Exclusive
20
min

100 lat godności

"A potem zaczęło się mordowanie. Nigdy nie zapomnę woskowych twarzy bohaterów Niebiańskiej Setki w trumnach na Majdanie żegnanych przez cały kraj"

Maria Górska

W Marszu Miliona wzięło udział do miliona osób z całej Ukrainy. Kijów, 8 grudnia 2013 r. Fot: Agata Grzybowska/Agencja Wyborcza.pl

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Maria Górska, redaktorka naczelna Sestry,eu, w swoim felietonie dla Nowa Europa Wschodnia wspomina tamte dni - początek Rewolucji Godności - kiedy wszystko w naszym kraju zmieniło się na zawsze. "W nocy z 29 na 30 listopada berkutowcy brutalnie pobili pałkami studentów i dziennikarzy, a następnie polowali na tych, którym udało się uciec  noc ciemnymi ulicami" - wspomina dziennikarka.

Maria Górska, dziennikarka i prezenterka telewizyjna, była świadkinią zarówno Pomarańczowej Rewolucji, jak i Majdanu. Zdjęcie: archiwum prywatne

Dla mnie wszystko zaczęło się na nocnym Placu Katedralnym w Wilnie. Nie było tam ani jednej żywej duszy. Z nieba padała śnieżna mżawka, a lampka na kamerze litewskiego operatora, który był jednocześnie moim kierowcą i aniołem stróżem, ledwo świeciła.

Godzinę temu przyjechałam z Kijowa. Wilno jeszcze spało, a na ulicach panowała cisza. Ale za kilka minut miałam dołączyć do porannych wiadomości - jednej z pierwszych transmisji nowego ukraińskiego kanału telewizyjnego Espresso, który nasz młody zespół całą jesień przygotowywał do uruchomienia. To był ważny dzień dla mnie, ale jeszcze ważniejszy dla Ukrainy.

Maria Górska na żywo z Wilna, gdzie cały świat czekał na podpisanie umowy stowarzyszeniowej przez Wiktora Janukowycza. 28 listopada 2013. Zdjęcie: Mykola Kniazycki

"Dzień dobry, studio! Jestem Maria Górska, relacjonuję dla Was na żywo z Wilna. Spodziewamy się, że właśnie tutaj dziś zostanie podpisana umowa stowarzyszeniowa EU-Ukraina. W mieście goszczą politycy z całej Europy, w tym prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Czy podpisze umowę - to główne pytanie. Europejska przyszłość Ukrainy zależy od tego kroku. Społeczeństwo obywatelskie czeka z zapartym tchem na pozytywne wiadomości!" - mówiąc te słowa na ciemnym placu w Wilnie, wciąż wierzę, że moja młodość upłynie w Ukrainie - kraju Unii Europejskiej. Ale po mojej twarzy uparcie płyną łzy. A może to mokry śnieg?

Protestujący próbowali przedrzeć się do budynku rządowego. Doszło do starcia z funkcjonariuszami. Użyto gazu łzawiącego, kamieni i pałek. Kijów, 24 listopada 2013 r. Fot: Genya Savilov/AFP/East News

Ten dzień nie przyniósł nam nic dobrego. Na szczycie Partnerstwa Wschodniego, który odbył się w dniach 28-29 listopada 2013 r. w stolicy Litwy, Janukowycz zapowiedział dialog z Rosją. Usiadł obok delegacji białoruskiej. W nocy, w drodze powrotnej do Ukrainy, pasażerowie samolotu z Wilna do Kijowa, czekając na lot przerażeni nieustannie sprawdzali wiadomości w swoich komórkach . W nocy z 29 na 30 listopada berkutowcy brutalnie pobili pałkami studentów i dziennikarzy, a następnie w nocy polowali na ulicach na tych, którym udało się uciec.

Rankiem 30 listopada mieszkańcy Kijowa zaczęli wychodzić na Majdan, a 1 grudnia dołączyły do nich setki tysięcy ludzi z całej Ukrainy. Espresso nadawało przez całą dobę z centrum Kijowa i prowadziło równoległe dyskusje w studiu. Aktywiści rewolucyjni przychodzili do programu w swetrach, które pachniały ogniem Majdanu, a dziennikarze po pracy biegli na główny plac kraju, zabierając ze sobą opony i trochę benzyny.

Już się nie baliśmy - po prostu dziennikarze, przywódcy, działacze społeczeństwa obywatelskiego i zwykli ludzie stanęli ramię w ramię, aby walczyć z mrokiem i beznadzieją, w których skorumpowany prezydent i wilkołaki z FSB próbowali pogrążyć Ukrainę.

My, Ukraińcy, wiemy, jak robić rewolucje i walczyć. Bez względu na to, co ktoś mówi, niektórzy z nas znają historię i widzą analogie ze współczesnością. Jako historyczka z wykształcenia wiem to na pewno. W 2004 roku, podczas Pomarańczowej Rewolucji, profesorowie na moim Uniwersytecie Szewczenki w Kijowie mówili nam, studentom: "Dzieci, idźcie na Majdan walczyć o swoją wolność!". Wtedy poszliśmy. A teraz zebraliśmy się ponownie.

W 2013 roku w studiu Espresso pracował ze mną operator o imieniu Igor. Miał podbite, sine oko. Został pobity przez funkcjonariusza Berkutu podczas kręcenia reportażu o Majdanie. Ale Igor, jak my wszyscy, był gotowy na kolejne starcia. Wszyscy spodziewali się, że pewnego dnia w naszym studiu, mieszczącym się w dawnym schronie przeciwbombowym budynku mieszkalnego, zostaną rozbite pancerne drzwi i wszyscy zostaniemy wyprowadzeni przez milicję, zapakowani do samochodów i wywiezieni w nieznanym kierunku, jak to robili każdego dnia. Ale nie było się czego bać, skoro w studiu siedział Lewko Łukjanienko, 85-letni bohater Ukrainy. Skazany na śmierć w ZSRR, spędził 25 lat w sowieckich obozach za walkę o niepodległość Ukrainy. Cóż, w tamtych czasach też nie mogliśmy się oszczędzać.

Zakrwawione nosze na ulicy Instytutowej. Od 18 do 21 lutego na Majdanie zginęło ponad 100 osób. Kijów, 20 lutego 2023 r. Fot: Agata Grzybowska/Agencja Wyborcza.pl

Espresso nadawało z Majdanu. Dawaliśmy ludziom znać, że nie są sami. A potem zaczęło się mordowanie. Nigdy nie zapomnę woskowych twarzy bohaterów Niebiańskiej Sotni w trumnach na Majdanie, gdy cały kraj ich żegnał. Morze ludzi niosło trumny i płakało, a żałobną pieśń łemkowską "Płynie kaczka" słychać było w całej stolicy:

"Hej, płynie kaczka tam po Cisie

Matuś moja, nie łaj mnie

Zganisz mnie w złej godzinie

A ja nie wiem, gdzie zginę

Nasza pierwsza niebiańska armia, której nigdy nie zapomnimy. Nawet po tym, jak liczba ofiar rosyjskiej wojny na Ukrainie będzie tysiące razy wyższa.

Ukraińcy się nie poddali. Berkut nie mógł nas wszystkich zabić. Nie pozwoliliśmy Rosji zamienić Janukowycza w Łukaszenkę, a Ukrainy w Białoruś, gdzie na każdego obywatela przypada dwóch milicjantów. Majdan zwyciężył. Ale Rosja zajęła Krym i część Donbasu.

27 czerwca 2014 r. Ukraina i UE podpisały gospodarczą część umowy stowarzyszeniowej. Część polityczna została podpisana 21 marca 2014 r. w Brukseli. Ludzie na Majdanie Niepodległości świętują to historyczne wydarzenie. Fot: Genya Savilov/AFP/East News

A jednak w ciągu następnych pięciu lat udało nam się zbudować armię, zreformować instytucje, rozwinąć kulturę i uzyskać niezależność ukraińskiej cerkwi. Pomimo wysiłków Rosji, by wciągnąć nas w czarną dziurę swoich wpływów - bezprawia, bezdomności, braku pamięci i jałowości - Ukraina stopniowo przekształcała się w odnoszący sukcesy, niezależny, rozwinięty kraj, świadomy swojej przeszłości i przyszłości jako część wielkiej europejskiej rodziny.

Maria Górska z Witalijem Portnikowem w studiu kanału telewizyjnego Espresso. Zdjęcie: archiwum prywatne

19 lutego 2022 r. w studiu z Witalijem Portnikowem rozmawialiśmy o tym, jak odbierać zapowiedzi rosyjskiego ataku na Ukrainę, o których donosiły światowe media, powołując się na dane służb wywiadowczych. Niemiecki tabloid BILD opublikował informacje o planach rosyjskich służb specjalnych i Putina dotyczących stworzenia obozów koncentracyjnych dla ukraińskich patriotów - czyli nas. Bloomberg przypadkowo opublikował nagłówek o ataku Rosji na Ukrainę. Washington Post - mapy ofensywy Rosji przeciwko Ukrainie z planami zdobycia Odessy i Kijowa. Wszystko wyglądało złowieszczo. Przez kilka tygodni miałam w mieszkaniu dużą walizkę z rzeczami moimi i moich dzieci, dwie gaśnice na wypadek pożaru spowodowanego atakiem rakietowym oraz plecak z konserwami, lekarstwami, zupami w proszku i turystyczną kuchenką gazową z zapasowymi butlami.

Rozmawialiśmy z Portnikowem w pięknie oświetlonym studiu o możliwym rosyjskim ataku na Ukrainę, który mógłby być katastrofą humanitarną dla kontynentu. Rozmawialiśmy o milionach uchodźców w UE, bombach i pociskach, które mogą spaść na nasze miasta, rosyjskich czołgach na naszych ulicach. Miałam na sobie piękną sukienkę, nienaganną fryzurę i telewizyjny makijaż. Nie mogłam sobie wyobrazić, że za niecały tydzień, niewyspana i wściekła, utknę w 500-kilometrowym korku z Kijowa do Lwowa. Z dzieckiem, mamą i walizkami, w których spakowane było całe nasze życie. Na dodatek byłam w ciąży.

Transmisje na żywo ze studia we Lwowie. Marzec 2023. Zdjęcie: archiwum prywatne

Przez następne sześć miesięcy prowadziłam we Lwowie transmisję z wojny. W telewizji na żywo nasi dziennikarze, którzy ewakuowali się na zachodnią Ukrainę z różnych miast obwodu kijowskiego, w ubraniach z ośrodków dla uchodźców opowiadali o okrucieństwach popełnianych przez Rosjan w ich rodzinnych miastach - Buczy, Borodiance, Irpieniu. Gdzie cywile byli rozstrzeliwani na ulicach, a ich zwłoki rozkładały się na chodnikach - jak w średniowieczu. Komentowaliśmy rosyjskie bombardowanie Teatru Dramatycznego w Mariupolu, gdzie matki z dziećmi zostały pogrzebane żywcem pod gruzami, naloty na Azowstal, gdzie również były dzieci, kobiety, w tym ciężarne, które później zostały wzięte do niewoli i tam torturowane, atak rakietowy na stację kolejową w Kramatorsku, gdzie zginęły dzieci; atak na centrum handlowe w Kremenczuku, gdzie ofiary spalone żywcem nie mogły zostać zidentyfikowane przez swoich krewnych; zbrodnie wojenne popełnione przez Rosjan w obwodach charkowskim i chersońskim, gdzie gwałcono niemowlęta i gdzie całe torturowane rodziny znajdowano w masowych grobach.  

Jakkolwiek przerażająco by to nie brzmiało, cieszyłam się, że moja babcia, Tetiana Szewczenko, nie dożyła tej wojny. Urodzona w 1923 roku, jako dziecko przeżyła kolektywizację i Hołodomor, a od swoich rodziców wiedziała o Katyniu i Sandarmochu, gdzie rozstrzelano elity polskie i ukraińskie. W czasie II wojny światowej jako dziewczyna uciekła Niemcom, gdy chcieli ją wywieźć na roboty przymusowe, jako młoda kobieta została zesłana na Sachalin, a do Ukrainy wróciła jako starsza pani.

Zmarła szczęśliwa zaraz po zwycięstwie Euromajdanu. Jej serce nie przetrwałoby ataków rakietowych na Kijów.

Sześć miesięcy po wybuchu wojny urodziłam dziecko i po raz pierwszy karmiłam je piersią w schronie przeciwbombowym, słuchając syren. Z dzieckiem na ręku i starszą córką wyjechałam do Polski. Pomimo radości macierzyństwa i otwartych ramion naszych sąsiadów, nigdy nie czułam się tak samotna jak tutaj, daleko od domu, kiedy mój kraj walczy z wrogami, a ja nie. Ale wkrótce dołączyłam do walki o zwycięstwo. Wraz z innymi dziewczynami, migrantkami wojskowymi i przy wsparciu polskich dziennikarzy, założyliśmy magazyn internetowy Sestry.eu - dla ukraińskich kobiet rozproszonych po całym świecie z powodu wojny i dla tych, które walczą o wolność w domu.

Wśród nas jest Tetiana z dzieckiem, której mąż, żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy, zginął podczas walki o obwód chersoński, Olena, prezenterka telewizyjna z Mykołajowa, która pracowała jako ochroniarka na budowie w Warszawie, oraz Anna z Buczy, producentka filmowa, której dom został zajęty przez rosyjskie wojsko.

Udało nam się tanio wynająć biuro w starej warszawskiej kamienicy, która przetrwała II wojnę światową. Nasz newsroom to duże pomieszczenie, w którym, jak twierdzi właścicielka, 1 sierpnia 1944 r. zebrali się młodzi ludzie, by o godzinie "W" pójść do powstania przeciwko niemieckiej tyranii.

Tutaj planujemy materiały i relacje z ważnych dla Ukrainy wydarzeń politycznych, a także hodujemy kwiaty, pijemy razem kawę, a Olena smaży pyszne ziemniaki w kuchni.

Stworzona przez nas platforma jest potrzebna, aby trzymać nas razem - aby dzielić ten sam cel i pomagać sobie nawzajem w codziennym życiu. Dzielimy się naszymi radami i historiami oraz przypominamy ludziom, że zwycięstwo Ukrainy oznacza bezpieczeństwo całej Europy i świata. Z dziećmi w ramionach prosimy ze wszystkich miejsc na świecie o broń, technologię i pieniądze dla Ukrainy.

Tylko w europejskiej rodzinie chronionej przez gwarancje bezpieczeństwa i parasol nuklearny NATO, Ukraina może być domem, którego drzwi są bezpiecznie zamknięte przed najeźdźcami, którzy chcą go splądrować, porwać nasze dzieci, zgwałcić nasze kobiety i zabić naszych mężczyzn.

Hasłem sestry.eu jest "Droga do domu" - bezpiecznego europejskiego domu, o który Ukraińcy walczyli przez te 10 lat od początku Majdanu, przez poprzednie sto lat i wcześniej. To dom, w którym jest prawo, miłość i wybór.

Dla wszystkich naszych krewnych, którzy zginęli w wyniku represji podczas sowieckiej okupacji Ukrainy, Hołodomoru, II wojny światowej, rozstrzelanych w Babim Jarze i tych, którzy zmarli na raka po Czarnobylu, z pewnością zwyciężymy i wrócimy, aby odbudować kraj - tak jak moja odważna ukraińska babcia wróciła kiedyś z czwórką dzieci przez pół świata, aby zbudować dom i wychować wnuki na swojej ojczystej ziemi.

Wierzę, że nasi przodkowie zobaczą zwycięstwo z nieba i będą cieszyć się razem z nami. A ja stanę obok Witalija Portnikowa na Majdanie z mikrofonem przed kamerą, uśmiechnę się i powiem:

"Dzień dobry, studio! Ukraina wygrała i jesteśmy w domu!"

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nasza czytelniczka zareagowała instynktownie. Zamiast się przestraszyć, postanowiła sprawdzić, kto jeszcze dostał taki materiał. Wynik jej mini-śledztwa jest przerażający. „Okazało się, że nikt. Rzucili tylko nam. Osiedle jest zamknięte i strzeżone, są cztery bloki. Zebrałam informacje od sąsiadów, także Ukraińców. Nikogo innego to nie dotknęło” – opowiada. To nie był przypadek, a celowa, precyzyjna operacja wymierzona w konkretną osobę.

Ta sama kobieta kilka miesięcy wcześniej została zaatakowana w drogerii. „Polka, twierdząc, że jestem Ukrainką, zaczęła mnie bić i pluć mi w twarz. Ludzie uciekli, ochrona nie reagowała. Tylko przypadkowa kobieta, prokuratorka, zatrzymała sprawę, która trafiła do sądu. Policja często zamiata takie rzeczy pod dywan” – pisze.

Te dwa incydenty nie są oddzielnymi zdarzeniami. To kolejne akty tej samej sztuki, w której historia staje się narzędziem wojny, a codzienność – polem bitwy. Nikt rozsądny w Polsce nie neguje tragedii Wołynia. Dziesiątki tysięcy ofiar, wspomnienia, które do dziś bolą, to fundament polskiej pamięci. Problem zaczyna się, gdy ten ból jest instrumentalizowany, a historia sprzed 80 lat zamienia się w pałkę, którą dziś uderza się w sąsiadów.

Ulotki, wrzucane do skrzynek i pojawiające się na słupach, jak te niedawno zauważone również w Mińsku Mazowieckim, nie służą edukacji historycznej. Służą wyłącznie sianiu strachu i podejrzliwości. Ich język – „ukraińscy bandyci”, „ludobójstwo” – to kalki propagandy z lat 40., odkurzone i używane w środku wojny, by budować nową barierę.

To nie jest przypadek. Takie materiały pojawiają się w chwili, gdy w Polsce toczy się gorąca debata o przyszłości sojuszu z Ukrainą, o roli uchodźców i o polityce społecznej. Im mocniejsze emocje, tym łatwiej nimi manipulować. To sprawnie wyreżyserowany spektakl, którego celem jest podział, a nie prawda.

Fundacja „Wołyń Pamiętamy”, na czele z prezeską Katarzyną Sokołowską, w swoich celach statutowych deklaruje „przywrócenie pamięci o ludobójstwie”, ale w rzeczywistości jej działalność polega na szerzeniu nienawiści. Działania fundacji, takie jak akcje plakatowe i wlepkowe, regularnie podsycają antyukraińskie nastroje. Analitycy z portali zajmujących się dezinformacją wielokrotnie wskazywali, że retoryka fundacji jest zbieżna z kluczowymi elementami rosyjskiej propagandy, której celem jest podsycanie polsko-ukraińskiego konfliktu historycznego i destabilizacja Polski.
To, co wygląda jak spontaniczne akcje, może być elementem zaplanowanej operacji, mającej za zadanie wykorzystać polskie resentymenty.

Dzisiejsza Polska żyje w rozdarciu. Z jednej strony mamy wielkie, oficjalne deklaracje o sojuszu z Kijowem, o wsparciu dla narodu walczącego o niepodległość. Z drugiej – rosnącą niechęć do uchodźców, podsycaną przez cynicznych polityków.

W kampaniach wyborczych hasło „Ukraińcy zabiorą wam pracę i mieszkania” działa szybciej i skuteczniej niż jakikolwiek program. Prezydent Nawrocki wetuje ustawę o świadczeniach dla Ukraińców, argumentując to „sprawiedliwością”.
Konfederacja buduje kapitał polityczny na resentymentach i strachu. Prawicowe media codziennie podsycają obraz Ukraińca jako konkurenta, a nie sojusznika.
W tej atmosferze wystarczy jeden czarno-biały plakat, by uruchomić lawinę gniewu.

Rosyjska propaganda od lat żeruje na ranach historycznych. Wyciąga bolesne momenty i wbija je w dzisiejsze konflikty. To, co Polacy i Ukraińcy powinni przepracować w duchu dialogu, zamienia się w narzędzie wzajemnego oskarżenia.

Ulotka w skrzynce to klasyczny przykład wojny kognitywnej – taniej, trudnej do zidentyfikowania, ale niszczycielskiej. Jej koszt to grosze. Jej skutek – nieufność, podejrzliwość, poczucie zagrożenia, a przede wszystkim przekonanie, że Ukraińcy są w Polsce nie jako goście i sojusznicy, lecz jako potencjalni wrogowie.

Nie ma wątpliwości: problem pamięci Wołynia trzeba omawiać. Ale nie ulotkami, nie w ciemnych kampaniach podszywających się pod troskę o historię. Tylko w otwartej rozmowie, uczciwym języku, poprzez edukację i spotkanie świadectw. Bo jeśli zgodzimy się, by historią handlowali propagandyści, staniemy się zakładnikami cudzych wojen.

A dziś Polska potrzebuje nie kolejnych barykad, lecz mostów – zwłaszcza z Ukrainą, która walczy nie tylko o swoje, ale i o nasze bezpieczeństwo. Historia naszej czytelniczki z Poznania – ulotka w skrzynce, atak w drogerii, obojętność ludzi – pokazuje, że obok wielkiej polityki liczy się jeszcze coś innego: codzienna reakcja. Kto stanie w obronie bitej kobiety? Kto zadzwoni na policję? Kto wyrwie z rąk propagandystów ulotkę, zanim zamieni się w kolejną falę hejtu?

Obojętność jest najgroźniejsza.

Bo daje sygnał, że można więcej, mocniej, brutalniej. Dziś, w Polsce, wybór nie jest abstrakcyjny. On dzieje się tu i teraz, w sklepach, na ulicach, w naszych społecznościach. Od naszej reakcji zależy, czy historia stanie się mostem do przyszłości, czy kolejną barykadą.

20
хв

Profanacja pamięci: jak nienawiść wykorzystuje tragedię dziecka

Jerzy Wójcik

Mnóstwo dziwnych pytań

Jestem mamą dziecka z ciężkim autyzmem i potwierdzoną niepełnosprawnością, w moim otoczeniu jest wiele mam wyjątkowych dzieci. Bardzo chciałabym pracować na pełny etat, chodzić na imprezy firmowe i wyjeżdżać w podróże służbowe – ale jedyne, na co mogę sobie pozwolić, to kilka godzin pracy online dziennie. Przedszkola terapeutyczne zazwyczaj działają do godziny 13:00, do tego dochodzą zwolnienia lekarskie i różne losowe przypadki, które zdarzają się mamom dzieci z autyzmem niemal codziennie. Ilu pracodawców podpisałoby umowę z taką osobą?

W wieku 6,5 roku mój Marko nie mówi, nie reaguje na swoje imię, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z ludźmi, nie rozumie niebezpieczeństwa i może po prostu wejść pod samochód albo spróbować wyjść przez okno.

Ciągle próbuje uciekać, więc na ulicy trzeba go cały czas trzymać za rękę. W domu zamykam drzwi na wszystkie zamki i chowam klucz

Syn potrzebuje stałej opieki i pomocy dosłownie we wszystkim. A kiedy choruje, wpada w stan szoku, nie potrafiąc wyjaśnić, co mu dolega. Wtedy mogę tylko zgadywać, co się z nim dzieje.

Oficjalnie diagnozę „autyzmu” postawiono Markowi, gdy miał 3 lata. Od tego czasu codziennie przechodzimy terapie, które, choć dają pewne rezultaty, nie sprawiły, że moje dziecko stało się choć trochę samodzielne. Autyzmu nie da się wyleczyć, można jedynie złagodzić stan chorego i poprawić jego funkcjonowanie. W Polsce mój syn chodzi do przedszkola terapeutycznego, logopedy i ćwiczy w domu. Ma orzeczenie o niepełnosprawności, które należy potwierdzać co 2-3 lata.

Ostatnia komisja, która odbyła się już we wrześniu, różniła się od poprzednich i bardzo mnie zaskoczyła. Przyszłam na nią z opinią polskiego psychiatry, w której napisano, że syn jest niewerbalny, wymaga stałej opieki i ogólnie jego stan jest poważny. Jednak psychiatrka obecna na komisji zaczęła pytać mnie nie o syna, ale o to, czy pracuję, gdzie jest mój mąż i czy walczy za Ukrainę. Kiedy usłyszała, że nie walczy, wydała opinię, że mój syn nie mówi, ponieważ w przedszkolu mówi się z nim po polsku, a w domu po ukraińsku. Podczas naszej rozmowy syn ani razu nie zareagował na swoje imię, nie spojrzał w stronę psychologa, nie odpowiedział na pytanie o imię i wiek, nie nawiązując kontaktu ani ze mną, ani z komisją. Gołym okiem było widać, że to poważny problem, a nie kwestia tymczasowej reakcji dziecka na przebywanie w różnych środowiskach językowych.

Jak wyjaśnić taką zmianę w podejściu komisji lekarskiej – i mnóstwo dziwnych pytań, które zadawała?

Czy tym, że dziecku z poważną diagnozą trzeba byłoby przyznać zasiłek, a dziecku bez diagnozy wystarczy zalecić uczęszczanie do przedszkola, szkoły i obsługiwanie siebie samodzielnie, by mama mogła iść do pracy na cały dzień?

Tyle że my już przez to przechodziliśmy: żadne przedszkole nie przyjmie mojego syna na cały dzień, a szkoły oferują naukę online lub, jeśli masz szczęście, asystenta na pół dnia. Dlatego byłam gotowa złożyć odwołanie od decyzji komisji lekarskiej.

Na odwołanie się od decyzji komisji lekarskiej masz 14 dni. Składasz je tam, gdzie złożyłaś wniosek o rentę inwalidzką. Prawdopodobnie ponowna wizyta przed komisją odbędzie się już w zespole wojewódzkim. Jeśli i tam decyzja nie będzie dla ciebie korzystna, są jeszcze dwie opcje:

  • dodaj nowe dokumenty medyczne i złóż wniosek do nowej komisji w związku z pogorszeniem się stanu zdrowia dziecka lub zmianami w jego zachowaniu (w przypadku autyzmu może to być opinia dotycząca inteligencji z certyfikowanej poradni i nowa opinia psychiatry). To dość szybka ścieżka, ale świadczenia będziesz mogła otrzymać dopiero po wydaniu pozytywnej decyzji;
  • idź do sądu. Rozstrzyganie sprawy może potrwać 1-2 lata, ale jeśli wygrasz, otrzymasz wszystkie świadczenia od momentu wydania negatywnej decyzji.

Dokąd wyjechać, skoro wszędzie jesteś obca?

Moje koleżanki w Polsce, które są w podobnej sytuacji, przeraża możliwość zniesienia świadczeń socjalnych i dostępu do opieki medycznej.

Kateryna samotnie wychowuje syna z porażeniem mózgowym. Cały dochód jej rodziny składa się z minimalnych alimentów, świadczeń z tytułu niepełnosprawności i 800 plus. Czasami Katia zdoła posprzątać czyjeś biuro i zarobić parę groszy, ale nie zdarza się to często, poza tym na takie prace nie podpisuje się umowy. A jej syn jest regularnym bywalcem szpitali, ponieważ nawet zwykłe zapalenie dróg oddechowych może skończyć się dla niego hospitalizacją.

„Każdy nasz dzień to rehabilitacja i walka o to, by syn zaczął choć trochę chodzić. Myję go, karmię, wożę na masaże, zajęcia – to zajmuje praktycznie cały dzień. Wszystkie moje próby znalezienia pracy, która pozwoliłaby mi opłacić opiekunkę dla niego, a przy tym jeszcze się wyżywić i opłacić czynsz, zakończyły się niepowodzeniem. Potrzebujemy kwoty większej niż średnia pensja w Polsce. Tyle że w oczach polskiego prezydenta jestem pewnie pasożytem, który dostaje pieniądze za nic” – mówi Katia.

Moja przyjaciółka jest bardzo wdzięczna Polsce. Tym, co ją irytuje, są te ciągłe huśtawki emocjonalne, które nie pozwalają planować nawet najbliższej przyszłości.

Takich historii jest bardzo wiele. Prowadzę konto na Instagramie – piszę o autyzmie i życiu w Polsce. Zaraz po wecie prezydenta Nawrockiego dziesiątki mam dzieci ze spektrum autyzmu zaczęły pytać: „Co teraz z nami będzie?”.

Większość tych mam chętnie poszłaby do pracy, gdyby w Polsce istniała możliwość oddania dzieci z podobnymi diagnozami do przedszkola na cały dzień. Poza tym jeśli dziecko nieustannie krzyczy, ma atak histerii, to i tak przedszkole dzwoni do mamy z prośbą o zabranie dziecka do domu. Jeśli chodzi o zasiłki 800 plus, to my, matki w wyjątkowej sytuacji, wydajemy te pieniądze na opłacenie specjalnych przedszkoli, lekarzy specjalistów i rehabilitację.

Obecną sytuację w Polsce obserwuję bez paniki, ale ze smutkiem w sercu. Bo rozumiem, że być może już wkrótce będę musiała powiedzieć:

„Polsko, to były bezcenne trzy lata. Zawsze będę za nie wdzięczna, ale teraz nie da się już tu przeżyć”

Być może właśnie dlatego nas popychają, byśmy wyjechali. Tylko dokąd jechać, skoro wszędzie jesteś obca?

20
хв

W oczach prezydenta jestem pasożytem

Julia Ladnova

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress