Exclusive
20
min

Opowiadam córce o mojej pracy, pokazuję zdjęcia. Świat jest różny. Zależy mi, aby umiała to przyjąć

Rozmowa z fotografką dokumentalną Katyą Moskalyuk.

Beata Łyżwa-Sokół

ІIvanna. Zdjęcie: Kateryna Moskalyuk

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Większość ukraińskich fotoreporterów i fotoreporterek, których obserwuję w mediach społecznościowych dokumentuje wydarzenia na froncie. Ty zdecydowałaś się zrealizować kameralny projekt w domach kobiet, które na wojnie straciły bliskich. Jak dotarłaś do bohaterek „Alone”?

 Każdy artysta szuka swojego sposobu na opowiedzenie o tym, co dzieje się w Ukrainie. Temat samotnych kobiet interesował mnie niemalże od początku wojny, ale wiedziałam, że ze względu na to, że wychowuję córkę, nie pojadę na front. Długo zastanawiałam się, jak pokazać samotność i tęsknotę. Z jednej strony zależało mi na tym, żeby zdjęcia były prawdziwe, naturalne, z drugiej żeby nie były to typowe, pozowane portrety, trochę jak z kolorowych magazynów. Sposobem na to stały się spotkania w domu. Podczas zdjęć kobiety same, spontanicznie pokazywały mi przedmioty, pozostałe im po utraconych bliskich. Zazwyczaj były to fotografie mężów bądź partnerów, braci, przyjaciół, ale też ubrania i rzeczy osobiste, które uruchamiały wspomnienia, czasem nieoczekiwane gesty. Nie zapomnę, gdy Ivanna wtuliła się w mundur. Poczułam, że to jest ten trop, na którym zbuduję mój cykl.

"Poznałam Wołodię ponad pięć lat temu. On i jego przyjaciel, który również zginął na wojnie, wynajmowali ode mnie pokój. Mieliśmy dużą różnicę wieku - 16 lat. Jednak nigdy nie czułam się od niego starsza, był niezawodnym wsparciem dla mnie i moich dwóch starszych córek z poprzedniego małżeństwa. Wołodia uwielbiał obdarowywać mnie drogocenną biżuterią i pisał dla mnie wiersze. Wydrukowałam naszą korespondencję - jest tam tak wiele czułych słów" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Coraz mniej jest osób, które nie straciły nikogo na froncie. W magazynie Sestry.eu publikowałyśmy już wiele tekstów o tym, jak trudno jest rozmawiać o wojnie z bliskimi. Aparat jest pretekstem, żeby fotografować na ulicy, ale żeby wejść do czyjegoś domu, trzeba go przekonać. Tobie to się udało i powstały niezwykle osobiste zdjęcia.

 Zaskoczyło mnie, że wszystkie te kobiety były mi bardzo wdzięczne, za możliwość podzielenia się ze mną swoją historią. Wiele z nich odzywało się do mnie po publikacji zdjęć mówiąc, jak bardzo było to dla nich ważne. Wzruszyłam się, gdy jedna z nich powiedziała, że do tej pory czuła się bardzo samotna, a po zdjęciach, gdy śledziła jak rozwinął się projekt „Alone”, samotność stała się nieco bardziej do zniesienia.

"Spędziłam z nim najlepsze pięć lat mojego życia. Wołodymyr był najlepszym, wyjątkowym i kochającym mężem" - mówi Ivanna. Jej mąż Wołodymyr Lemeszczuk zginął na wojnie 20 kwietnia 2022 r. pod Popasną w obwodzie ługańskim. Oficer zdołał ewakuować swoich rannych towarzyszy z pola bitwy, ale odniósł obrażenia zagrażające życiu. Miał zaledwie 23 lata. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Mamy wiele zdjęć Wołodymyra na półce w domu. Obok zdjęć stawiamy świece. Kiedy je zapalamy, czujemy jego oddech" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Kiedy Wołodia zginął, nasza córka Wiktoria miała zaledwie dwa miesiące. Udało mu się odebrać nas ze szpitala i nigdy więcej nie zobaczył swojej córki. Zamiast tego Victoria zna swojego ojca tylko z moich opowieści i zdjęć" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Wołodymyr zginął w akcji, gdy jego córka Wiktoria miała zaledwie dwa miesiące. Udało mu się spotkać z nami w szpitalu i nigdy więcej nie zobaczył swojej córki" - mówi Ivanna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Które spotkanie było dla Ciebie szczególnie ważne?

 Każde życie jest ważne. Wysłuchałam wielu historii i wszystkie są dla mnie wyjątkowe. Oczywiście powtarzają się pewne motywy i gesty jak choćby oglądanie zdjęć, wiele kobiet robi sobie tatuaże związane z bliskimi, których straciły. Jednak historie, które za tym stoją są różne. Ciekawe było dla mnie, że większość kobiet nigdy wcześniej nie myślała o tatuażu. Angelina z Dnipro wytatuowała sobie na palcu znak obrączki, mający jej przypominać, że mąż jest zawsze przy niej.

Eva ma na ręce datę urodzenia i śmierci męża. To mi pomaga żyć z bólem po jego stracie” – powiedziała mi. Lyudmyla ma tatuaż z napisem „Zawsze obok Ciebie”, to słowa które mąż napisał jej na kartce papieru w notesie wyjeżdżając na wojnę.

Wszystkie tłumaczyły mi, że tatuaże sprawiają, że fizycznie czują obecność ukochanych osób na swojej skórze. Z tego samego powodu zachowują ich rzeczy, uniformy, T-shirty, żeby zapamiętać zapach.

Angelina z Dniepra. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Ewa. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Lyudmyła. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Jak wygląda sytuacja kobiet, które z powodu wojny nagle zostały same, na jaką pomoc mogą liczyć, jak próbują sobie pomóc?

 

W trudnej sytuacji są kobiety z małych miejscowości. One nie mają dostępu do profesjonalnej pomocy ponieważ w ich wioskach nie ma psychologa. Ale nie to mnie zaskoczyło. Część bohaterek zdjęć mówiła mi o poczuciu niezrozumienia i strachu przed rozmową z nimi. Bliscy i przyjaciele nie wiedzą, jak z nimi rozmawiać. Nie odnajdują się w tych sytuacjach, nie do końca wiedzą jak pomóc, o co zapytać. Jest też niedowierzanie, że tak bardzo można za kimś tęsknić i tak długo przeżywać stratę.

Zaskakujące jest to, że niektórym trzeba się tłumaczyć ze swoich głębokich relacji z ukochanym, że było się z kimś szczęśliwym i że rady typu „jesteś młoda, na pewno jeszcze sobie kogoś znajdziesz” wywołują złość

Moje bohaterki wspominały o wsparciu od rodzin kolegów ich mężów, którzy nadal są na froncie, ale też o oparciu w dzieciach. Wiele kobiet powtarza jak bardzo pomaga im w tym czasie to, że mają dzieci. Patrzenie na nie, bycie z nimi, zachowuje wspomnienie o utraconych partnerach. „Coś mi po nim zostało”-mówią. Więc dzieci nie tylko są sensem ich życia, ale też ogromnym wsparciem.

"Witalij był bardzo miły. Kiedy urodził się nasz syn, płakał ze szczęścia... Witalij poszedł na wojnę latem 2022 roku. Często towarzyszył ładunkom podróżującym koleją. Pewnego razu pobiegłam przez miasto na tory kolejowe, żeby mu pomachać. Witalij zginął w akcji 15 października 2022 r." - mówi Juliana. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Co mówią swoim dzieciom o wojnie, o tacie, który nie wróci?

 

Są różne sytuacje. Małym dzieciom trzeba wytłumaczyć, czym w ogóle jest wojna, starszym co wojna oznacza. Jedna z moich bohaterek ma trzy córki, w tym dwie z poprzedniego związku. Najmłodsza ma dwa latka i myśli, że nie ma taty, bo jest wojna, więc czeka aż wojna się skończy. Ale jej tata nie wróci i w którymś momencie matka będzie musiała jej to powiedzieć. Nie wie kiedy to zrobić. Jej siostry mają tatę.

Nie można nic nie mówić, odkładać rozmów, bo dzieci chodzą do szkoły i tam ze sobą rozmawiają, wprost zadają sobie pytania: dlaczego ty masz mamę i tatę, a ja nie. Teraz we Lwowie mamy mnóstwo osieroconych dzieci w szkołach, pracujemy nad tym, żeby uczniowie się integrowali. Mamy różne programy dla dzieci ze wschodniej i zachodniej Ukrainy. To jest trudne, aby znaleźć dla nich wspólną platformę komunikowania się i dzielenia problemami, skoro mają tak różne doświadczenia. Sama nie wiem jak to wyjaśnić córce, która ma rodziców. Ona też musi rozmawiać z dziećmi, które przeżywają stratę najbliższych.

"Nie masz pojęcia, jakim był ojcem. Mykoła stracił ojca bardzo młodo, był nawigatorem i zginął w Afryce. Zostawił też troje osieroconych dzieci. Jeden los dla dwojga, prawda?" - mówi Oleksandra. Teraz sama wychowuje trójkę dzieci. Jej mąż, Mykola Savchuk, zginął pierwszego dnia wojny na pełną skalę - 24 lutego 2022 roku, podczas misji. Zbombardował konwój rosyjskich pojazdów jadących w kierunku Kijowa. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"Nikt oprócz nas. Mój mąż zawsze to powtarzał. Zginął w kwietniu 2022 roku, w przeddzień Wielkanocy. Mój syn z poprzedniego małżeństwa bardzo tęskni za moim mężem, ponieważ był jego prawdziwym ojcem. Czas wcale nie leczy. Po prostu uczę się żyć z bólem, który nie mija" - mówi Olena. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

"16 października to dzień urodzin matki mojego męża. Nasza druga córka urodziła się przez cesarskie cięcie. Zaproponowano mi harmonogram operacji i mogłam wybrać jeden z pięciu dni. Wybrałam 16 października. Pomyślałam, że wnuczka będzie wspaniałym prezentem dla babci i będziemy mogli razem świętować ich urodziny. I tak się stało. Mój mąż Igor zginął 16 października 2022 roku. W dniu urodzin mojej matki i córki, z dala od nich, chroniąc inne matki i dzieci w Ukrainie" - mówi Olesya. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Więc jak rozmawiasz z córką?

Katia ma 12 lat, nie jest już dzieckiem, ale nie jest jeszcze dorosła. To typowa nastolatka, czasem trudno do niej dotrzeć. Kiedy są alarmy staram się jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. „Nie bój się, to jest tam daleko. Przeżyjemy to wszystko.” - mówię. Teraz nie ma w sobie wielkiego strachu, ale nie wiem, co będzie później, za kilka lat, jak to się w niej odłoży. Nie wiemy, jak jej generacja będzie się tym problemem zajmowała w przyszłości, jak będzie przepracowywała temat wojny.

Historia pokazuje, że przekazujemy sobie takie traumy z pokolenia na pokolenie.

 Przez ostatnich 100 lat każdy z mojej rodziny żył podczas wojny. Moi pradziadkowie to pokolenie I wojny światowej, dziadkowie II, a teraz moi rodzice, ja i córka, jesteśmy świadkami wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Życie w ciągłym stanie wojny to wielka tragedia naszego kraju

Urodziłam się w 1982 roku w ZSRR, kraju, który dziś nie istnieje. Moja młodość przypadła na czas walki o niezależność Ukrainy. I właściwie tylko przez chwilę czułam, że żyję w nowym, wolnym kraju. Ledwo zaczęliśmy się oswajać z tą sytuacją, gdy zaczęły się rewolucje, najpierw pomarańczowa w 2005 roku, potem rewolucja godności w 2014, a teraz pełnoskalowa wojna. Żyję w permanentnym poczuciu braku bezpieczeństwa.

Rozważałaś wyjazd z kraju?

Rozumiem rodziny, które opuszczają Ukrainę, bo straciły wszystko, mają małe dzieci albo mieszkają bardzo blisko frontu. Dzwonią do mnie znajomi z zagranicy i pytają, czy myślę o przyszłości swojego dziecka. Co zamierzam zrobić, gdy wojna nie skończy się jeszcze przez kilka lat? Oczywiście mieszkając we Lwowie, mieście o wiele bezpieczniejszym od wschodniej Ukrainy, trochę inaczej na to wszystko patrzę. Choć tu też były ataki rakietowe, w których zginęli ludzie, są alarmy i bywa niebezpiecznie. Jednak nie jestem pewna, czy dla mojej córki byłoby lepiej, gdyby mieszkała zagranicą. Tutaj chodzi do szkoły, tutaj ma przyjaciół, jesteśmy razem w naszym domu, który zna od urodzenia.

Wolę być tutaj z naszymi ludźmi i wspólnie przeżywać, to co się dzieje w kraju. Trudno mi sobie wyobrazić pracę poza Ukrainą.

Jesteś bardzo związana ze Lwowem?

 Lwów stał się naszym rodzinnym miastem, choć historia moich przodków jest złożona. Mój pradziadek, który też był fotografem, pochodził z Rosji. Uciekł z niej po rewolucji w 1917 roku na Ukrainę. Swoją żonę, Polkę z Białegostoku poznał w pociągu. Zakochali się w sobie i pobrali, mój tata urodził się we Lwowie. Rodzina mojej mamy pochodzi z zachodniej Ukrainy. Moja babcia znała co najmniej siedem pokoleń przodków, którzy mieszkali w pobliżu miasta Olesko. Jednak moja mama też urodziła się we Lwowie. Prababcia miała na imię Kateryna, były prawdziwymi przyjaciółkami z moją matką. W związku z tym, kiedy się urodziłаm, moja mama od razu wiedziała, jak mnie nazwać. Moja córka też ma na imię Katіa. 

Jaką jesteś dziś mamą?

 Pozwalam Kati na prawie wszystko. Być może jestem nadopiekuńcza, ale z powodu wojny staram się być blisko córki, nawet w nocy. Zależy mi, żeby się rozwijała, żeby wiedziała, czego chce od życia i zawsze mogła powiedzieć, to co myśli. Gdy coś ją zainteresuje, gdy coś lubi robić, staram się to rozwijać. Teraz interesuje się sztuką, tworzy komiksy, więc uczestniczy w zajęciach indywidualnych.

Przed wojną dużo podróżowaliśmy. Uważam że, to najlepszy rodzaj edukacji

Masz wtedy szansę podejrzeć jak żyją inni i przekonać się, że ​​ludzie są bardzo różni. Opowiadam córce o mojej pracy, często fotografuję ludzi starszych czy rodziny wychowujące niepełnosprawne dzieci. Pokazuję jej te fotografie i teksty, dzielę się swoim doświadczeniem, żeby była tolerancyjna wobec innych ludzi. Katia chodzi do szkoły integracyjnej, tam słyszy to co my również chcemy jej przekazać: Nie jesteśmy tacy sami, świat jest różny. Zależy mi, aby umiała to przyjąć.

Widok z mojego okna. Zdjęcie: Katya Moskalyuk.

Fotografka Katya Moskalyuk. Zdjęcie: Katya Polivchak

Kateryna Moskaliuk jest dziennikarką i fotografką dokumentalną. Mieszka we Lwowie. Dokumentuje życie wewnętrznych przesiedleńców, wolontariuszy i świadków zbrodni rosyjskich okupantów. Jej prace były publikowane w Bloomberg Businessweek, The Ukrainians, Forbes Ukraine i innych. Jeśli chodzi o fotografię, Katia dorastała z nią: jej pradziadek był fotografem i artystą, który miał drewniany aparat na szklane płyty, jej babcia była architektem, a jej ojciec zawsze interesował się fotografią, mimo że pracował jako inżynier.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Jest fotoedytorką i autorką tekstów o fotografii. Przez 16 lat pracowała w Gazecie Wyborczej, w tym przez 6 lat jako dyrektorka działu fotoedycji Gazety Wyborczej i Agencja Wyborcza.pl. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz Europejskiej Akademii Fotografii.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Gdy liczy się każda sekunda, nic cię nie boli

Ексклюзив
20
хв

Kiedy wracasz do domu, zaczyna być ciężko

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Na wojnie przyzwyczaj się do humoru ósmoklasistów

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress