Exclusive
20
min

Rosja, strach i nowa prawica: anatomia europejskiego zwrotu.

Coraz więcej europejskich wyborów kończy się zwycięstwem lub wzmocnieniem pozycji skrajnej prawicy. Partie, które jeszcze niedawno były na marginesie, dziś wchodzą na podium głosząc hasła antyunijne, obiecują walkę z migracją a czasem zpaowiadają rewizję granic.

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Wynik Sławomira Mentzena przekroczył wszelkie oczekiwania socjologów. Zdjęcie: Filip Naumienko/Reporter

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Z najświeższych wiadomości – Rumunia w wyborach prezydenckich dwukrotnie znalazła się na krawędzi przepaści, ale ostatecznie wybrała na przywódcę proeuropejskiego burmistrza Bukaresztu Nicușora Dana.
Węgierski Viktor Orbán, słowacki Robert Fico i niemiecka liderka AfD Alice Weidel z karykaturalnych postaci stały się prawdziwym wyzwaniem dla Europy.
Opowiadają się za bardzo dobrymi stosunkami z Europą, głównie za miliardami z Unii Europejskiej.

Niektórzy, jak kontrowersyjna liderka francuskiej prawicy Marine Le Pen, otrzymują zasłużone wyroki karne za defraudację pieniędzy Parlamentu Europejskiego.
Przez wiele lat jej partia prała dotacje na pomocników posłów do Parlamentu Europejskiego. W fikcyjnych umowach rzekomo pracowali w Brukseli, a w rzeczywistości pieniądze trafiały do pracowników „Zjednoczenia Narodowego”, partii Le Pen.

Zwycięzca wyborów parlamentarnych w Holandii, Geert Wilders, który nie ukrywał swojego zachwytu Rosją i wzywał do przyspieszenia wyjścia swojego kraju z UE, został po prostu strawiony przez własny system wyborczy. Jest on tak skomplikowany, że premierem został zupełnie inny człowiek – Dick Schoof – zawodowy agent służb specjalnych, który przez pięć lat prowadził śledztwo w sprawie zestrzelenia samolotu MH17.

To dobry przykład, jak racjonalizm państwowców pokonuje goły populizm. Wybory prezydenckie w Polsce również pokazały modę na prawicowość, w II turze wygrał je prawicowy kandydat Karol Nawrocki. A inni prawicowi kandydaci z I tury, Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun — swoimi pomysłami porwali około jednej piątej społeczeństwa.
Mentzen jest typowym przedstawicielem europejskiej skrajnej prawicy według obecnych standardów politycznych, który „tylko” opowiada się za ograniczeniem funkcji UE, zaostrzeniem polityki migracyjnej i oczywiście jest przeciw aborcji. Grzegorz Braun poszedł jednak dalej. Jego kampania obejmowała m.in. wiec przy zbiorowej mogile żołnierzy UPA na górze Monastyr w Polsce, wycieranie butów o flagę UE, a nawet wtargnięcie do szpitala w Oleśnicy i grożenie aresztowaniem ginekolożce za rzekome przeprowadzenie aborcji w późnym okresie ciąży.

Skrajna prawica dotarła praktycznie do każdego europejskiego kraju i cieszy się dużą popularnością. 

Grzegorz Brown wraz ze Slavomirem Mentzenem zdobył ponad 21% głosów. Zdjęcie: Tomasz Jastrzębowski/Reporter

Badania socjologiczne pokazują, że trend ten utrzyma się do połowy następnej dekady – do czasu, gdy nastąpi nowa rewolucja technologiczna i ustabilizuje się liczba ludności na świecie, która już osiągnęła swój szczyt. Do tego czasu ludzie nieco dostosują się do ciągłych wyzwań i stanie się jasne, czy nasza populacja ma szansę, aby w ogóle nie wyginąć jak mamuty. Dlaczego więc prawica, która wcześniej była raczej dodatkiem w parlamentach i miała niewielkie frakcje, zaczęła rosnąć?

Popularność prawicowych partii jest wynikiem głębokiego kryzysu, w którym znalazła się cała Europa: politycznego, bezpieczeństwa i gospodarczego. Była to również reakcja na agresję Rosji i roszczenia Chin do nowego podziału świata, aby odebrać hegemonię Stanom Zjednoczonym.

Trudne czasy zwiększają popyt na prawicowe wartości, populistów, nacjonalistów i autokrację.

Nie jest to pierwszy taki przypadek w historii. Wojny u własnych granic skłaniają społeczeństwo do dbania o własne bezpieczeństwo. Ludzie zaczynają szukać polityków, którzy proponują egoistyczne, popularne, proste i atrakcyjne rozwiązania, które można szybko wdrożyć. Takie okresy prowadzą do kryzysu demokracji i wzrostu popularności nacjonalistów i populistów. Kiedy stare elity nie dają wskazówek, jak wyjść z kryzysu, niszę szybko zajmują politycy z radykalnymi narracjami.

Czerwoną linią przebiegają zazwyczaj wezwania do oszczędzania, skupienia się na własnym bezpieczeństwie i odesłania obcych przybyszów, którzy chcą skorzystać z waszych osiągnięć – wsparcia społecznego, komfortu życia, perspektyw rozwoju kariery.

Ikonicznym politykiem, który subtelnie opanował te emocjonalne huśtawki, jest nikt inny jak Donald Trump. Na każdym wiecu obrzucał błotem epokę Joe Bidena i Baracka Obamy – a wiele trafnych posunięć przejmują właśnie jego europejscy koledzy. Europejska skrajna prawica zapożycza pomysły od Trumpa.

Europejska skrajna prawica zapożycza pomysły od Trumpa. Zdjęcie: SAUL LOEB/AFP/Eastern News

Obecni politycy znają sposoby, aby szybko stać się popularnymi dzięki mediom społecznościowym, takim jak TikTok, Telegram, Facebook, X.
Rumuński prawicowiec Călin Georgescu i Niemka Alice Weidel prowadzili dość agresywne kampanie w mediach społecznościowych, manipulowali faktami, kopiowali styl popularnych influencerów – i to przyniosło efekty. Zyskali dużą popularność wśród młodych poniżej 25 roku życia, ponieważ wszyscy inni, klasyczni politycy, na tym tle wydawali się nudni i konserwatywni.

Współczesnych skrajnych prawicowców łączy to, że obiecują ludziom przywrócenie kontroli nad sytuacją — jest to szczególnie cenne, gdy światem targają pandemie, fale uchodźców czy perspektywa wojny nuklearnej. Liderzy prawicy obiecują swoim wyborcom zachować „tożsamość”.

Wrogami mogą być tu zupełnie różne grupy – imigranci, muzułmanie, „liberałowie z ideologią LGBT”, źli dziennikarze i, oczywiście, kraje, które padły ofiarą agresji.
W takim chaosie zapotrzebowanie na porządek, kontrolę i „silną rękę” znów staje się modne.
Kiedy świat się trzęsie, nie ma żadnego planowania przyszłości — ludzka psychika skłania się ku lepszym czasom przeszłości, kiedy wszystko było prostsze, a decyzje podejmowali tata, mama lub szef.
W ten sposób pojawia się zapotrzebowanie na takie rzeczy, jak dyscyplina, podporządkowanie i sztywna hierarchia. Właśnie te rzeczy sprzedawali swoim społeczeństwom podczas wyborów Orbán, Fico, rumuńska i niemiecka prawica.

Klasyczni liberałowie, którzy dominowali w światowej polityce w latach 2000. i 2010., tak bardzo stracili na wyrazistości, że nie byli w stanie nawiązać emocjonalnej więzi z własnymi wyborcami. Co więcej, wielu z nich zaczęło zajmować się tematyką ekologiczną w stylu Grety Thunberg lub grać na tematach wyraźnie lewicowych. W rezultacie stracono czas na stworzenie przekonującej alternatywy dla skrajnie prawicowych narracji, które odwołują się do strachu i tożsamości.

Doprowadziło to do utraty poparcia wśród tradycyjnego elektoratu, który mieszka na wsi, pracuje na farmie lub w fabryce i nie ma zbytniego pojęcia o różnych rodzajach tożsamości płciowej w Berlinie czy Nowym Jorku.

Dodajmy do tego idee wielkich techno-oligarchów, takich jak Elon Musk, Mark Zuckerberg czy Peter Thiel. Uważają oni, że nowoczesne technologie mogą zbudować „właściwe” społeczeństwo bez granic i systemów politycznych, w którym każdy będzie trybikiem w wielkiej maszynie. Obecnie Elon Musk zrezygnował ze stanowiska specjalnego urzędnika państwowego w Departamencie Efektywności Rządu Stanów Zjednoczonych (DOGE), ponieważ nie wszyscy urzędnicy z ekipy Donalda Trumpa przyjęli jego pomysły — zwolnienie wszystkich biurokratów i odebranie wszystkim środków w celu oszczędności.

Jednak zwolniony reformator nie będzie siedzieć bezczynnie i rozważa współpracę z rosyjskim biznesmenem Pawłem Durowym za pośrednictwem serwisu społecznościowego Telegram, który jest ważnym narzędziem wpływu wśród rosyjskojęzycznych społeczności. Wszystko to razem stanowi nowe wyzwanie dla starych elit politycznych i intelektualistów, którzy zamierzają zająć się polityką.

Czas znów wyjść na ulice do swoich wyborców, czas przestać grać kinowego bohatera i bardziej przejmować się problemami zwykłych ludzi. Skrajnie prawicowe siły polityczne handlują strachem jako walutą polityczną, nie boją się nowoczesnych technologii i nie boją się wyglądać śmiesznie czy dziko; co więcej, potrafią również grać na emocjach, prezentując się jako wrażliwi na krzywdę swoich zwolenników lub jako ofiary systemu.

Umiarkowani influencerzy i politycy muszą nauczyć się pokonywać tych przeciwników na ich terenie i ich metodami.

100 lat temu ludzkość szukała „silnych” rąk i prostych rozwiązań dla pokrzywdzonych przez los. Otrzymała jednak II wojnę światową i wstyd, z którym każda nacja musiała uporać się samodzielnie.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nasza czytelniczka zareagowała instynktownie. Zamiast się przestraszyć, postanowiła sprawdzić, kto jeszcze dostał taki materiał. Wynik jej mini-śledztwa jest przerażający. „Okazało się, że nikt. Rzucili tylko nam. Osiedle jest zamknięte i strzeżone, są cztery bloki. Zebrałam informacje od sąsiadów, także Ukraińców. Nikogo innego to nie dotknęło” – opowiada. To nie był przypadek, a celowa, precyzyjna operacja wymierzona w konkretną osobę.

Ta sama kobieta kilka miesięcy wcześniej została zaatakowana w drogerii. „Polka, twierdząc, że jestem Ukrainką, zaczęła mnie bić i pluć mi w twarz. Ludzie uciekli, ochrona nie reagowała. Tylko przypadkowa kobieta, prokuratorka, zatrzymała sprawę, która trafiła do sądu. Policja często zamiata takie rzeczy pod dywan” – pisze.

Te dwa incydenty nie są oddzielnymi zdarzeniami. To kolejne akty tej samej sztuki, w której historia staje się narzędziem wojny, a codzienność – polem bitwy. Nikt rozsądny w Polsce nie neguje tragedii Wołynia. Dziesiątki tysięcy ofiar, wspomnienia, które do dziś bolą, to fundament polskiej pamięci. Problem zaczyna się, gdy ten ból jest instrumentalizowany, a historia sprzed 80 lat zamienia się w pałkę, którą dziś uderza się w sąsiadów.

Ulotki, wrzucane do skrzynek i pojawiające się na słupach, jak te niedawno zauważone również w Mińsku Mazowieckim, nie służą edukacji historycznej. Służą wyłącznie sianiu strachu i podejrzliwości. Ich język – „ukraińscy bandyci”, „ludobójstwo” – to kalki propagandy z lat 40., odkurzone i używane w środku wojny, by budować nową barierę.

To nie jest przypadek. Takie materiały pojawiają się w chwili, gdy w Polsce toczy się gorąca debata o przyszłości sojuszu z Ukrainą, o roli uchodźców i o polityce społecznej. Im mocniejsze emocje, tym łatwiej nimi manipulować. To sprawnie wyreżyserowany spektakl, którego celem jest podział, a nie prawda.

Fundacja „Wołyń Pamiętamy”, na czele z prezeską Katarzyną Sokołowską, w swoich celach statutowych deklaruje „przywrócenie pamięci o ludobójstwie”, ale w rzeczywistości jej działalność polega na szerzeniu nienawiści. Działania fundacji, takie jak akcje plakatowe i wlepkowe, regularnie podsycają antyukraińskie nastroje. Analitycy z portali zajmujących się dezinformacją wielokrotnie wskazywali, że retoryka fundacji jest zbieżna z kluczowymi elementami rosyjskiej propagandy, której celem jest podsycanie polsko-ukraińskiego konfliktu historycznego i destabilizacja Polski.
To, co wygląda jak spontaniczne akcje, może być elementem zaplanowanej operacji, mającej za zadanie wykorzystać polskie resentymenty.

Dzisiejsza Polska żyje w rozdarciu. Z jednej strony mamy wielkie, oficjalne deklaracje o sojuszu z Kijowem, o wsparciu dla narodu walczącego o niepodległość. Z drugiej – rosnącą niechęć do uchodźców, podsycaną przez cynicznych polityków.

W kampaniach wyborczych hasło „Ukraińcy zabiorą wam pracę i mieszkania” działa szybciej i skuteczniej niż jakikolwiek program. Prezydent Nawrocki wetuje ustawę o świadczeniach dla Ukraińców, argumentując to „sprawiedliwością”.
Konfederacja buduje kapitał polityczny na resentymentach i strachu. Prawicowe media codziennie podsycają obraz Ukraińca jako konkurenta, a nie sojusznika.
W tej atmosferze wystarczy jeden czarno-biały plakat, by uruchomić lawinę gniewu.

Rosyjska propaganda od lat żeruje na ranach historycznych. Wyciąga bolesne momenty i wbija je w dzisiejsze konflikty. To, co Polacy i Ukraińcy powinni przepracować w duchu dialogu, zamienia się w narzędzie wzajemnego oskarżenia.

Ulotka w skrzynce to klasyczny przykład wojny kognitywnej – taniej, trudnej do zidentyfikowania, ale niszczycielskiej. Jej koszt to grosze. Jej skutek – nieufność, podejrzliwość, poczucie zagrożenia, a przede wszystkim przekonanie, że Ukraińcy są w Polsce nie jako goście i sojusznicy, lecz jako potencjalni wrogowie.

Nie ma wątpliwości: problem pamięci Wołynia trzeba omawiać. Ale nie ulotkami, nie w ciemnych kampaniach podszywających się pod troskę o historię. Tylko w otwartej rozmowie, uczciwym języku, poprzez edukację i spotkanie świadectw. Bo jeśli zgodzimy się, by historią handlowali propagandyści, staniemy się zakładnikami cudzych wojen.

A dziś Polska potrzebuje nie kolejnych barykad, lecz mostów – zwłaszcza z Ukrainą, która walczy nie tylko o swoje, ale i o nasze bezpieczeństwo. Historia naszej czytelniczki z Poznania – ulotka w skrzynce, atak w drogerii, obojętność ludzi – pokazuje, że obok wielkiej polityki liczy się jeszcze coś innego: codzienna reakcja. Kto stanie w obronie bitej kobiety? Kto zadzwoni na policję? Kto wyrwie z rąk propagandystów ulotkę, zanim zamieni się w kolejną falę hejtu?

Obojętność jest najgroźniejsza.

Bo daje sygnał, że można więcej, mocniej, brutalniej. Dziś, w Polsce, wybór nie jest abstrakcyjny. On dzieje się tu i teraz, w sklepach, na ulicach, w naszych społecznościach. Od naszej reakcji zależy, czy historia stanie się mostem do przyszłości, czy kolejną barykadą.

20
хв

Profanacja pamięci: jak nienawiść wykorzystuje tragedię dziecka

Jerzy Wójcik

Mnóstwo dziwnych pytań

Jestem mamą dziecka z ciężkim autyzmem i potwierdzoną niepełnosprawnością, w moim otoczeniu jest wiele mam wyjątkowych dzieci. Bardzo chciałabym pracować na pełny etat, chodzić na imprezy firmowe i wyjeżdżać w podróże służbowe – ale jedyne, na co mogę sobie pozwolić, to kilka godzin pracy online dziennie. Przedszkola terapeutyczne zazwyczaj działają do godziny 13:00, do tego dochodzą zwolnienia lekarskie i różne losowe przypadki, które zdarzają się mamom dzieci z autyzmem niemal codziennie. Ilu pracodawców podpisałoby umowę z taką osobą?

W wieku 6,5 roku mój Marko nie mówi, nie reaguje na swoje imię, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z ludźmi, nie rozumie niebezpieczeństwa i może po prostu wejść pod samochód albo spróbować wyjść przez okno.

Ciągle próbuje uciekać, więc na ulicy trzeba go cały czas trzymać za rękę. W domu zamykam drzwi na wszystkie zamki i chowam klucz

Syn potrzebuje stałej opieki i pomocy dosłownie we wszystkim. A kiedy choruje, wpada w stan szoku, nie potrafiąc wyjaśnić, co mu dolega. Wtedy mogę tylko zgadywać, co się z nim dzieje.

Oficjalnie diagnozę „autyzmu” postawiono Markowi, gdy miał 3 lata. Od tego czasu codziennie przechodzimy terapie, które, choć dają pewne rezultaty, nie sprawiły, że moje dziecko stało się choć trochę samodzielne. Autyzmu nie da się wyleczyć, można jedynie złagodzić stan chorego i poprawić jego funkcjonowanie. W Polsce mój syn chodzi do przedszkola terapeutycznego, logopedy i ćwiczy w domu. Ma orzeczenie o niepełnosprawności, które należy potwierdzać co 2-3 lata.

Ostatnia komisja, która odbyła się już we wrześniu, różniła się od poprzednich i bardzo mnie zaskoczyła. Przyszłam na nią z opinią polskiego psychiatry, w której napisano, że syn jest niewerbalny, wymaga stałej opieki i ogólnie jego stan jest poważny. Jednak psychiatrka obecna na komisji zaczęła pytać mnie nie o syna, ale o to, czy pracuję, gdzie jest mój mąż i czy walczy za Ukrainę. Kiedy usłyszała, że nie walczy, wydała opinię, że mój syn nie mówi, ponieważ w przedszkolu mówi się z nim po polsku, a w domu po ukraińsku. Podczas naszej rozmowy syn ani razu nie zareagował na swoje imię, nie spojrzał w stronę psychologa, nie odpowiedział na pytanie o imię i wiek, nie nawiązując kontaktu ani ze mną, ani z komisją. Gołym okiem było widać, że to poważny problem, a nie kwestia tymczasowej reakcji dziecka na przebywanie w różnych środowiskach językowych.

Jak wyjaśnić taką zmianę w podejściu komisji lekarskiej – i mnóstwo dziwnych pytań, które zadawała?

Czy tym, że dziecku z poważną diagnozą trzeba byłoby przyznać zasiłek, a dziecku bez diagnozy wystarczy zalecić uczęszczanie do przedszkola, szkoły i obsługiwanie siebie samodzielnie, by mama mogła iść do pracy na cały dzień?

Tyle że my już przez to przechodziliśmy: żadne przedszkole nie przyjmie mojego syna na cały dzień, a szkoły oferują naukę online lub, jeśli masz szczęście, asystenta na pół dnia. Dlatego byłam gotowa złożyć odwołanie od decyzji komisji lekarskiej.

Na odwołanie się od decyzji komisji lekarskiej masz 14 dni. Składasz je tam, gdzie złożyłaś wniosek o rentę inwalidzką. Prawdopodobnie ponowna wizyta przed komisją odbędzie się już w zespole wojewódzkim. Jeśli i tam decyzja nie będzie dla ciebie korzystna, są jeszcze dwie opcje:

  • dodaj nowe dokumenty medyczne i złóż wniosek do nowej komisji w związku z pogorszeniem się stanu zdrowia dziecka lub zmianami w jego zachowaniu (w przypadku autyzmu może to być opinia dotycząca inteligencji z certyfikowanej poradni i nowa opinia psychiatry). To dość szybka ścieżka, ale świadczenia będziesz mogła otrzymać dopiero po wydaniu pozytywnej decyzji;
  • idź do sądu. Rozstrzyganie sprawy może potrwać 1-2 lata, ale jeśli wygrasz, otrzymasz wszystkie świadczenia od momentu wydania negatywnej decyzji.

Dokąd wyjechać, skoro wszędzie jesteś obca?

Moje koleżanki w Polsce, które są w podobnej sytuacji, przeraża możliwość zniesienia świadczeń socjalnych i dostępu do opieki medycznej.

Kateryna samotnie wychowuje syna z porażeniem mózgowym. Cały dochód jej rodziny składa się z minimalnych alimentów, świadczeń z tytułu niepełnosprawności i 800 plus. Czasami Katia zdoła posprzątać czyjeś biuro i zarobić parę groszy, ale nie zdarza się to często, poza tym na takie prace nie podpisuje się umowy. A jej syn jest regularnym bywalcem szpitali, ponieważ nawet zwykłe zapalenie dróg oddechowych może skończyć się dla niego hospitalizacją.

„Każdy nasz dzień to rehabilitacja i walka o to, by syn zaczął choć trochę chodzić. Myję go, karmię, wożę na masaże, zajęcia – to zajmuje praktycznie cały dzień. Wszystkie moje próby znalezienia pracy, która pozwoliłaby mi opłacić opiekunkę dla niego, a przy tym jeszcze się wyżywić i opłacić czynsz, zakończyły się niepowodzeniem. Potrzebujemy kwoty większej niż średnia pensja w Polsce. Tyle że w oczach polskiego prezydenta jestem pewnie pasożytem, który dostaje pieniądze za nic” – mówi Katia.

Moja przyjaciółka jest bardzo wdzięczna Polsce. Tym, co ją irytuje, są te ciągłe huśtawki emocjonalne, które nie pozwalają planować nawet najbliższej przyszłości.

Takich historii jest bardzo wiele. Prowadzę konto na Instagramie – piszę o autyzmie i życiu w Polsce. Zaraz po wecie prezydenta Nawrockiego dziesiątki mam dzieci ze spektrum autyzmu zaczęły pytać: „Co teraz z nami będzie?”.

Większość tych mam chętnie poszłaby do pracy, gdyby w Polsce istniała możliwość oddania dzieci z podobnymi diagnozami do przedszkola na cały dzień. Poza tym jeśli dziecko nieustannie krzyczy, ma atak histerii, to i tak przedszkole dzwoni do mamy z prośbą o zabranie dziecka do domu. Jeśli chodzi o zasiłki 800 plus, to my, matki w wyjątkowej sytuacji, wydajemy te pieniądze na opłacenie specjalnych przedszkoli, lekarzy specjalistów i rehabilitację.

Obecną sytuację w Polsce obserwuję bez paniki, ale ze smutkiem w sercu. Bo rozumiem, że być może już wkrótce będę musiała powiedzieć:

„Polsko, to były bezcenne trzy lata. Zawsze będę za nie wdzięczna, ale teraz nie da się już tu przeżyć”

Być może właśnie dlatego nas popychają, byśmy wyjechali. Tylko dokąd jechać, skoro wszędzie jesteś obca?

20
хв

W oczach prezydenta jestem pasożytem

Julia Ladnova

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress