Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Straciłaś najbliższe osoby? Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko? Zacząć żyć w obcym kraju? Nie masz przy sobie bliskich, którym mogłabyś się zwierzyć, prosić o wsparcie? Twoja mama, siostry, przyjaciółki odeszły - może na zawsze? Potrzebujesz rady, wsparcia?
Daj sobie pomóc. Napisz do nas(redakcja@sestry.eu), a my zadbamy, aby psycholożka lub terapeutka służyły Ci dobrą radą.
Może to być pierwszy krok, który ułatwi ci życie za granicą i pomoże zacząć rozwiązywać problemy.
Ми публікуємо перший лист, який отримали від української переселенки. Вона побажала не називати її ім'я. Редакція Sestry поважає право кожного на анонімність. Ми публікуємо лист повністю, а також відповідь психолога.
"Boję się, że oszaleję z tęsknoty za mężem".
"Jestem w Polsce od końca lutego 2022 roku. Przyjechałam z matką. Mój mąż od razu poszedł na front, a nam kazał uciekać. Zostaliśmy dobrze przyjęci, zaopiekowano się nami. Mogliśmy czuć się bezpiecznie. Na początku myśleliśmy, że wrócimy do domu za miesiąc lub dwa. Niestety, wszyscy wiemy, jak to wygląda. Nadal jesteśmy w Polsce, ja pracuję, mama też znalazła pracę. Nie ma co narzekać.
Dosłownie więdnę z tęsknoty za moim mężem. Schudłam już 15 kilogramów. Czuję się jak robot. Praca, dom, praca, dom. I cały czas w mojej głowie pojawia się myśl: co z moim mężem? Czy wróci z kolejnej misji? Czy coś zjadł? Gdzie on śpi? Odkąd przyjechaliśmy, śpię w koszulce męża. Jej zapach jest jedyną rzeczą, która mnie uspokaja. Boję się, że oszaleję z tęsknoty.
Niedawno wracałam tramwajem z pracy i przede mną wsiadł mężczyzna. Używał tych samych perfum, co mój mąż. Wszędzie rozpoznaję ten zapach. Podeszłam do niego i powąchałam. Jechałam dopóki nie wysiadł, czyli pięć przystanków dalej niż powinnam. Ale to był chyba najlepszy dzień z całego naszego pobytu w Polsce: poczuć zapach mojego męża. Płakałam przez całą drogę do domu. Smutek mieszał się z radością i nie wiem, czego było więcej. Tak bardzo za nim tęsknię.
Czasami robię sobie wyrzuty: czy w ogóle wypada mi myśleć o seksie w takiej sytuacji?
Myślałam nawet o wyjeździe na Ukrainę na wakacje, ale mój mąż odradza. Nie ma nawet gwarancji, że się spotkamy. Boi się o mnie, tam są ciągłe ostrzały i bombardowania, nie chce nas narażać. A ja tak bardzo chciałabym go przytulić, kochać się z nim. Czasami robię sobie wyrzuty: czy w ogóle wypada mi myśleć o seksie w takiej sytuacji? Ale w końcu przypominam sobie, jak dobrze nam było i tęsknię za nim. Tęsknię za jego dotykiem, za jego smakiem. Nikogo nie kocham tak bardzo jak jego.
Coraz trudniej jest czerpać siłę z czegokolwiek
Jesteśmy razem od siedmiu lat. Jest najlepszym człowiekiem, jakiego znam. Boję się też, że wojna go nie zmieni. To nie jest normalne, kiedy nagle zostajesz wyrwany z codziennego życia i idziesz na wojnę. Jest we mnie tyle skomplikowanych myśli i boję się, że pewnego dnia nie będę miała siły, by sobie z nimi poradzić. Coraz trudniej jest mi czerpać siłę z czegokolwiek. Wiem, że mam mamę, ale mam wrażenie, że jest jej lepiej niż mnie. Mój tata zostawił nas, gdy byłam mała, a ona zawsze radziła sobie bez mężczyzny. Ja tak nie potrafię. Mama mówi, że to tylko tydzień, miesiąc. Poradzimy sobie, musimy poczekać. Ale ja mam coraz mniej siły".
Лукаш Воланін, психолог, фахівець з кризового втручання Avigon.pl
Szanowna Pani, Bardzo dziękuję za list do redakcji. Trudno mi sobie wyobrazić, jak wielki strach musi Pani odczuwać, myśląc o mężu walczącym o ocalenie ojczyzny dla siebie i dla Pani. Bardzo mi przykro, że musi Pani przez to przechodzić, ale podziwiam również Pani odporność, ponieważ wbrew wszelkim przeciwnościom losu walczy Pani o siebie i swojego ukochanego.
Pani mąż na pewno chce, abyś żyła Pani jak najlepiej
Rozumiem, że tęsknota za mężem, za ciepłem intymności i bezpieczeństwem jest naturalną i normalną potrzebą. Niestety, te trudne warunki i niepewność, kiedy i czy mąż wróci, są z pewnością bardzo trudne do zniesienia. Proszę, proszę pomyśleć, że Pani ukochany przechodzi przez to samo, tylko prawdopodobnie nie może spać w Pani koszuli, że tęskni za Panią i liczy dni do powrotu, ale jednocześnie nie chce Pani narażać. Proszę pomyśleć o chwili, gdy wróci, jak chciałby Panią znaleźć, jak na pewno chciałby, żebyś się Pani nie martwiła i starała się żyć jak najlepiej dla siebie i dla niego.
To będzie dla niego wielka nagroda wiedzieć, że walczył, ale Pani również walczyła, aby żyć uśmiechnięta i szczęśliwa. Proszę postarać się o nim myśleć i chociaż nie wie Pani, kiedy wróci, powinna być Pani na to gotowa. Proszę nie usychać z tęsknoty, ale znaleźć siłę do walki. Tak jak Pani mąż walczy i znajduje siłę, Pani również nie powinna się poddawać się w codziennym życiu.
Stres, przez który przechodzi Pani mąż, może być dla niego trudnym doświadczeniem, więc będzie potrzebował Pani siły.
Będzie to dla niego wielka nagroda, gdy zobaczy, że jego ukochana uśmiecha się i czeka, nie jest przygnębiona, ale stara się żyć. Obawiasz się Pani, że mąż się zmieni. Stres, przez który przechodzi, może być dla niego trudnym doświadczeniem, dlatego będzie potrzebował Pani siły. Życzliwość, troska, cierpliwość to także kolejne argumenty, by zebrać siły i mieć je, gdy ukochany wróci. Będziecie ich bardzo potrzebować.
Opierając się o jego koszulę każdej nocy, czując i pamiętając jego zapach, wspominając piękne i cudowne chwile, proszę tworzyć w głowie scenariusze tego, co Pani zrobi, gdy wróci.
Proszę nie bać się prosić o wsparcie osób z Twojego otoczenia. Może Pani także znaleźć coś innego do zrobienia, aby zabić czas. Warto porozmawiać z bliską osobą, bo trudne emocje są mniej męczące, gdy ma się z kim o nich porozmawiać. Życzę siły i wszystkiego najlepszego.
Adaptacja w nowym kraju staje się prawdziwym wyzwaniem dla dzieci i nastolatków, zwłaszcza jeśli przyjechali tylko z jednym z rodziców. Bariera językowa, utrata przyjaciół i brak wsparcia dorosłych często powodują, że dzieci zamykają się w sobie i tracą motywację do nauki. Jak pomóc im się przystosować, nie stracić wiary we własne siły i znaleźć swoje miejsce w obcym kraju? Rozmawiamy o tym z Valentyną Kusznir, pedagożką z Poznańskiego Centrum Psychologiczno-Pedagogicznego.
Valentyna Kusznir. Fot. archiwum prywatne
Dorosły obok dziecka
– Na konsultację do naszego centrum skierowała Mykytę [imię zmienione – red.] administracja polskiej szkoły. Miał trudności w nauce – mówi Valentyna Kushnir. – Ma 16 lat, ale nadal uczy się w siódmej klasie, trzeci rok z rzędu. Na początku go to denerwowało, teraz jest mu obojętne. Niechętnie chodzi do szkoły, częściej zostaje w domu. Język polski zna słabo, podobnie jak jego mama. I prawdopodobnie właśnie to stało się pierwotną przyczyną wszystkich trudności. Jednocześnie chłopak jest zdolny do tego, by osiągać sukcesy.
Do Polski Mykyta przyjechał z mamą w 2023 roku. Zachorował i wymagał długotrwałego leczenia, więc matka zabrała go na leczenie do Ukrainy. Kiedy wrócił, okazało się, że w szkole nikt nie wiedział, dlaczego tak długo go nie było. Sam wstydził się o tym mówić, a mama nie spieszyła się z nawiązaniem kontaktu ze szkołą. Z powodu długiej nieobecności nauczyciele zdecydowali o pozostawieniu chłopca na drugi rok w tej samej klasie – a potem na kolejny. Za trzecim razem mama przeniosła go do innej szkoły. Ostatecznie dyrekcja tej szkoły skierowała Mykytę do nas na konsultację, by stwierdzić, co się z nim dzieje.
Natalia Żukowska: – Co najbardziej uderzyło Panią w tej historii?
Valentyna Kusznir: – Podobnie jak w wielu tego typu historiach, głównym problemem jest tutaj utrata kontaktu między matką a szkołą. W Polsce Mykyta i jego mama są sami. Kobieta bardzo dużo pracuje, więc chłopiec większość czasu spędza samotnie. Zarazem mama – pomimo wszystkich trudności – powinna wiedzieć, jak jej dziecko czuje się w szkole, być w kontakcie z nauczycielami. Nawet jeśli istnieje bariera językowa, nie należy się jej obawiać – w większości polskich szkół pracują ukraińscy nauczyciele lub asystenci, którzy są gotowi pomóc. Niestety, mama Mykyty nie wiedziała, jak funkcjonuje polski system edukacji. Jeśli dziecko na przykład zachorowało i długo nie chodziło do szkoły, trzeba przedstawić dokument potwierdzający, że za nieobecnością stał ważny powód – zaświadczenie od lekarza lub oficjalne potwierdzenie. Nauczyciele Mykyty nie znali przyczyn jego nieobecności i nie mogli odpowiednio mu pomóc, zapewnić opieki psychologiczno-pedagogicznej, której potrzebował.
Widzę wiele różnych sytuacji. Każda historia jest wyjątkowa, ale jednocześnie typowa, ponieważ wszystkie dotyczą tego samego: adaptacji.
Często mówimy, że adaptacja zależy od indywidualnych cech dziecka, i rzeczywiście tak jest. Ale jest jeszcze jeden bardzo ważny czynnik: dorosły towarzyszący dziecku, jego najbliższe otoczenie. Idealnie jest, gdy to jest rodzina. Jeśli dziecko przeprowadziło się wraz z rodziną, znacznie łatwiej mu się przystosować, ponieważ został zachowany „mikroklimat”: więzi z mamą, tatą, być może babcią lub dziadkiem. Środowisko się zmieniło, ale wewnętrzny krąg wsparcia pozostał.
Najtrudniej jest tym, które przyjechały tylko z mamą. W tym przypadku dziecko traci swoje środowisko, a mama swoje życie. Często jest wyczerpana i nie może poświęcić dziecku uwagi, ciepła, wsparcia.
Pytam matkę: ile czasu spędzacie razem, kiedy ostatnio czytaliście lub omawialiście film? Większość odpowiada: „No, w niedzielę, trochę”
A to często nie wystarcza i dziecko może się izolować.
Ale dlaczego wybierają izolację zamiast komunikacji?
Jest kilka powodów. Po pierwsze, cechy samego dziecka: nadmierna nieśmiałość lub wrażliwość emocjonalna. Po drugie, trudności w nauce. Jeśli dziecku przychodzi ona z trudem, zwłaszcza w szkole podstawowej, często zaczyna czuć się gorsze. Jeśli do tego dochodzą drwiny ze strony innych dzieci, sytuacja staje się zbyt bolesna. Po trzecie, język. Nie wszystkie dzieci szybko opanowują język polski, a język jest kluczowym czynnikiem. Albo pomaga dziecku się zintegrować, albo staje się poważną barierą.
Badałam tę kwestię na przykładzie dzieci, które uczęszczają do polskich szkół już od 3 lat. Widziałam różne przypadki. Pewien chłopiec na przykład opanował język polski tak dobrze, że nawet wygrał konkurs literacki, pisząc własne opowiadanie. Nawet nauczyciele byli zaskoczeni, ponieważ według danych naukowych dziecko potrzebuje około 6-8 lat, by opanować drugi język na poziomie native speakera. Są też jednak i inne historie, kiedy dzieci nawet po 3 latach życia w Polsce ledwo mówią po polsku. W takich przypadkach zazwyczaj ujawniają się pewne dysfunkcje lub specyfika rozwoju. Takie dzieci potrzebują profesjonalnej pomocy.
Co w takim przypadku powinni zrobić rodzice?
Nie czekać, tylko działać. Jeśli widzisz, że dziecko ma trudności, nie radzi sobie z nauką lub socjalizacją – nie milcz. W Polsce w takich sytuacjach szkoły same kierują dzieci na konsultacje psychologiczno-pedagogiczne, gdzie specjaliści określają przyczyny trudności i udzielają nauczycielom zaleceń, jak najlepiej pracować z dzieckiem. Często jednak zdarza się, że rodzice boją się tego kroku.
Rodzice myślą: jeśli dziecko jest kierowane do psychologa, to znaczy, że „coś jest z nim nie tak”. To błąd. Tutaj, w Polsce, panuje zupełnie inna kultura podejścia do pomocy psychologicznej. Jeśli dziecko ma trudności, nie oznacza to, że jest chore. To po prostu sygnał, że potrzebuje wsparcia
W poszukiwaniu bezpiecznej przestrzeni
Co najczęściej powoduje stres u dzieci po przeprowadzce: język, szkoła, utrata przyjaciół, nowe środowisko?
Wszystko to razem. Bo to jest wielka trauma związana z utratą domu, dotychczasowego życia, kręgu przyjaciół, języka. Każde dziecko przeżywa tę stratę na swój sposób, w zależności od wieku, typu układu nerwowego, indywidualnych cech. Duże znaczenie ma również doświadczenie związane z nauką. Jeśli przed wojną dziecko miało trudności w szkole – na przykład z koncentracją, pamięcią, mową – to w nowym środowisku wszystko to ujawnia się jeszcze bardziej.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia: nauka online. Podczas pandemii, a następnie wojny, wiele dzieci przez 2-3 lata uczyło się zdalnie. Teraz widzimy, że część z nich po prostu nie ma podstawowych umiejętności społecznych: nie wie, jak zachowywać się w klasie, jak współdziałać z innymi, jak prosić o pomoc lub wyrażać swoją opinię. Takie dzieci mają duże trudności z socjalizacją. I właśnie tutaj najważniejsza jest rola wsparcia dorosłych: nauczycieli, rodziców, psychologów.
Najważniejsze jest nie tylko nauczenie dziecka mówienia, ale także pomoc w poczuciu się akceptowanym. Bo bez poczucia bezpieczeństwa i akceptacji nie będzie ani mówienia, ani nauki, ani rozwoju
Pracuję w polskim systemie edukacji już od 3 lat i mogę powiedzieć, że tu naprawdę wiele się robi, by wspierać takie dzieci. Są asystenci międzykulturowi, którzy pomagają uczniom dostosować się, nawiązać kontakt, zrozumieć zasady obowiązujące w szkole. Jednak nawet przy takim wsparciu dziecku pozostaje własna decyzja: otworzyć się lub zamknąć. Z tymi dziećmi trzeba pracować delikatnie, stopniowo włączać je do grupy, tworzyć bezpieczną przestrzeń.
Valentyna Kusznir podczas zajęć z dziećmi. Zdjęcie: archiwum prywatne
Z jakimi problemami najczęściej zwracają się do Pani dzieci i ich rodzice?
Najczęściej z tym, że dziecku trudno przychodzi nauka. W szkole widzą, że ono się stara, ale materiał przyswaja powoli, nie nadąża. Zaczynamy to analizować.
Nie zawsze oznacza to, że dziecko jest „leniwe”. To słowo całkowicie wyeliminowałabym ze słownika
Bo dziecko zazwyczaj nie pracuje nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że to dla niego trudne. Potrzebuje dodatkowego wysiłku. A a nam może się wydawać, że nic nie robi.
Inne dzieci mają trudności z adaptacją, z umiejętnościami społecznymi. Nie potrafią nawiązywać kontaktów z rówieśnikami, nie rozumieją, jak zachowywać się w grupie. Widzimy więc całą gamę problemów, od edukacyjnych po psychologiczne i społeczne.
W europejskiej edukacji, w szczególności w polskiej, nie dąży się wyłącznie do zgromadzenia określonej ilości wiedzy, ale stara się dostosować nauczanie do dziecka, by czuło się komfortowo i odnosiło sukcesy.
W szkołach pytają: „Jakie są twoje mocne strony? Na czym możesz się oprzeć?”. Nasze dzieci i ich rodzice nie potrafią odpowiedzieć na te pytania
Dorośli przychodzą i mówią: „No cóż, on gra w gry”. Ale nie o to chodzi. Ważne jest, by dziecko znało swoje wewnętrzne zasoby – w czym jest dobre, a w czym słabe. To podstawa zdrowej samooceny i udanej adaptacji. Bardzo ważne jest, by zrozumieć, jakie mocne strony ma dziecko, a jakie słabe.
Co robić, gdy nauczyciele narzekają na opóźnienia klasy z powodu ukraińskich dzieci? Jak reagować jako rodzice?
Nauczyciele muszą zrozumieć, że przyswajanie dwujęzyczności to długotrwały proces. Dziecko potrzebuje czasu, żeby opanować język polski na poziomie szkolnym. Jeśli nauczyciele widzą, że się stara, pracuje, ale z jakichś powodów nauka przychodzi mu z trudem, kierują je do poradni psychologiczno-pedagogicznej, gdzie psychologowie, pedagodzy i logopedzi określają przyczyny niepowodzeń. W razie potrzeby zalecają szkole zapewnienie dziecku opieki psychologiczno-pedagogicznej poprzez zajęcia terapeutyczne z pedagogiem, dodatkowe zajęcia z przedmiotów nastręczających trudności, konsultacje z psychologiem, zajęcia mające na celu pokonanie konkretnych trudności itp. Polskie szkoły są naprawdę gotowe pomagać ukraińskim dzieciom. W placówkach edukacyjnych, w których pracowałam, nie było skarg na dzieci.
Co więcej, polski system przewiduje dodatkowe zajęcia z języka – zazwyczaj 10 godzin tygodniowo. Problem polega czasem na tym, że ukraińskie dzieci nie uczęszczają na te zajęcia, dlatego szkoły stopniowo z nich rezygnują. Zdarzyła mi się sytuacja, że rodzice ukraińskich dzieci nalegali na dodatkowe lekcje polskiego, a szkoła zorganizowała je dwa razy w tygodniu dla konkretnej klasy. Dało to zauważalny efekt: dzieci zaczęły nadrabiać zaległości w programie.
Jeśli pojawiają się skargi na wasze dzieci, należy działać systemowo:
1. Zwrócić się do nauczyciela lub wychowawcy klasy.
Jeżeli pojawiają się problemy w szkole, niezadowolenie z wyników nauki lub zachowania, należy pozostawać w kontakcie z nauczycielem i rozmawiać o tym, jak dziecko funkcjonuje w klasie. Często rodzice nie wiedzą, jak dziecko zachowuje się w szkole, ponieważ w domu jest zupełnie inne, na przykład ciche, bo zajęte telefonem.
2. Zrozumieć przyczyny i wspólnie opracować plan działania.
Nauczyciele cenią aktywnych rodziców. Jeśli rodzice wykazują inicjatywę, interesują się sytuacją i pomagają rozwiązywać trudności, nauczyciele wychodzą im naprzeciw i aktywnie wspierają dziecko. Jeśli ma ono problemy z nauką lub zachowaniem, ważne jest, by wspólnie z nauczycielem zrozumieć przyczyny. Jeśli kontakt z nauczycielem nie jest możliwy, można poruszyć tę kwestię na poziomie dyrektora.
Dzieci wrażliwe często stają się ofiarami
Z powodu opóźnień w nauce i braku przyjaciół dziecko może stać się ofiarą znęcania się. Jak wtedy postępować?
Ofiarą znęcania się może stać się każdy. Najczęściej stają się nimi osoby, które różnią się od większości – na przykład językiem, stylem zachowania, reakcjami na wydarzenia. Nasze dzieci również należą do kategorii takich „innych”, podobnie jak dzieci ze specjalnymi potrzebami, wrażliwe, nadpobudliwe itp. To może spotkać każdego.
Problem znęcania się istnieje wszędzie. Kraje europejskie pracują nad tym, jak mu zapobiegać i przeciwdziałać. Polska również. Nauczyciele przechodzą szkolenia, by rozpoznawać pierwsze oznaki i reagować na nie.
Co mogą zrobić rodzice? Wyjaśnić dziecku, jak się bronić. Niestety, nasze dzieci często nie potrafią tego robić.
Pytam dzieci: „Co zrobisz, jeśli ktoś cię obrazi?”. Większość odpowiada: „Zignoruję to, nic nie zrobię”. Pasywne podejście do siebie to pierwsza oznaka wrażliwości
Trzeba nauczyć dziecko bronić się słownie. Odpowiedź musi być jasna. Jeśli dziecko nie potrafi tego zrobić samo, powinno zwrócić się do nauczyciela. W szkole muszą być osoby, które mogłyby je chronić. Ważne jest, by reagować natychmiast, by nie ignorować problemu.
A jak rozpoznać pierwsze oznaki znęcania się?
Pierwsze oznaki to zmiana nastroju dziecka, unikanie kontaktu, niechęć do opowiadania o tym, co się dzieje. Jeśli grupa rówieśników wciąż dziecko wyśmiewa, ono zaczyna wierzyć, że to w nim tkwi problem.
Był taki przypadek w technikum: wyśmiewano chłopca, oblewano go wodą z zabawkowego pistoletu. Nauczycielka to zobaczyła i wszyscy, którzy się wyśmiewali, zostali ukarani: nastolatki pracowały społecznie, myły toalety, brały udział w remonrach. To nauczyło ich, że poniżanie ludzkiej godności jest niedopuszczalne.
Jeśli dziecku trudno nawiązać kontakt z kolegami z klasy i nauczycielami, w końcu przestanie chcieć chodzić do szkoły
Boję się mówić po polsku przed klasą
Jak często szkoły zwracają się do Pani z prośbą o wsparcie?
Nieustannie. Pracuję głównie z dziećmi obcokrajowców, wśród których jest wiele dzieci ukraińskich. W Polsce system jest bardzo dobrze zorganizowany, w każdej dzielnicy znajduje się poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Jednak obecnie, trzy i pół roku po masowym napływie Ukraińców, coraz częściej mamy do czynienia nie z problemami adaptacyjnymi, ale z problemami rozwojowymi, socjalizacyjnymi – w szczególności z trudnościami w komunikacji, z izolacją i konfliktami z otoczeniem.
Jakie objawy psychosomatyczne zauważa Pani u ukraińskich dzieci?
Ból brzucha, ogólne osłabienie. Ale jeśli problem ma charakter społeczny (wynika z braku kontaktów), dziecko po prostu nie chce chodzić do szkoły. Próbuje się izolować, zamyka się w sobie.
Dla nastolatka bardzo ważne jest uznanie w grupie. Ono często znaczy więcej niż oceny
Poznałam chłopca z trzeciej klasy, który przez cały rok chodził w wełnianych rękawiczkach bez palców, nawet w upale. To był jego sposób na samoobronę. Inny chłopiec, w drugiej klasie, w trudnych dla niego sytuacjach chował się pod stołem i płakał, ponieważ nie potrafił wyjaśnić, czego potrzebuje. Często dzieci noszą do szkoły swoje zabawki, by czuć się bezpieczniej.
Każde dziecko reaguje na swój sposób i we własnym tempie. Adaptacja zależy również od statusu społecznego i finansowego rodziny. Niskie zarobki rodziców, brak własnego miejsca do spania – to wszystko ma ogromny wpływ na samoocenę. Dziecko może wstydzić się swojej rodziny lub warunków mieszkaniowych, co utrudnia socjalizację.
Jak wiek dziecka wpływa na adaptację do życia za granicą?
Najtrudniej adaptują się nastolatki, ponieważ dla nich niezwykle ważne jest uznanie społeczne. Dziecko może usłyszeć drwiny pod swoim adresem i w efekcie zacząć bać się mówić na głos po polsku.
Wiele dzieci mówi mi: „Boję się mówić przed klasą”, bo myślą, że powiedzą coś nie tak i inni będą się z nich śmiać
To wielkie wyzwanie: mówić na głos przed całą klasą w innym języku. Tutaj ważne jest, jak działa wychowawca klasy, czy są opiekunowie, jak zorganizowana jest integracja.
Czy można stworzyć poczucie domu na obcej ziemi. Co jest do tego potrzebne?
Poczucie domu w obcym kraju w dużym stopniu zależy od osoby dorosłej, która jest w pobliżu. Zazwyczaj jest to mama. Jeśli jest otwarta, nastawiona na adaptację, a nie na: „to wszystko kiedyś się skończy i w końcu wrócimy”, pomaga to dziecku czuć się, jak w domu. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dom jest tam, gdzie jesteś ty i twoje dzieci. Uczymy się być szczęśliwi w warunkach, w których się znaleźliśmy. Bardzo ważne jest, żeby okazywać wdzięczność ludziom, którzy pomagają. Kiedy dziecko słyszy wdzięczność w rodzinie, także uczy się ją odczuwać. Tworzy to pozytywną narrację i pomaga się dostosować.
Orest Drul: – W kwietniu 2022 roku powiedziałeś, że Niemcy błędnie uważali, że ich głównym uczuciem wobec Rosji jest poczucie winy z powodu wywołania II wojny światowej (choć właściwie wywołali ją w sojuszu z Moskwą). Błędnie, ponieważ w rzeczywistości naród niemiecki kieruje się w większym stopniu nie poczuciem winy, ale niedostatecznie uświadomionym strachem przed Rosją. Przewidywałeś, że gdy Ukraina swoim oporem pokaże, że nie należy bać się Rosji, pozbawi to Niemców strachu. Czy spodziewałeś się, że rezultatem będzie skok popularności AfD?
Roman Keczur: – Nie, pozycja skrajnej prawicy nie wzmocniła się z tego powodu. Wzmocniła się, ponieważ kiedy tylko władza – na przykład w Niemczech czy w Polsce – skłoniła się ku konfrontacji z Rosją, pozostawiła skrajnej prawicy niszę kolaboracyjną. A skrajna prawica ją zajęła.
Czyli ta metamorfoza od strachu do gniewu nastąpiła wśród elit, a wśród wyborców ten strach przekształca się znacznie wolniej?
Dzieje się tak, ponieważ Rosja nadal nie przegrała, nadal stanowi zagrożenie, nadal podnosi temperaturę, nadal eskaluje. Dlatego ta postawa gniewu jako przeciwwagi dla strachu nie zwyciężyła ostatecznie. Gdyby Zachód pomógł Ukrainie wystarczająco, byśmy mogli wygrać wojnę, ta muzyka już by się skończyła i nikt nie mówiłby teraz o skrajnej prawicy i jej ewentualnym rewanżu.
Bo Europa nie umie wykorzystać pozbycia się strachu na swoją korzyść?
Tak, ale nie do końca.
Europejskie elity grają jednocześnie dwie partie w tej samej orkiestrze. Z jednej strony pomagają Ukrainie, z drugiej strony unikają wojny z Rosją. To rzeczy, które są ze sobą sprzeczne, dlatego ta partia jest tak trudna. I dlatego Rosja jeszcze nie przegrała
OK, Niemcy czy Węgrzy przeżyli traumę porażki z Rosjanami. Ale skąd taki strach u Polaków, w których pamięci historycznej zapisane są zwycięstwa nad Rosją?
Ponieważ Polacy w ciągu ostatnich trzydziestu lat stali się typowym narodem zachodnim, stali się demokracją konsumentów. To znaczy, że główny trend wyznaczają konsumenci.
A konsumenci zawsze będą się opowiadać nie za konfrontacją z silniejszym wrogiem z powodu jakichś wartości – oni będą głosować za kontynuacją konsumpcyjnego raju. Do tego potrzeba niewiele: wystarczy zdradzić Ukraińców, może jeszcze kraje bałtyckie. A zdrada w społeczeństwie konsumpcyjnym nie jest uważana za grzech. Tu usprawiedliwienie jest oczywiste: bo „Ukraińcy to źli ludzie”. To prosta sztuczka. „Ukraińcy dokonali rzezi wołyńskiej” – i dlatego nie żal ich zdradzić. Tak samo jak: „Żydzi ukrzyżowali Chrystusa, więc można ich niszczyć”. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą krzyczeć: „Ukrzyżuj go!”. Zawsze.
Tu nie chodzi tylko o Polaków: praktycznie wszystkie skrajnie prawicowe i skrajnie lewicowe ruchy w Europie są antyukraińskie i prorosyjskie. Wypełniają niszę kolaboracyjną. Chcą się dogadać, chcą się poddać Rosjanom. Boją się ich i zgadzają się być wasalami: przecież kiedyś ludzie żyli w PRL-u czy NRD – i nic, nawet jakieś jasne wspomnienia można znaleźć w swojej pamięci.
Innymi słowy, Ukraińcy w Polsce stali się źli, bo Polacy się boją?
To główny wektor społeczny, chociaż społeczeństwo nie jest tego świadome. Efekt wyparcia, ponieważ uderza to w narcystyczne wyobrażenie o sobie. Nie mówi się o tym, ale cała ich retoryka, wszystkie ich działania bezpośrednio na to wskazują. Mogą mówić, że nie lubią Putina, ale robią wszystko, by Putin zwyciężył.
Psychologowie społeczni mówią: „Nie słuchaj tego, co ludzie ci mówią – ludzie nie chcą tego, o czym mówią. Ludzie chcą tego, co robią”
A większość polskiego społeczeństwa atakuje dziś Ukraińców, osłabia ich, pomaga Rosjanom. Bo „Ukraińcy dokonali rzezi wołyńskiej”, bo „Ukraińcy produkują zbyt dużo zboża”, bo „Ukraińcy zabrali pracę” – w chociaż w Polsce bezrobocie jest najniższe w Europie.
Jest jeszcze jeden powód: w Polsce jest zbyt wielu Ukraińców. I to jest obiektywny powód. Są miejsca, gdzie się skupiają – nie mieszkają na wsi, mieszkają głównie w dużych miastach i stają się pewnym zagrożeniem kulturowym. Jest ich wielu, mówią innym językiem, mają własną kulturę w obcym, monoetnicznym państwie.
Strach jest główną przyczyną, ale są też inne, na przykład konkurencja. Każdy naród chciałby być pierwszy we wszystkim, najbardziej heroiczny.
Czyli zazdrość.
No tak, na przykład zazdrość.
Zazdrość o uwagę?
Konkurencja dotyczy też tego, kto jest ofiarą – to drugi poziom tej historii. To nie my, Ukraińcy, jesteśmy ofiarami rosyjskiej wojny. Wręcz przeciwnie – to my jesteśmy tymi, którzy uczynili ofiarami Polaków. To rywalizacja o to, kto jest ofiarą.
Czy to przejaw narcyzmu, o którym pisał Michał Olszewski?
Cóż, to jest rola ofiary, tylko opisana innymi słowami. Bo ofiara znajduje się w epicentrum historii, wszystko kręci się wokół niej. Bycie ofiarą zawsze wiąże się z narcystycznym triumfem.
Myślenie jak o grze o sumie zerowej: jeśli inna naród zwraca uwagę na swoją tragedię, to polskie cierpienie traci na wartości. Czy rywalizacja o rolę ofiary wynika z logiki konsumenta, ze strachu?
To są niezależne procesy. Według konsumenta wszyscy są winni, bo jemu się należy. A ofiara jest winna wszystkiemu, bo ona cierpi, podczas gdy inni cieszą się życiem. Jednak geneza tego „należy się” u konsumenta i u ofiary jest różna. Konsument cieszy się swą konsumpcją – narzeka, że zawsze wszystkiego jest za mało, ale się cieszy. A ofiara nie jest tej radości świadoma.
Nie chciałbym jednak, aby ton wypowiedzi sugerował, że są źli Polacy i wspaniali Ukraińcy. Po pierwsze, wiemy, że są różni Polacy. Po drugie, wiemy, że my nie jesteśmy świętymi i że w ogóle nie ma świętych. Nie chciałbym więc dolewać oliwy do ognia bezpodstawnej konfrontacji.
Większość ludzi, gdy pojawia się kwestia wojny i złego pokoju, wybierze zły pokój. Konsumenci to ludzie, którzy łatwo poświęcają przekonania, wartości, ponieważ ich nie mają, ponieważ ich wartości leżą w konsumpcji
Ich tożsamość kształtuje się wokół Pumy lub Adidasa, Mercedesa lub BMW. To „nowe” symulakry tożsamości. Ci ludzie nie myślą w kategoriach wartości takich jak godność, przekonania, światopogląd. Są od tego dalecy. Myślą w kategoriach komfortu, bezpieczeństwa, zapewnienia sobie bytu. Im jest obojętne, z kim się dogadują. I to jest tendencja światowa. Nie dotyczy to tylko Polaków. Dotyczy Gruzji... Połowy Europy...
Można się oburzać i potępiać, ale lepiej zrozumieć ten mechanizm i wykorzystać go. Chociaż i w Ukrainie nie brakuje takich osób – tych, których chaty stoją na skraju, tych, dla których to nie jest „ich wojna” i którym „państwo nic nie dało”. I którzy oburzali się, dlaczego Juszczenko wraz z Kaczyńskim polecieli bronić Tbilisi przed rosyjskimi samolotami. To tendencja we współczesnym świecie. Być może tak było zawsze. Wcześniej wojny były sprawą elit, a „zwykli” ludzie starali się trzymać z dala od „dynastycznych konfliktów”.
W dawnych czasach ta sprzeczność była rozwiązywana poprzez przymus. Poddanych po prostu zmuszano siłą do podporządkowania się. Teraz robią to państwa totalitarne. Problem pojawia się tylko w demokracjach wyborczych.
W czasach kryzysu interes społeczny wymaga, aby dla przetrwania podporządkować się wartościom niematerialnym, które są sprzeczne z „wartościami” konsumenta. W tradycji liberalnej ludzi nie można do tego zmusić, ale jeśli chce się ją ratować, dogadzanie konsumentom jest śmiertelnie szkodliwe
Nie mówię o tym, by ich „moralnie potępiać” – przecież nikt z nas nie jest święty. Mówię to, by zrozumieć proces społeczny. Potrzebujemy siły autorytetów, które potrafią odważnie i mądrze rozmawiać nie tylko z pasjonatami, ale także z konsumentami. W końcu jeśli wyobrazić sobie społeczeństwo, w którym 100% stanowią pasjonaci, to jest to społeczeństwo ciągłego konfliktu obywatelskiego. Dla swojej stabilności każda grupa potrzebuje konformistów.
Apelujemy o postawę obywatelską, zapominając, że rozmawiamy z konsumentami. Jeśli Putin stanowi zagrożenie utraty ich raju, po prostu poświęcą inne narody, traktując je jak pionki. Ponadto istnieje sceptycyzm wobec elit – konsumenci są bardzo sceptyczni wobec elit, ponieważ elity deklarują (nie zawsze uczciwie) wartości, wolność, demokrację, prawa człowieka, ekologię itp. A dla konsumenta oznacza to ograniczenie konsumpcji. Konsumenci nie rozumieją, że rezygnacja z wartości bardzo szybko doprowadzi do upadku konsumpcyjnego raju. Tak więc konsument nie ma wartości.
A długoterminowe planowanie wynika z posiadania przekonań i wartości: jeśli nie masz przekonań, to kogo tu kochałeś? Działasz sytuacyjnie, w każdej sekundzie, jak zwierzę. Kiedy ktoś je atakuje – ucieka, kiedy ono może kogoś zjeść – dogania. Oznacza to, że długoterminowa perspektywa planowania jest między innymi wynikiem wartości. A bez tego nie ma dobrobytu i odpowiednio konsumpcji.
A w naszych płynnych czasach, jak mówił Zygmunt Bauman, jedyną podstawą planowania jest właśnie oparcie się na wspólnych wartościach, ponieważ reszta – technologie, sposoby osiągania wartości itp. – jest zmienna. Czy naprawdę wszystko jest tak beznadziejne? Czy coś może być czynnikiem wyzwalającym, który zmieni kierunek trendów, w szczególności w polskim społeczeństwie?
Cóż, jest już taki czynnik: drony – i to, że Ukraińcy uczą Polaków, jak je odpierać. To właśnie jest ten czynnik.
Jeśli dojdzie do dalszego zaostrzenia konfliktu i Polacy lub inne kraje europejskie będą zmuszeni w pewnym stopniu przystąpić do tej wojny, to Ukraina oczywiście będzie dla nich wybawcą
To znaczy – jeśli jednak zostaną wciągnięci do wojny. Nie ma innego rozwiązania?
Myślę, że brakuje rozmowy na temat istoty sprawy, rozmowy mężów stanu, prawdziwej rozmowy, rozumiesz? Wszyscy kłamią. Elity dzisiaj kłamią, bo nie wierzą swojemu narodowi. Myślą, że jeśli powiedzą narodowi, tym konsumentom, prawdę, to konsumenci je odrzucą. Elity rozmawiają z ludnością, jak z dziećmi, nie przeciążając komunikatów prawdą. W tym celu wymyśliły nawet osobne słowo – one się „komunikują”.
Brakuje Kuronia.
Brakuje autorytetów, które potrafią mówić stanowczo, jasno, czasem ostro, ale zawsze z empatią. Prawie nie słyszę ich głosów.
Jaki mechanizm psychologiczny powoduje przejście nastrojów społecznych od strachu do gniewu?
Wiesz, to jak w medycynie: lekarstwo czy trucizna – zależy od stężenia. Umiarkowany strach przekształca się w gniew, a strach przekraczający pewien próg paraliżuje. Rosjanie dobrze znają ten przepis i cały czas próbują podnosić poprzeczkę eskalacji.
Ale ich słabość polega na tym, że uważają, że to jedyny przepis na ich zwycięstwo. A zawsze znajdzie się ktoś, kto zrozumie tę grę i będzie eskalował w odpowiedzi. Tak upadają wszystkie imperia.
Pierwsze pytanie psychiatry brzmiało: „Dlaczego pani nie pracuje?”.
Skierowanie do psychiatry otrzymałam kilka miesięcy przed wejściem w życie nowej ustawy o tymczasowej ochronie, ale moja kolej przyszła dopiero w październiku. Po tym, jak test na depresję wykazał trzykrotnie wyższy od normy wynik, psycholog, która od dawna mi pomaga, poradziła mi, żebym zgłosiła się do specjalisty, który przepisze mi leki przeciwdepresyjne. Pierwszym pytaniem psychiatry było: „Dlaczego pani nie pracuje?”. Kiedy odpowiedziałam, że mogę pracować tylko jako freelancerka, ponieważ mam dziecko z niepełnosprawnością, które wymaga mojej ciągłej uwagi, psychiatra poradziła: „Trzeba pracować – wtedy depresja minie. Ile osób ma dzieci specjalnej troski i pracują”. Lekarka nie poinformowała mnie, w jaki sposób zrealizować ten pomysł, nie mając w Polsce rodziny, która mogłaby pomóc mi z dzieckiem. Zastąpiła profesjonalną pomoc presją psychiczną.
Po 30 września 2025 r., zgodnie ze specjalną ustawą o tymczasowej ochronie, jeśli cudzoziemiec posiadający status UKR nie ma ubezpieczenia NFZ (tj. jeśli nie ma zatrudnienia, nie jest związany z pracującym członkiem rodziny lub nie opłaca dobrowolnie składki ubezpieczeniowej), nie ma dostępu do następujących usług:
Rehabilitacja
Otrzymywanie bezpłatnych leków dostępnych w ramach ubezpieczenia państwowego
Leczenie stomatologiczne
Transplantacja i najnowsze oraz eksperymentalne metody leczenia nowotworów
Leczenie zaćmy
Pełna lista niedostępnych usług znajduje się na stronie NFZ.
Co pozostaje bez zmian?
Pomoc medyczna w nagłych wypadkach (pogotowie ratunkowe i SOR)
Pomoc medyczna dla dzieci poniżej 18 roku życia i kobiet w ciąży
Obowiązkowe szczepienia
Leczenie w przypadku zagrożenia życia i zdrowia
Jednak w praktyce okazuje się, że Ukraińcom posiadającym status UKR coraz częściej odmawia się świadczeń medycznych, nawet jeśli nie znajdują się one na liście usług ograniczonych.
„Pokaż, gdzie to jest napisane”
Mieszkanka Charkowa Marina Ivanchuk przyszła na badanie przesiewowe w drugim trymestrze ciąży i otrzymała odmowę wykonania zabiegu.
- Badanie przesiewowe w pierwszym trymestrze ciąży wykonałam w szpitalu przy oddziale położniczym w Warszawie, tam też zapisałam się na badanie w drugim trymestrze, ale kiedy przyszłam, odmówiono mi wykonania badania – opowiada Marina. - Obecnie nie pracuję, więc powiedziano mi, że bezrobotnym nie wykonuje się badań prenatalnych. Mogą mi zrobić tylko zwykłe USG, posłuchać bicia serca płodu i powiedzieć, czy wszystko z nim w porządku, ale badania przesiewowego — nie.
Od razu poprosiłam panią w recepcji, aby pokazała mi, gdzie jest napisane, że ta procedura nie jest dla mnie przewidziana, ponieważ jest ona obowiązkowa dla kobiet w ciąży. Ale zamiast odpowiedzi, usłyszałam wykład na temat sprawiedliwości: skoro przez trzy lata wszystko otrzymywałaś za darmo, a teraz znowu domagasz się badań i leków — idź do pracy lub zrób badania w prywatnej klinice.
Ale to nie powstrzymało Maryny. Weszła na stronę NFZ i nie znalazła tam informacji, że badania przesiewowe w drugim trymestrze ciąży znajdują się na liście usług ograniczonych, więc pokazała tę informację w recepcji szpitala.
— Spokojnie poprosiłam panią, aby pokazała mi, gdzie jest napisane, że jest to zabronione. Ponieważ wiem, że finansowane jest tylko badanie przesiewowe w trzecim trymestrze, podczas gdy badanie przesiewowe w drugim trymestrze jest obowiązkowe. Powiedziano mi, że tak jest napisane w komputerowej wersji programu. Poprosiłam, aby pokazano mi monitor
. W odpowiedzi zaproponowano mi, abym wszystko wyjaśniła w NFZ — kontynuuje Marina Ivanchuk. — Zgodziłam się, ale poprosiłam panią z recepcji o podanie jej imienia i nazwiska oraz stanowiska, aby szczegółowo opisać swoją sytuację i skierować ją do NFZ w celu wyjaśnienia. A potem dodałam, że straciłam pracę dosłownie zaraz po tym, jak zaszłam w ciążę i poinformowałam o tym. A to badanie przesiewowe to druga bezpłatna procedura, o którą wnioskuję w ciągu trzech lat w Polsce. Ponieważ wszystkie analizy i badania wcześniej wykonywałam prywatnie. I czy to sprawiedliwe, że teraz mi odmawiają i nawet nie wyjaśniają, gdzie jest napisane, że ta procedura jest zabroniona.
I tu nastąpiło coś nieoczekiwanego: mieszkance Charkowa nagle zaproponowali przejście do gabinetu USG na badanie przesiewowe. Pani z recepcji nagle stała się łagodna i nawet osobiście zaprowadziła Marinę do gabinetu. Badanie zostało przeprowadzone dokładnie, specjalistka od USG była uprzejma i wszystko wyjaśniła.
Teraz Marina szuka jakiejkolwiek pracy, ponieważ obawia się, że podczas porodu mogą czekać ją podobne niespodzianki. Chociaż zgodnie z nowymi warunkami poród znajduje się na liście obowiązkowych usług medycznych dla Ukrainki posiadającej status UKR, nawet jeśli nie pracuje.
Nawet kobiety w ciąży nie mogą być pewne, że nie odmówi się im badania. Zdjęcie: Shutterstock
„Stosunek lekarzy do nas bardzo się zmienił”
W niekorzystnej sytuacji znaleźli się chorzy na raka: im również coraz częściej odmawia się leczenia. Jeśli leczenie zostało rozpoczęte jeszcze przed podpisaniem nowej wersji specjalnej ustawy, to zgodnie z prawem należy je zakończyć na starych warunkach. Natomiast nowym pacjentom zaczęto odmawiać. Bezpłatnie można wykonać operację i niektóre zabiegi, ale za drogie leki do chemioterapii trzeba zapłacić samodzielnie.
— Można powiedzieć, że miałam szczęście, że zdążyłam zakończyć rozpoczęte leczenie — dzieli się swoim doświadczeniem Ukraina mieszkająca we Wrocławiu, Tetyna Gordienko.
— Ale stosunek lekarzy do nas bardzo się zmienił. Teraz ciągle pytają mnie, czy pracuję, ponieważ mam stosunkowo łagodną postać raka. Rak piersi bez przerzutów dobrze poddaje się terapii. Niedawno spotkałam w szpitalu kobietę, która płakała. Na moje pytanie, co się stało, odpowiedziała, że powiedziano jej, iż mogą wykonać operację i usunąć guz, ale za chemioterapię będzie musiała zapłacić sama, a to bardzo duża kwota.
Nieszczęśnica ma raka w trzecim stadium, z przerzutami. Szczerze mówiąc — jestem tym zszokowana. Bo dla takiej kategorii ludności nie można wprowadzać ograniczeń
Ukraińskie fora internetowe pełne są historii o tym, że po 30 września chorzy Ukraińcy nie mogą uzyskać dostępu do procedur hemodializy. Trafiają do szpitala karetką, otrzymują pomoc doraźną, ale z dalszym leczeniem pojawiają się problemy. W trudnej sytuacji znajdują się głównie emeryci i osoby ciężko chore.
— Przywiozłam mamę-emerytkę z wysokim ciśnieniem na SOR — opowiada Anna Waszkiel, która tymczasowo mieszka w Niemczech i odwiedza mamę w Szczecinie. — Przyjęto nas, ale było to tylko złagodzenie objawów. Nie zlecono żadnych badań. Po kilku dniach sytuacja się powtórzyła i sama zażądałam badań, ponieważ trzeba było ustalić przyczynę szaleńczego ciśnienia. Na moje żądania odpowiedziano nam radą, aby wykupić ubezpieczenie.
Jak radzić sobie z odmową leczenia?
Zgodnie z radą zwróciliśmy się do specjalistów ds. legalizacji i agentów ubezpieczeniowych.
„Obecnie zgłasza się do nas bardzo wielu Ukraińców ze statusem UKR, aby wykupić ubezpieczenie medyczne — mówi agent ubezpieczeniowy PZU Kostyantyn Popow. — Kosztuje to od 100 złotych miesięcznie za osobę, ale jeśli masz poważne problemy zdrowotne, choroby przewlekłe, potrzebujesz kosztownych badań lub leków, to w takim przypadku najlepszym rozwiązaniem będzie opłacenie dobrowolnej składki do NFZ (około 802 zł miesięcznie). Wtedy uzyskasz taki sam dostęp do opieki medycznej, jak osoby oficjalnie zatrudnione”.
Jeśli zasadniczo możesz pracować, ale nie znalazłeś jeszcze pracy, możesz zarejestrować się jako bezrobotny w urzędzie pracy, a wtedy przez pewien czas nie tylko będą za Ciebie opłacane składki, ale także przyznane zostanie Ci zasiłek. Ważne jest, aby zarejestrować się właśnie jako osoba bezrobotna, ponieważ jeśli zarejestrujesz się jako osoba poszukująca pracy, nie uzyskasz dostępu do NFZ.
Dobrowolne składki do Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) mogą opłacać osoby, które nie pracują i nie podlegają obowiązkowemu ubezpieczeniu zdrowotnemu w Polsce. Aby uzyskać ten rodzaj ubezpieczenia, należy złożyć wniosek do regionalnego oddziału NFZ. Obecnie jest to rozwiązanie dla studentów, emerytów i kobiet w ciąży, aby mieli dostęp do opieki medycznej na tym samym poziomie, co obywatele Polski. Aby złożyć wniosek, musisz przebywać w Polsce legalnie, podać numer PESEL i okazać paszport przy zawieraniu umowy.
Jeśli masz status UKR i spotkałeś się z odmową leczenia, do którego masz prawo, masz możliwość dochodzenia sprawiedliwości.
— Specjalna ustawa nie jest idealna w tym sensie, że pozwala pracownikom służby zdrowia wykorzystywać ją jako formalny pretekst do odmowy badania lub leczenia — uważa specjalista ds. legalizacji IQ-grup Maksym Kolodij. — Usługi znajdujące się na liście ograniczonych można interpretować na różne sposoby. Jednocześnie trzeba umieć bronić swoich praw. Jeśli odmówiono Ci usługi, do której masz prawo, możesz złożyć skargę do NFZ lub zwrócić się do kierownictwa szpitala.
Uwierz, jeśli naprawdę nie znajdą tej usługi na liście zabronionych, nie odmówią Ci. Nie będą mieli ku temu podstaw. Ale trzeba być wytrwałym, dobrze mówić po polsku, nie wstydzić się zapytać o stanowisko i nazwisko pracownika oraz jasno ogłosić swój zamiar złożenia skargi
. Potwierdza on, że obecnie wielu Ukraińców spotyka się z dyskryminacją medyczną z powodu nieznajomości przepisów. Nierzadko pracownicy służby zdrowia sami nie znają lub nie chcą prawidłowo interpretować specjalnej ustawy. W bazie NFZ osoba o statusie UKR jest po prostu oznaczona jako osoba, która ma ograniczony dostęp do usług medycznych lub osoba, która ma nieograniczony dostęp do tych usług. Listę usług ograniczonych interpretują sami pracownicy służby zdrowia danej placówki.
Polscy ratownicy medyczni udzielają pomocy ukraińskim uchodźcom na dworcu kolejowym w Warszawie, 2022 r. Zdjęcie: Shutterstock
Ile kosztuje prywatne leczenie w Polsce bez ubezpieczenia?
Konsultacje lekarzy i specjalistów (Warszawa):
Terapeuta/lekarz rodzinny — od 200 złotych
Psychiatra — 350-650 złotych
Profesor medycyny lub kandydat nauk medycznych — 500-1000 złotych.
Hospitalizacja:
Pierwsze 3 dni hospitalizacji — około 5000-5500 zł
Każdy kolejny dzień — 800-1000 zł
Leki i badania są płatne osobno.
Badania i analizy:
Podstawowe badania (ogólna analiza krwi, moczu, analiza cukru itp.) — od 30 do 60 zł
Wirus brodawczaka ludzkiego (HPV) to grupa wirusów, które mogą prowadzić do niebezpiecznych chorób - od brodawek narządów płciowych po raka. Możesz zarazić się głównie poprzez kontakt seksualny, choroba może mieć ukrytą formę, a czasami w niesprzyjających warunkach nagle objawia się poważną chorobą.
W Polsce w obrębie państwowy program szczepień przeciwko HPVDwie szczepionki są dostępne za darmo: dwuwartościowy Cervarix i dziewięciowalentny Gardasil 9. Szczepienie przeprowadza się w dwóch etapach w odstępie między dawkami 6-12 miesięcy. Bezpłatne szczepienia są dostępne dla dzieci w wieku od 9 do 14 lat włącznie. Jeśli nastolatek otrzymał pierwszą dawkę szczepionki przed ukończeniem 14 roku życia, druga dawka jest również bezpłatna. Ukraińskie dzieci ze statusem UKR mogą również skorzystać z bezpłatnych szczepień.
Jak zapisać dziecko na szczepienie HPV/HPV?
• Można to zrobić w dowolnej klinice lub szpitalu Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) za pośrednictwem terapeuty rodzinnego;
• Zarejestruj się za pośrednictwem aplikacji MojeIKP.
Dlaczego ważne jest, aby szczepić dzieci tak wcześnie, jak to możliwe?
Ginekolog Ekaterina Sokol twierdzi, że najskuteczniejsze szczepienie jest przed rozpoczęciem życia seksualnego, ponieważ wirus ten pojawia się wkrótce po jego wystąpieniu.
„Jeden i ten sam typ HPV może być zakażony kilka razy w ciągu życia” - mówi lekarz. „Dlatego szczepienie jest wskazane nawet dla kobiet, u których zdiagnozowano już HPV i które są leczone z powodu przedrakowych zmian szyjki macicy. Szczepienie w tym przypadku zmniejszy ryzyko nawrotu. Ale jeśli dana osoba nie rozpoczęła jeszcze życia seksualnego, szczepienie będzie dla niego najskuteczniejsze”.
Czy konieczne jest szczepienie chłopców?
Chociaż mężczyźni nie cierpią na raka szyjki macicy, alesą aktywnymi nosicielami wirusa. Dlatego pokazano im również szczepienia, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. Nowotwory złośliwe i choroby związane z zakażeniem HPV u mężczyzn obejmują raka prącia, odbytu, raka płaskonabłonkowego jamy ustnej, gardła, krtani, migdałków i zatok przynosowych, a także brodawki narządów płciowych (brodawki). Temu wszystkiemu można zapobiec poprzez szczepienia.
Ile kosztuje szczepienie przeciwko HPV w Warszawie dla dorosłych i młodzieży powyżej 15 roku życia?
W prywatnych klinikach jedna dawka szczepionki Gardasil 9 kosztuje około 760 zł (w tym konsultacja lekarska). W niektórych regionach Polski (musisz zapytać, czy dotyczy to Twojej kliniki) bezpłatne szczepienia są również dostępne dla osób w wieku 15-25 lat w ramach programów finansowanych przez władze lokalne.
Dla osób powyżej 15 lat wymagane są 3 dawki szczepionki: drugą wstrzykuje się 2 miesiące po pierwszej, a trzecia wstrzykuje się 6 miesięcy po niej.
Według badań ochrona trwa dłużej niż 10 lat. Specjalne przygotowanie przed szczepieniem nie jest wymagane. Następnie mogą wystąpić działania niepożądane: ból w miejscu wstrzyknięcia, zaczerwienienie, obrzęk, ból głowy, gorączka, zmęczenie, nudności, a nawet zawroty głowy. Objawy są w większości łagodne i szybko ustępują.
Maria i Bartosz: „Na początku wstydził się na mnie patrzeć”
Maria Stanisławska przyjechała z Winnicy do Polski 11 lat temu, by studiować nanotechnologię na Politechnice Łódzkiej. Dziś jest mieszkanką Łodzi, żoną i matką, a także autorką popularnego bloga na Instagramie „Teściowa i Synowa”, który ma prawie 40 tysięcy obserwujących.
Jak to wszystko się zaczęło?
– Ze względu na intensywność nauki i brak czasu na randki na drugim roku studiów zainstalowałam sobie aplikację Tinder. Moje imię jest międzynarodowe, wtedy znałam już polski, więc Bartosz nawet się nie domyślał, że koresponduje z Ukrainką – mówi Maria. – Później sama mu o tym powiedziałam.
Dla mnie to była miłość od pierwszego wejrzenia. Zobaczyłam go i zrozumiałam, że to mężczyzna moich marzeń
On jednak przyznaje, że na początku nic takiego nie poczuł, a podczas pierwszych spotkań nawet wstydził się na mnie patrzeć. Ale mówi, że czuł się bardzo komfortowo i dobrze się bawił, bo umiem podtrzymać rozmowę.
Rodzina Bartosza przyjęła Marię bardzo dobrze, chociaż przed spotkaniem w żartach straszył ją swą surową babcią, która „na pewno nie wyjdzie ze swojego pokoju”.
– To był drugi dzień Bożego Narodzenia. Jedliśmy razem śniadanie, rozmawialiśmy prawie cały dzień, poczułam się częścią rodziny. Pamiętam, że podczas rozmowy tak gestykulowałam, że wylałam czerwone wino prosto na świeżo pomalowaną białą ścianę. Nikt mnie nie skarcił, wszyscy się śmiali. To wiele mówi.
Ślub Marii i Bartosza
Maria przyznaje, że w polskich tradycjach najbardziej uderzyło ją ciepło i serdeczność Bożego Narodzenia. Ale w swoim domu zachowała również ukraiński Nowy Rok: huczny, z fajerwerkami i prezentami.
– Teraz mamy Boże Narodzenie po polsku, a Nowy Rok po ukraińsku – uśmiecha się
W polskich mężczyznach Maria ceni partnerskie podejście do kobiet: traktują ją jak równe sobie – zarówno w życiu codziennym, jak w podejmowaniu decyzji. Ale ukraińscy mężczyźni są bardziej romantyczni.
– Potrafią zabiegać o względy: kwiaty bez okazji, dbałość o szczegóły, romantyczne gesty. W świecie polskiej prostolinijności czasami tego trochę brakuje.
Jeśli chodzi o wychowywanie dzieci, to na razie nie ma o czym mówić, bo ich córka nie ma jeszcze roku. Ale Maria zdaje sobie sprawę, że kłopoty się pojawią, i to raczej z powodu rodzinnych przyzwyczajeń niż narodowości.
– Przyzwyczaiłam się już, że czasami czuję się tutaj jak pomost między dwiema kulturami, a nawet jak nauczycielka: wyjaśniam rodzicom albo teściom, dlaczego w tym kraju coś robi się właśnie w ten, a nie inny sposób. Ale kiedy jest miłość i szacunek, łatwo znaleźć równowagę.
Zarazem życie w dwóch kulturach przynosi nie tylko przyjemne odkrycia, ale także zderzenie ze stereotypami.
– Prowadzimy z teściową wspólnego bloga. Regularnie spotykam się tam z negatywnymi, obraźliwymi komentarzami, szczególnie ostatnio. Niektórym po prostu nie podoba się, że jestem Ukrainką, inni wyładowują swoje zmęczenie lub złość. Niestety, to stało się częścią mojego codziennego doświadczenia jako Ukrainki – osoby publicznej.
Mimo to blog „Teściowa i Synowa” zyskuje popularność i dla wielu kobiet stał się miejscem, w którym znajdują zrozumienie, humor i wsparcie. Maria jest przekonana, że to zainteresowanie wynika z przełamania stereotypu „teściowa i synowa – wrogowie”.
– Pokazujemy inną rzeczywistość: możemy się ze sobą śmiać, kłócić – ale z miłością. I nie odgrywamy ról, jesteśmy prawdziwe. Na ludzi to działa – niektórzy rozpoznają siebie, innym brakuje takiego ciepła, a jeszcze inni widzą nadzieję na inne podejście.
Maria i jej teściowa prowadzą wspólnego bloga na Instagramie
Wojna nie zmieniła relacji Marii z mężem, ale znacząco wpłynęła na relacje z rodziną w Ukrainie.
– Mąż od początku mnie wspierał i pomógł wywieźć bliskich w bezpieczne miejsce. Przez pierwsze pół roku mieszkaliśmy razem z mamą i siostrą. Było ciężko, ale to bardzo nas zbliżyło.
Teraz często rozmawia z mężem o tym, co się stanie, jeśli wojna dotrze do Polski.
– Dla niego to odległa, niemal abstrakcyjna perspektywa, a dla mnie całkiem realne zagrożenie. Ta różnica w odczuciach stała się częścią naszego międzykulturowego doświadczenia. Uczy nas uważniej słuchać siebie nawzajem i doceniać to, co mamy dzisiaj.
Maria często słyszy historie kobiet, które przyjechały do Polski nie z własnej woli, ale z powodu wojny.
– To zupełnie inne doświadczenie. Ja świadomie planowałam swoją emigrację, miałam czas na adaptację, budowanie relacji. One zostały wyrwane z domu nagle i z bólem. Dlatego rady typu: „otaczajcie się Polakami, integrujcie się, żyjcie tak jak oni” wydają mi się nie na miejscu. Im nie dano tego wyboru. Szczerze życzę każdej Ukraince, by znalazła poczucie domu – gdziekolwiek by była. Najważniejsze, żeby było bezpiecznie, bo właśnie od bezpieczeństwa zaczyna się zdolność do dalszego życia.
Ałła i Przemysław: „Pobraliśmy się, gdy to jeszcze nie było modne”
Ałła Brożyna, założycielka i dyrektorka fundacji „Nieobcy” w Żorach, przeprowadziła się do Polski dziesięć lat temu. Historia jej miłości do Przemysława rozpoczęła się na portalu randkowym, który, jak się później okazało, połączył wiele ukraińsko-polskich par. Już po pół roku zdecydowali się wziąć ślub. W 2016 roku zarejestrowali małżeństwo w Łucku.
– Na ceremonii była tylko moja mama – wspomina Ałła.
Przemysław wspiera Ałłę we wszystkim i pomaga jej opiekować się uchodźcami
Dla jej rodziny wybór Polaka nie był zaskoczeniem. Ałła pochodzi z Wołynia, regionu ściśle związanego z Polską.
– Jak to się mówi, najważniejsze, żeby człowiek był dobry – uśmiecha się Ałła.
Ale rodzina Przemka na początku nie była tak otwarta.
– Dziesięć lat temu w Polsce panowały dość negatywne stereotypy dotyczące Ukrainek. Uważano, że przyjeżdżają z biedniejszego kraju, by „wydać się za mąż za zamożnych Polaków”. Owszem, były takie przypadki, niektóre Ukrainki nawet tego nie ukrywały. Dzisiaj Polacy dziwią się, jak drogimi samochodami jeżdżą ukraińskie uchodźczynie, jak się ubierają i spędzają wolny czas. Ale wtedy Ukraina kojarzyła się z biedą, zniszczonymi drogami i złodziejami, którzy kradną samochody z polskimi tablicami.
Pewne różnice kulturowe między Polakami a Ukraińcami, przyznaje Ałła, na początku ją zaskakiwały. Przede wszystkim silny wpływ religii na życie społeczne w Polsce. A także zwyczaj polskich mężczyzn, by jako pierwsi podawać kobietom rękę podczas poznawania się i na powitanie. No i specyficzne formy zwracania się do siebie per „pan” i „pani”.
– Aż chciało się powiedzieć, że w Ukrainie czasy pańszczyzny już dawno minęły. Teraz podchodzę już do tego spokojnie
Jednocześnie Ałła nie odczuwała uprzedzeń ze względu na swoje pochodzenie. Być może dlatego, że mówi po polsku praktycznie bez akcentu i uczestniczy w różnych wydarzeniach dla Polaków. Jej 15-letni syn, Myron, który trafił do Polski jeszcze jako przedszkolak, doskonale włada polskim i uważa go za swój pierwszy język.
– W naszej fundacji „Nieobcy”, którą założyłam i kieruję od 2022 roku, też integrujemy migrantów. Organizujemy wydarzenia dla wszystkich chętnych, uczymy się pracować z różnymi grupami językowymi i wiekowymi społeczeństwa. Ale na pytanie, skąd pochodzę, odpowiadam ostrożnie, bo temat Wołynia, tragedii wołyńskiej, jest teraz bardzo gorący w polskim środowisku.
W rodzinie Ałły i Przemysława przeplatają się tradycje ukraińskie i polskie: w kuchni pokojowo współistnieją barszcz i bigos, a święta obchodzone są według dwóch kalendarzy. I nie ma ścisłego podziału obowiązków.
– Pomagamy sobie we wszystkim – mówi Ałła.
Podczas wojny udzielała się jako wolontariuszka, w czym wspierał ją mąż. Przyjęli pod swój dach siostrę Ałły z małym dzieckiem, opiekowali się uchodźcami, z których niektórzy zostali później stałymi wolontariuszami fundacji.
Dla Ałły dom jest tam, gdzie jest jej rodzina. Teraz jej życie toczy się tutaj, w Polsce, ale część jej serca na zawsze pozostanie w rodzinnym ukraińskim miasteczku Rożyszcze.
– Człowiek powinien pamiętać o swoich korzeniach, gdziekolwiek się znajduje. Powinien znać i szanować swój język ojczysty. Dla mnie to ukraiński, ważny element mojej tożsamości narodowej
Ałła uważa, że polskie społeczeństwo odnosi się małżeństw międzynarodowych normalnie, zwłaszcza jeśli chodzi o osoby z krajów słowiańskich.
– Pewnego razu podczas miejskiego święta znajomy Przemka powiedział mu: „Ożeniłeś się z Ukrainką, kiedy to nie było jeszcze modne”. A więc teraz to jest modne.
Iryna i Patryk: „To najlepszy mężczyzna w moim życiu”
Do lutego 2022 roku Iryna Bondar z Krzywego Rogu uważała się za osobę szczęśliwą: miała pracę, którą lubiła, przyjaciół, podróże – i wolność po rozwodzie. Wojna zniweczyła ten spokój. Iryna trafiła do Starachowic, gdzie dostała pracę w fabryce. Było ciężko, ale ceniła sobie stabilność takiego rozwiązania.
Wkrótce w gronie wspólnych znajomych poznała Patryka. Jeszcze tydzień, a minęliby się: on miał wyjechać do pracy w Norwegii, ona – odwiedzić przyjaciółkę w Szczecinie. Ale los zdecydował inaczej.
– Ujęło mnie to, że zachowywał się jak dżentelmen, umiał rozśmieszać ludzi i chwalił moją koślawą polszczyznę. Z nim było ciekawie i bezpiecznie – mówi Iryna.
Potem on wyjechał do pracy do Norwegii, a ona została w Polsce. Ale wkrótce Petryk wróci i będą już razem.
Iryna i Patryk unikają kłótni. Boją się zranić siebie nawzajem
Rodzina męża ciepło przyjęła Irynę. Szczególnie bliskie relacje nawiązała z jego mamą, która zawsze marzyła o córce.
– Polacy, których spotkałam, bardzo mnie wspierają. Jesteśmy podobni mentalnie, ale moim zdaniem oni są milsi i lepiej wychowani, zwłaszcza mężczyźni (nawet pod wpływem alkoholu).
Iryna i Patryk niemal się nie kłócą – boją się zranić siebie nawzajem. Gdy już zdarzają się jakieś emocjonalne momenty, on zawsze znajduje sposób, by wygładzić kanty.
– Najcenniejsze w nim jest to, że zawsze dotrzymuje obietnic. Jest panem swojego słowa – i właśnie dlatego się w nim zakochałam. Dla mnie jest idealny. To najlepszy mężczyzna w moim życiu.
Nie mają dzieci i nie planują ich mieć. Tradycje rodzinne podtrzymuje głównie mama Petryka, zapraszając ich co roku na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Iryna od dzieciństwa przyzwyczaiła się świętować tylko Nowy Rok i urodziny.
Po stracie obojga rodziców w Ukrainie rodzina Iryny jest teraz tutaj, w Polsce.
– Rozumiem, że nigdy nie będę tu „swoja”, ale to mnie nie martwi. Jestem autentyczna, z moim akcentem i doświadczeniem. I właśnie za to kocha mnie mój Patryk
Iryna przyznaje, że ani razu nie słyszała od Polaków zarzutów w rodzaju: „zabieracie nam mężczyzn” albo: „zabieracie nam miejsca pracy”.
– Mężczyźni to nie lodówki, żeby je komuś „zabierać” – żartuje. – Nie konkurowałam z nikim i nie zamierzałam tego robić. Polki są równie piękne i pracowite, jak nasze kobiety. Przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem, narodowość jest sprawą drugorzędną. Wydaje mi się, że wszystkie te rozmowy o jakiejś „konkurencji” wymyślają ludzie o ograniczonych horyzontach, którzy po prostu chcą podsycać wrogość między narodami.
Jej marzenia są proste: żeby wojna się skończyła, żeby powróciło spokojne życie, żeby ona i Petryk mieli własny dom, pracowali i podróżowali. I właśnie w tej prostocie tkwi prawdziwy sens: możliwość życia razem i planowania jutra bez strachu.
Oksana i Przemek: „Zdecydowało to, jak potraktował moje dziecko”
Kiedy Oksana Iwasiuk przeprowadziła się do Polski, miała 36 lat. W Dnieprze pracowała jako księgowa, rozwiodła się, wychowywała córkę i nawet nie myślała o drugim małżeństwie. Wojna pokrzyżowała wszystkie plany i zmusiła ją do zaczynania od nowa.
Minęło jakieś 9 miesięcy, zanim zdała sobie sprawę, że powrót do domu musi odłożyć na czas nieokreślony. Wypełniła ankietę na portalu randkowym. Korespondencja z Przemysłem nie trwała długo – szybko zdecydowali się na spotkanie.
Ich małżeństwo nie było próbą znalezienia „stabilności w trudnych czasach”. Stało się naturalną kontynuacją relacji ludzi, którzy znaleźli w sobie partnerów, których potrzebowali. Przemysław od razu podszedł do sytuacji Oksany z wyrozumiałością: pomagał jej w sprawach domowych, tłumaczeniach, dokumentach. A co najważniejsze – znalazł wspólny język z jej córką: spacerował z nią, robił jej prezenty, organizował rozrywki.
Z czasem w rodzinie ukształtowała się własna mieszanka tradycji. Na Boże Narodzenie Przemek zamawia polskie potrawy, a Oksana zamiast sałatki jajecznej przygotowuje klasyczną sałatkę Olivier. Obowiązki w rodzinie też są dzielone bez wyraźnych granic.
– Zazwyczaj to ja gotuję, ale jeśli nie mam nastroju lub siły, mąż robi kanapki albo zamawiamy coś gotowego. Sprzątanie też robimy razem – mówi Oksana.
Tym, co zrobiło na Oksanie największe wrażenie, jest większe zaangażowanie polskich mężczyzn w wychowywanie dzieci i prowadzenie gospodarstwa domowego
– Dla nich czymś normalnym jest pomaganie kobiecie, spędzanie czasu z dziećmi, podejmowanie się zadań, które w Ukrainie nadal często uważa się za wyłącznie „kobiece”. Chociaż u nas to już się stopniowo zmienia, co bardzo cieszy.
Przemysław szanuje pragnienie żony, by rozwijać się zawodowo.
– Nie wymaga ode mnie, bym pracowała, ale w pełni popiera moją decyzję o podjęciu pracy i nauki. Doceniam to.
Przyjaciele męża zawsze cieszą się na widok Oksany, nie odczuwa z ich strony cienia niechęci.
– Nigdy nie spotkałam się z negatywnymi reakcjami. Staram się być kulturalna, szanować kraj, który nas przyjął, ale też nie zapominam o własnej godności. Przestrzegam prawa, płacę podatki i staram się żyć tak, by nie szkodzić innym.
Oksana Wozniuk uważa, że międzynarodowe małżeństwa udają się wtedy, gdy chęć budowania wspólnej przyszłości przeważa nad pragnieniem udowodnienia lepszości własnych tradycji
Psychoterapeutka Oksana Wozniuk:
– Międzynarodowe związki to zawsze spotkanie dwóch światów. To nie tylko inny język czy kuchnia, ale też codzienne przeplatanie się wyobrażeń o tym, co „normalne”: od tego, jak świętować Boże Narodzenie, po to, jak rozwiązywać konflikty. Wiele zależy od modelu rodziny, w której dana osoba dorastała: ról, tradycji, stosunku do religii, pieniędzy i świąt. Na początku, w okresie zakochania, możemy nie dostrzegać różnic. Stają się one szczególnie widoczne dopiero wtedy, gdy w związku pojawia się codzienność albo dzieci. Właśnie wtedy potrzebna jest psychologiczna plastyczność – umiejętność słuchania innych i niebanie się zmian.
Jak rozpoznać tę psychologiczną plastyczność? Istnieje kilka oznak:
Ciekawość świata u partnera, bez osądzania;
Szacunek dla innej kultury, bez ironii i wyższości;
Gotowość do próbowania nowych rzeczy – od potraw po tradycje;
Szczerość w przyznaniu, że potrzebujesz czasu, by coś zaakceptować;
Chęć budowania wspólnej przyszłości, a nie udowadnianie „słuszności” swojego punktu widzenia.
Częstą pułapką jest idealizowanie partnera. Ukrainki często widzą w Polakach stabilność, „europejskie wartości”, a Polacy w nich –„wygodne kobiety” z tradycyjnym podejściem do rodziny. Tyle że za tymi wyobrażeniami łatwo nie dostrzec żywej osoby, z jej nawykami i problemami. Dlatego kluczem jest szczery dialog na temat codzienności: życia, pieniądzy, dzieci, wiary, starości.
Najtrwalsze pary tworzą „trzecią przestrzeń”: nie polską i nie ukraińską, ale własną. Taką, w której jest miejsce na pierogi, bigos i różne święta, gdzie humor i szacunek są ważniejsze niż „tak się przyzwyczaiłem”
Właśnie w takiej wspólnej kulturze rodzi się prawdziwa bliskość i rodzina, która wytrzymuje wszystko.