Exclusive
20
min

Czy szczyt w Szwajcarii zakończy wojnę?

Globalny Szczyt Pokojowy odbędzie się w dniach 15-16 czerwca. Według źródeł szwajcarskiej gazety „NZZ”, weźmie w nim udział prezydent USA Joe Biden. Jeśli tak się stanie, spotkanie będzie miało najwyższy status - poziom głów państw. Szwajcarzy wysłali zaproszenia do prawie stu krajów, w tym Chin, Indii, Brazylii i RPA. Rosja nie została zaproszona. Rosyjscy dyplomaci zapowiedzieli jednak, że jeśli otrzymają zaproszenie, nie przyjmą go

Kateryna Tryfonenko

Globalny Szczyt Pokojowy odbędzie się w dniach 15-16 czerwca w Szwajcarii. Fot: Fabrice COFFRINI / AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Szczyt Pokojowy jest ważną platformą, ale nie powinniśmy oczekiwać od niego szybkich rezultatów. Co do tego zgadzają się zarówno ukraińscy, jak europejscy eksperci, którzy rozmawiali z serwisem Sestry. Osobną kwestią jest to, że wiele krajów, które nie stoją po stronie Ukrainy, prawdopodobnie wykorzysta tę platformę do promowania rosyjskiej agendy. To właśnie dlatego od czasu do czasu światowa przestrzeń publiczna była zalewana apelami do Ukrainy o powstrzymanie się od eskalacji i rozważenie negocjacji z Moskwą mających zakończyć działania wojenne. Wśród apelujących znalazł się nawet papież, którego rada dla Ukraińców, aby podnieśli białą flagę i rozpoczęli negocjacje, nim będzie za późno, wywołała znaczne oburzenie w Ukrainie i krytykę ze strony naszych partnerów w NATO, Polski i Niemiec.

Kto, jak i dlaczego popycha Ukrainę na ścieżkę dyplomacji/kapitulacji? I co powinniśmy z tym zrobić?

Show za wszystkie pieniądze

Przed Rosją otworzyło się okno możliwości. Rosjanie konsekwentnie kształtowali je od około połowy 2023 roku, prowadząc operacje informacyjne i psychologiczne, wpływając na Amerykanów i Europejczyków, wyjaśnia Rusłan Osypenko, dyplomata i ekspert ds. stosunków międzynarodowych:

- Udało im się zatrzymać amerykańską pomoc; Amerykanie wdali się w wewnętrzną dyskusję, podważyli europejską solidarność. Zdobyli pewne terytoria na linii frontu, my się wycofaliśmy, więc do lutego-marca mieli silną pozycję, a my byliśmy na słabej pozycji dyplomatycznej. I wtedy zaczęło się przedstawienie, jak to się mówi, ze wszystkimi pieniędzmi. Pojawili się chińscy mediatorzy, potem turecki prezydent, wreszcie papież. A wszystko to w parze z ostrzałem. Ukraińcy nie rozumieją, dlaczego infrastruktura energetyczna kraju została ostrzelana, gdy zima już się skończyła, a jednocześnie nasilił się ostrzał dużych miast, takich jak Charków, który jest bardzo wrażliwy dla przywódców politycznych.

Wszystko to nie jest niczym innym jak presją mającą doprowadzić Ukrainę do stołu negocjacyjnego, skłonić nas do podpisania kapitulacji i zmusić do uznania utraty okupowanych terytoriów

Pokój w zamian za terytoria – to nie jest nowy pomysł. Oto najświeższy przykład: 7 kwietnia „The Washington Post” poinformował, powołując się na swoje źródła, że Donald Trump może zaproponować Ukrainie oddanie niektórych terytoriów, takich jak Krym i Donbas, na rzecz Rosji. W reakcji rzecznik kampanii Trumpa nazwał dziennikarzy „The Washington Post” kłamcami, ale nie zakwestionował prawdziwości ich doniesień, mówiąc jedynie, że 45. prezydent USA nie przyjmie planu pokojowego, dopóki nie dojdzie do władzy i nie będzie mógł odpowiednio rozważyć wszystkich opcji. Można tylko spekulować, jakie są opcje Trumpa, biorąc pod uwagę jego wypowiedzi od początku inwazji na pełną skalę. Chwalił się między innymi, że zakończy wojnę w ciągu 24 godzin, narzekał, że USA dają Ukrainie zbyt dużo broni, i mówił o sprytnym rosyjskim dyktatorze Putinie, który chce pokoju.  

Prezydent Wołodymyr Zełenski odpowiedział na artykuł „The Washington Post” dobitnie: „Jeśli plan jest taki, że po prostu oddamy nasze terytoria, to jest to bardzo prymitywny plan”.

Z kolei 12 kwietnia rosyjska „Nowaja Gazieta”, która nazywa siebie opozycyjną wobec obecnego reżimu, opublikowała artykuł, w którym twierdzi, że prezydent Turcji Recep Erdogan planuje promować nowy projekt traktatu pokojowego między Ukrainą a Rosją. Obejmuje on zamrożenie wojny wzdłuż obecnej linii frontu, zobowiązanie do przeprowadzenia ogólnoukraińskiego referendum w sprawie kursu polityki zagranicznej kraju w 2040 r. oraz referendów na ukraińskich terytoriach okupowanych przez Rosję w czasie zamrożenia wojny. Ponadto Rosja nie będzie sprzeciwiać się przystąpieniu Ukrainy do UE, a Kijów zgodzi się na status bezaliansowy – innymi słowy, porzuci plany wstąpienia do NATO. Kancelaria prezydenta Ukrainy skomentowała te informacje stwierdzeniem, że z punktu widzenia Ukrainy może istnieć tylko jeden plan pokojowy: formuła pokojowa Zełenskiego.

Recep Erdogan wielokrotnie oświadczał, że Turcja jest gotowa do zorganizowania tzw. rozmów pokojowych między Ukrainą a Rosją. fot: Administracja Prezydenta Ukrainy (APU)

Rosyjska presja będzie kontynuowana, zaznacza Rusłan Osypenko, ponieważ Rosjanie rozumieją, że sprzyjające warunki nie będą trwać wiecznie:

- Okno możliwości zamknie się za ok. trzy miesiące, kiedy zostanie wybrany nowy Parlament Europejski. A w Europie tendencja jest taka, że tam będą wspierać Ukrainę. I nie chodzi o to, czy lubią, czy nie lubią naszego kraju, ale o to, że dajemy Europie czas na lepsze przygotowanie się do wojny. Więc nas poprą, przywiozą pociski, przylecą F-16, będzie równowaga sił między Ukrainą a Rosją na froncie. Putin może już nie mieć takiej okazji, jak teraz. Chyba że przyjdzie Trump i bezpośrednio wywrze na nas presję, wstrzymując w ogóle jakiekolwiek relacje. I postawi nam ultimatum, żebyśmy usiedli i coś podpisali.

Rosjanie na pewno mają taką kalkulację, ale obiektywnie w lipcu – sierpniu ich okno możliwości się zamknie

Strach przed wojną

Apele o szybsze zawieszenie broni i oświadczenia, że Ukraina powinna negocjować, są wynikiem trzech czynników, wyjaśnia Adam Rożewicz, analityk polityczny w Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich (Wilno). Po pierwsze, wiele osób na Zachodzie nie rozumie złożoności działań wojennych i nie postrzega wojny jako czegoś, co w rzeczywistości zagraża istnieniu Ukrainy:

- Kolejnym czynnikiem są kwestie polityczne. Najlepszym tego przykładem jest sposób, w jaki Donald Trump wykorzystuje wojnę, aby podnieść swój status i uzyskać przewagę polityczną we własnym kraju – by pokazać Amerykanom, że może zakończyć tę wojnę bardzo szybko, podczas gdy Biden nie mógł tego zrobić. Trzecim powodem jest to, że niektórzy ludzie koncentrują się na stanowisku Rosji, mówiąc, że jeśli Zachód zmusi Ukrainę do negocjacji, zyska przewagę. Takie głosy też słychać.

Wszyscy ci, którzy naciskają na Ukrainę, by negocjowała, od papieża po Trumpa, mogą mieć własne uzasadnienia i logikę. Jednak głównym wspólnym elementem jest strach przed wojną, jej konsekwencjami i obawa, że sami będą musieli walczyć, mówi Joris van Bladel, starszy pracownik naukowy w Egmont-Royal Institute of International Relations (Bruksela). Podaje on przykład z własnego doświadczenia:

- Kiedy organizuję konferencje wspierające Ukrainę lub piszę artykuły na ten temat, natychmiast spotykam się z bardzo negatywną reakcją niektórych obywateli, którzy twierdzą, że jestem podżegaczem wojennym. Dzieje się tak tylko dlatego, że mówię, że musimy pomóc Ukraińcom powstrzymać Rosjan.

Strach przed wciągnięciem w wojnę generuje agresję, a potem zaczyna się tak zwane utrzymywanie pokoju – a w rezultacie naciski na rządy, aby wywierały presję na Ukrainę

Pokój po pekińsku

Chiny nie potępiły inwazji Rosji na Ukrainę. Natomiast amerykańscy dziennikarze, powołując się na źródła wywiadowcze, od czasu do czasu donoszą, że Chińczycy pomagają Rosji w zdobywaniu broni.  

Oficjalny Pekin milczał przez rok, nim publicznie przedstawił swoje propozycje zakończenia wojny w Ukrainie. Chińczycy po raz pierwszy przedstawili 12-punktowy plan na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w 2023 r. Wzywa on do bezwarunkowego zawieszenia broni i wznowienia rozmów pokojowych. W chińskiej wersji wojna nazywana jest kryzysem ukraińskim, zauważa dr Stanisław Żelichowski, ekspert od spraw międzynarodowych, co jasno pokazuje, czyje interesy promują Chiny. Ponadto modelowane jest przesłanie, że skoro to kryzys, to łatwiej go rozwiązać:

- Stanowisko Chin jest jasne: mają silny sojusz z Rosją. Widzimy, że podczas ostatniej wizyty Ławrowa uzgodniono wzmocnienie współpracy strategicznej. Z drugiej strony Chiny nie chcą stracić rynków handlowych na Zachodzie i pogorszyć sobie stosunków z Unią Europejską. Dlatego Xi Jinping zamierza odwiedzić Europę na początku maja. To ważne dla Chin w kontekście ich projektu „Jednego pasa, jednej drogi”. I oczywiście nie chcą stanąć w obliczu europejskich lub amerykańskich sankcji, ale analizują je w kontekście swoich regionalnych ambicji, w szczególności dotyczących Tajwanu.

Krótko mówiąc, dla Chin ważne jest, aby Rosja nie przegrała, a Ukraina i Zachód nie wygrały, by nie było wyraźnych zwycięzców ani pokonanych
Li Hui, specjalny przedstawiciel rządu Chińskiej Republiki Ludowej ds. Eurazji, i Andrij Jermak, szef kancelarii prezydenta Ukrainy. Kijów, 7 marca 2024 r. Zdjęcie: APU

W ostatnich tygodniach chińska dyplomacja mocno się zaktywizowała. Od 2 do 11 marca Li Hui, specjalny przedstawiciel Pekinu ds. euroazjatyckich, udał się w podróż po Europie. Odwiedził cztery europejskie stolice: Paryż, Berlin, Warszawę i Brukselę, a także Kijów i Moskwę. Oczywiście, wizyta ta była pozycjonowana jako próba znalezienia konsensusu w celu rozwiązania konfliktu, ale w praktyce był to raczej rodzaj rozpoznania nastrojów, jak bardzo Europa jest zmęczona wojną i jak długo jest gotowa wspierać Ukrainę.

W rzeczywistości stanowisko Chin na zbliżającym się szczycie pokojowym w Szwajcarii będzie zależeć od odpowiedzi na te pytania, twierdzi Stanisław Żelichowski:

- Do tej pory Chiny nie wykazały żadnego zaangażowania w ukraińską formułę pokojową. Ale Globalny Szczyt Pokojowy będzie pod tym względem znaczący: zobaczymy, czy chińska delegacja będzie tam obecna, na jakim szczeblu i w jakiej roli.

Negocjacje nie na czasie

Jest taki stereotyp, że każda wojna kończy się negocjacjami, mówi Joris van Bladel. Ale jeśli jedna ze stron przystępuje do negocjacji ze słabej pozycji, oczywiste jest, na czyją korzyść się one zakończą:

- W tej chwili ani Ukraina, ani Rosja nie uważają, że mają wystarczająco silną pozycję, aby rozpocząć negocjacje. Jeśli Moskwa poczuje się zdominowana, przystąpi do rozmów i nazwie je pokojowymi. Dla Kijowa sytuacja nie jest obecnie zbyt jasna. Moim zdaniem rok 2024 jest dla Ukrainy rokiem przetrwania.

Ukraina musi przetrwać zapowiadaną na lato rosyjską ofensywę. W tej sytuacji rozmowy pokojowe byłyby absurdem

Bo takie rozmowy tylko wzmocniłyby pozycję Rosji, której celem jest zniszczenie Ukrainy. Zakwestionowałyby też prawo Ukrainy do istnienia. Dlatego jakiekolwiek negocjacje w tym momencie są całkowicie bez znaczenia.

Obecna strategia Zachodu, a także Ukrainy, polega na przeczekaniu 2024 roku, po czym możliwe będzie postawienie Rosji w bardzo złej sytuacji, przewiduje Adam Rożewicz:

- Przemysł obronny na Zachodzie rośnie, produkcja rośnie, a w dłuższej perspektywie Ukraina ma większe szanse na wygranie tej wojny niż Rosja. Całkowite moce produkcyjne Zachodu są znacznie większe niż w Rosji, ale wdrożenie tego wszystkiego zajmie dużo czasu.

Szczyt dla pokoju

Globalny Szczyt Pokoju, zainicjowany przez Ukrainę, odbędzie się w dniach 15-16 czerwca w szwajcarskim kurorcie Burgenstock niedaleko Lucerny.

„To forum dialogu na wysokim szczeblu na temat sposobów osiągnięcia kompleksowego, sprawiedliwego i trwałego pokoju dla Ukrainy zgodnie z prawem międzynarodowym i Kartą Narodów Zjednoczonych” – stwierdził szwajcarski rząd w oficjalnym oświadczeniu. Według Wołodymyra Zełenskiego Ukraina spodziewa się, że w spotkaniu weźmie udział do stu krajów:

- Każdy przywódca, każde państwo, które chce, aby rosyjska agresja zakończyła się prawdziwie sprawiedliwym pokojem, ma możliwość przyłączenia się do naszych globalnych wysiłków. Przygotowujemy szczyt, przygotowujemy jego konkretne wyniki – jasne stanowisko świata w sprawie sprawiedliwego zakończenia tej wojny. Nie ma alternatywy dla pokoju.

Szczyt odbędzie się w hotelu Bürgenstock w Szwajcarii. Zdjęcie: Shutterstock

Rosja nie została zaproszona do Szwajcarii. Z kolei rosyjscy dyplomaci oznajmili, że bez nich będzie to kolejna runda bezowocnych konsultacji, zapowiadając przy tym, że i tak nie wezmą w nich udziału, nawet jeśli otrzymają zaproszenie.

Szczyt pokojowy jest ważną inicjatywą samą w sobie, podkreśla Adam Rożewicz:

- Widzimy wysiłki prezydenta Zełenskiego i Ukrainy, a także kolegów z Zachodu, aby osiągnąć konsensus w NATO i krajach europejskich, że Ukraina nie powinna rezygnować ze swojego terytorium, prawa do członkostwa w NATO i tak dalej. Zasadniczo jest to więc bardziej konferencja konsensusu, mająca na celu pokazanie Rosji, że wszelkie próby narzucenia jej warunków, rosyjskich warunków Ukrainie, nie zostaną uznane przez kraje zachodnie.

Chodzi także o pokazanie całemu światu, nie tylko Rosji, ale i innym krajom, które są bardziej pasywne w tej wojnie, takim jak na przykład Indie – że istnieje silne poparcie dla sprawy ukraińskiej

„Projekt współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu Wspieramy Ukrainę, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.”

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To już drugi list polskich kobiet skierowany do władz państwowych – tym razem tuż przed głosowaniem w Senacie nad ustawą o pomocy dla uchodźców z Ukrainy.

Poprzedni apel, podpisany przez ponad trzy tysiące kobiet – w tym trzy byłe Pierwsze Damy, Olgę Tokarczuk, Agnieszkę Holland i Janinę Ochojską, aż po zwykłe matki, babcie i córki – był odpowiedzią na weto prezydenta Karola Nawrockiego wobec ustawy gwarantującej tymczasową ochronę dla uchodźców.

Dziś wracamy z kolejnym apelem – tym razem skierowanym bezpośrednio do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i Marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Pisząc do nich, czujemy się w obowiązku mówić w imieniu tysięcy osób, które zaufały Polsce i podpisały nasz pierwszy list:

"Jako współorganizatorki i sygnatariuszki powyższego listu jesteśmy moralnie zobowiązane zaprezentować stanowisko tych tysięcy obywateli, kobiet, matek, żon, córek, sióstr i babć a także mężczyzn, mężów, ojców, synów, braci i dziadków na ręce Pani Marszałek oraz Pana Marszałka w zaufaniu, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę w dyskusji na Projektem Ustawy oraz podczas głosowań.

Stosowanie do listu protestacyjnego uważamy, że Projekt Ustawy powinien być pozbawiony politycznych sporów i celów i zapewniać trwałość i ciągłość zobowiązań Polski względem osób uciekających przed piekłem wojny.

1. W zakresie prawa do świadczenia 800+ i „Dobry Start” wprowadzenie regulacji jak dotychczas i niewarunkowanie go faktyczną aktywnością zawodową rodziców dziecka. Z tego względu prosimy, aby oczekiwania te odzwierciedlić w Projekcie i wprowadzić w nim przede wszystkim następujące zmiany:

2. W zakresie dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej - wprowadzenie regulacji jak dotychczas i nieróżnicowanie zakresu świadczeń według pochodzenia narodowościowego i wieku.

Zmiany te nie wymagają dalszego uzasadnienia poza to zawarte w treści listu protestacyjnego i poza te 3096 podpisów złożonych pod jego treścią. Ufamy, że Wysoki Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zadba o reputację Rzeczypospolitej Polskiej i trwałość jej zobowiązań względem jej przyjaciół".

20
хв

Musimy zagwarantować ciągłość zobowiązań Polski wobec osób uciekających przed piekłem wojny

Sestry

Zachód musi uczyć się od Ukrainy

Maryna Stepanenko: – W ciągu ostatniego miesiąca Polska kilkakrotnie odnotowała „przypadkowe” naruszenia swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne. W nocy 10 września doświadczyła bezprecedensowego ataku z udziałem 19 dronów. Jaka była Pana pierwsza reakcja na te prowokacje?

Anders Pak Nielsen: – Wszystko to wyglądało bardzo dramatycznie, ale jednocześnie była to jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować spokój i poczekać na fakty, zanim wyciągnie się wnioski. Kiedy śledziłem wydarzenia na bieżąco w mediach społecznościowych, rzeczywiście wydawało się, że Polska została zaatakowana.

Później stało się jasne, że prawdopodobnie to była prowokacja. To jest całkowicie zgodne z tym, co widzieliśmy wcześniej ze strony Rosji: różnymi sposobami testowania lub wywierania presji na Polskę, a także inne kraje NATO, co jest częścią szerszego podejścia do wojny hybrydowej. Ten incydent był bardziej dramatyczny, miał większą skalę, ale zasadniczo postrzegam go jako część tego samego schematu.

Wskazuje to na kolejną tendencję: ogólną eskalację wojny hybrydowej. Niestety, będzie ona trwała. I prawdopodobnie w przyszłości będziemy świadkami potencjalnie bardziej niebezpiecznych incydentów.

Co udowodniła ta prowokacja Rosji? Czy można mówić o niezdolności NATO do zestrzelenia 19 dronów i nieefektywnym wykorzystaniu zasobów, czyli drogich rakiet przeciwko tanim bezzałogowym statkom powietrznym? Jakie wnioski należy z tego wyciągnąć?

Kraje zachodnie muszą zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Wojna nadal się zaostrza, co prawdopodobnie doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z państwami europejskimi. Problem polega na tym, że Zachód nadal zastanawia się, czym jest „podstawowy” poziom zagrożenia.

W przypadku Polski nie sądzę, by siły zbrojne spodziewały się bezpośredniego ataku ze strony Rosji, ponieważ ostatni incydent nie był atakiem. Ale jasne jest, że nadszedł czas, by podnieść poziom gotowości, nawet jeśli do niedawna nie wydawało się to konieczne.

Problem polega na tym, że nie możemy wykluczyć możliwości rzeczywistych, bezpośrednich ataków w przyszłości. Czasami na Zachodzie tak bardzo skupiamy się na determinacji Ukrainy, że zapominamy, że Rosja jest równie zdeterminowana.

A ponieważ gospodarka wojskowa Rosji zaczyna słabnąć, myślę, że Rosja jest gotowa podjąć bardziej dramatyczne kroki, by wywrzeć presję na kraje zachodnie, w szczególności na Polskę, w celu zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy

Dla Rosjan to będzie kluczowy czynnik, który ma zmienić sytuację na ich korzyść.

Od początku inwazji obserwowaliśmy naruszenia przestrzeni powietrznej kilku członków Sojuszu – krajów bałtyckich, Rumunii. Jednak to były pojedyncze incydenty. Dlaczego właśnie Polska stała się celem masowego ataku rosyjskich dronów – i dlaczego właśnie teraz?

Polska ma decydujące znaczenie logistyczne dla kierowania zachodniej pomocy do Ukrainy. Położenie geograficzne również odgrywa ważną rolę. Po prostu łatwiej kierować drony do Polski niż, powiedzmy, do Niemiec czy Szwecji.

Ukraina zaoferowała swoją pomoc. Ma duże doświadczenie wojskowe. Czy NATO powinno wziąć to pod uwagę?

Tak. Ukraina szczególnie dobrze nauczyła się znajdować ekonomicznie efektywne środki zwalczania dronów, by nie marnować drogich rakiet na tanie cele. Kraje zachodnie również powinny zacząć opracowywać coś podobnego, własne odpowiedniki.

Niewielkie mobilne jednostki Ukrainy skutecznie przeciwdziałają dronom szahid, a obecnie pracują nawet nad stworzeniem dronów przechwytujących. Właśnie takich rozwiązań potrzebujemy. Ten incydent uświadamia to, że jeśli Polska nie była w pełni przygotowana na atak zaledwie 19 dronami, to co się stanie, jeśli spotka się z tak długotrwałymi atakami jak w Ukrainie?

I nie dotyczy to tylko Polski. Nie sądzę, żeby mój kraj, Dania, również był gotowy. NATO jako całość musi poważnie się nad tym zastanowić, ponieważ za rok możemy regularnie spotykać się z podobnymi atakami.

Rosyjski dron uderzył w dom we wsi Wyryki w województwie lubelskim. Polska, 10.09.2025. Zdjęcie: Dariusz Stefaniuk/REPORTER

To pierwszy przypadek, kiedy członek NATO musiał zestrzelić rosyjskie drony. Jak Pan ocenia reakcję i wynik operacji sojuszników?

Nadal nie wiemy, jaki będzie wynik, ponieważ nie widzieliśmy jeszcze reakcji. Do tej pory kraje NATO nie spieszyły się z nią. Pozytywnym aspektem jest, że skoncentrowały się na wsparciu Ukrainy – to główne zadanie.

Jednak minusem jest to, że NATO nie podjęło zdecydowanych działań przeciwko prowokacjom, co prawdopodobnie skłoniło Rosję do dalszych działań.

Widzieliśmy już naruszenia przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli w Morzu Bałtyckim. Jak dotąd nie udzielono żadnej realnej odpowiedzi na którąkolwiek z tych sytuacji

Mam nadzieję, że tym razem zobaczymy realne, zdecydowane konsekwencje – coś, co zmusi Rosję do zastanowienia się dwa razy, zanim spróbuje ponownie. Jeśli wszystko skończy się kolejną dyplomatyczną skargą, to nie wystarczy.

Ukraina – kluczowy gwarant bezpieczeństwa Europy

Jeśli Rosja zdecyduje się na kolejny krok, a ataki spowodują ofiary, to gdzie Pana zdaniem przebiega „czerwona linia”, która zmusi NATO do podjęcia bardziej zdecydowanych działań?

Pytanie brzmi, co naprawdę trzeba zrobić, by zaangażować w to Stany Zjednoczone. Jak dotąd reakcja Waszyngtonu była niezwykle słaba. Słyszeliśmy ostre oświadczenia ze strony NATO i niektórych krajów europejskich, ale od Donalda Trumpa – praktycznie nic.

Brak choćby zbliżonej [do NATO – red.] reakcji Stanów Zjednoczonych może skłonić Rosję do dalszych działań. Musimy zadać sobie pytanie: „Gdyby to był prawdziwy atak, z wybuchami w Polsce, to czy to by coś zmieniło?” Nie wiadomo. Ta niepewność jest niebezpieczna. Jeśli Rosja uważa, że Stany Zjednoczone nie zareagują, to co jest prawdziwym czynnikiem powstrzymującym?

W pewnym momencie może to podważyć samo NATO. Bo jaki sens ma sojusz, jeśli prowokacje nie mają żadnych konsekwencji?

Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy zdecydowaną reakcję USA. Wygląda na to, że Donald Trump zrobi wszystko, by uniknąć działań przeciwko Rosji. Mam jednak nadzieję, że inne kraje będą w stanie dać Putinowi do zrozumienia, że to nie jest droga, którą należy podążać.

Niedawno prezydenci USA i Polski odbyli ciepłe spotkanie w Waszyngtonie, co w Warszawie zostało odebrane jako pozytywny sygnał dla sojuszu amerykańsko-polskiego. Jak interpretuje Pan brak ostrych komentarzy ze strony Trumpa na temat ostatniej prowokacji, biorąc pod uwagę ten kontekst?

Nie sądzę, by ktokolwiek mógł naprawdę ufać Donaldowi Trumpowi. On sympatyzuje z niektórymi europejskimi przywódcami, w szczególności z Nawrockim – ale także z Putinem. To właśnie takich prawicowych przywódców lubi wspierać. Natomiast innych gości odwiedzających Waszyngton przyjmuje chłodno.

W końcu nie ma żadnych podstaw, by wierzyć, że Trump będzie wspierał Europę przeciwko Rosji. Od momentu objęcia urzędu pokazuje coś zupełnie przeciwnego

Ogólna tendencja polega na tym, że udział Ameryki w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy maleje. Dlatego budowanie naszego przyszłego bezpieczeństwa na „dobrych stosunkach” z Trumpem jest naiwnością. Europa potrzebuje alternatyw, które nie będą uzależnione od kaprysów amerykańskiego prezydenta.

Wiem, że stosunki między Polską a Ukrainą są skomplikowane, ale uważam, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Europy będzie silna oś polsko-ukraińska

Potrzebujecie szerszej dyskusji na temat budowy nowej europejskiej struktury bezpieczeństwa. Zamiast po prostu mówić o „gwarancjach” dla Ukrainy, musimy uznać samą Ukrainę za kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy, ponieważ ma ona największą armię, możliwości, determinację i położenie geograficzne, których potrzebujemy.

W przyszłości Europa musi zaakceptować fakt, że Stany Zjednoczone nie będą niezawodnym sojusznikiem przez dziesięciolecia. Stawianie na Waszyngton, co obecnie czyni Polska, jest po prostu naiwnością.

Donald Trump i Karol Nawrocki obserwują przelot samolotów wojskowych USA w Waszyngtonie, 3.09.2025. Zdjęcie: POOL via CNP/INSTARimages.com

Ponad jedna trzecia komentarzy w polskich mediach społecznościowych winą za prowokację z dronami obarcza Ukrainę. Dlaczego właśnie taka narracja została wybrana przez Kreml jako kluczowa? I na ile niebezpieczne może być takie przesunięcie punktu ciężkości – z mówienia o agresji Rosji na oskarżanie Ukrainy?

Nie można wykluczyć, że jakieś zakłócenia mogą skierować drony w niewłaściwym kierunku. Ale 19 dronów jednocześnie? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektóre z nich przyleciały z terytorium Białorusi. Nie sądzę, by ktoś serio wierzył, że Ukraina celowo wysłała drony do Polski.

Jeśli Polska jest zaniepokojona, rozsądną reakcją byłoby rozszerzenie swojego systemu obrony przeciwlotniczej na terytorium Ukrainy lub patrolowanie granicy w celu przechwytywania zagrożeń przed nią

Inicjatywy takie jak europejska Tarcza Nieba [projekt naziemnego zintegrowanego europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej, który obejmuje zdolności przeciwbalistyczne – przyp. aut.] byłyby silnym sygnałem dla Rosji, że takie działania nie będą tolerowane. Przyniosłyby też korzyści zarówno Polsce, jak Ukrainie.

Nie ma sensu obwiniać Ukrainy. Ukraina prowadzi wojnę, doświadcza masowych nalotów i oczywiście wykorzystuje środki walki radioelektronicznej. Czasami to powoduje zejście dronów z kursu, ale taka jest rzeczywistość na polu bitwy.

NATO nigdy nie stanowiło zagrożenia militarnego dla Rosji jako państwa – uważają niektórzy ukraińscy obserwatorzy. Z drugiej strony Sojusz stanowi realne zagrożenie dla reżimu politycznego Putina i właśnie dlatego rozpad NATO lub przynajmniej rezygnacja z ochrony krajów Europy Wschodniej, przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, były i pozostają priorytetem polityki Kremla. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co dadzą Moskwie prowokacje na wschodniej flance NATO?

Zgadzam się z tą opinią. NATO nie stanowi zagrożenia dla samej Rosji – nikt nie planuje inwazji na jej terytorium. Zarazem Sojusz stanowi ogromne zagrożenie dla imperialnych ambicji Kremla.

Dla Putina bycie wielkim mocarstwem oznacza posiadanie strefy wpływów nad mniejszymi sąsiadami – a NATO rujnuje tę ideę. Dlatego podważanie wpływów NATO jest jego obsesją

Nie sądzę również, abyśmy powinni wykluczać możliwość, że Rosja bezpośrednio zakwestionuje artykuł 5 w najbliższych latach. To nie będzie pełna wojna, ale drobne prowokacje, by sprawdzić, czy uda się wywołać rozłam, zwłaszcza przekonując Stany Zjednoczone do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli tak się stanie, spójność NATO ulegnie rozpadowi.

A kiedy NATO zostanie osłabione, kraje Europy Wschodniej zostaną pozostawione same sobie. Rzucenie wyzwania NATO jako sojuszowi jest dla Rosji złym rozwiązaniem. Znacznie łatwiej jest zrobić to z Estonią, Łotwą, Litwą lub Finlandią – z osobna. Właśnie w ten sposób Rosja będzie mogła zrealizować swoje ambicje imperialne.

Cel Rosji: znormalizować chaos

Czy Ukraina powinna wyciągnąć jakieś wnioski z tego incydentu?

Nie. Głównym problemem jest gotowość Zachodu do działania. Logicznym pierwszym krokiem byłoby rozszerzenie strefy obrony powietrznej na część terytorium Ukrainy – zaledwie kilkaset kilometrów od granicy – i zezwolenie zachodnim samolotom na patrolowanie tej przestrzeni powietrznej. Nie byłoby to zbyt ryzykowne i stanowiłoby jasny sygnał.

Rosja wysyła drony, by znormalizować przekonanie, że takie incydenty są czymś normalnym. Zachód musi znormalizować coś przeciwnego: stałą obecność wojskową Zachodu w Ukrainie, ochronę jej przestrzeni powietrznej i stopniowe podejmowanie dalszych działań, jeśli Rosja będzie nadal wywierać presję.

Jak dotąd Zachód nie wykazuje zainteresowania tą kwestią. Nie wystarczy po prostu chronić naszą stronę granicy. Trzeba przejąć ukraińskie doświadczenie w tworzeniu niewielkich, wyspecjalizowanych jednostek do ekonomicznego zestrzeliwania dronów. Uczenie się na doświadczeniach Ukrainy – co działa, a co nie – byłoby dobrym początkiem.

Czy zachodni politycy zdają sobie sprawę, że ich reakcja jest w rzeczywistości dość słaba? Czy rozumieją, że Rosja to widzi i wyciąga własne wnioski?

Nie sądzę, by większość zachodnich polityków zdawała sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja w Ukrainie. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, nie można wykluczyć, że dotknie to również nas. Kiedy jedna ze stron zbliża się do porażki, można spodziewać się bardziej dramatycznych działań, tyle że wielu tego nie dostrzega.

Większość polityków nie docenia również determinacji Putina. Istnieje powszechne przekonanie, że on szuka wyjścia z sytuacji, tyle że on jest nastawiony na wygranie tej wojny. \Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu.

Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu

Uważa Pan, że Ukraina może wygrać? Dzięki czemu, w jakich okolicznościach?

Pytanie, co oznacza „wygrać”. Jeśli chodzi o przywrócenie terytoriów do granic z 1991 roku, to jest to trudne. Wymagałoby to załamania się Rosji, na przykład długotrwałych ataków na jej logistykę, które doprowadziłyby do spadku morale – podobnie jak w przypadku Rosji po I wojnie światowej. To nie jest niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.

Obecnie Ukraina skutecznie się broni, podczas gdy Rosja jest w ofensywie i napotyka trudności. Jeśli Ukraina przejdzie do ofensywy, napotka podobne wyzwania. Dlatego wyzwolenie wszystkich terytoriów jest obecnie bardzo trudne bez wymuszonego załamania Rosji lub poniesienia przez nią ogromnych strat.

Jeśli definiujemy „zwycięstwo” jako zachowanie niepodległości Ukrainy, to tutaj jestem znacznie bardziej optymistyczny. Ta wojna nie dotyczy przede wszystkim terytorium, ale kontroli politycznej. Celem Putina jest dominacja nad Ukrainą i przekształcenie jej w państwo podobne do Białorusi. W tym sensie Ukraina wygrywa.

Gospodarka wojenna Rosji jest niestabilna i w ciągu najbliższego roku trudno będzie jej utrzymać się na obecnym poziomie. Ukraina, która ma wsparcie zachodnich sojuszników, jest w bardziej stabilnej sytuacji. Dlatego w tej wojnie na wyczerpanie Ukraina ma lepszą pozycję niż Rosja, nawet jeśli całkowite wyzwolenie terytorium pozostaje trudnym zadaniem.

20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stambuł: udawana dyplomacja czy szansa na przełom

Ексклюзив
20
хв

Polska – „drugi pilot” nuklearnych sił USA i Brytanii

Ексклюзив
20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress