Exclusive
20
min

Putin widzi, że Niemcom drżą kolana

Rosjanie zaatakują Europę nie za 5, ale za 2-3 lata. Jeśli Niemcy się nie podniosą, będą miały drugą Jenę-Auerstedt. Na razie mają prawdziwy sukces pacyfistów i Partii Socjaldemokratycznej, którzy celowo niszczą niemieckie siły zbrojne i blokują wsparcie dla Ukrainy – twierdzi Roderich Kiesewette, poseł do Bundestagu

Maryna Stepanenko

Niemiecki poseł Roderich Kizewetter. Niemiecki Bundestag/Inga Haa

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Niemcy dostarczyły Ukrainie dodatkową broń, w tym nowe systemy obrony powietrznej, drony, karabiny i amunicję. Jednak to, ile pieniędzy przeznaczą na potrzeby obronne Kijowa w 2025 roku, będzie wiadome nie wcześniej niż jesienią.

Jakie są obecnie nastroje w niemieckim rządzie i parlamencie? Czy poparcie Niemiec dla Ukrainy się zmieni? Czy może na nie wpłynąć udana ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim? I czy nowe ustalenia śledztwa w sprawie zamachu na gazociąg Nord Stream wpłyną na stosunki Niemiec z Ukrainą? Na te i inne pytania odpowiada nam Roderich Kiesewetter, członek CDU/CSU, największej frakcji opozycyjnej w niemieckim parlamencie.

POMOC DLA UKRAINY VS. NORD STREAM

Maryna Stepanenko: „ Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisze, że Niemcy w najbliższym czasie ograniczą pomoc dla Ukrainy. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych już nazwało tę informację manipulacją, mówiąc, że wasz rząd wciąż negocjuje budżet na przyszły rok. Ostatnim razem, po długich negocjacjach, poziom wsparcia finansowego dla Ukrainy na 2024 r. został podniesiony z 4 do prawie 8 mld euro. Ale co z przyszłym rokiem? Jakie są obecne nastroje i opinie w Bundestagu?

Roderich Kiesewetter: Bundestag i rząd mają różne podejścia. Rząd chciałby ograniczyć pomoc dla Ukrainy, co oznacza, że w 2025 roku powinna ona zostać zmniejszona o połowę i być finansowana poza budżetem federalnym. I nie chodzi tu nawet o sam rząd, ale o Urząd Kanclerza Federalnego.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Obrony opowiadają się za zwiększeniem wsparcia, lecz gabinet Scholza polecił Ministerstwu Finansów jego zamrożenie. Debata dotyczy 17 miliardów euro, których brakuje w budżecie federalnym na przyszły rok. By zrekompensować ten brak, konieczne jest zmniejszenie pomocy dla Ukrainy, zwłaszcza wojskowej.

To kwestia braku priorytetów i jasnego stanowiska. Problem polega na tym, że rząd, a zwłaszcza urząd kanclerski, chcą obciąć pomoc dla Ukrainy z powodów wewnętrznych. By uzasadnić tę decyzję, można powiązać ją z niedawnym wyciekiem informacji, że Ukraina mogła zniszczyć Nord Stream. Jeśli tak jest, to nie jest to nawet kara, ale dziwne sformułowanie błędnych, nieodpowiedzialnych informacji przez niektórych dziennikarzy śledczych. To nie wygląda na przypadek.

W tym samym tygodniu, w którym dwie różne grupy dziennikarzy śledczych próbują obarczyć Ukrainę odpowiedzialnością za zniszczenie Nord Stream, dokonywane są cięcia budżetowe na niekorzyść dla Ukrainy. To wygląda na działanie celowe. Za tym może stać Rosja

W swych dochodzeniu dotyczącym eksplozji gazociągu Nord Stream we wrześniu 2022 r. "The Wall Street Journal” twierdzi, że w incydent zaangażowani byli ukraińscy urzędnicy, w tym prezydent Wołodymyr Zełenski i ówczesny głównodowodzący ukraińskich sił zbrojnych Walerij Załużny. Co Pan o tym sądzi?

Tekst „The Wall Street Journal” rezonował z artykułem niemieckiego „Der Spiegel”, który ukazał się dzień wcześniej. Obie publikacje próbują zasugerować, że ukraińscy urzędnicy nakazali zniszczenie Nord Stream.

Zdjęcie: OBRONNA DUŃSKA/AFP/East News

Dochodzenie WSJ jest naprawdę dziwne. Gazeta twierdzi, że Rosja czerpała miliardy euro zysków z Nord Stream, a to nieprawda. Od lipca 2022 r. przez gazociąg nie przepłynął ani jeden galon gazu, a kilka miesięcy wcześniej przepłynęło tylko 40 procent obiecanych dostaw. Jeśli więc Ukraina miałaby go zniszczyć, byłoby to jak „zabijanie zdechłego konia”. Po co miałaby to robić?

Po drugie, jeśli rzeczywiście Zełenski nie był w stanie skontaktować się z zespołem, który otrzymał rozkaz zniszczenia Nord Stream, dlaczego ten zespół był osiągalny przez telefon satelitarny? To również nie trzyma się kupy.

Po trzecie, mówi się o jakimś Władimirze Z. [w niemieckich publikacjach o Wołodymyrze Z. lub Władimirze S., w zależności od transliteracji – red.] z ukraińskim paszportem, ale nikt nie mówi, że mógł on mieć też inne paszporty, jak to było w przypadku Diany B. [według śledczych kolejna podejrzana w sprawie – red.]. Była ona właścicielką firmy, która wynajęła jacht „Andromeda”, i miała również rosyjski paszport. Mieszkała na Krymie, obecnie przebywa w Krasnodarze. Jest więc Rosjanką, a nie Ukrainką. Ponadto nie ma żadnych świadków, tylko tajne źródła. Tak więc moim zdaniem historia [śledztwa WSJ] jest niespójna i nieprawdopodobna.

Nie wierzę w to, ponieważ gdyby Ukraina zrobiła coś takiego, stałoby się to wiedzą publiczną i byłoby szkodliwe dla Kijowa. Nie mogę więc sobie wyobrazić, że ukraiński rząd zniszczył Nord Stream lub nakazał jego zniszczenie.

Były szef niemieckiego wywiadu August Hanning powiedział, że sabotaż związany z Nord Stream może być zaangażowana Polska. W odpowiedzi premier Donald Tusk poradził wszystkim inicjatorom i patronom gazociągu, aby „przeprosili i siedzieli cicho”.

Hanning nie kwestionuje dochodzeń tych dziwnych ekip śledczych – co mnie irytuje, ale nie dziwi. Wielu byłych ważnych niemieckich urzędników ma bardzo bliskie powiązania z Rosją i przyjaciół wśród Rosjan, co musimy wziąć pod uwagę. Rosja wykorzystuje prorosyjskie głosy w środowisku akademickim, mediach, gospodarce i polityce do prowadzenia wojny informacyjnej i może wykorzystywać je do głębszych operacji psychologicznych. Ludzie ci wyglądają na autorytety, ale w rzeczywistości są narzędziem wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję.

W Niemczech istnieje grupa ludzi, którzy próbują zrobić z Ukrainy kozła ofiarnego, by uzasadnić wycofanie wsparcia

Roli Tuska wyjaśnić nie potrafię i musimy być bardzo ostrożni, by nie uciekać się do insynuacji czy oskarżeń.

Wiem, że niemiecki prokurator federalny jest bardzo zdenerwowany tą historią, ponieważ zagraża ona jego własnej pracy dochodzeniowej – przeciek musiałby pochodzić od politycznie odpowiedzialnych osób w urzędzie kanclerskim. Nie może pracować tak, jak powinien, ponieważ ci, którzy zniszczyli Nord Stream, zostali ostrzeżeni.

Jeśli ci ludzie są teraz w Rosji, to oddychają z ulgą, bo Niemcy uznali, że rurociągi zniszczyła Ukraina. Dlatego musimy być bardzo ostrożni, jeśli chodzi o oświadczenie Gunninga i wypowiedź Tuska, a także o wszelkie pochopne oskarżenia.

PRZYJACIELE ROSJI W NIEMCZECH

Niemieccy prokuratorzy wydali nakaz aresztowania Ukraińca podejrzanego o sabotowanie gazociągu Nord Stream. Dwóch innych domniemanych sprawców to również Ukraińcy. Czy oprócz wsparcia wojskowego może to wpłynąć na inne obszary współpracy między Niemcami a Ukrainą?

Osoby rozpowszechniające fałszywe wiadomości na temat Nord Stream chcą odciąć wsparcie Niemiec dla Ukrainy i podważyć zaufanie do niej, a wreszcie – zmusić Ukrainę do kapitulacji. Nie biorą jednak pod uwagę woli i siły ludności ukraińskiej, która nie chce żyć w zamrożonym konflikcie czy pod rosyjską okupacją.

Ukraińcy opuszczą swój kraj. Będą uciekać, jeśli Kijów zostanie zmuszony do zawieszenia broni – bo po drugiej stronie granicy, w Rosji, dochodzi do brutalnej przemocy wobec ludności cywilnej.

Dlatego Ukraina nie chce być zmuszana do zawieszenia broni, czego chcieliby niektórzy w Niemczech, m.in. kanclerz. Musimy więc bardzo uważać, aby nie pojawiły się lokalne siły, które chciałyby podważyć gotowość Niemiec do wspierania Ukrainy.

Będziemy mieli wewnętrzne wybory w Turyngii, Saksonii (1 września) i Brandenburgii (22 września). W tych trzech landach istnieją siły, na które Rosja ma wpływ. To Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) i Alternatywa dla Niemiec (AFD), które są częściowo finansowane przez Rosję lub znajdują się pod jej wpływem. Musimy więc bardzo, bardzo uważać na kontekst, który jest korzystny dla Rosji. Nie ma bezpośredniego finansowania, ale ludzie z tych partii otrzymują pieniądze na swoje osobiste interesy i osobistą pracę w ramach partii.

Wewnątrz naszego kraju istnieje rywalizacja między tymi, którzy chcieliby wzmocnienia porządku międzynarodowego opartego na rządach prawa, a tymi, którzy popierają zasadę „prawa po stronie władzy” – władzy Rosji

Ci drudzy postrzegają Ukrainę jako konieczną ofiarę w imię pokoju z Rosją. Nie zdają sobie jednak sprawy, że Rosja nie chce pokoju. Rosjanie postrzegają Ukrainę jako prawowitą część Rosji. Będą więc kontynuować wojnę przeciwko Ukrainie, wojnę hybrydową przeciwko Mołdawii i krajom bałtyckim. Nie będzie pokoju.

To jest imperialne myślenie Rosji. Ludzie, którzy chcieliby przestać wspierać Ukrainę, nie rozumieją go.

Wracając do budżetu i pomocy: jeśli niemieccy deputowani przeznaczą nie więcej niż 4 miliardy euro dla Ukrainy w 2025 roku, to co to będzie oznaczać dla jej zdolności obronnych?

Po pierwsze, Niemcy nie są jedynym czy największym darczyńcą. Istnieją inne kraje, które zapewniają większą pomoc w stosunku do swojego PKB, takie jak Dania, Norwegia, Polska, kraje bałtyckie, Szwecja i Finlandia oraz Wielka Brytania. Są więc inni, znacznie bardziej wiarygodni partnerzy.

Po drugie, 4 miliardy euro już zaplanowano. Zostaną one zainwestowane w części zamienne, amunicję, obronę powietrzną i tak dalej.

Bardzo ważne jest, by Niemcy zapewniły Ukrainie dodatkową pomoc w wysokości od 4 do 10 miliardów euro w przyszłym roku. Rząd twierdzi, że odsetki od zamrożonego rosyjskiego kapitału powinny służyć Ukrainie. W Unii Europejskiej nie ma jednak konsensusu w tej sprawie. Ta kwestia jest całkowicie niejasna i zależy na przykład od wsparcia Węgier.

W każdym razie cała kwota zamrożonego rosyjskiego kapitału już należy do Ukrainy. Nie zastąpi to jednak niezbędnego wsparcia ze strony Niemiec i innych krajów. Argumentacja niemieckiego rządu jest więc rodzajem odwracania uwagi, wymówką i uchylaniem się od odpowiedzialności.

16 lutego niemiecki kanclerz podpisał umowę o bezpieczeństwie z prezydentem Zełenskim, deklarując, że będzie wspierał Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne, i w granicach z 1991 roku.

Ten podpis nie jest wart atramentu, którym został skreślony. Jeśli Niemcy nie zwiększą swojego wsparcia, umowa o bezpieczeństwie będzie bezwartościowa

OFENSYWA KURSKA I NIEMIECKI TAURUS

W lutym w wywiadzie powiedział Pan, że „wojna powinna zostać przeniesiona na terytorium Rosji” i że „rosyjskie obiekty wojskowe i kwatery główne powinny zostać zniszczone”. Sześć miesięcy później ukraińskie siły zbrojne rozpoczęły operację w obwodzie kurskim. Jaka była Pana pierwsza reakcja?

To było westchnienie ulgi, bo w lutym zażądałem, abyśmy pozwolili Ukrainie przenieść wojnę na terytorium Rosji, zablokować rosyjskie przyczółki i łańcuchy dostaw oraz uderzyć w rosyjskie pozycje, rosyjskie składy amunicji, a także w osoby odpowiedzialne za wojnę – ich ministerstwa, stanowiska dowodzenia, strefy logistyczne itp. Zostałem za to potępiony przez członków mojej partii i niektóre media. Teraz czuję się usprawiedliwiony.

Takie operacje mają sens z punktu widzenia strategii wojskowej, są dozwolone przez prawo międzynarodowe i jeśli się powiodą, dają przewagę operacyjną. Jestem byłym wojskowym. Zanim dołączyłem do naszego parlamentu, przez prawie 30 lat pracowałem w organizacjach międzynarodowych, NATO, Unii Europejskiej i siłach zbrojnych. Rozumiem, czym jest wojna, co jest potrzebne do jej powstrzymania i prowadzenia udanych operacji.

Z drugiej strony, jak powiedział nasz minister obrony, to bardzo normalne, że kraj, który został zaatakowany, prowadzi wojnę na terytorium agresora. To absolutnie normalne zjawisko na świecie – nasz minister obrony powiedział to w kwietniu ubiegłego roku w talk show. Ale kiedy ja powiedziałem o tym w lutym tego roku, zaczęło się gadanie, że to podżeganie do wojny. Powiedziałem, że to konieczność – bo tak jest.

Operacja Ukrainy w obwodzie kurskim wydaje się być sprawna i skuteczna. Zobaczymy, jak trwały będzie ten sukces, ale jak dotąd to wielkie zwycięstwo Ukrainy. I właściwa odpowiedź dla tych, którzy wciąż wierzą w pojednanie z Rosją.

Niemcy nie kwestionują legalności działań ukraińskich sił zbrojnych w rejonie Kurska i nie sprzeciwiają się użyciu niemieckiej broni na terytorium Rosji. Czy jednak ofensywa kurska zmieni zdanie niemieckich polityków w kwestii przekazania Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu TAURUS?

Niestety nie, ponieważ w partii socjaldemokratycznej przywódca frakcji i bardzo ważny, wysoki rangą polityk w Urzędzie Kanclerskim są przeciwni umożliwieniu Ukrainie zniszczenia rosyjskiej komunikacji, łańcuchów dostaw itp. To impas.

Moja partia, CDU/CSU, bardzo popiera transfer TAURUSA, ale biuro Scholza to blokuje. Minister obrony chciałby dokonać dostawy, minister spraw zagranicznych chciałby dokonać dostawy, ale nie ma woli politycznej, ponieważ wymagałoby to jednomyślnego głosowania w rządzie. A partia socjaldemokratyczna jest przeciw.

Musimy dostarczyć kilkaset systemów precyzyjnego rażenia dalekiego zasięgu, takich jak TAURUS – dzisiaj. I musimy umożliwić naszemu przemysłowi obronnemu produkcję większej liczby czołgów, więcej amunicji, więcej artylerii.

Mamy jednak do czynienia z brakiem woli politycznej, a także brakiem strategicznej kultury i strategicznego myślenia.

To jest duch ustępstw, to jest duch Chamberlaina z 1938 r., a nie podejście Churchilla. Nie mamy jeszcze w Niemczech „momentu Churchilla”. Pracuję nad tym, by to zmienić

PRESJA NA PUTINA

W jaki sposób ukraińska ofensywa może wpłynąć na sytuację wewnątrz Rosji?

Widzieliśmy już, że kiedy Putin był pod presją rebelii Grupy Wagnera, skłaniał się ku negocjacjom. Poinstruował Łukaszenkę, by ten załagodził sytuację. Łukaszenka przekonał Prigożyna, by przestał i przybył na Białoruś – na wygnanie (tyle że Putin i tak później Prigożyna zabił). Tak więc kiedy Putin jest pod presją, ma skłonność do negocjowania lub ustępowania.

Dzięki ofensywie Ukraina ma szansę nie tylko stworzyć strefę buforową, ale także zbudować przestrzeń do negocjacji. I tak, jeśli dojdzie do negocjacji i Rosja usłyszy, że musi wycofać się z całej Ukrainy, odzyskując w zamian region Kurska, poprawi to pozycję negocjacyjną Kijowa. Jednak presja w Donbasie rośnie. Zobaczymy, czy ofensywa w obwodzie kurskim złagodzi sytuację w innych częściach frontu, jeśli Rosja będzie musiała się wycofać i przegrupować swoich żołnierzy.

Ukraina traci terytorium i setki żołnierzy każdego dnia, więc wsparcie Zachodu powinno wzrosnąć. Pod tym względem Niemcy wysyłają bardzo zły sygnał

Zły dla Ukrainy, ponieważ Putin widzi, że Niemcom drżą kolana. Jest to również złe dla Stanów Zjednoczonych, ponieważ ci, którzy wspierają izolacjonistów z Trumpem na czele, będą mogli powiedzieć: „Dlaczego mamy wspierać Ukrainę, skoro Niemcy wycofują swoje wsparcie?”. Powiedzą, że to sprawa europejska, a nie amerykańska.

To byłaby wielka porażka Niemiec, gdybyśmy stracili poparcie USA podczas kampanii wyborczej. Dlatego musimy inwestować, musimy robić więcej. A Ukraina musi utrzymać to terytorium, a nawet je rozszerzyć, musi kontynuować wojnę na terytorium Rosji, by mieć lepszą pozycję, jeśli zostanie zmuszona do negocjacji. Ukraina powinna zniszczyć rosyjskie obiekty wojskowe – wyrzutnie, lotniska, magazyny amunicji – by rosyjskie ataki na ukraińską infrastrukturę krytyczną i ludność cywilną zostały ograniczone i, miejmy nadzieję, zatrzymane.

Widzę, że w niemieckim rządzie są ludzie, którzy chcieliby usunąć sztuczne ograniczenia, które USA i Niemcy nadal nakładają na Ukrainę w zakresie używania zachodniej broni na terytorium Rosji. Potrzebujemy więc krajów takich jak kraje bałtyckie, Polska, Czechy, kraje skandynawskie, Wielka Brytania, Dania i inne – by zwiększyć presję na Putina, ale także na Niemcy, by zrobiły więcej.

Niemcy są coraz bardziej izolują się w Europie jako kraj, którego polityka nie dorównuje jego potędze gospodarczej

Musimy robić więcej i motywować inne kraje, aby też robiły więcej.

Zresztą, kiedy rozpocznie się odbudowa Ukrainy, dlaczego Niemcy miałyby na niej skorzystać? Te kraje, które wspierały Ukrainę w dobrej wierze, powinny być częścią powojennego odrodzenia Ukrainy.

BÓJMY SIĘ SŁABYCH NIEMIEC

Michael Giss, dowódca regionalnego dowództwa Bundeswehry w Hamburgu, powiedział niedawno, że Niemcy muszą być przygotowane na ewentualny rosyjski atak w ciągu najbliższych pięciu lat, bo są kluczowym węzłem transportowym NATO. Co Berlin robi teraz, by wzmocnić swoje zdolności obronne?

To świetne pytanie. Cóż, po pierwsze, nie chodzi o pięć lat, ale o dwa lub trzy lata, ponieważ Rosja widzi, że Zachód zwiększa tempo. Rosja zwiększy więc presję poprzez dezinformację, sabotaż i przyspieszy przygotowania do wojny, by być szybszą od Europy.

Po drugie, w 2022 r. Niemcy miały Zeitenwende [w swoim przemówieniu do Bundestagu 27 lutego 2022 r. kanclerz Olaf Scholz nazwał atak Rosji na Ukrainę „historycznym punktem zwrotnym” – red.]. Ale to już historia.

Minister obrony nie dostaje pieniędzy, których potrzebuje. Wszystkie jego wnioski zostały ograniczone. Otrzymuje mniej pieniędzy niż potrzebuje, by pokryć stopę inflacji i zwiększyć żołd dla żołnierzy. Przez to niemieckie siły zbrojne nie mają wsparcia, które pozwoliłoby poprawić ich sytuację. A w ciągu najbliższych dwóch do trzech lat ta sytuacja jeszcze się pogorszy.

I prawdopodobnie do końca lat 20., kiedy niemieckie siły zbrojne będą naprawdę na granicy swoich możliwości, będziemy potrzebować znacznie więcej świeżych pieniędzy. Mówimy o dodatkowych 300 miliardach euro do końca tej dekady na modernizację naszych sił zbrojnych, podczas gdy teraz otrzymują one tylko 5 do 10 miliardów euro.

To zmniejszy możliwości sił zbrojnych i osłabi motywację niemieckich żołnierzy. To prawdziwy sukces pacyfistów i Partii Socjaldemokratycznej, którzy celowo niszczą niemieckie siły zbrojne. Mamy [Borisa] Pistoriusa, najlepszego ministra obrony w ciągu ostatnich 20 lat, ale on nie dostaje pieniędzy, których potrzebuje. To bardzo smutne.

Pewnego dnia możemy obudzić się pod jeszcze większą presją rosyjskiej propagandy, z większą rosyjską agresją. Jeśli się nie podniesiemy, będziemy mieli drugą Jenę-Auerstedt [bitwa z 1806 r., w której Napoleon rozgromił armię pruską – red.]. Musimy więc podnieść tę kwestię w Niemczech, a nasi przyjaciele i partnerzy także muszą zwiększyć presję.

Potrzebujemy silnych Niemiec. 12-13 lat temu Radosław Sikorski powiedział: „O wiele bardziej boję się słabych Niemiec niż silnych”.

Wszyscy powinniśmy bać się słabych i nieprzygotowanych Niemiec. Bo takie Niemcy to byłoby zaproszenie dla Putina

Zdjęcie na czołówce: Action Press/Shutterstock/Rex Features/East News

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To już drugi list polskich kobiet skierowany do władz państwowych – tym razem tuż przed głosowaniem w Senacie nad ustawą o pomocy dla uchodźców z Ukrainy.

Poprzedni apel, podpisany przez ponad trzy tysiące kobiet – w tym trzy byłe Pierwsze Damy, Olgę Tokarczuk, Agnieszkę Holland i Janinę Ochojską, aż po zwykłe matki, babcie i córki – był odpowiedzią na weto prezydenta Karola Nawrockiego wobec ustawy gwarantującej tymczasową ochronę dla uchodźców.

Dziś wracamy z kolejnym apelem – tym razem skierowanym bezpośrednio do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i Marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Pisząc do nich, czujemy się w obowiązku mówić w imieniu tysięcy osób, które zaufały Polsce i podpisały nasz pierwszy list:

"Jako współorganizatorki i sygnatariuszki powyższego listu jesteśmy moralnie zobowiązane zaprezentować stanowisko tych tysięcy obywateli, kobiet, matek, żon, córek, sióstr i babć a także mężczyzn, mężów, ojców, synów, braci i dziadków na ręce Pani Marszałek oraz Pana Marszałka w zaufaniu, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę w dyskusji na Projektem Ustawy oraz podczas głosowań.

Stosowanie do listu protestacyjnego uważamy, że Projekt Ustawy powinien być pozbawiony politycznych sporów i celów i zapewniać trwałość i ciągłość zobowiązań Polski względem osób uciekających przed piekłem wojny.

1. W zakresie prawa do świadczenia 800+ i „Dobry Start” wprowadzenie regulacji jak dotychczas i niewarunkowanie go faktyczną aktywnością zawodową rodziców dziecka. Z tego względu prosimy, aby oczekiwania te odzwierciedlić w Projekcie i wprowadzić w nim przede wszystkim następujące zmiany:

2. W zakresie dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej - wprowadzenie regulacji jak dotychczas i nieróżnicowanie zakresu świadczeń według pochodzenia narodowościowego i wieku.

Zmiany te nie wymagają dalszego uzasadnienia poza to zawarte w treści listu protestacyjnego i poza te 3096 podpisów złożonych pod jego treścią. Ufamy, że Wysoki Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zadba o reputację Rzeczypospolitej Polskiej i trwałość jej zobowiązań względem jej przyjaciół".

20
хв

Musimy zagwarantować ciągłość zobowiązań Polski wobec osób uciekających przed piekłem wojny

Sestry

Zachód musi uczyć się od Ukrainy

Maryna Stepanenko: – W ciągu ostatniego miesiąca Polska kilkakrotnie odnotowała „przypadkowe” naruszenia swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne. W nocy 10 września doświadczyła bezprecedensowego ataku z udziałem 19 dronów. Jaka była Pana pierwsza reakcja na te prowokacje?

Anders Pak Nielsen: – Wszystko to wyglądało bardzo dramatycznie, ale jednocześnie była to jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować spokój i poczekać na fakty, zanim wyciągnie się wnioski. Kiedy śledziłem wydarzenia na bieżąco w mediach społecznościowych, rzeczywiście wydawało się, że Polska została zaatakowana.

Później stało się jasne, że prawdopodobnie to była prowokacja. To jest całkowicie zgodne z tym, co widzieliśmy wcześniej ze strony Rosji: różnymi sposobami testowania lub wywierania presji na Polskę, a także inne kraje NATO, co jest częścią szerszego podejścia do wojny hybrydowej. Ten incydent był bardziej dramatyczny, miał większą skalę, ale zasadniczo postrzegam go jako część tego samego schematu.

Wskazuje to na kolejną tendencję: ogólną eskalację wojny hybrydowej. Niestety, będzie ona trwała. I prawdopodobnie w przyszłości będziemy świadkami potencjalnie bardziej niebezpiecznych incydentów.

Co udowodniła ta prowokacja Rosji? Czy można mówić o niezdolności NATO do zestrzelenia 19 dronów i nieefektywnym wykorzystaniu zasobów, czyli drogich rakiet przeciwko tanim bezzałogowym statkom powietrznym? Jakie wnioski należy z tego wyciągnąć?

Kraje zachodnie muszą zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Wojna nadal się zaostrza, co prawdopodobnie doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z państwami europejskimi. Problem polega na tym, że Zachód nadal zastanawia się, czym jest „podstawowy” poziom zagrożenia.

W przypadku Polski nie sądzę, by siły zbrojne spodziewały się bezpośredniego ataku ze strony Rosji, ponieważ ostatni incydent nie był atakiem. Ale jasne jest, że nadszedł czas, by podnieść poziom gotowości, nawet jeśli do niedawna nie wydawało się to konieczne.

Problem polega na tym, że nie możemy wykluczyć możliwości rzeczywistych, bezpośrednich ataków w przyszłości. Czasami na Zachodzie tak bardzo skupiamy się na determinacji Ukrainy, że zapominamy, że Rosja jest równie zdeterminowana.

A ponieważ gospodarka wojskowa Rosji zaczyna słabnąć, myślę, że Rosja jest gotowa podjąć bardziej dramatyczne kroki, by wywrzeć presję na kraje zachodnie, w szczególności na Polskę, w celu zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy

Dla Rosjan to będzie kluczowy czynnik, który ma zmienić sytuację na ich korzyść.

Od początku inwazji obserwowaliśmy naruszenia przestrzeni powietrznej kilku członków Sojuszu – krajów bałtyckich, Rumunii. Jednak to były pojedyncze incydenty. Dlaczego właśnie Polska stała się celem masowego ataku rosyjskich dronów – i dlaczego właśnie teraz?

Polska ma decydujące znaczenie logistyczne dla kierowania zachodniej pomocy do Ukrainy. Położenie geograficzne również odgrywa ważną rolę. Po prostu łatwiej kierować drony do Polski niż, powiedzmy, do Niemiec czy Szwecji.

Ukraina zaoferowała swoją pomoc. Ma duże doświadczenie wojskowe. Czy NATO powinno wziąć to pod uwagę?

Tak. Ukraina szczególnie dobrze nauczyła się znajdować ekonomicznie efektywne środki zwalczania dronów, by nie marnować drogich rakiet na tanie cele. Kraje zachodnie również powinny zacząć opracowywać coś podobnego, własne odpowiedniki.

Niewielkie mobilne jednostki Ukrainy skutecznie przeciwdziałają dronom szahid, a obecnie pracują nawet nad stworzeniem dronów przechwytujących. Właśnie takich rozwiązań potrzebujemy. Ten incydent uświadamia to, że jeśli Polska nie była w pełni przygotowana na atak zaledwie 19 dronami, to co się stanie, jeśli spotka się z tak długotrwałymi atakami jak w Ukrainie?

I nie dotyczy to tylko Polski. Nie sądzę, żeby mój kraj, Dania, również był gotowy. NATO jako całość musi poważnie się nad tym zastanowić, ponieważ za rok możemy regularnie spotykać się z podobnymi atakami.

Rosyjski dron uderzył w dom we wsi Wyryki w województwie lubelskim. Polska, 10.09.2025. Zdjęcie: Dariusz Stefaniuk/REPORTER

To pierwszy przypadek, kiedy członek NATO musiał zestrzelić rosyjskie drony. Jak Pan ocenia reakcję i wynik operacji sojuszników?

Nadal nie wiemy, jaki będzie wynik, ponieważ nie widzieliśmy jeszcze reakcji. Do tej pory kraje NATO nie spieszyły się z nią. Pozytywnym aspektem jest, że skoncentrowały się na wsparciu Ukrainy – to główne zadanie.

Jednak minusem jest to, że NATO nie podjęło zdecydowanych działań przeciwko prowokacjom, co prawdopodobnie skłoniło Rosję do dalszych działań.

Widzieliśmy już naruszenia przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli w Morzu Bałtyckim. Jak dotąd nie udzielono żadnej realnej odpowiedzi na którąkolwiek z tych sytuacji

Mam nadzieję, że tym razem zobaczymy realne, zdecydowane konsekwencje – coś, co zmusi Rosję do zastanowienia się dwa razy, zanim spróbuje ponownie. Jeśli wszystko skończy się kolejną dyplomatyczną skargą, to nie wystarczy.

Ukraina – kluczowy gwarant bezpieczeństwa Europy

Jeśli Rosja zdecyduje się na kolejny krok, a ataki spowodują ofiary, to gdzie Pana zdaniem przebiega „czerwona linia”, która zmusi NATO do podjęcia bardziej zdecydowanych działań?

Pytanie brzmi, co naprawdę trzeba zrobić, by zaangażować w to Stany Zjednoczone. Jak dotąd reakcja Waszyngtonu była niezwykle słaba. Słyszeliśmy ostre oświadczenia ze strony NATO i niektórych krajów europejskich, ale od Donalda Trumpa – praktycznie nic.

Brak choćby zbliżonej [do NATO – red.] reakcji Stanów Zjednoczonych może skłonić Rosję do dalszych działań. Musimy zadać sobie pytanie: „Gdyby to był prawdziwy atak, z wybuchami w Polsce, to czy to by coś zmieniło?” Nie wiadomo. Ta niepewność jest niebezpieczna. Jeśli Rosja uważa, że Stany Zjednoczone nie zareagują, to co jest prawdziwym czynnikiem powstrzymującym?

W pewnym momencie może to podważyć samo NATO. Bo jaki sens ma sojusz, jeśli prowokacje nie mają żadnych konsekwencji?

Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy zdecydowaną reakcję USA. Wygląda na to, że Donald Trump zrobi wszystko, by uniknąć działań przeciwko Rosji. Mam jednak nadzieję, że inne kraje będą w stanie dać Putinowi do zrozumienia, że to nie jest droga, którą należy podążać.

Niedawno prezydenci USA i Polski odbyli ciepłe spotkanie w Waszyngtonie, co w Warszawie zostało odebrane jako pozytywny sygnał dla sojuszu amerykańsko-polskiego. Jak interpretuje Pan brak ostrych komentarzy ze strony Trumpa na temat ostatniej prowokacji, biorąc pod uwagę ten kontekst?

Nie sądzę, by ktokolwiek mógł naprawdę ufać Donaldowi Trumpowi. On sympatyzuje z niektórymi europejskimi przywódcami, w szczególności z Nawrockim – ale także z Putinem. To właśnie takich prawicowych przywódców lubi wspierać. Natomiast innych gości odwiedzających Waszyngton przyjmuje chłodno.

W końcu nie ma żadnych podstaw, by wierzyć, że Trump będzie wspierał Europę przeciwko Rosji. Od momentu objęcia urzędu pokazuje coś zupełnie przeciwnego

Ogólna tendencja polega na tym, że udział Ameryki w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy maleje. Dlatego budowanie naszego przyszłego bezpieczeństwa na „dobrych stosunkach” z Trumpem jest naiwnością. Europa potrzebuje alternatyw, które nie będą uzależnione od kaprysów amerykańskiego prezydenta.

Wiem, że stosunki między Polską a Ukrainą są skomplikowane, ale uważam, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Europy będzie silna oś polsko-ukraińska

Potrzebujecie szerszej dyskusji na temat budowy nowej europejskiej struktury bezpieczeństwa. Zamiast po prostu mówić o „gwarancjach” dla Ukrainy, musimy uznać samą Ukrainę za kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy, ponieważ ma ona największą armię, możliwości, determinację i położenie geograficzne, których potrzebujemy.

W przyszłości Europa musi zaakceptować fakt, że Stany Zjednoczone nie będą niezawodnym sojusznikiem przez dziesięciolecia. Stawianie na Waszyngton, co obecnie czyni Polska, jest po prostu naiwnością.

Donald Trump i Karol Nawrocki obserwują przelot samolotów wojskowych USA w Waszyngtonie, 3.09.2025. Zdjęcie: POOL via CNP/INSTARimages.com

Ponad jedna trzecia komentarzy w polskich mediach społecznościowych winą za prowokację z dronami obarcza Ukrainę. Dlaczego właśnie taka narracja została wybrana przez Kreml jako kluczowa? I na ile niebezpieczne może być takie przesunięcie punktu ciężkości – z mówienia o agresji Rosji na oskarżanie Ukrainy?

Nie można wykluczyć, że jakieś zakłócenia mogą skierować drony w niewłaściwym kierunku. Ale 19 dronów jednocześnie? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektóre z nich przyleciały z terytorium Białorusi. Nie sądzę, by ktoś serio wierzył, że Ukraina celowo wysłała drony do Polski.

Jeśli Polska jest zaniepokojona, rozsądną reakcją byłoby rozszerzenie swojego systemu obrony przeciwlotniczej na terytorium Ukrainy lub patrolowanie granicy w celu przechwytywania zagrożeń przed nią

Inicjatywy takie jak europejska Tarcza Nieba [projekt naziemnego zintegrowanego europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej, który obejmuje zdolności przeciwbalistyczne – przyp. aut.] byłyby silnym sygnałem dla Rosji, że takie działania nie będą tolerowane. Przyniosłyby też korzyści zarówno Polsce, jak Ukrainie.

Nie ma sensu obwiniać Ukrainy. Ukraina prowadzi wojnę, doświadcza masowych nalotów i oczywiście wykorzystuje środki walki radioelektronicznej. Czasami to powoduje zejście dronów z kursu, ale taka jest rzeczywistość na polu bitwy.

NATO nigdy nie stanowiło zagrożenia militarnego dla Rosji jako państwa – uważają niektórzy ukraińscy obserwatorzy. Z drugiej strony Sojusz stanowi realne zagrożenie dla reżimu politycznego Putina i właśnie dlatego rozpad NATO lub przynajmniej rezygnacja z ochrony krajów Europy Wschodniej, przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, były i pozostają priorytetem polityki Kremla. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co dadzą Moskwie prowokacje na wschodniej flance NATO?

Zgadzam się z tą opinią. NATO nie stanowi zagrożenia dla samej Rosji – nikt nie planuje inwazji na jej terytorium. Zarazem Sojusz stanowi ogromne zagrożenie dla imperialnych ambicji Kremla.

Dla Putina bycie wielkim mocarstwem oznacza posiadanie strefy wpływów nad mniejszymi sąsiadami – a NATO rujnuje tę ideę. Dlatego podważanie wpływów NATO jest jego obsesją

Nie sądzę również, abyśmy powinni wykluczać możliwość, że Rosja bezpośrednio zakwestionuje artykuł 5 w najbliższych latach. To nie będzie pełna wojna, ale drobne prowokacje, by sprawdzić, czy uda się wywołać rozłam, zwłaszcza przekonując Stany Zjednoczone do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli tak się stanie, spójność NATO ulegnie rozpadowi.

A kiedy NATO zostanie osłabione, kraje Europy Wschodniej zostaną pozostawione same sobie. Rzucenie wyzwania NATO jako sojuszowi jest dla Rosji złym rozwiązaniem. Znacznie łatwiej jest zrobić to z Estonią, Łotwą, Litwą lub Finlandią – z osobna. Właśnie w ten sposób Rosja będzie mogła zrealizować swoje ambicje imperialne.

Cel Rosji: znormalizować chaos

Czy Ukraina powinna wyciągnąć jakieś wnioski z tego incydentu?

Nie. Głównym problemem jest gotowość Zachodu do działania. Logicznym pierwszym krokiem byłoby rozszerzenie strefy obrony powietrznej na część terytorium Ukrainy – zaledwie kilkaset kilometrów od granicy – i zezwolenie zachodnim samolotom na patrolowanie tej przestrzeni powietrznej. Nie byłoby to zbyt ryzykowne i stanowiłoby jasny sygnał.

Rosja wysyła drony, by znormalizować przekonanie, że takie incydenty są czymś normalnym. Zachód musi znormalizować coś przeciwnego: stałą obecność wojskową Zachodu w Ukrainie, ochronę jej przestrzeni powietrznej i stopniowe podejmowanie dalszych działań, jeśli Rosja będzie nadal wywierać presję.

Jak dotąd Zachód nie wykazuje zainteresowania tą kwestią. Nie wystarczy po prostu chronić naszą stronę granicy. Trzeba przejąć ukraińskie doświadczenie w tworzeniu niewielkich, wyspecjalizowanych jednostek do ekonomicznego zestrzeliwania dronów. Uczenie się na doświadczeniach Ukrainy – co działa, a co nie – byłoby dobrym początkiem.

Czy zachodni politycy zdają sobie sprawę, że ich reakcja jest w rzeczywistości dość słaba? Czy rozumieją, że Rosja to widzi i wyciąga własne wnioski?

Nie sądzę, by większość zachodnich polityków zdawała sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja w Ukrainie. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, nie można wykluczyć, że dotknie to również nas. Kiedy jedna ze stron zbliża się do porażki, można spodziewać się bardziej dramatycznych działań, tyle że wielu tego nie dostrzega.

Większość polityków nie docenia również determinacji Putina. Istnieje powszechne przekonanie, że on szuka wyjścia z sytuacji, tyle że on jest nastawiony na wygranie tej wojny. \Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu.

Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu

Uważa Pan, że Ukraina może wygrać? Dzięki czemu, w jakich okolicznościach?

Pytanie, co oznacza „wygrać”. Jeśli chodzi o przywrócenie terytoriów do granic z 1991 roku, to jest to trudne. Wymagałoby to załamania się Rosji, na przykład długotrwałych ataków na jej logistykę, które doprowadziłyby do spadku morale – podobnie jak w przypadku Rosji po I wojnie światowej. To nie jest niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.

Obecnie Ukraina skutecznie się broni, podczas gdy Rosja jest w ofensywie i napotyka trudności. Jeśli Ukraina przejdzie do ofensywy, napotka podobne wyzwania. Dlatego wyzwolenie wszystkich terytoriów jest obecnie bardzo trudne bez wymuszonego załamania Rosji lub poniesienia przez nią ogromnych strat.

Jeśli definiujemy „zwycięstwo” jako zachowanie niepodległości Ukrainy, to tutaj jestem znacznie bardziej optymistyczny. Ta wojna nie dotyczy przede wszystkim terytorium, ale kontroli politycznej. Celem Putina jest dominacja nad Ukrainą i przekształcenie jej w państwo podobne do Białorusi. W tym sensie Ukraina wygrywa.

Gospodarka wojenna Rosji jest niestabilna i w ciągu najbliższego roku trudno będzie jej utrzymać się na obecnym poziomie. Ukraina, która ma wsparcie zachodnich sojuszników, jest w bardziej stabilnej sytuacji. Dlatego w tej wojnie na wyczerpanie Ukraina ma lepszą pozycję niż Rosja, nawet jeśli całkowite wyzwolenie terytorium pozostaje trudnym zadaniem.

20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Keir Giles: – Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce

Ексклюзив
20
хв

Szczyt NATO w Hadze: Sojusz chce płacić, ale czy jest gotów walczyć?

Ексклюзив
20
хв

Gabrielius Landsbergis: – Tylko Ukraina może powstrzymać Rosję

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress