Exclusive
20
min

Mykoła Kniażycki: Bardzo trudno wygrać bez strategii zwycięstwa, w którą ludzie by uwierzyli

To nie tylko sprawa wojska, ale całego społeczeństwa. Ustawa o mobilizacji powinna odpowiadać potrzebom armii, uwzględniać interesy ukraińskiej gospodarki, a sam pobór powinien być przeprowadzony w sposób nienaruszający praw człowieka

Mykoła Kniażycki

Fot: Roman PILIPEY / AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Mobilizacja. To słowo niepokoi teraz całe ukraińskie społeczeństwo. Generał Załużny mówi wprost, że w ukraińskiej armii brakuje ludzi. Skierował oświadczenie do przywódców politycznych i poprosił ich o przygotowanie projektu ustawy o poborze do wojska.

Rekrutacja do służby wojskowej jest bardzo trudna. Widzimy, że rekruterzy próbują wręczać wezwania na punktach kontrolnych, a straż graniczna ogranicza podróże mężczyzn. Społeczeństwo jest bardzo niezadowolone z tej sytuacji. Jednocześnie ukraińscy żołnierze, którzy zgłosili się na ochotnika lub zostali wcieleni do wojska, nie wiedzą, kiedy zostaną zluzowani. Niektórzy z nich są na froncie od początku inwazji na pełną skalę i oczywiście chcieliby wiedzieć, jak długo będą służyć: 24 czy 36 miesięcy, jak to brzmi w różnych projektach.

Wielu ludzi walczy od pierwszego dnia rosyjskiego ataku. Zdjęcie: Facebook Wołodymyra Zełenskiego

Jednak mobilizacja to nie tylko sprawa wojska. Generał Zabrodski, zastępca głównodowodzącego, wyjaśnił przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę: To nie tylko armia walczy - walczy całe społeczeństwo.

Kto początkowo wstąpił do Sił Zbrojnych Ukrainy? Ochotnicy, patrioci, którzy czuli, że bez nich ukraińska armia nie będzie w stanie oprzeć się rosyjskiej inwazji. Istniała również inna kategoria mężczyzn i kobiet, którzy nie chcieli być ochotnikami, ale byli praworządnymi obywatelami i rozumieli, że Ukraina potrzebuje ramienia, na którym mogłaby się wesprzeć. Zgłosili się do TCK [terytorialnych centrów rekrutacji - red.], a kiedy otrzymali zawiadomienia o poborze, nie uchylili się od mobilizacji, lecz wstąpili do sił zbrojnych. Wszyscy ci ludzie bronią teraz naszego kraju i zasługują na wielki szacunek. Tyel że jest ich za mało.

Widzimy, że Federacja Rosyjska oparła swoją gospodarkę na podstawach wojskowych. Dotyczy to również poboru do wojska. Rosyjskim żołnierzom płaci się ogromne sumy pieniędzy. Rosjanie wcielają do armii więźniów, przestępców, kogokolwiek: ich życie jest bezwartościowe i dlatego jest ich znacznie więcej niż ukraińskich żołnierzy.

Nasze siły zbrojne walczą jakością. Straty armii rosyjskiej na niektórych odcinkach frontu są pięciokrotnie wyższe niż armii ukraińskiej. I tylko jeśli utrzymamy tę proporcję, będziemy w stanie wygrać - w końcu Rosja ma pięciokrotnie większą populację, a jej potencjał mobilizacyjny jest znacznie większy niż nasz.

Sprawiedliwość w centrum mobilizacji. Doświadczenia izraelskie

Ale jak skłonić Ukraińców do pójścia na wojnę? I dlaczego nie idą? Jeśli spojrzymy na przykład Izraela, to po ogłoszeniu mobilizacji duża liczba Izraelczyków dobrowolnie wraca z różnych krajów lub samodzielnie gromadzi się w punktach zbiórki. Podczas dużej mobilizacji pojawia się problem z dużą liczbą ludzi, z tym, że każdy z nich jest potrzebny. My mamy inny problem. Ludzi jest za mało. Kto ma rozwiązać ten problem? Oczywiście w normalnym, zdrowym społeczeństwie rządy jedności narodowej są tworzone w tym celu, aby zjednoczyć społeczeństwo.

Podczas przeprowadzania mobilizacji bierze się pod uwagę ogromną liczbę czynników. Jednym z nich, co zaskakujące, jest sprawiedliwość. W Izraelu byli ministrowie, byli posłowie, osoby niezatrudnione w rządzie, dzieci i krewni obecnych ministrów i posłów są jednymi z pierwszych, którzy wstępują do wojska, podobnie jak sławni ludzie, np. aktorzy. Dobrze wiemy, że bohaterowie słynnego izraelskiego serialu telewizyjnego "Fauda" o izraelskich siłach specjalnych, który oglądało wielu Ukraińców, byli jednymi z pierwszych, którzy wstąpili do Sił Obronnych Izraela.

My też mamy wielu aktorów, reżyserów i znanych ludzi, którzy poszli na wojnę w pierwszych dniach. Wystarczy wspomnieć Ołeha Sencowa [znany reżyser filmowy, pisarz, aktywista - red.], są ukraińscy aktorzy, reżyserzy, pracownicy teatru, którzy zginęli na froncie. Ale oczywiste jest, że nie wszyscy tam są. Kolejka osób, które chcą wyjechać z kraju, jest długa. Wszystko dlatego, że w naszym kraju nie ma sprawiedliwości. Nie jest jasne, na jakiej zasadzie zostaniesz powołany do wojska.

Ukraińscy wojownicy: reżyser filmowy Ołeh Sencow, muzyk Andrij Chływniuk i biznesmen Leonid Ostalcew. Zdjęcie: Facebook Olega Sencowa

Każda mobilizacja to duża strata dla gospodarki, ponieważ ludzie, którzy idą bronić kraju, opuszczają swoje miejsca pracy. Ukraińskie firmy przestają produkować, płaci się mniej podatków, a podatki są potrzebne na opłacenie armii. Dlatego mobilizacja to nie tylko sprawa wojska, to sprawa całego rządu i naczelnego dowódcy. Prezydent musi zwrócić się do ludzi. Musi zorganizować przygotowanie ustawy, która z jednej strony zaspokoi wszystkie interesy ukraińskiej gospodarki, a z drugiej - potrzeby armii.

Co więcej, ta ustawa nie powinna ograniczać praw człowieka. Ukraiński rzecznik praw obywatelskich Dmytro Łubinec, przemawiając podczas dyskusji nad pierwszym projektem ustawy o mobilizacji przedłożonym przez Gabinet Ministrów, ostro ją skrytykował, zauważając, że narusza prawa człowieka, ponieważ jeśli nie zostaniesz znaleziony przez TCK, twoje karty mogą zostać zablokowane, twoje mienie może zostać sprzedane lub zajęte, a twój paszport nie będzie odnowiony, gdy przebywasz za granicą...

W Izraelu nie ma czegoś takiego. Jeśli ludzie są za granicą i tam pracują, nikt nie zmusi ich do wstąpienia do armii. Mimo to wielu ochotników wraca z zagranicy, by walczyć.

Kto jest odpowiedzialny za mobilizację

Na mobilizację składa się więc szereg czynników. Po pierwsze, musi być przywódca, a w kraju ogarniętym wojną jest nim Naczelny Wódz, czyli prezydent Wołodymyr Zełenski. Po drugie, praca wszystkich ministerstw i agencji musi być skoordynowana. W naszym kraju, jak się okazuje, temat mobilizacji jest przerzucany z jednego ministerstwa do drugiego jak gorący kartofel. Mówi się, że wojsko powinno być za to odpowiedzialne, albo że tylko prezydent powinien być za to odpowiedzialny... Wszyscy powinni być za to odpowiedzialni! Zarówno prezydent, jak armia. A żeby wszyscy byli odpowiedzialni, musi istnieć zaufanie między wszystkimi uczestnikami procesu politycznego.

Co zrobić ze społeczeństwem, które nie chce się zmobilizować? Część oczywiście zgłasza się na ochotnika, by spełnić swój obowiązek wobec kraju, ale znaczna część ucieka. Bo nasze społeczeństwo zostało wychowane w nieufności wobec własnego kraju.

Jeśli chcemy naprawdę wygrać (a tak się stanie), musimy znaleźć siłę, by radykalnie zmienić wszystko. Musimy zmienić nasze podejście do rządzenia, co wymaga jedności. Potrzebujemy rządu narodowego zaufania lub, jeśli wolicie, rządu narodowego zbawienia (ponieważ teraz naprawdę musimy porozmawiać o narodowym zbawieniu).

Musimy tworzyć więcej wysokiej jakości patriotycznych filmów i seriali telewizyjnych. Musimy przestać pokazywać programy, które poniżają Ukraińców i język ukraiński. Musimy myśleć o naszej gospodarce, zjednoczyć rząd, który powinien obliczyć, ile kosztuje nas mobilizacja i jaka jest strategia naszego zwycięstwa.

Mobilizacja to nie tylko sprawa wojska. Zdjęcie: Facebook

Strategia zwycięstwa

Każdy z nas musi wiedzieć, o co walczy. A prezydent musi to wyartykułować. Bardzo trudno jest wygrać bez strategii zwycięstwa, w którą ludzie wierzą.

...Tak, urzędnicy państwowi często mówili, że Rosji skończyły się już rakiety, że nie ma czym nas bombardować, że wystarczy jej tylko na jedną salwę... Ale to nieprawda. Rosja produkuje rakiety, kupuje je od Korei Północnej i negocjuje umowy zbrojeniowe z Iranem. Czujemy to i widzimy na własne oczy podczas ostrzałów naszych miast i wiosek.

Społeczeństwu trzeba powiedzieć prawdę, a prawda leży w budowaniu właściwej strategii. Strategia ta polega na zjednoczeniu społeczeństwa i sił politycznych. Oczywiście wszystkie siły polityczne muszą być współodpowiedzialne za nasze zwycięstwo. Posłowie muszą zaangażować się w dyplomację parlamentarną i podróżować za granicę. Nie powinno być, jak jest teraz, kiedy de facto im się tego zabrania. Urzędnicy państwowi muszą pracować w sposób skoordynowany, by skutecznie mobilizować i chronić naszą gospodarkę, a nie, jak ma to miejsce obecnie, przenosić całą odpowiedzialność na wojsko. Wojsko musi ściśle współpracować z Naczelnym Dowódcą i rządem. A media i społeczeństwo muszą zrobić wszystko, co możliwe, aby sprawić, że wszystkie prorosyjskie nastroje, wszystkie filmy, seriale i programy, które poniżają Ukraińców, w końcu zniknęły z naszych ekranów na zawsze. Bo jesteśmy silnym narodem, narodem zwycięzców. Musimy tylko sami w to uwierzyć.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarz, poseł do parlamentu Ukrainy. Zanim został wybrany do Rady Najwyższej Ukrainy, pracował jako dziennikarz, producent i menedżer mediów, awansując od korespondenta do szefa krajowej firmy telewizyjnej. Pracując w dziennikarstwie, stworzył demokratyczne proukraińskie media i walczył z atakami na wolność słowa. Stworzył kanały telewizyjne STB, Tonis i TVi. W 2013 r. założył Espresso, kanał telewizyjny Majdanu, który relacjonował wydarzenia Rewolucji Godności przez całą dobę od pierwszych dni. Po raz pierwszy został wybrany do parlamentu w 2012 roku. Jako poseł do parlamentu i członek komisji Rady Najwyższej ds. wolności słowa i informacji, koncentrował swoją pracę legislacyjną na kwestiach zawodowych, takich jak regulacja przestrzeni medialnej. Jest szefem ukraińskiej części Komisji Stowarzyszenia Parlamentarnego UE-Ukraina i współprzewodniczącym grupy parlamentarnej ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nasza czytelniczka zareagowała instynktownie. Zamiast się przestraszyć, postanowiła sprawdzić, kto jeszcze dostał taki materiał. Wynik jej mini-śledztwa jest przerażający. „Okazało się, że nikt. Rzucili tylko nam. Osiedle jest zamknięte i strzeżone, są cztery bloki. Zebrałam informacje od sąsiadów, także Ukraińców. Nikogo innego to nie dotknęło” – opowiada. To nie był przypadek, a celowa, precyzyjna operacja wymierzona w konkretną osobę.

Ta sama kobieta kilka miesięcy wcześniej została zaatakowana w drogerii. „Polka, twierdząc, że jestem Ukrainką, zaczęła mnie bić i pluć mi w twarz. Ludzie uciekli, ochrona nie reagowała. Tylko przypadkowa kobieta, prokuratorka, zatrzymała sprawę, która trafiła do sądu. Policja często zamiata takie rzeczy pod dywan” – pisze.

Te dwa incydenty nie są oddzielnymi zdarzeniami. To kolejne akty tej samej sztuki, w której historia staje się narzędziem wojny, a codzienność – polem bitwy. Nikt rozsądny w Polsce nie neguje tragedii Wołynia. Dziesiątki tysięcy ofiar, wspomnienia, które do dziś bolą, to fundament polskiej pamięci. Problem zaczyna się, gdy ten ból jest instrumentalizowany, a historia sprzed 80 lat zamienia się w pałkę, którą dziś uderza się w sąsiadów.

Ulotki, wrzucane do skrzynek i pojawiające się na słupach, jak te niedawno zauważone również w Mińsku Mazowieckim, nie służą edukacji historycznej. Służą wyłącznie sianiu strachu i podejrzliwości. Ich język – „ukraińscy bandyci”, „ludobójstwo” – to kalki propagandy z lat 40., odkurzone i używane w środku wojny, by budować nową barierę.

To nie jest przypadek. Takie materiały pojawiają się w chwili, gdy w Polsce toczy się gorąca debata o przyszłości sojuszu z Ukrainą, o roli uchodźców i o polityce społecznej. Im mocniejsze emocje, tym łatwiej nimi manipulować. To sprawnie wyreżyserowany spektakl, którego celem jest podział, a nie prawda.

Fundacja „Wołyń Pamiętamy”, na czele z prezeską Katarzyną Sokołowską, w swoich celach statutowych deklaruje „przywrócenie pamięci o ludobójstwie”, ale w rzeczywistości jej działalność polega na szerzeniu nienawiści. Działania fundacji, takie jak akcje plakatowe i wlepkowe, regularnie podsycają antyukraińskie nastroje. Analitycy z portali zajmujących się dezinformacją wielokrotnie wskazywali, że retoryka fundacji jest zbieżna z kluczowymi elementami rosyjskiej propagandy, której celem jest podsycanie polsko-ukraińskiego konfliktu historycznego i destabilizacja Polski.
To, co wygląda jak spontaniczne akcje, może być elementem zaplanowanej operacji, mającej za zadanie wykorzystać polskie resentymenty.

Dzisiejsza Polska żyje w rozdarciu. Z jednej strony mamy wielkie, oficjalne deklaracje o sojuszu z Kijowem, o wsparciu dla narodu walczącego o niepodległość. Z drugiej – rosnącą niechęć do uchodźców, podsycaną przez cynicznych polityków.

W kampaniach wyborczych hasło „Ukraińcy zabiorą wam pracę i mieszkania” działa szybciej i skuteczniej niż jakikolwiek program. Prezydent Nawrocki wetuje ustawę o świadczeniach dla Ukraińców, argumentując to „sprawiedliwością”.
Konfederacja buduje kapitał polityczny na resentymentach i strachu. Prawicowe media codziennie podsycają obraz Ukraińca jako konkurenta, a nie sojusznika.
W tej atmosferze wystarczy jeden czarno-biały plakat, by uruchomić lawinę gniewu.

Rosyjska propaganda od lat żeruje na ranach historycznych. Wyciąga bolesne momenty i wbija je w dzisiejsze konflikty. To, co Polacy i Ukraińcy powinni przepracować w duchu dialogu, zamienia się w narzędzie wzajemnego oskarżenia.

Ulotka w skrzynce to klasyczny przykład wojny kognitywnej – taniej, trudnej do zidentyfikowania, ale niszczycielskiej. Jej koszt to grosze. Jej skutek – nieufność, podejrzliwość, poczucie zagrożenia, a przede wszystkim przekonanie, że Ukraińcy są w Polsce nie jako goście i sojusznicy, lecz jako potencjalni wrogowie.

Nie ma wątpliwości: problem pamięci Wołynia trzeba omawiać. Ale nie ulotkami, nie w ciemnych kampaniach podszywających się pod troskę o historię. Tylko w otwartej rozmowie, uczciwym języku, poprzez edukację i spotkanie świadectw. Bo jeśli zgodzimy się, by historią handlowali propagandyści, staniemy się zakładnikami cudzych wojen.

A dziś Polska potrzebuje nie kolejnych barykad, lecz mostów – zwłaszcza z Ukrainą, która walczy nie tylko o swoje, ale i o nasze bezpieczeństwo. Historia naszej czytelniczki z Poznania – ulotka w skrzynce, atak w drogerii, obojętność ludzi – pokazuje, że obok wielkiej polityki liczy się jeszcze coś innego: codzienna reakcja. Kto stanie w obronie bitej kobiety? Kto zadzwoni na policję? Kto wyrwie z rąk propagandystów ulotkę, zanim zamieni się w kolejną falę hejtu?

Obojętność jest najgroźniejsza.

Bo daje sygnał, że można więcej, mocniej, brutalniej. Dziś, w Polsce, wybór nie jest abstrakcyjny. On dzieje się tu i teraz, w sklepach, na ulicach, w naszych społecznościach. Od naszej reakcji zależy, czy historia stanie się mostem do przyszłości, czy kolejną barykadą.

20
хв

Profanacja pamięci: jak nienawiść wykorzystuje tragedię dziecka

Jerzy Wójcik

Mnóstwo dziwnych pytań

Jestem mamą dziecka z ciężkim autyzmem i potwierdzoną niepełnosprawnością, w moim otoczeniu jest wiele mam wyjątkowych dzieci. Bardzo chciałabym pracować na pełny etat, chodzić na imprezy firmowe i wyjeżdżać w podróże służbowe – ale jedyne, na co mogę sobie pozwolić, to kilka godzin pracy online dziennie. Przedszkola terapeutyczne zazwyczaj działają do godziny 13:00, do tego dochodzą zwolnienia lekarskie i różne losowe przypadki, które zdarzają się mamom dzieci z autyzmem niemal codziennie. Ilu pracodawców podpisałoby umowę z taką osobą?

W wieku 6,5 roku mój Marko nie mówi, nie reaguje na swoje imię, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z ludźmi, nie rozumie niebezpieczeństwa i może po prostu wejść pod samochód albo spróbować wyjść przez okno.

Ciągle próbuje uciekać, więc na ulicy trzeba go cały czas trzymać za rękę. W domu zamykam drzwi na wszystkie zamki i chowam klucz

Syn potrzebuje stałej opieki i pomocy dosłownie we wszystkim. A kiedy choruje, wpada w stan szoku, nie potrafiąc wyjaśnić, co mu dolega. Wtedy mogę tylko zgadywać, co się z nim dzieje.

Oficjalnie diagnozę „autyzmu” postawiono Markowi, gdy miał 3 lata. Od tego czasu codziennie przechodzimy terapie, które, choć dają pewne rezultaty, nie sprawiły, że moje dziecko stało się choć trochę samodzielne. Autyzmu nie da się wyleczyć, można jedynie złagodzić stan chorego i poprawić jego funkcjonowanie. W Polsce mój syn chodzi do przedszkola terapeutycznego, logopedy i ćwiczy w domu. Ma orzeczenie o niepełnosprawności, które należy potwierdzać co 2-3 lata.

Ostatnia komisja, która odbyła się już we wrześniu, różniła się od poprzednich i bardzo mnie zaskoczyła. Przyszłam na nią z opinią polskiego psychiatry, w której napisano, że syn jest niewerbalny, wymaga stałej opieki i ogólnie jego stan jest poważny. Jednak psychiatrka obecna na komisji zaczęła pytać mnie nie o syna, ale o to, czy pracuję, gdzie jest mój mąż i czy walczy za Ukrainę. Kiedy usłyszała, że nie walczy, wydała opinię, że mój syn nie mówi, ponieważ w przedszkolu mówi się z nim po polsku, a w domu po ukraińsku. Podczas naszej rozmowy syn ani razu nie zareagował na swoje imię, nie spojrzał w stronę psychologa, nie odpowiedział na pytanie o imię i wiek, nie nawiązując kontaktu ani ze mną, ani z komisją. Gołym okiem było widać, że to poważny problem, a nie kwestia tymczasowej reakcji dziecka na przebywanie w różnych środowiskach językowych.

Jak wyjaśnić taką zmianę w podejściu komisji lekarskiej – i mnóstwo dziwnych pytań, które zadawała?

Czy tym, że dziecku z poważną diagnozą trzeba byłoby przyznać zasiłek, a dziecku bez diagnozy wystarczy zalecić uczęszczanie do przedszkola, szkoły i obsługiwanie siebie samodzielnie, by mama mogła iść do pracy na cały dzień?

Tyle że my już przez to przechodziliśmy: żadne przedszkole nie przyjmie mojego syna na cały dzień, a szkoły oferują naukę online lub, jeśli masz szczęście, asystenta na pół dnia. Dlatego byłam gotowa złożyć odwołanie od decyzji komisji lekarskiej.

Na odwołanie się od decyzji komisji lekarskiej masz 14 dni. Składasz je tam, gdzie złożyłaś wniosek o rentę inwalidzką. Prawdopodobnie ponowna wizyta przed komisją odbędzie się już w zespole wojewódzkim. Jeśli i tam decyzja nie będzie dla ciebie korzystna, są jeszcze dwie opcje:

  • dodaj nowe dokumenty medyczne i złóż wniosek do nowej komisji w związku z pogorszeniem się stanu zdrowia dziecka lub zmianami w jego zachowaniu (w przypadku autyzmu może to być opinia dotycząca inteligencji z certyfikowanej poradni i nowa opinia psychiatry). To dość szybka ścieżka, ale świadczenia będziesz mogła otrzymać dopiero po wydaniu pozytywnej decyzji;
  • idź do sądu. Rozstrzyganie sprawy może potrwać 1-2 lata, ale jeśli wygrasz, otrzymasz wszystkie świadczenia od momentu wydania negatywnej decyzji.

Dokąd wyjechać, skoro wszędzie jesteś obca?

Moje koleżanki w Polsce, które są w podobnej sytuacji, przeraża możliwość zniesienia świadczeń socjalnych i dostępu do opieki medycznej.

Kateryna samotnie wychowuje syna z porażeniem mózgowym. Cały dochód jej rodziny składa się z minimalnych alimentów, świadczeń z tytułu niepełnosprawności i 800 plus. Czasami Katia zdoła posprzątać czyjeś biuro i zarobić parę groszy, ale nie zdarza się to często, poza tym na takie prace nie podpisuje się umowy. A jej syn jest regularnym bywalcem szpitali, ponieważ nawet zwykłe zapalenie dróg oddechowych może skończyć się dla niego hospitalizacją.

„Każdy nasz dzień to rehabilitacja i walka o to, by syn zaczął choć trochę chodzić. Myję go, karmię, wożę na masaże, zajęcia – to zajmuje praktycznie cały dzień. Wszystkie moje próby znalezienia pracy, która pozwoliłaby mi opłacić opiekunkę dla niego, a przy tym jeszcze się wyżywić i opłacić czynsz, zakończyły się niepowodzeniem. Potrzebujemy kwoty większej niż średnia pensja w Polsce. Tyle że w oczach polskiego prezydenta jestem pewnie pasożytem, który dostaje pieniądze za nic” – mówi Katia.

Moja przyjaciółka jest bardzo wdzięczna Polsce. Tym, co ją irytuje, są te ciągłe huśtawki emocjonalne, które nie pozwalają planować nawet najbliższej przyszłości.

Takich historii jest bardzo wiele. Prowadzę konto na Instagramie – piszę o autyzmie i życiu w Polsce. Zaraz po wecie prezydenta Nawrockiego dziesiątki mam dzieci ze spektrum autyzmu zaczęły pytać: „Co teraz z nami będzie?”.

Większość tych mam chętnie poszłaby do pracy, gdyby w Polsce istniała możliwość oddania dzieci z podobnymi diagnozami do przedszkola na cały dzień. Poza tym jeśli dziecko nieustannie krzyczy, ma atak histerii, to i tak przedszkole dzwoni do mamy z prośbą o zabranie dziecka do domu. Jeśli chodzi o zasiłki 800 plus, to my, matki w wyjątkowej sytuacji, wydajemy te pieniądze na opłacenie specjalnych przedszkoli, lekarzy specjalistów i rehabilitację.

Obecną sytuację w Polsce obserwuję bez paniki, ale ze smutkiem w sercu. Bo rozumiem, że być może już wkrótce będę musiała powiedzieć:

„Polsko, to były bezcenne trzy lata. Zawsze będę za nie wdzięczna, ale teraz nie da się już tu przeżyć”

Być może właśnie dlatego nas popychają, byśmy wyjechali. Tylko dokąd jechać, skoro wszędzie jesteś obca?

20
хв

W oczach prezydenta jestem pasożytem

Julia Ladnova

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress