Exclusive
20
min

Warszawa – Gdańsk – Mariupol: jak polskie doświadczenia w odbudowie miast mogą pomóc Ukraińcom

Odbudowa ukraińskich miast, zniszczonych przez rosyjskiego agresora, powinna być rozważana już teraz, przed zakończeniem wojny. Ukraińcy mogą tu polegać na doświadczeniach polskich miast, zniszczonych podczas II wojny światowej i odbudowanych po jej zakończeniu

Olga Gembik

Zrujnowana przez Niemców Warszawa, 1946 r. I Mariupol zniszczony przez Rosjan w 2022 r.

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Doświadczenie Mariupola i innych ukraińskich miast wymazanych z mapy nie jest wyjątkowe. 80 lat temu, podczas innej wojny, zostało unicestwionych wiele europejskich miast. Doświadczenia Rotterdamu w Holandii i Coventry w Wielkiej Brytanii, a także Warszawy i Gdańska, które zostały zrównane z ziemią, a potem podniosły się z ruin, dają nadzieję Ukraińcom na powrót do swoich domów.

Najśmielsze prognozy przewidują nie tylko odbudowę osiedli, ale także przekształcenie ich w wizytówki nowoczesnej architektury, gdzie najlepsi urbaniści będą spożytkują swój talent i potencjał.

Warszawa. Trzy mity

Podstawę odbudowy Warszawy stanowiło ponad 14,5 tys. archiwalnych teczek z dokumentami urbanistycznymi, mapami, planami, fotografiami i szkicami obrazów Bernarda Bellotto. Architekci zebrali to wszystko jeszcze przed zakończeniem II wojny światowej i na długo przed wyzwoleniem stolicy Polski.

– Na początku nie było wiadomo, czy Warszawa w ogóle zostanie odbudowana i czy pozostanie stolicą – mówi Michał Krasucki, Stołeczny Konserwator Zabytków, uczestnik dyskusji na temat odbudowy Mariupola, zorganizowanej przez Ukraiński Dom w Warszawie. – Były plany przeniesienia stolicy do Lublina. Ale fakt, że do miasta wracali jego dawni mieszkańcy, a także ci, którzy byli zafascynowani mitem odbudowy, przekonał nas, że nie ma innej drogi.

Podczas II wojny światowej zniszczeniu uległo 85% zabudowy Warszawy i 90% zakładów przemysłowych. Powstało 16 milionów ton odpadów budowlanych. Prace koncepcyjne dotyczące odbudowy rozpoczęły się w styczniu 1945 r., kiedy architekci, urbaniści, konserwatorzy i niektórzy mieszkańcy wrócili do Warszawy, by dokonać „inwentaryzacji” tego, co przetrwało i co było warte odbudowy.

– Architektura i urbanistyka mają wielką siłę w kształtowaniu emocji i myśli – mówi Michał Krasucki.

Zdecydowano więc, że pewne fragmenty Warszawy powinny być kotwicami, które połączą nas z przeszłością, choć jednocześnie będą miały ogromny emocjonalny wpływ na przyszłość

Te stare symbole musiały iść w parze z nowymi atrybutami odbudowy. Postanowiono zachować najstarszy rdzeń miasta, najbardziej ceniony przez architektów: Starówkę i historyczną oś, która biegła wzdłuż Traktu Królewskiego. To symboliczna przestrzeń, która miała łączyć starą i nową Warszawę.

Według Krasuckiego odbudowa stolicy Polski zrodziła co najmniej trzy mity. Są to: 1) mit Warszawy przedwojennej – i jej tzw. „złotego wieku”; 2) mit rekonstrukcji miasta, która stała się najważniejszym przedsięwzięciem budowlanym powojennej Polski; 3) mit Warszawy, która zawsze przeżywała traumę.

W miarę upływu czasu coraz bardziej fałszywy staje się ten pierwszy mit.

Efektem pracy wizjonerów i budowniczych była ostatecznie nowa Warszawa. Jej odbudowa wymagała czasu. Pierwszy okres odbudowy trwał 10 lat, a drugi 20-30 lat.

– Pokolenie moich rodziców, którzy dorastali w latach 50., w zasadzie oglądało Warszawę już odbudowaną, a częściowo zbudowaną od nowa – mówi Michał Krasucki. – Z czasem zmieniało się rozumienie i wizja zabytków, które powinny być zachowane. W latach 50. i 60. było wiele ruin – miejsc pamięci, ale w latach 70. było ich znacznie mniej. W latach 80. znaczenie pozostałych miejsc pamięci znacznie wzrosło.

Natomiast w 1980 r. odrodzone warszawskie Stare Miasto znalazło się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Współczesna Warszawa, ze strzelistymi drapaczami chmur z powodzeniem wkomponowanymi w miejski krajobraz oraz z miejscami pamięci organicznie zintegrowanymi z miejskim krajobrazem, zachowuje łączność z minionym „złotym wiekiem”

Szansa dla urbanistów

Barwna historia Gdańska, relacje polsko-niemieckie i korzystne położenie na wybrzeżu Bałtyku swego czasu doprowadziły do innej debaty na temat odbudowy miasta. Znaleziono właściwe rozwiązania, a centrum Gdańska stało się poligonem doświadczalnym powojennej odbudowy. Podczas gdy warszawiacy wciąż czekali na rozpoczęcie prac, miasto nad morzem już zakasywało rękawy.

– Gdańsk został zniszczony podczas II wojny światowej, toczyły się tu bardzo ciężkie walki – mówi dr Klaudiusz Grabowski z działu historii Muzeum Gdańska, który specjalizuje się w powojennej odbudowie miasta. – A później, gdy Armia Czerwona zdobyła Gdańsk, traktowała go jak wrogie niemieckie miasto, więc bombardowała go jeszcze przez dwa miesiące i grabiła. A że zabudowa była bardzo gęsta, kiedy wybuchały pożary, ogień szybko trawił część miasta bogatą w zabytki. Tak zniknęło 90% centrum Gdańska.

Gdańsk przed i po odbudowie

Jak jednak widać na zdjęciach z tamtych czasów, większość najbardziej monumentalnych budowli przetrwała. Udało się odbudować kościoły – z wypalonymi wnętrzami, lecz nienaruszonymi sklepieniami – a następnie przywrócić historyczne artefakty, które w porę ewakuowano z miasta. Pozbawione dachów i stropów domy zostały odrestaurowane, fasady zachowały oryginalne, cenne z punktu widzenia historii sztuki zdobienia.

– Jako że miasto było bardzo zniszczone, powojenne władze województwa tymczasowo przeniosły się do Sopotu – dodaje Klaudiusz Grabowski. – Był nawet pomysł, by przenieść tam stolicę województwa. I był też pomysł, by nie odbudowywać centrum Gdańska, a zamiast tego skupić się na dzielnicy Wrzeszcz, dużym obszarze, gdzie można by stworzyć nowe centrum. Trzecim pomysłem była budowa zupełnie nowej dzielnicy w pobliżu Nowego Portu.

W trakcie dyskusji o tym, co zrobić ze zniszczonym śródmieściem Gdańska, pojawiały się nawet nieśmiałe propozycje, że może należałoby skupić się na odbudowie Warszawy, skoro miasto nad morzem „jest niemieckie i mieszkali tu Niemcy”. Ostatecznie jednak władze posłuchały opinii grupy kompetentnych aktywistów skupionych wokół Władysława Czernego, prezydenta Gdańska, z wykształcenia architekta.

– Historycy sztuki popierali odbudowę Gdańska, bo miasto było cennym terenem z zabytkami – mówi Klaudiusz Grabowski. – Za odbudową przemawiały też kalkulacje ekonomiczne. Obliczono, że taniej będzie odbudować miasto na zniszczonej powierzchni niż wznosić je od podstaw w innym miejscu. Gdańsk był korzystnie położony, krzyżowały się tu wszystkie szlaki. I te właśnie względy przeważyły szalę. Odbudowa rozpoczęła się pod jednym warunkiem: uczynić Gdańsk ładniejszym, niż był przed zniszczeniem.

Żal za utraconymi na zawsze obiektami rekompensowały nieco decyzje ówczesnych urbanistów. Skupiali się na budownictwie, które znacząco poprawiłoby jakość życia mieszkańców: projektowali przestronne pomieszczenia z dostępem do naturalnego światła oraz przestrzenie z terenami zielonymi.

– Miasta budowane w XIX wieku nie miały tych zalet. Zagęszczenie zabudowy było tak znaczne, że ludzie byli pozbawieni wystarczającej ilości słońca, powietrza i zieleni. Dopiero zniszczenia wojenne umożliwiły te pozytywne zmiany – ocenia Grabowski.

Już na przełomie lat 1947-1948 główny konserwator zabytków Gdańska Jan Zachwatowicz ogłosił zakończenie odbudowy Starego Miasta. Kolejne prace budowlane kontynuowano w latach 50. i 60. Zakończyły się w latach 70.

Według Klaudiusza Grabowskiego odbudowa miasta być szansą dla urbanistów. Problemem współczesnych deweloperów w całej Polsce jest bowiem ogromne zagęszczenie zabudowy, brak przestrzeni z zielenią.

Ludzie żałują, że nie buduje się już tak jak w latach 60. i 70. Dlatego planując odbudowę miast i nowe projekty, trzeba zwracać na to uwagę, a nie tylko liczyć na korzyści z szybkich inwestycji

Mariupol. W stronę morza

Zniszczony Mariupol jest uważany za najbardziej wymowny symbol rosyjskich zbrodni – i ukraińskiego zwycięstwa. Według różnych szacunków zniszczeniu uległo do 90% zabudowy miasta, a w gruzach i na ulicach zginęło co najmniej 20 000 osób. Mimo tego, że miasto nadal jest pod okupacją i czeka na wyzwolenie, od pewnego czasu mówi się o jego odbudowie. Głównym zadaniem Ukraińców jest odbudowa Mariupola jako nowoczesnego miasta.

– Nie było odbudowy na taką skalę od czasów II wojny światowej – mówi burmistrz Mariupola Wadym Bojczenko. – Naszym zadaniem nie jest odbudowa tego, co było, ale zbudowanie nowego miasta, z nową gospodarką i nową przyszłością. W naszym odrodzeniu chcemy wziąć pod uwagę nowoczesne metody budowlane, zasady tworzenia wygodnej i dostępnej infrastruktury, wprowadzić „zieloną metalurgię” i zwrócić Mariupol w stronę morza.

„Miasto Marii” będzie miało unikalną wizję odbudowy, która została już opracowana przez cztery zespoły czołowych architektów i urbanistów. By zaangażować w to mieszkańców Mariupola, obecnie przesiedlonych do różnych miast Ukrainy, utworzono centra wsparcia o nazwie „JaMariupol”. Każdy może zadać sobie pytanie: „Jak powinno wyglądać miasto, by ludzie mogli do niego wrócić?” I szczerze na nie odpowiedzieć.

– Opracowując wielką mapę odbudowy nasz zespół ekspertów studiuje doświadczenia Europy i innych krajów – mówi Bojczenko.

Zainspirowało nas podejście Warszawy po II wojnie światowej i fakt, że plan odbudowy zaczął być opracowywany jeszcze przed wyzwoleniem miasta. Mariupol przechodzi teraz tę samą historyczną ścieżkę

Interesuje nas, z jakimi wyzwaniami musiała zmierzyć się stolica Polski, jakie decyzje zostały podjęte, co należy wziąć pod uwagę. Pomoże nam to uniknąć błędów w procesie odbudowy. Doświadczenie Gdańska jest interesujące z punktu widzenia odbudowy historycznej części miasta, ponieważ naszym celem jest nie tylko zbudowanie czegoś nowego, ale także zachowanie historii. Niestety, będziemy musieli odbudowywać historyczne centrum miasta kawałek po kawałku. Chcemy jednak zachować autentyczność Mariupola – naszą historię, kulturę i tradycje. Przywołując przykład Wrocławia, jesteśmy zainteresowani stworzeniem nowoczesnej infrastruktury transportowej i rozwojem gospodarki.

Miejsca pamięci i żałoby

Miejsca pamięci będą odgrywać ważną rolę w odbudowanym Mariupolu. Zrozumieli to 80 lat temu w Warszawie – i akcentują to dziś w planach odbudowy „Miasta Marii”.

Symboliczne wyspy żałoby są potrzebne do szczerego wewnętrznego dialogu z samym sobą dla tych, którzy mieszkają w osiedlach pamiętających wojnę. Będzie to również ekologiczny sposób na przeżycie traumy przez mieszkańców Mariupola

Niektóre z nietkniętych starych przestrzeni w odbudowanej Warszawie zostały pozostawione właśnie w tym celu.

– Jedną z takich dzielnic był Muranów, niegdyś mało przyjemne miejscem do życia [w czasie wojny było to getto żydowskie – przyp. aut.] – mówi Michał Krasucki. – Odbudowano go dużo później niż inne dzielnice, nawet elewacji długo nie malowano. Takim miejscem były też okolice Grobu Nieznanego Żołnierza, obecnie plac Marszałka Józefa Piłsudskiego – i kilka innych, które pozostawiono w Warszawie jako miejsca świadectw historycznych o bardzo silnym znaczeniu symbolicznym.

W Mariupolu najbardziej bolesnymi symbolami wojny stały się Teatr Dramatyczny i Azowstal.

– Mariupolskie rodziny ukrywały się w teatrze przed rosyjskim ostrzałem. W nadziei na ludzkie odruchy Rosjan Ukraińcy napisali przed budynkiem wielkimi literami: „DZIECI”. W odpowiedzi Rosjanie zrzucili na teatr dwie wielkie bomby, które zabiły setki ludzi – w tym dzieci. Mieszkańcy Mariupola nie chcą odbudowywać teatru. Jest potrzeba stworzenia miejsca pamięci w tym miejscu – mówi Wadym Bojczenko.

Opracowano już dwie koncepcje upamiętnienia. Jedna zakłada zachowanie ruin teatru przy jednoczesnej modernizacji otaczającego go obszaru, stworzenie publicznej przestrzeni do refleksji i udekorowanie jej instalacjami artystycznymi wokół teatru. Druga proponuje zachowanie części ruin pod szklaną kopułą.

Muzeum z dostępem do ruin i miejsca eksplozji znajdowałoby się pod placem, podobnie jak Muzeum 9/11 w Nowym Jorku

W publicznych dyskusjach mieszkańcy Mariupola zaproponowali też utworzenie Muzeum Utraconego Dzieciństwa – miejsca pamięci poświęconego dzieciom, które były świadkami wojny na pełną skalę.

Wsparcie zagranicznych instytucji – Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, Banku Światowego, Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID) – oraz inicjatywy ukraińskich przedsiębiorców nie pozostawiają wątpliwości, że prace na ruinach zniszczonych miast rozpoczną się zaraz po zakończeniu wojny. Miasta, do których powrócą ludzie, z pewnością zostaną odbudowane. Skoro odrodzenie udało się w powojennej Europie, uda się też w Ukrainie.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To już drugi list polskich kobiet skierowany do władz państwowych – tym razem tuż przed głosowaniem w Senacie nad ustawą o pomocy dla uchodźców z Ukrainy.

Poprzedni apel, podpisany przez ponad trzy tysiące kobiet – w tym trzy byłe Pierwsze Damy, Olgę Tokarczuk, Agnieszkę Holland i Janinę Ochojską, aż po zwykłe matki, babcie i córki – był odpowiedzią na weto prezydenta Karola Nawrockiego wobec ustawy gwarantującej tymczasową ochronę dla uchodźców.

Dziś wracamy z kolejnym apelem – tym razem skierowanym bezpośrednio do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i Marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Pisząc do nich, czujemy się w obowiązku mówić w imieniu tysięcy osób, które zaufały Polsce i podpisały nasz pierwszy list:

"Jako współorganizatorki i sygnatariuszki powyższego listu jesteśmy moralnie zobowiązane zaprezentować stanowisko tych tysięcy obywateli, kobiet, matek, żon, córek, sióstr i babć a także mężczyzn, mężów, ojców, synów, braci i dziadków na ręce Pani Marszałek oraz Pana Marszałka w zaufaniu, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę w dyskusji na Projektem Ustawy oraz podczas głosowań.

Stosowanie do listu protestacyjnego uważamy, że Projekt Ustawy powinien być pozbawiony politycznych sporów i celów i zapewniać trwałość i ciągłość zobowiązań Polski względem osób uciekających przed piekłem wojny.

1. W zakresie prawa do świadczenia 800+ i „Dobry Start” wprowadzenie regulacji jak dotychczas i niewarunkowanie go faktyczną aktywnością zawodową rodziców dziecka. Z tego względu prosimy, aby oczekiwania te odzwierciedlić w Projekcie i wprowadzić w nim przede wszystkim następujące zmiany:

2. W zakresie dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej - wprowadzenie regulacji jak dotychczas i nieróżnicowanie zakresu świadczeń według pochodzenia narodowościowego i wieku.

Zmiany te nie wymagają dalszego uzasadnienia poza to zawarte w treści listu protestacyjnego i poza te 3096 podpisów złożonych pod jego treścią. Ufamy, że Wysoki Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zadba o reputację Rzeczypospolitej Polskiej i trwałość jej zobowiązań względem jej przyjaciół".

20
хв

Musimy zagwarantować ciągłość zobowiązań Polski wobec osób uciekających przed piekłem wojny

Sestry

Zachód musi uczyć się od Ukrainy

Maryna Stepanenko: – W ciągu ostatniego miesiąca Polska kilkakrotnie odnotowała „przypadkowe” naruszenia swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne. W nocy 10 września doświadczyła bezprecedensowego ataku z udziałem 19 dronów. Jaka była Pana pierwsza reakcja na te prowokacje?

Anders Pak Nielsen: – Wszystko to wyglądało bardzo dramatycznie, ale jednocześnie była to jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować spokój i poczekać na fakty, zanim wyciągnie się wnioski. Kiedy śledziłem wydarzenia na bieżąco w mediach społecznościowych, rzeczywiście wydawało się, że Polska została zaatakowana.

Później stało się jasne, że prawdopodobnie to była prowokacja. To jest całkowicie zgodne z tym, co widzieliśmy wcześniej ze strony Rosji: różnymi sposobami testowania lub wywierania presji na Polskę, a także inne kraje NATO, co jest częścią szerszego podejścia do wojny hybrydowej. Ten incydent był bardziej dramatyczny, miał większą skalę, ale zasadniczo postrzegam go jako część tego samego schematu.

Wskazuje to na kolejną tendencję: ogólną eskalację wojny hybrydowej. Niestety, będzie ona trwała. I prawdopodobnie w przyszłości będziemy świadkami potencjalnie bardziej niebezpiecznych incydentów.

Co udowodniła ta prowokacja Rosji? Czy można mówić o niezdolności NATO do zestrzelenia 19 dronów i nieefektywnym wykorzystaniu zasobów, czyli drogich rakiet przeciwko tanim bezzałogowym statkom powietrznym? Jakie wnioski należy z tego wyciągnąć?

Kraje zachodnie muszą zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Wojna nadal się zaostrza, co prawdopodobnie doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z państwami europejskimi. Problem polega na tym, że Zachód nadal zastanawia się, czym jest „podstawowy” poziom zagrożenia.

W przypadku Polski nie sądzę, by siły zbrojne spodziewały się bezpośredniego ataku ze strony Rosji, ponieważ ostatni incydent nie był atakiem. Ale jasne jest, że nadszedł czas, by podnieść poziom gotowości, nawet jeśli do niedawna nie wydawało się to konieczne.

Problem polega na tym, że nie możemy wykluczyć możliwości rzeczywistych, bezpośrednich ataków w przyszłości. Czasami na Zachodzie tak bardzo skupiamy się na determinacji Ukrainy, że zapominamy, że Rosja jest równie zdeterminowana.

A ponieważ gospodarka wojskowa Rosji zaczyna słabnąć, myślę, że Rosja jest gotowa podjąć bardziej dramatyczne kroki, by wywrzeć presję na kraje zachodnie, w szczególności na Polskę, w celu zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy

Dla Rosjan to będzie kluczowy czynnik, który ma zmienić sytuację na ich korzyść.

Od początku inwazji obserwowaliśmy naruszenia przestrzeni powietrznej kilku członków Sojuszu – krajów bałtyckich, Rumunii. Jednak to były pojedyncze incydenty. Dlaczego właśnie Polska stała się celem masowego ataku rosyjskich dronów – i dlaczego właśnie teraz?

Polska ma decydujące znaczenie logistyczne dla kierowania zachodniej pomocy do Ukrainy. Położenie geograficzne również odgrywa ważną rolę. Po prostu łatwiej kierować drony do Polski niż, powiedzmy, do Niemiec czy Szwecji.

Ukraina zaoferowała swoją pomoc. Ma duże doświadczenie wojskowe. Czy NATO powinno wziąć to pod uwagę?

Tak. Ukraina szczególnie dobrze nauczyła się znajdować ekonomicznie efektywne środki zwalczania dronów, by nie marnować drogich rakiet na tanie cele. Kraje zachodnie również powinny zacząć opracowywać coś podobnego, własne odpowiedniki.

Niewielkie mobilne jednostki Ukrainy skutecznie przeciwdziałają dronom szahid, a obecnie pracują nawet nad stworzeniem dronów przechwytujących. Właśnie takich rozwiązań potrzebujemy. Ten incydent uświadamia to, że jeśli Polska nie była w pełni przygotowana na atak zaledwie 19 dronami, to co się stanie, jeśli spotka się z tak długotrwałymi atakami jak w Ukrainie?

I nie dotyczy to tylko Polski. Nie sądzę, żeby mój kraj, Dania, również był gotowy. NATO jako całość musi poważnie się nad tym zastanowić, ponieważ za rok możemy regularnie spotykać się z podobnymi atakami.

Rosyjski dron uderzył w dom we wsi Wyryki w województwie lubelskim. Polska, 10.09.2025. Zdjęcie: Dariusz Stefaniuk/REPORTER

To pierwszy przypadek, kiedy członek NATO musiał zestrzelić rosyjskie drony. Jak Pan ocenia reakcję i wynik operacji sojuszników?

Nadal nie wiemy, jaki będzie wynik, ponieważ nie widzieliśmy jeszcze reakcji. Do tej pory kraje NATO nie spieszyły się z nią. Pozytywnym aspektem jest, że skoncentrowały się na wsparciu Ukrainy – to główne zadanie.

Jednak minusem jest to, że NATO nie podjęło zdecydowanych działań przeciwko prowokacjom, co prawdopodobnie skłoniło Rosję do dalszych działań.

Widzieliśmy już naruszenia przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli w Morzu Bałtyckim. Jak dotąd nie udzielono żadnej realnej odpowiedzi na którąkolwiek z tych sytuacji

Mam nadzieję, że tym razem zobaczymy realne, zdecydowane konsekwencje – coś, co zmusi Rosję do zastanowienia się dwa razy, zanim spróbuje ponownie. Jeśli wszystko skończy się kolejną dyplomatyczną skargą, to nie wystarczy.

Ukraina – kluczowy gwarant bezpieczeństwa Europy

Jeśli Rosja zdecyduje się na kolejny krok, a ataki spowodują ofiary, to gdzie Pana zdaniem przebiega „czerwona linia”, która zmusi NATO do podjęcia bardziej zdecydowanych działań?

Pytanie brzmi, co naprawdę trzeba zrobić, by zaangażować w to Stany Zjednoczone. Jak dotąd reakcja Waszyngtonu była niezwykle słaba. Słyszeliśmy ostre oświadczenia ze strony NATO i niektórych krajów europejskich, ale od Donalda Trumpa – praktycznie nic.

Brak choćby zbliżonej [do NATO – red.] reakcji Stanów Zjednoczonych może skłonić Rosję do dalszych działań. Musimy zadać sobie pytanie: „Gdyby to był prawdziwy atak, z wybuchami w Polsce, to czy to by coś zmieniło?” Nie wiadomo. Ta niepewność jest niebezpieczna. Jeśli Rosja uważa, że Stany Zjednoczone nie zareagują, to co jest prawdziwym czynnikiem powstrzymującym?

W pewnym momencie może to podważyć samo NATO. Bo jaki sens ma sojusz, jeśli prowokacje nie mają żadnych konsekwencji?

Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy zdecydowaną reakcję USA. Wygląda na to, że Donald Trump zrobi wszystko, by uniknąć działań przeciwko Rosji. Mam jednak nadzieję, że inne kraje będą w stanie dać Putinowi do zrozumienia, że to nie jest droga, którą należy podążać.

Niedawno prezydenci USA i Polski odbyli ciepłe spotkanie w Waszyngtonie, co w Warszawie zostało odebrane jako pozytywny sygnał dla sojuszu amerykańsko-polskiego. Jak interpretuje Pan brak ostrych komentarzy ze strony Trumpa na temat ostatniej prowokacji, biorąc pod uwagę ten kontekst?

Nie sądzę, by ktokolwiek mógł naprawdę ufać Donaldowi Trumpowi. On sympatyzuje z niektórymi europejskimi przywódcami, w szczególności z Nawrockim – ale także z Putinem. To właśnie takich prawicowych przywódców lubi wspierać. Natomiast innych gości odwiedzających Waszyngton przyjmuje chłodno.

W końcu nie ma żadnych podstaw, by wierzyć, że Trump będzie wspierał Europę przeciwko Rosji. Od momentu objęcia urzędu pokazuje coś zupełnie przeciwnego

Ogólna tendencja polega na tym, że udział Ameryki w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy maleje. Dlatego budowanie naszego przyszłego bezpieczeństwa na „dobrych stosunkach” z Trumpem jest naiwnością. Europa potrzebuje alternatyw, które nie będą uzależnione od kaprysów amerykańskiego prezydenta.

Wiem, że stosunki między Polską a Ukrainą są skomplikowane, ale uważam, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Europy będzie silna oś polsko-ukraińska

Potrzebujecie szerszej dyskusji na temat budowy nowej europejskiej struktury bezpieczeństwa. Zamiast po prostu mówić o „gwarancjach” dla Ukrainy, musimy uznać samą Ukrainę za kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy, ponieważ ma ona największą armię, możliwości, determinację i położenie geograficzne, których potrzebujemy.

W przyszłości Europa musi zaakceptować fakt, że Stany Zjednoczone nie będą niezawodnym sojusznikiem przez dziesięciolecia. Stawianie na Waszyngton, co obecnie czyni Polska, jest po prostu naiwnością.

Donald Trump i Karol Nawrocki obserwują przelot samolotów wojskowych USA w Waszyngtonie, 3.09.2025. Zdjęcie: POOL via CNP/INSTARimages.com

Ponad jedna trzecia komentarzy w polskich mediach społecznościowych winą za prowokację z dronami obarcza Ukrainę. Dlaczego właśnie taka narracja została wybrana przez Kreml jako kluczowa? I na ile niebezpieczne może być takie przesunięcie punktu ciężkości – z mówienia o agresji Rosji na oskarżanie Ukrainy?

Nie można wykluczyć, że jakieś zakłócenia mogą skierować drony w niewłaściwym kierunku. Ale 19 dronów jednocześnie? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektóre z nich przyleciały z terytorium Białorusi. Nie sądzę, by ktoś serio wierzył, że Ukraina celowo wysłała drony do Polski.

Jeśli Polska jest zaniepokojona, rozsądną reakcją byłoby rozszerzenie swojego systemu obrony przeciwlotniczej na terytorium Ukrainy lub patrolowanie granicy w celu przechwytywania zagrożeń przed nią

Inicjatywy takie jak europejska Tarcza Nieba [projekt naziemnego zintegrowanego europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej, który obejmuje zdolności przeciwbalistyczne – przyp. aut.] byłyby silnym sygnałem dla Rosji, że takie działania nie będą tolerowane. Przyniosłyby też korzyści zarówno Polsce, jak Ukrainie.

Nie ma sensu obwiniać Ukrainy. Ukraina prowadzi wojnę, doświadcza masowych nalotów i oczywiście wykorzystuje środki walki radioelektronicznej. Czasami to powoduje zejście dronów z kursu, ale taka jest rzeczywistość na polu bitwy.

NATO nigdy nie stanowiło zagrożenia militarnego dla Rosji jako państwa – uważają niektórzy ukraińscy obserwatorzy. Z drugiej strony Sojusz stanowi realne zagrożenie dla reżimu politycznego Putina i właśnie dlatego rozpad NATO lub przynajmniej rezygnacja z ochrony krajów Europy Wschodniej, przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, były i pozostają priorytetem polityki Kremla. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co dadzą Moskwie prowokacje na wschodniej flance NATO?

Zgadzam się z tą opinią. NATO nie stanowi zagrożenia dla samej Rosji – nikt nie planuje inwazji na jej terytorium. Zarazem Sojusz stanowi ogromne zagrożenie dla imperialnych ambicji Kremla.

Dla Putina bycie wielkim mocarstwem oznacza posiadanie strefy wpływów nad mniejszymi sąsiadami – a NATO rujnuje tę ideę. Dlatego podważanie wpływów NATO jest jego obsesją

Nie sądzę również, abyśmy powinni wykluczać możliwość, że Rosja bezpośrednio zakwestionuje artykuł 5 w najbliższych latach. To nie będzie pełna wojna, ale drobne prowokacje, by sprawdzić, czy uda się wywołać rozłam, zwłaszcza przekonując Stany Zjednoczone do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli tak się stanie, spójność NATO ulegnie rozpadowi.

A kiedy NATO zostanie osłabione, kraje Europy Wschodniej zostaną pozostawione same sobie. Rzucenie wyzwania NATO jako sojuszowi jest dla Rosji złym rozwiązaniem. Znacznie łatwiej jest zrobić to z Estonią, Łotwą, Litwą lub Finlandią – z osobna. Właśnie w ten sposób Rosja będzie mogła zrealizować swoje ambicje imperialne.

Cel Rosji: znormalizować chaos

Czy Ukraina powinna wyciągnąć jakieś wnioski z tego incydentu?

Nie. Głównym problemem jest gotowość Zachodu do działania. Logicznym pierwszym krokiem byłoby rozszerzenie strefy obrony powietrznej na część terytorium Ukrainy – zaledwie kilkaset kilometrów od granicy – i zezwolenie zachodnim samolotom na patrolowanie tej przestrzeni powietrznej. Nie byłoby to zbyt ryzykowne i stanowiłoby jasny sygnał.

Rosja wysyła drony, by znormalizować przekonanie, że takie incydenty są czymś normalnym. Zachód musi znormalizować coś przeciwnego: stałą obecność wojskową Zachodu w Ukrainie, ochronę jej przestrzeni powietrznej i stopniowe podejmowanie dalszych działań, jeśli Rosja będzie nadal wywierać presję.

Jak dotąd Zachód nie wykazuje zainteresowania tą kwestią. Nie wystarczy po prostu chronić naszą stronę granicy. Trzeba przejąć ukraińskie doświadczenie w tworzeniu niewielkich, wyspecjalizowanych jednostek do ekonomicznego zestrzeliwania dronów. Uczenie się na doświadczeniach Ukrainy – co działa, a co nie – byłoby dobrym początkiem.

Czy zachodni politycy zdają sobie sprawę, że ich reakcja jest w rzeczywistości dość słaba? Czy rozumieją, że Rosja to widzi i wyciąga własne wnioski?

Nie sądzę, by większość zachodnich polityków zdawała sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja w Ukrainie. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, nie można wykluczyć, że dotknie to również nas. Kiedy jedna ze stron zbliża się do porażki, można spodziewać się bardziej dramatycznych działań, tyle że wielu tego nie dostrzega.

Większość polityków nie docenia również determinacji Putina. Istnieje powszechne przekonanie, że on szuka wyjścia z sytuacji, tyle że on jest nastawiony na wygranie tej wojny. \Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu.

Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu

Uważa Pan, że Ukraina może wygrać? Dzięki czemu, w jakich okolicznościach?

Pytanie, co oznacza „wygrać”. Jeśli chodzi o przywrócenie terytoriów do granic z 1991 roku, to jest to trudne. Wymagałoby to załamania się Rosji, na przykład długotrwałych ataków na jej logistykę, które doprowadziłyby do spadku morale – podobnie jak w przypadku Rosji po I wojnie światowej. To nie jest niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.

Obecnie Ukraina skutecznie się broni, podczas gdy Rosja jest w ofensywie i napotyka trudności. Jeśli Ukraina przejdzie do ofensywy, napotka podobne wyzwania. Dlatego wyzwolenie wszystkich terytoriów jest obecnie bardzo trudne bez wymuszonego załamania Rosji lub poniesienia przez nią ogromnych strat.

Jeśli definiujemy „zwycięstwo” jako zachowanie niepodległości Ukrainy, to tutaj jestem znacznie bardziej optymistyczny. Ta wojna nie dotyczy przede wszystkim terytorium, ale kontroli politycznej. Celem Putina jest dominacja nad Ukrainą i przekształcenie jej w państwo podobne do Białorusi. W tym sensie Ukraina wygrywa.

Gospodarka wojenna Rosji jest niestabilna i w ciągu najbliższego roku trudno będzie jej utrzymać się na obecnym poziomie. Ukraina, która ma wsparcie zachodnich sojuszników, jest w bardziej stabilnej sytuacji. Dlatego w tej wojnie na wyczerpanie Ukraina ma lepszą pozycję niż Rosja, nawet jeśli całkowite wyzwolenie terytorium pozostaje trudnym zadaniem.

20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress