Exclusive
Szkoła bez domu
20
min

Kilkadziesiąt tysięcy dzieci z Ukrainy jest poza systemem. Potrzebny jest plan

Nasze możliwości ograniczają liczba nauczycieli, pojemność klas, ilość miejsc na stołówce czy liczba pracujących u nas pań sprzątaczek. Nie mogę np. poprosić o pomoc i zrobić zbiórki biurek i krzeseł, muszę mieć meble z atestem, dostosowane do wieku i wzrostu dziecka - mówi Monika Wisła, dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 1 im. Bohaterów Westerplatte w Bielsku-Białej.

Anna Lisko

Dzieci, które trafiły do polskich klas, szybciej nauczyły się języka. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

<frame>Tylko 49 proc. ukraińskich dzieci w wieku szkolnym, które z powodu wojny żyją w Polsce, uczęszcza do polskich szkół. A powinne do nich chodzić, żeby nie mieć wyrwy w edukacyjnym życiorysie i integrować się w polskim społeczeństwie. One jednak wolą uczyć się online w ukraińskich szkołach, bo w polskich czują się zagubione. Często są w kiepskiej formie psychicznej, nie znają wystarczająco dobrze polskiego, program szkolny nie jest przystosowany do ich poziomu wiedzy. Bywa, że padają ofiarami rówieśniczej przemocy. Czego potrzebujemy, żeby zachęcić dzieci do nauki w szkołach stacjonarnych? Jakie zmiany wprowadzić w modelu nauczania, jak pracować z dziećmi polskimi i ukraińskimi, żeby się integrowały? W redakcji sestry.eu wiemy, że to jeden z najważniejszych problemów uchodźczych i dlatego stworzyłyśmy cykl Szkoła bez domu. Opisujemy w nim kondycję naszych dzieci, polskie szkoły, współpracę ukraińskiego rządu z polskim. Sięgamy po dobre wzorce, rozmawiamy z nauczycielami, psychologami i urzędnikami. Jeśli masz problem z dzieckiem w szkole, wiesz, jak rozwiązać problem, jesteś rodzicem, nauczycielem, ekspertem – napisz do nas: redakcja@sestry.eu Jesteśmy dla Was. <frame>

Monika Wisła, dyrektorką Szkoły Podstawowej nr 1 im. Bohaterów Westerplatte w Bielsku-Białej. Zdjęcie: archiwum prywatne

Dzisiaj ukraińskie dzieci nie muszą chodzić do polskich szkół, mogą uczyć się u siebie, online. W nowym roku szkolnym to się zmieni. To dobre rozwiązanie?

Przede wszystkim, to na razie tylko projekt, nie został do dziś podpisany. Czy to dobre rozwiązanie? Jest i dobre, i złe. Dzieci, które uczą się tylko online w ukraińskich szkołach, od kilku lat nie mają realnego kontaktu z rówieśnikami, bo wcześniej przecież była pandemia, a więc nauka zdalna. Są odizolowane, mają kontakty tylko z rodzeństwem, o ile takie posiadają, i z rodzicami, a najczęściej tylko ze swoimi mamami, bo to głównie one tutaj przyjechały. Z wielu powodów powinny pójść do stacjonarnej polskiej szkoły, a już na pewno ze względu na swój rozwój społeczny.

To będzie jednak gigantyczne wyzwanie. Mamy projekt siatki zajęć już od końca kwietnia, robię wszystko, by dzieci nie uczył się u nas na dwie zmiany, tak jak to jest w tym roku szkolnym. Tymczasem nie mam nawet pojęcia, ilu dodatkowych uczniów musiałbym przyjąć do szkoły, gdyby weszło rozporządzenie.

Z szacunków wynika, że w całej Polsce może być około 60 tys. uczniów z Ukrainy, którzy nie uczą się stacjonarnie w naszych szkołach

Moja szkoła przyjmuje uczniów z trzech dużych osiedli, na których mieszka wiele rodzin z Ukrainy. Nasze możliwości ograniczają liczba nauczycieli, pojemność klas, ilość miejsc na stołówce czy liczba pracujących u nas pań sprzątaczek. Nie mogę np. poprosić o pomoc i zrobić zbiórki biurek i krzeseł, muszę mieć meble z atestem, dostosowane do wieku i wzrostu dziecka. 

Kolejna sprawa to stan psychiczny tych dzieci. Na pewno przynajmniej część z nich będzie potrzebowała wsparcia psychologa czy pedagoga. Będzie im bardzo trudno nagle, po latach izolacji, odnaleźć się w takiej dużej szkole, jak nasza. Od września będziemy mieć prawdopodobnie panią psycholog z Ukrainy, udało jej się nostryfikować wszystkie dyplomy, w międzyczasie imała się różnych zajęć, by zapłacić rachunki. Bardzo się z tego cieszę. Bariera językowa to jednak duża przeszkoda w uzyskaniu przez dziecko pomocy.

Co poszło nie tak? Może od razu powinniśmy byli zmusić rodziców z Ukrainy, by zapisywali dzieci do polskich szkół?

Na początku nikt nie wiedział, ile potrwa wojna. Nikt się nie spodziewał, że miną dwa lata, a nadal nie widać jej końca. Widzę, że nadal wiele rodzin żyje w takim przeświadczeniu, że są tutaj tylko tymczasowo, że zaraz wrócą do siebie, albo pojadą dalej, na Zachód. To na pewno jeden z powodów niezapisywania dzieci do polskich szkół. 

Systemy edukacji, polski i ukraiński, różnią się, dzieci, które uczą się np. w siódmej klasie szkoły podstawowej w Ukrainie, my zapisujemy do szóstej. Część rodziców nie chciała, by dzieci traciły rok, dlatego decydowała się tylko na naukę online w szkole w Ukrainie. Kolejny powód to bariera językowa.

Czy to faktycznie powód, by nie posłać dziecka do polskiej szkoły?

Proszę sobie wyobrazić, że przyjeżdża pani do kraju, którego języka pani nie zna. Jest pani dzieckiem, trafia pani do szkoły, i nie rozumie ani słowa z tego, co mówią do pani nauczyciele. A musi się pani zorientować, gdzie są szatnie, gdzie są poszczególne sale lekcyjne, czy trzeba przebierać buty, gdzie idzie się na obiad. Takie organizacyjne sprawy sprawiają mnóstwo problemów, nie mówiąc już o nauce. Dzieci, które trafiły do starszych klas, musiały się np. zacząć uczyć historii Polski, której wcześniej w ogóle nie znały. To wszystko było dla nich bardzo trudne.

Na początku nie dostaliśmy żadnego wsparcia. Korzystaliśmy z translatorów w telefonach komórkowych, pomagaliśmy sobie resztkami rosyjskiego, którego uczyli się jeszcze niektórzy z nas w szkole.

Gdy rozpoczęła się wojna, uczyłam w liceum, nauczyciele organizowali lekcje nauki języka polskiego, nie biorąc za to żadnego wynagrodzenia, a jednocześnie organizowali zbiórki odzieży i artykułów chemicznych, bo byli ludzie, którzy przyjechali do Polski tak, jak stali, mieli ze sobą tylko dokumenty. Pamiętam historię, która mi opowiedziała dyrektorka jednej z bielskich szkół, że przyjęła dzieci, które miały tylko po jednej parze majtek.

Z raportów m.in. organizacji pozarządowych wynika, że część uczniów z Ukrainy spotkała w szkole przemoc, czy to ze strony rówieśników, czy nauczycieli.

Różne problemy na pewno się zdarzają, ale nie powiedziałabym, że to jest jakieś powszechne zjawisko. Oczywiście, zdarza się, że np. polskie dzieci nie chcą grać z ukraińskimi w piłkę, ale to samo dotyczy relacji polsko-polskich czy ukraińsko-ukraińskich. Tak jest w każdej szkole, zwłaszcza większej

23.03.2022, Szczecin, Liceum Ogólnokształcące nr 1. Jedna ze szkół w której uczyć się będzie młodzież z Ukrainy. Gazetka przygotowana przez uczniów na korytarzu. Zdjęcie: Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl

Na początku były dwa modele przyjmowania uczniów do ukraińskich szkół.  Były klasy całe ukraińskie, ale były też takie, gdzie w klasie było po 2-3 uczniów z Ukrainy. Co się lepiej sprawdziło?

Wydaje mi się, przynajmniej tak wynika z moich obserwacji, że dzieci, które trafiły do polskich klas, szybciej nauczyły się języka, zintegrowały się także z rówieśnikami z Polski. Ale jeśli mamy przyjąć teraz do szkoły nagle 60 tys. uczniów z Ukrainy, to nie wyobrażam sobie zrobienia tego bez powrotu do klas przygotowawczych, gdzie uczą się tylko języka. Na to muszą znaleźć się pieniądze. 

Asystentki i asystenci międzykulturowi - warto ich zatrudniać?

Trzeba ich zatrudniać, na to także muszą znaleźć się pieniądze. Mamy asystentkę i nie wyobrażam sobie pracy szkoły bez jej wsparcia. W ukraińskich szkołach jest bardzo wysoki poziom nauczania przedmiotów ścisłych, uczniowie, których mamy u siebie są świetni np. z matematyki. Problemem, zwłaszcza na początku, była bariera językowa. Oni nie rozumieli poleceń. Jak im asystentka przetłumaczyła, co należy zrobić, zwykle bardzo szybko poprawnie rozwiązywali zadania. Mamy w szkole asystentkę międzykulturową oraz osobę po szkole asystentek, która pracuje na świetlicy.  Ich pomoc jest bezcenna. Są tłumaczkami, mediatorkami w sytuacjach spornych, pośredniczą także w kontaktach między szkołą i rodzicami.

Zdarzyło się, że asystentka jechała z dzieckiem do szpitala, by tłumaczyć i pomóc w ten sposób mamie, która nic nie rozumiała z tego, co mówią do niej lekarze

Obecność asystentek w szkołach wymaga uregulowania. To ciężka praca, tymczasem nie są zatrudnione z karty nauczyciela, mają zwykłe umowy o pracę i, zgodnie z przepisami, tylko minimalną krajową. Poza tym ich zatrudnienie kończy się wraz z rokiem szkolnym, nie pracują w czasie wakacji. 

Trudno mi znaleźć przykład jakiegoś innego kraju, który nagle musiał przyjąć do szkół tyle uchodźczych dzieci.

Mam koleżankę, która pracuje jako nauczycielka w Niemczech. Tam także w pewnym momencie przyjęto wielu uchodźców, z Syrii. Niemcy to bogaty kraj, ale tam także nie obyło się bez problemów takich samych, jak u nas, wywołanych barierą kulturową i językową.

Wydawać by się mogło, że jednak te bariery pomiędzy Polakami i Ukraińcami są mniejsze, niż między Niemcami i Syryjczykami.

Ale jednak istnieją. Języki tylko pozornie są podobne. Obchodzimy w innych terminach święta, Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Uogólniam teraz trochę, ale dzieci ukraińskie są jednak inne, niż dzieci polskie. Bardziej zamknięte w sobie, nie pokazują emocji, są za to bardzo honorowe. 

Mam też wrażenie, że nie mają tak do końca zaufania do nas. Podczas egzaminu ósmoklasisty mieliśmy naklejki z błędnym kodem arkusza.  Zadzwoniłam do OKE, ustaliliśmy, że uczniowie przekreślą błędy kod i na arkuszach napiszą prawidłowy. Uczniowie z Ukrainy obawiali się tego zrobić. Błędne naklejki z kodem arkusza. Polscy uczniowie nie mają z tym problemu, wiedzą, że zdarzają się błędy w drukarni, ale jak nauczyciel czy dyrektor mówi, aby to  poprawić, nie wzbudza to nieufności. 

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Polska dziennikarka. Od ponad 25 lat pisze o emigracji, prawach kobiet i zdrowiu

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Organizacja „Demagog” przygotowała praktyczny przewodnik, który krok po kroku pokazuje, jak samodzielnie rozpoznawać manipulacje i nie dać się złapać w pułapkę dezinformacji.

Co można znaleźć w przewodniku?

● Prawdziwe przykłady dezinformacji wraz z wskazówkami, jak samodzielnie je sprawdzić.

● Zestaw wiarygodnych źródeł, z których warto korzystać.

● Praktyczne narzędzia online do sprawdzania treści.

● Ćwiczenia rozwijające krytyczne myślenie.

● Inspiracje i materiały do dalszej nauki.

Dlaczego warto się tego nauczyć?

Ponieważ jest to krytyczne myślenie. Ponieważ media społecznościowe toną w fałszywych informacjach, które są współczesną bronią, a przed tą bronią trzeba umieć się bronić. Dzięki podręcznikowi nauczysz się odróżniać prawdę od kłamstwa, chronić siebie i swoich bliskich przed manipulacją oraz świadomie poruszać się w świecie informacji.

Podręcznik opiera się na konkretnych przypadkach fałszerstw dotyczących osób i organizacji, a także na nieprawdziwych materiałach, sprawdzonych i obalonych wcześniej przez „Demagoga”. Dla każdej techniki dezinformacji znajdziesz nie tylko przykład, ale także sprawdzone narzędzia, które pomogą rozpoznać podobne manipulacje w przyszłości.

Zapoznaj się z poradnikiem i zyskaj przewagę w walce z dezinformacją!

20
хв

Jak rozpoznać fałszywe informacje? Powstał nowy przewodnik po świecie dezinformacji w sieci

DEMAGOG

O swojej reformie szefowa resortu edukacji Barbara Nowacka mówiła, że to zmiany, które mają uczynić polską szkołę „najlepszą na świecie”. 

Od kiedy objęła tekę ministry edukacji, szczególnie dużo mówiło się nie tylko o liście lektur, odchudzeniu przeładowanych podstaw programowych, ale przede wszystkim o miejscu religii w szkole i nowym przedmiocie: edukacji seksualnej. 

Wymiar lekcji religii zmniejszono do jednej w tygodniu, ocena z tego przedmiotu nie jest wliczana do średniej, a zajęcia odbywać się będą na pierwszej lub ostatniej lekcji

Maria Kowalewska, nauczycielka, wychowawczyni w warszawskiej szkole podstawowej i aktywistka teamu Wolna Szkoła, ocenia te zmiany pozytywnie: – To ułatwia przygotowanie planu zajęć, ale przede wszystkim trzeba też pamiętać, że w szkole mamy dzieci różnych wyznań. Trudno też oczekiwać, żeby wiara czy wiedza religijna były oceniane.

Trybunał Konstytucyjny kwestionuje legalność rozporządzenia MEN dotyczącego lekcji religii, jednak rząd nie publikuje tego orzeczenia.

Edukacja, nie deprawacja

Choć „duża” reforma, dotycząca podstaw programowych, które mają być przejrzyste, spójne i okrojone oraz egzaminów, zajmie jeszcze trochę czasu, to jak mówi Barbara Nowacka, już w tym roku szkolnym pojawią się „jaskółki wiosny”. 

Chodzi o dwa nowe przedmioty, czyli szeroko dyskutowaną edukację zdrowotną (dla klas czwartych i starszych) oraz edukację obywatelską, która zostanie wprowadzona do szkół ponadpodstawowych. 

– W podstawach programowych pojawiają się tak zwane zagadnienia fakultatywne – mówiła wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer. – To oznacza, że stawiamy nie tylko na to, by nauczyciele mieli w swojej pracy wybór metod, ale by mieli też wpływ na to, czego chcą uczyć – dodała, podkreślając autonomię nauczycieli. 

Edukacja zdrowotna, przedmiot, które podstawa programowa obejmuje informacje na temat szeroko pojętego dbania o swój dobrostan fizyczny i psychiczny, ma wyposażyć uczniów i uczennice w wiedzę o tym, jak świadomie podejmować decyzje związane ze zdrowiem. „Przedmiot obejmuje nie tylko obszar medyczny czy biologiczny, lecz także zagadnienia związane z emocjami, relacjami, odpowiedzialnością, wartościami i dobrostanem. Uczy podejmowania świadomych decyzji zdrowotnych. Promuje zdrowy styl życia. Rozwija umiejętności komunikacji, empatii i troski o siebie i otoczenie. Pozwala ustrzec się przed różnorodnymi zagrożeniami – od chorób zakaźnych, przez uzależnienia, po dezinformację” – pisze ministerstwo na swojej stronie. 

Zajmuje się także zdrowiem seksualnym, co wzbudziło kontrowersje i ostatecznie sprawiło, że przedmiot nie będzie obowiązkowy. Ostrzegały przed nim środowiska konserwatywne, a przede wszystkim episkopat, który grzmiał o „deprawacji”

Kilka dni temu biskupi znów podjęli temat, pisząc list. Podkreślają w ni, że w nowym przedmiocie „nie chodzi o zdrowie uczniów”. „W swej istotnej części przedmiot ten zawiera treści dotyczące tzw. zdrowia seksualnego, których celem jest całkowita zmiana w postrzeganiu rodziny i miłości” – piszą członkowie prezydium Konferencji Episkopatu Polski, dodając, że „według założeń nowego przedmiotu, uczniowie mają być od najmłodszych lat poddawani erotyzacji”. Apelują także do rodziców, by nie wyrażali zgody na udział dzieci w tych „demoralizujących zajęciach”.

Maria Kowalewska: – Gdyby ktoś zadał sobie trud przeczytania podstawy programowej, dowiedziałby się, że kwestie dotyczące zdrowia seksualnego to tylko 9 proc. podstawy programowej. I to bardzo ważne 9 proc., bo w moich klasach w każdym roku wraca temat pornografii, a pytania, z którymi zwracają się do mnie uczniowie, świadczą o tym, że edukacja zdrowotna to bardzo potrzebny przedmiot. Fakt, że pozostanie nieobowiązkowy, sprawi, że wielu rodziców nie zapisze dzieci na zajęcia. Ze szkodą dla dzieci.

Nowacka nie chce powtarzać błędów

O autonomii, o której mówi Katarzyna Lubnauer, trudno mówić w przypadku tych zmian, które wprowadzono już w ubiegłym roku. Chodzi o zmianę w pracach domowych – stały się nieobowiązkowe. Z tej decyzji MEN początkowo cieszyli się uczniowie i rodzice, podczas gdy krytykowały ją środowiska eksperckie, zarzucając jej właśnie ingerencję w zakres autonomii nauczyciela oraz podkreślając znaczenie samodzielnej pracy uczniów. 

– To jest bardzo proste. Jeśli dzieci nie piszą w domu, to po prostu nie nauczą się pisać, a przecież czekają je egzaminy ósmoklasisty. Żeby nauczyć się języka, konieczna jest samodzielna praca, powtórki – mówi Maria Kowalewska

Cała przygotowana reforma zakłada wprowadzenie nowych, praktycznych przedmiotów (wspomniana edukacja obywatelska i edukacja zdrowotna, przyroda w nowej formule, zajęcia praktyczno-techniczne w nowej formule), nowej, spójnej podstawy programowej, więcej zajęć praktycznych i projektowych, zmiany w ocenianiu, z większym naciskiem na oceny opisowe, informacje zwrotne i rozwój kompetencji, zmiany w egzaminach ósmoklasisty i maturalnym (od 2031 roku), mniej godzin w klasach 7-8 szkoły podstawowej oraz wsparcie dla nauczycieli. 

Te zmiany będą wprowadzane stopniowo. Barbara Nowacka nie chce powtórzyć błędów swoich poprzedników, przede wszystkim Anny Zalewskiej i jej pospiesznie przygotowanej i wdrożonej reformy dotyczącej likwidacji gimnazjów. 

Od września 2026 roku nowe podstawy programowe  przedmiotów zaczną obowiązywać w przedszkolach oraz 1. i 4. klasie szkoły podstawowej. W pierwszym roku obejmą tylko dwa roczniki: klasy pierwsze i czwarte szkół podstawowych. We wrześniu 2027 roku reforma rozpocznie się w szkołach ponadpodstawowych – liceach, technikach i szkołach branżowych.

Szkoła ma być jednak przyjazna, państwo – już mniej

W czerwcu tego roku głośno było o wycofaniu się MEN z programu „Szkoła dla wszystkich”, który przewidywał m.in. zapewnienie wsparcia asystentów międzykulturowych dzieciom (i ich rodzicom) z rodzin migranckich i uchodźczych. Przede wszystkim tych z Ukrainy, bo ich jest w Polsce najwięcej. 

Po ogłoszeniu tej decyzji resort znalazł się pod pręgierzem krytyki, a z rządu odeszła wiceministra Joanna Mucha. 

Obecnie rząd informuje, że w ramach programu wyrównywania szans edukacyjnych dzieci i młodzieży „Przyjazna szkoła” w latach 2025-2027 będą środki na dodatkowe wsparcie uczniów z Ukrainy w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych, w tym na wsparcie asystentów międzykulturowych oraz podniesienie kompetencji kadr w zakresie pracy w środowisku wielokulturowym.

W kontekście nowego roku szkolnego trudno nie wspomnieć o prezydenckim wecie do ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy z Polsce. Zdaniem prezydenta otrzymywanie przez nich świadczenia 800 plu powinno być powiązane z zatrudnieniem.

Tak więc matki, które nie pracują lub stracą pracę (bo w praktyce sprawa dotyczy głównie samotnych kobiet z dziećmi), nie będą mogły otrzymywać tego wsparcia. To z pewnością wpłynie nie tylko na domowe budżety, ale także na funkcjonowanie dzieci w szkołach

Dla nauczycieli najważniejszą zmianą jest nowelizacja Karty Nauczyciela, dzięki której ma się poprawić sytuacja młodych nauczycieli na początku kariery oraz tych, którzy wybierają się już na emeryturę. Zmienią się także zasady oceniania pracy nauczycieli i znikają tzw. „godziny Czarnkowe”, czyli narzucony nauczycielom obowiązek bycia dostępnymi w szkole przez dodatkową godzinę w tygodniu.

20
хв

Polska szkoła od 1 września. Co nowego?

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polska szkoła od 1 września. Co nowego?

Ексклюзив
20
хв

Mieć dom, kiedy nie jesteś w domu

Ексклюзив
20
хв

Około miliona dzieci w Ukrainie ma sporadyczny kontakt ze szkołą. To może mieć dotkliwe konsekwencje

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress