnie przyczynić się do jej przewagi w działaniach wojskowych.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji