Exclusive
20
min

„Nie chcę żyć. Co to za życie bez taty?”. Historie ukraińskich dzieci w wojennych pamiętnikach

„Mam ranę na plecach, moja siostra ma wyrwaną skórę, ranę na głowie, moja mama ma mięso wyrwane z ramienia i dziurę w nodze”. To świadectwo 8-letniego chłopca, który mieszkał w okupowanym Mariupolu przez trzy miesiące. Jego historia stała się częścią projektu „Pamiętniki wojenne: niesłyszane głosy ukraińskich dzieci”

Natalia Żukowska

Fragment wystawy. Zdjęcie: Fundacja Chrystyny Chranowskiej

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Celem projektu „Pamiętniki wojenne: niesłyszane głosy ukraińskich dzieci” jest zwrócenie uwagi społeczności międzynarodowej na krwawą wojnę w Ukrainie i opowiedzenie o okropnościach, których doświadczyły ukraińskie dzieci. To wystawa, która podróżuje po całym świecie i prezentuje rzeczy osobiste, rysunki, a także nagrania audio i wideo czternaściorga ukraińskich dzieci. Pochodzą z różnych części Ukrainy – obwodów donieckiego, chersońskiego, charkowskiego i kijowskiego. Opisują swoje doświadczenia: ciągłe ostrzały, śmierć bliskich, głód i okupację. Wystawa odwiedziła już Holandię, Niemcy, Francję, Ukrainę i Stany Zjednoczone. Inicjatorka projektu, Chrystyna Chranowska, opowiedziała nam o jego uczestnikach – i reakcji świata.

Natalia Żukowska: Wystawa odwiedziła już wiele krajów europejskich i Stany Zjednoczone. Jak odwiedzający na nią zareagowali?

Chrystyna Chranowska: Wszystkie relacje zostały przetłumaczone na angielski, poza tym je zdigitalizowaliśmy. Każdy eksponat ma kod QR, więc odwiedzający mogą wziąć słuchawki i odsłuchać materiał. Wszyscy reagują tak samo: płaczą.

Fragment wystawy „Pamiętniki wojenne: niesłyszane głosy ukraińskich dzieci”. Zdjęcie: Fundacja Chrystyny Chranowskiej

Oprócz pamiętników dzieci na wystawie znajdują się również artefakty, którymi się z nami podzieliły. Na przykład spalony telefon ojca zabitego przez Rosjan, odznaka wojskowa, zabawka, z którą dziecko przekroczyło granicę, czapka, którą jedno z nich miało na głowie, gdy siedziało w piwnicy podczas bombardowania. Jedno z dzieci w czasach pokoju pisało w pamiętniku o swoim pierwszym zauroczeniu, miłości do szkoły, zamiłowaniach, przyjaźniach.

Naszym zadaniem jest pokazać światu, co przeżywają dziś dzieci w Ukrainie, jakie okropności dzieją się w sercu Europy

Pokazać, jaką straszną cenę płacą nasze dzieci każdego dnia. Chcielibyśmy również, by zbrodnie popełnione przez Rosjan zostały udokumentowane

W Nowym Jorku zaprezentowaliście m.in. film Władysława Piatina, jednego z autorów „Pmiętników”. Nagrał go po tym jak udało mu się opuścić Ukrainę. O czym jest ten film?

Władysław spędził 75 dni pod okupacją w Mariupolu, stracił dom. Filmował swoim telefonem przez długi czas, pokazując Mariupol przed wojną i podczas okupacji. Kiedy rozładowała mu się bateria, użył starej kamery ojca. Film pokazuje nastolatka i jego rodzinę, ukrywających się przed rosyjskimi pociskami w piwnicy, oraz sąsiadów, którzy są bombardowani. Pokazuje ludzi rąbiących drewno do gotowania, topiących śnieg, by zdobyć wodę, i dzielących się jednym ziemniakiem. Nie da się tego oglądać spokojnie. Władowi udało się uchwycić skalę zniszczeń w mieście.

Władysław Piatin w okupowanym Mariupolu. Zdjęcie: Fundacja Chrystyny Chranowskiej

Pojechał z nami do Nowego Jorku, by osobiście zaprezentować swoje prace wideo. Kiedy pokazano jego film, płakał.

Oto fragment jego pamiętnika: „Chciałem, by ludzie poprzez te ujęcia mogli poczuć wszystko to, co działo się z nami w Mariupolu. Jedną z najważniejszych piosenek w moim życiu, która uratowała moją psychikę w tamtym czasie, była ‘Imagine’ Johna Lennona. Postanowiłem więc, że ona znajdzie się na początku filmu. Nasze miasto było niesamowite, zielone i przyjazne, miasto dla artystów, dla tworzenia czegoś nowego. Miasto, w którym możesz być sobą. W jednej chwili zamieniło się w rzeźnię, w której ludzie czołgali się, by przetrwać i nie stać się mięsem”.

Co się stało z Władem?

Ma 18 lat, mieszka w Dublinie i studiuje dziennikarstwo. Chce zostać kamerzystą i reżyserem. Marzy o wysłaniu swojego filmu o Mariupolu na Festiwal Filmowy w Cannes.

Kiedy zaczęła Pani pracować z dziećmi?

Pomysł na „Dzienniki” pojawił się już na początku inwazji. Wyjechałam z dziećmi z Ukrainy, a one wciąż pytały mnie, dlaczego tak się stało, dlaczego Ukraina jest bombardowana. Byłam w depresji. W pewnym momencie natknęłam się na dziecięcy pamiętnik, który był dostępny w Internecie. Wcześniej oglądałam wiele filmów o wojnie. Jeden opowiadał o Annie Frank, żydowskiej dziewczynce, która ukrywała się z rodziną przez 25 miesięcy w okupowanym przez Niemców Amsterdamie. Prowadziła tam pamiętnik, który po wojnie stał się sławny na całym świecie. Później ich kryjówka została odkryta i wszyscy trafili do Auschwitz.

Kiedy przeczytałam pamiętnik tego ukraińskiego chłopca, pomyślałam, że muszę wykorzystać swoje doświadczenia w konstruktywny sposób – by pomóc krajowi i dzieciom. Tak narodził się pomysł na projekt „Pamiętników”. Realizacja naszych planów zajęła nam 9 miesięcy.

Chrystyna Chranovska podczas prezentacji projektu w Waszyngtonie

Krok po kroku powstawał duży zespół, który pracował nad projektem. 12 września 2024 r., podczas Czwartego Szczytu Pierwszych Dam i Dżentelmenów w Kijowie, wystawa znalazła odzew i wsparcie wśród pierwszych dam z różnych krajów, w tym z Litwy, Estonii, Finlandii, Gwatemali. Jednym z naszych największych osiągnięć roku 2024 było otwarcie dużej wystawy w Narodowym Muzeum Wojskowym w Holandii. Całe piętro zostało poświęcone historiom ukraińskich dzieci. Wystawa będzie otwarta do 31 sierpnia 2025 roku.

Nasze ukraińskie dzieci to współczesne Anny Frank. Minęło 80 lat, a jej historia wciąż się powtarza

Jak szukaliście dzieci, których historie stały się materiałem do „Dzienników”?

Mamy zróżnicowany zasięg geograficzny: jest pięć historii z Mariupola, są opowieści z Irpienia, Charkowa i obwodu donieckiego. Chcieliśmy znaleźć dzieci, które same pisały pamiętniki i rysowały obrazki. Zwróciliśmy się do fundacji pracujących z dziećmi, w tym „Głosów dzieci”, „Dzieci bohaterów” i platformy „TIU!”. One mają dostęp do takich dzieci, więc nam pomogły. Szukaliśmy też informacji w Internecie. Nasz zespół sprawdzał autentyczność pamiętników, rozmawiał z autorami i ich rodzicami.

Wpisy w jednym z pamiętników. Zdjęcie: Kato Taylor

Wybór był naprawdę trudny, bo chętnych do opowiedzenia swoich historii było około setki. Wybraliśmy historie czternaściorga dzieci, w wieku od 8 do 17 lat. W projekt zaangażowani byli również psychologowie, którzy pomogli nam zbudować odpowiedni rodzaj komunikacji z bohaterami. Niektórzy z nich są teraz za granicą, inni przenieśli się do zachodniej Ukrainy lub pozostali w swoim miejscu zamieszkania.

Na co zwracaliście uwagę w pierwszej kolejności, dokonując wyboru?

Podczas wojny na pełną skalę ucierpiały tysiące ukraińskich dzieci. Wiele zginęło, a z każdym nowym ostrzałem docierają do nas kolejne straszne wiadomości o nowych ofiarach.

Według najbardziej ostrożnych szacunków ponad 20 tysięcy ukraińskich dzieci zostało deportowanych do Rosji.

To może brzmi jak sucha statystyka, ale ta liczba oznacza tysiące tragedii, cierpienie tysięcy rodzin i przyjaciół, nieodwracalne konsekwencje dla przyszłości całego kraju

Wśród tych czternastu historii jest opowieść Ariny Perwyniny. Jechała z Chersonia do Mikołajowa z ojcem, bratem i siostrą. Ich samochód został ostrzelany przez Rosjan. Ta 13-letnia dziewczynka sama wyciągnęła brata i siostrę z samochodu, choć też była ranna. Tata zmarł, miał 17 ran. Arina wciąż obwinia się o to, że poprosiła go – mieszkał wtedy w Odessie – by ich zabrał. W swoim pamiętniku napisała wiadomość: „Nie chcę żyć. Co to za życie bez taty? Myślę, że to kara dla mnie za to, że nie milczałam, ale zadzwoniłam do taty, za to, że nie wytrzymałam. Gdybym do niego nie zadzwoniła, wszystko byłoby w porządku, wszyscy by żyli”. Dziś z Ariną pracują psychologowie.

Jeden z rysunków prezentowanych na wystawie. Zdjęcie: Kato Taylor

Jest też historia Jehora Krawcowa, jednego z najmłodszych uczestników naszego projektu. Jego pamiętnik został odczytany przez prezydenta Zełenskiego w Dniu Dziecka w 2023 roku. Miał 8 lat, gdy ukrywał się z rodziną w schronie w Mariupolu. Gdy znalazł się na wolności, postanowił zostać kucharzem. Napisał: „Kiedy byłem w piwnicy, byłem głodny, więc teraz chcę zostać szefem kuchni, żeby nakarmić wszystkich ludzi wokół mnie i w całej Ukrainie, żeby nikt inny nie był głodny”. Pod okupacją spędził prawie trzy miesiące. Jego dziadek zginął podczas ostrzału, a on sam, a także jego siostra i matka, zostali ranni: „Mam ranę na plecach, siostra ma zdartą skórę, ranę na głowie, matka ma wyrwane mięso z ręki i dziurę w nodze”.

Jest też Wioletta Gorbaczowa z Nowej Kachowki, która udostępniła swoje zdjęcia. Jej ojca nie ma już z nami. Teraz postaci na jej rysunkach nie mają twarzy.

Rysunek 15-letniej Wioletty Gorbaczowej. Zdjęcie: Fundacja Chrystyny Chranowskiej

Jak radziły sobie dzieci podczas wywiadów?

Zanim zaczęliśmy z nimi rozmawiać, pracowali z nimi psychologowie. Kiedy usłyszeliśmy ich historie, wszyscy płakaliśmy. Nie mogę powiedzieć o wszystkim, bo obowiązuje nas umowa o poufności. Mogę powiedzieć tylko jedno: uderzył mnie sposób, w jaki jedna z dziewczynek wciąż powtarzała to samo zdanie, niczym zaklęcie. Ale dzięki pracy psychologów i upływowi czasu zaszły już znaczące zmiany.

Nie wiem, jak można poradzić sobie z taką traumą. Masz uraz psychiczny do końca życia. Podczas naszych wystaw wspólnie z ukraińską artystką Alewtiną Kachidze organizujemy warsztaty. Zbieramy dzieci ukraińskich uchodźców i prowadzimy z nimi warsztaty. Ten pomysł przyszedł do nas przez przypadek. Warsztaty są bardzo pomocne.

Pewnego razu dzieci pracowały z psychologiem, który zapytał je, co chciałyby włożyć do walizki, gdyby zamiast walizki ewakuacyjnej to była „walizka szczęścia”. Jeden chłopiec bardzo się martwił, bo jego kot pozostał w Buczy. Minęły dwa lata, odkąd jego rodzina przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych, a on wciąż w myślach pakuje tego kota do swojej „walizki szczęścia”.

Takich historii mamy bez liku.

Jakie emocje towarzyszyły Pani podczas pierwszej lektury tych pamiętników? Co najbardziej uderzyło Panią jako matkę?

Ich przeczytanie będzie trudne dla każdej matki, bo to naprawdę bolesne historie. Kiedy po raz pierwszy czytałam wpisy dzieci, czułam ból i rozpacz, które przeplatały się z nienawiścią i poczuciem bezradności. Każdy z tych pamiętników jest wyjątkowy.

W większości to krótkie zdania pełne głębi i bólu. Dzieci piszą o rakiecie uderzającej w sąsiedni dom, o mamie postrzelonej w nogę i o tym, że nie mają nic do jedzenia

W zapiskach nastolatków można prześledzić związek przyczynowo-skutkowy, np. gdy opisują choćby swój stan. Niektóre obwiniają się, że nie zadzwoniły do ojca na czas, podczas gdy inne rozumieją, dlaczego matka płacze, i że potrzebuje teraz wsparcia i pomocy.

Chrystyna Chranowska: „Każdej matce trudno będzie czytać te pamiętniki, to naprawdę bolesne”

Jedyną rzeczą, która te pamiętniki łączy, niezależnie od wieku i płci, jest to, że z każdą kolejną stroną dzieci dorastają, a ty z każdą stroną coraz silniej odczuwasz ich ból.

Jak Pani myśli, dlaczego to wszystko pisały?

Psychologowie wyjaśnili mi, że w ten sposób podświadomie stosowały elementy arteterapii. Przelewały na coś swoje doświadczenia. I wcale nie musiał to być pamiętnik. Ktoś zrobił sobie zabawkę, ktoś inny wyszedł z okupacji z żółto-niebieską wstążką na ręku. To też jest część naszej wystawy.

Czy takie przypominanie światu o okropnościach, których doświadczyły ukraińskie dzieci, wpłynie na wsparcie Ukraińców?

Jestem tego pewna, jak mało kto. Na tej drodze robimy małe kroki, ale jest ich wiele. To na pewno pomoże, inaczej bym tego nie robiła. Pragnę też, by wszystkie ukraińskie dzieci mentalnie wróciły do stanu sprzed wojny, by na powrót stały się zdrowe. Prędzej czy później wojna zakończy się naszym zwycięstwem, ale już dziś musimy robić coś, by nasze dzieci nie stały się „psychicznymi kalekami”. Musimy im pomóc. W końcu to one są przyszłością naszego narodu i to ich pokolenie będzie musiało odbudować Ukrainę.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

John Handen: - Po pierwsze: nie pytaj weterana, co się działo na froncie

Ексклюзив
20
хв

Nie mów, że wszystko będzie dobrze

Ексклюзив
20
хв

Petro Czornomorec: – Trzeba dać sobie światło

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress