Exclusive
20
min

Przekonuję kobiety, by nie rezygnowały z pracy

— W Polsce, by znaleźć lepszą pracę trzeba dobrze znać język polski. Warto się dokształcać, kończyć np. studia podyplomowe — mówi Alla Brozhina.

Sestry

Alla Brożyna. Zdjęcia z prywatnego archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Co panią najbardziej zaskoczyło w Polsce? Jakie są największe różnice kulturowe pomiędzy Polską, a Ukrainą?

Alla Brożyna: Po przyjeździe w oczy rzuciło mi się to, że w Polsce na ulicach praktycznie nie widuje się porzuconych zwierząt. W Ukrainie np. w okolicach  targowisk koczują grupy bezdomnych psów, tutaj dopiero po jakimś czasie zobaczyłam pierwszego kota przebiegającego przez osiedle.

W Ukrainie zwykle mężczyźni nie podają kobietom ręki na powitanie i nie wynika to z braku szacunku, raczej z obawy, że kobieta może nie zechcieć ją uścisnąć. W Polsce nauczyłam się, że jest to normalna sytuacja, kiedy witamy się z nieznajomymi lub znajomymi uściskiem ręki, niezależnie od płci. W taki sposób podkreślamy, że jesteśmy równi i otwarci na rozmowę.

Mniej kobiet w Ukrainie pracuje, bardziej powszechny jest model tradycyjny, że pracuje mąż, a kobieta zajmuje się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci. Rzadziej zdarza się, że kobiety pracują w zakładach na produkcji, to raczej praca zarezerwowana dla mężczyzn. Inaczej niż w Polsce, gdzie dla wielu kobiet z Ukrainy to była, przynajmniej na początek, jedyna możliwość znalezienia zatrudnienia. Okazuje się zresztą, że świetnie dają sobie radę, wszyscy je chwalą, że są bardzo pracowite.

Różni się trochę też podejście do ubioru, zwłaszcza wśród osób średniego wieku, jak widzę np. na ulicy dziewczynę w szpilkach, to zwykle jest to Ukrainka. Polki zwracają uwagę na to, żeby ubiór był przede wszystkim wygodny, zakładają np. żakiet, ale buty na płaskim obcasie.

Alla Brożyna, nauczycielka języka polskiego jako obcego, tłumaczka i założycielka Fundacji "Nieobcy". Zdjęcie z archiwum prywatnego

Patrząc na Polki, czego żałują dziewczyny z Ukrainy?

Najbardziej to tego, że nie zrobiły prawa jazdy. Słyszały od mężów, że po co im prawo jazdy, skoro samochód w domu jest tylko jeden, a oni będą je wozić. Samochód w Ukrainie jest bardziej luksusem, niż środkiem komunikacji na co dzień, chociażby ze względów finansowych. W Polsce często trzeba dojeżdżać do pracy w innym mieście lub wozić dzieci na zajęcia pozaszkolne, brak samochodu okazuje się ogromnym problemem.

Dziewczyny próbują to tutaj nadrobić.  Zdanie egzaminu na prawo jazdy w Polsce, w obcym języku (dopiero niedawno pojawiła się możliwość zdawać teorię w języku ukraińskim), egzaminu który nie jest przecież łatwy, jest wielkim wyzwaniem. Dziewczyny żałują, że tego nie zrobiły wcześniej, tym bardziej, że w Polsce samochód bardzo prosto kupić, nie trzeba mieć wielkich dochodów.

Języki, polski i ukraiński, są podobne, ale wiele słów ma różne znaczenie. To wywołuje czasem zabawne pomyłki.

Tak, np.  "zaraz" po ukraiński oznacza teraz, a po polsku —  "za chwilę".  Słyszałam niedawno taką historię, jak na zakupy do sklepu, w którym pracuje dziewczyna z Ukrainy przyszło polskie małżeństwo. Wybierali różne rzeczy, dziewczyna im pomagała. Podziękowali. Na pożegnanie dziewczyna powiedziała "czekam na pana", co wywołała konsternację u jego żony. Tymczasem miała na myśli "do zobaczenia ponownie (śmiech).

Zdjęcie z prywatnego archiwum Ally Brożyny

Dla dziewczyn, często świetnie wykształconych, które muszą w Polsce zaczynać od pracy na produkcji czy sprzątania to pewno nie jest łatwa sytuacja

Nie jest. W Polsce, by znaleźć lepszą pracę trzeba dobrze znać język polski. Warto się dokształcać, kończyć np. studia podyplomowe. Pracowałam w Ukrainie jako dziennikarka portalu internetowego, w Polsce musiałam zająć się czymś innym znalazłam zatrudnienie w firmie zajmującej się handlem międzynarodowym. Bardzo polubiłam tą pracę, ale jednak była związana z regularnymi delegacjami, a ja miałam 6-letniego syna. Potem dorabiałam m.in. jako nauczycielka języka polskiego w szkole języków obcych, założyłam  Żorzanka Projekt dla opisania swoich projektów integracyjnych, podjęłam pracę jako asystentka międzykulturowa przy Urzędzie Miasta Żory oraz jako animatorka dla migrantów w rybnickim stowarzyszeniu 17-tka. Musiałam sama wszystkim się zająć —  od legalizacji pobytu po znalezienie dobrej pracy i rozwój osobisty.

Od czegoś trzeba zacząć, a potem, jeśli komuś naprawdę na tym zależy, nic nie stoi na przeszkodzie, by piąć się coraz wyżej. Znam dziewczyny, które zaczynały od pracy na produkcji, a teraz pozakładały własne firmy. Przekonuje kobiety, by nie rezygnowały z szukania pracy. Nawet, jeśli są tutaj z małymi dziećmi, to lepiej znaleźć pracę na cały etat i zapłacić za opiekę nad dziećmi innej pani z Ukrainy, niż siedzieć w domach i otrzymywać tylko 800+.

Lekcje języka polskiego dla kobiet z Ukrainy. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Przyjechała pani do Polski jeszcze przed tym, jak Rosja zaatakowała całe terytorium Ukrainy. Z powodów ekonomicznych?

Z powodów osobistych, mój mąż jest Polakiem. To był rok 2016. Przyjechałam z obwodu wołyńskiego, przed przeprowadzką mieszkałam w Łucku. To spore miasto, ma około 250 tys. mieszkańców, bardzo zielone, ze znanym w całym kraju Wołyńskim Uniwersytetem Narodowym noszącym imię Łesi Ukrainki, zmarłej w 1913 roku poetki, pisarki i krytyczki literackiej. Przyjechałam do Żor, gdzie już wtedy było dużo Ukraińców, a potem znalazło się tutaj ich jeszcze więcej —  przed pandemią, według statystyk, co dziesiąty mieszkaniec był Ukrainką albo Ukraińcem. Przyjeżdżali tutaj ze względu na dużą ilość zakładów, w których można znaleźć pracę.

Zdjęcie z prywatnego archiwum Ally Brożyny

Dzisiaj osoby przyjeżdżające do Żor z Ukrainy nie muszą już ze wszystkim radzić sobie same, bo mają choćby panią. Na  czym polega wsparcie dla nich?

Założyłam fundację NIEOBCY zajmującą się działaniami na rzecz migrantów, dokumenty do KRS wysłałam 14 lutego 2022 roku. Do ostatnich chwil, podobnie jak wiele osób w Ukrainie nie wierzyłam, że Rosja zaatakuje cały mój kraj, liczyłam na to, że tylko nas straszą. Po 24 lutego, gdy do miasta zaczęły docierać osoby uciekające przed wojną okazało się, że potrzebują pomocy w sprawach administracyjnych, zapisaniu dzieci do szkoły, znalezieniu mieszkania i pracy, a wolontariusze z Polski potrzebowali nauczyć się chociaż trochę ukraińskiego, żeby porozumiewać się z uchodźcami.

Mając kilkuletnie jeszcze doświadczenie wspierania  migrantów jeszcze przed  wojną na pełną skalę wiedziałam, jak to zrobić. Zaskakującą była tylko liczba cały czas przybywających ludzi oraz stan psychicznym, w jakim oni przyjeżdżali. Zresztą nas, wolontariuszy, stan był nie lepszy, chociażby dlatego, że mamy rodziny w Ukrainie. Do działań pomocowych zaangażował się również mój mąż Przemek Brożyna, który jest w zarządzie fundacji.

Od maja 2022 roku wyplatamy siatki maskujące, które potem dostarczane są do żołnierzy. Okazało się, że dla kobiet to nie tylko realna możliwość pomocy walczącym mężom, braciom czy ojcom, ale także to taka grupa wsparcia, gdzie podczas wspólnej pracy można się wygadać, porozmawiać o problemach, znaleźć przyjaciółki. Udało nam się także uruchomić w Rybniku studio wokalne dla utalentowanych dzieci z doświadczeniem uchodźczym „Ziroczka” (Gwiazdeczka), którym się opiekuje moja koleżanka z fundacji Tetiana Shybalova.  W okresie świątecznym w tym roku nasi wychowankowie przygotowali przedstawienie jasełkowe.

Zdjęcie z prywatnego archiwum Ally Brożyny

Mam takie wrażenie, że o ile po 24 lutego 2022 roku ruszyliśmy tłumnie z pomocą, to potem z czasem to wszystko oklapło.

To jest naturalnym procesem i nie można do nikogo mieć o to pretensji. Na początku emocje biorą górę, ale z czasem one stygną.  Jak coś trwa i trwa, obojętniejemy, nawet jeśli dzieją się złe rzeczy. W Żorach i Rybniku działa grupa wolontariuszy i społeczników, która mimo upływu czasu nadal zaangażowana jest we wsparcie, ale spotykam się z sytuacjami, że nawet Ukraińcy nie chcą już pomagać.

Niektórzy Polacy mają pretensje do mężczyzn z Ukrainy, że nie wracają walczyć o swój kraj.

Nie chcę nikogo oceniać z tego powodu. Może się po prostu boją? Z drugiej strony, zaraz po 24 lutego bardzo wielu Ukraińców wróciło do kraju, żeby walczyć. Na początku nie wszystkich przyjmowali do wojska. Znam sytuacje, gdy mężczyźni wracali i siedzieli bezczynnie w domu, bo do wojska ich nie chcieli, a pracy nie było. Wśród moich znajomych, którzy nie wrócili, są tacy, którzy wpłacają np. pieniądze na różne zbiórki i angażują się w akcje charytatywne.

Obecnie dużo rozmów o nowej ustawie o mobilizacji, np. do wojska chcą powoływać młodych ludzi —  studentów. Wydaje mi się, że jak wrócą z frontu, to nie będą chcieli kontynuować nauki. Będziemy potrzebować mądrych ludzi, aby odbudować po wojnie Ukrainę. O tym także musimy myśleć.

Zdjęcie z prywatnego archiwum Ally Brożyny

Jak aklimatyzują się ukraińskie dzieci w Polsce?

Różnie. Najlepiej te najmłodsze. One bardzo szybko uczą się języka, chodzą do przedszkola czy szkoły, mają kontakt z rówieśnikami z Polski i Ukrainy.  Mój 6-letni syn nauczył się polskiego w ciągu kilku miesięcy, komunikując się z kolegami na podwórku. Spotkałam się z przypadkami, gdy rodzice chcąc, by dziecko szybko nauczyło się języka polskiego rozmawiali w domach tylko po polsku. To też nie jest dobrze, bo, jak pokazuje praktyka, już po pół roku przebywania w środowisku nowego dla niego języka dziecko zaczyna zapominać język ojczysty, najpierw pismo, potem czytanie i na końcu mówienie.

Gorsza sytuacja jest z nastolatkami. Część uczy się online w ukraińskich szkołach, w ogóle nie podjęli nauki w polskich placówkach. nie wychodzą całymi dniami z domów, kładą się spać na ranem, wstają w południe. Rodzice nie mają nad nimi często żadnej kontroli, bo ciągle są w pracy, żeby móc utrzymać rodzinę i zapłacić za mieszkanie. To nie jest dobre. Dlatego pojawiają się pomysły, by wszystkie dzieci z Ukrainy musiały się uczyć stacjonarnie w polskich szkołach.

Sytuacji nie poprawia to, że wiele osób ma poczucie tymczasowości, nie wiedzą, czy zostaną w Polsce, czy będą wracali do kraju. Zdarzały się zresztą sytuacje, gdy osoby, które w pierwszym odruchu uciekły przed wojną potem wracały do domów. To były powroty nie tylko na zachód Ukrainy, ale także do miejsc do teraz bardzo niebezpiecznych, takich jak Charków.

***

Fundacja NIEOBCY powstała w marcu 2022 roku. Zajmujemy się szeroko rozumianym wsparciem migrantów i uchodźców w Subregionie Zachodnim województwa śląskiego, a przede wszystkim w miastach Żory i Rybnik. Stawiamy akcent na budowaniu polsko ukraińskiego dialogu kulturowego: prowadzimy studio wokalne dla dzieci z doświadczeniem uchodźczym „Ziroczka”, organizujemy oprawy muzyczne dla wydarzeń integracyjnych z zaangażowaniem zespołu pieśni ukraińskich Czornobrywc’i, itd. Nasza inicjatywa z wyplatania siatek maskujących przez kobiety uchodźcze „Splotę Ci Amulet” zdobyła wyróżnienie na konkursie „Wolontariusz Roku Subregionu Zachodniego”.

Dane kontaktowe: nieobcy.fundacja@gmail.com, tel. 533 963 227, Facebook: @Nieobcy

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Wiedza to nasz pierwszy schron

Ексклюзив
20
хв

Od lekarki do studentki: ukraińskie medyczki w Polsce

Ексклюзив
20
хв

„Boję się, ale idę naprzód”. Ukrainka o tym, jak otworzyła własny salon kosmetyczny w Polsce

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress