Exclusive
20
min

Iryna Dowhań: - Dopiero wtedy, gdy nawiążę z ludźmi relację opartą na zaufaniu, zaczynają mówić o zgwałconych kobietach

Dziewczyna obwiniała rodziców, że jej nie ewakuowali i pozostali w domu, gdy nadchodziła okupacja. Jej matka płakała, że mają dwie krowy, świnię, gęsi, kury - jak mogli to wszystko zostawić? Później byli gotowi wyjechać, ale Rosjanie ich już nie puścili...

Natalia Waloch

Po uwolnieniu z niewoli Iryna Dowhań przez trzy dni leżała pod kocem. I wtedy zdała sobie sprawę, że nie chce się dłużej ukrywać, ponieważ nie może wybaczyć tego, przez co przeszła. "Brak wybaczenia oznacza walkę. Nieważne, jak to wygląda w oczach innych" - mówi Iryna. Zdjęcie: Facebook bohaterki

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Nie pamiętam, kto powiedział mi o Irynie Dowhań, ale było to kilka tygodni po tym, jak Rosja rozpoczęła inwazję na pełną skalę. W tym czasie napisałam swój pierwszy artykuł o gwałtach wojennych, które mają miejsce w Ukrainie. Od tamtej pory spotykamy się z Iryną co kilka miesięcy. Pierwsze spotkanie odbyło się online: ja byłam w Warszawie, pani Iryna w domu w Ukrainie. Rozmawialiśmy o tym, że okrucieństwa Rosjan zaczęły się na długo przed lutym 2022 roku. Trzy miesiące później spotkaliśmy się we Lwowie, gdzie pojechałam z parlamentarzystami z Polski i Belgii. Ich celem było udokumentowanie seksualnych zbrodni wojennych, aby w przyszłości postawić sprawców przed sądami międzynarodowymi. Nasze trzecie spotkanie odbyło się rok temu w Brukseli, kiedy obie uczestniczyłyśmy w Kongresie Kobiet poświęconym ukraińskim kobietom. I wreszcie to spotkanie w Lesznie na międzynarodowej konferencji poświęconej przemocy seksualnej podczas konfliktów zbrojnych, gdzie nagrałyśmy ten wywiad.

Piszę o tym, bo chcę powiedzieć, że gdziekolwiek spotykałyśmy się z Iryną Dowhań, wypełniała swoje zadania zawodowe. Liczba tych spotkań i rozpiętość geograficzna wyraźnie pokazują jej życie w nieustannej podróży, w którą wyruszyła, aby wstrząsnąć światem i opowiedzieć mu o krzywdach wyrządzonych ukraińskim kobietom. Gdziekolwiek Iryna się pojawia, jest taka sama: niestrudzona. Nie ma znaczenia, jak długo trwają panele, ilu dziennikarzy ustawia się w kolejce do wywiadu, ani ile osób chce z nią porozmawiać. Jest zawsze – mimo zmęczenia, które powinno być widoczne w tym stylu życia – gotowa do rozmowy, wyjaśnień i szukania pomocy dla ukraińskich kobiet.

I jest również uparta, silna, niestrudzona w swojej misji.

Iryna Dowhań. Fot: Jędrzej Nowicki/Agencja Wyborcza.pl

Iryna Dowhań jest szefową organizacji pozarządowej "SEMA Ukraina", do której należą kobiety, które były przetrzymywane przez Rosjan, przeżyły przemoc seksualną, ale udało im się przekształcić traumatyczne doświadczenia w rozwój potraumatyczny. W 2014 r., podczas wojny na wschodzie Ukrainy, pomagała armii ukraińskiej i została porwana oraz uwięziona przez terrorystów z DRL, i rosyjskie wojsko, torturowana, i wykorzystywana seksualnie. Uwolnienie jej było możliwe dzięki interwencji dziennikarza "The New York Times", który relacjonował wydarzenia w Doniecku, po czym zdjęcie znęcania się nad Iryną obiegło cały świat. Od czasu swego uwolnienia i rehabilitacji ona prowadzi organizację, która pomaga kobietom przetrwać traumatyczne przeżycia i zeznawać przeciwko swoim oprawcom, używając prawdy jako broni. W 2016 roku została uhonorowana nagrodą Bohatera Ludu Ukrainy.

"Prokuratura nie chciała wiedzieć, że ukraińskie kobiety zostały zgwałcone"

Natalia Waloch: W rosyjskiej niewoli jest kilka tysięcy ukraińskich kobiet. Czy Ukraina zajmuje się nimi?

Iryna Dowhań: : Po 2014 roku Ukraina wymieniała więźniów cywilnych co dwa lata. Po raz pierwszy duża wymiana miała miejsce w 2017 roku, kiedy do domu wróciły 124 osoby z Ukrainy. Drugi raz w 2019 r., kiedy  udało się doprowadzić do powrotu 70 Ukraińców. Wśród nich była na przykład Ołena Łazareva, która obecnie z nami pracuje. Potem pojawiła się nadzieja, że dojdzie do wymiany i w końcu uda nam się sprowadzić ludzi do domu, ale zamiast tego nastąpiła inwazja na pełną skalę i nowe tysiące więźniów. Ale jeśli wcześniej Ukraina oddawała jeńców wojennych DRL, ŁRL i zabierała cywilów, to teraz Ukraina wymienia wojsko na wojsko. Fakt, że Julia Dworniczenko i Ludmiła Husejnova zostały wymienione, to prawdziwy cud.

Kobiety zwolnione z rosyjskiej niewoli w ramach zakrojonej na szeroką skalę wymiany jeńców wojennych przytulają swoich bliskich w Zaporożu 17 października 2022 r. Ludmyła Husejnova w środku w okularach. Zdjęcie: Smolijenko Dmytro/Ukrinform/ABACA / Abaca Press / Forum

Od 2014 roku na terytoriach okupowanych, w Donbasie i na Krymie zawsze byli więźniowie. A duża część z nich to kobiety. Nasza organizacja monitoruje te przypadki i zawsze stara się pomóc kobietom, kontaktując się z przedstawicielami różnych krajów. W szczególności Polski.

Na przykład wielokrotnie rozmawiałam z ambasadorem RP w Ukrainie. Umówiłam się z Janem Piekłem, że pomoże wysłać do Polski na rehabilitację nastolatków w wieku 14 i 18 lat. Kiedy zmienił się konsul, miałam nowe spotkania w polskiej ambasadzie. A także z wicemarszałkinią Sejmu Małgorzatą Gosiejewską w 2021 roku dużo rozmawialiśmy o więźniach cywilnych. Małgorzata powiedziała, że "z całego serca chciałabym pomóc, ale sama Polska wciąż nie może uzyskać tego, czego żąda od Rosji po katastrofie samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim". Szczerze powiedziała, że Polska po prostu nie ma możliwości, aby pomóc.

Iryna na międzynarodowej konferencji poświęconej przemocy seksualnej i przemocy ze względu na płeć. Oslo, Norwegia, 2019 r. Zdjęcie: Facebook bohaterki

Wspomniałam wówczas nazwisko Ludmiły Husejnovej, która od 2019 r. przebywała w rosyjskiej niewoli (Ludmiła została zwrócona w ramach "wymiany kobiet" 17 października 2022 r. — red.). I przez wszystkie trzy lata, kiedy Ludmiła była w niewoli, przekazywaliśmy pieniądze jej rodzinie, starałam się wspierać jej męża przez telefon. Zwykli Ukraińcy na swoim poziomie zawsze wspierali się i pomagali sobie nawzajem, podczas gdy państwo nie robiło nic takiego.

NW: Wojna trwa od 2014 roku, ale zaczęto o niej mówić dopiero po 2022 roku...

ID: Tak. Nie było oficjalnej wojny, była operacja antyterrorystyczna i nawet ukraińska prokuratura nie chciała wiedzieć, że kobiety zostały zgwałcone.

Świat nie chciał denerwować Putina. Ludzi cierpiących w procentach było niewielu, więc można było milczeć i ich ignorować. Ale kiedy przymykamy oko na małą skalę zła, to zło bardzo szybko rozrasta się do dużej skali.

Akcja protestacyjna ukraińskich aktywistek przeciwko gwałtom na kobietach i dzieciach podczas wojny na Ukrainie. 28 kwietnia 2022 r., Barcelona, Hiszpania. Zdjęcie: Shutterstock

NW:Od 2014 roku zajmuje się Pani sprawami więźniów, a także podróżuje na tereny wyzwolone spod okupacji. Czy Pani pracuje tam z kobietami?

ID:Tak. W każdej wyzwolonej wiosce, w każdej małej, społeczności pozbawionej okupacji, zawsze słyszy się o zgwałconych kobietach i cywilnych mężczyznach, którzy zostali wzięci do niewoli przez Rosjan lub zabici na miejscu.

To jest ludobójstwo ludności ukraińskiej i warto o tym mówić kompleksowo, nie wypatrując jednego problemu. To wszystko są części wielkiego ucisku.

"Podczas przesłuchania oficer FSB zmusił dziewczynę do wypicia dwóch kieliszków wódki i zgwałcił ją"...

NW: W jaki sposób Pani pracuje z kobietami, które ucierpiały z powodu rosyjskiej przemocy, aby udokumentować przestępstwa?

ID:  Nie zawsze dokumentuję. Ten proces nie następuje natychmiast, ale z czasem. Najpierw przyjeżdżam do wiosek na terenach wyzwolonych i nawiązuję kontakt ze społecznością. Być może z przewodniczącym rady wiejskiej. Jeśli go nie ma, szukam nauczyciela, dyrektora szkoły lub ratownika medycznego i rozmawiam z nimi o potrzebach społeczności.

Moja działalność obejmuje wiele różnych obszarów. Na przykład mogę zdobyć leki z zagranicy i rozprowadzić część z nich do wiosek w Ukrainie, a część zabrać do społeczności. Mam też normalne kontakty i zaufanie z różnymi organizacjami charytatywnymi i mogę im powiedzieć na przykład, że jadę do obwodu chersońskiego i że tamtejsza społeczność czegoś tam potrzebuje. I oni zapewniają część podstawowych potrzeb.

Innym obszarem mojej działalności jest rozmowa z ludźmi. Ktoś mówi: "Ta kobieta ma za sobą ciężkie przeżycia okupacyjne, zraniono jej krowę, zwierzę długo zdychało na jej oczach, a ona już nie śpi po nocach". Zbieram takie przypadki i przekazuję ich dane do ośrodka rehabilitacyjnego, po czym lekarz stamtąd dzwoni i zaprasza zidentyfikowane przeze mnie osoby na rehabilitację. Dopiero wtedy, gdy nawiążę ze społecznością relację opartą na zaufaniu, ludzie zaczynają mówić o zgwałconych kobietach.Kolejnym obszarem mojej działalności jest rozmowa z ludźmi. Ktoś mówi: "Ta kobieta miała ciężki okres okupacji, jej krowa została zraniona, zwierzę długo umierało na jej oczach, teraz nie śpi w nocy". Zbieram takie przypadki i przekazuję ich dane do ośrodka rehabilitacyjnego, po czym lekarz stamtąd dzwoni i zaprasza wskazane przeze mnie osoby na rehabilitację. Dopiero wtedy, gdy nawiążę ze społecznością relację opartą na zaufaniu, ludzie zaczynają mówić o zgwałconych kobietach.

A potem mogę poprosić przewodniczącego rady wioski lub nauczyciela, aby umówił kobietę na spotkanie ze mną. I tylko wtedy, gdy ta kobieta ma już zaufanie,  zaczyna mówić i słuchać. Bo jeśli po prostu przyjdziesz i zaczniesz ją wypytywać, to zgwałcona kobieta nie tylko nie będzie mówić, ale nie będzie mnie słuchać!

Podam wam przykład. W jednej z wiosek zgwałcono młodą, 18-letnią dziewczynę. Przed wkroczeniem Rosjan nie miała jeszcze kontaktu z mężczyznami, nawet jeszcze nikogo nie spotkała. I nie rozmawiałam z nią o gwałcie. Powiedziałam jej o naszej organizacji, że na wiosnę wyślemy ją do Szwajcarii. Że są możliwości, aby jej pomóc.

O samym gwałcie rozmawiałam tylko z jej matką. I to przez bardzo długi czas. Jej matka opowiedziała mi, jak to się stało. I bardzo cierpiała, że ta dziewczyna obwinia rodziców za to, że jej nie ewakuowali, nie wywieźli, tylko zostali w okupacji. Mama dużo płakała i usprawiedliwiała się, że to mała wioska, mieli dwie krowy, świnię, gęsi i kury, z których ci ludzie żyli. Jak mogli wszystko zostawić i wyjechać? Później byli gotowi zrezygnować ze wszystkiego, ale Rosja nie pozwoliła im wyjechać.

Jej matka powiedziała, że gwałciciel był oficerem FSB. Trzykrotnie odwiedził córkę. Najpierw zabrał jej telefon, okłamał, że znalazł w jej telefonie dowody na to, że pomagała ukraińskiej armii, podawała współrzędne miejsca, w których stacjonują rosyjskie czołgi. Oskarżał ją, wywierał na nią presję i dwukrotnie zabierał na przesłuchanie. Powiedziała, że w ogóle nie wychodziła z piwnicy, nigdy niczego nie filmowała. Ale on, jak boa dusiciel, ściskał ją i ściskał w kółko, a na następnym przesłuchaniu zmusił do wypicia dwóch kieliszków wódki i zgwałcił.

Ponieważ dziewczynka obwinia ojca, ten jest bardzo chory. Zanika na naszych oczach. I tak w rozmowie z dziewczyną skupiłam się na tym. Powiedziałam jej: "Słuchaj, twój ojciec wygląda tak źle. On tak bardzo kaszle!"

Zgodziła się. To jest jej ojciec, kocha go, mimo że go obwinia. Kontynuowałam: "Pomóż mi, umieścimy go w bardzo dobrym ośrodku rehabilitacyjnym w Kijowie. Ale potrzebuję twojej pomocy". I dzięki temu nawiązał się między nami kontakt. To bardzo dobry przypadek, kiedy obie wysłaliśmy jej ojca na rehabilitację.

"Dokumentacja jest ważna. Ale dla mnie ważniejsze jest to, by nie traumatyzować kobiety"

NW: Co Pani zamierza zrobić z informacjami, które zbiera? Przekazać gdzieś? Czy jest jakaś procedura?

ID: Współpracujemy z organizacją, która zapewnia pomoc psychologiczną i za jej pośrednictwem dziewczynka najprawdopodobniej trafi do Połtawy do ośrodka pomocy dla ocalałych. Ma teraz 19 lat, znajdzie łatwą pracę i będzie pomagać innym ofiarom wojny. Na przykład przesiedleńcom wewnętrznym. Jest to ważne, ponieważ to okazja, aby zabrać ją ze środowiska, w którym cała wioska wie, co się z nią stało. Zmienić środowisko, które przypomina o traumatycznym wydarzeniu.

W imieniu naszej organizacji "SEMA Ukraina" pomożemy jej z ubraniami, pieniędzmi, środkami higienicznymi itp. Być może wyślemy ją do klasztoru we Fryburgu w Szwajcarii. Jednocześnie nie mogę w tej chwili udokumentować jej świadectwa, ponieważ nie jest to świadectwo dziewczynki, ale jej matki. I nie będę dokumentowała jej świadectwa, ponieważ nie pozwala na to etyka. Instytut Pileckiego robi dobrą ważną pracę, historie kobiet zostaną przedstawione w Parlamencie Europejskim, ale najważniejsze dla mnie jest to, żeby nie traumatyzować dziecka.  

Dokumentacja to trudny proces. Kiedy stan kobiety jest już stabilny, mówię jej, że to jest organizacja europejska, która działa po to, żeby Europa lepiej wiedziała, co się dzieje w Ukrainie. I że zawsze istnieje możliwość odmowy pokazania swojej twarzy. Zamazujemy twarze wszystkich kobiet, które mówią o przemocy seksualnej na wideo.

Ukraina była pierwszym krajem, który udokumentował dowody gwałtu jako zbrodni wojennej podczas wojny. Oficjalnie 171 osoba zgodziła się na wszczęcie postępowania sądowego, choć śledczy twierdzą, że liczba ta jest "znacznie, znacznie wyższa". Wśród udokumentowanych ofiar przemocy seksualnej są Ukraińcy w wieku od 4 do 82 lat, w tym 39 mężczyzn i 13 dzieci. Na zdjęciu Maryna, która została zgwałcona przez dwóch rosyjskich żołnierzy, gdy jej mała wioska została zajęta w marcu 2022 roku. Mówi, że czuje się nieswojo, zgłaszając przestępstwo na policję, a jej blizny nadal są bolesne. Zdjęcie: Simon Townsley/Panos Pictures / Panos Pictures / Forum

W grupie Instytut Pileckiego udokumentował Tanią Vasylenko i Hałynę Tyszczenko. Inni jeszcze tego nie zrobili. Nie mam siły słuchać Ołeny Łazarevej, żeby dokumentować, bo jesteśmy z nią bardzo blisko. Później nie mogę zapomnieć o tym, co mówiła,

Mój mąż pracuje teraz głównie w Instytucie Pileckiego, dokumentuje zbrodnie rosyjskie w rodzinach, w których zginęli cywile lub ktoś został wzięty do niewoli. Na przykład pojechał do kobiety, której mąż i syn zniknęli. Potem mówił, że to było straszne przeżycie: wszedł na podwórze, tam były dwa samochody – jej męża i syna, ale nikt nie mógł ich prowadzić, bo mężczyzn nie było.

NW: Czy kobiety, z którymi rozmawiasz, znają Pani osobistą historię? Czy pomaga to Pani łatwiej nawiązać z nimi kontakt?

ID: Czasami ja im mówię, czasami kobieta dowiaduje się od innych. Czasami jest to konieczne, a czasami nie. Nie używam mojej historii. Mogę szczerze powiedzieć kobiecie, że bardzo ją rozumiem. Ale mówienie o tym cały czas byłoby cyniczne.

NW: Ale kiedy Pani pracuje z kobietami, ciągle wspominacie swoją traumatyczną historię. Jak sobie Pani z tym radzi?

ID: Nie najlepiej. A fakt, że obecnie przechodzę leczenie i jestem w złym stanie fizycznym, jest bezpośrednim wynikiem mojej pracy.

25 sierpnia 2014 r. w Doniecku. Zdjęcie Mauricio Lima dla 'New York Times". Iryna Dowhań została przywiązana do słupa jak przestępca, żeby drwili z niej przechodnie, fot. Mauricio Lima/The New York Times Agency/East News

NW: Ale praca Pani ma wpływ. To, co wy, Ukrainki, teraz robicie, ma silny wpływ na Polki. Zaczynają mówić o tym, co stało się z kobietami podczas II wojny światowej, choć milczały na ten temat przez 80 lat. Jedna z nauczycielek przeczytała o tym, co wydarzyło się w Buczy i postanowiła postawić pomnik kobietom, które ucierpiały z rąk rosyjskich gwałcicieli. Oznacza to, że kobiety nie mogą strzelać w okopach, ale mogą pisać i mówić.

ID: Mam nadzieję, że świat nie będzie już tak tolerancyjny wobec Rosji. Przez wiele lat świat widział tylko część Rosji – bogatych, kulturalnych, którzy podróżowali po świecie. Teraz całe to gówno wyszło na jaw. I okazało się, że jest go 90 procent.

O to właśnie chodzi w Instytucie Pileckiego. Krok po kroku. Ukraina i Polska teraz się spierają , ale to wszystko jest niczym wobec faktu, że mamy te same ludzkie wartości. Musimy tylko zrobić coś z Rosją, w przeciwnym razie nie będzie pokoju.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka od 19 lat, związana z "Gazetą Wyborczą" i tygodnikiem "Wysokie Obcasy". Zajmuje się tematyką społeczną, prawami kobiet i polityką. Od marca 2022 r. zajmuje się na opisywaniem zbrodni rosyjskich okupantów - zbrodni wojennych gwałtów w Ukrainie. W czerwcu 2023 r. pojechała w Ukrainę z delegacją parlamentarzystów z Belgii i Polski, aby zebrać dowody rosyjskich zbrodni na kobietach. Mama Stanisława i Łucji.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress