Exclusive
Podcast
20
min

Do tych, którzy przepadli bez wieści, czasem piszę SMS-y

Komuś zależy na tym, byśmy zaczęli być wrogo nastawieni do Ukrainy. Komuś zależy, byśmy nie lubili Niemiec. Komuś zależy, byśmy zostali sami. I o to chodzi, kochani, byśmy byli sami, wewnętrznie podzieleni. Byśmy wszędzie widzieli wrogów, bo wtedy będzie łatwiej nas rozbierać – ostrzega Agnieszka Zach, przewodniczka, wolontariuszka i… wiedźma

Aldona Hartwińska

Zdjęcie: Olena Klepa/Sestry

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Aldona Hartwińska: – Niezależnie od tego, czy to jest Biebrzański Park Narodowy, czy obwód doniecki, wszędzie chodzisz boso. Do naszego warszawskiego studia też tak przyszłaś. Jak długo jesteś bosą wiedźmą? 

Agnieszka Zach: – Jak u każdej wiedźmy, czas jest u mnie rzeczą absolutnie relatywną. Nie pamiętam, może, 10-15 lat. A zaczęło się od wygody. Jestem przewodniczką po Biebrzańskim Parku Narodowym i po prostu prowadzę ludzi po błocie. Nie da się chodzić w gumowcach pełnych błota. No to stwierdziłam, że lepiej będzie boso. Jak zaczęłam chodzić boso po błotach, to zobaczyłam, że lepiej się czuję. I to tak poszło. Zakładałam buty – było mi gorzej. Gdy je zdejmowałam, było mi lepiej. I tak zostało.

AH: – No tak, tyle że błoto jest przyjemne dla stópek, a obwód doniecki jest usłany odłamkami, szkłem, gruzem i nie wiadomo czym jeszcze.

– Nawet gdy się paliło, to też chodziłam boso. I jak był mróz, chodziłam boso. Żyję – niepoparzona, niepokaleczona.

Joanna Mosiej-Sitek: – Opowiedz coś więcej na temat swojego wiedźmowego wnętrza. Jak zostać wiedźmą? 

– Wszystko zaczęło się od tego, że byłam przewodnikiem. Ktoś mnie tak nazwał przez numer z łosiem, który wylazł z gęstych krzaków przed kamerę dokładnie tak, jak trzeba było. Taka tajemnica mowy łosiowej. Na początku się buntowałam, że ktoś się ze mnie śmieje, ale potem pomyślałam, że trzeba z tego zrobić dobrą kartę i swoją siłę. Ja bardzo lubię zamieniać wrogów w przyjaciół. Ale później zaczęły się różne takie dziwne rzeczy dziać. Przyjeżdżali do mnie ludzie na warsztaty z robienia motanek. Zrobić motankę to jedno. Ale jedną niechcący wzięłam do ręki i zaczęłam opowiadać o osobie, która tę motankę dała. I ona do mnie: „skąd ty to wszystko wiesz?”. A ja: „jak to, przecież to widać”. Tak się zaczęło.

Agnieszka Zach w Biebrzańskim Parku Narodowym. Zdjęcie: Ewa Woroniecka

AH: – Czyli Ty widzisz i wiesz pewne rzeczy. Bo powiedziałeś, że nie podobało Ci się na początku to, że nazywali Cię wiedźmą, że wzięłaś to jako dobrą kartę. Ale przecież jest rozróżnienie pomiędzy wiedźmą a czarownicą. Bo wiedźma wie, wiedźma ma wiedzę.

– Jeżdżę w niebezpieczne miejsca, ale żyję. Kiedy czuję, że robi mi się za dużo powietrza nad głową, to wiem, że trzeba się zawijać.

AH: – Takie masz wrażenie? 

– To było rok temu. Tak bardzo intensywnie to się pokazało i dało się sprawdzić. Staliśmy za Orichowem, na przystanku, bo nie było kontaktu z żołnierzami. Mówili mi przez telefon, dokąd jadą, ale kiedy [mój rozmówca] miał powiedzieć, co będą tam robić – zerwało się połączenie. Powiedział, że „jedziemy na Robotyne” – i urwało. Nie zdążył powiedzieć, że jadą tam walczyć, a my z humanitarką już gotowi byliśmy jechać na Robotyne. I staliśmy tam chwilę. Ja mówię: „robi się za dużo miejsca, zwijamy się”.

AH: – Co to znaczy: „za dużo miejsca”? Co to za odczucie? 

– To jest takie odczucie, jakby nie było chmur, nie było atmosfery. Ja to tak czuję, jakby było za dużo miejsca nad głową. I odjechaliśmy, a potem był ostrzał dokładnie w tym miejscu. Zaczęłam temu ufać. 

AH: – Zawsze to miałaś, czy to pojawiło się wtedy, kiedy zaczęłaś się narażać? No bo jednak jest różnica pomiędzy Biebrzańskim Parkiem Narodowym a Donbasem.

– Kiedyś zdarzało mi się, że coś po prostu rzuciłam. Na przykład kiedy byłam w ciąży, pod ławą leżała nasza suczka, też ciężarna. Padło pytanie: „no, ciekawe, ile będzie suczek, a ile piesków?”. Zerknęłam pod tę ławę, między swoje kolana, gdzie leżał pies, i mówię: „same suczki”. Nikt nie wierzył, ale urodziły się same suczki. To taki drobiazg. A na wojnie dostałam możliwość, by to sprawdzić. Czasami bywało tak, że mówiłam żołnierzom, by dzisiaj uważali – i gdyby nie ta ostrożność, mogło być różnie. Po prostu odczuwam, że jest zagrożenie.

JMS: – Co robiłaś do czasu inwazji. Czym się zajmowałaś, a co robisz teraz? 

– Do pełnowymiarowej wojny ja miałam życie – bajkę. Byłam przewodnikiem, dobrze zarabiałam. Robiłam duże wydarzenia, Noc Kupały, koncerty z bardzo fajnymi muzykami.

Dawałam ludziom radość, sprawiało mi to wielką frajdę, że mogę się podzielić muzyką, którą uwielbiam, z ludźmi, których też uwielbiam

Życie – bajka, przewodnictwo, warsztaty zielarskie, warsztaty motankowe, nurkowanie, czwórka fenomenalnych dzieci. No i się zaczęła się wojna w Ukrainie… Znajomy, który jeździł jako wolontariusz od 2014 roku, wywiózł z Ukrainy uchodźców. Ja im oddałam cały swój dom. Mam dwa domy, w drugim zaczynałam remont. Przeniosłam się do tego remontowanego, żeby im było lepiej. Tak się zaczęło. Łącznie przewinęło się przez mój dom jakieś dwadzieścia pięć osób. Było różnie. Był Mariupol, była Odessa, był Charków, Kijów. Wszystko było. Miałam babcię z demencją. 

JMS: – Dlaczego zaczęłaś tam jeździć? 

– Bo ten chłopak [kierowca] przyjechał któregoś dnia tak wycieńczony, że ledwo się trzymał na nogach. Mówię: dobra, to ja pojadę jako kierowca. Miałam być tylko kierowcą na zmianę, bo akurat miałam chwilę czasu. To było jakoś po Covidzie, miałam mniej klientów, bo ludzie wciąż byli wystraszani. No i tak się zaczęło. Z początku jeździliśmy do Lwowa, ale w pewnym momencie nie było komu jechać na front, a tam żołnierze czekali. I wysłali nas pod Pokrowsk, który był w tym czasie ostrzeliwany. Dostaliśmy instrukcję, gdzie zajechać, gdzie nie zajeżdżać, na co uważać, na co nie pozwolić i tak dalej. I kiedy dojechaliśmy, zobaczyliśmy bitwę powietrzną nad naszymi głowami. Myśliwce przeleciały tak nisko, że aż nam autem rzuciło. Ja mam bardzo dziwny typ psychiki: mnie nic nie dziwi, jestem w stanie zrozumieć wszystko. Czasami pytam: czy to jest normalne, czy to można zaakceptować? Ja po prostu wszystko rozumiem i jestem w stanie przejść nad czymś do porządku dziennego bardzo łatwo. Nawet rzeczy traumatyczne też przechodzę dość łatwo. 

AH: – A co ze strachem? 

– Był z początku, ale ja od początku też jeździłam z Pawłem, a Paweł znał Donieczcyznę od 2014 roku. I on te pierwsze skrzypce grał. Później zaczęłam jeździć sama. Dlaczego sama? Dlatego, że ja wiem, co robię, mogę odpowiadać za swoje rzeczy, ale też za bezpieczeństwo chłopaków – żeby nic niekontrolowanego się nie wydarzyło, żeby nie pokazać miejsca, nie zdradzić lokalizacji. Ja to wszystko umiem zrobić. Ale nie mogę odpowiadać za drugiego człowieka. Nie wiem, kto ze mną jedzie. Nawet jak [to jest] fajna osoba, ja nie wiem, dla kogo ta osoba może pracować. Ja odpowiadam za siebie, za innych nie.

Nawet gdy wszystko się pali, gdy pod stopami jest lód albo szkło, Agnieszka zawsze chodzi boso. Zdjęcie: archiwum prywatne

AH: – No tak, bo taka jest różnica pomiędzy wieloma wolontariuszami a Tobą, że Ty faktycznie wjeżdżasz w miejsca, które są niedostępne nawet dla ukraińskich wolontariuszy. Docierasz do oka cyklonu, do miejsc, gdzie żołnierze zjeżdżają prosto z okopów i odpoczywają. Zdarza Ci się, może teraz już rzadziej, bo takie są niestety okoliczności, że wjeżdżasz na pozycje bojowe. Zaskarbiłaś sobie ogromne zaufanie wśród żołnierzy. To jest element trudny dla nas, bo ci żołnierze czasem… znikają.

– Od razu przypomniałam sobie jedną sytuację. Jechałam do chłopaków, którzy zostali potraktowani bronią chemiczną.

Krzyczeli mi przez telefon, że potrzebują masek przeciwgazowych, bo ich tam duszą. Ale kiedy dojechałam na miejsce, nie było już komu ich przekazać. To jest ciężkie

AH: – I to nie jest jedna sytuacja. Przecież Ty tam praktycznie żyjesz z tymi ludźmi. 

– Ja do tych, którzy na przykład przepadli bez wieści, czasem piszę SMS-y. Raz na miesiąc, dwa, czasem pół roku. Robię przegląd telefonu i piszę: „co tam u ciebie, co u chłopaków?”. No i nie wszyscy odpisują… 

AH: – Dlaczego to robisz? 

– Bo może wróci. Bo może nie zginął, a jest w niewoli. A jeśli wróg przeczyta, to niech wie, że o nich się ktoś martwi. Że to nie jest tak, że to są bezimienni ludzie. Że za nimi ktoś stoi, że ktoś się przyjmuje i czeka.

AH: – Wiele masz takich osób, o których pamiętasz i do których piszesz? 

– No, kilkanaście. Takich, do których zdarza mi się napisać, a o których pamiętam. Ja to przekładam też na moje dzieci, na naszych chłopaków w Polsce, że oni też będą poddani temu samemu gwałtowi, tej samej agresji, która jest coraz bardziej inteligentna, wyuczona, coraz bardziej technologiczna. I dlatego ja jestem tam, żeby tego nie było tu. Oczywiście, mój wpływ może nie jest wielki, ale mnie motywuje, kiedy czytam wiadomość, że „dzięki twojej pomocy mój pododdział żyje”. To są takie momenty, kiedy zdobywasz doświadczenie, ale też szacunek. Śmieję się, że jestem takim ambasadorem Polski.

Robię coś, o co mnie nie prosili, ale też pokazuję Ukraińcom, że Polacy są okej. Że to nie są ci straszni ludzie, którzy z pogardą się do nich odzywają, bo oni przecież słyszą te hasła

Ja pokazuję, że Polska się o nich martwi, że to są nasi sąsiedzi, że to są ludzie, którzy nam dali czas, że to są ludzie, którzy dają nam doświadczenie. 

JSM: – Mówisz o byciu ambasadorką Polski teraz w Ukrainie. Jakiś czas temu napisałaś piękny, poruszający post na Facebooku w kontekście tego, co się dzieje z nami, z Polską. Jak szybko nasze sympatie zmieniły się w antypatie. Chociaż ja mówię, że to nie są ci sami ludzie, bo nie wierzę, że to ci sami, którzy otwierali swoje serca i domy w 2022 roku. Czy masz też jakieś rozmowy ze znajomymi? Czy kiedy mówisz o Polsce, musisz tłumaczyć? Dlaczego to, co się dzisiaj dzieje w Polsce, jest dla Polski bardzo złe? 

– Kiedy ktoś mówi mi, że Ukraińcy są niewdzięczni, to ja po prostu prycham ze śmiechu. Zapraszam każdego: „pojedź ze mną i zobacz tę niewdzięczność, zobacz, jak robią ci prysznic z wody pitnej, którą na plecach przynieśli”. Zajeżdżasz do wioski, mówisz, że z Polski, to od razu masz drzwi otwarte, dom otwarty. Nakarmią cię. Nawet jeśli mają niewiele, to znajdą puszkę konserw albo makaron i zrobią ci go z sałem. Kawę, herbatę. Nie ma opcji, żeby cię ktoś wypuścił w Ukrainie bez nakarmienia. Ja niewdzięczności nie widzę. I o kim to mówią? O tych, którzy pracują, czy o tych, którzy robią burdy? Jeśli o tych drugich, to ja mówię: „sprawdź go, czy na pewno jest Ukraińcem. A jeśli nawet robi te burdy, to co? Ty się przejmujesz tym, co zrobił dezerter? To wyznacznik całego kraju, narodu?” Dla mnie Ukraińcy są na froncie. Dla mnie Ukrainki plotą siatki, karmią chłopaków, robią wszystko, co można. To są ci, którzy tych chłopców chronią i pomagają. 

AH: – Niejeden wolontariusz przekonał się, że jeśli samochód się zepsuje, nagle znajduje się dziesięć osób, które przyjdą pomagać. Warto podkreślić, że Ukraińcy, którzy są na froncie i walczą, tak samo mówią o tych Ukraińcach, którzy są za granicą, robią burdy. Oni mówią: „my was rozliczymy”. 

– I warto dodać, że tam absolutnie nie ma nastrojów antypolskich.

Generalnie nastroje na froncie są bardzo propolskie. Często słyszę, że gdyby nie Polacy, to na froncie byłoby ciężko

My też mamy swój front. Gdy dostajemy jakieś rzeczy do przekazania żołnierzom z fundacji, to wiadomo, że trzeba zrobić potem zdjęcie. Ale sytuacje są różne. Nie wszyscy pozwolą zrobić zdjęcie, bo tu chodzi o ich życie. A darczyńca, na przykład, chce filmik. Wiecie: kciuk w górę, wdzięczność. A chłopaki przyjeżdżają po dwóch tygodniach siedzenia na pozycjach, ubłoceni, niewyspani, bo ciągły ostrzał. Oni po prostu się czołgają ze zmęczenia. Gdzieś tam jeszcze są ranni. A ja mam mówić takiemu chłopcu: „robimy wideo i podziękujcie za zupki chińskie”. Czasami po prostu przykro prosić o coś takiego. Ja dla świętego spokoju robię zdjęcia, na których nie widać twarzy, czasem widać naszywkę. I jest dowód, że to dojechało do wojska. Bo wolontariusz to jest jak medyk: przede wszystkim ma nie szkodzić.

„Jestem tam, żeby tu nie było”. Zdjęcie: archiwum prywatne

AH: – I trochę jak psycholog, bo oni przecież nie czekają tylko na te zupki chińskie. Oni czekają na Ciebie.

– Wszyscy mnie pytają: „po co tam jeździsz, po co tyle czasu zostajesz? Nie lepiej zrzucić to, co zawiozłaś, i od razu wyjechać?” Mało kto wie, że ci ludzie potrzebują porozmawiać. Ze swoimi pobratymcami taki nie pogada, bo z nimi żyje. Kiedy ja tam przyjeżdżam, to często w milczeniu scrollujemy telefony. Kątem oka widzę, że on ogląda zdjęcia swoich dzieci. Więc siadam obok i też zaczynam scrollować galerię ze swoimi dziećmi. Nie musimy rozmawiać. Ale po chwili widzę, że zerka mi w telefon. Więc pytam go: „twoje?” Odpowiada: „moje”. „A dawno ich nie widziałeś?”. „No, rok” – i facet często zaczyna płakać. Tęskni za domem. Oni nie są cyborgami, maszynami. Oni są ludźmi.

Ukraińcy są generalnie dużo cieplejsi niż Polacy w takich relacjach międzyludzkich. A może też front tak szybko im zabiera te niepotrzebne konwenanse. I oni po prostu mówią: „ja nie chcę walczyć, ja chcę do domu”

AH: – Tutaj taki przedział czasowy można dorzucić: jeżeli komuś urodziło się dziecko na początku pełnowymiarowej wojny, to w tej chwili ono już chodzi…

– Tak, i zdarza się, że ten ktoś po prostu nie widział tego dziecka. Mówi: „trzymałem w rękach czteromiesięczne dziecko, a teraz to dziecko chodzi, gada i mnie nie zna. Nie poznaje tatusia”.

JMS: – Nie mają przepustek, urlopów? 

– Mają, ale niektóre jednostki bardzo rzadko. A teraz coraz rzadziej, bo nie ma rotacji, nie ma komu zmienić ludzi w okopach i ciągle jest walka. Ja sama czasami ubieram ich do tego boju, nawet w rzeczy, które przywożę. Ja to wszystko widzę. Widzę ich stany psychiczne po powrocie, takie dziwne spojrzenie, to nakręcenie, tę adrenalinę. Bo sam wyjazd z pozycji jest czasem bardziej niebezpieczny niż siedzenie na pozycji. Ale to też nie tak, że w okopie jest relaks. Tam są momenty, że jest taka rąbanka po całej linii, że nie ma przerwy. A ci, którzy są najbardziej doświadczeni w bojach, chodzą na ciągłej czujce. I polegając na doświadczeniu wiedzą, kiedy nie wychodzić, kiedy czegoś nie robić. Oczywiście, teraz wszystko jest mocno skomputeryzowane, zelektronizowane.  Każdy wie, gdzie kto siedzi, ilu ludzi gdzie się chowa, w jakim blindażu. Chłopak, który idzie w szturm, wie, że w pierwszym blindażu są cztery osoby, w drugim sześć, w trzecim dwadzieścia. 

AH: – Mówisz, że wszystko jest zelektronizowane i cała wojna jest teraz w komputerze. To nie jest tak, że sobie wskoczysz w krzaczki i nikt nie wie, że tam jesteś. Ale jest jedna rzecz, która nie jest komputerem. To ludzki mózg. Jesteś tak blisko chłopaków, którzy schodzą z pozycji, obserwujesz ich już dłuższy czas i widzisz, co się z nimi dzieje, że oni często znikają, mają puste oczy. Albo pojawiają się zachowania agresywne. 

– Pojawiają się... Destrukcyjne, autodestrukcyjne. Ja sama odebrałam jednemu chłopakowi broń z ręki. Byłam przy tym, jak się dowiedział, że zostawiła go żona. Długo go nie było w domu, ona zadzwoniła i powiedziała, że to koniec. Zaczął krzyczeć, że „ja za ciebie, suko, walczyłem”. Zaczął strzelać w ścianę, więc podniosłam tylko broń w górę i go objęłam. I on wywalił cały magazynek w sufit.

Front jest w każdym miejscu. Front jest też w domu

On w tym momencie stracił wszystko. Nauczyłam się, że czasem w takim momencie ratuje prosta rzecz: kod 4.5.0. Czyli: „wszystko OK, jest spokojnie”. Bo oni ten kod słyszą w radiu. Ten kod się przewija w rozmowach i on jest informacją. Wszystko OK, spokojnie, nic się nie dzieje. I w jakiś sposób ich układ nerwowy reaguje, jak się mówi: 4.5.0. Myślę, że i my to powinniśmy już powolutku u nas wprowadzać, takie kody.

AH: – To nie tak, że my w ogóle nie mamy doświadczenia z PTSD, bo z Afganistanu wracali żołnierze, którzy mieli takie doświadczenia. Ale skala tego problemu w Ukrainie już w tej chwili jest niewyobrażalna. Ci ludzie wrócą po wojnie do domu i nie będzie tak, że to oni będą dostosowywać się do społeczeństwa i jakoś w nim żyć. To społeczeństwo będzie musiało dostosować się do weteranów. Czy ukraińskie społeczeństwo to rozumie? 

– To jest i tak, i tak. Są ludzie, którzy rozumieją i wychodzą naprzeciw, a są ludzie, którzy zupełnie nie próbują zrozumieć... Wiesz, co jest najgorsze, co najgorszego można zrobić żołnierzowi, który wraca do domu? Pytać: „no, to kiedy się ta wojna skończy? Ile to będzie jeszcze trwało?” Bo to rodzi gniew. Często odpowiadają, że będzie trwała do ostatniego ukraińskiego żołnierza. Oni wracają do domu, jak obcy ludzie. Zmienieni. A w domu złość, „no bo ile to można”. Latają te rakiety, strzelają, tu sąsiadkę zabiło. „A kiedy wrócisz? Tu trzeba kran naprawić”.

AH: – Teraz sobie przypomniałam historię opowiadaną przez jednego żołnierza. Siedzieli już po szkoleniu, rozpoczął się przydział do batalionów. Jeden z chłopaków został przypisany do „szturmowików”, a że to była brygada desantowo-szturmowa, to można się domyślić, że będzie ciężko, a on był w wielkim stresie. I napisał swojej dziewczynie, że „właśnie wysyłają mnie do szturmowików i prawdopodobnie za godzinę muszę już ruszać. Nie wiem, kiedy będę znowu z tobą na łączach”. A ona mu odpisała: „to zanim pojedziesz, wrzuć mi trochę kasy na konto”. I on po prostu się załamał. 

– „Ciebie nie ma, a ja muszę żyć”. Te kobiety też coś muszą ze sobą zrobić. Faceta nie ma od roku albo półtora w chacie. Nie widzimy sytuacji, nie oceniamy. Ja znam sytuację, gdzie chłopak z niewoli wyszedł po półtora roku, a żona przyjechała go poinformować, że to koniec. Tylko po to przyjechała do szpitala. A on jeszcze taki słaby... Wszędzie są ludzie i tacy, i tacy.

JMS: – Agnieszko, jako że jesteś wiedźmą, chciałabym Cię zapytać o… przyszłość. Jeździsz na front, widzisz to wszystko. Nie wiemy, jak Ukraina poradzi sobie z tym ogromem PTSD powracających żołnierzy, kiedy ta wojna się już skończy. Chyba jeszcze do tego daleko, ale dziś drony dolatują już do Polski. 

– Nieważne, co się wydarzy. Przygotujmy się na najgorsze. To, co przygotujemy i zorganizujemy, będzie można wykorzystać w każdy inny możliwy sposób. Wiedza, którą zdobędziemy w tym czasie, jest wiedzą bezcenną, na całe życie. Nie wiemy, kiedy nam się do czego przyda.

Uczmy się, edukujmy, przygotowujmy. Czerpmy z ich doświadczenia, póki żyją, póki chcą z nami rozmawiać. Uczmy się od nich

Wiedza to władza. Jeśli wiesz, to cię nie zaskoczą. Nie szukajmy wrogów, gdzie ich nie ma. W tej chwili przemysł zbrojeniowy Europy, Rosji i świata jest tak rozkręcony, że oni będą musieli coś z tym zrobić. Ja widziałam, jak to wygląda. I nie chciałabym, żeby to było w Polsce. 

AH: – Czy naprawdę wierzysz w to, że jeżeli Ukraina nie zatrzyma Rosjan, to oni pójdą dalej? 

– Zobaczcie, jak się rozpaliły wojny w różnych częściach świata. W tej chwili po prostu pół świata płonie, a my siedzimy z głową w piasku i nic nie robimy. Przepraszam, może to będzie slogan: „chcesz pokoju, szykuj się do wojny”. Lepiej być za bardzo przygotowanym niż nieprzygotowanym wcale. Nawet jeśli my tego nie wykorzystamy, być może nasze przygotowania pokażą, że jesteśmy silni.

Komuś zależy na tym, byśmy zaczęli być wrogo nastawieni do Ukrainy. Komuś zależy, byśmy nie lubili Niemiec. Komuś zależy, byśmy zostali sami. I o to chodzi, kochani, byśmy byli sami, wewnętrznie podzieleni. Byśmy wszędzie widzieli wrogów, bo wtedy będzie łatwiej nas rozbierać. Nie dajmy się dezinformacji. Nie dajmy szczuć narodu na naród. Nie wierzmy w te różne fake newsy, które w tej chwili nas wręcz zalewają. Federacja Rosyjska pracuje genialnie w Internecie. Ma do tego ludzi, ma do tego pieniądze. Razem jesteśmy siłą. A największą potęgę, jeśli ją rozebrać na części, można łatwiej unieszkodliwić. Dziel i rządź. I Rosja w tej chwili to robi. A my, jak te owieczki, hasamy dokładnie w kierunku, jakim oni sobie życzą.

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka i autorka książek (m.in. "Szwecja. Gdzie wiking pije owsiane latte"). Dostarcza pomoc wojskowym na linię frontu. Wojnę po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła w grudniu 2022 roku. Wtedy podjęła decyzję, że będzie wracać na front z pomocą jak najczęściej. Dziś mówią o niej чоткий тил, czyli solidne zaplecze. Żołnierze skutecznie walczą karabinami, a ona jest zapleczem z kamerą i aparatem, które czuje obowiązek mówienia głośno o tym, co się dzieje. Chce być dalej na miejscu - pomagać i pokazywać wojenną rzeczywistość - nie zawsze w czarnych i smutnych barwach.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukryty potencjał i zielone korytarze

Diana Balynska: Dlaczego większość Ukrainek za granicą pracuje poniżej swoich kwalifikacji? I co można z tym zrobić?

Antonina Kurec: To naprawdę paradoksalna sytuacja, kiedy kraje przyjmujące Ukraińców otrzymują wspaniałe zasoby edukacyjne i kadrowe, ale nie wykorzystują ich w pełni.

Statystyki są niepokojące: według socjologów około 68% ukraińskich migrantów w 2024 r. pracowało na stanowiskach poniżej swoich rzeczywistych kwalifikacji.

Tylko jedna trzecia dyplomowanych uchodźców znalazła pracę wymagającą wyższego wykształcenia. Dysponujemy potencjałem ludzkim, który może zmienić Ukrainę po wojnie.

Mowa tu o szeregu barier, znacznie głębszych niż tylko kwestia języka. Po pierwsze, mamy problem z regulacją zawodów i powolnym uznawaniem dyplomów, tzw. nostryfikacją. Dotyczy to zwłaszcza dziedzin wymagających licencji, takich jak medycyna.

Po drugie, niezwykle ważnym aspektem jest opieka nad dziećmi. Większość migrantów to kobiety z dziećmi. A pracodawcy, zwłaszcza w sektorach wymagających kwalifikacji, wymagają pełnego zatrudnienia.

Kwestia, gdzie umieścić dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym, staje się kluczowym czynnikiem ograniczającym dla wykwalifikowanych matek

Aby rozwiązać tę sytuację, potrzebne są wspólne programy między krajami. Oznacza to, że oprócz intensywnej nauki języka polskiego potrzebujemy szybkiej walidacji kwalifikacji, a także płatnych staży w sektorach deficytowych, takich jak opieka zdrowotna, logistyka czy energetyka. Bardzo potrzebne są również przedszkola zapewniane przez pracodawców lub państwowa pomoc w opiece nad dziećmi. Tylko w ten sposób będziecie w stanie wykorzystać ten „ukryty potencjał”, a co najważniejsze — ludzie powrócą do Ukrainy z nową, cenną europejską wiedzą specjalistyczną.

Kobiety z Ukrainy pracują za granicą najczęściej poniżej swoich kwalifikacji: Marek BAZAK/East News

Wspomniała Pani o nostryfikacji dyplomów. Biorąc pod uwagę, że jest to dość długi, wyczerpujący i kosztowny proces, czy istnieją jakieś sposoby, aby go uprościć?

Dobre pytanie. Współpracuję z uniwersytetami i wiem, że istnieją odrębne umowy o wzajemnym uznawaniu dyplomów akademickich między Polską a Ukrainą. Są jednak dziedziny, które wymagają dodatkowej weryfikacji.

Byłoby wspaniale, gdyby na szczeblu rządowym udało się uzgodnić jakiś fast track (przyspieszone procedury — red.) dla zawodów deficytowych, coś w rodzaju „zielonych korytarzy”. Albo stworzyć jeden e-rejestr, w którym można by od razu weryfikować te dyplomy.

W praktyce światowej stosuje się już tzw. skill bridges (mosty umiejętności), które są aktywnie wykorzystywane przez międzynarodowe firmy. Skupiają się one nie na ogólnych dokumentach, ale na tym, co dana osoba wie i potrafi. Podobne Skill Bridges działają już z powodzeniem w UE i Kanadzie.

Dobrą praktyką są centra oceny (assessment centers), gdzie sprawdza się praktyczne umiejętności, a nie tylko papier. Im częściej będziemy to robić, tym szybciej będziemy zapełniać miejsca pracy wykwalifikowanymi pracownikami.

Kobiety w „męskich” zawodach

Czy wzrost napięć społecznych i konkurencji na polskim rynku pracy może stać się zewnętrzną presją, która skłoni Ukraińców do powrotu do domu?

Nie uważam, że tylko ten czynnik będzie kluczowym katalizatorem masowego powrotu. Tak, nastroje społeczne ulegają wahaniom, ale większość Polaków nadal jest przychylna Ukraińcom.

Decyzja o powrocie jest podyktowana znacznie ważniejszymi powodami niż sytuacja na polskim rynku pracy. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo, zakończenie wojny. Po drugie, jest to dostępność lub brak mieszkania w Ukrainie. Nie możemy zapominać, że ogromna część ludzi po prostu nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone. Powrót dla was oznacza w rzeczywistości kolejny start od zera.

Abyście wrócili, Ukraina musi zaproponować wam zrozumiałą, uczciwą i motywującą strategię powrotu z namacalnymi ułatwieniami, programami uzyskania mieszkania i, co najważniejsze, gwarantowanymi miejscami pracy.

Pewność zatrudnienia i zapewnienia bytu rodzinie to kluczowy warunek powrotu.

Podejście to jest zgodne z praktyką EBRD i Banku Światowego w zakresie odbudowy powojennej.

Osobiście aktywnie angażuję się w dialog z międzynarodowymi partnerami na temat modeli powrotu wykwalifikowanych pracowników.

Jeśli chodzi o ukraiński rynek pracy: jacy specjaliści są obecnie najbardziej poszukiwani? Gdzie odczuwa się największy niedobór kadr, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby odbudowy?

W samym słowie „odbudowa” zawarte jest już budownictwo, gdzie obecnie istnieje największy popyt i największy niedobór kadr w Ukrainie. Wynika to nie tylko z migracji, ale także z faktu, że specjaliści w większości walczą na wojnie.

Bardzo poszukiwani są również specjaliści z zakresu energetyki i sieci. Wróg nieustannie bombarduje naszą infrastrukturę, dlatego ciągle potrzebujemy odbudowy. Równie pilnie potrzebni są logistycy, kierowcy. Są to branże, które, jak wiesz, krzyczą, że brakuje ludzi. Niedawno sama widziałam młodą dziewczynę-dźwigniarza i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku kobiet za kierownicą ciężarówek. Co ważne, wynagrodzenia w tych branżach również znacznie wzrosły. Pracodawcy są gotowi płacić, aby ludzie zajmowali te bardzo ważne stanowiska. Będzie to największa potrzeba w ciągu najbliższych 5 lat.

Kobiety sprzątają po kolejnym rosyjskim ataku na Kijów, 10.07.2025. fото: OLEKSII FILIPPOV/AFP/East News

W jaki sposób biznes i państwo powinny strategicznie zmienić swoje podejście, aby zapewnić kobietom realne możliwości rozwoju kariery?

Całkowicie słusznie podkreślasz, że Ukraina musi przemyśleć sposób, w jaki budujemy możliwości kariery dla kobiet. Potrzebujemy nie tylko równych wynagrodzeń, ale także głębokiego wsparcia systemowego. Takim systemowym wsparciem zajmuje się społeczność Women Leaders for Ukraine, a jako jej członkini osobiście uczestniczyłam w opracowaniu programu przygotowującego kobiety-liderki do pracy w energetyce. Kobiety uczyły się, zdobywały umiejętności techniczne i przywódcze, a prawie wszystkie uczestniczki projektu znalazły następnie zatrudnienie.

Jeśli chodzi o wsparcie społeczne, w Ukrainie istnieje już wiele bezpłatnych szkoleń i kursów dla kobiet, które zostały zmuszone do przejęcia biznesu porzuconego przez mężów, którzy wyruszyli na wojnę. Są to szkolenia z zakresu finansów, marketingu, logistyki. Dostępna jest również pomoc psychologiczna. Jednak niestety nie widzę jeszcze systemowych podejść społecznych (takich jak państwowe przedszkola lub pomoc w opiece nad dziećmi) na poziomie biznesu i państwa. To jest coś, co jeszcze trzeba wdrożyć.

A jak przebiega reintegracja i zatrudnienie weteranów? Czy są już jakieś systemowe programy?

To bardzo aktualny temat. Już w 2023 roku uruchomiono zakrojone na szeroką skalę programy (na przykład „Veteran Hub”), w ramach których pracodawcy otrzymywali bezpłatne szkolenia dotyczące adaptacji weteranów. Moje doświadczenie potwierdza, że takie programy są dość skuteczne w integracji weteranów z powrotem w środowisku pracy.

Popyt na weteranów jest duży, ponieważ wracają oni jako wspaniali liderzy. Posiadają cenne umiejętności nabyte w wojsku: determinację, krytyczne myślenie, umiejętność oceny ryzyka

Wielu weteranów po demobilizacji otwiera własne firmy. Zostali przedsiębiorcami, ponieważ głęboko odczuwają wartość życia i nie boją się ryzykować, chcą realizować swoje marzenia. To bardzo udany trend, a firmy są bardzo zainteresowane takimi pracownikami.

Jak sprowadzić ludzi z powrotem do Ukrainy?

Czy odczuwa się odpływ młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat, którzy wyjeżdżają za granicę na studia lub w poszukiwaniu perspektyw zawodowych? Jakie ryzyko to niesie?

Podczas wojny trudno jest operować dokładnymi danymi na temat tego, ilu młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat faktycznie wyjechało. Musimy opierać się na statystykach z granic, a one nie dają jasnego obrazu tego, którzy z nich opuścili kraj na zawsze.

Jednak tendencja jest widoczna, na przykład mamy wysoki odsetek ukraińskich studentów w Polsce. Około 43% wszystkich zagranicznych studentów w roku akademickim 2023-2024 w Polsce to Ukraińcy. To duży odsetek.

Ryzyko związane z odpływem młodzieży jest dla Ukrainy znaczne: tracimy całą grupę, która tworzy innowacje.

W szczególności są to inżynierowie IT, ludzie z wyższym wykształceniem. Oczywiście można powiedzieć: niech te dzieci wyjeżdżają i uczą się, zachowują swoje zdrowie psychiczne w krajach, gdzie panuje pokój, a z czasem wrócą już wykształcone, aby odbudować Ukrainę. Ale aby wróciły, potrzebna jest platforma powrotu.

Z pewnością wprowadziłabym stypendia celowe na zasadzie „uczyć się i wracać” lub stypendia z gwarancją zatrudnienia w projektach odbudowy. Niezbędne są również preferencyjne kredyty hipoteczne dla młodzieży, ponieważ wielu z nich pochodzi z okupowanych terytoriów lub straciło mieszkanie z powodu wojny.

Wśród ekspertów pojawia się opinia, że powróci około 1/3 osób, które wyjechały. Czy zgadzasz się z tą prognozą? Co powinno być najważniejszym czynnikiem motywującym do powrotu?

Nie bardzo wierzę, że powróci tylko jedna trzecia, ale niech ta teza pozostanie. Powinna ona skłonić nasze państwo do podjęcia zdecydowanych kroków, aby tak się nie stało.

Po pierwsze, Ukraina musi wysłać jasny i silny komunikat, że kraj się zmienił. Dotyczy to zarówno świadczenia wysokiej jakości usług administracyjnych, jak i przejrzystości. Po drugie, chodzi o rolę w wielkiej odbudowie. Dla wykwalifikowanych specjalistów może to być oferta wyższego stanowiska, rozwoju kariery i, co niezwykle ważne, element misji – przekazanie europejskiego doświadczenia swojemu krajowi.

I co najważniejsze:

Program państwowy musi być taki sam dla tych, którzy byli za granicą, jak i dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Nie można dzielić obywateli!

Powinna to być kombinacja ofert pracy, mieszkania i poczucia misji odbudowy.

Ukrainka podczas kursu kulinarnego, Оlsztyn, 2022. fото: Hubert Hardy/REPORTER

- Chcę przekazać jasny komunikat Ukraińcom za granicą: wasze doświadczenie w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem. To podstawa powojennego rozwoju Ukrainy.
Wracając do kraju przywieziecie ze sobą standardy Unii Europejskiej, jej wartości. Wiecie, jak wzmocnić biznes i państwo. Dlatego inwestujcie w tę wiedzę i doświadczenie, nie ulegajcie wpływom negatywnych narracji! Pracujcie, uczcie się, zdobywajcie wykształcenie. To wasza strategiczna inwestycja w waszą osobistą przyszłość, a także w konkurencyjność naszej Ukrainy w Europie.

20
хв

Antonina Kurec: Doświadczenie zdobyte w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem, ale podstawą powojennego rozkwitu Ukrainy

Diana Balynska

Tutaj można żyć z zasiłku

Krystyna Leskakowa była w Ukrainie nauczycielką języka angielskiego, a obecnie uczy obcokrajowców języka fińskiego. Do Finlandii przyjechała w 2022roku ze swoją małą córeczką. Wybór kraju nie był przypadkowy — w fińskim mieście Tampere mieszka matka Krystyny.

 — Mieliśmy gdzie się zatrzymać, a tym, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, w 2022 roku pomagał Czerwony Krzyż — opowiada. — Obecnie za to odpowiada już inna organizacja. Nowo przybyłym Ukraińcom, tak jak wcześniej, nadal się pomaga się: większość z nich osiedla się w dużych mieszkaniach przerobionych na akademiki. W trzypokojowym mieszkaniu może mieszkać kilka rodzin, z których każda ma swój pokój. Jeśli rodzina jest duża, może otrzymać osobne mieszkanie, ale tylko tymczasowo. Po upływie roku od przyjazdu osoba ma prawo do miejskiej rejestracji, a wraz z nią — nowe możliwości.

Jak wszędzie, w Finlandii ważne jest znajomość lokalnego języka. Krystyna nauczyła się fińskiego i obecnie nawet uczy go innych.

Do momentu uzyskania zameldowania jedyną dostępną pomocą finansową jest zasiłek dla uchodźców w wysokości około 300 euro miesięcznie. Po uzyskaniu zameldowania można ubiegać się o podstawową pomoc społeczną, która w przypadku osób bezrobotnych wynosi około 600 euro miesięcznie. Jednocześnie można otrzymać pomoc na opłacenie czynszu za mieszkanie. Przed uzyskaniem zameldowania opcja ta jest niedostępna, więc albo mieszkasz w akademiku, albo samodzielnie wynajmujesz mieszkanie.

Osoby, które przybyły do Finlandii, są rejestrowane na giełdzie pracy, gdzie dla każdego Ukraińca w wieku produkcyjnym opracowuje się plan integracji. Obejmuje on naukę języka fińskiego do poziomu A2-B1 (czasami nawet B2), potwierdzenie lub podwyższenie kwalifikacji, zatrudnienie.

Obecnie okres integracji skrócono z trzech do dwóch lat, a w ciągu dwóch lat bardzo trudno jest nauczyć się fińskiego od podstaw. Znam niewiele osób, które po trzech latach pobytu w Finlandii mają pewny poziom B1. Dlatego większość idzie do pracy fizycznej.

 Ogólnie rzecz biorąc, w Finlandii do każdej pracy potrzebne są kwalifikacje. W 2002 roku wiele firm przymykało na to oko, ponieważ chciało pomóc Ukraińcom. Jednak nawet do pracy w sprzątaniu potrzebne są kwalifikacje, czyli dwa i pół roku nauki. Wielu Ukraińców uczy się na młodszy personel medyczny, aby pracować na przykład w domu spokojnej starości. Mężczyźni często idą na budowę lub zostają ślusarzami i elektrykami. Dobrze płatna jest tu praca spawacza, ale wszystko znowu sprowadza się do języka — bez fińskiego nie ma mowy.

 

Krystyna zaczęła uczyć się fińskiego jeszcze w Ukrainie

 

- I chociaż było to ponad dziesięć lat temu, w stresie wiele rzeczy sobie przypomniałam— mówi. — W 2022 roku mój poziom był gdzieś pomiędzy A1 a A2. Od razu zapisałam się na płatne kursy, gdzie nauka była bardziej intensywna. Równolegle zajęłam się potwierdzeniem mojego dyplomu nauczyciela. Aby mieć prawo do nauczania, na przykład w liceum, musiałam dokończyć naukę — na szczęście bezpłatnie — w wyższej szkole zawodowej.

Mój zawód jest w Finlandii bardzo poszukiwany — większość ludzi uczy się tu angielskiego. Ale bez znajomości fińskiego można znaleźć pracę tylko w szkole międzynarodowej. Chociaż Finowie tak bardzo kochają swój język, że nawet specjaliście, który w pracy używa wyłącznie angielskiego, pracodawca raczej zaproponuje opłacenie kursów fińskiego. Kończyłam jeden kurs za drugim, a potem trafiłam na praktykę zawodową do college'u, gdzie uczy się fińskiego imigrantów. Po praktyce zaproponowano mi stanowisko instruktora, który pomaga studentom. Moja fiński był już wtedy na poziomie B2, a teraz sama go uczę. Chociaż początkowo planowałam uczyć angielskiego.

Helsinki 2025

Zdaniem Krystyny, nawet jeśli pracujesz, możesz otrzymać pomoc finansową na opłacenie czynszu — wszystko zależy od poziomu dochodów. Jeśli wynagrodzenie jest niewystarczające, państwo rekompensuje brakującą kwotę. Ukraińcy, którzy nie pracują, żyją z zasiłku socjalnego w wysokości 600 euro miesięcznie. Za te pieniądze można przeżyć w Finlandii.

 — Bo jeśli ktoś nie pracuje, rachunki za prąd i wodę również pokrywa pomoc społeczna. Głównym wydatkiem będzie jedzenie, a ubrania można po prostu kupować w second handach.

Dźwięk pary pozwala zapomnieć o wszystkich smutkach

 

W Finlandii stałymi klientami second handów mogą być ludzie zamożni, którzy traktują takie doświadczenie jako możliwość ekologicznego życia i nadania rzeczom drugiego życia. Finowie są dość oszczędni, mało kto żyje tu na szeroką skalę. My, Ukraińcy, lubimy dawać drogie prezenty, a tutaj można podarować na przykład skarpetki — bo najważniejsza jest nie cena prezentu, ale uwaga.

 Wydaje mi się, że Finowie są bardziej powściągliwi i spokojni niż Ukraińcy. Nie spieszą się, nie denerwują. Wykonują swoją pracę, ale bez stresu.

W większości przypadków dzień pracy zaczyna się o siódmej rano, ale już o7:20 wszyscy idą na przerwę kawową. Po godzinie — na kolejną, potem jeszcze jedną, a o 11:00 jest już pora na lunch. A jeśli dzień pracy kończy się o16:00, to o 15:58 przy biurkach nie ma już nikogo.

Ponieważ dla Finów praca to tylko praca, a życie to przede wszystkim bycie z rodziną, spacery na łonie natury, wycieczki nad jeziora, czerpanie radości z życia.

Krystyna z córką w Laponii, która jest marzeniem wielu dzieci na całym świecie

Kolejnym znanym elementem fińskiej filozofii jest sauna. Finowie chodzą do sauny w środy, piątki i weekendy — i prawie wszyscy miejscowi, których znam, nie naruszają tej tradycji. To sposób na relaks i odstresowanie się. W saunie,do której teraz czasami chodzę, znajduje się napis, który w tłumaczeniu z języka fińskiego oznacza, że dźwięk pary sprawia, że zapomina się o wszystkich smutkach. W saunie nie wypada dużo rozmawiać — chodzi o to, aby siedzieć i cieszyć się dźwiękiem, który powstaje, gdy woda spada na rozgrzane kamienie. Zrozumienie tego zen zajęło mi trzy lata. Już umiem cieszyć się sauną, ale nie potrafię jeszcze pracować całkowicie bez stresu.

Zasada unikania stresu stosowana jest tutaj również w nauce. Moja córka ma osiem lat i dla niej szkoła to przyjemność. Tutaj dzieci traktowane są jak osobowości, których nikt nie próbuje łamać ani wtłaczać w standardy. Nauczyciel nigdy nie skrytykuje ucznia podczas lekcji lub w obecności innych osób.

Nawiasem mówiąc, w szkołach uczy się tutaj dwóch języków obcych: oprócz angielskiego — również szwedzkiego, który w Finlandii jest drugim językiem państwowym. Patrząc na to, jak moja córka uczy się angielskiego, rozumiem, że program nauczania jest tutaj znacznie łatwiejszy niż w Ukrainie. Jednocześnie większość Finów dobrze zna angielski. Być może właśnie ta łatwość nauczania daje rezultaty, ponieważ dzieci nie postrzegają języka obcego jako czegoś obcego i skomplikowanego. Jeśli chodzi o nauczanie dorosłych, główna różnica w porównaniu z Ukrainą polega na tym, że nauczyciel przekazuje ci do dwudziestu procent materiału. Reszta to samodzielna nauka.

Zwolnienie lekarskie z powodu depresji

 - Moja piętnastoletnia córka również jest bardzo zadowolona z fińskiej szkoły — opowiada Inna Bogacz, która w 2022 roku przeprowadziła się do fińskiego miasta Espoo. — Miło mnie zaskoczyło, że dzieci mają tu wszystko: od zeszytów i długopisów po laptopy. I nic nie trzeba kupować. W szkołach jest najnowszy sprzęt, a takiej ilości instrumentów muzycznych, jak w klasie muzycznej mojej córki, nie widziałam jeszcze nigdzie. Jeśli potrzebne są dodatkowe zajęcia z nauczycielem, są one bezpłatne. Teraz moja córka rozpoczyna orientację zawodową, która polega na tym, że dzieci wyjeżdżają na dwutygodniową praktykę do wybranej przez siebie organizacji, aby wypróbować ten lub inny zawód.

W przeciwieństwie do córki, która już dobrze zna język fiński, mi nie przychodzi to łatwo. Ale pracuję w sklepie, gdzie codziennie rozmawiam z ludźmi. Zajmuję się również malowaniem ubrań (w Ukrainie miałam własną pracownię artystyczną). Zawsze powtarzam, że w Finlandii mam dwie prace: ilustrację – dla duszy (miałam tu nawet wystawę!), a sklep – aby zarabiać i nie być na utrzymaniu państwa. To ciężka praca fizyczna z ośmiogodzinnymi zmianami, ale pozwala zarobić. Dodatkowo ukończyłam tutaj college na kierunku „kosmetologia”, a także uczę ukraińskie dzieci rysunku w ukraińskim centrum w Helsinkach.

Inna na wystawie swoich prac w mieście Kaari, 2024 r.

W planach mam przejście na wizę pracowniczą, która prowadzi do stałego pobytu. W Finlandii jest to możliwe, jeśli ma się umowę o pracę na określoną liczbę godzin.

 W Finlandii ważne jest, aby mieszkać bliżej dużego miasta, ponieważ to właśnie tam są możliwości. Ukraińcy, których po przyjeździe osiedlono w prowincjach na północy, z czasem i tak przenosili się bliżej miast. W mieście jest praca, ale życie jest tu droższe. W Espoo miesięczny czynsz za trzypokojowe mieszkanie wynosi około 1400 euro (w Helsinkach jest drożej). Mniejsze mieszkanie będzie kosztować około 800 euro, ale wraz z opłatami komunalnymi — około tysiąca (przy czym minimalna płaca wynosi obecnie około 13 euro za godzinę). Należy również wziąć pod uwagę, że mieszkanie do wynajęcia będzie puste - może nawet nie będzie podłączone do prądu. Wszystko - od mebli po żarówki - kupujesz sam. Jedyne, co będzie to kuchnia.

Pralki nie są dostępne dla wszystkich: w wielopiętrowym budynku można na zmianę z sąsiadami prać i suszyć rzeczy w specjalnie wyposażonej pralni. Nie masz też prawa tapetować ani malować ścian na kolor inny niż biały, szary lub niebieski. W Finlandii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, preferuje się minimalistyczne wnętrza z białymi ścianami i meblami z IKEA. W fińskim domu nie zobaczysz złotych zasłon ani łóżka z baldachimem. Nawiasem mówiąc, domy są tu ciepłe, mają centralne ogrzewanie, co jest bardzo ważne w surowym klimacie.

 Nasze miasto Espoo leży na południowym wybrzeżu, ale nawet tutaj bywa bardzo zimno (kiedyś było minus trzydzieści stopni i powietrze dosłownie zamarzało w nosie), a śnieg może padać nawet w maju. Najtrudniejszy okres przypada tutaj na listopad: wszystko wokół jest szare, ciągle pada deszcz, a dzień jest bardzo krótki. Idzie się do pracy w ciemności, wraca się również w ciemności. To przygnębia, wywołuje depresję. Dlatego wiele osób przyjmuje nie tylko witaminę D, ale także leki przeciwdepresyjne.

 Mówi się, że Finlandia jest krajem szczęśliwych ludzi, ale jednocześnie odnotowuje się tu wysoki poziom samobójstw.

Stres lub depresja mogą być przyczyną nieobecności w pracy i wystawienia zwolnienia lekarskiego.

Nie powiedziałabym, że ludzie tutaj dużo piją. Alkohol jest bardzo drogi, a ludzie, którzy naprawdę go lubią, płyną promem do Tallina, skąd wracają z całymi wózkami butelek. Kiedyś płynęłam takim promem i byłam jedyną pasażerką bez wózka.

Pomimo specyficznego klimatu, Finlandia mi się podoba. W ogóle nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Bielizna termiczna, a także nieprzemakalne spodnie i kurtki — to tutaj rzeczy pierwszej potrzeby. W Finlandii nie ma gór, za to jest wiele pięknych jezior. Często spotykamy tu sarny, jelenie, lisy.

Fińskie lasy zamiast zniszczonych ukraińskich miast

 - Lasy i jeziora nadają Finlandii szczególny surowy urok — potwierdza Krystyna Leskakova. — Są też białe noce, do których również trzeba się przystosować. Upały zdarzają się tu rzadko, chociaż tego lata przez całe trzy tygodnie temperatura utrzymywała się na poziomie około 28 stopni. Dla Finów jest to upał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma tu klimatyzacji. Finom pomaga przetrwać niespodzianki klimatu zasada „nie stresować się”, spacery, a zimą —narty.

 Jest jeszcze Laponia, gdzie trafia się do prawdziwej zimowej bajki. Kiedyś pojechałyśmy tam z córką na jeden dzień. Przed Bożym Narodzeniem panuje tam niesamowita atmosfera, ale nawet bez noclegu jest to bardzo kosztowna przyjemność.

Zajączek przy domu

Według Krystyny y i Inny Finowie nadal aktywnie pomagają Ukraińcom, omawiając potencjalne zagrożenie dla ich kraju ze strony sąsiedniej Rosji.

— W historii Finlandii również była wojna z Rosją, więc Finowie nas rozumieją i wspierają — mówi Krystyna. — Fakt, że Rosja dąży do rozszerzenia agresji na kraje UE, jest tutaj również żywo dyskutowany. Sądząc po nastrojach, Finowie w razie potrzeby pójdą bronić swojej ziemi. Chociaż oczywiście nikt nie jest gotowy na wojnę pod względem moralnym. Dzięki zabezpieczeniu socjalnemu Finowie są znacznie bardziej zrelaksowani niż my przed wojną.

W Finlandii naprawdę czujesz się bezpiecznie: rozumiesz, że jeśli nagle stracisz pracę, państwo cię wesprze, a jeśli nagle zachorujesz, nie będziesz musiał szukać pieniędzy na drogie leczenie.

 I to jest jeden z powodów, dla których tak wielu Ukraińców myśli o pozostaniu w Finlandii nawet po zakończeniu działań wojennych. Drugim powodem jest pochodzenie Ukraińców, którzy przybyli do tego kraju.

 „Jest coś, co odróżnia Finlandię od Polski i innych krajów zachodnioeuropejskich: przybyło tu wielu Ukraińców z okupowanych terytoriów lub ze wschodu Ukrainy” – cytuje socjologa, członka zarządu Stowarzyszenia Ukraińców w Finlandii Arsenija Swynaienko fińskie media YLE. „Była to niemal jedyna droga, aby dostać się z okupowanych terytoriów przez Rosję do Europy Zachodniej, przede wszystkim do Finlandii, Estonii lub Łotwy. Ci ludzie nie mają dokąd wracać. Stracili wszystko, ich miasta i wioski zostały zniszczone”.

 Dlatego coraz więcej Ukraińców, którzy przebywali w kraju na podstawie tymczasowej ochrony, przechodzi obecnie na długoterminowe pozwolenie na pobyt typu A, które po czterech latach pobytu i pracy w Finlandii umożliwia ubieganie się o pozwolenie na pobyt stały. I chociaż prawo przewiduje, że osoba przebywająca w kraju może posiadać tylko jedną kartę pobytu, dla Ukraińców zrobiono wyjątek — mogą oni posiadać zarówno tymczasową ochronę, jak i pozwolenie na pobyt długoterminowy.

20
хв

Dwóch z trzech ukraińskich uchodźców w Finlandii nie planuje powrotu. Dlaczego?

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Podczas zagrożenia szansa na życie to Twoje działanie. Można się tego nauczyć

Ексклюзив
20
хв

W podziemnej twierdzy armii ukraińskiej

Ексклюзив
20
хв

Profesor Roman Kuźniar: Rosję ta wojna powinna kosztować coraz więcej. Aż się udławi Ukrainą

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress