Exclusive
20
min

Jaka przyszłość czeka młodych ludzi w Polsce?

Skrajnie prawicowe siły w Polsce cieszą się największą popularnością wśród młodych mężczyzn. Jednocześnie wiele wykształconych młodych kobiet, które kończą najlepsze uniwersytety świata, wybiera komfort i spokój zamiast politycznego zaangażowania. Pisząc ten tekst, próbuję wyrazić swoją frustrację, wynikającą z tego, jak młodzi ludzie reagują na politykę. Bo jedno wiadomo na pewno: nawet jeśli ty nie interesujesz się polityką

Melania Krych

Zdjęcie: Karol Makurat/Reporter

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Od momentu ogłoszenia wyników wyborów mam wrażenie, że najczęstszą reakcją młodych ludzi jest… picie alkoholu. Może to stereotypowe podejście, charakterystyczne dla Polaków, ale dokładnie tak wyglądała rzeczywistość w moim otoczeniu. Siedząc z piwem w ręku, młode kobiety i mężczyźni mówili: „Pogodziłem się już z tym, że Polska to druga Białoruś”, „Nigdy tu nie wrócę”, „Zostaję i będę walczyć o swój kraj”. Choć te wypowiedzi są skrajnie różne, wszystkie wynikają z tego samego: strachu o przyszłość i prób radzenia sobie z niepewnością.

To właśnie ta różnorodność reakcji mnie fascynuje. Każde z nas — młodych ludzi — próbuje jakoś zareagować na wydarzenia polityczne, które bezpośrednio wpływają na nasze życie. Jedna wypowiedź szczególnie zapadła mi w pamięć. Jeden z moich znajomych powiedział, że sens polityki polega na tym, by „pozostawać w niej zwłaszcza wtedy, gdy jest źle”. I trudno się z tym nie zgodzić.

Rozumiem tych, którzy chcą wyjechać — szczególnie kobiety, osoby należące do mniejszości kulturowych czy społeczności LGBTQ+, które nie czują się w Polsce bezpiecznie. Jak można wymagać od kogoś, kto jest nieustannie atakowany przez większość społeczeństwa, by pozostał w kraju, który odmawia mu godności i bezpieczeństwa?

Mimo wszystko, po ostatnich wyborach czuję w sobie jeszcze większą motywację do działania. Trzeba zrozumieć, że powiedzenie „uciekam, bo to mnie nie dotyczy” — to przywilej. Wiele osób nie ma ani możliwości, ani środków, by wyjechać. Nie wszyscy mogą pozwolić sobie na eskapizm.

I tu pojawia się kolejne pytanie: dokąd właściwie można uciec? Skrajna prawica zyskuje na sile nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie — w Europie, USA, a nawet w krajach uznawanych za „bezpieczne”, takich jak Australia czy Nowa Zelandia. Czy więc nie lepiej zostać i walczyć o wartości, które są nam bliskie, tutaj — w naszych lokalnych społecznościach? Ja wybieram tę drugą drogę.

Widzę jednak poważny problem: wielu młodych ludzi wyjeżdża na studia za granicę, ale po powrocie nie podejmuje żadnych prób zmiany rzeczywistości. Wręcz przeciwnie. Starają się dopasować do znanego już systemu. Kończą prestiżowe uczelnie, takie jak Cambridge czy Oxford, a potem wracają do Polski i podejmują pracę w tych samych bezpiecznych firmach konsultingowych. Gdzie jest motywacja do działania? Do budowania czegoś nowego? Czy już się wypaliliśmy? Czy aż tak bardzo boimy się ryzyka? A może nasze wartości moralne przesuwają się w stronę konserwatyzmu — tak jak u starszych pokoleń?

Statystyki pokazują, że skrajna prawica cieszy się największą popularnością wśród młodych mężczyzn. Tymczasem wiele wykształconych młodych kobiet, które kończą najlepsze uczelnie świata, wybiera komfort i spokój zamiast aktywności politycznej. Pisząc ten tekst, próbuję wyrazić swoją frustrację. Frustrację wynikającą z reakcji młodych ludzi na politykę. Bo wiadomo — nawet jeśli polityka cię nie interesuje, to polityka prędzej czy później zainteresuje się tobą.

Polska młodzież na marszu Sławomira Mentzena, Wrocław 2025. Zdjęcie: Krzysztof Kaniewski/Reporter

Potrzebujemy więcej ludzi, którzy potrafią się organizować. Potrzebujemy wspólnot, które będą prowadzić otwarte, produktywne rozmowy o przyszłości, sprawiedliwości i wartościach. W przeciwnym razie będziemy wciąż powtarzać schematy, które funkcjonują od pokoleń.

Historia ma to do siebie, że zatacza koło — ale w pewnym momencie to koło trzeba zatrzymać.

Mam wrażenie, że w świetle wyników tych wyborów i paraliżującego lęku przed powrotem PiS do władzy coraz częściej mówię ludziom w moim wieku: nie poddawajcie się, walczcie. Ale jak dokładnie mamy walczyć z tym systemem, zanim będzie za późno? Protestami? Działaniem w instytucjach? Tworzeniem i wspieraniem organizacji obywatelskich? Wszystkie te formy oporu mają jedną wspólną cechę: historycznie rzecz biorąc, zawsze zaczynały się od niewielkich, zdeterminowanych grup młodych ludzi. To właśnie takie grupy często zapoczątkowywały fundamentalne zmiany. I to one powinny być dla nas inspiracją — nie tylko do działania, ale i do wiary, że działanie ma sens.

Nie możemy siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż politycy „dadzą nam” prawo do aborcji, równość małżeńską, mieszkanie, na które nas stać, albo dostęp do dobrej edukacji.

Gdyby chcieli nam to dać — już byśmy to mieli. A skoro tego nie robią — mimo wieloletnich obietnic — nie możemy liczyć, że coś się zmieni samo z siebie. Dlatego dziś pytam młodych ludzi, którzy to czytają: jaką przyszłość widzicie dla Polski? I co zamierzacie zrobić, żeby ją zmienić? Bo każdy może coś zrobić. Żeby potem nie żałować straconych szans.

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Reżyserka, kreatywna producentka i asystentka reżysera z Warszawy. Obecnie kończy studia w NYU Tisch School, gdzie uczęszcza na program Film and TV. W trakcie swojego pobytu w NYU wyreżyserowała kilka filmów, które koncentrują się na wprowadzaniu zmian społecznych. Wiele z filmów, nad którymi pracowała, zostało zakwalifikowanych na znane festiwale filmowe. Wierzy, że opowiadanie historii powinno zawsze być wypełnione prawdą i pełnić rolę motywatora do wprowadzenia zmian w społeczenstwie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy jej rówieśnicy żyją na TikToku, ona założyła międzynarodowy ruch społeczny. Nie z namowy, ale dlatego, że nikt inny nie chciał się za to zabrać.

Jej podróż zaczęła się w 2014 roku, kiedy przyjechała z Krymu. Miała zaledwie osiem lat i w jej rodzinnym miasteczku właśnie kończył się ten bezpieczny świat, jaki znała. Aneksja, strach, ucieczka. Dla małej dziewczynki to nie była geopolityka, lecz nagła utrata wszystkiego, co oczywiste: domu, szkoły, języka. Trafiła do Warszawy – miasta, które zawsze przyciąga, ale rzadko przytula.

Dziś, mając niespełna dwadzieścia lat, stała się twarzą pokolenia dorastającego w chaosie. Między wojną a pokojem, między viralem na TikToku a mądrą przemową na TEDx. Jest założycielką Fundacji Latających Plecaczków, pomysłodawczynią Międzynarodowego Dnia Plecaka, studentką psychologii i potrafi zbudować sprawną organizację działającą po obu stronach granicy.

Wszystko zaczęło się od prostej dziecięcej intuicji: świat można zmieniać, zaczynając od małych, codziennych rzeczy. Plecak stał się dla niej symbolem – podróży, nauki, wymiany, zwykłej, ludzkiej solidarności. Ruch, który stworzyła, łączy uczniów i nauczycieli. To brzmi naiwnie tylko dla tych, którzy nigdy nie widzieli na własne oczy, że taka wspólnota potrafi zdziałać cuda.

Kira w wywiadach mówi opowiada o piętnastu budzikach nastawianych każdego ranka, o odpisywaniu na maile w zatłoczonym metrze, o tym, że produktywność to nie talent, ale upór. Łączy w sobie etos starych działaczy  – wiarę, że po prostu trzeba robić – z nowoczesną umiejętnością budowania narracji, która trafia do jej pokolenia.

Dla niej „być Ukrainką w Polsce” to codzienna praktyka. Gdy mówiła o ucieczce z Krymu, podsumowała to z chłodną dojrzałością: „Po prostu trzeba było zacząć od nowa. Nie wiedziałam wtedy, co to emigracja. Dziś wiem, że to proces, który nigdy się nie kończy”. Tę dojrzałość słychać w jej wystąpieniach.

Kiedy nominowano ją do tytułu „Warszawianki Roku 2025”, w Internecie zawrzało. Nie dlatego, że zrobiła coś kontrowersyjnego – wręcz przeciwnie. Stała się lustrem, w którym część Polaków zobaczyła własny lęk przed odmiennością.

Fala hejtu, która zalała media społecznościowe, ujawniła mroczną stronę społeczeństwa, które jeszcze niedawno szczyciło się solidarnością

Kira nie odpowiedziała gniewem. Po prostu dalej robi swoje. Nie wdaje się w jałowe spory o to, kto jest „prawdziwą warszawianką”, bo wie, że przynależność mierzy się czynami, nie metryką urodzenia.

Jej ruch trwa: szkoły wymieniają się doświadczeniami, dzieci uczą się mówić o swoich emocjach, a wolontariusze dostarczają plecaki z pomocą tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. To nie jest kampania wizerunkowa, to cicha praca codziennego, drobnego dobra.

Kira nie jest „influencerką dobra”, tylko osobą, która działa jak oddycha. Jej aktywizm nie wynika z podręcznikowej ideologii, ale z empatii. Wie, że granice państw są zbyt sztywne na ludzką wrażliwość. Że pojęcie „domu” można rozszerzyć. I że solidarność jest codziennym wyborem ludzi, którzy chcą widzieć drugiego człowieka po drugiej stronie.

Jest sumieniem Warszawy: młodym, upartym, czasem zmęczonym, ale wciąż głęboko wierzącym, że przyszłość to nie nagroda, tylko odpowiedzialność.

Kiro, ja też nie jestem stąd, ale tak jak Ty – jestem u siebie. Głowa do góry, głosuję na Ciebie.

20
хв

Kira: głosuję na Ciebie!

Jerzy Wójcik

 W ciągu pierwszych dwóch miesięcy pobytu w Polsce nauczyłam się tylko kilku słów i trzech zwrotów: „dzień dobry”, „dziękuję” i „do widzenia”. Po prostu nie potrzebowałam więcej; planowałam wrócić do domu. Naukę języka rozpoczęłam dopiero wtedy, gdy moje dziecko zaczęło mieć problemy w szkole. Czułam się bezbronna.

Język to broń. Znając go, nie musisz nikogo poniżać, ale możesz złożyć skargę, wyjaśnić, opowiedzieć, co się stało i dlaczego. Jeśli język znasz słabo, zawsze możesz w odpowiedzi usłyszeć: „Pani coś źle zrozumiała”.

Myślę, że Ukrainki za granicą, które słabo znają obcy język, w rzeczywistości nie bronią się, gdy spotykają się z prześladowaniem w środkach transportu publicznego. Po prostu próbują odejść od osoby, która je popycha lub prowokuje. Milczą, bo rozumieją, że w każdej sytuacji konfliktowej za granicą „swój” najpierw stanie po stronie „swego”. Ukrainka automatycznie jest w niekorzystnej sytuacji.

I właśnie ta bezbronność ma decydujące znaczenie. W ciągu ostatniego tygodnia w Internecie rozeszła się wiadomość o czynie Zenobii. Zenobia Żaczek to Polka, która stanęła w obronie Ukrainki: broniła jej słownie, za napastnik rozbił jej głową nos. 

W sieci natychmiast podchwycono tę historię: oto dzielna Polka stanęła w obronie Ukrainki.

Mnie bardziej dziwi to, że była jedyną osobą, która to zrobiła. Bo dla mnie byłaby to zwykła, intuicyjna reakcja

Sytuacja wyglądała tak: w autobusie półnagi Polak wrzeszczał na Ukrainkę. Zenobia Żaczek w wywiadzie powiedziała, że „wykrzykiwał do starszej kobiety ciągle to samo: o banderowcach, UPA, Wołyniu, o tym, że Ukraińcy powinni się wynieść z Polski i wiele innych haniebnych rzeczy”. To znaczy – otwarcie prowokował.

A Ukrainka... milczała. Siedziała i słuchała. Nie odpowiadała, nie wdawała się w dialog. I moim zdaniem właśnie to stało się kluczowe. Pani Zenobia dostrzegła w niej bezbronność. W jej oczach ta Ukrainka była bezbronna.

Każdy człowiek, który ma sumienie, który odczuwa empatię, w takiej sytuacji musi chronić słabszego – jak małe dziecko. Bo ta kobieta jest w obcym kraju, nie w domu. Myślę, że gdyby Ukrainka odpowiedziała agresywnie, wdała się w kłótnię, krzyknęła, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. 

Być może pani Zenobia również by interweniowała, ale w inny sposób: powiedziałaby obojgu: „uspokójcie się” lub uznała, że „cham natrafił na chama” – i by nie interweniowała.

W żadnym wypadku nie chcę umniejszać czynu Zenobii Żaczek. Jestem jej niezwykle wdzięczna i piszę nie tyle o niej, co o innych. Nie uważam, że wstawianie się za kimś innym jest wyczynem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla mnie jest to raczej normalna reakcja zdrowego człowieka – chronić niewinnego.

To tak, jakbym szła ulicą i zobaczyła, że dziecko dręczy kotka. Czy mam przejść obojętnie, bo „to nie moje dziecko” i „nie mam prawa robić mu uwag”? Nie. Bo kotek jest bezbronny. I właśnie dlatego muszę interweniować. Nawet jeśli potem mama tego dziecka zacznie mnie oskarżać, pouczać o „prawach”, i nawet gdyby znalazł się ktoś, kto by powiedział, że „traumatycznie wpłynęłam na jego psychikę” (za co można dostać grzywnę) – i tak bym interweniowała. Bo milczenie w takich przypadkach jest gorsze. Zarówno dla mnie, bo dręczyłoby mnie sumienie, jak dla dziecka – bo nie odebrałoby ważnej lekcji empatii.

20
хв

Gdy milczenie jest najgorsze

Olena Klepa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

List protestacyjny Polek do Premiera, Sejmu, Senatu i Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej

Ексклюзив
20
хв

Po wyborach w Polsce: "Lista Nawrockiego" jako szansa dla Kijowa 

Ексклюзив
20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress