Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
"Odrodziłam się dzięki Tobie". Jak wspierają się Ukrainki w Warszawie
Ukrainki są w Warszawie razem - uprawiają sport, malują, znajdują przyjaciół i służą radami. Jak do nich dołączyć? - mówi Maryna Mazurak, koordynatorka Klubu Ukraińskich Kobiet w Warszawie
Klub został założony przez Myrosławę Keryk, szefową zarządu Ukraińskiego Domu i jej współpracowniczki. Idea "kobiet pomagających kobietom" jest bardzo cenna w społeczności migrantów, ponieważ wiele Ukrainek za granicą pozostaje samotna i bez wsparcia. Klub Ukraińskich Kobiet działa od 2014 roku i pomaga migrantkom w Polsce: jego członkinie mogą rozmawiać, szukać porad, wspierać się i spędzać razem czas..
"Wiele kobiet w 2014 roku, w którym powstał Klub, chodziło tylko do pracy i nie miało czasu, ani energii na szukanie przyjaciółek. Ale chciały się spotykać. Kiedy na pierwszym spotkaniu zaproponowano im haftowanie, wiele z nich było szczerze oburzonych, mówiąc, że nie mogą haftować w niedzielę. Kobiety chciały śpiewać, więc powstał chór "Kalyna". W tym czasie bardzo popularne były lekcje gotowania, a polscy sąsiedzi zaczęli poznawać ukraińską kulturę poprzez kuchnię. Czasami mieszkańcy domu przychodzili i pytali, co tu się gotuje i skąd ten niesamowity zapach - mówi Maryna Mazurak.
Maryna Mazurak. Zdjęcie autorki
Po 24 lutego 2022 r., kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, a do Polski przybyły miliony uchodźców wojennych, projekt się rozrósł.
Ukraiński Dom w Polsce uruchomił linię informacyjną dla uchodźców, dołączyli wolontariusze, a priorytety Klubu Ukraińskich Kobiet zmieniły się.
"Mówiąc globalnie, naszym celem jest stworzenie bezpiecznego środowiska dla kobiet, w którym mogą uzyskać wzajemne wsparcie i pomoc" - wyjaśnia Maryna Mazurak - "Ale ta pomoc może być różna. Obejmuje ona wsparcie psychologiczne, arteterapię i robótki ręczne, które również mają charakter terapeutyczny. A czasami kobiety potrzebują po prostu informacji i profesjonalnej porady. Na przykład po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę na pełną skalę, nasze pierwsze spotkania dotyczyły tego, jak umówić się na wizytę u lekarza, jak działa polski system opieki zdrowotnej czy transport publiczny. Spotkanie na temat zakładania własnej działalności gospodarczej w Polsce cieszyło się dużą popularnością - wzięło w nim udział ponad 60 osób. Te informacje były potrzebne w tamtym czasie, a teraz, gdy kobiety mniej lub bardziej się zaadaptowały i ustatkowały, ich potrzeby się zmieniły i zmienia się tematyka spotkań. Sprawdzamy, czego potrzebują kobiety, które przychodzą do klubu. Organizujemy warsztaty psychologiczne, zajęcia sportowe - wsparcie poprzez aktywność fizyczną, robótki ręczne lub sztukę jest tym, co kobiety chcą od nas otrzymać" - mówi Maryna.
Zajęcia sportowe poprawiają samopoczucie.. Zdjęcie: Klub Ukraińskich Kobiet
Klub Ukraińskich Kobiet publikuje cotygodniowe ogłoszenia o wydarzeniach na swojej stronie na Facebooku.
Rejestracja na wydarzenia rozpoczyna się w każdy poniedziałek i jest ograniczona liczbą osób. Wszystkie wydarzenia są bezpłatne. Nie musisz wybierać tylko jednego. Program jest zazwyczaj bardzo zróżnicowany, więc każdy znajdzie coś interesującego dla siebie. Organizowane są warsztaty kreatywne i artystyczne, podczas których można własnoręcznie wykonać pamiątkę, pomalować torbę, naczynie lub kubek albo wziąć udział w warsztatach muzykoterapii.
Kreatywne zajęcia w klubie. Zdjęcie: Klub Ukraińskich Kobiet
"Pewnego razu na kursie malowania, jedna z uczestniczek powiedziała "Odrodziłam się dzięki tobie". Pamiętam jej torbę ze stokrotkami. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że była arteterapeutką z Kijowa. Kilka miesięcy wcześniej jej mąż zginął na wojnie. Teraz Natalia Szumska prowadzi z nami zajęcia z rozwoju osobistego, jest instruktorką nordic walking. Pomagając innym, Natalia otrzymuje otuchę, dużo energii i wsparcia. A my jesteśmy otwarci na propozycje, gdy ktoś jest gotowy podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi" - mówi Maryna Mazurak.
Praca członkini klubu. Zdjęcie: Klub Ukraińskich Kobiet
Klub planuje warsztaty z organizacji czasu. Wyzwaniem jest stworzenie programu dla starszych kobiet, aby mogły znaleźć przyjaciół i interesujące zajęcia. Chociaż projekt nie ma ograniczeń wiekowych, starsze kobiety mówią, że chciałyby czasami posiedzieć z kobietami w tym samym wieku.
W ten sposób każdy uczestnik znajdzie interesujące zajęcie i grupę przyjaciół.
Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury. Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu. UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.
Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej. Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.
Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB
Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?
Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.
Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.
Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.
Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.
Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?
Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.
Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.
W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.
Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.
To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.
Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.
Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.
Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?
Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.
Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.
Dzieci piszą listy do żołnierzy
Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?
To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu. Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.
Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.
Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.
Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?
Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, aleprzestrzeń, która daje wartość wszystkim.
Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.
Malowanie wielkanocnych pisanek
Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.
Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.
To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.
Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.
Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?
Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku. Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami. Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.
Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.
Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.
Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?
Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.
Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.
Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.
Ale jak to zrobić?
Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.
A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?
Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.
Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.
Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej. Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.
Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.
Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności. To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.
Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.
I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.
Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.
Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.
Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli. Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.
Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych
Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.
Od początku roku Polskę opuściło przymusowo 1100 cudzoziemców, informuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych RP. Taką samą liczbę osób deportowano w ciągu dwóch wcześniejszych lat. W rejestrze „osób niepożądanych” znajduje się obecnie 31 tysięcy cudzoziemców, wśród których prawie 6 tysięcy to Ukraińcy. Najczęstszymi przyczynami deportacji są przestępstwa, wyroki sądowe, organizowanie nielegalnej migracji, naruszenie zasad pobytu itp.
W ostatnim czasie w Polsce nasiliły się przypadki deportacji Ukraińców. Prawnicy wyjaśniają, że jest to nie tylko konsekwencja naruszeń prawa, ale także wynik decyzji politycznych „z góry”. Eksperci podkreślają, że deportacja jest jednym z najsurowszych środków administracyjnych, który powinien być stosowany proporcjonalnie i tylko w poważnych przypadkach.
Dawid Dehnert. Zdjęcie: archiwum prywatne
Grzywna czy deportacja: gdzie jest granica prawa
Natalia Żukowska: – W ostatnim czasie wzrosła liczba deportacji Ukraińców. Dlaczego tak się dzieje?
Dawid Dehnert: – Deportacja to kwestia prawa administracyjnego. Według naszych nieoficjalnych danych coraz częściej napływają wnioski „z góry”, z żądaniem zobowiązania cudzoziemców do powrotu do domu. Przykładem był niedawny koncert białoruskiego wykonawcy Maxa Korża w Warszawie, gdzie zatrzymano wielu obcokrajowców, w tym Ukraińców. Środowiska polityczne natychmiast zareagowały i podjęto odpowiednie decyzje. Jest to więc decyzja administracyjna, która pochodzi z wyższych instancji.
Czy deportacje Ukraińców zatrzymanych na koncercie Korża były zgodne z prawem? W prasie pojawiła się historia 18-letniej Angeliny, której polskie organy ścigania – według jej słów – nie pozwoliły nawet spakować rzeczy i którą w pośpiechu odesłały do Ukrainy.
Nie znam wszystkich szczegółów dotyczących Angeliny. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę uczestnika tego koncertu, który dostał się tam na przykład przeskakując ogrodzenie, to rzeczywiście naruszył on prawo dotyczące imprez masowych. Prawo to zostało stworzone w celu ochrony porządku publicznego. Służba graniczna potraktowała to jak zagrożenie dla tego porządku i wykorzystała jako podstawę do deportacji. Jako prawnik uważam to jednak za nadmierną interpretację obowiązującego prawa i brak zasady proporcjonalności. Należy pamiętać, że deportacja jest jednym z najsurowszych i najbardziej bolesnych środków, jakie można zastosować wobec cudzoziemca. Dlatego powinna być stosowana tylko proporcjonalnie i w przypadkach naprawdę poważnych naruszeń, a nie tak drobnych.
Zatrzymanie sprawców wykroczeń podczas koncertu Maxa Korża w Warszawie. Zdjęcie: FB
Oczywiście zachowanie zatrzymanych było niewłaściwe i nie możemy akceptować takich czynów. Jednak jeśli pójść tą drogą, to okazuje się, że powinniśmy również deportować kierowców, którzy łamią przepisy ruchu drogowego.
Bo – nie ma co udawać – osoba, która przeskoczyła przez ogrodzenie w tłumie, z punktu widzenia zagrożenia ładu społecznego wyrządza minimalną szkodę. To nie jest przestępstwo, a wykroczenie
Czy te decyzje były zgodne z prawem? Wydaje mi się, że naruszały one nie tyle samo prawo, co zasady konstytucyjne. Zgodnie z art. 7 konstytucji organy władzy państwowej powinny działać wyłącznie na podstawie i w granicach prawa. Moim zdaniem w tym przypadku zostało to zniekształcone. W przypadku Angeliny jest to sprawa podlegająca Kodeksowi wykroczeń: grzywna – i koniec historii. Angelina ma prawo odwołać się od decyzji – najpierw do organu wyższej instancji, a następnie do sądu administracyjnego. Uważam, że jeśli chodzi tylko o jedno wykroczenie w Polsce, decyzja o deportacji powinna zostać uchylona. Ale to już kwestia do rozstrzygnięcia przez niezależny sąd.
Czyli nawet osoba już deportowana z Polski do Ukrainy może zwrócić się do polskiego sądu o uchylenie wcześniej podjętej decyzji?
Tak. Nic nie stoi na przeszkodzie, by dalej walczyć. Można składać odwołania, mieć swojego adwokata lub pełnomocnika, który będzie działał w imieniu takiej osoby tutaj, w Polsce. Zazwyczaj sprawy takie jak typowe wykroczenia „stadionowe” są rozpatrywane szybko. To normalne: ludzie złamali prawo, więc muszą ponieść odpowiedzialność; jest decyzja, kara – i to wszystko. Uważam, że to właściwy mechanizm.
Ci ludzie nie stanowili aż takiego zagrożenia, by ich natychmiast deportować. Ponadto wykonanie decyzji nastąpiło „tu i teraz”, bez oczekiwania, bez możliwości wykorzystania wszystkich instrumentów prawnych.
To przypomina raczej polowanie na czarownice niż wyważone stosowanie prawa
Próbuje się nam pokazać: „walczymy”, „stosujemy prawo”. Dla mnie są to raczej działania polityczne, populistyczne. I może nie są one nielegalne, ale na pewno nie są zgodne z zasadami prawa. Jeśli sprawy te trafią do sądów administracyjnych, gdzie sędziowie naprawdę rozważą wszystkie argumenty, takie decyzje powinny zostać uchylone, a ci ludzie powinni mieć możliwość spokojnego powrotu.
Za jakie jeszcze wykroczenia deportuje się ostatnio Ukraińców?
Wśród najczęstszych przyczyn deportacji są: konflikty z prawem, zwłaszcza powtarzające się wykroczenia; niepłacenie grzywien (na przykład w związku z kradzieżą); jazda pod wpływem alkoholu; jazda bez prawa jazdy; używanie fałszywych dokumentów; naruszenie warunków zakazu prowadzenia pojazdów.
Nawet drobne wykroczenia mogą prowadzić do deportacji, jeśli się powtarzają. Ale przyczyną mogą być również sieci społecznościowe.
Niedawno okazało się, że nawet film na TikToku może spowodować deportację, i to w ciągu 24 godzin
Ukrainiec opublikował w sieci społecznościowej film, w którym groził podpaleniem z powodu zniesienia pomocy – w szczególności wypłat 800+ dla uchodźców. Został zatrzymany przez polskich strażników granicznych, a następnie deportowany.
Uchodźcy na granicy polsko-ukraińskiej. Zdjęcie: Jakub Orzechowski, Agencja Wyborcza.pl
Bardzo często do deportacji dochodzi tuż po odbyciu kary. Na przykład cudzoziemiec właśnie odsiedział wyrok w więzieniu i nie zdążył nawet wyjść za drzwi, a tu podchodzą do niego strażnicy graniczni: „Dzień dobry, jedziesz z nami”. Przed podjęciem decyzji o deportacji cudzoziemca należy wysłuchać, ale zazwyczaj nie ma on adwokata ani pełnomocnika. Często nie wie, co powiedzieć, co może mu pomóc. I ostatecznie zapada decyzja o jego natychmiastowym powrocie do macierzystego kraju. Dalej są dwie możliwości: albo osobę od razu przewozi się na granicę, albo najpierw kieruje się ją do ośrodka dla cudzoziemców, a deportacja następuje potem. Jeśli nie ma nikogo z zewnątrz, kto mógłby pomóc, sytuacja takiej osoby staje się bardzo trudna.
Wiele ma Pan teraz spraw związanych z deportacją?
Bardzo wiele. Najczęściej jednak nie z powodu drobnych wykroczeń, ale poważniejszych spraw. Na przykład ktoś popełnił serię kradzieży, ktoś wielokrotnie został przyłapany na prowadzeniu pojazdu bez prawa jazdy lub pod wpływem alkoholu, ktoś właśnie zakończył odbywanie kary w więzieniu. Wtedy procedura deportacji jest uruchamiana praktycznie natychmiast.
Natomiast deportacje tylko za drobne wykroczenia w praktyce są rzadkością. Koncert w Warszawie był wyjątkiem
Ani kroku bez tłumacza: jak uchronić się przed natychmiastową deportacją
Jakie są szanse na uniknięcie deportacji, jeśli masz adwokata, który reprezentuje twoje interesy?
Jest taka szansa. Wiele osób pisze do mnie lub dzwoni, pytając, co robić. Zawsze odpowiadam: przyjdź do nas, sporządzimy pełnomocnictwo i porozmawiamy o tym, dlaczego tu jesteś, co łączy cię z Polską, czy masz rodzinę, dzieci... Jako prawnik muszę zebrać jak najwięcej informacji o podopiecznym.
Wtedy, jeśli coś się wydarzy, wiemy już, gdzie dzwonić i jak reagować.
Na przykład gdy mamy telefon od straży granicznej lub policji, wysyłamy adwokata. I co bardzo ważne: wyjaśniamy zatrzymanej osobie, by nie mówiła nic bez swojego przedstawiciela
Adwokat już wie, jakie podstawy wykorzystać. Możemy szybko zainicjować procedurę dodatkowej ochrony, która wstrzymuje deportację, a sama zainteresowana osoba zyskuje pewność, że ktoś reprezentuje jej interesy. Oczywiście ostateczną decyzję podejmuje organ władzy, ale im wcześniej interweniujemy, tym większe prawdopodobieństwo wstrzymania deportacji. Możemy również złożyć wniosek o wstrzymanie natychmiastowego wykonania decyzji.
Wszystko zależy od okoliczności. Jeśli są dzieci – dodajemy akty urodzenia, jeśli jest małżeństwo z obywatelem Polski – to również jest argument. Każdy przypadek jest indywidualny. Dlatego zawsze powtarzam: najlepiej przyjść wcześniej, omówić sytuację, zostawić wszystkie dokumenty. Wtedy w razie czego będziemy mogli działać szybko.
Rozumiem, że osoby, które zostały deportowane po koncercie w Warszawie, nie miały możliwości złożenia wniosku lub odwołania się od decyzji, ponieważ wszystko działo się zbyt szybko. Gdyby od razu interweniowała osoba znająca te procedury i rozumiejąca, jakie istnieją „negatywne podstawy” do deportacji (na przykład możliwość złożenia wniosku o dodatkową ochronę), wówczas szanse na zatrzymanie procesu byłyby znacznie większe. Przynajmniej pojawiłyby się podstawy do odwołania od decyzji.
Ile decyzji o deportacji udało się Panu unieważnić?
Są zarówno sukcesy, jak porażki. Są ludzie, którzy wielokrotnie popełniali przestępstwa lub zachowywali się wyjątkowo źle i w takich przypadkach bardzo trudno coś zmienić. Ale są też ludzie, którzy po prostu w niewłaściwym czasie znaleźli się w niewłaściwym miejscu.
Wiele zależy również od organu, który rozpatruje sprawę. Formalnie mówimy: „Rozpatruje organ taki a taki”, ale to konkretni ludzie. Dlatego składając dokumenty staramy się dodać coś ludzkiego – na przykład zdjęcie z dziećmi. To naprawdę działa, ponieważ wtedy rozpatrywana jest nie tylko „sprawa numer...”, ale także los konkretnej rodziny.
Jeśli istnieje ryzyko deportacji, lepiej wcześniej opracować plan działania. Bo tak, każdy popełnia błędy – to ludzkie. Ale kiedy masz strategię, masz większe szanse na sukces
W mojej praktyce zdarzały się sytuacje, kiedy udało się zawiesić decyzję o deportacji i dana osoba nie została natychmiast wywieziona. To ogromny sukces, bo dzięki temu pojawia się czas na złożenie odwołania, napisanie wniosków, podjęcie działań prawnych. Nie mogę jednak opowiadać o szczegółach konkretnych spraw. To kwestia tajemnicy adwokackiej.
Jakie prawa ma osoba, wobec której wydano już decyzję o deportacji? I co powinna zrobić w pierwszej kolejności?
Przede wszystkim ma prawo do posiadania swojego przedstawiciela. A dalej wszystko zależy od sytuacji. Na przykład jest przypadek, gdy osoba otrzymała zobowiązanie do powrotu do ojczyzny i ma 20 dni na wyjazd.
Zdjęcie: Policja Rybnik
Algorytm postępowania w takim przypadku jest następujący: jeśli osoba działa samodzielnie i czuje się na siłach – należy złożyć odwołanie wraz z wnioskiem o zawieszenie wykonania decyzji i wyjaśnić, dlaczego decyzja ta powinna zostać zmieniona lub uchylona. To pierwszy krok, który należy podjąć. Dodatkowe działania mogą obejmować na przykład złożenie wniosku o dodatkową ochronę międzynarodową. Wszystko to opiera się na tym, aby w postępowaniu administracyjnym działać w odpowiednim czasie. Sytuacja się komplikuje, gdy nagle pojawiają się funkcjonariusze i zabierają człowieka do placówki granicznej, nawet po zapłaceniu grzywny.
W takim przypadku algorytm działania nieco się zmienia. Jeśli ta osoba przebywa w domu z rodziną, pierwszym krokiem jest wezwanie adwokata. Ważnym momentem jest również obecność tłumacza. Jeśli bowiem osoba nie zna dobrze języka, bez tłumacza może nie zrozumieć, o czym mowa. Nawet Polacy czasami nie rozumieją niektórych terminów prawnych.
Jeśli tłumacz nie był obecny, może to stanowić podstawę do dalszego odwołania, ponieważ złożone wyjaśnienia mogły być niekompletne, źle zrozumiane, a podpisany protokół może zawierać coś, czego nie rozumiesz
Najważniejsze
· Upewnij się, że jest tłumacz.
· Złóż wniosek o zawieszenie decyzji.
· Złóż odwołanie od decyzji, jeśli jest natychmiastowa.
· Jeśli instancja odwoławcza odmówiła, złóż skargę do sądu administracyjnego.
· Ważne jest przestrzeganie wszystkich terminów, bo podchodzi się do nich surowo.
Nawet jeśli dana osoba zostanie deportowana, terminy są nadal ważne. Na przykład w przypadku deportacji z Chin lub innych krajów spoza UE termin zaczyna biec dopiero po dostarczeniu dokumentów do Polski. W postępowaniu administracyjnym pełnomocnikiem może być już nawet nie adwokat, ale dowolna osoba, której się ufa, na przykład krewny. Tę osobę również należy upoważnić i zapewnić jej tłumacza.
Jeśli zatrzymuje cię policja – bez tłumacza nie rób ani kroku. Ogólnie lepiej nic nie mówić, a tym bardziej nie podpisywać protokołu, jeśli czegoś nie rozumiesz. Nawet przecinek lub kropka mogą zmienić sens. To bardzo ważne.
A co się dzieje z tymi, którzy ignorują decyzję o deportacji?
Przebywają w Polsce nielegalnie. Jeśli zostaną deportowani, nie będą mogli skrócić okresu zakazu wjazdu, ponieważ nie wyjechali samodzielnie. Najczęściej cudzoziemcy otrzymują zakaz wjazdu do UE na 5 lat.
Za ustawą głosowało 227 posłów, 194 było przeciw, a siedmiu wstrzymało się od głosu.
Wcześniej posłowie przegłosowali wniosek o przystąpienie do trzeciego czytania projektu bez ponownego kierowania go do komisji oraz zagłosowali przeciwko wnioskowi koła poselskiego Konfederacji Korony Polskiej o odrzucenie ustawy w całości. Odrzucili także poprawki i wnioski mniejszości zgłoszone przez opozycję.
Poparcia nie uzyskały propozycje klubu PiS dotyczące m.in. zaostrzenia kar dla osób nielegalnie przekraczających granicę, wprowadzenia kary za propagowanie banderyzmu, wydłużenia z 3 do 10 lat minimalnego okresu nieprzerwanego pobytu w Polsce wymaganego do uznania cudzoziemca za obywatela polskiego oraz ograniczenia możliwości zaciągania kredytów i pożyczek przez Bank Gospodarstwa Krajowego na rzecz Funduszu Pomocy.
Posłowie odrzucili również wnioski mniejszości zgłoszone przez Klaudię Jachirę (KO), która chciała m.in. powiązania świadczenia 800 plus z aktywnością zawodową nie tylko cudzoziemców mieszkających w Polsce, ale również polskich obywateli.
Poparcia nie uzyskała również poprawka koła Razem, która przywracała warunki wypłaty świadczeń do stanu z poprzedniego projektu ustawy.
Projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu weryfikacji prawa do świadczeń na rzecz rodziny dla cudzoziemców oraz o warunkach pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa został opracowany po tym, jak pod koniec sierpnia prezydent Karol Nawrocki poinformował, że nie podpisał nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy. Swoją decyzję motywował m.in. tym, że świadczenie 800 plus powinni dostawać tylko ci Ukraińcy, którzy pracują w Polsce.
800 plus dla obcokrajowców
Regulacja uszczelnia system otrzymywania świadczeń na rzecz rodziny przez cudzoziemców. Prawo do tych świadczeń zostanie powiązane z aktywnością zawodową oraz nauką dzieci w polskiej szkole, z wyjątkami dotyczącymi np. osób z niepełnosprawnościami. Dodatkowo prawo do świadczeń będzie powiązane z uzyskiwaniem przez cudzoziemców co najmniej 50 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę, co oznacza, że w 2025 roku będzie to 2333 zł brutto.
ZUS co miesiąc będzie sprawdzał, czy cudzoziemcy byli aktywni zawodowo. Jeżeli w danym miesiącu obcokrajowiec nie był aktywny, to świadczenie będzie wstrzymywane, a przelew nie zostanie wysłany. ZUS będzie także weryfikował w rejestrze komendanta głównego Straży Granicznej, czy dany cudzoziemiec nie wyjechał z Polski.
Aby umożliwić lepszą identyfikację cudzoziemców ubiegających się o świadczenia oraz ich dzieci, wprowadzony zostanie obowiązek posiadania numeru PESEL. Przy nadawaniu PESEL weryfikowany będzie także pobyt dzieci na terytorium Polski.
Nowe przepisy przewidują także integrację baz danych różnych instytucji, co ma pozwolić na skuteczniejsze monitorowanie uprawnień cudzoziemców oraz wyeliminować próby wyłudzania świadczeń.
Wprowadzone zostaną również ograniczenia dotyczące możliwości korzystania ze świadczeń opieki zdrowotnej przez dorosłych obywateli Ukrainy. Chodzi m.in. o programy zdrowotne, rehabilitację leczniczą, leczenie stomatologiczne czy programy lekowe.
Zgodnie z ustawą dotychczasowe przepisy dotyczące legalności pobytu obywateli Ukrainy, którzy uciekli przed wojną, zostaną przedłużone do 4 marca 2026 r.
Nowe rozwiązania mają wejść w życie zasadniczo z dniem następującym po ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw.
Maryna Stepanenko: – W ciągu ostatniego miesiąca Polska kilkakrotnie odnotowała „przypadkowe” naruszenia swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne. W nocy 10 września doświadczyła bezprecedensowego ataku z udziałem 19 dronów. Jaka była Pana pierwsza reakcja na te prowokacje?
Anders Pak Nielsen: – Wszystko to wyglądało bardzo dramatycznie, ale jednocześnie była to jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować spokój i poczekać na fakty, zanim wyciągnie się wnioski. Kiedy śledziłem wydarzenia na bieżąco w mediach społecznościowych, rzeczywiście wydawało się, że Polska została zaatakowana.
Później stało się jasne, że prawdopodobnie to była prowokacja. To jest całkowicie zgodne z tym, co widzieliśmy wcześniej ze strony Rosji: różnymi sposobami testowania lub wywierania presji na Polskę, a także inne kraje NATO, co jest częścią szerszego podejścia do wojny hybrydowej. Ten incydent był bardziej dramatyczny, miał większą skalę, ale zasadniczo postrzegam go jako część tego samego schematu.
Wskazuje to na kolejną tendencję: ogólną eskalację wojny hybrydowej. Niestety, będzie ona trwała. I prawdopodobnie w przyszłości będziemy świadkami potencjalnie bardziej niebezpiecznych incydentów.
Co udowodniła ta prowokacja Rosji? Czy można mówić o niezdolności NATO do zestrzelenia 19 dronów i nieefektywnym wykorzystaniu zasobów, czyli drogich rakiet przeciwko tanim bezzałogowym statkom powietrznym? Jakie wnioski należy z tego wyciągnąć?
Kraje zachodnie muszą zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Wojna nadal się zaostrza, co prawdopodobnie doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z państwami europejskimi. Problem polega na tym, że Zachód nadal zastanawia się, czym jest „podstawowy” poziom zagrożenia.
W przypadku Polski nie sądzę, by siły zbrojne spodziewały się bezpośredniego ataku ze strony Rosji, ponieważ ostatni incydent nie był atakiem. Ale jasne jest, że nadszedł czas, by podnieść poziom gotowości, nawet jeśli do niedawna nie wydawało się to konieczne.
Problem polega na tym, że nie możemy wykluczyć możliwości rzeczywistych, bezpośrednich ataków w przyszłości. Czasami na Zachodzie tak bardzo skupiamy się na determinacji Ukrainy, że zapominamy, że Rosja jest równie zdeterminowana.
A ponieważ gospodarka wojskowa Rosji zaczyna słabnąć, myślę, że Rosja jest gotowa podjąć bardziej dramatyczne kroki, by wywrzeć presję na kraje zachodnie, w szczególności na Polskę, w celu zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy
Dla Rosjan to będzie kluczowy czynnik, który ma zmienić sytuację na ich korzyść.
Od początku inwazji obserwowaliśmy naruszenia przestrzeni powietrznej kilku członków Sojuszu – krajów bałtyckich, Rumunii. Jednak to były pojedyncze incydenty. Dlaczego właśnie Polska stała się celem masowego ataku rosyjskich dronów – i dlaczego właśnie teraz?
Polska ma decydujące znaczenie logistyczne dla kierowania zachodniej pomocy do Ukrainy. Położenie geograficzne również odgrywa ważną rolę. Po prostu łatwiej kierować drony do Polski niż, powiedzmy, do Niemiec czy Szwecji.
Ukraina zaoferowała swoją pomoc. Ma duże doświadczenie wojskowe. Czy NATO powinno wziąć to pod uwagę?
Tak. Ukraina szczególnie dobrze nauczyła się znajdować ekonomicznie efektywne środki zwalczania dronów, by nie marnować drogich rakiet na tanie cele. Kraje zachodnie również powinny zacząć opracowywać coś podobnego, własne odpowiedniki.
Niewielkie mobilne jednostki Ukrainy skutecznie przeciwdziałają dronom szahid, a obecnie pracują nawet nad stworzeniem dronów przechwytujących. Właśnie takich rozwiązań potrzebujemy. Ten incydent uświadamia to, że jeśli Polska nie była w pełni przygotowana na atak zaledwie 19 dronami, to co się stanie, jeśli spotka się z tak długotrwałymi atakami jak w Ukrainie?
I nie dotyczy to tylko Polski. Nie sądzę, żeby mój kraj, Dania, również był gotowy. NATO jako całość musi poważnie się nad tym zastanowić, ponieważ za rok możemy regularnie spotykać się z podobnymi atakami.
Rosyjski dron uderzył w dom we wsi Wyryki w województwie lubelskim. Polska, 10.09.2025. Zdjęcie: Dariusz Stefaniuk/REPORTER
To pierwszy przypadek, kiedy członek NATO musiał zestrzelić rosyjskie drony. Jak Pan ocenia reakcję i wynik operacji sojuszników?
Nadal nie wiemy, jaki będzie wynik, ponieważ nie widzieliśmy jeszcze reakcji. Do tej pory kraje NATO nie spieszyły się z nią. Pozytywnym aspektem jest, że skoncentrowały się na wsparciu Ukrainy – to główne zadanie.
Jednak minusem jest to, że NATO nie podjęło zdecydowanych działań przeciwko prowokacjom, co prawdopodobnie skłoniło Rosję do dalszych działań.
Widzieliśmy już naruszenia przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli w Morzu Bałtyckim. Jak dotąd nie udzielono żadnej realnej odpowiedzi na którąkolwiek z tych sytuacji
Mam nadzieję, że tym razem zobaczymy realne, zdecydowane konsekwencje – coś, co zmusi Rosję do zastanowienia się dwa razy, zanim spróbuje ponownie. Jeśli wszystko skończy się kolejną dyplomatyczną skargą, to nie wystarczy.
Ukraina – kluczowy gwarant bezpieczeństwa Europy
Jeśli Rosja zdecyduje się na kolejny krok, a ataki spowodują ofiary, to gdzie Pana zdaniem przebiega „czerwona linia”, która zmusi NATO do podjęcia bardziej zdecydowanych działań?
Pytanie brzmi, co naprawdę trzeba zrobić, by zaangażować w to Stany Zjednoczone. Jak dotąd reakcja Waszyngtonu była niezwykle słaba. Słyszeliśmy ostre oświadczenia ze strony NATO i niektórych krajów europejskich, ale od Donalda Trumpa – praktycznie nic.
Brak choćby zbliżonej [do NATO – red.] reakcji Stanów Zjednoczonych może skłonić Rosję do dalszych działań. Musimy zadać sobie pytanie: „Gdyby to był prawdziwy atak, z wybuchami w Polsce, to czy to by coś zmieniło?” Nie wiadomo. Ta niepewność jest niebezpieczna. Jeśli Rosja uważa, że Stany Zjednoczone nie zareagują, to co jest prawdziwym czynnikiem powstrzymującym?
W pewnym momencie może to podważyć samo NATO. Bo jaki sens ma sojusz, jeśli prowokacje nie mają żadnych konsekwencji?
Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy zdecydowaną reakcję USA. Wygląda na to, że Donald Trump zrobi wszystko, by uniknąć działań przeciwko Rosji. Mam jednak nadzieję, że inne kraje będą w stanie dać Putinowi do zrozumienia, że to nie jest droga, którą należy podążać.
Niedawno prezydenci USA i Polski odbyli ciepłe spotkanie w Waszyngtonie, co w Warszawie zostało odebrane jako pozytywny sygnał dla sojuszu amerykańsko-polskiego. Jak interpretuje Pan brak ostrych komentarzy ze strony Trumpa na temat ostatniej prowokacji, biorąc pod uwagę ten kontekst?
Nie sądzę, by ktokolwiek mógł naprawdę ufać Donaldowi Trumpowi. On sympatyzuje z niektórymi europejskimi przywódcami, w szczególności z Nawrockim – ale także z Putinem. To właśnie takich prawicowych przywódców lubi wspierać. Natomiast innych gości odwiedzających Waszyngton przyjmuje chłodno.
W końcu nie ma żadnych podstaw, by wierzyć, że Trump będzie wspierał Europę przeciwko Rosji. Od momentu objęcia urzędu pokazuje coś zupełnie przeciwnego
Ogólna tendencja polega na tym, że udział Ameryki w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy maleje. Dlatego budowanie naszego przyszłego bezpieczeństwa na „dobrych stosunkach” z Trumpem jest naiwnością. Europa potrzebuje alternatyw, które nie będą uzależnione od kaprysów amerykańskiego prezydenta.
Wiem, że stosunki między Polską a Ukrainą są skomplikowane, ale uważam, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Europy będzie silna oś polsko-ukraińska
Potrzebujecie szerszej dyskusji na temat budowy nowej europejskiej struktury bezpieczeństwa. Zamiast po prostu mówić o „gwarancjach” dla Ukrainy, musimy uznać samą Ukrainę za kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy, ponieważ ma ona największą armię, możliwości, determinację i położenie geograficzne, których potrzebujemy.
W przyszłości Europa musi zaakceptować fakt, że Stany Zjednoczone nie będą niezawodnym sojusznikiem przez dziesięciolecia. Stawianie na Waszyngton, co obecnie czyni Polska, jest po prostu naiwnością.
Donald Trump i Karol Nawrocki obserwują przelot samolotów wojskowych USA w Waszyngtonie, 3.09.2025. Zdjęcie: POOL via CNP/INSTARimages.com
Ponad jedna trzecia komentarzy w polskich mediach społecznościowych winą za prowokację z dronami obarcza Ukrainę. Dlaczego właśnie taka narracja została wybrana przez Kreml jako kluczowa? I na ile niebezpieczne może być takie przesunięcie punktu ciężkości – z mówienia o agresji Rosji na oskarżanie Ukrainy?
Nie można wykluczyć, że jakieś zakłócenia mogą skierować drony w niewłaściwym kierunku. Ale 19 dronów jednocześnie? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektóre z nich przyleciały z terytorium Białorusi. Nie sądzę, by ktoś serio wierzył, że Ukraina celowo wysłała drony do Polski.
Jeśli Polska jest zaniepokojona, rozsądną reakcją byłoby rozszerzenie swojego systemu obrony przeciwlotniczej na terytorium Ukrainy lub patrolowanie granicy w celu przechwytywania zagrożeń przed nią
Inicjatywy takie jak europejska Tarcza Nieba [projekt naziemnego zintegrowanego europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej, który obejmuje zdolności przeciwbalistyczne – przyp. aut.] byłyby silnym sygnałem dla Rosji, że takie działania nie będą tolerowane. Przyniosłyby też korzyści zarówno Polsce, jak Ukrainie.
Nie ma sensu obwiniać Ukrainy. Ukraina prowadzi wojnę, doświadcza masowych nalotów i oczywiście wykorzystuje środki walki radioelektronicznej. Czasami to powoduje zejście dronów z kursu, ale taka jest rzeczywistość na polu bitwy.
NATO nigdy nie stanowiło zagrożenia militarnego dla Rosji jako państwa – uważają niektórzy ukraińscy obserwatorzy. Z drugiej strony Sojusz stanowi realne zagrożenie dla reżimu politycznego Putina i właśnie dlatego rozpad NATO lub przynajmniej rezygnacja z ochrony krajów Europy Wschodniej, przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, były i pozostają priorytetem polityki Kremla. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co dadzą Moskwie prowokacje na wschodniej flance NATO?
Zgadzam się z tą opinią. NATO nie stanowi zagrożenia dla samej Rosji – nikt nie planuje inwazji na jej terytorium. Zarazem Sojusz stanowi ogromne zagrożenie dla imperialnych ambicji Kremla.
Dla Putina bycie wielkim mocarstwem oznacza posiadanie strefy wpływów nad mniejszymi sąsiadami – a NATO rujnuje tę ideę. Dlatego podważanie wpływów NATO jest jego obsesją
Nie sądzę również, abyśmy powinni wykluczać możliwość, że Rosja bezpośrednio zakwestionuje artykuł 5 w najbliższych latach. To nie będzie pełna wojna, ale drobne prowokacje, by sprawdzić, czy uda się wywołać rozłam, zwłaszcza przekonując Stany Zjednoczone do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli tak się stanie, spójność NATO ulegnie rozpadowi.
A kiedy NATO zostanie osłabione, kraje Europy Wschodniej zostaną pozostawione same sobie. Rzucenie wyzwania NATO jako sojuszowi jest dla Rosji złym rozwiązaniem. Znacznie łatwiej jest zrobić to z Estonią, Łotwą, Litwą lub Finlandią – z osobna. Właśnie w ten sposób Rosja będzie mogła zrealizować swoje ambicje imperialne.
Cel Rosji: znormalizować chaos
Czy Ukraina powinna wyciągnąć jakieś wnioski z tego incydentu?
Nie. Głównym problemem jest gotowość Zachodu do działania. Logicznym pierwszym krokiem byłoby rozszerzenie strefy obrony powietrznej na część terytorium Ukrainy – zaledwie kilkaset kilometrów od granicy – i zezwolenie zachodnim samolotom na patrolowanie tej przestrzeni powietrznej. Nie byłoby to zbyt ryzykowne i stanowiłoby jasny sygnał.
Rosja wysyła drony, by znormalizować przekonanie, że takie incydenty są czymś normalnym. Zachód musi znormalizować coś przeciwnego: stałą obecność wojskową Zachodu w Ukrainie, ochronę jej przestrzeni powietrznej i stopniowe podejmowanie dalszych działań, jeśli Rosja będzie nadal wywierać presję.
Jak dotąd Zachód nie wykazuje zainteresowania tą kwestią. Nie wystarczy po prostu chronić naszą stronę granicy. Trzeba przejąć ukraińskie doświadczenie w tworzeniu niewielkich, wyspecjalizowanych jednostek do ekonomicznego zestrzeliwania dronów. Uczenie się na doświadczeniach Ukrainy – co działa, a co nie – byłoby dobrym początkiem.
Czy zachodni politycy zdają sobie sprawę, że ich reakcja jest w rzeczywistości dość słaba? Czy rozumieją, że Rosja to widzi i wyciąga własne wnioski?
Nie sądzę, by większość zachodnich polityków zdawała sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja w Ukrainie. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, nie można wykluczyć, że dotknie to również nas. Kiedy jedna ze stron zbliża się do porażki, można spodziewać się bardziej dramatycznych działań, tyle że wielu tego nie dostrzega.
Większość polityków nie docenia również determinacji Putina. Istnieje powszechne przekonanie, że on szuka wyjścia z sytuacji, tyle że on jest nastawiony na wygranie tej wojny. \Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu.
Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu
Uważa Pan, że Ukraina może wygrać? Dzięki czemu, w jakich okolicznościach?
Pytanie, co oznacza „wygrać”. Jeśli chodzi o przywrócenie terytoriów do granic z 1991 roku, to jest to trudne. Wymagałoby to załamania się Rosji, na przykład długotrwałych ataków na jej logistykę, które doprowadziłyby do spadku morale – podobnie jak w przypadku Rosji po I wojnie światowej. To nie jest niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.
Obecnie Ukraina skutecznie się broni, podczas gdy Rosja jest w ofensywie i napotyka trudności. Jeśli Ukraina przejdzie do ofensywy, napotka podobne wyzwania. Dlatego wyzwolenie wszystkich terytoriów jest obecnie bardzo trudne bez wymuszonego załamania Rosji lub poniesienia przez nią ogromnych strat.
Jeśli definiujemy „zwycięstwo” jako zachowanie niepodległości Ukrainy, to tutaj jestem znacznie bardziej optymistyczny. Ta wojna nie dotyczy przede wszystkim terytorium, ale kontroli politycznej. Celem Putina jest dominacja nad Ukrainą i przekształcenie jej w państwo podobne do Białorusi. W tym sensie Ukraina wygrywa.
Gospodarka wojenna Rosji jest niestabilna i w ciągu najbliższego roku trudno będzie jej utrzymać się na obecnym poziomie. Ukraina, która ma wsparcie zachodnich sojuszników, jest w bardziej stabilnej sytuacji. Dlatego w tej wojnie na wyczerpanie Ukraina ma lepszą pozycję niż Rosja, nawet jeśli całkowite wyzwolenie terytorium pozostaje trudnym zadaniem.