Exclusive
20
min

Lektury na lato, czyli Sestry polecają

Nowy Czech, kryminał Mroza po ukraińsku i stary, dobry Remarque. Oto trzy książki, które powinnaś zabrać ze sobą na wakacje, na weekendowy wypad na wieś – albo po prostu przeczytać je na balkonie ze szklanką mrożonej herbaty

Sestry

Lato to czas na wyjątkowe książki. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

<frame>Artem Czech, „Pieśń otwartej ścieżki”<frame>

Wydawnictwo Meridian Czernowitz

Poleca Maria Syrczyna

O czym myśli człowiek w obliczu śmierci? Kiedy Artem Czech przez pięć dni był pod ostrzałem w okopach w pobliżu Bachmutu, żałował, że już nie skończy swojej książki. Ale wrócił z frontu – i skończył. Miał bowiem w sobie to, co psychoterapeuta Viktor Frankl, były więzień Auschwitz i Dachau, nazwał fundamentalną siłą przetrwania i wolą życia.

„Pieśń otwartej ścieżka” to western o wojnie. Nie o naszej wojnie narodowowyzwoleńczej, a o amerykańskiej wojnie secesyjnej. Ale główny bohater Hnat jest nasz. To ukraiński chłop pańszczyźniany, który przemierzył Krym, przepłynął ocean, a następnie walczył w wojnie w USA po stronie północnych stanów. Co ciekawe, nauczył się pisać i czytać po angielsku, ale nie po ukraińsku. Uparcie jednak poprawia każdego, kto nazywa go „Rosjaninem”, podkreślając swoją ukraińską tożsamość. Tylko czy można zachować swą tożsamość, rozpuszczając się w innej kulturze?

Gdy były biały niewolnik Hnat zdaje sobie sprawę, że jest już zmęczony niekończącą się wojną, opuszcza armię i wraz ze swoim nowym przyjacielem, byłym czarnym niewolnikiem Samem i córką miejscowego plantatora, Heike, wyrusza w długą podróż przez Amerykę, lawirując między dwiema walczącymi armiami.

W trakcie lektury niejeden czytelnik będzie miał wrażenie, że „to nie tyle o nich, co o nas”

Pod wierzchnią warstwą przygód kryją się głębsze warstwy, o których czytelnik będzie myślał po zakończeniu lektury. A wszystkie one są w jakiś sposób związane ze słowem „ścieżka”. Ścieżka z Moskwy na Zachód, ścieżka wiodąca od niewoli do wolności, ścieżka niekończącego się zmęczenia niekończącą się wojną. Gdziekolwiek idziesz, gdziekolwiek podróżujesz, zawsze jesteś na jakiejś ścieżce.

Zdjęcie: MERIDIAN CZERNOWITZ

<frame>Remigiusz Mróz, „Wybaczam ci”<frame>

Wydawnictwo Czwarta Strona, przekład Magdalena Jeż

Poleca Natalia Riaba

Mam taką swoją tradycję: ilekroć podróżuję z Warszawy do Kijowa lub odwrotnie, zawsze zabieram ze sobą grubą książkę, zakładając, że zacznę ją czytać w pociągu i skończę na miejscu. Ale to nigdy nie działa w ten sposób. Wszystkie grube książki czytam dokładnie w 10 godzin. 400 czy 600 stron – proszę bardzo! Bo jest w tym jeden sekret: zawsze zabieram ze sobą w podróż powieści przygodowe lub kryminały. Często przypadkowe, ale zawsze trafiające w mój czytelniczy gust. Tak też było z „Wybaczam ci” – pierwszą książką Remigiusza Mroza, najpopularniejszego autora współczesnych kryminałów w Polsce, która ukazała się w języku ukraińskim.

Tego samego dnia dzieją się dwie rzeczy: na placu Konstytucji w Warszawie zostaje zamordowana dziewczyna – i znika mąż głównej bohaterki. Wydaje się, że między tymi wydarzeniami nie ma żadnego związku, lecz to tylko pozór. „Wybaczam ci” to nie jest wiadomość od nieznanej ci kobiety, którą chciałabyś zobaczyć w telefonie swojego męża. A bohaterka książki, Ina Kobryn, znalazła się właśnie w takiej sytuacji.

O czym jest ta historia? Kto i co komu wybacza?

Ta wiadomość nie byłaby tak ważna, gdyby kobieta, która ją wysłała, nie zginęła… Autor krok po kroku buduje misterną intrygę, umiejętnie ukrywając przed czytelnikiem wskazówki.

Kim jest morderca i co ze sprawą ma wspólnego mąż głównej bohaterk? Zakończenie tej książki jest naprawdę szokujące. Wydaje się, że znasz już każdą postać, jej charakter, potrafisz przewidzieć jej działania, ale kompletna układanka ujawnia się przed tobą dopiero na końcu.

Więc znajdź te 10 godzin, by przeczytać genialny kryminał Mroza jednym tchem

Pociąg relacji Warszawa - Kijów to najlepsze miejsce do czytania książek jednym tchem. Zdjęcie: Natalia Riaba

<frame>Erich Maria Remarque, „Łuk Triumfalny”<frame>

Wydawnictwo „Klub Książki Rodzinnej”, w tłumaczeniu Jewhena Popowycza

Poleca Maria Górska

Zapomnijcie o wszystkim, co wcześniej wiedzieliście o Remarque'u. Pisarz, którego czytaliśmy przed wojną, i Remarque dzisiejszy to dwa różne światy. Remarque „przedwojenny” to romantyczne opowieści o bohaterach z ubiegłego wieku – czymś odległym, nie z naszego życia. Dziś, gdy Rosja zrzuca bomby i atakuje ukraińskie miasta rakietami, próbuje przełamać front w obwodzie charkowskim i zajmuje kolejne metry ukraińskiego wschodu, są to historie o nas samych, naszych próbach i naszej miłości. Uderzają cię w serce nie po to, byś cierpiała, ale po to, byś zrozumiała coś więcej o sobie, przemyślała historię i spojrzała na świat w nowy, pełen nadziei sposób.

„Łuk Triumfalny” to niesamowita, wzruszająca historia miłosna napisana przez Remarque'a częściowo na podstawie jego własnego życia.

Książka oparta jest na pełnym piękna i napięcia związku pisarza z gwiazdą filmową Marleną Dietrich

To także historia emigranta, który w Paryżu ucieka przed prześladowaniami ze względu na swoje niemieckie pochodzenie. Bohatera dręczą upiory wojny, przed którymi ucieka w ramiona najpiękniejszej kobiety na ziemi – ale z którą nie może być, bo jest ona jednocześnie aniołem i demonem. Chce być z nią szczęśliwy, ale nie jest w stanie zarobić na utrzymanie swojej kochanki, mimo że jest utalentowanym chirurgiem. Po I wojnie światowej niemieccy imigranci we Francji są personae non gratae – zmuszeni do ukrywania się przed policją imigracyjną i pracy na czarno. Ludwig, kryjący się za fałszywym nazwiskiem Ravic, zarabia na życie, potajemnie naprawiając błędy paryskich ginekologów, w tym lokalnego „luminarza” – pozbawionego talentu profesora, który pobiera od kobiet ogromne pieniądze za aborcje, lecz mimowolnie je okalecza. Ravic przeżywa rozdzierającą serce historię miłosną, jednocześnie żyjąc w obsesji zemsty na gestapowskim oprawcy, odpowiedzialnym za zabójstwo jego narzeczonej i tortury w obozie koncentracyjnym.

Maria Górska z Remarque'em na balkonie w Warszawie. Fot: Beata Łyżwa

Czytam to w Warszawie, gdzie mój pobyt i pracę determinuje status UKR, a teksty w naszych mediach to często świadectwa bohaterów, którzy przeżyli rosyjskie tortury. Z Remarque'em przeszłość i teraźniejszość zlewają się w jedno. Jak magiczne lustro otwiera się portal między Kijowem, Lwowem, Warszawą i Paryżem. Podczas gdy ja, tymczasowa migrantka wojenna, leczę duszę w pobliżu obrazów i rzeźb w Muzeum Narodowym w Warszawie, bohater w 1939 roku udaje się do Luwru po lekarstwo na złamane serce…

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraina nie przetrwa bez ukraińskich książek. Dlatego trzeba je wydawać za wszelką cenę

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress