Exclusive
20
min

Synku, nie będę Ci opowiadać bajek

Wojna jest straszna. Musicie się jej bać. Ten strach powinien was ocalić. Sprawi, że będziecie ostrożne

Tatusia Bo

„Musisz być silny. Musisz się bronić. Musisz być osobą, która wie, gdzie jest prawda”. Rysunek: Magda Danai

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Rozmawiam z moimi dziećmi szczerze i otwarcie, jak z dorosłymi.

Deszcz nie spada z nieba dlatego, że motyle czy jednorożce coś wyczarowały, ale dlatego, że wilgoć, chmury, kondensacja...

Z wojną jest tak samo: Rosja, mordercy, terroryści przyszli zabijać. Jeśli oglądasz rosyjski YouTube, płacisz im na rakiety.

Często jestem za to krytykowana. Mówią, że dzieci nie powinny być narażane na wszystko tak bezpośrednio. „Musisz chronić ich psychikę”.

Czyli, co – owijać cały ten wojenny syf w papierki, jak cukierki?

Ja mam inne zdanie. MAM.

Mamo, coś poszło nie tak.

Mój syn Bohdan (4 lata) podczas alarmu i ataku rakietowego mówi: - Czy to te ruskie dranie?

- Tak, synku. Szkoda, że ich nie grzmotnęli.

W lutym 2022 r. nasza rodzina postawiła kropkę nad „i”: zamierzaliśmy na jakiś czas opuścić dom.

Dzieci pytały: - Co się dzieje? Dlaczego musimy wyjechać?

Powiedziałam im prawdę:- To jest mapa. Ta ogromna, żarłoczna istota na niej to Rosja. Rosjanie przybyli na naszą ziemię i niszczą całe życie. Czołgami. Samolotami. Śmigłowcami. Rakietami. Pociskami. Za tym wszystkim stoją źli, żarłoczni ludnzie – Rosjanie. Opuszczamy nasze domy, ponieważ musimy ratować wasze życie. Przyszyję metki na waszych ubraniach ze wszystkimi informacjami o nas i o was. Wojna jest straszna. Musicie się jej bać. Ten strach powinien was ocalić. Sprawi, że będziecie ostrożne.

Nie spodziewałam się, że od razu zrozumieją, o czym mówię.

O dziwo – zrozumiały.

Ważne jest dla mnie to, by znały prawdę, by zdawały sobie z niej sprawę i szły z nią przez życie. Ważne jest dla mnie, by wyrosły na ludzi, dla których Rosjanie nigdy więcej nie będą różowymi i puszystymi „nosicielami dobra”, ale tymi, którzy wystrzelili pociski w ich dzieciństwie, którzy zapłacili za te pociski, którzy zgodzili się na te pociski. To uchroni je przed błędami, które popełniło kilka pokoleń w ich rodzinie. W rezultacie to powinno uratować im życie.

To również powód, by uczyć je, żeby nie lekceważyły małych rzeczy. Prawda o wojnie jest taka, że wojna zabija. Nie ma znaczenia, czy jesteś dorosłym mężczyzną z bronią, kobietą z kwiatami na ulicy, spacerowiczem z psem czy dzieckiem.

Wojna może zabić każdego.

Dlatego to nieważne, jak fajny jest plecak porzucony na ławce – najprawdopodobniej ten plecak jest niebezpieczny.

Bez względu na to, jak bardzo chcesz zobaczyć, co tak grzechocze za oknem podczas alarmu, pamiętaj: to niebezpieczne.

Czy jestem okrutną matką?

Tak, zdecydowanie jestem okrutną matką.

Ale to nie są słodkie czasy. Nie jest łatwo owinąć, jak cukierek w papierek, zamordowanych strażaków w Charkowie, zakrwawione dzieci, ciała przykryte kocami. Możesz oczywiście wymyślić bajkę o magicznym kocu – i tyle. W końcu jestem bajkopisarką i pisarką dla dzieci. Ale bez względu na to, jak bardzo oblepisz wojnę marmoladą, i tak nie będzie ona słodka.

„Nie, córko, to nie keczup na zabawce. To Rosjanie. Iskander. Pocisk rakietowy. Stacja kolejowa w Kramatorsku. Krew na zabawce. Ludzka krew. Rosjanie zabijają. Rosjanie zabijają. Musisz być silny. Musisz się bronić. Musisz być osobą, która wie, gdzie jest prawda”.

Prawda rzadko jest słodka. Najczęściej jest gorzka, bolesna, ściska za gardło, sprawia, że krzyczysz. Ale ten ból czyni cię silniejszym. Warto przez niego przejść.Dla bajek znajdujemy inne tematy i inne przygody. Bo nigdy nie możesz sprawić, by wojna była słodka.

Tatusia Bo. Matka dwójki dzieci (dziewczynki w wieku 12 lat i chłopca w wieku 4 lat)

A jak Wy rozmawiacie z dziećmi o wojnie? Piszcie do nas, a my opublikujemy wybrane listy: redakcja@sestry.eu
No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Tatusya Bo (Tetiana Komlyk) jest blogerką, autorką książek dla dzieci, wolontariuszką, dyrektorką wykonawczą Fundacji Charytatywnej „Ukraińska Fundacja „Mriya". Z wykształcenia jest reżyserką wydarzeń teatralnych oraz nauczycielką języka i literatury ukraińskiej. Pracowała jako korespondentka, redaktorka, scenarzystka. Mama dwójki zabawnych dzieci.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy jej rówieśnicy żyją na TikToku, ona założyła międzynarodowy ruch społeczny. Nie z namowy, ale dlatego, że nikt inny nie chciał się za to zabrać.

Jej podróż zaczęła się w 2014 roku, kiedy przyjechała z Krymu. Miała zaledwie osiem lat i w jej rodzinnym miasteczku właśnie kończył się ten bezpieczny świat, jaki znała. Aneksja, strach, ucieczka. Dla małej dziewczynki to nie była geopolityka, lecz nagła utrata wszystkiego, co oczywiste: domu, szkoły, języka. Trafiła do Warszawy – miasta, które zawsze przyciąga, ale rzadko przytula.

Dziś, mając niespełna dwadzieścia lat, stała się twarzą pokolenia dorastającego w chaosie. Między wojną a pokojem, między viralem na TikToku a mądrą przemową na TEDx. Jest założycielką Fundacji Latających Plecaczków, pomysłodawczynią Międzynarodowego Dnia Plecaka, studentką psychologii i potrafi zbudować sprawną organizację działającą po obu stronach granicy.

Wszystko zaczęło się od prostej dziecięcej intuicji: świat można zmieniać, zaczynając od małych, codziennych rzeczy. Plecak stał się dla niej symbolem – podróży, nauki, wymiany, zwykłej, ludzkiej solidarności. Ruch, który stworzyła, łączy uczniów i nauczycieli. To brzmi naiwnie tylko dla tych, którzy nigdy nie widzieli na własne oczy, że taka wspólnota potrafi zdziałać cuda.

Kira w wywiadach mówi opowiada o piętnastu budzikach nastawianych każdego ranka, o odpisywaniu na maile w zatłoczonym metrze, o tym, że produktywność to nie talent, ale upór. Łączy w sobie etos starych działaczy  – wiarę, że po prostu trzeba robić – z nowoczesną umiejętnością budowania narracji, która trafia do jej pokolenia.

Dla niej „być Ukrainką w Polsce” to codzienna praktyka. Gdy mówiła o ucieczce z Krymu, podsumowała to z chłodną dojrzałością: „Po prostu trzeba było zacząć od nowa. Nie wiedziałam wtedy, co to emigracja. Dziś wiem, że to proces, który nigdy się nie kończy”. Tę dojrzałość słychać w jej wystąpieniach.

Kiedy nominowano ją do tytułu „Warszawianki Roku 2025”, w Internecie zawrzało. Nie dlatego, że zrobiła coś kontrowersyjnego – wręcz przeciwnie. Stała się lustrem, w którym część Polaków zobaczyła własny lęk przed odmiennością.

Fala hejtu, która zalała media społecznościowe, ujawniła mroczną stronę społeczeństwa, które jeszcze niedawno szczyciło się solidarnością

Kira nie odpowiedziała gniewem. Po prostu dalej robi swoje. Nie wdaje się w jałowe spory o to, kto jest „prawdziwą warszawianką”, bo wie, że przynależność mierzy się czynami, nie metryką urodzenia.

Jej ruch trwa: szkoły wymieniają się doświadczeniami, dzieci uczą się mówić o swoich emocjach, a wolontariusze dostarczają plecaki z pomocą tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. To nie jest kampania wizerunkowa, to cicha praca codziennego, drobnego dobra.

Kira nie jest „influencerką dobra”, tylko osobą, która działa jak oddycha. Jej aktywizm nie wynika z podręcznikowej ideologii, ale z empatii. Wie, że granice państw są zbyt sztywne na ludzką wrażliwość. Że pojęcie „domu” można rozszerzyć. I że solidarność jest codziennym wyborem ludzi, którzy chcą widzieć drugiego człowieka po drugiej stronie.

Jest sumieniem Warszawy: młodym, upartym, czasem zmęczonym, ale wciąż głęboko wierzącym, że przyszłość to nie nagroda, tylko odpowiedzialność.

Kiro, ja też nie jestem stąd, ale tak jak Ty – jestem u siebie. Głowa do góry, głosuję na Ciebie.

20
хв

Kira: głosuję na Ciebie!

Jerzy Wójcik

 W ciągu pierwszych dwóch miesięcy pobytu w Polsce nauczyłam się tylko kilku słów i trzech zwrotów: „dzień dobry”, „dziękuję” i „do widzenia”. Po prostu nie potrzebowałam więcej; planowałam wrócić do domu. Naukę języka rozpoczęłam dopiero wtedy, gdy moje dziecko zaczęło mieć problemy w szkole. Czułam się bezbronna.

Język to broń. Znając go, nie musisz nikogo poniżać, ale możesz złożyć skargę, wyjaśnić, opowiedzieć, co się stało i dlaczego. Jeśli język znasz słabo, zawsze możesz w odpowiedzi usłyszeć: „Pani coś źle zrozumiała”.

Myślę, że Ukrainki za granicą, które słabo znają obcy język, w rzeczywistości nie bronią się, gdy spotykają się z prześladowaniem w środkach transportu publicznego. Po prostu próbują odejść od osoby, która je popycha lub prowokuje. Milczą, bo rozumieją, że w każdej sytuacji konfliktowej za granicą „swój” najpierw stanie po stronie „swego”. Ukrainka automatycznie jest w niekorzystnej sytuacji.

I właśnie ta bezbronność ma decydujące znaczenie. W ciągu ostatniego tygodnia w Internecie rozeszła się wiadomość o czynie Zenobii. Zenobia Żaczek to Polka, która stanęła w obronie Ukrainki: broniła jej słownie, za napastnik rozbił jej głową nos. 

W sieci natychmiast podchwycono tę historię: oto dzielna Polka stanęła w obronie Ukrainki.

Mnie bardziej dziwi to, że była jedyną osobą, która to zrobiła. Bo dla mnie byłaby to zwykła, intuicyjna reakcja

Sytuacja wyglądała tak: w autobusie półnagi Polak wrzeszczał na Ukrainkę. Zenobia Żaczek w wywiadzie powiedziała, że „wykrzykiwał do starszej kobiety ciągle to samo: o banderowcach, UPA, Wołyniu, o tym, że Ukraińcy powinni się wynieść z Polski i wiele innych haniebnych rzeczy”. To znaczy – otwarcie prowokował.

A Ukrainka... milczała. Siedziała i słuchała. Nie odpowiadała, nie wdawała się w dialog. I moim zdaniem właśnie to stało się kluczowe. Pani Zenobia dostrzegła w niej bezbronność. W jej oczach ta Ukrainka była bezbronna.

Każdy człowiek, który ma sumienie, który odczuwa empatię, w takiej sytuacji musi chronić słabszego – jak małe dziecko. Bo ta kobieta jest w obcym kraju, nie w domu. Myślę, że gdyby Ukrainka odpowiedziała agresywnie, wdała się w kłótnię, krzyknęła, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. 

Być może pani Zenobia również by interweniowała, ale w inny sposób: powiedziałaby obojgu: „uspokójcie się” lub uznała, że „cham natrafił na chama” – i by nie interweniowała.

W żadnym wypadku nie chcę umniejszać czynu Zenobii Żaczek. Jestem jej niezwykle wdzięczna i piszę nie tyle o niej, co o innych. Nie uważam, że wstawianie się za kimś innym jest wyczynem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla mnie jest to raczej normalna reakcja zdrowego człowieka – chronić niewinnego.

To tak, jakbym szła ulicą i zobaczyła, że dziecko dręczy kotka. Czy mam przejść obojętnie, bo „to nie moje dziecko” i „nie mam prawa robić mu uwag”? Nie. Bo kotek jest bezbronny. I właśnie dlatego muszę interweniować. Nawet jeśli potem mama tego dziecka zacznie mnie oskarżać, pouczać o „prawach”, i nawet gdyby znalazł się ktoś, kto by powiedział, że „traumatycznie wpłynęłam na jego psychikę” (za co można dostać grzywnę) – i tak bym interweniowała. Bo milczenie w takich przypadkach jest gorsze. Zarówno dla mnie, bo dręczyłoby mnie sumienie, jak dla dziecka – bo nie odebrałoby ważnej lekcji empatii.

20
хв

Gdy milczenie jest najgorsze

Olena Klepa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Podczas zagrożenia szansa na życie to Twoje działanie. Można się tego nauczyć

Ексклюзив
20
хв

W podziemnej twierdzy armii ukraińskiej

Ексклюзив
20
хв

Profesor Roman Kuźniar: Rosję ta wojna powinna kosztować coraz więcej. Aż się udławi Ukrainą

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress