Exclusive
20
min

Ukraińska dziesiątka: największe muzyczne hity listopada

Marta Lipczej i Serhij Żadan, Artem Piwowarow, Arsen Mirzojan, KALUSH i Kozak Syromacha, Jerry Heil, MOLODI i Michelle Andrade, Blooms Corda, GO-A, Marina Krut - piosenki tych artystów nikogo nie pozostawią obojętnym

Maria Burmaka

Maria Burmaka, ukraińska piosenkarka i prezenterka telewizyjna. Fot: Iryna Briażun

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ukraiński muzyczny listopad dał nam wiele ciekawych utworów. Spośród nich wybrałam dziesięć najlepszych - być może chcieliście znaleźć coś podobnego na swoje playlisty. Coś ciekawego, energetycznego i radosnego, co poprawi Wam humor. Albo wręcz przeciwnie: coś delikatnego, wzruszającego i pełnego uczuć, aby utrzymać nastrój tej jesieni, która już ustąpiła miejsca śniegowi, zamieciom i romantyzmowi śnieżnego grudnia. A więc - posłuchajcie!

№1. Marta Lipczej i Serhij Żadan: "Mów"

Ukraińska piosenkarka Marta Lipczej (superfinalistka "Głosu kraju" w 2022 roku) z zespołem Żadan i Psy zaprezentowała piosenkę "Mów" i teledysk do niej.

Muzykę skomponowała Marta, wiersz Serhij Żadan - i słowo mistrza jest wyczuwalne. Idee i znaczenia nie mogą być ukryte pod opakowaniem muzyki popularnej. Tak czy inaczej, Żadan jest zawsze znakiem jakości. Pomimo skandali i niezwykłych wyczynów marketingowych (mówię o jego duecie z Krystyną Solowij "Heart").

Oto, co Marta Lipczej powiedziała o premierze: "Przyjaciele, mamy przyjemność zaprezentować Wam naszą pierwszą wspólną piosenkę 'Mów'. Ten utwór zaczął się od muzyki, którą napisałam razem z moim zespołem. Melodia zainspirowała Serhija do napisania tekstu - o ludziach, którzy się nie boją i mają pewne siebie i silne głosy. Zespół "Żadan i Psy" dodał do aranżacji wyjątkowej energii i mocnych gitarowych riffów.

Według Marty, do napisania tego utworu zainspirowali ich również silni i odważni ludzie, którzy nie boją się kochać, i śpiewać. A takich naprawdę nam nie brakuje. Piosenka "Mów" opowiada o ludziach, którzy nie rezygnują ze swojego głosu, nawet w czasach, gdy cisza wokół nich staje się szczególnie ciężka i całkowita. Ta piosenka jest o tym, jak ważne jest, abyśmy mówili i słyszeli, wierzyli, i trzymali się nawzajem. W końcu tak długo, jak nasze głosy i intonacje pozostają w naszym zaufaniu, możemy rozmawiać o najważniejszej i najbardziej intymnej rzeczy - wolności.

№2. Artem Piwowarow. "Waltornia"

Artem Piwowarow prezentuje utwór "Waltornia" oparty na wierszu Liny Kostenko, nagrany wspólnie z wokalistami zespołu PIVOVAROV i chórem. "Waltornia" to jedna z największych kolaboracji w projekcie kulturalnym nie tylko Artema Piwowarowa, ale także w ukraińskiej kulturze ostatnich czasów. Kompozycja została oparta na wierszu Liny Kostenko "Otwieram świt kluczem skrzypiec...". Trudno określić ten utwór jako piosenkę lub utwór. "Waltornia" trwa 6 minut i łączy w sobie poezję, nowoczesne brzmienie, harmonijne przeplatanie się głosów wokalistów i chóru kościelnego, instrumentów etnicznych oraz elektronicznych oraz spektakularną recytację wiersza w finale. To jasna mieszanka luminarzy muzycznej galaktyki. To wyjątkowe dzieło jest wynikiem synergii artystów i przykładem eklektyzmu, który stał się częścią kultury muzycznej. "Waltornia" zachwyca różnorodnością instrumentów muzycznych: od ukraińskiej bandury i starożytnej liry kołowej po syntezator. Oto, co sam Artem Piwowarow miał do powiedzenia na temat piosenki: "Jestem wdzięczny wszystkim, którzy stali się częścią tej zakrojonej na szeroką skalę współpracy. Specjalne podziękowania dla Liny Kostenko i jej zespołu za zaufanie i umożliwienie mi stworzenia muzyki do wiersza niesamowitego poety. Wiele osób włożyło w tę pracę swoje serca i dusze. Mam nadzieję, że słuchając i oglądając "Waltornię", poczujesz to, będziesz się tym cieszyć i wracać do tej niezwykłej muzycznej historii raz za razem".

№3 Arsen Mirzojan, "Słońce"

Arsen Mirzojan wydał nowy album "Słońce", z którym już aktywnie koncertuje. "Jest pełen prostych, podstawowych znaczeń, obnażonych przez wojnę. To album o życiu w czasie wojny. Wszystkie te metafory i alegorie są inspirowane historiami biograficznymi. Chodzi o pamięć. Nadal kochamy nasze dzieci, szanujemy naszych rodziców, uczymy się kochać na odległość i po prostu uczymy się. Chcemy zachować emocje, aby pamiętać ten poranek, aby pamiętać o tych, którzy sprawili, że staliśmy i pozostaliśmy Ukrainą. My, artyści, nie jesteśmy w stanie pisać piosenek o wszystkich, ale możemy znaleźć odpowiednie słowa. Czy jest lepszy czas na szczerość niż teraz?" - powiedział Arsen Mirzojan, który jest aktywnym wolontariuszem, pomagając obrońcom od 2014 roku i występując dla żołnierzy w najgorętszych miejscach.

Oto jak artysta wyjaśnił znaczenie piosenki "Słońce": "To piosenka o małej dziewczynce, napisałam ją o mojej Ninie, ale tak naprawdę znam wiele przykładów takich relacji ojciec-córka, kiedy córka jest księżniczką, a ojciec rycerzem, a wokół są te wszystkie smoki. I ojciec musi chronić swoją córkę przed tymi smokami".

‍№4. Jerry Heil. "Trzy paski"

W tym roku ukraińska piosenkarka Jerry Heil spróbuje swoich sił w finale krajowej selekcji do Eurowizji 2024. Jana już przygotowuje się do finału krajowej selekcji i planuje zaprezentować piosenkę, z którą chce wygrać i pojechać do Liverpoolu, aby reprezentować Ukrainę.

A teraz jej premiera - "Trzy paski": "Życie to manifest uporu, wytrwałości, bo tacy jesteśmy". Po premierze utwór stał się niezwykle popularny pod względem liczby pobrań na platformach streamingowych. W niczym nie przypomina jej poprzednich utworów, to zupełnie nowa świadomość świata. W brzmieniu słychać śmiałość i upór. "Ponieważ Ukraińcy są tacy z natury" - kontynuuje piosenkarka - "Może to nasza narodowa osobliwość. Może jest to przekazywane przez geny. Po prostu ciągle się przepychamy". Według Jany, była po prostu zmęczona pisaniem lirycznych piosenek. Chciała mieć trochę emocji i energii.

"Trzy paski" to także zastrzyk motywacji. W końcu tak długo, jak marzymy o czymś wielkim, możemy pokonać wszystko, co rzuca nam życie. Wyobraź sobie, mówi wokalista, że psy szczekające za tobą są tylko odwróceniem uwagi, gdy idziesz naprzód w kierunku swoich marzeń. Utwór przypomina nam, abyśmy pozostali zdeterminowani i nie pozwolili, aby cokolwiek stanęło nam na drodze.

"Ta piosenka jest o silnej wierze w siebie, i swoje marzenia, bez względu na to, ile masz lat. To hymn dla tych, którzy chcą pozostać młodzi duchem i nadal dążyć do swoich celów" - podkreśla Jerry Heil.

№5. Kalush feat. Kozak Syromacha. "Syromacha"

Ukraiński barwny wokalista etnosu Kozak Syromacha i zespół Kalush nagrali piosenkę "Syromacha". Syromacha to samotny wilk, który żyje samotnie w gaju lub na polu. Podobnie artysta i Kozak Syromacha - też lubi być sam. Mieszka w pobliżu Dniepru, w historycznej kozackiej osadzie Taromske.

"Drzwi przeszłości otwierają się i słychać pytanie atamana: 'Gdzie jest twój koń? Gdzie jest twój dom? Syromakha, dlaczego jesteś sam?'" - tyle że w wykonaniu utalentowanych młodych ludzi, którzy grają, śpiewają i beatboxują na flecie. - To magiczne i wzruszające do głębi. Sam Pan inspiruje nas do działania poprzez innych. I miło, że dzieje się to w czasie, gdy Ukraina staje się sobą - piękna, czysta, niezrównana - skomentował nowe wydawnictwo artysta.

Kim więc jest Kozak Syromacha? Naprawdę nazywa się Ołeksandr Ljubbożenko. To ukraiński piosenkarz etniczny, znany ze swojego barwnego stylu ludowego i przywiązania do tradycji kozackich.

W 2022 roku Kozak Syromacha rozpoczął współpracę z ENKO, wytwórnią muzyczną założoną przez piosenkarkę alyonę alyonę i producenta Iwana Kłymenko. Duet z zespołem Kalush jest więc logiczny i oczekiwany.

№6. MOLODI feat. Michelle Andrade. "Skarb"

MOLODI to zespół z Mariupola, wspólny projekt muzyków Kiryła Rogowoja i Iwana Stepaniszczewa, założony w 2022 roku. Zaczynali w swoim rodzinnym mieście jako zespół uliczny. Później przenieśli się do stolicy i kontynuowali współpracę.

W 2022 roku, z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy, zespół wydał utwór "Niepodległość", który natychmiast zaczął rozprzestrzeniać się w mediach społecznościowych. Nawet rok po wydaniu utwór wciąż budził zainteresowanie słuchaczy. W tym czasie chłopcy, po twórczych poszukiwaniach, zmienili swój styl i preferencje muzyczne. Dlatego Iwan i Kyryło postanowili przemyśleć utwór i wydać nową wersję. Aby dodać utworowi "kobiecej duszy", zaprosili do współpracy wokalistkę Michelle Andrade.  

Prawdopodobnie znasz tę ukraińską piosenkarkę i prezenterkę telewizyjną pochodzenia ukraińsko-boliwijskiego. Śpiewa po hiszpańsku, ukraińsku, angielsku i portugalsku. Urodziła się w Boliwii. W 2010 roku przeprowadziła się na Ukrainę, wstąpiła do szkoły muzycznej, aby uczyć się gry na pianinie i ćwiczyć głos. W 2013 roku wzięła udział w programie X Factor, po którym o Michelle dowiedział się cały kraj.

A o utworze "Skarb" muzycy mówią tak: - To remake naszej piosenki, którą wydaliśmy w zeszłym roku. Po premierze spotkała się z fantastyczną reakcją, zdecydowaliśmy, że nadal musi mieć bardziej zdefiniowane znaczenie, więc przerobiliśmy tekst i popracowaliśmy nad brzmieniem. Zdefiniowaliśmy nasze rozumienie niezależności i wolności. Potrzebowaliśmy kobiecego głosu, więc zaprosiliśmy Michelle.

№7. Blooms Corda. "Piosenka o wojnie"

Ten ukraiński zespół muzyczny został założony przez Danyło Hałyka w 2014 roku. Jego cechą szczególną jest połączenie oryginalnej muzyki funky, zbliżonej do jazzu, z poetyckimi tekstami w języku ukraińskim. Krytycy wielokrotnie uznawali Corda za jeden z najbardziej oryginalnych i interesujących zespołów na ukraińskiej niezależnej scenie muzycznej w ostatnich latach, a albumy grupy zawsze były wysoko oceniane przez media muzyczne. W ich muzyce jest coś rozedrganego, co odróżnia ich od wszystkich innych muzyków na ukraińskiej scenie.

W czasie rosyjskiej inwazji zespół został uczestnikiem charytatywnej zbiórki muzyki "Dla Ukrainy".

- Nowa piosenka jest jak próba zobrazowania permanentnego stanu, w którym się znajdujemy w każdej minucie, w każdej sekundzie - mówią muzycy. - Ta piosenka to nie widok z daleka, to widok od wewnątrz.

- Jesteśmy pewni - mówi Danyło Halyk- że wszyscy odczuwamy wojnę każdego dnia, żyjemy w niej. Boimy się, płaczemy, cieszymy się i chcemy ratować naszych bliskich. Bo nawet jeśli czasami udaje się przez chwilę poczuć małe radości życia, to i tak zdajemy sobie sprawę z jego ceny. Piosenka została napisana w domu z gitarą w zaledwie kilka minut. Następnie nakręcono prosty teledysk. Jest chwytliwy i poruszający. To "Piosenka o wojnie", a raczej o tym, jak nie stracić czułości i niepokoju w naszych czasach.

№8. GO-A. "Myślałam"

Oto co Katia Pawlenko, główna wokalistka GO-A, ma do powiedzenia na temat premiery tej piosenki:

- Dawno, dawno temu była sobie dziewczynka, która chciała być szczęśliwa. Wtedy istniało przekonanie, że urodzenie się w środę przynosi pecha. A że przydarzyło się to naszej dziewczynie, ludzie próbowali ją przekonać, że nie można być szczęśliwym z powodu pecha. "Aby być szczęśliwą, musisz mieć bogactwo, sławę, zdrowie, duży dom, bogatego męża i nieziemską urodę!" - mówili. Ta lista nie miała końca, ponieważ wszyscy widzieli "szczęście" w dziwnych rzeczach.

"To nie jest prawdziwe szczęście!" - powiedziała dziewczyna, lecz nikt nie chciał jej słuchać. Ludzie wokół uważali ją za nieostrożną i dziwną. Pewnego dnia zauważyła, że ci, którzy uczyli ją o szczęściu, sami byli nieszczęśliwi. Mieli bogactwo, sławę i duże domy, ale ich oczy były smutne i obojętne. Ci ludzie nie dostrzegali piękna otaczającego ich świata, za to zawsze widzieli powody do smutku. Uśmiech dziewczyny tylko ich złościł.

Pewnego dnia rozległ się głośny grzmot, który obudził ludzi i uświadomił im, że nadchodzi coś złego. Byli przerażeni, niektórzy uciekli, próbując zabrać wszystkie cenne rzeczy, które zdobyli w swoim życiu. Inni wpadli w panikę, ponieważ nie mogli wybrać tego, co było dla nich najcenniejsze. Dziewczyna patrzyła, jak niebezpieczeństwo zbliża się coraz bardziej, ale była spokojna. Najcenniejszą rzeczą w jej życiu była miłość do ziemi i domu.

Nagle zauważyła odważnych ludzi próbujących powstrzymać ciemność, zanim będzie za późno. Byli silni duchem, nie mogli pozwolić, by zło podbiło cały świat, więc postanowili walczyć. Dziewczyna postanowiła zostać i świecić dla tych odważnych ludzi, którzy zagłębili się w ciemność. Pomogła im poczuć, że nie są sami i że ktoś czeka na nich w domu.

Tego dnia wszyscy zdali sobie sprawę, że nieszczęście nie pyta, czy jesteś bogaty lub jakiej jesteś rasy. Nieszczęście przychodzi jako wyzwanie, a nasza przyszłość zależy od tego, jak je pokonamy. Tylko wtedy, gdy robi się ciemno, można zobaczyć tych, którzy potrafią świecić.

№9. Marina Krut (KRUT). "Uwierz mi"

Bandura to typowo ukraiński instrument, wszyscy o tym wiedzą. Jednak na współczesnej ukraińskiej scenie jest tylko jedna bandurzystka. Jest jaskrawa, zapadająca w pamięć, liryczna i bardzo poetycka. Marina Krut jest jedyną soulową bandurzystką na świecie. Tak mówi o sobie i swoim instrumencie muzycznym:

- Gram na bandurze już od 18 lat i przez ten czas nie mogłam nie stać się jednością z tym instrumentem. Czasami wydaje się, że skoro ludzie kojarzą ten instrument ze mną, nigdy nie będę w stanie stać się kimś innym, odkryć siebie w nowy sposób. Dla niektórych słuchaczy taka zmiana mogłaby być nie do zaakceptowania. Na razie nie chcę odrywać się od bandury, w końcu stała się ona integralną częścią mojego życia. Nawiasem mówiąc, postrzegam bandurę nie tylko w kontekście tego, jak ją reinterpretuję i otwieram na ludzi w nowy sposób. Dla mnie to instrument, który pomaga odzwierciedlać moją własną esencję i formę. Uzupełniamy się tak, jak mikrofon uzupełnia wokalistę.

Czasami ktoś dotyka mojej bandury bez pytania i czuję się wtedy taką agresję, jakby ktoś naruszył moje osobiste granice. Mówię wtedy sobie: "Nie dotykają mnie, dotykają instrumentu", lecz bandura stała się tak bliska mojemu ciału, że za każdym razem, gdy coś się z nią dzieje, odczuwam fizyczny ból.

Nowy utwór "Uwierz mi" znalazł się w naszym listopadowym zestawieniu. Oto co Marina mówi o piosence: - Od dawna nie piszę piosenek miłosnych, a jeśli już, to ich nie prezentuję, tylko chowam do szuflady. Jednak "Uwierz mi" była tak piękna, że postanowiłam pokazać ją ludziom. Przywołam więc moją ulubioną frazę na temat miłosnych refleksji: Ludzie odchodzą, ale piosenki zostają.

№10. Droga Mleczna (CH.SH) feat. Żywiołak. "Sokół"

Droga Mleczna (CH.SH), progresywno-folkmetalowy zespół z Chmielnickiego, nagrał utwór z polskim zespołem Żywiołak. Singiel nosi tytuł "Sokół". Tym utworem muzycy chcieli podkreślić przyjaźń między narodami ukraińskim i polskim. To także dedykacja dla wszystkich, którzy stanęli w obronie Ukrainy. Piosenka oparta jest na ludowej pieśni "Oj, sokół na górze", która nawiązuje do inwazji osmańskiej na Ukrainę w XVI i XVII wieku:

"Dziś Ukraina po raz kolejny przygotowuje się do walki. Wojna na pełną skalę z Federacją Rosyjską trwa już od ponad roku, cynicznie niszcząc ukraińskie miasta i zabijając tysiące niewinnych ludzi. Po zmianie tylko jednego słowa ("Turcy" na "orkowie") piosenka nabrała nowego znaczenia".

W utworze muzycy połączyli liryczne i ciężkie rockowe brzmienie z folklorystycznymi instrumentami etnicznymi, takimi jak lutnia, lira i flet.

- Piosenkę 'Sokół' usłyszałem ponad dziesięć lat temu od mojej dziewczyny Diany, która była naszą wokalistką. W tamtym czasie stworzyliśmy nawet własną aranżację i wykonaliśmy ją kilka razy na festiwalach, ale nigdy nie nagraliśmy pełnoprawnego utworu. Przez te wszystkie lata piosenka grała w mojej głowie od czasu do czasu, ale po 24 lutego 2022 roku poczułem ją w nowy sposób. Zastąpiłem słowo "Turcy" słowem "orkowie" (jak obecnie Ukraińcy nazywają rosyjskich okupantów), a przez to tekst stał się odzwierciedleniem naszej teraźniejszości i przeszłości. Kiedy zaczęliśmy pracować nad nową aranżacją, od razu zdaliśmy sobie sprawę, że to musi być utwór międzynarodowy. Pokazaliśmy wersję demo naszym polskim przyjaciołom z zespołu Żywiołak, a oni zgodzili się nagrać ją z nami, tłumacząc kilka wersów na język polski - mówi wokalista Serhij Strojan.

Chciałbym również zwrócić uwagę na teledysk, który jest już dostępny na YouTube. Utwór został uzupełniony unikalną animacją z piasku, stworzoną przez Oksanę Mergut, kierowniczkę Centrum Sztuki Animacji, laureatkę międzynarodowych konkursów, posiadaczkę Orderu Prezydenta "Berehynia Ukrainy". Praca przedstawia symboliczne obrazy zaczerpnięte ze słynnych fotografii wykonanych podczas wojny i oryginalnych obrazów artystycznych. Piosenka jest dość surowa w brzmieniu, ale wzrusza. Taki był cel muzyków.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Piosenkarka, Artystka Ludowa Ukrainy, odznaczona Orderem Księżnej Olgi III stopnia, doktor nauk filologicznych, profesorka. Była autorką i prowadzącą licznych programów telewizyjnych na różnych kanałach telewizyjnych. Napisała ponad 150 piosenek, z których wiele stało się ścieżkami dźwiękowymi wydarzeń historycznych w historii Ukrainy. Była aktywną uczestniczką wielu ważnych wydarzeń w najnowszej historii Ukrainy, od festiwalu "Czerwona ruta" (1989) i "Rewolucji na granicie" (1990) po Pomarańczową Rewolucję (2004) i Rewolucję Godności (2013-2014). W 2021 roku pracowała nad projektem "Ulubione klasyki", który obejmował 15 kompozycji opartych na wierszach ukraińskich poetów.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy Peter Gelb, dyrektor generalny Metropolitan Opera, wraz z Pierwszą Damą Ukrainy Ołeną Zełenską uzgodnili pomysł wystawienia w Ameryce opery o Ukraińcach, by pomóc Ukrainie być lepiej słyszaną na świecie. Gelb jest przyjacielem Ukrainy, odmówił współpracy swojego teatru z rosyjskimi artystami popierającymi reżim Putina. Zaprosił też na staż i występy ukraińskich śpiewaków operowych. Libretto do przyszłej opery napisał amerykański dramaturg George Brant, a dyrygentką została Keri-Lynn Wilson, Kanadyjka znana z kierowania Ukraińską Orkiestrą Wolności (Ukrainian Freedom Orchestra) i zespołem „Kijowska Kamerata”. Nawiasem mówiąc, Peter Gelb i Keri-Lynn Wilson są małżeństwem o ukraińskich korzeniach.

Pojawiło się pytanie, kto napisze muzykę do nowej opery. Ogłoszono konkurs, wpłynęło ponad 70 zgłoszeń z Ukrainy. Zwyciężył 44-letni Maksym Kołomijec, znany w Ukrainie oboista i kompozytor, którego wielu uważa za jednego z najbardziej „zachodnich” współczesnych ukraińskich kompozytorów – dzięki jego odważnym eksperymentom muzycznym.

Maksym Kołomijec i dyrygentka Keri-Lynn Wilson podczas próby. Zdjęcie: Kinga Karpati & Daniel Zarewicz

Ukraińskie historie, które pójdą w świat

Oksana Gonczaruk: – 14 sierpnia w Warszawie odbyła się światowa premiera suity orkiestrowej z opery „Matki Chersonia”, która zainicjowała europejską trasę koncertową Ukrainian Freedom Orchestra „Niepokonani 2025”. Widzowie po raz pierwszy usłyszeli muzykę z opery, której premiera zaplanowana jest na 2026 rok. Czy do suity weszły najlepsze utwory z opery?

Maksym Kołomijec: – Powiedzmy, że weszły ważne, ponieważ suita jest dziełem samowystarczalnym, musi być interesująca sama w sobie. Napisanie suity nie było łatwe: stworzyłem pierwszą wersję, wysłałem ją do Keri-Lynn, a ona bardzo delikatnie poprosiła o niewielkie przeróbki. Dokonałem ich, wziąłem inne motywy, inaczej skomponowałem całość. Ale suita to ważny krok w promocji nadchodzącej premiery opery „Matki Chersonia” pod dyrekcją Keri-Lynn Wilson. Obecnie wraz z Ukrainian Freedom Orchestra wyruszyła w trasę po Europie, gdzie da osiem koncertów, a prawie każdy z nich rozpocznie się moją suitą. To naprawdę potężna promocja „Matek Chersonia”. Amerykanie są pod tym względem świetni, wszystko kontrolują, pracują systemowo.

Jak układa się wasza współpraca? Na ile Keri-Lynn Wilson czuje materiał, który Pan jej proponuje?

Wszystko układa się wspaniale. Jest wrażliwą, dobrą osobą i wspaniałą dyrygentką. Mówię tak nie tylko dlatego, że rozpoczęliśmy współpracę. Keri-Lynn na początku wojny stworzyła Ukrainian Freedom Orchestra [w jej skład wchodzą ukraińscy muzycy z różnych orkiestr, teatrów operowych i zespołów z całej Ukrainy i zagranicy – red.]. Wiem, jak brzmi ta orkiestra. Z połową muzyków wchodzących w jej skład grałem na koncertach, to świetni instrumentaliści. Jestem wdzięczny, że Keri-Lynn już po raz czwarty ich ze sobą zbiera.

Nazywa swoich muzyków „żołnierzami muzyki”, a ta jej mała armia światła dokonuje niezwykłych rzeczy

By orkiestra symfoniczna zabrzmiała po długiej przerwie, muzycy ćwiczyli w Warszawie codziennie przez 6 godzin 10 dni z rzędu.

Najważniejsze, że Keri-Lynn poczuła i rozumiała Pana muzykę, bo ona jest skomplikowana.

Dlatego kiedy ją pisałem, dużo rozmawialiśmy. Długo przyglądałem się MET. Jeździłem tam, słuchałem tego, co grają, analizowałem, jak ludzie tam odbierają muzykę, czym w ogóle żyją, jakimi operami i jak je wystawiają.

Próbowałem stworzyć sobie wyobrażenie o tym, jaki powinien być styl opery, która trafi do Nowego Jorku. Bo choć piszę operę ukraińską, premiera odbędzie się najpierw w Warszawie, a następnie w Metropolitan Opera.

Dyrektor generalny Opery Narodowej w Warszawie Waldemar Dąbrowski, dyrygentka Keri-Lynn Wilson i Peter Gelb, dyrektor generalny Metropolitan Opera. Zdjęcie: Kinga Karpati & Daniel Zarewicz

Między Verdim a awangardą

Ale to nie powód, by pisać operę radykalnym współczesnym językiem muzycznym...

W tym przypadku na pewno nie. Skupiłem się na języku muzycznym bliskim wielu osobom. No i w zasadzie sama tematyka opery dyktuje styl, bo to przecież historia o matkach, o kobietach, które możemy spotkać w pociągu lub autobusie. To proste kobiety, w przypadku których ciężki los sprawił, że stały się bohaterkami. Trudno sobie wyobrazić, żeby śpiewały na przykład w stylu Zimmermana czy Berga. Musi być empatia między nimi a muzyką, która oddaje ich charakter.

Pisząc muzykę, inspirowałem się klasyczną operą, choć nazwałbym to raczej rozszerzonym stylem klasycznym, który obejmuje również współczesne techniki.

Nie można po prostu zamknąć oczu i stworzyć coś radykalnie własnego, co zostanie wystawione dwa razy i zapomniane. To musi być bliskie wielu ludziom – czyli w dobrym tego słowa znaczeniu muzyka popularna. Po to, by opera była wystawiana na całym świecie

Dlaczego wybraliście właśnie taki temat? I jak pracowaliście nad librettem?

W MET, kiedy mowa o nowej operze, wszystko odbywa się bardzo precyzyjnie i jest przemyślane na wszystkich poziomach. Temat wybieraliśmy kilka miesięcy. Trudność polegała na tym, że tematów wojennych wartych przedstawienia w operze są tysiące. To tysiące ludzkich losów i sytuacji, które chciałoby się opisać. Ale właśnie w tym czasie zaczął się pojawiać temat porywania i deportacji ukraińskich dzieci przez Rosjan, co jest jedną z największych zbrodni Rosji – i teatr wybrał ten temat. Nie chcieliśmy po prostu pokazać życie bohatera interesującego tylko Ukraińców, ale poruszyć temat ponadczasowy. Potem rozpoczęło się gromadzenie materiałów.

Wiem, że początkowo chcieliście wykorzystać w libretcie losy konkretnych kobiet i dzieci.

Tak, ale zrezygnowaliśmy z tego, ponieważ trudno to zrobić tak, by wszyscy byli zadowoleni. Tu są niuanse dotyczące praw autorskich i czynnik ludzki – ludzie, gdy rzecz dotyczy ich, na pewno będą ingerować w proces. Dlatego postanowiliśmy nie ograniczać się do konkretnych losów i stworzyliśmy postacie zbiorowe. Całkowicie wiarygodne, ale uogólnione, ponieważ składają się z wielu podobnych rzeczywistych sytuacji kobiet, które próbowały odzyskać swoje dzieci.

Temat porwania dzieci jest przerażający. Jak Amerykanie, dla których rodzina jest święta, do tego podchodzą?

Z mojego punktu widzenia Amerykanie nie są ludźmi emocji, ale czynu. Wylewanie łez nie jest ich metodą. A to, jak podchodzą do tego tematu, przejawia się w tym, że poświęcają mu obecnie ogromne zasoby

Dokładają wielkich starań, by ten temat był szeroko rozpowszechniany, i opowiadają o nim wszędzie, gdzie tylko się da.

Występ Ukrainian Freedom Orchestra w Operze Narodowej w Warszawie, 2025 r. Zdjęcie: Kinga Karpati & Daniel Zarewicz

Autorem libretta jest znany amerykański dramaturg George Brant, mistrz współczesnej opery. Czytałam, że ma operę, w której główną bohaterką jest pilotka F16. Jak wygląda wasza współpraca?

To wspaniały dramaturg i niesamowita osoba. Napisał fabułę dosłownie w ciągu kilku miesięcy. Oprócz niego pracowała nad nią Sasza Andrusyk, która sprawdzała zgodność z dokumentami: kto, gdzie, kiedy, dokąd, jakie wojska się wycofały i w którym momencie. Jest tam wiele takich szczegółów, a ona wszystko sprawdziła. Teraz wszystko wygląda spójnie.

George Brant zagłębił się w dokumentację. Fundacja Save Ukraine przesłała mu setki godzin różnych wywiadów, mnóstwo artykułów.

I o ile pierwsze wersje libretta wyglądały tak, jakby napisał je Amerykanin, który nigdy nie był w Chersoniu, to ostateczna wersja sprawia wrażenie, jakby George spędził w Chersoniu całe życie

Jestem pod ogromnym wrażeniem jego pracy, bo czytając libretto czułem, kim są te kobiety.

Dlaczego bohaterkami opery stały się matki z Chersonia?

Bo właśnie w Chersoniu doszło do bardzo podłego masowego uprowadzenia dzieci. To historia o tym, jak Rosjanie to zrobili, podstępem, mówiąc, że wysyłają dzieci do obozu na Krymie, gdzie będzie im dobrze – a potem je wywieźli, zabierając im telefony, by nie mogły skontaktować się z rodzicami. Te dzieci wysłano do obozów, gdy miasto było okupowane i istniała łączność między Chersoniem a Krymem. Potem jednak do miasta wkroczyli nasi, łączność została odcięta i okazało się, że chociaż z Chersonia na Krym jest blisko, matki nie mogą się tam dostać.

Czy w waszej operze jest szczęśliwe zakończenie? Udaje się matkom odzyskać dzieci?

Nie, nie ma hollywoodzkiego happy endu. Niektórym udało się uwolnić dzieci, a innym nie, a jeszcze inne zginęły po drodze.

Wszystko wygląda tak, jak było w rzeczywistości. Ta historia jest o nadziei. O tym, że nie można się poddawać. O sile woli i miłości

Zresztą byłoby dziwne, gdyby zakończenie było szczęśliwe, ponieważ żyjemy w świecie, w którym jest zbyt wiele zła, i to zło jest bardzo silne.

Ale w Pana muzyce jest światło.

To prawda. Starałem się, by utwór nie był całkowicie ponury i pełen zdrady. Kobietami kieruje miłość – uczucie dość jasne. Warto pisać muzykę z perspektywy światła, które jest w nas.

Czy w operze będą arie? Chciałbym usłyszeć coś tak przejmującego, jak u Verdiego czy Pucciniego.

Arie na pewno będą, i to piękne, jest tam dość dużo odpowiedniego materiału. Teraz można posłuchać na przykład „Faith is hard work” w wykonaniu Amerykanki Erin Morley, która ma wspaniały sopran koloraturowy.

Skoro już mowa o ariach: czy wiadomo, kto będzie śpiewał na premierze?

Premiera odbędzie się dwukrotnie, w Warszawie i w Nowym Jorku, ale solistki, które mogą śpiewać na premierze w MET, nie mogą wystąpić w Warszawie – i na odwrót. Szczerze mówiąc, już się w tym pogubiłem, ale wiem, że partię jednej z głównych bohaterek wykona polska śpiewaczka Aleksandra Kurzak, wspaniała liryczna sopranistka, jedna z czołowych solistek MET. Kiedy pisałem muzykę, orientowałem się na nią i na Erin Morley.

Erin Morley śpiewa arię matki. Zrzut ekranu z filmu Metropolitan Opera

Maraton, nie sprint

Jak reaguje Pan swoją twórczością na wojnę? Wojna wypala duszę wszystkim, a muzycy to ludzie wrażliwi. Nie mogą pominąć tego strasznego tematu.

Dużo o tym myślałem, ponieważ widzę, jak temat wojny jest postrzegany w twórczości Ukraińców i Europejczyków. To ogromna różnica, ponieważ Ukraińcy wiedzą, o czym mowa, a Europejczycy, kiedy mowa o naszej wojnie, coraz częściej ziewają: „Och, znowu ci Ukraińcy ze swoją wojną, będą lać łzy”. Jednak trudno ich winić za brak empatii, bo, po pierwsze, naprawdę nie wiedzą, co to jest wojna. A po drugie, wymaganie empatii od obcych ludzi byłoby dziwne. Dlatego chcę tworzyć utwory, które będą interesujące nie tylko dla Europejczyków, ale dla wszystkich ludzi na świecie. Bo dziś temat wojny jest żywy, ale potem zniknie, a wraz z nim umrą dzieła.

A ja nie chciałbym, żeby moja muzyka umarła. To, co się dziś pisze, pisze się nie tylko po to, żeby wykonać to tylko tu i teraz

Jak wygląda dziś kwestia popularności gatunku opery współczesnej opery na świecie?

Rozmawiałem o tym z MET, ponieważ oni ciągle wystawiają nowe opery – chociaż mając takie zaplecze, mogliby wystawiać Pucciniego i nie martwić się o nic więcej. Ale mają inne podejście. Pracownicy MET opowiadali mi, że ich teatr został mocno dotknięty pandemią COVID-19. Metropolitan Opera nie działa tak, jak na przykład Opera Narodowa w Kijowie. Nie otrzymuje ani grosza od państwa, utrzymuje się wyłącznie ze środków od sponsorów. I tu nagle z powodu COVID-19 teatr zostaje zamknięty, nie ma pieniędzy od sponsorów, a publiczność, która zawsze chodziła na operę klasyczną, nie przychodzi... Co robić? MET zaczął poruszać w swoich dziełach aktualne, palące tematy i przyciągać publiczność z różnych warstw społecznych. Nowy Jork to gigantyczne miasto, liczące 27 milionów mieszkańców, więc potencjalna publiczność jest. Okazało się, że opera jest naprawdę interesująca, gdy ma odniesienie do współczesności.

Bo opera klasyczna ma w istocie dla współczesnego słuchacza fabułę sztuczną. Te opery są jak owady zalane bursztynową żywicą miliony lat temu

Oglądałem w MET różne opery o współczesnym świecie i na wszystkie bilety były wyprzedane. Bo one są bliskie ludziom.

A u nas prawie nie podejmuje się prób wystawiania współczesnych oper.

Cóż, nie należy za to obwiniać teatrów, na przykład Opery Narodowej. Jedną rzeczą jest wystawić nową operę w metropolii liczącej 27 milionów mieszkańców, a inną w mieście liczącym 3 miliony. To nie są rzeczy porównywalne. Aby wystawiać współczesne opery, tak jak robi to MET, potrzebny jest silny zespół. W Nowym Jorku jest z kogo wybierać, a u nas nie ma zbyt wielu specjalistów. Do tego dochodzi korupcja, i to nawet niezwiązana bezpośrednio z operą. No i kumoterstwo, bez którego się nie obejdzie.

Kolejny problem to kompozytorzy. Do MET na konkurs na operę wpłynęły 74 zgłoszenia. To praktycznie wszyscy kompozytorzy [w Ukrainie - red.], którzy w zasadzie są w stanie napisać cokolwiek. Nie jest też pewne, czy są w stanie napisać akurat operę – po prostu zgłosili się. A to znaczy, że w Ukrainie jest obecnie około stu kompozytorów. Tymczasem w takim Berlinie są ich tysiące.

I jest konkurencja.

Tak, o to właśnie chodzi. Oni tam konkurują, walczą o pieniądze, o możliwość zaistnienia. A u nas konkurencja jest słaba, zaangażowanie kompozytorów w życie muzyczne minimalne. No i nikt nigdy nie daje na takie rzeczy pieniędzy. Zamówiono u kogoś jedną operę, wystawiono ją, nie poszło, i wszyscy pozostali ze złym wrażeniem: „No cóż, to znaczy, że nie mamy kompozytorów, więc lepiej nic nie robić”. Ale to tak nie działa. Przecież aby powstała jedna dobra opera, trzeba pracować przez dziesięciolecia, zamawiać opery u dziesiątków kompozytorów. Stworzenie opery to tytaniczna praca. Potrzebny jest nie tylko talent, ale także doświadczenie. Dla tych, którzy tego nie robili, to niezwykle trudne zadanie.

Stworzenie opery to tytaniczna praca. Zdjęcie: Kinga Karpati & Daniel Zarewicz

Pewna litewska agencja operowa przez lata zajmowała się wystawianiem oper kameralnych wyłącznie litewskich kompozytorów. Litwa jest niewielka, a mimo to w ciągu 20 lat wystawiono tam około 50 oper. I to jest agencja, a nie teatr operowy! Oczywiste jest, że kiedy wystawia się 50 oper, wśród nich na pewno znajdzie się jakaś bardzo dobra. Gdyby w operę w Ukrainie zaczęto inwestować w latach 90., mielibyśmy już trzy dekady rozwoju tego gatunku.

Ukraińcy muszą więc nastawić się na to, że to nie sprint, ale wieloletni maraton. Nie da się w dwa lata stworzyć arcydzieła. Trzeba w to inwestować przez dziesięciolecia

Jakie są ogólne trendy w sztuce operowej? Jak zmienia się ten gatunek?

Widzę, że powstaje wiele oper, więc mówienie o kryzysie tego gatunku jest śmieszne. Rośnie liczba wariantów tego, jak może wyglądać opera. Są opery eksperymentalne. W Europie temat opery współczesnej nieco grzęźnie, Europejczykom łatwiej jest wykonywać sprawdzone rzeczy. Rozumiem dlaczego: wszystko, co współczesne, jest bardzo kosztowne, a wynik zupełnie nieprzewidywalny. Istnieje duże ryzyko, że nowość nie zostanie przyjęta przez publiczność.

Dobry kompozytor też nie jest gwarancją sukcesu. Nie wszystkie opery Pucciniego są równie dobrze przyjmowane, jego hitów jest tylko kilka. Z Wagnerem i Verdim jest podobnie. Tyle że także te ich niepopularne opery były kiedyś wystawiane w teatrach, ponieważ ktoś wziął na siebie odpowiedzialność za taki eksperyment.

Oprócz oper „Matki Chersonia”, „Noc” i „Espenbaum”, macie balet „Pieśni smoków”, który rok temu wystawiono w operze w Charkowie. Pomimo wojny i ostrzałów, w Charkowie cały czas odbywają się jakieś eksperymenty kulturalne i muzyczne.

Jestem wzruszony do łez, że oni to robią i się nie poddają. „Pieśni smoków” nie były pisane jako balet. Istniał mój album elektroniczny o tym samym tytule, który reżyserka Żanna Czapeła, fanka mojej twórczości, zaproponowała przerobić na balet. Ponoć od razu wiedziała, jak to należy wystawić. Wtedy napisali libretto, przemyśleli dramaturgię baletu, a Antonina Radiewska balet wystawiła. Moja praca jest tam minimalna.

W balecie bierze udział wielu artystów, ale wystawiono go w lofcie i transmitowano na żywo do Paryża. To bardzo fajni ludzie, więc mam nadzieję, że wszystko im się uda.

20
хв

Bez hollywoodzkiego happy endu. Maksym Kołomijec o swej operze „Matki Chersonia”

Oksana Gonczaruk

Jej spojrzenie jest skupione i nieco surowe. Obronne. Ale kiedy się uśmiecha, jest jak słońce, które przeziera przez chmury.

Anastazja Poderwianska to osobowość ukształtowana przez kilka pokoleń utalentowanych artystów. Kiedy zagłębisz się w świat jej twórczości, zdasz sobie sprawę, że nie pracowali na próżno. Od dziesięciu lat Nastia eksperymentuje z technikami tekstylnymi. Jej prace są fascynujące, niepodobne do innych. Tworzy je ze skrawków tkanin, starych serwetek i starannego haftu. W rękach artystki te elementy kobiecych robótek ręcznych zamieniają się w obrazy.

Mieszkałam w Sądzie Ostatecznym

Oksana Gonczaruk: Przez wiele lat stosowała Pani w pracy różne techniki malarskie. Jednak w 2015 roku nagle przerzuciła się Pani na tekstylia. Te hafty i kolaże z kawałków tkanin tworzą nową technikę malarską...

Anastazja Poderwianska: Tak, zastąpiłam pędzel igłą i nitką. Zaczęłam eksperymentować z tkaninami dzięki książce „Ukraińcy w swoich legendach, poglądach religijnych i wierzeniach: Kosmogoniczne ukraińskie poglądy i wierzenia ludowe”, napisanej przez historyka i badacza Heorhija Bułaszewa w 1909 roku. Podróżował po Ukrainie, zbierając ludowe mity, legendy i historie biblijne. Tekst Bułaszewa wydał mi się współczesny. Poczułam, że można go odzwierciedlić w tkaninie. W końcu to właśnie tkaniny mogą jednocześnie dawać poczucie nowoczesności i kontynuacji tradycji. Kiedyś nawet zapytano mnie, czy to nie mój ojciec [Łeś Poderwianski – autor sztuk satyrycznych, które stały się już ukraińskimi klasykami – red.] napisał ten tekst, bo jest w nim ironia w podejściu do ludzi.

To stąd wzięły się te wszystkie diabły i anioły, które pojawiły się na Pani panelach. Można je było zobaczyć na wystawie „Szycie” w 2024 roku.

Ta wystawa jest kontynuacją serii „Country-Horror”, której trzecia część oparta jest na tekstach Bułaszewa.

Nowa seria, „Zjawiska ziemskie i niebiańskie”, poświęcona jest zjawiskom naturalnym opisanym w mitach. Na przykład jeden z nich wyjaśnia, skąd bierze się śnieg: złotymi łopatami zrzucają go z nieba anioły. A zamieć pojawia się na ziemi wtedy, gdy diabły mają wesele. Mam wiele różnych diabłów w moich pracach, istnieje dla nich wiele źródeł inspiracji. Na przykład bardzo podobają mi się ikony z XVI i XVII wieku, prezentowane w Muzeum Narodowym im. Szeptyckiego we Lwowie. Ilekroć przyjeżdżam do Lwowa, idę zobaczyć moje ulubione ikony i przestudiować wszystkie diabły, które są tak różne na ukraińskich ikonach.

Jedna z moich prac przedstawia diabła, którego „ukradłam” z ikony „Święty Mykyta z Bisobierców”, ulubionej ikony mojej babci Łady.

Na wystawie „Szycie” została zaprezentowana Pani największa praca tekstylna – „Sąd Ostateczny”. Proszę nam o niej opowiedzieć.

Ten panel tekstylny, o wymiarach 340 na 250 centymetrów, wykonałam na konkretną ścianę w Narodowym Muzeum Sztuki, bo uznałam, że powinien tam wisieć.

Pracowałam nad nim w domu. Praca wypełniła cały pokój, nic innego nie mogło się tam zmieścić. Przez jakiś czas żyłam więc wewnątrz Sądu Ostatecznego.

W tej pracy jest wiele postaci, jak u Boscha. Jak postrzega Pani „Sąd Ostateczny”?

W tej pracy jest wiele alegorii, to gra z widzem w jego skojarzenia. Interesuje mnie, kto i jak to odbiera. Na początku nie widać tej wielowarstwowości, ale ona tam jest.

To tak jak ze sztukami mojego ojca: niektórzy słyszą w nich przekleństwa, inni dostrzegają wielowarstwowość
„Sąd Ostateczny”

Moja paleta to skrawek tkaniny

Wiele osób uważa, że praca z tkaniną to nie sztuka, lecz rzemiosło, zajęcie gospodyni domowej. Jak Pani na to reaguje?

Staram się przełamywać te stereotypy i udowadniać swoją pracą, że tekstylia to nie tylko sztuka dekoracyjna i użytkowa czy kobiece robótki ręczne, ale osobna strona sztuki współczesnej.

Wielu artystów zaczęło pracować z tkaninami, to stało się bardzo popularne zarówno w Ukrainie, jak za granicą. Teraz dostępnych jest więcej informacji, a na wystawach i targach tekstylnych za granicą można zobaczyć wiele przykładów takiej twórczości. To odrębny i bardzo interesujący świat. Kiedy zaczynałam, nie było takiego zainteresowania tekstyliami.

Co powiedzieli Pani krewni – artyści, kiedy zainteresowała się Pani nimi?

Moja mama lubi wszystko, co tworzę. Tato przyszedł kiedyś na jedną z moich pierwszych wystaw tekstyliów, a potem przyznał, że chciał mnie za coś zbesztać, lecz nie mógł znaleźć nic, co dałoby mu powód. Powtarza jednak, że jestem dobrą malarką, więc nie powinnam rezygnować z malarstwa. Tyle że ja nie rezygnuję, po prostu zrobiłam sobie przerwę.

Używa Pani w pracy z tekstyliami nowych technologii?

Niemal w ogóle nie ich nie stosuję, 90% robię własnymi rękami. Wszystkie te zużyte skrawki, stare serwetki, koronki, piękne tkaniny, stare ubrania, dywany z pchlego targu – poluję na to, zbieram, a potem z tego materiału rodzą się nowe prace. Ludzie z mojego otoczenia wiedzą o moich polowaniach i od czasu do czasu przynoszą różne tkaniny.

Z tego wszystkiego składa się moja paleta. Oznacza to, że wszystkie te tkaniny są dla mnie jak pędzle i tubki z farbą.

Tekstylia to mój wyimaginowany świat

Kto nauczył Panią szyć i haftować?

W mojej pracowni na ścianie wisi kawałek haftowanej tkaniny, rodzaj klasycznego jedwabiu, która już zaczęła się rozpadać z powodu „starości”. Została wyhaftowana przez moją prababcię. Znalazłam ten rarytas w szufladzie i patrząc na to, jak jest delikatny, poczułam, że pragnienie haftowania tkwi w moich korzeniach, że coś takiego nie biarze się znikąd.

Nikt mnie nie uczył haftować ani szyć. Jedyne, co robiłam jako dziecko, to lalki i jakieś słodkie zwierzątka, które dawałam bliskim na Nowy Rok. Ale ponieważ moja mama bardzo dobrze szyje, pewnego dnia i ja zaczęłam pracować z nićmi.

Jakie style haftu Pani zna?

Nie jestem profesjonalistką w tej branży, w której wszystko jest zgodne z zasadami i idealne – nitka do nitki. Haftuję na swój własny sposób. Przyszły do mnie rzemieślniczki, spojrzały na moją pracę i uznały, że mam swój własny, „wolny” styl.

W 2021 roku wystawiła Pani serię haftowanych martwych natur. Niektóre były kopiami obrazów znanych mistrzów, w tym Rembrandta, Zurbarana i holenderskiej martwej natury Lichtensteina. Haftuje Pani kwiaty, jedzenie, naczynia. Co jest najtrudniejsze w tej pracy?

To bardzo żmudna praca, ponieważ nici są małe, a powierzchnie duże. To sprawia, że oczy bardzo się męczą. Co jakiś czas trzeba odkładać pracę na bok i odpoczywać. Najtrudniejszą rzeczą było wyhaftowanie martwej natury z jamonem [rodzaj hiszpańskiej szynki – red.], który miał wiele odcieni, a wszystkie musiały zostać wyhaftowane.

Dlaczego właśnie jamon?

Dla mnie jest estetyczny – podoba mi się i chciałam go wyhaftować.

Gdy ktoś zakłada mój płaszcz, staje się obiektem sztuki

Charakterystyczne dla Pani twórczości są też płaszcze artystyczne. W ich tworzeniu stosuje Pani różne techniki, uzupełniając je elementami starożytnego haftu, a także współczesnymi, często kiczowatymi, próbkami tkanin...

Kiedyś wpadłam na pomysł stworzenia serii płaszczy z haftowanymi portretami – kopiami dzieł znanych malarzy: portret infantki Margarity Velázqueza, „Pokojówka” Rubensa itp. Pierwsze płaszcze zostały zaprezentowane na wystawie w 2017 roku, wykonaliśmy je wspólnie z projektantką Lilią Bratus. W tamtym czasie musiałyśmy wyhaftować wiele rzeczy w krótkim czasie i pamiętam, że haftowałam przez całą dobę.

Tworzenie płaszczy bardzo mi się podobało. Nie szyję sama, robię to w tandemie z krawcową. Moja ostatnia wystawa, „Szycie-2” [obecnie prezentowana w Galerii Dymczuk w Kijowie – aut.], składa się z trzech płaszczy. Tworzę nie tylko kawałek ubrania, ale kompletny artystyczny obraz. Kiedy więc ktoś zakłada mój płaszcz, sam staje się obiektem sztuki.

Niektóre ze swoich płaszczy tworzy Pani na zamówienie. Kim są kobiety, które nie boją się nosić dzieł sztuki?

Kobietami, które nie boją się przyciągać uwagi. Kobietami, które są gwiazdami. Niektóre mówią: „Przyciągam uwagę, wszyscy na mnie patrzą”. Trzeba mieć odwagę, by zrobić coś takiego.

Hafty na płaszczach

Gust i wyczucie stylu to u nas rodzinne

Wiosną 2024 roku w Kijowie zaprezentowano operę „Hamlet”, opartą na kultowej sztuce Łesia Poderwianskiego, w której jest Pani wymieniona jako projektantka kostiumów. Często pracuje Pani ze swoim ojcem?

Przed „Hamletem” było kilka przedstawień, m.in. „Pawlik Morozow” i „Sny Wasylisy Jegorowny”. Nawiasem mówiąc, w kwietniu „Hamlet” zostanie wystawiony ponownie.

W jakim stylu ubrała Pani bohaterów „Hamleta”?

To moda lat 30. i 40. ubiegłego wieku, era przedwojennych faszystowskich Włoch, pewna stylizacja. Są wojskowi i pięknie odziane kobiety. Do tego spektaklu zaprojektowałam też kapelusze.

Do „Snów Wasilisy Jegorowny” stworzyłam perukę Malwiny – była zrobiona z pakuł hydraulicznych, ale wyglądała przekonująco.

Pani ojciec jest stylistą. Czy prosi Panią o radę, tworząc swoje stylizacje?

Ma świetny gust, więc nie sądzę, by potrzebował czyjejkolwiek rady. Gust i wyczucie stylu są u nas rodzinne.

Z ojcem Lesiem Poderwiańskim

Co Pani czuła, kiedy jako nastolatka usłyszała literackie prowokacje Łesia Poderwianskiego?

Wtedy wydawało się, że tych utworów na kasetach słucha cały świat. Ja też marzyłam, żeby ich posłuchać, ale rodzina mi nie pozwoliła. Później gdzieś znalazłem kasetę z nimi. W moim życiu nigdy nie było wokół tego jakiegoś szumu. No, może w instytucie koledzy z klasy poprosili mnie, żebym pozwoliła posłuchać tego ich rodzicom, bo wtedy nie można było tego nigdzie dostać.

Miała Pani szansę nie zostać artystką?

Jeśli wszyscy wokół ciebie są artystami, to w którą stronę pójdzie twoje dziecko? Czy w takich okolicznościach może ono zostać na przykład księgowym? Malowałam, odkąd byłam małą dziewczynką. Potem poszłam do szkoły artystycznej, a następnie do instytutu sztuki.

Patrząc na Pani niewzruszony spokój podczas otwarcia wystawy przypomniałam sobie, że ćwiczy Pani także wschodnie sztuki walki. Czego nauczyła Pani filozofia Wschodu?

Na początku uprawiałam aikido, potem ścieżka poznania zaprowadziła mnie do szkoły kung-fu. Ostatecznie pod okiem Wsewołoda Sedukina wzięłam udział w Mistrzostwach Europy Wushu Tradycyjnego 2017 w Tbilisi, gdzie zdobyłam złoty i srebrny medal. To mój ojciec zachęcił mnie do uprawiania sztuk walki.

Treningi kung-fu zdecydowanie zmieniły mój charakter i dały mi determinację. Poza tym kung-fu to dyscyplina. A dyscyplina nie zaszkodzi

Gdyby nie ta wojna, babcia byłaby ze mną

Gdzie zastała Panią inwazja?

Na początku wojny cała rodzina przeniosła się do Lwowa, a mój mąż [rzeźbiarz Ołeksandr Smirnow – aut.] został w Kijowie. Przyjaciele przyjęli nas na dwa miesiące, pod koniec kwietnia wróciliśmy do domu.

Pani babcia, wybitna ukraińska historyczka sztuki Liudmyła Miłajewa, zmarła jesienią 2022 roku, dwa tygodnie przed swoimi 97. urodzinami. Co ona, która przeżyła II wojnę światową, mówiła o tej wojnie?

Wciąż myślę, że gdyby nie ta wojna, moja Łada nadal byłaby ze mną. Na początku wojny miała retrospekcję – opowiadała mi, jak przeżyła bombardowanie w Charkowie w 1941 roku. Dla niej te wspomnienia z przeszłości powtarzały się w teraźniejszości. To było przerażające.

"Irpin", 2022

Jak stres pierwszych dni wojny wpłynął na Pani pracę?

Nie mogłam pracować, było mi ciężko. Ale przed 24 lutego otrzymałam zamówienie na płaszcz i to zobowiązanie sprawiło, że rozpoczęłam proces twórczy. Z czasem, ścieg po ściegu, stawało się to łatwiejsze. Potem zostałam zaproszona na dwumiesięczną rezydencję do Stanów Zjednoczonych, pojechaliśmy tam z synem. Stworzyłam tam serię prac o tematyce militarnej. Do dziś to moja jedyna seria poświęcona wojnie.

Prace z serii wojennej były wystawiane w kilku krajach w 2023 roku, w tym w Polsce. Jedna z nich jest obecnie prezentowana w Narodowym Muzeum Historii Ukrainy podczas II Wojny Światowej w Kijowie.

Widziałam Pani pracę z serii „Country-Horror”, zatytułowaną „Dziewczyna i żmije”. Jest na niej dziewczyna w jasnym kręgu, a węże wypełzają z ciemności ze wszystkich stron. Myślę, że to portret dzisiejszej Ukrainy.

To naprawdę wygląda bardzo aktualnie. Jednak w legendzie o tej dziewczynie wszystko kończy się smutno, więc to nie jest nasza historia.

W wielu swoich pracach, na przykład w rzeźbie w kształcie serca, z którego wypływa krew, porusza Pani temat życia i śmierci.

Ta praca, „Serce”, pojawiła się podczas pandemii COVID-19. Tak się właśnie wtedy czułam. Wszyscy baliśmy się o swoje życie.

Podczas wojny, gdy byłam w Stanach Zjednoczonych, stworzyłam dywan o nazwie „Mapa alarmów przeciwlotniczych Ukrainy”, który wydaje się krwawić. Symbolizuje mapę Ukrainy, która podczas nalotów zmienia kolor na czerwony. W grudniu praca ta została wystawiona na Ogólnoukraińskim Triennale Tkaniny Artystycznej.

Myślała Pani o opuszczeniu Ukrainy?

Czuję, że muszę pracować i organizować wystawy w Ukrainie. Za granicą to też ważne, dlatego jesienią 2025 roku mam indywidualną wystawę w Nowym Jorku – ale w Ukrainie ważniejsze. Najwyraźniej galerzyści to czują, bo teraz mam wiele ofert wystaw w różnych miastach Ukrainy. Wszystkie muzea ukryły swoje kolekcje – a coś wystawiać przecież trzeba. Dlaczego więc nie współczesnych artystów?

Dziś misję artysty rozumiem tak: musisz wykonywać swoją pracę, pomagać siłom zbrojnym i wierzyć w zwycięstwo. Bo jeśli się poddasz i nie będziesz wierzyć, nie będzie nic.

„Mapa alarmów przeciwlotniczych Ukrainy”
20
хв

Anastazja Poderwianska: – Jeśli się poddasz, nie będzie nic

Oksana Gonczaruk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress