Exclusive
20
min

78 Wrogów Putina

78 krajów podpisało komunikat ze szczytu pokojowego zorganizowanego przez Ukrainę. Dokumentu nie poparły m.in. Arabia Saudyjska, Tajlandia, Indie, Meksyk, RPA, Brazylia i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Irak i Jordania wycofały swoje podpisy po zakończeniu szczytu

Wiktor Szlinczak

Uczestnicy szczytu pokojowego. Fot: Alessandro Della Valle/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

14 czerwca, w przeddzień światowego szczytu pokojowego w Szwajcarii, agencje informacyjne opublikowały ciekawą mapę świata. Na niebiesko zaznaczono na niej kraje, które zgodziły się wziąć udział w szczycie. Państwa, które nie wysłały przedstawicieli do Burgenstock, zostały przedstawione na szaro. To m.in. Rosja, Chiny i zdecydowana większość krajów afrykańskich.

Mapa z „podziałem świata”, jak się później okaże, jest jednak niedokładna, a szarości będzie znacznie więcej. I w sumie nie ma się czemu dziwić.

W ciągu ponad dwóch lat wojny, którą Rosja prowadzi przeciwko Ukrainie, świat najwyraźniej dostosował się do „nowych realiów”, którymi karmiła go Moskwa – do przerażających obrazów zbombardowanych ukraińskich miast, do codziennych ataków rakietowych, do zabitych i rannych cywilów, żołnierzy i pełnych emocji historii tych, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów i ratowania dzieci za granicą.

Po krótkotrwałym szoku przez ponad dwa lata świat wciąż nie zdecydował się na odpowiedzi na kilka podstawowych pytań

Po pierwsze: czy kraj agresor musi przegrać?

Po drugie: co należy zrobić, aby kraj agresor zapłacił za zuchwałe wywołanie wojny w centrum Europy – i by była to też nauczka dla innych?

Po trzecie: jak zapewnić powrót do trwałego pokoju i międzynarodowych zasad określonych w Karcie Narodów Zjednoczonych i szeregu różnych konwencji (i jak ostatecznie przywrócić prawo międzynarodowe)?

Prezydent Wołodymyr Zełenski przybywa na szczyt. Zdjęcie: Administracja Prezydenta Ukrainy (APU)

Oczywiście to właśnie poszukiwanie odpowiedzi na te pytania legło u podstaw pomysłu zorganizowania szczytu pokojowego. Jednak co najmniej miesiąc przed szczytem stało się jasne, że „formuła pokojowa” prezydenta Zełenskiego, która została zaproponowana jako główny temat do dyskusji światowych przywódców, nie jest odpowiednia dla wszystkich. Niektórzy z uczestników nadal prowadzą nieprzerwaną wymianę handlową z Moskwą, inni są wieloletnimi strategicznymi partnerami Federacji Rosyjskiej, a jeszcze inni starają się pomóc „uratować twarz Putina” itd. I choć nie postawiono kropki nad „i” w kwestii tego, kto wygra na linii frontu i kto ma większe szanse na przetrwanie, niektóre kraje postanowiły albo nie jechać do Szwajcarii, albo wstrzymać się od podpisania dokumentów końcowych. W związku z tym „formuła” musiała zostać znacznie skrócona, aby zapewnić, że liczba delegacji będzie co najmniej tak duża jak na szczycie tzw. Platformy Krymskiej przed inwazją Rosji na pełną skalę.

W szczycie wzięło udział 100 krajów i organizacji. Zdjęcie: APU
To fakt: Ukraina spodziewała się, że do Szwajcarii przyjedzie znacznie więcej krajów

W marcu 2022 roku za rezolucją ONZ potępiającą inwazję Rosji głosowało 141 krajów. Tym razem Kijów wysłał ponad 160 zaproszeń. Na zmniejszenie liczby uczestników wpłynęło jednak kilka czynników. Po pierwsze, Joe Biden nie wziął udziału w szczycie (oczekiwano, że udział prezydenta USA zwiększy wagę wydarzenia). Po drugie, po wizycie Władimira Putina w Pekinie Chiny również odmówiły wysłania swoich przedstawicieli, nawet na szczeblu ministerialnym. Po trzecie, nie należy lekceważyć działań antyagitacyjnych prowadzonych przez Moskwę na wszystkich szczeblach. W tym „propozycji pokojowych”, a właściwie ultimatum, które Władimir Putin ogłosił w przeddzień szczytu.

Nie wszyscy uczestnicy podpisali komunikat końcowy. Zdjęcie: APU

Ale nawet to nie zepsuło obrazu sytuacji: szczyt był odpowiedzią na twierdzenie Putina, że Wołodymyr Zełenski jest „bezprawnym prezydentem”. Samo zaprezentowanie uczestników szczytu i uściski dłoni między szefami delegacji a prezydent Szwajcarii Violą Amherd i prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim trwały ponad godzinę.

A przemówienia oskarżające Moskwę o rozpętanie niesprowokowanej agresji trwały kolejne kilka godzin. Szczególnie emocjonalne było wystąpienie premiera Chorwacji Andreja Plenkovicia. Stwierdził on, że świat doskonale rozumie intencje Moskwy, gdy mówi ona o „pokoju w Ukrainie” – i że jest to stosowanie tzw. zasady salami.

Najpierw odcięto Krym, potem obwody doniecki i ługański, a teraz obwody chersoński i zaporoski. I będzie tak dalej, jeśli tego nie powstrzymamy
Podczas dwudniowych obrad rozpatrzono tylko trzy z dziesięciu punktów ukraińskiej „formuły pokojowej”. Zdjęcie: APU

Dziwnym zbiegiem okoliczności w dniu rozpoczęcia szczytu „The New York Times” opublikował projekt porozumienia przywiezionego przez rosyjską delegację do Stambułu w marcu 2022 roku. Gdyby została podpisana, a Ukraina zrezygnowałaby z armii i zadeklarowała neutralny status, odkrawanie terytoriów ukraińskich plasterek po plasterku, aż do granicy z Polską, byłoby jeszcze szybsze. Nawiasem mówiąc, ten neutralny status faktycznie istniał, gdy Rosja zaanektowała Krym.

Największe zaniepokojenie w kręgach eksperckich budzą jednak wypowiedzi niektórych uczestników szczytu, że na jego kolejny etap powinien przyjechać ktoś z Moskwy

Z jakiegoś powodu opinie te pochodzą z zupełnie różnych obozów – od Saudyjczyków, przez Niemcy – po papieża. Szczerze mówiąc, trudno sobie wyobrazić konferencję w Jałcie czy Poczdamie, na którą alianci zaprosiliby Hitlera. Tymczasem wcześniej wziął on udział w konferencji w Monachium, gdzie obiecał, że nikogo nie zaatakuje. Brzmi znajomo?

Pod koniec konferencji Wołodymyr Zełenski zauważył, że niektórzy przedstawiciele wciąż zastanawiają się nad dołączeniem do komunikatu, więc powinni przeprowadzić wewnętrzne konsultacje. Zdjęcie: APU

Czy szczyt można uznać za sukces?

Jednoznaczna odpowiedź na to pytanie zostanie udzielona już wkrótce – jeśli wydarzenie to rzeczywiście rozpaliło część uczestników i staną się oni bardziej aktywni wokół realizacji lub poparcia nie tylko trzech punktów formuły Zełenskiego, ale także pozostałych siedmiu (w tym działań na rzecz wycofania wojsk rosyjskich z całego terytorium Ukrainy).

Jednak pod koniec szczytu ze 100 delegacji tylko 82 (kraje i organizacje) podpisały komunikat końcowy. Od głosu wstrzymały się Arabia Saudyjska, Tajlandia, Indie, Meksyk, RPA, Brazylia i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Większość z tych krajów, mimo utrzymywania regularnych kontaktów dyplomatycznych z Ukrainą (a nawet osobistych spotkań przedstawicieli niektórych z nich z prezydentem Zełenskim), znajduje się we wspomnianej strefie między niebieskim a szarym. Irak i Jordania, które podpisały deklarację końcową, później wycofały swoje podpisy. Poinformowano o tym na stronie internetowej szwajcarskiego MSZ.

Wołodymyr Zełenski, Kamala Harris w Viola Amherd. Zdjęcie: APU
Zrozumieliśmy również, na kim możemy polegać, a z kim tylko handlować

78 krajów, które poparły Rosję, prawdopodobnie zostanie wpisanych na „czarną listę” Moskwy [choć najpewniej wiele z nich było na niej już wcześniej – red.]. Weekend 15-16 czerwca można uznać za czas, w którym uformowała się mniej lub bardziej wyraźna koalicja antyrosyjska. Aby jednak udowodniła ona swoją skuteczność, większość z tych krajów będzie musiało przejść poważne wewnętrzne przemiany światopoglądowe. A jednocześnie będą musiały spojrzeć na historię, w której oddanie Hitlerowi Sudetów nie uratowało świata przed II wojną światową.  

Władimir Putin wciąż wierzy, że można powrócić do czasów Układu Warszawskiego, kiedy ZSRR miał wpływ na część Europy i dyktował jej swoją politykę. Putin wciąż żyje w realiach zimnej wojny, wciąż postrzega Zachód jako słaby i gra na jego lękach. Wynik szczytu powinien być demonstracją czegoś przeciwnego: siły, organizacji i zdolności do stawiania dyktatorów na ich miejscu. Wciąż jest na to szansa.

Zdjęcie: OPU
No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Założyciel i prezes zarządu Instytutu Polityki Światowej, jednego ze 100 największych think tanków w Europie Wschodniej, który specjalizuje się w analiziei audycie polityki zagranicznej i wewnętrznej Ukrainy.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy jej rówieśnicy żyją na TikToku, ona założyła międzynarodowy ruch społeczny. Nie z namowy, ale dlatego, że nikt inny nie chciał się za to zabrać.

Jej podróż zaczęła się w 2014 roku, kiedy przyjechała z Krymu. Miała zaledwie osiem lat i w jej rodzinnym miasteczku właśnie kończył się ten bezpieczny świat, jaki znała. Aneksja, strach, ucieczka. Dla małej dziewczynki to nie była geopolityka, lecz nagła utrata wszystkiego, co oczywiste: domu, szkoły, języka. Trafiła do Warszawy – miasta, które zawsze przyciąga, ale rzadko przytula.

Dziś, mając niespełna dwadzieścia lat, stała się twarzą pokolenia dorastającego w chaosie. Między wojną a pokojem, między viralem na TikToku a mądrą przemową na TEDx. Jest założycielką Fundacji Latających Plecaczków, pomysłodawczynią Międzynarodowego Dnia Plecaka, studentką psychologii i potrafi zbudować sprawną organizację działającą po obu stronach granicy.

Wszystko zaczęło się od prostej dziecięcej intuicji: świat można zmieniać, zaczynając od małych, codziennych rzeczy. Plecak stał się dla niej symbolem – podróży, nauki, wymiany, zwykłej, ludzkiej solidarności. Ruch, który stworzyła, łączy uczniów i nauczycieli. To brzmi naiwnie tylko dla tych, którzy nigdy nie widzieli na własne oczy, że taka wspólnota potrafi zdziałać cuda.

Kira w wywiadach mówi opowiada o piętnastu budzikach nastawianych każdego ranka, o odpisywaniu na maile w zatłoczonym metrze, o tym, że produktywność to nie talent, ale upór. Łączy w sobie etos starych działaczy  – wiarę, że po prostu trzeba robić – z nowoczesną umiejętnością budowania narracji, która trafia do jej pokolenia.

Dla niej „być Ukrainką w Polsce” to codzienna praktyka. Gdy mówiła o ucieczce z Krymu, podsumowała to z chłodną dojrzałością: „Po prostu trzeba było zacząć od nowa. Nie wiedziałam wtedy, co to emigracja. Dziś wiem, że to proces, który nigdy się nie kończy”. Tę dojrzałość słychać w jej wystąpieniach.

Kiedy nominowano ją do tytułu „Warszawianki Roku 2025”, w Internecie zawrzało. Nie dlatego, że zrobiła coś kontrowersyjnego – wręcz przeciwnie. Stała się lustrem, w którym część Polaków zobaczyła własny lęk przed odmiennością.

Fala hejtu, która zalała media społecznościowe, ujawniła mroczną stronę społeczeństwa, które jeszcze niedawno szczyciło się solidarnością

Kira nie odpowiedziała gniewem. Po prostu dalej robi swoje. Nie wdaje się w jałowe spory o to, kto jest „prawdziwą warszawianką”, bo wie, że przynależność mierzy się czynami, nie metryką urodzenia.

Jej ruch trwa: szkoły wymieniają się doświadczeniami, dzieci uczą się mówić o swoich emocjach, a wolontariusze dostarczają plecaki z pomocą tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. To nie jest kampania wizerunkowa, to cicha praca codziennego, drobnego dobra.

Kira nie jest „influencerką dobra”, tylko osobą, która działa jak oddycha. Jej aktywizm nie wynika z podręcznikowej ideologii, ale z empatii. Wie, że granice państw są zbyt sztywne na ludzką wrażliwość. Że pojęcie „domu” można rozszerzyć. I że solidarność jest codziennym wyborem ludzi, którzy chcą widzieć drugiego człowieka po drugiej stronie.

Jest sumieniem Warszawy: młodym, upartym, czasem zmęczonym, ale wciąż głęboko wierzącym, że przyszłość to nie nagroda, tylko odpowiedzialność.

Kiro, ja też nie jestem stąd, ale tak jak Ty – jestem u siebie. Głowa do góry, głosuję na Ciebie.

20
хв

Kira: głosuję na Ciebie!

Jerzy Wójcik

 W ciągu pierwszych dwóch miesięcy pobytu w Polsce nauczyłam się tylko kilku słów i trzech zwrotów: „dzień dobry”, „dziękuję” i „do widzenia”. Po prostu nie potrzebowałam więcej; planowałam wrócić do domu. Naukę języka rozpoczęłam dopiero wtedy, gdy moje dziecko zaczęło mieć problemy w szkole. Czułam się bezbronna.

Język to broń. Znając go, nie musisz nikogo poniżać, ale możesz złożyć skargę, wyjaśnić, opowiedzieć, co się stało i dlaczego. Jeśli język znasz słabo, zawsze możesz w odpowiedzi usłyszeć: „Pani coś źle zrozumiała”.

Myślę, że Ukrainki za granicą, które słabo znają obcy język, w rzeczywistości nie bronią się, gdy spotykają się z prześladowaniem w środkach transportu publicznego. Po prostu próbują odejść od osoby, która je popycha lub prowokuje. Milczą, bo rozumieją, że w każdej sytuacji konfliktowej za granicą „swój” najpierw stanie po stronie „swego”. Ukrainka automatycznie jest w niekorzystnej sytuacji.

I właśnie ta bezbronność ma decydujące znaczenie. W ciągu ostatniego tygodnia w Internecie rozeszła się wiadomość o czynie Zenobii. Zenobia Żaczek to Polka, która stanęła w obronie Ukrainki: broniła jej słownie, za napastnik rozbił jej głową nos. 

W sieci natychmiast podchwycono tę historię: oto dzielna Polka stanęła w obronie Ukrainki.

Mnie bardziej dziwi to, że była jedyną osobą, która to zrobiła. Bo dla mnie byłaby to zwykła, intuicyjna reakcja

Sytuacja wyglądała tak: w autobusie półnagi Polak wrzeszczał na Ukrainkę. Zenobia Żaczek w wywiadzie powiedziała, że „wykrzykiwał do starszej kobiety ciągle to samo: o banderowcach, UPA, Wołyniu, o tym, że Ukraińcy powinni się wynieść z Polski i wiele innych haniebnych rzeczy”. To znaczy – otwarcie prowokował.

A Ukrainka... milczała. Siedziała i słuchała. Nie odpowiadała, nie wdawała się w dialog. I moim zdaniem właśnie to stało się kluczowe. Pani Zenobia dostrzegła w niej bezbronność. W jej oczach ta Ukrainka była bezbronna.

Każdy człowiek, który ma sumienie, który odczuwa empatię, w takiej sytuacji musi chronić słabszego – jak małe dziecko. Bo ta kobieta jest w obcym kraju, nie w domu. Myślę, że gdyby Ukrainka odpowiedziała agresywnie, wdała się w kłótnię, krzyknęła, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. 

Być może pani Zenobia również by interweniowała, ale w inny sposób: powiedziałaby obojgu: „uspokójcie się” lub uznała, że „cham natrafił na chama” – i by nie interweniowała.

W żadnym wypadku nie chcę umniejszać czynu Zenobii Żaczek. Jestem jej niezwykle wdzięczna i piszę nie tyle o niej, co o innych. Nie uważam, że wstawianie się za kimś innym jest wyczynem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla mnie jest to raczej normalna reakcja zdrowego człowieka – chronić niewinnego.

To tak, jakbym szła ulicą i zobaczyła, że dziecko dręczy kotka. Czy mam przejść obojętnie, bo „to nie moje dziecko” i „nie mam prawa robić mu uwag”? Nie. Bo kotek jest bezbronny. I właśnie dlatego muszę interweniować. Nawet jeśli potem mama tego dziecka zacznie mnie oskarżać, pouczać o „prawach”, i nawet gdyby znalazł się ktoś, kto by powiedział, że „traumatycznie wpłynęłam na jego psychikę” (za co można dostać grzywnę) – i tak bym interweniowała. Bo milczenie w takich przypadkach jest gorsze. Zarówno dla mnie, bo dręczyłoby mnie sumienie, jak dla dziecka – bo nie odebrałoby ważnej lekcji empatii.

20
хв

Gdy milczenie jest najgorsze

Olena Klepa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Keir Giles: – Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce

Ексклюзив
20
хв

Szczyt NATO w Hadze: Sojusz chce płacić, ale czy jest gotów walczyć?

Ексклюзив
20
хв

Bez Ukrainy NATO nie będzie już bezpieczne

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress