Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Moja córka ma 18 lat i zaczęła w Polsce dorosłe życie. Dla niej jestem teraz „wariatką”
„Wychowywałam ją sama, robiłam wszystko, by zapewnić nam spokojne życie, ale mojej córce to najwyraźniej nie wystarcza. Czasami przeklinam siebie za to, że przyjechałam do Polski. Uratowaliśmy się fizycznie, ale nasze życie rodzinne i przyszłość córki zostały zniszczone”
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Jak z nią rozmawiać, by nie była jak ta ćma, która leci w stronę świecy?
Mieszkam w Polsce z moją 18-letnią córką. Od prawie dwóch lat uczyła się zdalnie w ukraińskiej szkole, ponieważ nie chciała przerywać nauki. W tym czasie poznała wielu polskich przyjaciół. Na początku bardzo się cieszyłam, że nie zamknęła się na nowy kraj i znajomych, ale teraz czuję, że coś mnie ominęło.
Nie zauważyłam albo nie mogłam zauważyć – pracuję na zmiany – że moja córka zaczyna wieść dorosłe życie. Gdy tylko skończyła 18 lat, oświadczyła, że nie zamierza już kontynuować nauki. Uznała, że to, co zdobyła w trakcie edukacji, jej wystarczy, a życie jest zbyt krótkie i nieprzewidywalne, by je marnować.
Moja córka jest piękna. Zawsze podobała się chłopakom. W Polsce poznała bogatego Polaka i zaczęła nowe życie. Śpi do południa, dba o siebie, wychodzi z domu w nocy, a wraca rano.
Z tym nowym chłopakiem, a raczej mężczyzną, bo ma 27 lat, ubierają się w drogie ciuchy, kupują podobne dresy i buty. Myślałam, że zemdleję, gdy na stole w kuchni znalazłam paragon za parę klapek wartych ponad 1500 zł. To była prawie połowa mojej miesięcznej pensji.
Próbowałam z nią spokojnie porozmawiać, ale bezskutecznie. Usłyszałam, że tylko marudzę, a ona wie, co robi. Kilka razy nie wytrzymałam i wykrzyczałam, co myślę o jej zachowaniu, że zachowuje się jak osoba uzależniona. Co się stanie, jeśli ten chłopak się nią znudzi? A co, jeśli zrobi jej dziecko?
Oczywiście ona ma gotową odpowiedź na wszystko. Mówi, że bycie od kogoś zależną nie jest niczym złym. Jeśli mężczyzna chce wydawać na nią pieniądze, byłaby głupia, gdyby z tego nie korzystała. Dowiedziałam się też, co myśli o mnie. Jej zdaniem lepiej cieszyć się bogatym życiem niż pracować na tak nędzne życie jak moje.
Boję się o nią. Boję się, że ten facet lub ktoś inny ją skrzywdzi. Nie wiem, jak z nią rozmawiać, by nie była jak ta ćma, która leci w stronę świecy.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zastałam ich tam oboje. Postanowiłam wykorzystać sytuację i porozmawiać z tym mężczyzną. Niestety nic z tego nie wyszło, bo zaciągnęła go do swojego pokoju, zabraniając mu słuchać „tej wariatki”.
Nigdy nie sądziłam, że dożyję czasów, gdy moje dziecko będzie tak o mnie mówić. Wychowywałam ją sama, robiłam wszystko, by zapewnić nam spokojne, godne życie. Ale jej to najwyraźniej nie wystarczyło.
Czasami przeklinam siebie za to, że przyjechałam z nią do Polski. Uratowaliśmy się fizycznie, ale nasze życie rodzinne i przyszłość mojej córki legły w gruzach. Teraz nie mogę nawet zmusić jej do powrotu do Ukrainy. Jest dorosła i sama może o sobie decydować. A może po prostu byłam złą mamą i dlatego teraz moje dziecko tak się zachowuje i mnie nie szanuje?
Justyna Maćkiewicz, psycholożka z Avigon.pl:
Droga Czytelniczko,
dziękuję, że podzieliła się Pani swoją trudną historią. Pani niepokój jest zrozumiały, a emocje związane z tą sytuacją przytłaczające. Jako matka chce Pani jak najlepiej dla swojej córki, ale zderza się ze ścianą, która Was dzieli. Łatwo czuć się bezradną w takiej sytuacji, lecz istnieją kroki, które może Pani podjąć, by spróbować poprawić Wasze relacje i wesprzeć córkę.
Pierwszym krokiem jest próba spojrzenia na sytuację z perspektywy córki. Przechodzi przez trudny okres w życiu, w którym próbuje odnaleźć siebie i swoją drogę. Przeprowadzka do nowego kraju to ogromne wyzwanie, a jej obecny styl życia może być sposobem na poradzenie sobie ze związanymi z tym trudnościami i znalezienie swojego miejsca w tym wszystkim.
Proszę unikać krytyki i pokazać, że chce ją Pani zrozumieć
Rozumiem, że jej wybory są dla Pani bolesne i niepokojące, ale proszę postarać się rozmawiać z nią w sposób otwarty i ze zrozumieniem. Proszę starać się unikać krytyki i osądzania, ponieważ mogłoby to Was jeszcze bardziej od siebie oddalić. Zamiast tego niech Pani zapyta, co ją teraz uszczęśliwia i co jest dla niej ważne. Warto pokazać, że chce Pani ją zrozumieć, nawet jeśli nie zawsze zgadza się z jej wyborami.
Kluczem jest zaufanie: jeśli córka poczuje, że jej Pani ufa, będzie bardziej skłonna do rozmowy o swoich planach na przyszłość.
Spróbujcie porozmawiać o jej marzeniach i planach. Nie po to, by krytykować jej obecny styl życia, ale przez ciekawość – co chciałaby osiągnąć, co ją motywuje, jak widzi siebie za kilka lat? To może być trudne, ale warto spróbować zrozumieć, dlaczego obecne życie jest dla niej atrakcyjne. Wspólne myślenie o przyszłości może skłonić ją do refleksji i sprawić, że zmiany staną się możliwe.
Jeśli chodzi o partnera córki, proszę postarać się go poznać bez oceniania. Być może po neutralnej rozmowie będzie Pani w stanie lepiej zrozumieć ten związek i znaleźć dla siebie więcej spokoju.
Fakt, że Pani córka idzie teraz własną drogą, nie neguje tego, co Pani dla niej zrobiła
Ważne jest również, by w tej sytuacji zadbała też Pani o siebie. Pani zdrowie psychiczne i emocjonalne ma w tym momencie kluczowe znaczenie. Rozmowy z bliskimi lub spotkania z przyjaciółmi mogą być teraz dla Pani dużym wsparciem. Jeśli chce Pani lepiej zrozumieć swoje emocje i znaleźć sposób na skuteczną komunikację, proszę rozważyć rozmowę z psychologiem lub terapeutą rodzinnym.
Na koniec chcę zapewnić, że nie jest Pani złą matką. Pani poczynania nie powinny być dla Pani powodem do niepokoju. Fakt, że Pani córka idzie teraz własną drogą, nie neguje wszystkiego, co dla niej Pani zrobiła. Wasze relacje wciąż mogą się zmienić i poprawić. Proszę starać się budować mosty, a nie mury – poprzez wspólne zainteresowania, wspólnie spędzany czas i nieoceniające rozmowy.
Pani miłość i wsparcie mogą pomóc córce znaleźć stabilność i dojrzałość w podejmowaniu decyzji. Życzę Pani dużo siły i cierpliwości w tym trudnym czasie.
Adaptacja w nowym kraju staje się prawdziwym wyzwaniem dla dzieci i nastolatków, zwłaszcza jeśli przyjechali tylko z jednym z rodziców. Bariera językowa, utrata przyjaciół i brak wsparcia dorosłych często powodują, że dzieci zamykają się w sobie i tracą motywację do nauki. Jak pomóc im się przystosować, nie stracić wiary we własne siły i znaleźć swoje miejsce w obcym kraju? Rozmawiamy o tym z Valentyną Kusznir, pedagożką z Poznańskiego Centrum Psychologiczno-Pedagogicznego.
Valentyna Kusznir. Fot. archiwum prywatne
Dorosły obok dziecka
– Na konsultację do naszego centrum skierowała Mykytę [imię zmienione – red.] administracja polskiej szkoły. Miał trudności w nauce – mówi Valentyna Kushnir. – Ma 16 lat, ale nadal uczy się w siódmej klasie, trzeci rok z rzędu. Na początku go to denerwowało, teraz jest mu obojętne. Niechętnie chodzi do szkoły, częściej zostaje w domu. Język polski zna słabo, podobnie jak jego mama. I prawdopodobnie właśnie to stało się pierwotną przyczyną wszystkich trudności. Jednocześnie chłopak jest zdolny do tego, by osiągać sukcesy.
Do Polski Mykyta przyjechał z mamą w 2023 roku. Zachorował i wymagał długotrwałego leczenia, więc matka zabrała go na leczenie do Ukrainy. Kiedy wrócił, okazało się, że w szkole nikt nie wiedział, dlaczego tak długo go nie było. Sam wstydził się o tym mówić, a mama nie spieszyła się z nawiązaniem kontaktu ze szkołą. Z powodu długiej nieobecności nauczyciele zdecydowali o pozostawieniu chłopca na drugi rok w tej samej klasie – a potem na kolejny. Za trzecim razem mama przeniosła go do innej szkoły. Ostatecznie dyrekcja tej szkoły skierowała Mykytę do nas na konsultację, by stwierdzić, co się z nim dzieje.
Natalia Żukowska: – Co najbardziej uderzyło Panią w tej historii?
Valentyna Kusznir: – Podobnie jak w wielu tego typu historiach, głównym problemem jest tutaj utrata kontaktu między matką a szkołą. W Polsce Mykyta i jego mama są sami. Kobieta bardzo dużo pracuje, więc chłopiec większość czasu spędza samotnie. Zarazem mama – pomimo wszystkich trudności – powinna wiedzieć, jak jej dziecko czuje się w szkole, być w kontakcie z nauczycielami. Nawet jeśli istnieje bariera językowa, nie należy się jej obawiać – w większości polskich szkół pracują ukraińscy nauczyciele lub asystenci, którzy są gotowi pomóc. Niestety, mama Mykyty nie wiedziała, jak funkcjonuje polski system edukacji. Jeśli dziecko na przykład zachorowało i długo nie chodziło do szkoły, trzeba przedstawić dokument potwierdzający, że za nieobecnością stał ważny powód – zaświadczenie od lekarza lub oficjalne potwierdzenie. Nauczyciele Mykyty nie znali przyczyn jego nieobecności i nie mogli odpowiednio mu pomóc, zapewnić opieki psychologiczno-pedagogicznej, której potrzebował.
Widzę wiele różnych sytuacji. Każda historia jest wyjątkowa, ale jednocześnie typowa, ponieważ wszystkie dotyczą tego samego: adaptacji.
Często mówimy, że adaptacja zależy od indywidualnych cech dziecka, i rzeczywiście tak jest. Ale jest jeszcze jeden bardzo ważny czynnik: dorosły towarzyszący dziecku, jego najbliższe otoczenie. Idealnie jest, gdy to jest rodzina. Jeśli dziecko przeprowadziło się wraz z rodziną, znacznie łatwiej mu się przystosować, ponieważ został zachowany „mikroklimat”: więzi z mamą, tatą, być może babcią lub dziadkiem. Środowisko się zmieniło, ale wewnętrzny krąg wsparcia pozostał.
Najtrudniej jest tym, które przyjechały tylko z mamą. W tym przypadku dziecko traci swoje środowisko, a mama swoje życie. Często jest wyczerpana i nie może poświęcić dziecku uwagi, ciepła, wsparcia.
Pytam matkę: ile czasu spędzacie razem, kiedy ostatnio czytaliście lub omawialiście film? Większość odpowiada: „No, w niedzielę, trochę”
A to często nie wystarcza i dziecko może się izolować.
Ale dlaczego wybierają izolację zamiast komunikacji?
Jest kilka powodów. Po pierwsze, cechy samego dziecka: nadmierna nieśmiałość lub wrażliwość emocjonalna. Po drugie, trudności w nauce. Jeśli dziecku przychodzi ona z trudem, zwłaszcza w szkole podstawowej, często zaczyna czuć się gorsze. Jeśli do tego dochodzą drwiny ze strony innych dzieci, sytuacja staje się zbyt bolesna. Po trzecie, język. Nie wszystkie dzieci szybko opanowują język polski, a język jest kluczowym czynnikiem. Albo pomaga dziecku się zintegrować, albo staje się poważną barierą.
Badałam tę kwestię na przykładzie dzieci, które uczęszczają do polskich szkół już od 3 lat. Widziałam różne przypadki. Pewien chłopiec na przykład opanował język polski tak dobrze, że nawet wygrał konkurs literacki, pisząc własne opowiadanie. Nawet nauczyciele byli zaskoczeni, ponieważ według danych naukowych dziecko potrzebuje około 6-8 lat, by opanować drugi język na poziomie native speakera. Są też jednak i inne historie, kiedy dzieci nawet po 3 latach życia w Polsce ledwo mówią po polsku. W takich przypadkach zazwyczaj ujawniają się pewne dysfunkcje lub specyfika rozwoju. Takie dzieci potrzebują profesjonalnej pomocy.
Co w takim przypadku powinni zrobić rodzice?
Nie czekać, tylko działać. Jeśli widzisz, że dziecko ma trudności, nie radzi sobie z nauką lub socjalizacją – nie milcz. W Polsce w takich sytuacjach szkoły same kierują dzieci na konsultacje psychologiczno-pedagogiczne, gdzie specjaliści określają przyczyny trudności i udzielają nauczycielom zaleceń, jak najlepiej pracować z dzieckiem. Często jednak zdarza się, że rodzice boją się tego kroku.
Rodzice myślą: jeśli dziecko jest kierowane do psychologa, to znaczy, że „coś jest z nim nie tak”. To błąd. Tutaj, w Polsce, panuje zupełnie inna kultura podejścia do pomocy psychologicznej. Jeśli dziecko ma trudności, nie oznacza to, że jest chore. To po prostu sygnał, że potrzebuje wsparcia
W poszukiwaniu bezpiecznej przestrzeni
Co najczęściej powoduje stres u dzieci po przeprowadzce: język, szkoła, utrata przyjaciół, nowe środowisko?
Wszystko to razem. Bo to jest wielka trauma związana z utratą domu, dotychczasowego życia, kręgu przyjaciół, języka. Każde dziecko przeżywa tę stratę na swój sposób, w zależności od wieku, typu układu nerwowego, indywidualnych cech. Duże znaczenie ma również doświadczenie związane z nauką. Jeśli przed wojną dziecko miało trudności w szkole – na przykład z koncentracją, pamięcią, mową – to w nowym środowisku wszystko to ujawnia się jeszcze bardziej.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia: nauka online. Podczas pandemii, a następnie wojny, wiele dzieci przez 2-3 lata uczyło się zdalnie. Teraz widzimy, że część z nich po prostu nie ma podstawowych umiejętności społecznych: nie wie, jak zachowywać się w klasie, jak współdziałać z innymi, jak prosić o pomoc lub wyrażać swoją opinię. Takie dzieci mają duże trudności z socjalizacją. I właśnie tutaj najważniejsza jest rola wsparcia dorosłych: nauczycieli, rodziców, psychologów.
Najważniejsze jest nie tylko nauczenie dziecka mówienia, ale także pomoc w poczuciu się akceptowanym. Bo bez poczucia bezpieczeństwa i akceptacji nie będzie ani mówienia, ani nauki, ani rozwoju
Pracuję w polskim systemie edukacji już od 3 lat i mogę powiedzieć, że tu naprawdę wiele się robi, by wspierać takie dzieci. Są asystenci międzykulturowi, którzy pomagają uczniom dostosować się, nawiązać kontakt, zrozumieć zasady obowiązujące w szkole. Jednak nawet przy takim wsparciu dziecku pozostaje własna decyzja: otworzyć się lub zamknąć. Z tymi dziećmi trzeba pracować delikatnie, stopniowo włączać je do grupy, tworzyć bezpieczną przestrzeń.
Valentyna Kusznir podczas zajęć z dziećmi. Zdjęcie: archiwum prywatne
Z jakimi problemami najczęściej zwracają się do Pani dzieci i ich rodzice?
Najczęściej z tym, że dziecku trudno przychodzi nauka. W szkole widzą, że ono się stara, ale materiał przyswaja powoli, nie nadąża. Zaczynamy to analizować.
Nie zawsze oznacza to, że dziecko jest „leniwe”. To słowo całkowicie wyeliminowałabym ze słownika
Bo dziecko zazwyczaj nie pracuje nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że to dla niego trudne. Potrzebuje dodatkowego wysiłku. A a nam może się wydawać, że nic nie robi.
Inne dzieci mają trudności z adaptacją, z umiejętnościami społecznymi. Nie potrafią nawiązywać kontaktów z rówieśnikami, nie rozumieją, jak zachowywać się w grupie. Widzimy więc całą gamę problemów, od edukacyjnych po psychologiczne i społeczne.
W europejskiej edukacji, w szczególności w polskiej, nie dąży się wyłącznie do zgromadzenia określonej ilości wiedzy, ale stara się dostosować nauczanie do dziecka, by czuło się komfortowo i odnosiło sukcesy.
W szkołach pytają: „Jakie są twoje mocne strony? Na czym możesz się oprzeć?”. Nasze dzieci i ich rodzice nie potrafią odpowiedzieć na te pytania
Dorośli przychodzą i mówią: „No cóż, on gra w gry”. Ale nie o to chodzi. Ważne jest, by dziecko znało swoje wewnętrzne zasoby – w czym jest dobre, a w czym słabe. To podstawa zdrowej samooceny i udanej adaptacji. Bardzo ważne jest, by zrozumieć, jakie mocne strony ma dziecko, a jakie słabe.
Co robić, gdy nauczyciele narzekają na opóźnienia klasy z powodu ukraińskich dzieci? Jak reagować jako rodzice?
Nauczyciele muszą zrozumieć, że przyswajanie dwujęzyczności to długotrwały proces. Dziecko potrzebuje czasu, żeby opanować język polski na poziomie szkolnym. Jeśli nauczyciele widzą, że się stara, pracuje, ale z jakichś powodów nauka przychodzi mu z trudem, kierują je do poradni psychologiczno-pedagogicznej, gdzie psychologowie, pedagodzy i logopedzi określają przyczyny niepowodzeń. W razie potrzeby zalecają szkole zapewnienie dziecku opieki psychologiczno-pedagogicznej poprzez zajęcia terapeutyczne z pedagogiem, dodatkowe zajęcia z przedmiotów nastręczających trudności, konsultacje z psychologiem, zajęcia mające na celu pokonanie konkretnych trudności itp. Polskie szkoły są naprawdę gotowe pomagać ukraińskim dzieciom. W placówkach edukacyjnych, w których pracowałam, nie było skarg na dzieci.
Co więcej, polski system przewiduje dodatkowe zajęcia z języka – zazwyczaj 10 godzin tygodniowo. Problem polega czasem na tym, że ukraińskie dzieci nie uczęszczają na te zajęcia, dlatego szkoły stopniowo z nich rezygnują. Zdarzyła mi się sytuacja, że rodzice ukraińskich dzieci nalegali na dodatkowe lekcje polskiego, a szkoła zorganizowała je dwa razy w tygodniu dla konkretnej klasy. Dało to zauważalny efekt: dzieci zaczęły nadrabiać zaległości w programie.
Jeśli pojawiają się skargi na wasze dzieci, należy działać systemowo:
1. Zwrócić się do nauczyciela lub wychowawcy klasy.
Jeżeli pojawiają się problemy w szkole, niezadowolenie z wyników nauki lub zachowania, należy pozostawać w kontakcie z nauczycielem i rozmawiać o tym, jak dziecko funkcjonuje w klasie. Często rodzice nie wiedzą, jak dziecko zachowuje się w szkole, ponieważ w domu jest zupełnie inne, na przykład ciche, bo zajęte telefonem.
2. Zrozumieć przyczyny i wspólnie opracować plan działania.
Nauczyciele cenią aktywnych rodziców. Jeśli rodzice wykazują inicjatywę, interesują się sytuacją i pomagają rozwiązywać trudności, nauczyciele wychodzą im naprzeciw i aktywnie wspierają dziecko. Jeśli ma ono problemy z nauką lub zachowaniem, ważne jest, by wspólnie z nauczycielem zrozumieć przyczyny. Jeśli kontakt z nauczycielem nie jest możliwy, można poruszyć tę kwestię na poziomie dyrektora.
Dzieci wrażliwe często stają się ofiarami
Z powodu opóźnień w nauce i braku przyjaciół dziecko może stać się ofiarą znęcania się. Jak wtedy postępować?
Ofiarą znęcania się może stać się każdy. Najczęściej stają się nimi osoby, które różnią się od większości – na przykład językiem, stylem zachowania, reakcjami na wydarzenia. Nasze dzieci również należą do kategorii takich „innych”, podobnie jak dzieci ze specjalnymi potrzebami, wrażliwe, nadpobudliwe itp. To może spotkać każdego.
Problem znęcania się istnieje wszędzie. Kraje europejskie pracują nad tym, jak mu zapobiegać i przeciwdziałać. Polska również. Nauczyciele przechodzą szkolenia, by rozpoznawać pierwsze oznaki i reagować na nie.
Co mogą zrobić rodzice? Wyjaśnić dziecku, jak się bronić. Niestety, nasze dzieci często nie potrafią tego robić.
Pytam dzieci: „Co zrobisz, jeśli ktoś cię obrazi?”. Większość odpowiada: „Zignoruję to, nic nie zrobię”. Pasywne podejście do siebie to pierwsza oznaka wrażliwości
Trzeba nauczyć dziecko bronić się słownie. Odpowiedź musi być jasna. Jeśli dziecko nie potrafi tego zrobić samo, powinno zwrócić się do nauczyciela. W szkole muszą być osoby, które mogłyby je chronić. Ważne jest, by reagować natychmiast, by nie ignorować problemu.
A jak rozpoznać pierwsze oznaki znęcania się?
Pierwsze oznaki to zmiana nastroju dziecka, unikanie kontaktu, niechęć do opowiadania o tym, co się dzieje. Jeśli grupa rówieśników wciąż dziecko wyśmiewa, ono zaczyna wierzyć, że to w nim tkwi problem.
Był taki przypadek w technikum: wyśmiewano chłopca, oblewano go wodą z zabawkowego pistoletu. Nauczycielka to zobaczyła i wszyscy, którzy się wyśmiewali, zostali ukarani: nastolatki pracowały społecznie, myły toalety, brały udział w remonrach. To nauczyło ich, że poniżanie ludzkiej godności jest niedopuszczalne.
Jeśli dziecku trudno nawiązać kontakt z kolegami z klasy i nauczycielami, w końcu przestanie chcieć chodzić do szkoły
Boję się mówić po polsku przed klasą
Jak często szkoły zwracają się do Pani z prośbą o wsparcie?
Nieustannie. Pracuję głównie z dziećmi obcokrajowców, wśród których jest wiele dzieci ukraińskich. W Polsce system jest bardzo dobrze zorganizowany, w każdej dzielnicy znajduje się poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Jednak obecnie, trzy i pół roku po masowym napływie Ukraińców, coraz częściej mamy do czynienia nie z problemami adaptacyjnymi, ale z problemami rozwojowymi, socjalizacyjnymi – w szczególności z trudnościami w komunikacji, z izolacją i konfliktami z otoczeniem.
Jakie objawy psychosomatyczne zauważa Pani u ukraińskich dzieci?
Ból brzucha, ogólne osłabienie. Ale jeśli problem ma charakter społeczny (wynika z braku kontaktów), dziecko po prostu nie chce chodzić do szkoły. Próbuje się izolować, zamyka się w sobie.
Dla nastolatka bardzo ważne jest uznanie w grupie. Ono często znaczy więcej niż oceny
Poznałam chłopca z trzeciej klasy, który przez cały rok chodził w wełnianych rękawiczkach bez palców, nawet w upale. To był jego sposób na samoobronę. Inny chłopiec, w drugiej klasie, w trudnych dla niego sytuacjach chował się pod stołem i płakał, ponieważ nie potrafił wyjaśnić, czego potrzebuje. Często dzieci noszą do szkoły swoje zabawki, by czuć się bezpieczniej.
Każde dziecko reaguje na swój sposób i we własnym tempie. Adaptacja zależy również od statusu społecznego i finansowego rodziny. Niskie zarobki rodziców, brak własnego miejsca do spania – to wszystko ma ogromny wpływ na samoocenę. Dziecko może wstydzić się swojej rodziny lub warunków mieszkaniowych, co utrudnia socjalizację.
Jak wiek dziecka wpływa na adaptację do życia za granicą?
Najtrudniej adaptują się nastolatki, ponieważ dla nich niezwykle ważne jest uznanie społeczne. Dziecko może usłyszeć drwiny pod swoim adresem i w efekcie zacząć bać się mówić na głos po polsku.
Wiele dzieci mówi mi: „Boję się mówić przed klasą”, bo myślą, że powiedzą coś nie tak i inni będą się z nich śmiać
To wielkie wyzwanie: mówić na głos przed całą klasą w innym języku. Tutaj ważne jest, jak działa wychowawca klasy, czy są opiekunowie, jak zorganizowana jest integracja.
Czy można stworzyć poczucie domu na obcej ziemi. Co jest do tego potrzebne?
Poczucie domu w obcym kraju w dużym stopniu zależy od osoby dorosłej, która jest w pobliżu. Zazwyczaj jest to mama. Jeśli jest otwarta, nastawiona na adaptację, a nie na: „to wszystko kiedyś się skończy i w końcu wrócimy”, pomaga to dziecku czuć się, jak w domu. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dom jest tam, gdzie jesteś ty i twoje dzieci. Uczymy się być szczęśliwi w warunkach, w których się znaleźliśmy. Bardzo ważne jest, żeby okazywać wdzięczność ludziom, którzy pomagają. Kiedy dziecko słyszy wdzięczność w rodzinie, także uczy się ją odczuwać. Tworzy to pozytywną narrację i pomaga się dostosować.
Orest Drul: – W kwietniu 2022 roku powiedziałeś, że Niemcy błędnie uważali, że ich głównym uczuciem wobec Rosji jest poczucie winy z powodu wywołania II wojny światowej (choć właściwie wywołali ją w sojuszu z Moskwą). Błędnie, ponieważ w rzeczywistości naród niemiecki kieruje się w większym stopniu nie poczuciem winy, ale niedostatecznie uświadomionym strachem przed Rosją. Przewidywałeś, że gdy Ukraina swoim oporem pokaże, że nie należy bać się Rosji, pozbawi to Niemców strachu. Czy spodziewałeś się, że rezultatem będzie skok popularności AfD?
Roman Keczur: – Nie, pozycja skrajnej prawicy nie wzmocniła się z tego powodu. Wzmocniła się, ponieważ kiedy tylko władza – na przykład w Niemczech czy w Polsce – skłoniła się ku konfrontacji z Rosją, pozostawiła skrajnej prawicy niszę kolaboracyjną. A skrajna prawica ją zajęła.
Czyli ta metamorfoza od strachu do gniewu nastąpiła wśród elit, a wśród wyborców ten strach przekształca się znacznie wolniej?
Dzieje się tak, ponieważ Rosja nadal nie przegrała, nadal stanowi zagrożenie, nadal podnosi temperaturę, nadal eskaluje. Dlatego ta postawa gniewu jako przeciwwagi dla strachu nie zwyciężyła ostatecznie. Gdyby Zachód pomógł Ukrainie wystarczająco, byśmy mogli wygrać wojnę, ta muzyka już by się skończyła i nikt nie mówiłby teraz o skrajnej prawicy i jej ewentualnym rewanżu.
Bo Europa nie umie wykorzystać pozbycia się strachu na swoją korzyść?
Tak, ale nie do końca.
Europejskie elity grają jednocześnie dwie partie w tej samej orkiestrze. Z jednej strony pomagają Ukrainie, z drugiej strony unikają wojny z Rosją. To rzeczy, które są ze sobą sprzeczne, dlatego ta partia jest tak trudna. I dlatego Rosja jeszcze nie przegrała
OK, Niemcy czy Węgrzy przeżyli traumę porażki z Rosjanami. Ale skąd taki strach u Polaków, w których pamięci historycznej zapisane są zwycięstwa nad Rosją?
Ponieważ Polacy w ciągu ostatnich trzydziestu lat stali się typowym narodem zachodnim, stali się demokracją konsumentów. To znaczy, że główny trend wyznaczają konsumenci.
A konsumenci zawsze będą się opowiadać nie za konfrontacją z silniejszym wrogiem z powodu jakichś wartości – oni będą głosować za kontynuacją konsumpcyjnego raju. Do tego potrzeba niewiele: wystarczy zdradzić Ukraińców, może jeszcze kraje bałtyckie. A zdrada w społeczeństwie konsumpcyjnym nie jest uważana za grzech. Tu usprawiedliwienie jest oczywiste: bo „Ukraińcy to źli ludzie”. To prosta sztuczka. „Ukraińcy dokonali rzezi wołyńskiej” – i dlatego nie żal ich zdradzić. Tak samo jak: „Żydzi ukrzyżowali Chrystusa, więc można ich niszczyć”. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą krzyczeć: „Ukrzyżuj go!”. Zawsze.
Tu nie chodzi tylko o Polaków: praktycznie wszystkie skrajnie prawicowe i skrajnie lewicowe ruchy w Europie są antyukraińskie i prorosyjskie. Wypełniają niszę kolaboracyjną. Chcą się dogadać, chcą się poddać Rosjanom. Boją się ich i zgadzają się być wasalami: przecież kiedyś ludzie żyli w PRL-u czy NRD – i nic, nawet jakieś jasne wspomnienia można znaleźć w swojej pamięci.
Innymi słowy, Ukraińcy w Polsce stali się źli, bo Polacy się boją?
To główny wektor społeczny, chociaż społeczeństwo nie jest tego świadome. Efekt wyparcia, ponieważ uderza to w narcystyczne wyobrażenie o sobie. Nie mówi się o tym, ale cała ich retoryka, wszystkie ich działania bezpośrednio na to wskazują. Mogą mówić, że nie lubią Putina, ale robią wszystko, by Putin zwyciężył.
Psychologowie społeczni mówią: „Nie słuchaj tego, co ludzie ci mówią – ludzie nie chcą tego, o czym mówią. Ludzie chcą tego, co robią”
A większość polskiego społeczeństwa atakuje dziś Ukraińców, osłabia ich, pomaga Rosjanom. Bo „Ukraińcy dokonali rzezi wołyńskiej”, bo „Ukraińcy produkują zbyt dużo zboża”, bo „Ukraińcy zabrali pracę” – w chociaż w Polsce bezrobocie jest najniższe w Europie.
Jest jeszcze jeden powód: w Polsce jest zbyt wielu Ukraińców. I to jest obiektywny powód. Są miejsca, gdzie się skupiają – nie mieszkają na wsi, mieszkają głównie w dużych miastach i stają się pewnym zagrożeniem kulturowym. Jest ich wielu, mówią innym językiem, mają własną kulturę w obcym, monoetnicznym państwie.
Strach jest główną przyczyną, ale są też inne, na przykład konkurencja. Każdy naród chciałby być pierwszy we wszystkim, najbardziej heroiczny.
Czyli zazdrość.
No tak, na przykład zazdrość.
Zazdrość o uwagę?
Konkurencja dotyczy też tego, kto jest ofiarą – to drugi poziom tej historii. To nie my, Ukraińcy, jesteśmy ofiarami rosyjskiej wojny. Wręcz przeciwnie – to my jesteśmy tymi, którzy uczynili ofiarami Polaków. To rywalizacja o to, kto jest ofiarą.
Czy to przejaw narcyzmu, o którym pisał Michał Olszewski?
Cóż, to jest rola ofiary, tylko opisana innymi słowami. Bo ofiara znajduje się w epicentrum historii, wszystko kręci się wokół niej. Bycie ofiarą zawsze wiąże się z narcystycznym triumfem.
Myślenie jak o grze o sumie zerowej: jeśli inna naród zwraca uwagę na swoją tragedię, to polskie cierpienie traci na wartości. Czy rywalizacja o rolę ofiary wynika z logiki konsumenta, ze strachu?
To są niezależne procesy. Według konsumenta wszyscy są winni, bo jemu się należy. A ofiara jest winna wszystkiemu, bo ona cierpi, podczas gdy inni cieszą się życiem. Jednak geneza tego „należy się” u konsumenta i u ofiary jest różna. Konsument cieszy się swą konsumpcją – narzeka, że zawsze wszystkiego jest za mało, ale się cieszy. A ofiara nie jest tej radości świadoma.
Nie chciałbym jednak, aby ton wypowiedzi sugerował, że są źli Polacy i wspaniali Ukraińcy. Po pierwsze, wiemy, że są różni Polacy. Po drugie, wiemy, że my nie jesteśmy świętymi i że w ogóle nie ma świętych. Nie chciałbym więc dolewać oliwy do ognia bezpodstawnej konfrontacji.
Większość ludzi, gdy pojawia się kwestia wojny i złego pokoju, wybierze zły pokój. Konsumenci to ludzie, którzy łatwo poświęcają przekonania, wartości, ponieważ ich nie mają, ponieważ ich wartości leżą w konsumpcji
Ich tożsamość kształtuje się wokół Pumy lub Adidasa, Mercedesa lub BMW. To „nowe” symulakry tożsamości. Ci ludzie nie myślą w kategoriach wartości takich jak godność, przekonania, światopogląd. Są od tego dalecy. Myślą w kategoriach komfortu, bezpieczeństwa, zapewnienia sobie bytu. Im jest obojętne, z kim się dogadują. I to jest tendencja światowa. Nie dotyczy to tylko Polaków. Dotyczy Gruzji... Połowy Europy...
Można się oburzać i potępiać, ale lepiej zrozumieć ten mechanizm i wykorzystać go. Chociaż i w Ukrainie nie brakuje takich osób – tych, których chaty stoją na skraju, tych, dla których to nie jest „ich wojna” i którym „państwo nic nie dało”. I którzy oburzali się, dlaczego Juszczenko wraz z Kaczyńskim polecieli bronić Tbilisi przed rosyjskimi samolotami. To tendencja we współczesnym świecie. Być może tak było zawsze. Wcześniej wojny były sprawą elit, a „zwykli” ludzie starali się trzymać z dala od „dynastycznych konfliktów”.
W dawnych czasach ta sprzeczność była rozwiązywana poprzez przymus. Poddanych po prostu zmuszano siłą do podporządkowania się. Teraz robią to państwa totalitarne. Problem pojawia się tylko w demokracjach wyborczych.
W czasach kryzysu interes społeczny wymaga, aby dla przetrwania podporządkować się wartościom niematerialnym, które są sprzeczne z „wartościami” konsumenta. W tradycji liberalnej ludzi nie można do tego zmusić, ale jeśli chce się ją ratować, dogadzanie konsumentom jest śmiertelnie szkodliwe
Nie mówię o tym, by ich „moralnie potępiać” – przecież nikt z nas nie jest święty. Mówię to, by zrozumieć proces społeczny. Potrzebujemy siły autorytetów, które potrafią odważnie i mądrze rozmawiać nie tylko z pasjonatami, ale także z konsumentami. W końcu jeśli wyobrazić sobie społeczeństwo, w którym 100% stanowią pasjonaci, to jest to społeczeństwo ciągłego konfliktu obywatelskiego. Dla swojej stabilności każda grupa potrzebuje konformistów.
Apelujemy o postawę obywatelską, zapominając, że rozmawiamy z konsumentami. Jeśli Putin stanowi zagrożenie utraty ich raju, po prostu poświęcą inne narody, traktując je jak pionki. Ponadto istnieje sceptycyzm wobec elit – konsumenci są bardzo sceptyczni wobec elit, ponieważ elity deklarują (nie zawsze uczciwie) wartości, wolność, demokrację, prawa człowieka, ekologię itp. A dla konsumenta oznacza to ograniczenie konsumpcji. Konsumenci nie rozumieją, że rezygnacja z wartości bardzo szybko doprowadzi do upadku konsumpcyjnego raju. Tak więc konsument nie ma wartości.
A długoterminowe planowanie wynika z posiadania przekonań i wartości: jeśli nie masz przekonań, to kogo tu kochałeś? Działasz sytuacyjnie, w każdej sekundzie, jak zwierzę. Kiedy ktoś je atakuje – ucieka, kiedy ono może kogoś zjeść – dogania. Oznacza to, że długoterminowa perspektywa planowania jest między innymi wynikiem wartości. A bez tego nie ma dobrobytu i odpowiednio konsumpcji.
A w naszych płynnych czasach, jak mówił Zygmunt Bauman, jedyną podstawą planowania jest właśnie oparcie się na wspólnych wartościach, ponieważ reszta – technologie, sposoby osiągania wartości itp. – jest zmienna. Czy naprawdę wszystko jest tak beznadziejne? Czy coś może być czynnikiem wyzwalającym, który zmieni kierunek trendów, w szczególności w polskim społeczeństwie?
Cóż, jest już taki czynnik: drony – i to, że Ukraińcy uczą Polaków, jak je odpierać. To właśnie jest ten czynnik.
Jeśli dojdzie do dalszego zaostrzenia konfliktu i Polacy lub inne kraje europejskie będą zmuszeni w pewnym stopniu przystąpić do tej wojny, to Ukraina oczywiście będzie dla nich wybawcą
To znaczy – jeśli jednak zostaną wciągnięci do wojny. Nie ma innego rozwiązania?
Myślę, że brakuje rozmowy na temat istoty sprawy, rozmowy mężów stanu, prawdziwej rozmowy, rozumiesz? Wszyscy kłamią. Elity dzisiaj kłamią, bo nie wierzą swojemu narodowi. Myślą, że jeśli powiedzą narodowi, tym konsumentom, prawdę, to konsumenci je odrzucą. Elity rozmawiają z ludnością, jak z dziećmi, nie przeciążając komunikatów prawdą. W tym celu wymyśliły nawet osobne słowo – one się „komunikują”.
Brakuje Kuronia.
Brakuje autorytetów, które potrafią mówić stanowczo, jasno, czasem ostro, ale zawsze z empatią. Prawie nie słyszę ich głosów.
Jaki mechanizm psychologiczny powoduje przejście nastrojów społecznych od strachu do gniewu?
Wiesz, to jak w medycynie: lekarstwo czy trucizna – zależy od stężenia. Umiarkowany strach przekształca się w gniew, a strach przekraczający pewien próg paraliżuje. Rosjanie dobrze znają ten przepis i cały czas próbują podnosić poprzeczkę eskalacji.
Ale ich słabość polega na tym, że uważają, że to jedyny przepis na ich zwycięstwo. A zawsze znajdzie się ktoś, kto zrozumie tę grę i będzie eskalował w odpowiedzi. Tak upadają wszystkie imperia.
Wirus brodawczaka ludzkiego (HPV) to grupa wirusów, które mogą prowadzić do niebezpiecznych chorób - od brodawek narządów płciowych po raka. Możesz zarazić się głównie poprzez kontakt seksualny, choroba może mieć ukrytą formę, a czasami w niesprzyjających warunkach nagle objawia się poważną chorobą.
W Polsce w obrębie państwowy program szczepień przeciwko HPVDwie szczepionki są dostępne za darmo: dwuwartościowy Cervarix i dziewięciowalentny Gardasil 9. Szczepienie przeprowadza się w dwóch etapach w odstępie między dawkami 6-12 miesięcy. Bezpłatne szczepienia są dostępne dla dzieci w wieku od 9 do 14 lat włącznie. Jeśli nastolatek otrzymał pierwszą dawkę szczepionki przed ukończeniem 14 roku życia, druga dawka jest również bezpłatna. Ukraińskie dzieci ze statusem UKR mogą również skorzystać z bezpłatnych szczepień.
Jak zapisać dziecko na szczepienie HPV/HPV?
• Można to zrobić w dowolnej klinice lub szpitalu Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) za pośrednictwem terapeuty rodzinnego;
• Zarejestruj się za pośrednictwem aplikacji MojeIKP.
Dlaczego ważne jest, aby szczepić dzieci tak wcześnie, jak to możliwe?
Ginekolog Ekaterina Sokol twierdzi, że najskuteczniejsze szczepienie jest przed rozpoczęciem życia seksualnego, ponieważ wirus ten pojawia się wkrótce po jego wystąpieniu.
„Jeden i ten sam typ HPV może być zakażony kilka razy w ciągu życia” - mówi lekarz. „Dlatego szczepienie jest wskazane nawet dla kobiet, u których zdiagnozowano już HPV i które są leczone z powodu przedrakowych zmian szyjki macicy. Szczepienie w tym przypadku zmniejszy ryzyko nawrotu. Ale jeśli dana osoba nie rozpoczęła jeszcze życia seksualnego, szczepienie będzie dla niego najskuteczniejsze”.
Czy konieczne jest szczepienie chłopców?
Chociaż mężczyźni nie cierpią na raka szyjki macicy, alesą aktywnymi nosicielami wirusa. Dlatego pokazano im również szczepienia, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. Nowotwory złośliwe i choroby związane z zakażeniem HPV u mężczyzn obejmują raka prącia, odbytu, raka płaskonabłonkowego jamy ustnej, gardła, krtani, migdałków i zatok przynosowych, a także brodawki narządów płciowych (brodawki). Temu wszystkiemu można zapobiec poprzez szczepienia.
Ile kosztuje szczepienie przeciwko HPV w Warszawie dla dorosłych i młodzieży powyżej 15 roku życia?
W prywatnych klinikach jedna dawka szczepionki Gardasil 9 kosztuje około 760 zł (w tym konsultacja lekarska). W niektórych regionach Polski (musisz zapytać, czy dotyczy to Twojej kliniki) bezpłatne szczepienia są również dostępne dla osób w wieku 15-25 lat w ramach programów finansowanych przez władze lokalne.
Dla osób powyżej 15 lat wymagane są 3 dawki szczepionki: drugą wstrzykuje się 2 miesiące po pierwszej, a trzecia wstrzykuje się 6 miesięcy po niej.
Według badań ochrona trwa dłużej niż 10 lat. Specjalne przygotowanie przed szczepieniem nie jest wymagane. Następnie mogą wystąpić działania niepożądane: ból w miejscu wstrzyknięcia, zaczerwienienie, obrzęk, ból głowy, gorączka, zmęczenie, nudności, a nawet zawroty głowy. Objawy są w większości łagodne i szybko ustępują.
Adaptacja w nowym kraju staje się prawdziwym wyzwaniem dla dzieci i nastolatków, zwłaszcza jeśli przyjechali tylko z jednym z rodziców. Bariera językowa, utrata przyjaciół i brak wsparcia dorosłych często powodują, że dzieci zamykają się w sobie i tracą motywację do nauki. Jak pomóc im się przystosować, nie stracić wiary we własne siły i znaleźć swoje miejsce w obcym kraju? Rozmawiamy o tym z Valentyną Kusznir, pedagożką z Poznańskiego Centrum Psychologiczno-Pedagogicznego.
Valentyna Kusznir. Fot. archiwum prywatne
Dorosły obok dziecka
– Na konsultację do naszego centrum skierowała Mykytę [imię zmienione – red.] administracja polskiej szkoły. Miał trudności w nauce – mówi Valentyna Kushnir. – Ma 16 lat, ale nadal uczy się w siódmej klasie, trzeci rok z rzędu. Na początku go to denerwowało, teraz jest mu obojętne. Niechętnie chodzi do szkoły, częściej zostaje w domu. Język polski zna słabo, podobnie jak jego mama. I prawdopodobnie właśnie to stało się pierwotną przyczyną wszystkich trudności. Jednocześnie chłopak jest zdolny do tego, by osiągać sukcesy.
Do Polski Mykyta przyjechał z mamą w 2023 roku. Zachorował i wymagał długotrwałego leczenia, więc matka zabrała go na leczenie do Ukrainy. Kiedy wrócił, okazało się, że w szkole nikt nie wiedział, dlaczego tak długo go nie było. Sam wstydził się o tym mówić, a mama nie spieszyła się z nawiązaniem kontaktu ze szkołą. Z powodu długiej nieobecności nauczyciele zdecydowali o pozostawieniu chłopca na drugi rok w tej samej klasie – a potem na kolejny. Za trzecim razem mama przeniosła go do innej szkoły. Ostatecznie dyrekcja tej szkoły skierowała Mykytę do nas na konsultację, by stwierdzić, co się z nim dzieje.
Natalia Żukowska: – Co najbardziej uderzyło Panią w tej historii?
Valentyna Kusznir: – Podobnie jak w wielu tego typu historiach, głównym problemem jest tutaj utrata kontaktu między matką a szkołą. W Polsce Mykyta i jego mama są sami. Kobieta bardzo dużo pracuje, więc chłopiec większość czasu spędza samotnie. Zarazem mama – pomimo wszystkich trudności – powinna wiedzieć, jak jej dziecko czuje się w szkole, być w kontakcie z nauczycielami. Nawet jeśli istnieje bariera językowa, nie należy się jej obawiać – w większości polskich szkół pracują ukraińscy nauczyciele lub asystenci, którzy są gotowi pomóc. Niestety, mama Mykyty nie wiedziała, jak funkcjonuje polski system edukacji. Jeśli dziecko na przykład zachorowało i długo nie chodziło do szkoły, trzeba przedstawić dokument potwierdzający, że za nieobecnością stał ważny powód – zaświadczenie od lekarza lub oficjalne potwierdzenie. Nauczyciele Mykyty nie znali przyczyn jego nieobecności i nie mogli odpowiednio mu pomóc, zapewnić opieki psychologiczno-pedagogicznej, której potrzebował.
Widzę wiele różnych sytuacji. Każda historia jest wyjątkowa, ale jednocześnie typowa, ponieważ wszystkie dotyczą tego samego: adaptacji.
Często mówimy, że adaptacja zależy od indywidualnych cech dziecka, i rzeczywiście tak jest. Ale jest jeszcze jeden bardzo ważny czynnik: dorosły towarzyszący dziecku, jego najbliższe otoczenie. Idealnie jest, gdy to jest rodzina. Jeśli dziecko przeprowadziło się wraz z rodziną, znacznie łatwiej mu się przystosować, ponieważ został zachowany „mikroklimat”: więzi z mamą, tatą, być może babcią lub dziadkiem. Środowisko się zmieniło, ale wewnętrzny krąg wsparcia pozostał.
Najtrudniej jest tym, które przyjechały tylko z mamą. W tym przypadku dziecko traci swoje środowisko, a mama swoje życie. Często jest wyczerpana i nie może poświęcić dziecku uwagi, ciepła, wsparcia.
Pytam matkę: ile czasu spędzacie razem, kiedy ostatnio czytaliście lub omawialiście film? Większość odpowiada: „No, w niedzielę, trochę”
A to często nie wystarcza i dziecko może się izolować.
Ale dlaczego wybierają izolację zamiast komunikacji?
Jest kilka powodów. Po pierwsze, cechy samego dziecka: nadmierna nieśmiałość lub wrażliwość emocjonalna. Po drugie, trudności w nauce. Jeśli dziecku przychodzi ona z trudem, zwłaszcza w szkole podstawowej, często zaczyna czuć się gorsze. Jeśli do tego dochodzą drwiny ze strony innych dzieci, sytuacja staje się zbyt bolesna. Po trzecie, język. Nie wszystkie dzieci szybko opanowują język polski, a język jest kluczowym czynnikiem. Albo pomaga dziecku się zintegrować, albo staje się poważną barierą.
Badałam tę kwestię na przykładzie dzieci, które uczęszczają do polskich szkół już od 3 lat. Widziałam różne przypadki. Pewien chłopiec na przykład opanował język polski tak dobrze, że nawet wygrał konkurs literacki, pisząc własne opowiadanie. Nawet nauczyciele byli zaskoczeni, ponieważ według danych naukowych dziecko potrzebuje około 6-8 lat, by opanować drugi język na poziomie native speakera. Są też jednak i inne historie, kiedy dzieci nawet po 3 latach życia w Polsce ledwo mówią po polsku. W takich przypadkach zazwyczaj ujawniają się pewne dysfunkcje lub specyfika rozwoju. Takie dzieci potrzebują profesjonalnej pomocy.
Co w takim przypadku powinni zrobić rodzice?
Nie czekać, tylko działać. Jeśli widzisz, że dziecko ma trudności, nie radzi sobie z nauką lub socjalizacją – nie milcz. W Polsce w takich sytuacjach szkoły same kierują dzieci na konsultacje psychologiczno-pedagogiczne, gdzie specjaliści określają przyczyny trudności i udzielają nauczycielom zaleceń, jak najlepiej pracować z dzieckiem. Często jednak zdarza się, że rodzice boją się tego kroku.
Rodzice myślą: jeśli dziecko jest kierowane do psychologa, to znaczy, że „coś jest z nim nie tak”. To błąd. Tutaj, w Polsce, panuje zupełnie inna kultura podejścia do pomocy psychologicznej. Jeśli dziecko ma trudności, nie oznacza to, że jest chore. To po prostu sygnał, że potrzebuje wsparcia
W poszukiwaniu bezpiecznej przestrzeni
Co najczęściej powoduje stres u dzieci po przeprowadzce: język, szkoła, utrata przyjaciół, nowe środowisko?
Wszystko to razem. Bo to jest wielka trauma związana z utratą domu, dotychczasowego życia, kręgu przyjaciół, języka. Każde dziecko przeżywa tę stratę na swój sposób, w zależności od wieku, typu układu nerwowego, indywidualnych cech. Duże znaczenie ma również doświadczenie związane z nauką. Jeśli przed wojną dziecko miało trudności w szkole – na przykład z koncentracją, pamięcią, mową – to w nowym środowisku wszystko to ujawnia się jeszcze bardziej.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia: nauka online. Podczas pandemii, a następnie wojny, wiele dzieci przez 2-3 lata uczyło się zdalnie. Teraz widzimy, że część z nich po prostu nie ma podstawowych umiejętności społecznych: nie wie, jak zachowywać się w klasie, jak współdziałać z innymi, jak prosić o pomoc lub wyrażać swoją opinię. Takie dzieci mają duże trudności z socjalizacją. I właśnie tutaj najważniejsza jest rola wsparcia dorosłych: nauczycieli, rodziców, psychologów.
Najważniejsze jest nie tylko nauczenie dziecka mówienia, ale także pomoc w poczuciu się akceptowanym. Bo bez poczucia bezpieczeństwa i akceptacji nie będzie ani mówienia, ani nauki, ani rozwoju
Pracuję w polskim systemie edukacji już od 3 lat i mogę powiedzieć, że tu naprawdę wiele się robi, by wspierać takie dzieci. Są asystenci międzykulturowi, którzy pomagają uczniom dostosować się, nawiązać kontakt, zrozumieć zasady obowiązujące w szkole. Jednak nawet przy takim wsparciu dziecku pozostaje własna decyzja: otworzyć się lub zamknąć. Z tymi dziećmi trzeba pracować delikatnie, stopniowo włączać je do grupy, tworzyć bezpieczną przestrzeń.
Valentyna Kusznir podczas zajęć z dziećmi. Zdjęcie: archiwum prywatne
Z jakimi problemami najczęściej zwracają się do Pani dzieci i ich rodzice?
Najczęściej z tym, że dziecku trudno przychodzi nauka. W szkole widzą, że ono się stara, ale materiał przyswaja powoli, nie nadąża. Zaczynamy to analizować.
Nie zawsze oznacza to, że dziecko jest „leniwe”. To słowo całkowicie wyeliminowałabym ze słownika
Bo dziecko zazwyczaj nie pracuje nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że to dla niego trudne. Potrzebuje dodatkowego wysiłku. A a nam może się wydawać, że nic nie robi.
Inne dzieci mają trudności z adaptacją, z umiejętnościami społecznymi. Nie potrafią nawiązywać kontaktów z rówieśnikami, nie rozumieją, jak zachowywać się w grupie. Widzimy więc całą gamę problemów, od edukacyjnych po psychologiczne i społeczne.
W europejskiej edukacji, w szczególności w polskiej, nie dąży się wyłącznie do zgromadzenia określonej ilości wiedzy, ale stara się dostosować nauczanie do dziecka, by czuło się komfortowo i odnosiło sukcesy.
W szkołach pytają: „Jakie są twoje mocne strony? Na czym możesz się oprzeć?”. Nasze dzieci i ich rodzice nie potrafią odpowiedzieć na te pytania
Dorośli przychodzą i mówią: „No cóż, on gra w gry”. Ale nie o to chodzi. Ważne jest, by dziecko znało swoje wewnętrzne zasoby – w czym jest dobre, a w czym słabe. To podstawa zdrowej samooceny i udanej adaptacji. Bardzo ważne jest, by zrozumieć, jakie mocne strony ma dziecko, a jakie słabe.
Co robić, gdy nauczyciele narzekają na opóźnienia klasy z powodu ukraińskich dzieci? Jak reagować jako rodzice?
Nauczyciele muszą zrozumieć, że przyswajanie dwujęzyczności to długotrwały proces. Dziecko potrzebuje czasu, żeby opanować język polski na poziomie szkolnym. Jeśli nauczyciele widzą, że się stara, pracuje, ale z jakichś powodów nauka przychodzi mu z trudem, kierują je do poradni psychologiczno-pedagogicznej, gdzie psychologowie, pedagodzy i logopedzi określają przyczyny niepowodzeń. W razie potrzeby zalecają szkole zapewnienie dziecku opieki psychologiczno-pedagogicznej poprzez zajęcia terapeutyczne z pedagogiem, dodatkowe zajęcia z przedmiotów nastręczających trudności, konsultacje z psychologiem, zajęcia mające na celu pokonanie konkretnych trudności itp. Polskie szkoły są naprawdę gotowe pomagać ukraińskim dzieciom. W placówkach edukacyjnych, w których pracowałam, nie było skarg na dzieci.
Co więcej, polski system przewiduje dodatkowe zajęcia z języka – zazwyczaj 10 godzin tygodniowo. Problem polega czasem na tym, że ukraińskie dzieci nie uczęszczają na te zajęcia, dlatego szkoły stopniowo z nich rezygnują. Zdarzyła mi się sytuacja, że rodzice ukraińskich dzieci nalegali na dodatkowe lekcje polskiego, a szkoła zorganizowała je dwa razy w tygodniu dla konkretnej klasy. Dało to zauważalny efekt: dzieci zaczęły nadrabiać zaległości w programie.
Jeśli pojawiają się skargi na wasze dzieci, należy działać systemowo:
1. Zwrócić się do nauczyciela lub wychowawcy klasy.
Jeżeli pojawiają się problemy w szkole, niezadowolenie z wyników nauki lub zachowania, należy pozostawać w kontakcie z nauczycielem i rozmawiać o tym, jak dziecko funkcjonuje w klasie. Często rodzice nie wiedzą, jak dziecko zachowuje się w szkole, ponieważ w domu jest zupełnie inne, na przykład ciche, bo zajęte telefonem.
2. Zrozumieć przyczyny i wspólnie opracować plan działania.
Nauczyciele cenią aktywnych rodziców. Jeśli rodzice wykazują inicjatywę, interesują się sytuacją i pomagają rozwiązywać trudności, nauczyciele wychodzą im naprzeciw i aktywnie wspierają dziecko. Jeśli ma ono problemy z nauką lub zachowaniem, ważne jest, by wspólnie z nauczycielem zrozumieć przyczyny. Jeśli kontakt z nauczycielem nie jest możliwy, można poruszyć tę kwestię na poziomie dyrektora.
Dzieci wrażliwe często stają się ofiarami
Z powodu opóźnień w nauce i braku przyjaciół dziecko może stać się ofiarą znęcania się. Jak wtedy postępować?
Ofiarą znęcania się może stać się każdy. Najczęściej stają się nimi osoby, które różnią się od większości – na przykład językiem, stylem zachowania, reakcjami na wydarzenia. Nasze dzieci również należą do kategorii takich „innych”, podobnie jak dzieci ze specjalnymi potrzebami, wrażliwe, nadpobudliwe itp. To może spotkać każdego.
Problem znęcania się istnieje wszędzie. Kraje europejskie pracują nad tym, jak mu zapobiegać i przeciwdziałać. Polska również. Nauczyciele przechodzą szkolenia, by rozpoznawać pierwsze oznaki i reagować na nie.
Co mogą zrobić rodzice? Wyjaśnić dziecku, jak się bronić. Niestety, nasze dzieci często nie potrafią tego robić.
Pytam dzieci: „Co zrobisz, jeśli ktoś cię obrazi?”. Większość odpowiada: „Zignoruję to, nic nie zrobię”. Pasywne podejście do siebie to pierwsza oznaka wrażliwości
Trzeba nauczyć dziecko bronić się słownie. Odpowiedź musi być jasna. Jeśli dziecko nie potrafi tego zrobić samo, powinno zwrócić się do nauczyciela. W szkole muszą być osoby, które mogłyby je chronić. Ważne jest, by reagować natychmiast, by nie ignorować problemu.
A jak rozpoznać pierwsze oznaki znęcania się?
Pierwsze oznaki to zmiana nastroju dziecka, unikanie kontaktu, niechęć do opowiadania o tym, co się dzieje. Jeśli grupa rówieśników wciąż dziecko wyśmiewa, ono zaczyna wierzyć, że to w nim tkwi problem.
Był taki przypadek w technikum: wyśmiewano chłopca, oblewano go wodą z zabawkowego pistoletu. Nauczycielka to zobaczyła i wszyscy, którzy się wyśmiewali, zostali ukarani: nastolatki pracowały społecznie, myły toalety, brały udział w remonrach. To nauczyło ich, że poniżanie ludzkiej godności jest niedopuszczalne.
Jeśli dziecku trudno nawiązać kontakt z kolegami z klasy i nauczycielami, w końcu przestanie chcieć chodzić do szkoły
Boję się mówić po polsku przed klasą
Jak często szkoły zwracają się do Pani z prośbą o wsparcie?
Nieustannie. Pracuję głównie z dziećmi obcokrajowców, wśród których jest wiele dzieci ukraińskich. W Polsce system jest bardzo dobrze zorganizowany, w każdej dzielnicy znajduje się poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Jednak obecnie, trzy i pół roku po masowym napływie Ukraińców, coraz częściej mamy do czynienia nie z problemami adaptacyjnymi, ale z problemami rozwojowymi, socjalizacyjnymi – w szczególności z trudnościami w komunikacji, z izolacją i konfliktami z otoczeniem.
Jakie objawy psychosomatyczne zauważa Pani u ukraińskich dzieci?
Ból brzucha, ogólne osłabienie. Ale jeśli problem ma charakter społeczny (wynika z braku kontaktów), dziecko po prostu nie chce chodzić do szkoły. Próbuje się izolować, zamyka się w sobie.
Dla nastolatka bardzo ważne jest uznanie w grupie. Ono często znaczy więcej niż oceny
Poznałam chłopca z trzeciej klasy, który przez cały rok chodził w wełnianych rękawiczkach bez palców, nawet w upale. To był jego sposób na samoobronę. Inny chłopiec, w drugiej klasie, w trudnych dla niego sytuacjach chował się pod stołem i płakał, ponieważ nie potrafił wyjaśnić, czego potrzebuje. Często dzieci noszą do szkoły swoje zabawki, by czuć się bezpieczniej.
Każde dziecko reaguje na swój sposób i we własnym tempie. Adaptacja zależy również od statusu społecznego i finansowego rodziny. Niskie zarobki rodziców, brak własnego miejsca do spania – to wszystko ma ogromny wpływ na samoocenę. Dziecko może wstydzić się swojej rodziny lub warunków mieszkaniowych, co utrudnia socjalizację.
Jak wiek dziecka wpływa na adaptację do życia za granicą?
Najtrudniej adaptują się nastolatki, ponieważ dla nich niezwykle ważne jest uznanie społeczne. Dziecko może usłyszeć drwiny pod swoim adresem i w efekcie zacząć bać się mówić na głos po polsku.
Wiele dzieci mówi mi: „Boję się mówić przed klasą”, bo myślą, że powiedzą coś nie tak i inni będą się z nich śmiać
To wielkie wyzwanie: mówić na głos przed całą klasą w innym języku. Tutaj ważne jest, jak działa wychowawca klasy, czy są opiekunowie, jak zorganizowana jest integracja.
Czy można stworzyć poczucie domu na obcej ziemi. Co jest do tego potrzebne?
Poczucie domu w obcym kraju w dużym stopniu zależy od osoby dorosłej, która jest w pobliżu. Zazwyczaj jest to mama. Jeśli jest otwarta, nastawiona na adaptację, a nie na: „to wszystko kiedyś się skończy i w końcu wrócimy”, pomaga to dziecku czuć się, jak w domu. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dom jest tam, gdzie jesteś ty i twoje dzieci. Uczymy się być szczęśliwi w warunkach, w których się znaleźliśmy. Bardzo ważne jest, żeby okazywać wdzięczność ludziom, którzy pomagają. Kiedy dziecko słyszy wdzięczność w rodzinie, także uczy się ją odczuwać. Tworzy to pozytywną narrację i pomaga się dostosować.
Ihor Usatenko: Władze ukraińskie mówią o co najmniej 20 tysiącach udokumentowanych przypadków porwania ukraińskich dzieci przez Rosję. Pojawiają się też wyższe szacunki dotyczące nieletnich obywateli Ukrainy, którzy są przedmiotem eksperymentów społecznych mających na celu ich reedukację i przekształcenie w Rosjan. W mediach ukazują się nagłówki, że dzięki ogromnym wysiłkom, przy wsparciu międzynarodowych partnerów, udało się odzyskać dwoje lub troje dzieci. Jak uczynić proces powrotu systemowym i skutecznym?
Ołeksandra Matwijczuk: Zacznę od liczb. W rzeczywistości te 20 tysięcy to tylko wierzchołek góry lodowej. Na przykład do momentu zamknięcia agencji USAID, laboratorium humanitarne Uniwersytetu Yale zidentyfikowało 35 tysięcy deportowanych dzieci, czyli więcej niż władze ukraińskie. Nikt nie zna dokładnej liczby, ale jedno jest pewne – jest to systemowa i szeroko zakrojona praktyka. Dlatego w marcu 2023 roku Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Putina oraz jego pełnomocniczki ds. praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej. Kiedy mówię, że Putin jest największym porywaczem dzieci na świecie, to nie jest tylko metafora.
Prawo międzynarodowe zostało stworzone w celu zapewnienia pewności prawa poprzez ustanowienie uzgodnionych i spójnych zasad postępowania państw w relacjach między sobą. A Rosja po prostu ignoruje prawo międzynarodowe i decyzje organizacji międzynarodowych. Nie istnieje uniwersalny mechanizm rozwiązania tej sytuacji. Trzeba działać w każdym przypadku indywidualnie, próbować angażować państwa pośredniczące, które utrzymują stosunki zarówno z Rosją, jak i z Zachodem. Kanada koordynuje działania państw w zakresie repatriacji ukraińskich dzieci. W tej koalicji powinniśmy zobaczyć np. Indie, Brazylię, kraje afrykańskie – czyli państwa mające bliskie więzi dyplomatyczne, polityczne i gospodarcze z Rosją. Rzekomo neutralne państwa należy angażować do rozwiązywania zadań humanitarnych. Nie można być neutralnym wobec ludzkiego cierpienia, bo wtedy nie jest to neutralność, lecz obojętność.
Jednostka Uniwersytetu Yale, która pomagała w odnajdywaniu ukraińskich dzieci, przestała funkcjonować w marcu. Powodem była decyzja administracji prezydenta Trumpa. Jaki jest obecnie poziom wsparcia praw człowieka w Ukrainie ze strony Stanów Zjednoczonych, zarówno na poziomie państwowym, jak i pozarządowym?
Zmienny. Jeszcze jako kandydat na prezydenta Trump zapewniał, że rozwiąże konflikt na Ukrainie w ciągu 24 godzin. Oczywiście nie udało mu się to, ponieważ Rosja sabotowała wszystkie próby Amerykanów zawarcia trwałego i sprawiedliwego pokoju. Putin chce osiągnąć swoje maksymalistyczne cele, dlatego dla niego Ukraina jest po prostu pomostem do dalszej agresji na Europę. Marzy o przywróceniu rosyjskiej strefy wpływów i dlatego drwi ze wszystkich inicjatyw pokojowych Trumpa. Warto tylko wspomnieć, że od początku tych pokojowych rozmów liczba ostrzałów miast Ukrainy wzrosła wielokrotnie.
Są jednak też pozytywne sygnały. Jednym z nich był dla mnie list Melanii Trump, który został przekazany podczas szczytu na Alasce. Jestem bardzo wdzięczna pierwszej damie Stanów Zjednoczonych, ponieważ jako jedyna na spotkaniu podniosła kwestię humanitarną. Uważam, że władze Ukrainy i organizacje pozarządowe powinny ściślej współpracować z administracją amerykańską w celu rozwiązania problemów humanitarnych. Tym bardziej że mamy do tego dobre podstawy, ponieważ według sondaży społecznych Amerykanie popierają walkę Ukrainy o wolność.
Przypomnę o negocjacjach ukraińsko-rosyjskich w Stambule, które nie przybliżyły nas do pokoju, ale umożliwiły zwrot ciał ukraińskich obrońców i wymianę jeńców wojennych według formuły 6 tysięcy za 6 tysięcy. Po tej dużej wymianie rzadziej jednak słyszymy o kolejnych. Jaka jest skuteczność mechanizmów powrotu ludzi do kraju?
Wymiany jeńców wojennych trwają. Problem polega na tym, że ogromna liczba ukraińskich obrońców i obrończyń nadal przebywa w niewoli w różnych zakładach karnych Federacji Rosyjskiej. Drugim problemem jest to, że w niewoli są oni poddawani torturom i nieludzkiemu traktowaniu. Osobiście przeprowadziłam wywiady z setkami osób, mężczyzn i kobiet, którzy byli systematycznie dręczeni, torturowani i padali ofiarami przemocy seksualnej. W tym sensie mam przekonanie, że czas działa na naszą niekorzyść. Część z tych osób może nie dożyć kolejnej wymiany. Powinny o tym pamiętać nie tylko społeczeństwo ukraińskie i władze, ale także nasi partnerzy.
Jeśli chodzi o rolę organizacji międzynarodowych, to one, jak wszystko inne, mają swój termin ważności. Staliśmy się mimowolnymi obserwatorami upadku systemu pokoju i bezpieczeństwa ONZ, który został stworzony w ubiegłym stuleciu, aby zapobiec nowym wojnom i masowej przemocy. Choć system ten opierał się na niesprawiedliwej architekturze, w której pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa miało wyjątkowe przywileje, przez pewien czas jakoś funkcjonował. Po tym, jak Rosja rozpoczęła agresywną wojnę, system bezpieczeństwa międzynarodowego stanął przed wyzwaniem: albo dogłębnie się zreformować, albo stopniowo zaniknąć. To wyjaśnia, dlaczego wiele mechanizmów, w szczególności Trzecia Konwencja Genewska o ochronie jeńców wojennych, nie działa prawidłowo, a Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża nie ma pełnego dostępu do naszych obrońców.
Jednak nawet taka sytuacja nie powinna służyć jako usprawiedliwienie. Wiele zależy nie tylko od wadliwych instytucji, ale także od ludzi, którzy w nich pracują. Dlatego mówimy międzynarodowym strukturom: “We want to see you trying every day” (pol. „Chcemy widzieć, jak codziennie podejmujecie wysiłki”). Muszą one niestrudzenie wykorzystywać wszystkie możliwości, tak jak Ukraińcy robią wszystko, aby przetrwać.
Dobry przyjaciel Ukrainy, brytyjski historyk Timothy Garton Ash, mówił o zniszczeniu PostWall i Postwar, czyli takiej zmiany powojennego świata, który znamy po upadku muru berlińskiego. Wygląda na to, że porządek, który został ustanowiony po II wojnie światowej, już de facto nie istnieje. A co na nas czeka w przyszłości?
Trudno przewidywać, ale jedyną prawdą jest to, że przyszłość nie jest wyznaczona z góry. Oznacza to, że mamy szansę wpływać na nią, aby ukształtować ją tak, jak chcemy. Szansa nie jest gwarancją, ale w naszym życiu nie ma żadnych gwarancji. Wydaje mi się, że wkroczyliśmy w okres globalnej burzy i że wojny będą coraz częściej wybuchać w różnych częściach świata. Rośnie liczba państw, które próbują wykorzystać rozpad starego ładu, aby zdobyć większy wpływ, władzę, terytoria i zasoby. Takie działania coraz bardziej popychają świat w kierunku logiki przemocy, a nie prawa.
O co tak naprawdę chodzi w agresywnej wojnie, którą Rosja rozpoczęła przeciwko Ukrainie? Chodzi o prawo kraju posiadającego broń jądrową i siłę militarną do narzucania swojej woli wspólnocie międzynarodowej, łamanie statutu ONZ i przymusową zmianę uznanych granic. Jeśli nie powstrzyma się Putina, jego przykład zachęci innych autorytarnych przywódców do podjęcia podobnych działań. Bo jeśli Rosja może, to dlaczego inni nie mogą? Świat oparty na „prawie siły”, a nie na „sile prawa”, nie jest nowym światem. Wręcz przeciwnie. Dokładnie tak go pamiętamy z lekcji historii. Jest on niebezpieczny dla wszystkich – nie tylko dla obywateli krajów, których podmiotowość będzie podważana. Dla obywateli mocarstw będzie on równie niebezpieczny, ponieważ zawsze będą musieli udać się w jakieś miejsce na świecie, aby udowodniać potęgę swojego państwa i tam umierać.
Jaką rolę może i powinna odgrywać Ukraina i Ukraińcy w tej nowej rzeczywistości geopolitycznej?
Ukraińcy nie mają innego wyboru, jak tylko walczyć: jeśli dla niektórych burza dopiero nadchodzi, to dla nas już się rozpoczęła. Rola Ukrainy jest znacząca, również dlatego, że od tego, kto wygra tę wojnę, będzie zależał kierunek rozwoju świata jutra. Pomoc dla Ukrainy to nie działalność charytatywna, ale pragmatyczna inwestycja w świat oparty na zasadach. Ukraińcy są tego świadomi. Nawet w rozmowach ze zwykłymi ludźmi wyczuwa się zrozumienie, że walczą oni nie tylko o siebie i swoją wolność, ale także o zachowanie porządku ustanowionego po 1945, zapobiegając w ten sposób ryzyku wybuchu III wojny światowej.
Pomimo częstych rozmów o pokoju, które szczególnie ożywiły się po powrocie do władzy Donalda Trumpa, Ukraina nadal zabiega o gwarancje bezpieczeństwa od innych krajów. Jakie mogą być te gwarancje?
Dla nas gwarancja bezpieczeństwa to coś, co może zmusić Putina do zrozumienia, że przegrał tę wojnę lub że nie warto jej dalej prowadzić. Jak powiedział na Alasce, Rosja będzie ją prowadzić do wyeliminowania pierwotnych przyczyn. Pierwotnymi przyczynami jest właśnie istnienie Ukrainy i odrębność jej narodu, jego podmiotowość i tożsamość. Kiedy Putin i Rosjanie zdadzą sobie sprawę, że nie uda im się wynarodowić Ukraińców, nadal będziemy mieli niebezpiecznego sąsiada, ale przynajmniej pojawią się czynnik, który będzie zniechęcać do dalszych ataków.
Co może być teraz tymi gwarancjami? Wiele mówiło się o członkostwie Ukrainy w NATO. Bez wątpienia zasługuje ona na to, ponieważ jest nie tylko beneficjentem, ale także potężnym elementem europejskiego systemu bezpieczeństwa. Ukraina ma największą armię na kontynencie i unikalne doświadczenie bojowe, którego brakuje armiom Sojuszu Północnoatlantyckiego, które przygotowywały się do minionych wojen. Współczesna wojna, w której tani dron może zniszczyć sprzęt wart miliony, wymaga nowych metod reagowania, które posiada nasz kraj. Jednocześnie NATO nie jest obecnie gotowe geopolitycznie, aby nas przyjąć, dlatego potrzebny jest realny kompleks działań o efekcie powstrzymującym, prewencyjnym i proaktywnym, zdolnym zapewnić bezpieczeństwo na poziomie artykułu 5 traktatu Waszyngtońskiego, ponieważ nikt nie zamierza powtarzać doświadczenia memorandum budapeszteńskiego, za które Ukraina zapłaciła trzecim co do wielkości arsenałem nuklearnym na świecie.
Jak ocenia Pani sytuację związaną z powrotem cywilów, którzy są bezprawnie przetrzymywani przez Rosję? Mowa tu o tysiącach ludzi, którzy zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym nie są jeńcami wojennymi i powinni zostać zwolnieni bez żadnych dodatkowych warunków. Zamiast tego obserwujemy systematyczne łamanie ich praw – odmowę dostępu do adwokatów, tortury, przymusową „paszportyzację” itp.
W pierwszych latach wojny Ukraina wysłała delegację do Rady Europy i wycofała się zobowiązań dotyczących przestrzegania szeregu praw, tłumacząc, że nie jest w stanie zapewnić wykonania postanowień europejskiej konwencji praw człowieka na terytoriach okupowanych przez Rosję. Kijów rzeczywiście nie ma żadnych narzędzi wpływu, ale to nie oznacza, że mamy pozostawić naszych obywateli tam na pastwę losu. Zgodnie z prawem międzynarodowym Rosja nie ma prawa aresztować cywilów, ale robi to i przetrzymuje ludzi przez lata. Są ludzie, którzy znajdują się w rosyjskiej niewoli jeszcze od czasów przed rozpoczęciem pełnoskalowej inwazji. Wielu cywilów zostało zabranych przez okupantów w lutym i marcu 2022 roku, kiedy stacjonowali w obwodzie kijowskim.
Wycofując się, wzięli ludzi jako żywe tarcze i sporej części z nich do tej pory nie udało się wyzwolić. Przebywają oni w rosyjskich więzieniach i są torturowani. Nie podlegają oni również wymianie, ponieważ ludność cywilna musi być bezwarunkowo zwolniona. Ponadto takie wymiany zamieniają sytuację w handel ludźmi: dziś Rosja uwolni setkę, a jutro porwie dziesięć razy więcej osób na okupowanych terytoriach. Dlatego należy szukać innych mechanizmów uwolnienia. Na razie nie ma uniwersalnych rozwiązań i prace prowadzone są indywidualnie dla każdego przypadku.
Proszę podzielić się jedną z takich historii.
Aby nadać tej kwestii ludzki wymiar, opowiem o niedawnym spotkaniu z bardzo małą dziewczynką. Pracujemy nad sprawą jej matki – cywilnej mieszkanki okupowanych terytoriów. Dziewczynka ma około 5-6 lat. Mówi, że pamięta mamę, mimo że ta od kilku lat przebywa w rosyjskiej kolonii. O matce wiadomo, że była wielokrotnie ofiarą gwałtów zbiorowych, a dziś toczy się przeciwko niej sfabrykowany proces o zdradę stanu, mimo że nie posiadała obywatelstwa Federacji Rosyjskiej. Ktoś zapewne powiedział tej dziewczynce, że jestem jakąś ważną i wpływową osobą, laureatem Nagrody Nobla, ponieważ podeszła do mnie z jakąś nadzieją, objęła mnie i zapłakana poprosiła: „Proszę, zwróć mi moją mamę”. W tym momencie czujesz się po prostu zdruzgotany, ponieważ mając spore doświadczenie jako prawnik międzynarodowy i znając te mechanizmy prawne, nie masz żądnej możliwości przywrócić jej mamy. Ponieważ wszystkie te mechanizmy prawne nie działają. Dlatego prowadzimy międzynarodową kampanię „People First”, uzupełniając normy prawne sankcjami, presją dyplomatyczną i sprawami karnymi na podstawie jurysdykcji uniwersalnej, aby odpowiedzialność ponosili nie tylko przywódcy państwowi, ale także konkretni sprawcy przestępstw.
W czerwcu w Luksemburgu utworzono specjalny trybunał ds. Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie. Z dotychczasowych doświadczeń logiczne wydawałoby się utworzenie podobnego organu pod egidą Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale z oczywistych powodów (Rosja ma prawo weta) nie mógł on tam powstać. Dlatego postanowiono utworzyć go w ramach prawnych regionalnej organizacji międzynarodowej, która zostanie utworzona na podstawie porozumienia Ukrainy, Rady Europy i pozaeuropejskich krajów sojuszniczych. Czy nie skończy się to ostatecznie tym, że nowy organ przestanie być traktowany poważnie?
Nie, to oznacza coś innego. Oznacza to, że na szczeblu międzynarodowym dwie trzecie krajów głosujących w Zgromadzeniu Ogólnym nie ma odwagi i odpowiedzialności, aby uznać Rosję za agresora. Tylko tyle to oznacza. Wiele krajów nie odważyło się na to lub nie chciało popsuć z nią stosunków. Ponadto Rada Bezpieczeństwa została zablokowana, a rezolucje ONZ były corocznie przyjmowane bez wzmianki o trybunale, ponieważ nie było konsensusu co do ukarania Putina i jego otoczenia. Dlatego postanowiono działać poprzez regionalną organizację międzynarodową – Radę Europy, która opiera się na zasadach demokracji i praw człowieka. Skuteczność trybunału będzie teraz zależała nie od jego formy organizacyjnej, ale od tego, ile krajów będzie gotowych dołączyć, zainwestować czas i wysiłek w ściganie zbrodniarzy wojennych na najwyższym szczeblu. Będzie to test dla społeczności międzynarodowej, ponieważ głosy z Europy to tylko głosy z jednej części świata; są jeszcze kraje Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Rosja od dziesięcioleci stosuje wojnę do osiągania celów geopolitycznych, a liczne kraje, ze względu na bliskie powiązania z nią, powstrzymują międzynarodową reakcję na jej zbrodnie.
Istnieje wyjaśnienie, dlaczego autorytarni przywódcy tak postępują. Jednak media podawały informacje o sprzeciwie wobec utworzenia trybunału ze strony Stanów Zjednoczonych Ameryki.
To odosobniony przypadek. Szereg obserwatorów dostrzegał sprzeciw wobec utworzenia odrębnego trybunału specjalnego ze względu na ryzyko stworzenia precedensu dla własnych operacji wojskowych, konieczność utrzymania kanałów dyplomacji dwustronnej z Rosją oraz ograniczoną skuteczność tego typu struktur. Mamy tu też do czynienia z różnicą między stanowiskiem administracji Bidena a stanowiskiem administracji Trumpa. Wiemy, że kiedy został prezydentem, wszystkie programy wspierające międzynarodowy wymiar sprawiedliwości zostały zlikwidowane. Trump ogłosił priorytet pokoju na podstawie porozumienia i najwyraźniej postrzega sprawiedliwość jako coś, co utrudnia osiągnięcie porozumienia. Stany Zjednoczone nie są członkiem Międzynarodowego Trybunału Karnego. Mają własny system sądowniczy, który kształtował się przez wieki i tradycyjnie nie wykazywały dużego zainteresowania wspieraniem globalnych mechanizmów międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości.
Rok temu Ukraina ratyfikowała Rzymski Statut Międzynarodowego Trybunału Karnego i stała się jego pełnoprawnym członkiem. Mówiono, że nie zrobiono tego wcześniej z powodu obaw kręgów wojskowo-politycznych, że ukraińscy wojskowi mogą stać się przedmiotem ścigania przez MTK, nawet pomimo istnienia mechanizmu komplementarności, który przewiduje, że Trybunał nie ingeruje, jeśli sam kraj odpowiednio prowadzi dochodzenie w sprawie przestępstw. Czy nie było za późno na podjęcie takiej decyzji?
Jako koordynatorka grupy obrońców praw człowieka EuroMajdan SOS, w 2014 roku zainicjowałam kampanię na rzecz ratyfikacji Statutu Rzymskiego. Chcieliśmy, aby niezależnie od kwestii agresywnej wojny Rosji, niezależnie od żadnej władzy, od politycznych i ideologicznych wahań, nikomu nie przyszło do głowy strzelać do pokojowych demonstrantów na centralnym placu europejskiej stolicy. Ponieważ jest to zbrodnia przeciwko ludzkości, którą właśnie powinien zajmować się Międzynarodowy Trybunał Karny.
Dlaczego decyzja została podjęta z takim opóźnieniem? Mam prostą odpowiedź – sprawiedliwość nie była priorytetem przed pełnoskalową inwazją. Przed 2022 rokiem w Ukrainie praktycznie nie dochodziło do skutecznego wymierzenia kary za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Ukraiński kodeks karny nie przewidywał odpowiedzialności za masowe zbrodnie na terytoriach okupowanych. W ciągu 8 lat wojny wydano tylko cztery wyroki sądowe. Poprzednie i obecne władze nie traktowały sprawiedliwości jako priorytetu, ale po 2022 r. stała się ona żądaniem milionów Ukraińców, których bezpośrednio dotknęła wojna. Ratyfikacja Statutu Rzymskiego była również zgodna z kryteriami integracji europejskiej i przyczyniła się do zwiększenia uwagi poświęcanej odpowiedzialności za zbrodnie wojenne.
Z drugiej strony widzimy jednak, że Ukraina musi spełniać takie kryteria, podczas gdy na przykład Węgry, członek Unii Europejskiej i NATO, wychodzą spod jurysdykcji MTK.
Jest na to wyjaśnienie. Unia Europejska ma większy wpływ na kraj kandydujący. Kiedy kraj jest już członkiem wspólnoty UE, bardzo trudno jest coś z nim zrobić, ponieważ musi istnieć konsensus, przynajmniej z wyjątkiem tego kraju. Międzynarodowy Trybunał Karny nie ma podległej mu międzynarodowej policji i nie po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, w której kraje-uczestnicy Statutu Rzymskiego naruszają swoje zobowiązania. Można podać przykład: kiedy MTK wydał nakaz aresztowania prezydenta Sudanu Omara al-Bashira za ludobójstwo w Darfurze, a on przez kilka lat bez przeszkód podróżował po krajach Afryki.
Albo Władimir Putin, który przyjechał do Mongolii i ponownie wybiera się do Tadżykistanu...
Mongolia to kraj położony między Chinami a Rosją, gdzie trudno jest prowadzić stanowczą politykę zagraniczną. Jednocześnie świat dla Putina zaczyna się kurczyć: w 2023 roku nie mógł przyjąć zaproszenia prezydenta Cyrila Ramaphosy na szczyt BRICS w RPA. Powodem była kampania społeczeństwa obywatelskiego. W 2024 roku odmówił też udziału w szczycie G20 w Brazylii. Krótkoterminowe skutki nakazu aresztowania są już widoczne. Krąg bezkarności – przywódców, którzy ściskają dłoń Putinowi – zawęża się. Zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z osobą, co do której wydano wyrok Międzynarodowego Trybunału Karnego. Niektórzy, jak Orban, tymczasowo mogą sobie na to pozwolić, ale większość polityków, biorąc pod uwagę opinię wyborców, nie może tego zrobić bez konsekwencji dla swojej reputacji i wyników wyborczych.
Powinno to być nie tylko i nie tyle kręgiem solidarności z Ukrainą, ale raczej zjednoczeniem tych, którzy bronią wolności. Ukraina stoi na czele tej walki, ale nie chodzi tylko o nią: jeśli nie powstrzymamy rosyjskiej armii, pójdzie ona dalej. Mówię o tym nie tylko ja, ale także ministrowie obrony i służby wywiadowcze krajów europejskich. Świadczą o tym niemal codzienne prowokacje. Dlatego właśnie należy działać w koalicjach i mówić o walce o Ukrainę jako części globalnej walki o wolność i uniwersalne wartości praw człowieka. (PAP)
Oleksandra Matwijczuk – ukraińska obrończyni praw człowieka, działaczka społeczna znana ze swojej pracy w zakresie dokumentowania zbrodni wojennych i ochrony praw człowieka podczas rosyjskiej agresji na Ukrainę. Matwijczuk aktywnie współpracuje z organizacjami międzynarodowymi i jest laureatką prestiżowych ukraińskich i światowych nagród. Kierowane przez nią Centrum Wolności Obywatelskich zostało uhonorowane Pokojową Nagrodą Nobla w 2022 roku.