Exclusive
20
min

Ciernista droga Ukrainy do zwycięstwa

"Nasze cele są osiągalne militarnie tak długo, jak długo istnieją trzy czynniki: odpowiednia pomoc wojskowa, zwiększone zdolności produkcyjne w USA, Europie i Ukrainie oraz pryncypialne stanowisko w sprawie jakichkolwiek negocjacji z Rosją"

Sestry

Dmytro Kułeba w Brukseli na pierwszym w historii posiedzeniu Rady NATO - Ukraina. 29.11.2023. Zdjęcie: mfa.gov.ua

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Premier Węgier Viktor Orban wetuje pakiet pomocowy UE dla Ukrainy w wysokości 50 mld euro. Nieudane głosowanie w Senacie USA w sprawie zatwierdzenia dla Ukrainy ponad 61 miliardów dolarów pomocy. W ostatnich tygodniach Ukraińcy nie tylko walczyli z wrogiem na własnej ziemi, ale próbowali też krzyczeć do świata, by nie zostawiał nas samych.

Sestry prezentują tekst "Droga do zwycięstwa Ukrainy" autorstwa ukraińskiego ministra spraw zagranicznych Dmytro Kułeby, napisany 14 grudnia dla amerykańskiego wydania Foreign Affairs.

"Siły Obronne wyzwoliły już ponad połowę terytoriów okupowanych przez Rosję od 2022 roku". Fot: Wikipedia

Zwycięstwo wymaga wytrwałości i przezorności

Prawie dwa lata temu Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę na pełną skalę.

Wraz z nadejściem kolejnej wojennej zimy głosy sceptyków, wątpiących w perspektywy kraju, stają się coraz głośniejsze. Pojawiają się one nie na spotkaniach dyplomatycznych czy sesjach planowania wojskowego - raczej w mediach i komentarzach ekspertów. Większość tych, od których one pochodzą, nie twierdzi otwarcie, że Ukraina powinna zrezygnować z walki. Jednak pesymizm, poparty pozornie pragmatycznymi argumentami, ma wyraźne implikacje strategiczne, które są tyleż niebezpieczne, co błędne.

Ci sceptycy zakładają, że obecna sytuacja na polu bitwy nie ulegnie zmianie, a biorąc pod uwagę przewagę Rosji w zasobach, Ukraińcy nie będą w stanie odzyskać więcej terytorium. Twierdzą, że międzynarodowe poparcie dla Ukrainy słabnie i w najbliższych miesiącach gwałtownie spadnie. Odnoszą się do "zmęczenia wojną" i rzekomo ponurych perspektyw dla naszych sił.

Sceptycy mają rację, że nasza ostatnia kontrofensywa nie doprowadziła do błyskawicznego wyzwolenia okupowanego terytorium, tak jak ukraińskie wojsko poradziło sobie w zeszłym roku w obwodzie charkowskim i w Chersoniu. Obserwatorzy, w tym niektórzy ukraińscy eksperci, spodziewali się podobnych rezultatów w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a kiedy oczekiwania nie zostały natychmiast zrealizowane, wielu z nich popadło w przygnębienie. Jednak ten pesymizm jest nieuzasadniony i błędem byłoby pozwolić, aby defetystyczne nastroje wpłynęły na nasze strategiczne decyzje.

Kluczowi decydenci w Waszyngtonie i innych stolicach muszą zrozumieć szerszą perspektywę i utrzymać obrany kurs. Zwycięstwo Ukrainy będzie wymagało strategicznej powściągliwości i dalekowzroczności, a każdy metr wyzwolonej ziemi - ogromnych poświęceń naszych żołnierzy. Ale nie ma wątpliwości, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki.

W ciągu prawie dwóch lat brutalnej wojny przeciwko Ukrainie rosyjski dyktator podniósł stawkę do punktu, w którym połowiczne rozwiązania nie są już możliwe. Każdy inny wynik niż całkowita porażka Rosji na Ukrainie będzie miał niepokojące konsekwencje nie tylko dla mojego kraju. Rozpęta globalny chaos, który ostatecznie zagrozi Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom. Autorytarni władcy i agresorzy na całym świecie uważnie obserwują wynik militarnej awantury Putina. Jakikolwiek jego sukces, nawet częściowy, zainspirowałby ich do podjęcia podobnych działań. Natomiast porażka pokazałaby daremność jego prób.

Etapy zwycięstwa

Wojny na taką skalę toczą się etapami. Niektóre z nich mogą być bardziej udane niż inne. Liczy się efekt końcowy. Dla Ukrainy jest nim pełne przywrócenie integralności terytorialnej i ściganie osób odpowiedzialnych za zbrodnie międzynarodowe. Oba cele są jasne i osiągalne. Ich osiągnięcie nie tylko zapewni sprawiedliwy i trwały pokój w Ukrainie, ale także sprawi, że inne wrogie siły na świecie nie odniosą wrażenia, że powtórzenie działań Putina przyniesie pożądane przez nie rezultaty.

Obecna faza wojny nie jest łatwa ani dla Ukrainy, ani dla naszych partnerów. Wszyscy chcą szybkich, hollywoodzkich przełomów, które szybko zakończyłyby rosyjską okupację. Nasze cele rzeczywiście nie zostaną osiągnięte z dnia na dzień, ale ciągłe międzynarodowe wsparcie dla Ukrainy zapewni, że lokalne operacje ofensywne w końcu przyniosą wymierne rezultaty na froncie, stopniowo niszcząc rosyjskie wojska i zakłócając plany Putina dotyczące długiej i przewlekłej wojny.

Niektórzy sceptycy będą twierdzić, że takie cele są uczciwe, lecz są po prostu nieosiągalne. W rzeczywistości nasze cele pozostaną militarnie osiągalne tak długo, jak długo będą istniały trzy czynniki: odpowiednia pomoc wojskowa, w tym myśliwce, drony, obrona powietrzna, artyleria oraz zdolności dalekiego zasięgu do uderzania daleko za linią frontu; radykalny wzrost zdolności produkcyjnych w Stanach Zjednoczonych, Europie i w Ukrainie zarówno dla zaspokojenia naszych potrzeb, jak uzupełnienia dostaw Stanów Zjednoczonych i europejskich sojuszników; wreszcie - pryncypialne stanowisko w sprawie możliwości jakichkolwiek negocjacji z Rosją.

Wszystkie te czynniki razem przyniosą Ukrainie wymierny postęp na froncie. Ale by tak się stało, konieczne jest utrzymanie kursu i niegeneralizowanie, że walka jest beznadziejna, bo niektóre jej etapy nie spełniły oczekiwań obserwatorów. Pomimo ogromnych wyzwań, Ukraina osiągnęła niezwykłe wyniki w poprzednich miesiącach. Wygraliśmy bitwę o Morze Czarne, odblokowując stabilne funkcjonowanie eksportu morskiego i wzmacniając zarówno naszą gospodarkę, jak globalne bezpieczeństwo żywnościowe. Poczyniliśmy postępy na froncie południowym, zdobywając ostatnio przyczółek na wschodnim brzegu Dniepru. W innych miejscach frontu powstrzymaliśmy potężne rosyjskie ofensywy i zadaliśmy Rosjanom ogromne straty, przerywając przy okazji ich ofensywy na Awdijiwkę i Kupiańsk. Pomimo ogromnych wysiłków, wojska rosyjskie nie były w stanie utrwalić żadnych swoich sukcesów.

W rzeczywistości w ciągu ostatniego półtora roku ukraińska armia udowodniła swoją zdolność do zaskakiwania sceptyków. Wbrew wszelkim przeciwnościom, Siły Obronne wyzwoliły ponad połowę terytoriów okupowanych przez Rosję od 2022 roku. Nie stało się to za jednym zamachem. Po wyzwoleniu północy i wschodu Ukrainy w pierwszych miesiącach wojny straciliśmy szereg terytoriów na wschodzie, a dopiero później przejęliśmy inicjatywę. Ta sekwencja wydarzeń dowodzi, że błędem jest wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie tylko jednego etapu wojny. Gdyby w tej wojnie chodziło tylko o liczby, już dawno byśmy przegrali. Rosja może próbować przewyższać nas liczebnie, ale właściwa strategia, planowanie i odpowiednie wsparcie pozwolą nam skutecznie kontratakować.

Błąd negocjacji

Niektórzy analitycy uważają, że zamrożenie konfliktu i ogłoszenie zawieszenia broni to opcje realistyczne. Zwolennicy tego scenariusza argumentują, że zmniejszyłoby to straty ukraińskie i pozwoliłoby Ukrainie i jej partnerom skupić się na ożywieniu gospodarczym i odbudowie, integracji z UE i NATO oraz długoterminowym rozwoju zdolności obronnych.

Problem z takim scenariuszem polega nie tylko na tym, że zawieszenie broni byłoby nagrodą dla Rosji za jej agresję. Zamiast zakończyć wojnę, zawieszenie broni po prostu wstrzyma walki do czasu, aż Rosja będzie gotowa do nowego ataku. W międzyczasie rosyjskie siły okupacyjne wzmocnią swoje obecne pozycje betonem i zaminują pola, co uniemożliwi wyparcie najeźdźców w przyszłości i skaże miliony Ukraińców na dziesięciolecia okupacji i represji. Rosyjski budżet na 2024 r. dla tymczasowo okupowanych terytoriów wynosi 3,2 bln rubli, co wyraźnie wskazuje na plany Moskwy, by zdobyć przyczółek na długi czas i zdusić wszelki opór wobec władz okupacyjnych.

Co więcej, niezależnie od argumentów, że taki scenariusz zmniejszyłby koszty dla Ukrainy i jej partnerów, rzeczywistość pokazuje, że takie wynegocjowane zawieszenie broni nie jest nawet brane pod uwagę. W latach 2014-2022, po aneksji Krymu i okupacji Wschodu, przeprowadziliśmy około 200 rund negocjacji z Rosją w różnych formatach i podjęliśmy 20 prób ustanowienia zawieszenia broni. Nasi partnerzy próbowali wywrzeć presję na Moskwę, aby była konstruktywna, a kiedy na Kremlu trafili na ścianę, nalegali, aby Ukraina zrobiła "pierwszy krok". Choćby po to, by pokazać światu, że to Rosja jest problemem. W wyniku tej błędnej logiki Ukraina rzeczywiście poczyniła szereg bolesnych ustępstw. Do czego to doprowadziło? Do rosyjskiego ataku na pełną skalę 24 lutego 2022 roku. Niemoralne i naiwne jest twierdzenie, że Ukraina powinna zrobić pierwszy krok już teraz.

Gdyby linia frontu została teraz zamrożona, nie ma powodu, by sądzić, że Rosja nie wykorzystałaby tego wytchnienia do zaplanowania bardziej brutalnego ataku za kilka lat, potencjalnie angażującego nie tylko Ukrainę, ale także jej sąsiadów, może nawet członków NATO. Ci, którzy uważają, że Rosja nie jest w stanie zaatakować kraju NATO, jeśli odniesie sukces na Ukrainie, powinni pamiętać, jak nierealny wydawał się rosyjski atak na Ukrainę na pełną skalę zaledwie dwa lata temu.

Wspieranie Ukrainy to nie działalność charytatywna

Niektórzy sceptycy twierdzą również, że wspieranie Ukrainy w jej walce o wolność jest zbyt kosztowne i nie może trwać w nieskończoność. My na Ukrainie jesteśmy w pełni świadomi wielkości wsparcia, jakie otrzymaliśmy od Stanów Zjednoczonych, Europy i innych partnerów. Jesteśmy niezmiernie wdzięczni rządom, ustawodawcom i wszystkim ludziom, którzy wyciągnęli pomocną dłoń do naszego kraju w czasach wojny. Korzystamy z tego wsparcia w możliwie najbardziej przejrzysty i odpowiedzialny sposób: amerykańscy inspektorzy pomocy wojskowej nie znaleźli żadnych dowodów na znaczące marnotrawstwo, oszustwa lub nadużycia.

To wsparcie nie jest i nigdy nie było charytatywne. Każdy dolar zainwestowany w zdolności obronne Ukrainy przyniósł znaczące dywidendy w zakresie bezpieczeństwa krajom, które nas wspierały. Wsparcie to pozwoliło nam odeprzeć agresję i uniknąć dalszej katastrofalnej eskalacji w Europie. Ukraina osiągnęła wszystkie te rezultaty dzięki amerykańskiemu wsparciu, które w sumie wyniosło około 3% rocznego budżetu obronnego USA. Co więcej, większość tych pieniędzy faktycznie pozostała w USA i została przeznaczona na finansowanie amerykańskiego przemysłu obronnego, stymulowanie rozwoju zaawansowanych technologii i tworzenie miejsc pracy dla Amerykanów. Z tego powodu wielu lokalnych liderów biznesu w USA już publicznie sprzeciwiło się opóźnieniu lub zmniejszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy.

Co więcej, podczas gdy Stany Zjednoczone są kluczowym partnerem Ukrainy w zakresie bezpieczeństwa, a przywództwo Ameryki w mobilizowaniu międzynarodowego wsparcia dla naszego kraju jest wzorowe i kluczowe, Stany Zjednoczone nie dźwigają tego ciężaru same. Jak stwierdził niedawno sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, inni członkowie NATO, w tym kraje europejskie i Kanada, zapewnili Ukrainie ponad połowę całkowitej pomocy wojskowej. Szereg państw zapewniło większe wsparcie, liczone jako procent PKB, niż Stany Zjednoczone: Wielka Brytania, Dania, Estonia, Łotwa, Litwa, Holandia, Norwegia, Polska, Słowacja, Finlandia i Czechy. Wsparcie Niemiec stale rośnie, co czyni je kluczowym partnerem Ukrainy w Europie w wartościach bezwzględnych.

Próby innych sceptyków nazwania ukraińskiej walki o wolność "kolejną niekończącą się i daremną amerykańską wojną za granicą" są pozbawione zdrowego rozsądku. Ukraina nigdy nie wzywała Stanów Zjednoczonych do wysłania wojsk na swoje terytorium. Oferujemy uczciwy układ: nasi partnerzy zapewniają nam wszystko, czego potrzebujemy do zwycięstwa, a resztę pracy wykonujemy sami, broniąc nie tylko własnych granic, ale także granic globalnej demokracji.

Stany Zjednoczone poświęciły dekady i setki miliardów dolarów na stworzenie i obronę międzynarodowego porządku, który może wspierać i chronić demokrację i gospodarkę rynkową, a tym samym bezpieczeństwo i dobrobyt Amerykanów. Porzucenie tej inwestycji byłoby teraz bardzo nierozsądne. Jeśli demokracja na Ukrainie upadnie, przeciwnicy USA uznają to za oznakę słabości i sygnał, że agresja działa. W takim przypadku cena ochrony interesów narodowych USA w obliczu takich zagrożeń wzrośnie wielokrotnie i będzie znacznie wyższa niż cena wspierania Ukrainy dzisiaj, nie wspominając o dziesięcioleciach globalnych turbulencji o niepewnych skutkach.

Naukowcy i analitycy często ostrzegają przed groźbą III wojny światowej, odnosząc się do konfliktu nuklearnego między wielkimi mocarstwami. Mają jednak tendencję do lekceważenia zagrożenia dla świata ze strony lokalnych wojen międzypaństwowych, gdy większe kraje odczuwają potrzebę atakowania mniejszych sąsiadów. A to może być pierwsza wojna światowa - w liczbie mnogiej, a nie trzecia wojna światowa. Właśnie taki świat może przynieść rosyjska agresja, jeśli nie będzie wspólnego zaangażowania sojuszników na rzecz zwycięstwa Ukrainy.

Usłyszeć Ukraińców

Żaden kraj na świecie nie pragnie pokoju bardziej niż Ukraina. Nie chcemy przedłużającej się wojny - to Putin jej chce. Mamy jasną wizję drogi do pokoju, nakreśloną w dziesięciopunktowej Formule Pokoju zaproponowanej przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

To Ukraina płaci najwyższą cenę za tę wojnę. Tracimy najlepszych synów i córki naszego narodu. Nie ma ukraińskiej rodziny, która nie doświadczyłaby bólu wojny. W wielu przypadkach nasi żołnierze służą od ponad 20 miesięcy i nie wiedzą, kiedy będą mogli wrócić do domu. Walczą w zamarzniętych okopach pod rosyjskim ostrzałem. Liczba ofiar cywilnych (zarówno w wyniku brutalnych ataków rakietowych i dronów, jak okupacji) stale rośnie. A porwania ukraińskich dzieci i ich "adopcje" przez rosyjskie rodziny oraz "reedukacja" są dla nas wszystkich przerażające.

Ale nawet pomimo wszystkich cierpień, zmęczenia i trudności, Ukraińcy nie zamierzają się poddać ani zaakceptować pokoju za wszelką cenę. Według ostatniego sondażu KMIS, 80% odrzuca możliwość ustępstw terytorialnych na rzecz Rosji. Inny sondaż pokazuje, że 53% Ukraińców jest gotowych znieść nawet kilkuletnie trudności wojskowe, by wygrać. Ukraińcy nie są gotowi poddać się nawet w przypadku znacznego zmniejszenia międzynarodowego wsparcia wojskowego dla ich kraju: listopadowy sondaż przeprowadzony przez New Europe Center wykazał, że tylko 8% Ukraińców uważa, że może to zachęcić kraj do negocjacji z Rosją. 35% uważa gotowość Rosji do wycofania swoich wojsk za niezbędny warunek wstępny, podczas gdy 33% twierdzi, że negocjacje z Rosją nie powinny odbywać się w żadnych okolicznościach.

Zachodni analitycy wzywający Ukrainę do zaakceptowania natychmiastowego zawieszenia broni lub niekorzystnych warunków po prostu ignorują poglądy Ukraińców. Przez lata decydenci polityczni i eksperci w Europie i Stanach Zjednoczonych nie słuchali ostrzeżeń Ukraińców, że ani dyplomacja, ani zwykłe interesy z Rosją nie są już możliwe. Potrzeba było inwazji na pełną skalę, ogromnych zniszczeń i cierpienia, by przyznać Ukrainie rację. Nie powinniśmy ponownie wpaść w tę pułapkę.

Sojusznicy w wojnie

Latem 1944 roku, kilka tygodni po lądowaniu aliantów w Normandii, nagłówki w alianckich stolicach były często ponure: "Postępy aliantów spowolniły", "Opóźnienia w Normandii: Nadmierna ostrożność aliantów i zła pogoda to czynniki, które zakłócają harmonogram", "Teren spowalnia czołgi, wyjaśnia amerykański oficer" - i tak dalej. Nawet po sukcesie w Normandii zakrojona na szeroką skalę operacja Market Garden w okupowanej przez nazistów Holandii okazała się trudna. Oczekiwano, że zakończy ona II wojnę światową, ale zamiast tego zakończyła się ograniczonymi wynikami i ogromnymi stratami aliantów. Jednak pesymistyczne nagłówki i rozczarowujące, a nawet bolesne niepowodzenia nie sprawiły, że alianci się poddali.

Pod koniec ubiegłego miesiąca uczestniczyłem w spotkaniu ministrów NATO w Brukseli. Najbardziej uderzył mnie kontrast pomiędzy nastrojami panującymi wewnątrz i na zewnątrz sali obrad. Przy wejściu dziennikarze rozpoczynali swoje pytania od stwierdzenia, że wojna osiągnęła "impas" i że "zmęczenie wojną" osłabia poparcie, a następnie pytali, czy nadszedł czas, aby Ukraina oddała terytorium w zamian za pokój. Tymczasem w obradach te defetystyczne narracje były zupełnie nieobecne. Zamiast tego ministrowie zapewnili o dodatkowej pomocy wojskowej i dalszym wsparciu.

Niezależnie od tego, jak rozpowszechnione są fałszywe narracje o "wyczerpaniu", nie powinniśmy pozwolić, aby wpłynęły one na nasz proces decyzyjny i naszą wspólną strategię, zmieniając nasz kurs. Nie powinniśmy też dać się zwieść rzekomej chęci i gotowości Moskwy do uczciwego rozwiązania konfliktu przy stole negocjacyjnym. Decyzja o zaakceptowaniu roszczeń terytorialnych Putina i nagrodzeniu agresji byłaby przyznaniem się do porażki i ostatecznie kosztowałaby Ukrainę, Stany Zjednoczone i ich sojuszników całą globalną architekturę bezpieczeństwa. Oczywiście utrzymanie kursu nie jest łatwe. Ale wiemy, jak wygrać - i wygramy.

Redakcja Sestry nie zawsze podziela opinie autorów blogów

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To już drugi list polskich kobiet skierowany do władz państwowych – tym razem tuż przed głosowaniem w Senacie nad ustawą o pomocy dla uchodźców z Ukrainy.

Poprzedni apel, podpisany przez ponad trzy tysiące kobiet – w tym trzy byłe Pierwsze Damy, Olgę Tokarczuk, Agnieszkę Holland i Janinę Ochojską, aż po zwykłe matki, babcie i córki – był odpowiedzią na weto prezydenta Karola Nawrockiego wobec ustawy gwarantującej tymczasową ochronę dla uchodźców.

Dziś wracamy z kolejnym apelem – tym razem skierowanym bezpośrednio do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i Marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Pisząc do nich, czujemy się w obowiązku mówić w imieniu tysięcy osób, które zaufały Polsce i podpisały nasz pierwszy list:

"Jako współorganizatorki i sygnatariuszki powyższego listu jesteśmy moralnie zobowiązane zaprezentować stanowisko tych tysięcy obywateli, kobiet, matek, żon, córek, sióstr i babć a także mężczyzn, mężów, ojców, synów, braci i dziadków na ręce Pani Marszałek oraz Pana Marszałka w zaufaniu, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę w dyskusji na Projektem Ustawy oraz podczas głosowań.

Stosowanie do listu protestacyjnego uważamy, że Projekt Ustawy powinien być pozbawiony politycznych sporów i celów i zapewniać trwałość i ciągłość zobowiązań Polski względem osób uciekających przed piekłem wojny.

1. W zakresie prawa do świadczenia 800+ i „Dobry Start” wprowadzenie regulacji jak dotychczas i niewarunkowanie go faktyczną aktywnością zawodową rodziców dziecka. Z tego względu prosimy, aby oczekiwania te odzwierciedlić w Projekcie i wprowadzić w nim przede wszystkim następujące zmiany:

2. W zakresie dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej - wprowadzenie regulacji jak dotychczas i nieróżnicowanie zakresu świadczeń według pochodzenia narodowościowego i wieku.

Zmiany te nie wymagają dalszego uzasadnienia poza to zawarte w treści listu protestacyjnego i poza te 3096 podpisów złożonych pod jego treścią. Ufamy, że Wysoki Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zadba o reputację Rzeczypospolitej Polskiej i trwałość jej zobowiązań względem jej przyjaciół".

20
хв

Musimy zagwarantować ciągłość zobowiązań Polski wobec osób uciekających przed piekłem wojny

Sestry

Zachód musi uczyć się od Ukrainy

Maryna Stepanenko: – W ciągu ostatniego miesiąca Polska kilkakrotnie odnotowała „przypadkowe” naruszenia swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne. W nocy 10 września doświadczyła bezprecedensowego ataku z udziałem 19 dronów. Jaka była Pana pierwsza reakcja na te prowokacje?

Anders Pak Nielsen: – Wszystko to wyglądało bardzo dramatycznie, ale jednocześnie była to jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować spokój i poczekać na fakty, zanim wyciągnie się wnioski. Kiedy śledziłem wydarzenia na bieżąco w mediach społecznościowych, rzeczywiście wydawało się, że Polska została zaatakowana.

Później stało się jasne, że prawdopodobnie to była prowokacja. To jest całkowicie zgodne z tym, co widzieliśmy wcześniej ze strony Rosji: różnymi sposobami testowania lub wywierania presji na Polskę, a także inne kraje NATO, co jest częścią szerszego podejścia do wojny hybrydowej. Ten incydent był bardziej dramatyczny, miał większą skalę, ale zasadniczo postrzegam go jako część tego samego schematu.

Wskazuje to na kolejną tendencję: ogólną eskalację wojny hybrydowej. Niestety, będzie ona trwała. I prawdopodobnie w przyszłości będziemy świadkami potencjalnie bardziej niebezpiecznych incydentów.

Co udowodniła ta prowokacja Rosji? Czy można mówić o niezdolności NATO do zestrzelenia 19 dronów i nieefektywnym wykorzystaniu zasobów, czyli drogich rakiet przeciwko tanim bezzałogowym statkom powietrznym? Jakie wnioski należy z tego wyciągnąć?

Kraje zachodnie muszą zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Wojna nadal się zaostrza, co prawdopodobnie doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z państwami europejskimi. Problem polega na tym, że Zachód nadal zastanawia się, czym jest „podstawowy” poziom zagrożenia.

W przypadku Polski nie sądzę, by siły zbrojne spodziewały się bezpośredniego ataku ze strony Rosji, ponieważ ostatni incydent nie był atakiem. Ale jasne jest, że nadszedł czas, by podnieść poziom gotowości, nawet jeśli do niedawna nie wydawało się to konieczne.

Problem polega na tym, że nie możemy wykluczyć możliwości rzeczywistych, bezpośrednich ataków w przyszłości. Czasami na Zachodzie tak bardzo skupiamy się na determinacji Ukrainy, że zapominamy, że Rosja jest równie zdeterminowana.

A ponieważ gospodarka wojskowa Rosji zaczyna słabnąć, myślę, że Rosja jest gotowa podjąć bardziej dramatyczne kroki, by wywrzeć presję na kraje zachodnie, w szczególności na Polskę, w celu zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy

Dla Rosjan to będzie kluczowy czynnik, który ma zmienić sytuację na ich korzyść.

Od początku inwazji obserwowaliśmy naruszenia przestrzeni powietrznej kilku członków Sojuszu – krajów bałtyckich, Rumunii. Jednak to były pojedyncze incydenty. Dlaczego właśnie Polska stała się celem masowego ataku rosyjskich dronów – i dlaczego właśnie teraz?

Polska ma decydujące znaczenie logistyczne dla kierowania zachodniej pomocy do Ukrainy. Położenie geograficzne również odgrywa ważną rolę. Po prostu łatwiej kierować drony do Polski niż, powiedzmy, do Niemiec czy Szwecji.

Ukraina zaoferowała swoją pomoc. Ma duże doświadczenie wojskowe. Czy NATO powinno wziąć to pod uwagę?

Tak. Ukraina szczególnie dobrze nauczyła się znajdować ekonomicznie efektywne środki zwalczania dronów, by nie marnować drogich rakiet na tanie cele. Kraje zachodnie również powinny zacząć opracowywać coś podobnego, własne odpowiedniki.

Niewielkie mobilne jednostki Ukrainy skutecznie przeciwdziałają dronom szahid, a obecnie pracują nawet nad stworzeniem dronów przechwytujących. Właśnie takich rozwiązań potrzebujemy. Ten incydent uświadamia to, że jeśli Polska nie była w pełni przygotowana na atak zaledwie 19 dronami, to co się stanie, jeśli spotka się z tak długotrwałymi atakami jak w Ukrainie?

I nie dotyczy to tylko Polski. Nie sądzę, żeby mój kraj, Dania, również był gotowy. NATO jako całość musi poważnie się nad tym zastanowić, ponieważ za rok możemy regularnie spotykać się z podobnymi atakami.

Rosyjski dron uderzył w dom we wsi Wyryki w województwie lubelskim. Polska, 10.09.2025. Zdjęcie: Dariusz Stefaniuk/REPORTER

To pierwszy przypadek, kiedy członek NATO musiał zestrzelić rosyjskie drony. Jak Pan ocenia reakcję i wynik operacji sojuszników?

Nadal nie wiemy, jaki będzie wynik, ponieważ nie widzieliśmy jeszcze reakcji. Do tej pory kraje NATO nie spieszyły się z nią. Pozytywnym aspektem jest, że skoncentrowały się na wsparciu Ukrainy – to główne zadanie.

Jednak minusem jest to, że NATO nie podjęło zdecydowanych działań przeciwko prowokacjom, co prawdopodobnie skłoniło Rosję do dalszych działań.

Widzieliśmy już naruszenia przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli w Morzu Bałtyckim. Jak dotąd nie udzielono żadnej realnej odpowiedzi na którąkolwiek z tych sytuacji

Mam nadzieję, że tym razem zobaczymy realne, zdecydowane konsekwencje – coś, co zmusi Rosję do zastanowienia się dwa razy, zanim spróbuje ponownie. Jeśli wszystko skończy się kolejną dyplomatyczną skargą, to nie wystarczy.

Ukraina – kluczowy gwarant bezpieczeństwa Europy

Jeśli Rosja zdecyduje się na kolejny krok, a ataki spowodują ofiary, to gdzie Pana zdaniem przebiega „czerwona linia”, która zmusi NATO do podjęcia bardziej zdecydowanych działań?

Pytanie brzmi, co naprawdę trzeba zrobić, by zaangażować w to Stany Zjednoczone. Jak dotąd reakcja Waszyngtonu była niezwykle słaba. Słyszeliśmy ostre oświadczenia ze strony NATO i niektórych krajów europejskich, ale od Donalda Trumpa – praktycznie nic.

Brak choćby zbliżonej [do NATO – red.] reakcji Stanów Zjednoczonych może skłonić Rosję do dalszych działań. Musimy zadać sobie pytanie: „Gdyby to był prawdziwy atak, z wybuchami w Polsce, to czy to by coś zmieniło?” Nie wiadomo. Ta niepewność jest niebezpieczna. Jeśli Rosja uważa, że Stany Zjednoczone nie zareagują, to co jest prawdziwym czynnikiem powstrzymującym?

W pewnym momencie może to podważyć samo NATO. Bo jaki sens ma sojusz, jeśli prowokacje nie mają żadnych konsekwencji?

Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy zdecydowaną reakcję USA. Wygląda na to, że Donald Trump zrobi wszystko, by uniknąć działań przeciwko Rosji. Mam jednak nadzieję, że inne kraje będą w stanie dać Putinowi do zrozumienia, że to nie jest droga, którą należy podążać.

Niedawno prezydenci USA i Polski odbyli ciepłe spotkanie w Waszyngtonie, co w Warszawie zostało odebrane jako pozytywny sygnał dla sojuszu amerykańsko-polskiego. Jak interpretuje Pan brak ostrych komentarzy ze strony Trumpa na temat ostatniej prowokacji, biorąc pod uwagę ten kontekst?

Nie sądzę, by ktokolwiek mógł naprawdę ufać Donaldowi Trumpowi. On sympatyzuje z niektórymi europejskimi przywódcami, w szczególności z Nawrockim – ale także z Putinem. To właśnie takich prawicowych przywódców lubi wspierać. Natomiast innych gości odwiedzających Waszyngton przyjmuje chłodno.

W końcu nie ma żadnych podstaw, by wierzyć, że Trump będzie wspierał Europę przeciwko Rosji. Od momentu objęcia urzędu pokazuje coś zupełnie przeciwnego

Ogólna tendencja polega na tym, że udział Ameryki w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy maleje. Dlatego budowanie naszego przyszłego bezpieczeństwa na „dobrych stosunkach” z Trumpem jest naiwnością. Europa potrzebuje alternatyw, które nie będą uzależnione od kaprysów amerykańskiego prezydenta.

Wiem, że stosunki między Polską a Ukrainą są skomplikowane, ale uważam, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Europy będzie silna oś polsko-ukraińska

Potrzebujecie szerszej dyskusji na temat budowy nowej europejskiej struktury bezpieczeństwa. Zamiast po prostu mówić o „gwarancjach” dla Ukrainy, musimy uznać samą Ukrainę za kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy, ponieważ ma ona największą armię, możliwości, determinację i położenie geograficzne, których potrzebujemy.

W przyszłości Europa musi zaakceptować fakt, że Stany Zjednoczone nie będą niezawodnym sojusznikiem przez dziesięciolecia. Stawianie na Waszyngton, co obecnie czyni Polska, jest po prostu naiwnością.

Donald Trump i Karol Nawrocki obserwują przelot samolotów wojskowych USA w Waszyngtonie, 3.09.2025. Zdjęcie: POOL via CNP/INSTARimages.com

Ponad jedna trzecia komentarzy w polskich mediach społecznościowych winą za prowokację z dronami obarcza Ukrainę. Dlaczego właśnie taka narracja została wybrana przez Kreml jako kluczowa? I na ile niebezpieczne może być takie przesunięcie punktu ciężkości – z mówienia o agresji Rosji na oskarżanie Ukrainy?

Nie można wykluczyć, że jakieś zakłócenia mogą skierować drony w niewłaściwym kierunku. Ale 19 dronów jednocześnie? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektóre z nich przyleciały z terytorium Białorusi. Nie sądzę, by ktoś serio wierzył, że Ukraina celowo wysłała drony do Polski.

Jeśli Polska jest zaniepokojona, rozsądną reakcją byłoby rozszerzenie swojego systemu obrony przeciwlotniczej na terytorium Ukrainy lub patrolowanie granicy w celu przechwytywania zagrożeń przed nią

Inicjatywy takie jak europejska Tarcza Nieba [projekt naziemnego zintegrowanego europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej, który obejmuje zdolności przeciwbalistyczne – przyp. aut.] byłyby silnym sygnałem dla Rosji, że takie działania nie będą tolerowane. Przyniosłyby też korzyści zarówno Polsce, jak Ukrainie.

Nie ma sensu obwiniać Ukrainy. Ukraina prowadzi wojnę, doświadcza masowych nalotów i oczywiście wykorzystuje środki walki radioelektronicznej. Czasami to powoduje zejście dronów z kursu, ale taka jest rzeczywistość na polu bitwy.

NATO nigdy nie stanowiło zagrożenia militarnego dla Rosji jako państwa – uważają niektórzy ukraińscy obserwatorzy. Z drugiej strony Sojusz stanowi realne zagrożenie dla reżimu politycznego Putina i właśnie dlatego rozpad NATO lub przynajmniej rezygnacja z ochrony krajów Europy Wschodniej, przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, były i pozostają priorytetem polityki Kremla. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co dadzą Moskwie prowokacje na wschodniej flance NATO?

Zgadzam się z tą opinią. NATO nie stanowi zagrożenia dla samej Rosji – nikt nie planuje inwazji na jej terytorium. Zarazem Sojusz stanowi ogromne zagrożenie dla imperialnych ambicji Kremla.

Dla Putina bycie wielkim mocarstwem oznacza posiadanie strefy wpływów nad mniejszymi sąsiadami – a NATO rujnuje tę ideę. Dlatego podważanie wpływów NATO jest jego obsesją

Nie sądzę również, abyśmy powinni wykluczać możliwość, że Rosja bezpośrednio zakwestionuje artykuł 5 w najbliższych latach. To nie będzie pełna wojna, ale drobne prowokacje, by sprawdzić, czy uda się wywołać rozłam, zwłaszcza przekonując Stany Zjednoczone do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli tak się stanie, spójność NATO ulegnie rozpadowi.

A kiedy NATO zostanie osłabione, kraje Europy Wschodniej zostaną pozostawione same sobie. Rzucenie wyzwania NATO jako sojuszowi jest dla Rosji złym rozwiązaniem. Znacznie łatwiej jest zrobić to z Estonią, Łotwą, Litwą lub Finlandią – z osobna. Właśnie w ten sposób Rosja będzie mogła zrealizować swoje ambicje imperialne.

Cel Rosji: znormalizować chaos

Czy Ukraina powinna wyciągnąć jakieś wnioski z tego incydentu?

Nie. Głównym problemem jest gotowość Zachodu do działania. Logicznym pierwszym krokiem byłoby rozszerzenie strefy obrony powietrznej na część terytorium Ukrainy – zaledwie kilkaset kilometrów od granicy – i zezwolenie zachodnim samolotom na patrolowanie tej przestrzeni powietrznej. Nie byłoby to zbyt ryzykowne i stanowiłoby jasny sygnał.

Rosja wysyła drony, by znormalizować przekonanie, że takie incydenty są czymś normalnym. Zachód musi znormalizować coś przeciwnego: stałą obecność wojskową Zachodu w Ukrainie, ochronę jej przestrzeni powietrznej i stopniowe podejmowanie dalszych działań, jeśli Rosja będzie nadal wywierać presję.

Jak dotąd Zachód nie wykazuje zainteresowania tą kwestią. Nie wystarczy po prostu chronić naszą stronę granicy. Trzeba przejąć ukraińskie doświadczenie w tworzeniu niewielkich, wyspecjalizowanych jednostek do ekonomicznego zestrzeliwania dronów. Uczenie się na doświadczeniach Ukrainy – co działa, a co nie – byłoby dobrym początkiem.

Czy zachodni politycy zdają sobie sprawę, że ich reakcja jest w rzeczywistości dość słaba? Czy rozumieją, że Rosja to widzi i wyciąga własne wnioski?

Nie sądzę, by większość zachodnich polityków zdawała sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja w Ukrainie. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, nie można wykluczyć, że dotknie to również nas. Kiedy jedna ze stron zbliża się do porażki, można spodziewać się bardziej dramatycznych działań, tyle że wielu tego nie dostrzega.

Większość polityków nie docenia również determinacji Putina. Istnieje powszechne przekonanie, że on szuka wyjścia z sytuacji, tyle że on jest nastawiony na wygranie tej wojny. \Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu.

Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu

Uważa Pan, że Ukraina może wygrać? Dzięki czemu, w jakich okolicznościach?

Pytanie, co oznacza „wygrać”. Jeśli chodzi o przywrócenie terytoriów do granic z 1991 roku, to jest to trudne. Wymagałoby to załamania się Rosji, na przykład długotrwałych ataków na jej logistykę, które doprowadziłyby do spadku morale – podobnie jak w przypadku Rosji po I wojnie światowej. To nie jest niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.

Obecnie Ukraina skutecznie się broni, podczas gdy Rosja jest w ofensywie i napotyka trudności. Jeśli Ukraina przejdzie do ofensywy, napotka podobne wyzwania. Dlatego wyzwolenie wszystkich terytoriów jest obecnie bardzo trudne bez wymuszonego załamania Rosji lub poniesienia przez nią ogromnych strat.

Jeśli definiujemy „zwycięstwo” jako zachowanie niepodległości Ukrainy, to tutaj jestem znacznie bardziej optymistyczny. Ta wojna nie dotyczy przede wszystkim terytorium, ale kontroli politycznej. Celem Putina jest dominacja nad Ukrainą i przekształcenie jej w państwo podobne do Białorusi. W tym sensie Ukraina wygrywa.

Gospodarka wojenna Rosji jest niestabilna i w ciągu najbliższego roku trudno będzie jej utrzymać się na obecnym poziomie. Ukraina, która ma wsparcie zachodnich sojuszników, jest w bardziej stabilnej sytuacji. Dlatego w tej wojnie na wyczerpanie Ukraina ma lepszą pozycję niż Rosja, nawet jeśli całkowite wyzwolenie terytorium pozostaje trudnym zadaniem.

20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress