Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Як оскаржити штраф за парковку в Польщі: алгоритм дій
Штраф за неоплачену парковку в Польщі — явище звичне. Особливо в центрі великих міст і біля супермаркетів. Як оскаржити штрафний мандат, якщо ви не згодні з тим, що порушили?
Штрафну квитанцію за неоплачене паркування можуть приклеїти відразу на скло або надіслати поштою. Отримати штрафний мандат можна біля супермаркету, де стоянка наче безкоштовна, але обмежена в часі, тому потрібно взяти паркувальний квиток, натиснувши на зелену кнопку в паркоматі, інакше може прийти штраф (а про це не всі знають). Штраф може прийти, якщо ви сплатили стоянку через 5 хвилин після зупинки транспортного засобу. Або навпаки — покинули місце парковки, коли оплачений час вже скінчився.
«У мене був випадок у Вроцлаві, коли я сплатила стоянку з 17:23 до 18:23, а через пару місяців мені прийшов штраф у розмірі 212 злотих (якщо сплатити його в перші 7 днів з моменту вручення, сума подвоюється) і там було вказано час — 18:23:15. Тобто камера сфотографувала авто на момент виїзду із стоянки, і це було видно на фото. Я оскаржила штраф і мені його скасували», — ділиться своїм досвідом українка Юлія Дюденко.
Важливо: у вас є до 5 безкоштовних хвилин до моменту оплати парковки або після закінчення оплаченого часу, якщо авто залишає місце стоянки.
Щоб оскаржити мандат, потрібно:
1. Написати листа з претензією (odwołanie) у довільній формі на e-mail, що вказаний на квитанції. У тексті листа вкажіть дату та час отримання штрафу, номер квитанції, адресу, марку та реєстраційний номер машини, а також ім'я та прізвище власника машини. Сфотографуйте чек з магазину (якщо ви стояли на парковці для клієнтів супермаркету) або чек оплати паркування, де вказано час. Підійде також скрін з мобільного застосунку
2. Надіслати пояснювальний лист із фотографіями документів: з моменту надсилання листа сума штрафу буде зафіксована, і вирости вона не може, доки вам не прийде відповідь. Наприклад, якщо ви повинні сплатити 200 злотих штрафу за паркування протягом перших 7 днів, далі сума зросте до 400 злотих. Ви не погоджуєтесь з рішенням штрафу і хочете його оскаржити. У такому випадку, якщо ви надіслали листа до 7 дня з моменту отримання повідомлення про порушення, за вами фіксується сума 200 злотих. І навіть якщо вам прийшла негативна відповідь на odwołanie і штраф не скасовано, ви все одно маєте право сплатити 200, а не 400 злотих.
Якщо ви вже сплатили штраф, це означає, що ви погодилися з претензією. Оскаржити оплачені штрафи не можна, кошти за них не повертаються.
Звертаємо увагу на те, що парковки у Польщі бувають муніципальні та приватні. Власникам приватних парковок буде складніше стягнути штраф з порушника, оскільки доведеться доводити в суді, хто саме запаркував автомобіль. Вони можуть виставити штраф, але власник авто може відмовитись від його сплати, якщо не знає, хто саме в цей момент керував автомобілем.
У випадку з муніципальними паркуваннями, вчасно несплачений штраф може обернутися судовим розглядом. Зазвичай боржника попереджають про це, і лише потім передають справу до суду. Однак, згідно із законом, можуть подавати до суду і без попередження.
Будь-які штрафи, виставлені поліцією, зокрема за паркування, можуть бути оскаржені до суду в Першій податковій інспекції в Ополе.
У разі виникнення питань кол-центр працює з 7:30 до 15:30 за номером +48 77549 20 00. Можна також звертатися за електронною поштою: centrum-mandatowe@mf.gov.pl або надіслати лист на адресу: Centrum Mandatowe Pierwszego Urzedu Skarbowego w Opolu, 48-300 Nysa, ul. Stanisława Moniuszki 9-10
У Варшаві оскаржити штраф можна:
• електронною поштою в Zarząd Dróg Miejskich
reklamacjeSPPN@zdm.waw.pl
• за допомогою ePUAP, якщо ви — власник авто
• поштою Zarząd Dróg Miejskich, ul. Chmielna 120, 00-801 Warszawa або особисто в їх канцелярії
Де у Польщі заборонено паркуватися та скільки коштує порушення?
Ви можете отримати паркувальний талон за заборонене паркування:
• на велодоріжці або тротуарі — 100 злотих та 8 штрафних балів • на відстані менше 15 м від зупинки громадського транспорту — 100 злотих • у приватному секторі чи житловому комплексі, якщо там немає спеціального знаку — 100 злотих • за зупинку автомобіля на лівому краю дороги (якщо немає знаку, що дозволяє це) — 100 злотих • якщо ваше авто заважає виїзду іншого транспортного засобу — 100 злотих • на трамвайному або залізничному переїзді — від 100 до 300 злотих • на перехресті або на відстані менше 10 м від перехрестя або переходу — від 100 до 300 злотих • на пішохідному переході або в межах 10 м від нього — від 100 до 300 злотих та 8 штрафних балів • без подачі сигналу у разі аварійної ситуації або ДТП, коли авто має здійснити вимушену зупинку — 150 злотих • на паркомісці, яке належить іншій фізособі або фірмі — 800 злотих • при використанні чужої паркінгової картки (місця для інвалідів) — 1200 злотих та 6 штрафних балів.
Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Wśród filmów poruszających temat walki kobiet o swoje prawa jednym z najbardziej sugestywnych pozostaje „Opowieść podręcznej” (The Handmaid’s Tale) – ponure lustro przyszłości, w której wolność kobiet została systemowo zniszczona. Ten film jest fikcją – ale do jakiego stopnia? Margaret Atwood, autorka powieści, na której go oparto, wielokrotnie podkreślała, że jej antyutopia opiera się na prawdziwych historycznych okropnościach – od przymusowych porodów w Rumunii za czasów Ceau?escu, poprzez przemoc polityczną w Argentynie – aż po współczesne represje wobec kobiet w Afganistanie.
Jednak dzisiaj mówimy o historiach konkretnych kobiet, które nie tylko wyobrażały sobie wolność, ale odważnie o nią walczyły. W tym zestawieniu znajdziecie filmy oparte na autentycznych wydarzeniach. To opowieści o buntowniczkach, które rzuciły wyzwanie systemowi, o bohaterkach, które nie milczały w obliczu niesprawiedliwości. Każdy z tych filmów to nie tylko fascynująca fabuła, lecz także przypomnienie: wasz dzisiejszy wybór, głos i prawa zostały okupione ich odwagą.
One już zrobiły krok. A Ty?
1. „Droga Glorii” (The Glorias, 2020)
To gotowy podręcznik historii feminizmu, a także inspirująca opowieść o tym, jak kobieta może zmienić bieg historii.
Film jest biograficznym dramatem o życiu Glorii Steinem, legendarnej feministki, dziennikarki i aktywistki. Pokazuje jej drogę – od dzieciństwa naznaczonego seksizmem, przez walkę o prawa kobiet w latach 60. i 80. XX wieku, aż po współczesny aktywizm. W roli głównej występuje Julianne Moore, a sceny z jej przemówieniami są prawdziwą duchową ucztą. Film jest pełen energii walki i aktualnych idei. Po jego obejrzeniu masz ochotę stworzyć własny ruch feministyczny.
2. „Służące” (The Help, 2011)
Historia o kobiecej solidarności w realiach segregacji rasowej w USA. Dlaczego warto poznać ją właśnie teraz? Bo pokazuje, do czego zdolne są kobiety, gdy się zjednoczą, współczują i myślą kreatywnie.
Tamtym kobietom, ciemnoskórym służącym z południa Stanów Zjednoczonych lat 60., nie wolno było siedzieć przy jednym stole z „panami”, korzystać ze wspólnej toalety i tych samych sztućców, choć to właśnie one opiekowały się białymi dziećmi, karmiły je i ocierały im łzy.
Odważna blondynka Skeeter postanawia jednak napisać szczerą książkę o tym, co kryje się za zamkniętymi drzwiami amerykańskich domów. Ona i ciemnoskóra gospodyni Aibileen będą musiały zaryzykować wszystko. W walce o równouprawnienie Skeeter może stracić przyjaciółki, miłość i status społeczny, a Aibileen – życie.
3. „Oskarżeni” (The Accused, 1988)
Poruszający dramat o kobiecie, która przeżyła zbiorowy gwałt i upokorzenie w czasach gdy takie przestępstwo wywoływało u wielu mężczyzn jedynie szyderczy uśmiech. Jednak Sara znalazła w sobie siłę, by się pozbierać i walczyć. Przestępcom wymierzono śmieszną karę za chuligaństwo, ponieważ ich adwokaci twierdzili, że to ofiara sprowokowała mężczyzn.
Tyle że prokuratorem w tej sprawie też jest kobieta, na dodatek osoba empatyczna i pryncypialna. Wspiera Sarę i razem udaje im się przekonać ławników, że gwałciciele zasługują na surową karę. Sara staje się symbolem walki z praktyką obwiniania i piętnowania ofiar męskiej przemocy.
4. „Gdyby ściany mogły mówić” (If These Walls Could Talk, 1996)
Telewizyjny dramat złożony z trzech nowel, które pokazują losy trzech kobiet w różnych momentach amerykańskiej historii (lata 50., 70. i 90.), stających w obliczu niechcianej ciąży i decydujących się na aborcję.
Ten film uświadamia, jak bardzo zmieniało się podejście społeczeństwa i władzy do aborcji – od całkowitego jej zakazu po legalizację. Porusza kwestię walki z uprzedzeniami moralnymi i prawem kobiet do wyboru. Pokazuje również wpływ prawa na życie ludzi i osamotnienie kobiet w sytuacjach granicznych.
Dlaczego to film aktualny? Obecnie w Polsce, ale także w Stanach Zjednoczonych, gdzie wiele stanów ponownie ograniczyło aborcję, ta historia nabiera nowego znaczenia. Bo uświadamia nam, że walka kobiet nigdy się nie kończy, a prawa, które sobie wywalczyły, znowu mogą zostać im odebrane.
5. „Kwiat pustyni” (Desert Flower, 2009)
Biograficzna historia Waris Dirie z Somalii, która jako trzyletnia dziewczynka została poddana obrzezaniu, a w wieku 13 lat uciekła z domu przed przymusowym małżeństwem. Dziewczynka samotnie przemierza pustynię, dociera do Mogadiszu, a stamtąd przenosi się do Londynu. W wielkim mieście dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności udaje się jej zostać topową modelką. Jednak przeszłość nie daje jej spokoju, więc zostaje ambasadorką ONZ walczącą przeciwko obrzezaniu kobiet. Opowiada światu o barbarzyńskości i szkodliwości tej praktyki, pisze książkę i zakłada własną fundację.
6. „Sufrażystka” (Suffragette, 2015)
Film o walce o prawa wyborcze, które kobiety w wielu krajach europejskich uzyskały sto lat temu.
Początkowo próbowały przekonać mężczyzn do przyznania im prawa głosu pokojowymi metodami. Gdy zrozumiały, że to nie działa, zaczęły stosować bardziej radykalne metody. Uczestniczki ruchu sufrażystek organizowały zamieszki, trafiały do więzień, gdzie odmawiały przyjmowania posiłków, przerywały publiczne wystąpienia polityków, organizowały masowe wiece, wzywając do walki o swoje prawa, nawet jeśli groziło to utratą życia. Doświadczenia głównej bohaterki pokazują, przez co musiały przejść Angielki, by w końcu uznano, że nie są gorsze od mężczyzn.
7. „Wielkie oczy” (Big Eyes, 2014)
Film Tima Burtona o tym jak Margaret Keane, utalentowana, ale nieśmiała artystka, wpada w pułapkę norm społecznych lat 50. i 60. Mąż Margaret, Walter – charyzmatyczny, lecz ze skłonnościami do manipulacji – przywłaszcza sobie jej obrazy, przekonując świat, że to on jest autorem kultowych dzieł z postaciami o wielkich oczach.
Margaret jest w nieciekawej sytuacji, uzależniona od Waltera finansowo i emocjonalnie – ponieważ społeczeństwo tamtych czasów nie traktuje poważnie kobiet artystek. Musi milczeć, patrząc, jak jej twórczość przynosi sławę i pieniądze innej osobie. Nawet gdy styl „big eyes” staje się już światowym fenomenem, ona wciąż pozostaje w cieniu.
Na szczęście mąż bohaterki popełnia szereg błędów, po których Margaret budzi się i zaczyna działać, decydując się na ujawnienie prawdy. To już nie jest tylko walka o prawo do własnej twórczości. To bunt przeciwko systemowi, który poniża kobiety.
8. „Daleka północ” (North Country, 2005)
Dramat o górniczce, która wystąpiła przeciwko seksizmowi i molestowaniu seksualnemu w miejscu pracy, ze świetną rolą Charlize Theron.
W latach 70. Josey Aimes, młoda matka dwójki dzieci, ucieka od męża, który ją bije, i wraca do rodziców w Minnesocie. Trudno jej znaleźć dobrze płatną pracę, więc zatrudnia się w kopalni. Jednak tam, podobnie jak inne górniczki, spotyka się z molestowaniem seksualnym i przemocą mężczyzn, którzy uważają, że dla kobiet nie ma miejsca na kopalni.
Zbuntowana Josey wszczyna postępowanie sądowe przeciwko firmie wydobywczej. Film oparty jest na pierwszej w historii zbiorowej sprawie sądowej o molestowanie seksualne, znanej jako „Sprawa Jenson przeciwko Eveleth Taconite Co.”.
Do 31 lipca G City Targówek zamienia się w letnią strefę darmowych przygód dla dzieci. Od poniedziałku do soboty, w godzinach 12:00–16:00, centrum handlowe zaprasza najmłodszych na tematyczne warsztaty. Od rysunku po budowanie pojazdów i robotów z klocków – co tydzień coś nowego i ciekawego! Dodatkowo na dzieci czekają atrakcyjne niespodzianki i interaktywne atrakcje.
W poniedziałki i wtorki odbywają się zajęcia plastyczne, podczas których dzieci uczą się różnych technik rysunku. W środy i czwartki powstaną konstrukcje z ogromnych miękkich klocków. Piątki i soboty to czas robotyki – pod okiem instruktorów dzieci budują własne konstrukcje i poznają podstawy działania prostych maszyn i robotów.
Codziennie dostępna jest też interaktywna atrakcja Knoocker, która łączy aktywność fizyczną z grami multimedialnymi. Dzieci rzucają piłkami do celu na interaktywnym ekranie – to świetna zabawa rozwijająca koordynację i refleks.
Ten odkryty park wodny znajduje się niedaleko Piaseczna i działa do 31 sierpnia. To świetne miejsce na rodzinny wypoczynek, zwłaszcza jeśli nie przepadacie za tłumami. Znajdziecie tu basen o głębokości 145 cm oraz wodny plac zabaw dla dzieci (głębokość 45 cm). Są też trzy duże zjeżdżalnie dla starszych dzieci i dorosłych (wzrost od 140 cm). Cały kompleks ma piracki klimat – w tym statek piracki, a często odbywają się tu imprezy z pianą i muzyką na żywo.
Adres: Słopsk, Góralska 14 (dojazd z Warszawy trasą S8 w kierunku Białegostoku, zjazd na miejscowość Niegów)
Około 50 km od Warszawy, w miejscowości Słopsk, znajduje się Summer Playground. To nie tylko szeroka, piaszczysta plaża, ale pełnowartościowe miejsce do rodzinnego wypoczynku z dobrze rozwiniętą infrastrukturą. Na 2,5-hektarowej przestrzeni znajdziesz plaże, wodny tor przeszkód, strefę zabaw dla dzieci, strefę gastronomiczną oraz wiele nowoczesnych atrakcji wodnych i plażowych — zarówno płatnych, jak i darmowych.
W ofercie są m.in.: siatkówka plażowa, tenis stołowy, skimboarding, flyboarding, deski SUP, wodna strefa przeszkód, wakeboard, aquazorbing. Dla najmłodszych jest bezpieczny i dobrze wyposażony plac zabaw. W sezonie 2025 park czynny jest w piątki, soboty i niedziele.
Park Bajka to 2600 m² przestrzeni do zabawy i wypoczynku. Jest podzielony na strefy aktywne i spokojniejsze, a jego centralnym punktem jest wodny plac zabaw z fontannami i zjeżdżalniami. Dzieci mogą korzystać z wielu różnorodnych atrakcji: dużego parku linowego, „świata krzywych luster” i wielu innych.
Co tu znajdziesz:
• fontanny-wulkany z kolorowym oświetleniem LED do wodnych zabaw • stoły do tenisa stołowego • piłkarzyki • siłownia plenerowa • uliczne instrumenty muzyczne • plac zabaw w kształcie sterowca dla starszych dzieci • plaża • ścianka wspinaczkowa • strefa piknikowa z leżakami • szachy i stoły szachowe
To idealne miejsce na letni rodzinny wypad – za darmo i z mnóstwem atrakcji dla dzieci w różnym wieku.
5. Rodzinna Strefa Sportu przy Pałacu Kultury
Adres: Śródmieście, Pałac Kultury i Nauki
Cena: bezpłatnie
Rodzinna Strefa Sportu od ACTIVE WARSAW działa codziennie od 10:00 do 20:00 aż do 31 sierpnia. To nowa przestrzeń rekreacyjna w samym centrum miasta, która oferuje wiele sportowych atrakcji dla całych rodzin. Można pograć w koszykówkę na boisku z certyfikatem FIBA Olympics. Jest też rozbudowany tor przeszkód w stylu „Ninja” z pierścieniami, linami, platformami, siatkami, belkami i innymi wyzwaniami. Wszystko odbywa się pod okiem wykwalifikowanych instruktorów, co zapewnia bezpieczeństwo dla uczestników w każdym wieku. Dodatkowo: ścianka wspinaczkowa, strefa dmuchanych atrakcji dla najmłodszych oraz wygodne leżaki dla rodziców. Idealne miejsce na aktywny i bezpłatny wypoczynek dla całej rodziny.
6. Dziecięce biblioteki Warszawy: od książek po escape roomy i PlayStation
Biblioteki dziecięce w Warszawie to nie tylko książki – to też kreatywne zabawy, konkursy i nowoczesne przestrzenie.
W Bibliotece Komiksowo przy al. Solidarności dzieci mogą wziąć udział w grach typu escape room, warsztatach i wydarzeniach, które mają na celu zachęcanie do czytania w ciekawy sposób.
Księgarnia-klub „Badet” przy ul. Lentza 35a słynie z warsztatów i spotkań z autorami. Na miejscu znajduje się przytulna kawiarenka i kąciki do czytania, rysowania oraz grania w gry planszowe.
Mediateka MDM (ul. Marszałkowska 55/73) oferuje nie tylko książki, czasopisma, audiobooki i filmy, ale też przestrzeń do gier planszowych i... PlayStation. Jest tam też mała kuchnia, w której można coś podgrzać lub przygotować.
LuMo to duży, zadaszony plac zabaw z podziałem na strefy dla dzieci w wieku od 1 do 10 lat. Znajdziesz tam m.in. ogromną piaskownicę z piaskiem kinetycznym i tzw. „małpi las”, przez który dzieci przechodzą jak przez dżunglę — po drodze mogą spotkać np. wielką włochatą gąsienicę. Dla dzieci w wieku 4–8 lat organizowane są tu letnie półkolonie, które obejmują warsztaty, wycieczki i kreatywne zajęcia. Koszt tygodniowego turnusu (5 dni) wynosi 1380 zł. Można też skorzystać z jednorazowych wejść — ceny zaczynają się od 50 zł.
Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury. Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu. UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.
Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej. Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.
Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB
Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?
Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.
Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.
Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.
Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.
Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?
Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.
Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.
W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.
Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.
To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.
Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.
Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.
Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?
Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.
Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.
Dzieci piszą listy do żołnierzy
Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?
To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu. Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.
Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.
Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.
Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?
Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, aleprzestrzeń, która daje wartość wszystkim.
Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.
Malowanie wielkanocnych pisanek
Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.
Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.
To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.
Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.
Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?
Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku. Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami. Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.
Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.
Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.
Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Warszawa, ciepły sierpniowy dzień. Maryna jedzie z trzyletnim Mironem tramwajem do zoo. Chłopiec siedzi u mamy na kolanach, zajada M&M’sy, zadaje milion pytań.
Rozmawiają po ukraińsku. Choć Maryna mieszka w Polsce od 10 lat, ma męża Polaka i świetnie mówi po polsku, to z synem często rozmawia w ojczystym języku. Chce, żeby Miron znał dobrze język matki i mógł swobodnie rozmawiać z dziadkami i resztą rodziny, która mieszka w Ukrainie.
W pewnym momencie cukierek spada na podłogę. Maryna schyla się, żeby go podnieść, ale wtedy stojące obok starsze małżeństwo zaczyna krzyczeć: - Przyjechali tutaj i nam brudzą w tramwajach! Niech wraca do siebie i tam śmieci! Cały tramwaj milczy. Maryna, z trzęsącymi się rękami, chwyta Mirona i wysiada na najbliższym przystanku. Stara się nie płakać, żeby nie przestraszyć syna, choć ten już jest przerażony.
Larysa, inna moja znajoma, od tygodnia prosi ośmioletnią córkę, żeby na placu zabaw rozmawiała po polsku. To wtedy sąsiadka otworzyła okno i wrzasnęła: - Uciszcie te ukraińskie bachory! Starsza córka Larysy, piętnastolatka, prawie przestała wychodzić z domu - boi się, że ktoś zaatakuje ją za to, że jest Ukrainką. Nawet po polsku boi się odezwać, bo uważa, że każdy usłyszy jej akcent.
To tylko dwie z wielu historii, które w ostatnich miesiącach spotkały moich ukraińskich przyjaciół.
Pamiętam Larysę z pierwszych dni wojny. Przyjechała do Polski, by jej dzieci nie dorastały w rytmie alarmów i w schronach. Wsparcie, jakie otrzymała po przybyciu od obcych ludzi, pozwoliło jej przetrwać najgorszy czas i uwierzyć, że jest nadzieja na lepszą przyszłość. Starsze małżeństwo, u którego zamieszkała, traktowało ją jak własną córkę. Gdy po kilku miesiącach znalazła pracę i wynajęła samodzielnie mieszkanie, cała ulica uczestniczyła w jego urządzaniu. Na sąsiedzkiej grupie ustalali, kto co może dostarczyć. Pomogli odmalować i kompletnie je wyposażyli ci, którzy jeszcze pół roku wcześniej byli zupełnie obcy. Na pierwsze święta Bożego Narodzenia prawie kłócili się, u kogo Larysa ma spędzić Wigilię. Więc, żeby było sprawiedliwie, była chyba na trzech, a w pozostałe świąteczne dni odwiedzała kolejne rodziny.
To była Polska moich marzeń: gościnna, solidarna, przyzwoita.
Wielu Polaków nadal taką Polskę tworzy — wciąż pomagają, wciąż jeżdżą na Ukrainę z darami.
Nie wierzę, że ci, którzy w 2022 roku otwierali swoje domy, dziś krzyczeliby na matkę z dzieckiem w tramwaju. Ale wiem, że dziś głos mają inni — ci, którzy wcześniej milczeli, a teraz zostali ośmieleni przez populistyczne hasła polityków.
W ostatniej kampanii prezydenckiej karta antyukraińska i antymigracyjna była rozgrywana bezwstydnie. Łatwo jest podzielić: my i oni. Łatwo wmówić, że wszystko, co złe to „oni”, i że jeśli się ich pozbędziemy, będzie nam lepiej.
A przecież wiemy z historii, do czego prowadzi szukanie wroga w sąsiedzie. Jak słowa szybko mogą zmienić się w czyny.
Rząd milczy. Nie reaguje. Jak ludzie w tramwaju. Na co czeka? Na bojówki? Na pogromy?
„Uważam, że ludzkość jest zdolna do najpotworniejszych rzeczy i że ta zdolność jest immanentna. A mechanizmem rozwoju i przetrwania jest nieustanna walka z tą skłonnością” — mówiła Agnieszka Holland w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
Wielu moich polskich znajomych pyta mnie, czy w Polsce będzie wojna. Nie, nie jestem absolutnie żadną ekspertką. Może dlatego pytają, bo widzą, że ciągle zajmuję się Ukrainą, podczas gdy większość deklaruje, że jest już zmęczona. A może po prostu ostatnio wszyscy zadajemy sobie to pytanie.
Dziś w Polsce trwa wojna innego rodzaju. Bez czołgów, ale równie groźna. Rosyjska propaganda działa skutecznie: sieje fake newsy, manipuluje, podsyca nienawiść. Ktoś widzi „rolkę” na TikToku i wierzy bez cienia wątpliwości. Prowokacje działają. Wystarczy flaga UPA na koncercie, trzymana przez podstawioną osobę, by kolejni „obrońcy” mogli wykrzyczeć w twarz Ukraince, że jest „ruską k…” albo „banderówą”.
Politycy prawicy cynicznie to podsycają. A liberalno-demokratyczny obóz władzy? Nie prowadzi zakrojonej na szeroką skalę walki z dezinformacją. Milczy. Pozwala, by w przestrzeni publicznej królowały brunatne performance Brauna, czy Bąkiewicza.
Czy znowu wszystko ma wziąć na siebie społeczeństwo obywatelskie tak jak w lutym 2022 roku?
Tak, nadzieja jest tylko w nas — ponownie przywołam słowa Agnieszki Holland. To duża odpowiedzialność w czasach, gdy wydaje się, że już znikąd tej nadziei nie ma.
Bo jak dodaje Slavoj Žižek, słoweński filozof i myśliciel:
„Już nie możemy myśleć o lepszym świecie, ale po prostu o przetrwaniu”.
Tak trudno marzyć o lepszym świecie, patrząc, jak amerykańscy żołnierze na kolanach rozkładają czerwony dywan przed zbrodniarzem. Tak dziś wyglądają wartości Zachodniego Świata, do którego przyłączenia od ponad trzech lat walczą Ukraińcy?
Nie normalizujmy zła. Nie udawajmy, że nie widzimy. Odezwijmy się w tramwaju, na przystanku, w sklepie. Nie dajmy się zakrzyczeć ekstremom. Bo jeśli my się nie odezwiemy, jeśli my się nie sprzeciwimy, jeśli my nie powiemy „dość”, to kto to zrobi?
Maryna i Larysa nie potrzebują naszych wielkich deklaracji ani politycznych frazesów. Potrzebują, by ktoś w tramwaju powiedział „proszę przestać”, by ktoś na placu zabaw uśmiechnął się do ich dzieci. Potrzebują zwykłej przyzwoitości, która kosztuje mniej niż bilet do zoo.
Jeśli nie będziemy umieli jej okazać to wojna, przed którą uciekły, dotrze do nas szybciej, niż myślimy.
Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.
Według najnowszego raportu „Badanie opinii na tematy związane z wojną na Ukrainie”, przygotowanego dla Defence24 i Fundacji „Stand with Ukraine”, tylko co czwarty respondent uważa, że Rosja nie zaatakuje Polski, a aż 12% uważa taki atak za bardzo prawdopodobny. Ponad połowa respondentów (53%) podejrzewa obecność rosyjskich wpływów – w tym dezinformacji i propagandy – w polskich mediach. Z jednej strony 57% Polaków ufa, że USA pomogłyby Polsce w razie rosyjskiej agresji, z drugiej – 61% uważa, że polska armia nie jest wystarczająco liczna, a połowa obywateli deklaruje, że wydatki na obronność powinny zostać zwiększone.
42% Polaków popiera powrót obowiązkowej służby wojskowej, ale tylko 23% zadeklarowało gotowość do osobistego zgłoszenia się do obrony kraju; za to 69% popiera obowiązkowe szkolenia wojskowe w szkołach.
To dane, które każą zadać pytania nie tyle o nasze poglądy, co o naszą gotowość – praktyczną, emocjonalną i społeczną. I właśnie dlatego czas zacząć mówić o bezpieczeństwie militarnym nie jako o zadaniu wyłącznie dla wojska, ale jako o wyzwaniu dla całego państwa – od szczytów władzy po osiedlową świetlicę.
Polska strategia obronna – „nie czekamy, działamy” opiera się na czterech filarach: samodzielnej obronie w pierwszej fazie zagrożenia, odstraszaniu potencjalnego agresora, współpracy z NATO, ale bez roli biernego oczekującego, oraz budowie odporności społecznej – tzw. odporności totalnej.
W praktyce oznacza to, że nie będzie podziału na „naszych” i „waszych”. W momencie zagrożenia znikają różnice – kulturowe, językowe, historyczne. Wszyscy żyjący w Polsce – Polacy, Ukraińcy, migranci, rezydenci – staną do obrony kraju, w którym żyją, pracują i wychowują dzieci. I to właśnie Ukraińcy – ci, którzy przeszli przez piekło inwazji – mogą być tymi, którzy zareagują jako pierwsi. Szybciej rozpoznają niebezpieczeństwo, szybciej wiedzą, co trzeba zrobić, szybciej pomagają innym – bo mają doświadczenie, którego nikt nie chce zdobywać na własnej skórze. Ich obecność to nie ciężar dla Polski – to potencjał, który trzeba włączyć do wspólnej strategii.
Jak często zadajemy sobie pytanie: czym tak naprawdę jest bezpieczeństwo militarne Polski? I co o nim wiemy – poza świadomością, że „mamy armię”, „należymy do NATO” i „jesteśmy bezpieczni”?
Bezpieczeństwo militarne to znacznie więcej niż posiadanie sprzętu wojskowego.To zdolność państwa do ochrony swojego terytorium, obywateli i instytucji przed agresją zbrojną – zarówno samodzielnie, jak i we współpracy z sojusznikami
Polska, jako członek NATO, korzysta z tzw. gwarancji kolektywnej obrony (art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego). Ale gwarancja to nie automatyzm. To proces polityczny, wymagający decyzji, konsensusu, gotowości. Dlatego nasza narodowa strategia bezpieczeństwa zakłada, że w razie zagrożenia Polska broni się natychmiast – własnymi siłami, na własnym terytorium, bez czekania na sygnał z Brukseli czy Waszyngtonu. Mówiąc wprost: nie wystarczy mieć silne wojsko, jeśli społeczeństwo nie jest gotowe na sytuacje skrajne. A gotowość nie rodzi się z deklaracji – tylko z praktyki, edukacji, organizacji i wspólnego działania.
26.03.2025 Warszawa Spotkanie premiera Donalda Tuska z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Zdjęcie: Andrzej Iwanczuk/REPORTER N/z: Mark Rutte, Donald Tusk
Miękkie bezpieczeństwo militarne – czyli jak społeczeństwo powinno przygotować grunt pod realną obronę.
Nie wszyscy muszą służyć w armii, ale wszyscy jesteśmy częścią systemu bezpieczeństwa. W dobie zagrożeń hybrydowych, ataków dezinformacyjnych, sabotażu i prowokacji – pierwszymi, którzy reagują, są obywatele, nie generałowie. To od ludzi zależy, czy zachowają spokój, rozpoznają zagrożenie, pomogą sąsiadowi, zgłoszą incydent, czy po prostu – nie dadzą się zmanipulować.
Właśnie dlatego w Polsce powstała Ustawa o ochronie ludności, która w 2025 roku zacznie być realnie wdrażana na poziomie każdego województwa. W ramach specjalnych budżetów lokalnych prowadzone będą:
szkolenia z ewakuacji i pierwszej pomocy,
ćwiczenia sytuacyjne z udziałem służb i WOT,
warsztaty przeciwdziałania dezinformacji,
szkolenia z komunikacji kryzysowej i samoorganizacji społecznej.
To konkretne działania, które mają nauczyć społeczeństwo, jak działać, zanim przyjadą czołgi. I co ważne – te programy powinny być dostępne także dla migrantów, w tym dla uchodźców z Ukrainy. Ich doświadczenie w organizowaniu pomocy, komunikacji w warunkach wojny i radzeniu sobie z kryzysem – to wartość, z której Polska powinna świadomie korzystać.
Ukraińcy w Polsce – niewidzialna armia oporu
Jednym z najbardziej wymownych przykładów miękkiego bezpieczeństwa militarnego są działania ukraińskiej diaspory w Polsce. Od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji Rosji setki tysięcy osób uciekających przed wojną znalazły tu schronienie – ale także pole do działania. Uchodźcy wojenni stali się nie tylko beneficjentami pomocy, ale jej współorganizatorami.
Organizują zbiórki dla wojska, pakują apteczki, kupują drony, prowadzą kampanie informacyjne, walczą z rosyjską propagandą, edukują Polaków i zachodnią opinię publiczną. Ich działalność to realne wsparcie dla ukraińskiej armii i państwa. Bez karabinu, ale z ogromnym wpływem na morale, logistykę i świadomość społeczną.
W tym sensie działania ukraińskich uchodźców w Polsce to element wojennego wysiłku – nie mniej ważny niż działania na froncie. Można powiedzieć: bez munduru, ale na pierwszej linii.
Co to znaczy być bezpiecznym jako uchodźca wojenny?
Bezpieczeństwo to nie tylko brak fizycznego zagrożenia. Dla uchodźcy wojennego oznacza ono także dostęp do informacji, szansę na integrację, stabilność prawno-ekonomiczną i poczucie wspólnoty. Oznacza prawo do głosu – i możliwość działania.
Polska stanęła przed ogromnym wyzwaniem przyjęcia i wsparcia milionów obywateli Ukrainy. Od decyzji rządu, przez działania samorządów, po oddolne inicjatywy obywatelskie – udało się zbudować unikalny system pomocy, który dziś można uznać za część szerszej polityki bezpieczeństwa narodowego.
Państwo, które daje uchodźcom nie tylko dach nad głową, ale i narzędzia do działania, zwiększa swoją odporność. Społeczeństwo, które potrafi przyjąć i włączyć w życie publiczne osoby dotknięte wojną, staje się silniejsze.
Polska jest nowym motorem bezpieczeństwa NATO i każdy, kto w niej mieszka, powinien chociaż trochę orientować się, jaką pozycję zajmuje kraj w tym sojuszu.
Zgodnie z oficjalnymi danymi opublikowanymi w NATO Press Release „Defence Expenditure of NATO Countries (2014-2024)” (www.nato.int), w 2024 roku Polska osiągnęła coś, co jeszcze dekadę temu wydawało się nierealne: poziom wydatków obronnych sięgnął 4,12% PKB, czyniąc ją niekwestionowanym liderem NATO, jeśli chodzi o relatywne zaangażowanie w bezpieczeństwo. To ponad dwa razy więcej niż minimalny próg sojuszu (2%) i niemal dwa razy więcej niż wynosi średnia dla państw NATO w Europie i Kanadzie (2,02%).
Ale to nie tylko procenty w excelowych tabelach – to zasadnicza zmiana roli Polski w strukturze bezpieczeństwa zbiorowego. Z państwa „na dorobku”, często traktowanego z rezerwą, staliśmy się poważnym graczem, który nie tylko bierze, ale realnie daje bezpieczeństwo – i to nie tylko sobie, ale całemu regionowi.
Nie na kredyt, ale na twardo!
Wydatki obronne Polski w 2024 roku (według danych NATO w cenach stałych z 2015 roku) wyniosły 26,8 miliarda dolarów, co oznacza wzrost o ponad 213% względem 2014 roku – drugi najwyższy w całym sojuszu. Dla porównania: Niemcy zwiększyły swoje wydatki „tylko” o 95%, Francja o 25%, a Wielka Brytania o 22%.
Jeszcze ważniejsze niż wzrost kwoty jest to, jak te pieniądze są wydawane. Ponad 51% polskich wydatków obronnych to środki przeznaczone na sprzęt i badania nad nowym uzbrojeniem. To rekordowy wynik w NATO – wyższy nawet niż w Stanach Zjednoczonych (29,88%) czy w Turcji (34,18%). W praktyce oznacza to: Polska nie tylko „pompuje” armię, ale modernizuje ją w tempie, które budzi respekt nawet w Pentagonie.
Jednocześnie zmniejszył się udział wydatków osobowych – z 51% w 2014 roku do zaledwie 29,5% w 2024 roku. Oznacza to świadomą zmianę: mniej pieniędzy na emerytury i administrację, więcej na zdolności ofensywne, interoperacyjność i odstraszanie.
16.06.2024 Centralny Poligon Sil Powietrznych w Ustce. Miedzynarodowe manewry morskie Baltops 2024, ktore naleza do najwiekszych i najwazniejszych cwiczen NATO na Baltyku. W operacji desantowej na usteckim poligonie udzial wzielo kilkuset zolnierzy z USA, Hiszpanii, Bulgarii i Polski. N/z Desant morski US Marines na usteckiej plazy. Zdjęcie: Gerard/REPORTER
Wojsko jako polityka
Za tymi liczbami kryje się decyzja polityczna. Polska inwestuje w obronność nie dlatego, że „trzeba” – ale dlatego, że widzi zagrożenie, którego Zachód jeszcze do końca nie uznaje. Wojna Rosji z Ukrainą obudziła w Polsce instynkt przetrwania – i zdrowy pragmatyzm. Wiemy, że nie da się ochronić infrastruktury krytycznej, granic ani własnego stylu życia, jeśli nie ma się armii, która budzi respekt.
W 2022 roku Polska miała 176 tys. żołnierzy zawodowych i terytorialnych. W 2024 – już ponad 216 tys. To więcej niż armie Francji czy Wielkiej Brytanii. Przy czym nie chodzi o liczby same w sobie, ale o wojsko „gotowe”, a nie „na papierze”. Gotowość do działania, zdolność do szybkiego rozwinięcia sił i szeroka rezerwa są dziś walutą bezpieczeństwa.
Cena jest wysoka – ale alternatywa droższa
Nie można ignorować kosztów tej strategii. Polska wydaje dziś więcej na obronność niż na szkolnictwo wyższe i niemal tyle samo, co na cała służba zdrowia. Dla wielu obywateli – szczególnie w okresie inflacji i spowolnienia gospodarczego – może to być trudne do przełknięcia. W dyskursie publicznym pojawia się pytanie: czy nie przesadzamy?
Odpowiedź zależy od tego, jak zdefiniujemy bezpieczeństwo. Czy jako fizyczne przetrwanie i odporność w czasie wojny? Czy jako równowagę między bezpieczeństwem militarnym a społecznym? Dziś, w obliczu rosyjskiego imperializmu, nie mamy luksusu wyboru. Bezpieczeństwo społeczne nie przetrwa bez bezpieczeństwa militarnego.
Nowy ciężar, nowa odpowiedzialność
Rosnąca siła militarna Polski to nie tylko powód do dumy – to także nowe obowiązki. Sojusznicy będą oczekiwać, że Polska nie tylko zbroi się dla siebie, ale również dla wspólnej sprawy. To oznacza większy udział w misjach NATO, większe ryzyko polityczne i konieczność zachowania spójności strategicznej z resztą sojuszu – nawet wtedy, gdy interesy nie zawsze się pokrywają.
Ale może to właśnie Polska – nie Niemcy, nie Francja – stanie się nowym stabilizatorem flanki wschodniej. Nie z obowiązku, ale z wyboru. I może właśnie to zdecyduje o przyszłości bezpieczeństwa w Europie.
Bo w XXI wieku nie przetrwa ten, kto najwięcej obiecuje – ale ten, kto najwięcej inwestuje w gotowość. Polska już inwestuje. I robi to na poważnie
Dlatego teraz – to nasz moment.
W czasie względnego spokoju, ale narastającego zagrożenia, trzeba zbudować most między społeczeństwem a systemem obronnym. Wspólne szkolenia, edukacja, praca lokalna – to nie są działania drugiego rzędu. To przyszła pierwsza linia obrony. Niech uchodźcy i migranci będą częścią tego systemu. Bo NATO zareaguje – ale zanim to się stanie, Polska musi być gotowa bronić się sama. A gotowość zaczyna się od ludzi.
Dziś linia frontu nie przebiega na Wschodzie – przebiega przez naszą codzienność. Przez to, czy jesteśmy gotowi pomagać, rozumieć i działać razem. To właśnie jest nowoczesna obrona terytorialna społeczeństwa, która zaczyna się od wspólnoty. I nikt nie jest z niej wyłączony. Nie pytajmy, czy państwo nas obroni. Zapytajmy, czy my jesteśmy gotowi być jego obroną, gdy przyjdzie czas próby.
Bez munduru – ale z gotowością. Taki dziś jest nowoczesny patriotyzm. I takie powinno być codzienne bezpieczeństwo Polski.