Exclusive
20
min

Rosja może się zatrzymać, ale to nie znaczy, że wojna się skończy

Zdaniem Moniki Andruszewskiej, polskiej korespondentki wojennej, która w Ukrainie przebywa nieprzerwanie od 2014 roku, Ukraina walczy o swoje przetrwanie z wrogiem, który nikogo nie oszczędza i z którym na nic nie da się umówić. - Każdy z moich znajomych żołnierzy ma świadomość, że czeka nas jeszcze wiele lat wojny.

Aldona Hartwińska

Monika Andruszewska. Zdjęcie z archiwum prywatnego

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Kiedy rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja byłaś w oku cyklonu - na Donbasie. Wszędzie krążyły informacje o możliwym ataku ze strony Rosji, a mimo to, pojechałaś na wschód, w kierunku rosyjskiej granicy. Skąd ta decyzja? 

Wtedy pojechałam na Donbas. W miejsce, w którym ukraińscy żołnierze przelewali krew, a cywile ginęli w ostrzałach przez osiem ostatnich lat. Nie byłam pewna, co się wydarzy, ale pojechałam tam świadomie, uznając wschód Ukrainy za najlepiej przygotowany do obrony. To co dobrze pamiętam, to potężne ostrzały. W ciągu doby poprzedzającej inwazję, na ukraińskie pozycje w Donbasie spadło ponad dwa tysiące pocisków artyleryjskich. Ale i przed 24 lutego, jak i po nim, kierowałam się prostą logiką - rosyjskie bomby mniej mnie przerażają niż kontakt z rosyjską armią i ich służbami, które mogą przybyć tuż po nich. Więc wolałam siedzieć w strefie przyfrontowej niż ryzykować podróże przez tereny, na których mogliby się pojawić.

Oddział ukraińskiej piechoty morskiej, z którym wtedy przebywałam, był spokojny. To była na ten moment jedna z najlepiej przygotowanych ukraińskich jednostek. Pojawiające się wtedy nagłówki „Czy będzie wojna w Ukrainie?” budziły w żołnierzach bezsilną agresję. Pytali siebie: jeśli teraz ma być jakaś „wojna”, to co my robiliśmy tu cały czas? Graliśmy w paintball? Gdzie nasza młodość, zdrowie i polegli przyjaciele? 

Co pamiętasz z rozmów z nimi z dni poprzedzających 24 lutego?

Przed samą inwazją rozmawiałam sporo na ten temat z żołnierzami i nasz wspólny wniosek był taki, że prędzej czy później dojdzie do pełnowymiarowego ataku lub jakiejś intensywniejszej próby zabrania wschodnich obwodów, ale, że niekoniecznie to się wydarzy teraz. Wiedzieliśmy, że Kijów został zalany dziennikarzami zagranicznymi. Wydawało się nam, że to jakaś forma ochrony, że Rosja nie zdecyduje się taki krok, gdy kamery wszystkich możliwych stacji telewizyjnych skierowane są na Ukrainę. Obstawialiśmy, że może się to wydarzyć kilka tygodni później, gdy redakcje, znudzone i rozczarowane, zawrócą już z Ukrainy swoich korespondentów. Ale okazało się, że Rosja, doświadczona już impotencją zachodu wobec swoich zbrodni, ma oczy świata w głębokim poważaniu.

Można wysnuć wniosek, że w tamtym momencie Donbas był bezpieczniejszy niż pozostała część Ukrainy. To brzmi trochę absurdalnie, zważywszy na to, że Donbas przecież kojarzy się z najcięższymi walkami. 

W obwodzie donieckim realna wojna trwa od 2014 roku, do niedawna bez większych zmian w linii frontu w niektórych przypadkach. Takie miejsca jak Awdijiwka, czy Toreck broniły się nieustannie przez dziesięć lat aż do zeszłego roku. Na początku wojny pełnoskalowej straty terytorialne w obwodzie donieckim były nieporównywalnie mniejsze, jeśli to porównać z tysiącami kilometrów, które pokonała rosyjska armia w innych obwodach w lutym i marcu 2022.

Monika Andruszewska. Zdjęcie z archiwum prywatnego

Ty te wojnę obserwujesz od jej początku, od 2014 roku. Na początku kierowała Tobą ciekawość, ale w końcu pojawiła się ta świadoma decyzja: zostaję tu.. Pamiętasz ten moment, kiedy się na to zdecydowałaś?

Takim momentem przełomowym był iłowajski kocioł, jedna z najkrwawszych bitew wojny w Donbasie. Kiedy ukraińskie oddziały ochotnicze zajęły większą część miasta Iłowajsk, z drugiej strony wkroczyły do niego regularne wojska rosyjskie. W środku tego kotła znaleźli się ludzie z Batalionu Donbas. Dokładnie ta rota, z którą pracowałam podczas mojego pierwszego wyjazdu, wtedy jeszcze do Artemiska, które potem nazywało się Bachmutem. Nagle okazało się, że większość osób, które poznałam, z którymi się w jakiś sposób zaprzyjaźniłam, o których pisałam na Facebooku, to są osoby, które albo są w najlepszym wypadku ciężko ranne, a w najgorszym są w niewoli albo polegli, lub zginęli. Ta niewiedza, co się z nimi dzieje przez kilka miesięcy, spowodowała, że podjęłam decyzję, że nie mogę tego rzucić i muszę zrobić wszystko, by to nagłośnić. Znałam tych ludzi i wiedziałam, że to ochotnicy, często też osoby ze wschodu Ukrainy, które dosłownie walczyły o swoje domy. Zanim wstąpiły do armii byli cywilami, którzy w większości nie mieli kontaktu z bronią, z jakąkolwiek walką obronną i nagle znalazły się w tej wojennej rzeczywistości.

A przeciwko nim, przeciwko tym biznesmenom, budowlańcom, hotelarzom, nagle stanęła regularna rosyjska armia, chociaż na cały świat poszła informacja, że bitwa o Iłowajsk to triumf separatystów, żołnierzy Donieckiej Republiki Ludowej

W mediach europejskich i światowych wciąż mówiło się o wojnie domowej, że tam na wschodzie walczą ukraińscy separatyści. A ja wiedziałam, miałam bezpośrednie relacje świadków, że moich znajomych mordowała rosyjska armia. I ja musiałam, zrobić wszystko, by jak najwięcej osób dowiedziało się prawdy. Początkowo to były wpisy na Facebooku, ale z czasem współpracę zaproponowała mi redakcja Tygodnika Powszechnego. No, i tak właśnie znałam się korespondentem wojennym, bo po prostu chciałam nagłośnić los moich znajomych.

Z jakim skutkiem wtedy ci się to udawało? Do dziś w mediach mówi się o “trzecim roku wojny” i mało kto wie, że trwa nieprzerwanie od 2014 roku. Trudno się z tym przebić do mainstreamu. 

We mnie dominowało poczucie bezsilności. Wiemy, co się tam dzieje, ale świat usilnie nie chce tego dostrzec. To było dla mnie szokujące i wstrząsające. Ukraińscy żołnierze, którzy w tamtym czasie dostawali się do niewoli, byli okrutnie torturowani. Relacje tych, którzy wrócili, to były dowody na zbrodnie wojenne, których dokonywała rosyjska armia i kontrolowane przez nią bojówki, oraz ich marionetki, nazwane separatystami. Rosyjscy najemnicy dokonywali zbrodni wojennych nie tylko na wojskowych ale i na ludności cywilnej. 

Mną osobiście bardzo wstrząsnęła też historia Stepana Czubenko. Stepana zatrzymano w pobliżu wsi Mospyne w lipcu 2014 roku, kiedy wracał z Kijowa do swojego rodzinnego Kramatorska, przejeżdżając przez Donieck. W plecaku nastolatka separatyści znaleźli wstążkę w kolorach ukraińskiej flagi i szalik lwowskiego klubu piłkarskiego Karpaty. Związano mu taśmą ręce, na głowę założono jakiś worek i wyprowadzili z pociągu. Torturowali go okrutnie przez dwa tygodnie, a później - pokazowo rozstrzelali. A został pokazowo rozstrzelany, bo odmówił wstąpienia do armii DNR, armii separatystów. Chociaż to było tak naprawdę dziecko. Dla mnie ten chłopak to symbol tego, co działo się na tych terenach: marionetki Rosji mordujące jeńców, znęcanie się nad żołnierzami i ludnością cywilną, ostrzeliwanie ukraińskich miast i łapanka osób o patriotycznych poglądach… 

Ale to jedna z tysięcy historii, jakie opisywałaś na swoim Facebooku. Dziś pamięć o Stepanie wciąż jest żywa, wznieśli mu też pomniki. Ale nie zawsze do mediów przebijały się takie historie czy wieści o losach żołnierzy na froncie.

Mało kto już w tym momencie pamięta o tym, że we wrześniu 2014 roku podpisano tak zwane “porozumienie mińskie”, którego najważniejszym punktem było natychmiastowe zawieszenie broni. W zasadzie pierwszego dnia “rozejmu” wybuchły ciężkie i krwawe walki w obwodzie ługańskim, w których brały udział oddziały ochotnicze, między innymi batalion Ajdar. Wielu żołnierzy tej jednostki jest wciąż uważanych za zaginionych. Jednym z żołnierzy, który wówczas trafił do niewoli, był Iwan Isyk. Razem ze swoim oddziałem wpadli w zasadzkę pod wioską w obwodzie ługańskim. Kilka dni później, w prorosyjskich mediach, pojawił się wywiad z ługańskiego szpitala, który z Iwanem przeprowadził brytyjski pseudo-dziennikarz Graham Phillips. Iwan był poparzony, jego ciało nosiło ślady tortur. Ale mimo to, przez piętnaście minut ze spokojem i godnością odpowiadał na prowokacyjne pytania propagandysty. Później został rzekomo uprowadzony ze szpitala, gdzie zmarł w wyniku tortur. Rodzicom wystawili fałszywy papier, podając fałszywą przyczynę zgonu. Kiedy miesiąc później jego ciało wróciło do Ukrainy to się okazało, że był kompletnie skatowany, jego narządy wewnętrzne zostały wycięte i zaszyte z powrotem w ciele, w zasadzie włożone jak klocki. Tam był mózg w brzuchu, w gardle była ukraińska flaga. Po prostu skatowali go na  śmierć, a potem jeszcze zbezcześcili zwłoki. W tym, z resztą brał udział neonazista i sadysta z Petersburga, Aleksiej Milczakow, który do tej pory jest na froncie. Świr, który zasłynął z wideo, na którym zamordował szczeniaka i pozował do zdjęć z flagą ze swastyką. Rosyjska propaganda grzała swoje media tym, że po stronie ukraińskiej walczą naziści, a tymczasem rosyjski neonazista, znany publicznie, mówi wprost, że jest nazistą i walczy po rosyjskiej stronie. Absurdalne.

Jak Ukraińcy powinni przygotować się do negocjacji? Co w tej chwili leży na stole negocjacyjnym z ich strony? Na co, poza zawieszeniem broni, może liczyć Ukraina?

Jakiekolwiek rozmowy z Rosją, jakiekolwiek rosyjskie obietnice czy poszanowanie praw międzynarodowych to jest kompletna bzdura. Później to wielokrotnie potwierdzali. Byłam w miejscowości Pieski, pod donieckim lotniskiem, przez kilka miesięcy, kiedy toczyły się tam najcięższe walki. Zimą mówiło się o jakimś zawieszeniu broni. A zawieszenie broni wyglądało tam, że nie można było spokojnie wyjść do toalety na dworze, dlatego, że spadały rosyjskie bomby i paliły wszystko dookoła, gdzie się człowiek nie obejrzał. Mówili o zawieszeniu broni, a popełniali zbrodnie, które jednocześnie świat miał totalnie w dupie.

Ale przecież zawieszenie broni było nadzorowane - do Ukrainy została wysłana misja obserwacyjna OBWE.

To wszystko była iluzja. W momencie, w którym OBWE przyjeżdżało, na przykład do poddonieckich miejscowości, wszyscy zaczynali załatwiać swoje sprawy – można było na przykład spróbować się umyć wodą z butelek, bo wiedzieliśmy, że to czas, w którym nie będzie ostrzałów. A te zaczynały się znowu natychmiast, kiedy przedstawiciele OBWE wyjeżdżali. Oni potem znowu przyjeżdżali, oglądali odłamki pocisków, które spadały pod ich nieobecność, a które przecież zupełnie zaprzeczały zawieszeniu broni. Tworzyli swoje raporty, w których statystyki rosyjskich ataków były absolutnie zaniżone. 

Ja sama byłam uczestniczką sytuacji, w której OBWE poprosiło mnie, abym pokazała miejsce zamieszkania dziecka, które rodzice – cywile – trzymali tu wciąż na linii frontu, mimo, że powinni się dawno ewakuować. Przez to, że kluczyliśmy uliczkami i zniknęliśmy z pola widzenia, separatyści rosyjscy byli przekonani, że oni już wyjechali. I zaczął się znowu ostrzał. Oni wsiedli w samochód, a ja usłyszałam, że obca osoba nie może wsiąść do środka. W efekcie szłam pieszo z przodu, za mną turlał się samochód OBWE i tak szukałam piwnicy, w której wszyscy możemy się schować.

Organizacja bezpieczeństwa i współpracy nie była w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim pracownikom i współpracownikom? 

Pracownicy niższego szczebla OBWE, którzy pracowali w terenie, mieli moim zdaniem świadomość, jak to wszystko działa. To wszystko było oparte na iluzji i kłamstwach – rzeczywistość swoje, ich raporty swoje. Jeszcze osobną kwestią jest aktywność takich organizacji, jak OBWS czy Czerwony Krzyż, na na terenach okupowanych. Przez ten cały czas żadna z tych organizacji nie była w stanie wypracować porozumienia, dotyczącego przetrzymywania tam jeńców cywilnych, którzy latami byli więzieni w strasznych warunkach bez dostępu do pomocy lekarskiej czy leków. Jednocześnie Czerwony Krzyż przekazywał gigantyczną ilość pomocy na terytoria okupowane. Pomocy, której transport był kontrolowany przez watażków tak zwanej Nowej Rosji. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że spora część z tej pomocy trafiała do kontrolowanych przez Rosję oddziałów. Poza tym część osób, które pracowały w terenie, to byli ludzie rosyjskiego pochodzenia.

A rodziny jeńców, zarówno cywilnych jak i wojskowych, usilnie zabiegały, by pracownicy tych organizacji chociażby udali się do tych piwnic, w których są przytrzymywani ich bliscy. Żeby wiedzieć, w jakim stanie są ich bliscy i czy w ogóle żyją. Choć czasem docierali do jeńców to nie obejmowało to tych, którzy znajdowali się w nielegalnych miejscach utrzymania. Zabiegano też o to, aby choć niewielka część z tej pomocy Czerwonego Krzyża, taka jak ubrania, leki, jedzenie, mogła trafić do ich bliskich – to też się nigdy nie udało. Te organizacje były absolutnymi makietami, wydmuszkami pomocy. Nie było żadnej pomocy, nie było praw człowieka. To było stworzenie wielkiej iluzji z milionowym budżetem.

Odkąd aktywnie uczestniczę w dostarczaniu pomocy dla żołnierzy istniały tematy, których się nie poruszało. My nigdy nie zadawaliśmy im pytania: kiedy to się wszystko skończy? Kiedy koniec wojny? Ale nie masz wrażenia, że teraz coraz częściej podnosi się ten temat? Nie tylko w mediach, ale też między żołnierzami? Że mówi się rozmowach pokojowych, o negocjacjach. 

Ja uważam, że to jest kompletna bzdura.

Nie ma mowy o końcu wojny, jest mowa ewentualnie o zamrożeniu konfliktu. Ale dopóki istnieje Rosyjska Federacja, oni będą zbierać siły do tego, żeby znowu zaatakować Ukrainę

I to jest kwestia tego, czy oni to zrobią za rok, za dwa czy za pięć lat. To nie pytanie: czy. To pytanie: kiedy. Bo oni odnowią siły i znowu będą atakować. To jest dokładnie tak, jak powiedział Roman Ratuszny, poległy w 2022 roku aktywista miejski i żołnierz, “im więcej Rosjan zabijemy teraz, tym mniej ich będą musiały zabić nasze dzieci”.  I to jest prawda, dlatego że Rosja nie da spokoju ani Ukrainie, ani w ogóle innym państwom regionu. Ale przede wszystkim będzie atakować Ukrainę, bo cała obecna mitologia państwowa i propaganda jest o to oparta i oni z tego nie zrezygnują. 

Putin, na swojej kilkugodzinnej konferencji prasowej pod koniec 2024 roku to potwierdził - ich cele nie zmieniły się po trzech latach inwazji, a kontrolowanie Kijowa wciąż jest celem strategicznym. Nie ma tam mowy o zwróceniu okupowanych terytoriów.

Nie wolno też zapominać, że przecież są gigantyczne tereny okupowane przez Rosję i jakiekolwiek zawieszenie konfliktu to jest pozostawienie ich tam jako zakładników, co nie wchodzi w grę i nigdy nie powinno wchodzić w grę. Tym bardziej, że wiemy jaki spotkał los ludność pod rosyjską okupacją, wiemy co działo się po 2014 roku na terenach okupowanego Krymu czy obwodu ługańskiego i donieckiego.

Monika Andruszewska. Zdjęcie z archiwum prywatnego

Bo dopóki istnieje Federacja Rosyjska w takiej formie nie jest możliwy powrót okupowanych terytoriów w granice Ukrainy - i chyba już nikt nie ma co do tego wątpliwości ?

Wszyscy mają świadomość, że sytuacja ukraińskiej armii a także skala pomocy, jaka dociera do walczących żołnierzy, jest za mała w starciu z tak potężnym wrogiem. Z trudem utrzymywana jest linia frontu, a co dopiero mówić o powrocie tych terenów. I tej nadziei jest coraz mniej z każdym tygodniem. I to jest szczególnie tragiczne w sytuacji żołnierzy, pochodzących z okupowanych terytoriów, którzy poszli walczyć o odzyskanie swoich domów. Nie wyobrażają sobie z tego po prostu zrezygnować. Ale mówimy też o miejscach, za które zginęli ich przyjaciele - i teraz ma się okazać, że zginęli na marne? To niesamowicie ponury obraz. Do tego dominującą myślą jest to, że jakiekolwiek porozumienia z Rosją skończą się fatalnie, bo nie można ufać Rosji. Rosja już to wielokrotnie pokazała, nawet w kontekście porozumień mińskich, o których opowiadałam. Nikt nie ma złudzeń, że te porozumienia nie mają wartości. Rosja może się zatrzymać, ale to nie znaczy, że skończy wojnę.

A co mówią o tym twoi znajomi, żołnierze? Jak ich morale?

Dokładnie to, że nie mają złudzeń. Każdy z moich znajomych ma świadomość, że czeka nas jeszcze wiele lat wojny, być może z przerwami i zawieszeniem broni, ale to będzie wiele lat wojny, w której będzie jeszcze bardzo wiele ofiar. Żołnierze często mówią o tym, że Rosja wykorzysta każdą najmniejszą przerwę na to, by odbudować swoje siły i potem zaatakować ze wzmożoną siłą. Ukraina walczy o przetrwanie z wrogiem, który nikogo nie oszczędza i z którym na nic nie da się umówić. Cały czas mamy przecież do czynienia z mordowaniem jeńców w okrutny sposób - rozstrzeliwanie, odcinanie głów. Większość moich znajomych mówi, że nie ma tu złotego środka. Po prostu trzeba robić wszystko, żeby ich powstrzymać i dołożyć wszelkich sił, żeby nie posunęli się dalej. 

Rosja każdego dnia posuwa się dalej i kto ma Rosję powstrzymać, jeśli otwarcie mówi się, że ludzie na froncie “się kończą”?

Jeżeli chodzi o moich znajomych z poprzednich lat wojny, których poznałam przez wojną pełnowymiarową, to faktycznie ja mam już więcej poległych znajomych, niż żywych. I sytuacja armii, szczególnie sytuacja oddziałów piechoty, jest w tej chwili fatalna. I jeśli nic się nie zmieni to będzie coraz gorzej. Kiedy mówię, że coś miałoby się zmieniać, to mam oczywiście na myśli masową mobilizację. Na froncie, przede wszystkim, nie wystarcza ludzi, bo straty są gigantyczne, a ludzi z doświadczeniem jest coraz mniej. A oni są najcenniejsi. Zaczyna brakować ludzi, którzy są specjalistami w różnych kwestiach związanych z walką, na przykład pilotów. A armia nie nadąża z naborem nowych rekrutów, żeby te pustki wypełnić. Ja sama wielokrotnie spotkałam się z ogromnym poczuciem niesprawiedliwości u wojskowych, którzy walczą od dziesięciu lat, którzy zrezygnowali kompletnie z swojego życia osobistego, zrezygnowali z siebie, a z drugiej strony mamy gigantyczną ilość Ukraińców, którzy uciekli za granicę, gigantyczną ilość Ukraińców, którzy siedzą w miastach takich jak Kijów czy Odessa i mają nadzieję, że ich to nie będzie dotyczyć. Mają nadzieję, że zginie ktoś inny, że oni iść na wojnę nie będą musieli. Na zasadzie: dalej, chłopcy, załatwcie sprawę, a my sobie tutaj posiedzimy, poczekamy. Jeden z moich przyjaciół, który na froncie jest od czasów Majdanu, szczerze powiedział mi kilka dni temu: ty się dziwisz, że ja nawet podczas przepustki nie chcę mieć do czynienia z żadnymi cywilnymi? Że nawet nie chodzę do żadnego baru, z nikim nie rozmawiam? Czuję nienawiść, bo rozumiem, że oni sobie tu zostaną, a ja nie. Bo nie ma w ogóle rozmowy o demobilizacji, o tym, że przez dziesięć lat pełnoskalowej wojny walczą ci sami ludzie. A mobilizacja to kolejny front. Ukraiński internet jest wypełniony milionami fejków, pod którymi rosyjskie boty piszą komentarze, że pracownicy mobilizacyjnych centr to mordercy, a mobilizacja to łamanie praw człowieka. To eskaluje polaryzację w społeczeństwie. Dochodzi do napaści na pracowników TCK, do podpaleń, a niedawno nawet i do morderstwa. Okazuje się, że ofiarą był weteran, który walczył w Bachmucie, był ciężko ranny w Lesie Serebriańskim, co go wyłączyło z walki. I został zamordowany, w biały dzień. Pod informacją w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się komentarze atakujące wojskowych, mobilizację, TCK, nazywając ją, na przykład, zbrodniczą organizacją. Ta sytuacja wzbudziła w wielu moich znajomych wściekłość. Nic się nie zmieni, dopóki ci cywile nie zobaczą, czym jest rosyjska armia. Mało się mówi o tym, że ci, którzy trafiają pod okupację, są siłą wcielani do rosyjskiej armii. Ale tam nikt nie pyta, nie czeka na uzasadnienia, nie można się temu w żaden sposób sprzeciwić. I jeśli dla kogoś w tej chwili lepiej jest siedzieć sobie w spokoju i czekać, mieć nadzieję, że ktoś inny załatwi za nich ten “problem”, to potem może się okazać, że za jakiś czas pod ich drzwi zawita rosyjska armia, a im przyjdzie walczyć na tej samej wojnie, ale po drugiej stronie - przeciwko swojemu państwu.

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka i autorka książek (m.in. "Szwecja. Gdzie wiking pije owsiane latte"). Dostarcza pomoc wojskowym na linię frontu. Wojnę po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła w grudniu 2022 roku. Wtedy podjęła decyzję, że będzie wracać na front z pomocą jak najczęściej. Dziś mówią o niej чоткий тил, czyli solidne zaplecze. Żołnierze skutecznie walczą karabinami, a ona jest zapleczem z kamerą i aparatem, które czuje obowiązek mówienia głośno o tym, co się dzieje. Chce być dalej na miejscu - pomagać i pokazywać wojenną rzeczywistość - nie zawsze w czarnych i smutnych barwach.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukryty potencjał i zielone korytarze

Diana Balynska: Dlaczego większość Ukrainek za granicą pracuje poniżej swoich kwalifikacji? I co można z tym zrobić?

Antonina Kurec: To naprawdę paradoksalna sytuacja, kiedy kraje przyjmujące Ukraińców otrzymują wspaniałe zasoby edukacyjne i kadrowe, ale nie wykorzystują ich w pełni.

Statystyki są niepokojące: według socjologów około 68% ukraińskich migrantów w 2024 r. pracowało na stanowiskach poniżej swoich rzeczywistych kwalifikacji.

Tylko jedna trzecia dyplomowanych uchodźców znalazła pracę wymagającą wyższego wykształcenia. Dysponujemy potencjałem ludzkim, który może zmienić Ukrainę po wojnie.

Mowa tu o szeregu barier, znacznie głębszych niż tylko kwestia języka. Po pierwsze, mamy problem z regulacją zawodów i powolnym uznawaniem dyplomów, tzw. nostryfikacją. Dotyczy to zwłaszcza dziedzin wymagających licencji, takich jak medycyna.

Po drugie, niezwykle ważnym aspektem jest opieka nad dziećmi. Większość migrantów to kobiety z dziećmi. A pracodawcy, zwłaszcza w sektorach wymagających kwalifikacji, wymagają pełnego zatrudnienia.

Kwestia, gdzie umieścić dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym, staje się kluczowym czynnikiem ograniczającym dla wykwalifikowanych matek

Aby rozwiązać tę sytuację, potrzebne są wspólne programy między krajami. Oznacza to, że oprócz intensywnej nauki języka polskiego potrzebujemy szybkiej walidacji kwalifikacji, a także płatnych staży w sektorach deficytowych, takich jak opieka zdrowotna, logistyka czy energetyka. Bardzo potrzebne są również przedszkola zapewniane przez pracodawców lub państwowa pomoc w opiece nad dziećmi. Tylko w ten sposób będziecie w stanie wykorzystać ten „ukryty potencjał”, a co najważniejsze — ludzie powrócą do Ukrainy z nową, cenną europejską wiedzą specjalistyczną.

Kobiety z Ukrainy pracują za granicą najczęściej poniżej swoich kwalifikacji: Marek BAZAK/East News

Wspomniała Pani o nostryfikacji dyplomów. Biorąc pod uwagę, że jest to dość długi, wyczerpujący i kosztowny proces, czy istnieją jakieś sposoby, aby go uprościć?

Dobre pytanie. Współpracuję z uniwersytetami i wiem, że istnieją odrębne umowy o wzajemnym uznawaniu dyplomów akademickich między Polską a Ukrainą. Są jednak dziedziny, które wymagają dodatkowej weryfikacji.

Byłoby wspaniale, gdyby na szczeblu rządowym udało się uzgodnić jakiś fast track (przyspieszone procedury — red.) dla zawodów deficytowych, coś w rodzaju „zielonych korytarzy”. Albo stworzyć jeden e-rejestr, w którym można by od razu weryfikować te dyplomy.

W praktyce światowej stosuje się już tzw. skill bridges (mosty umiejętności), które są aktywnie wykorzystywane przez międzynarodowe firmy. Skupiają się one nie na ogólnych dokumentach, ale na tym, co dana osoba wie i potrafi. Podobne Skill Bridges działają już z powodzeniem w UE i Kanadzie.

Dobrą praktyką są centra oceny (assessment centers), gdzie sprawdza się praktyczne umiejętności, a nie tylko papier. Im częściej będziemy to robić, tym szybciej będziemy zapełniać miejsca pracy wykwalifikowanymi pracownikami.

Kobiety w „męskich” zawodach

Czy wzrost napięć społecznych i konkurencji na polskim rynku pracy może stać się zewnętrzną presją, która skłoni Ukraińców do powrotu do domu?

Nie uważam, że tylko ten czynnik będzie kluczowym katalizatorem masowego powrotu. Tak, nastroje społeczne ulegają wahaniom, ale większość Polaków nadal jest przychylna Ukraińcom.

Decyzja o powrocie jest podyktowana znacznie ważniejszymi powodami niż sytuacja na polskim rynku pracy. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo, zakończenie wojny. Po drugie, jest to dostępność lub brak mieszkania w Ukrainie. Nie możemy zapominać, że ogromna część ludzi po prostu nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone. Powrót dla was oznacza w rzeczywistości kolejny start od zera.

Abyście wrócili, Ukraina musi zaproponować wam zrozumiałą, uczciwą i motywującą strategię powrotu z namacalnymi ułatwieniami, programami uzyskania mieszkania i, co najważniejsze, gwarantowanymi miejscami pracy.

Pewność zatrudnienia i zapewnienia bytu rodzinie to kluczowy warunek powrotu.

Podejście to jest zgodne z praktyką EBRD i Banku Światowego w zakresie odbudowy powojennej.

Osobiście aktywnie angażuję się w dialog z międzynarodowymi partnerami na temat modeli powrotu wykwalifikowanych pracowników.

Jeśli chodzi o ukraiński rynek pracy: jacy specjaliści są obecnie najbardziej poszukiwani? Gdzie odczuwa się największy niedobór kadr, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby odbudowy?

W samym słowie „odbudowa” zawarte jest już budownictwo, gdzie obecnie istnieje największy popyt i największy niedobór kadr w Ukrainie. Wynika to nie tylko z migracji, ale także z faktu, że specjaliści w większości walczą na wojnie.

Bardzo poszukiwani są również specjaliści z zakresu energetyki i sieci. Wróg nieustannie bombarduje naszą infrastrukturę, dlatego ciągle potrzebujemy odbudowy. Równie pilnie potrzebni są logistycy, kierowcy. Są to branże, które, jak wiesz, krzyczą, że brakuje ludzi. Niedawno sama widziałam młodą dziewczynę-dźwigniarza i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku kobiet za kierownicą ciężarówek. Co ważne, wynagrodzenia w tych branżach również znacznie wzrosły. Pracodawcy są gotowi płacić, aby ludzie zajmowali te bardzo ważne stanowiska. Będzie to największa potrzeba w ciągu najbliższych 5 lat.

Kobiety sprzątają po kolejnym rosyjskim ataku na Kijów, 10.07.2025. fото: OLEKSII FILIPPOV/AFP/East News

W jaki sposób biznes i państwo powinny strategicznie zmienić swoje podejście, aby zapewnić kobietom realne możliwości rozwoju kariery?

Całkowicie słusznie podkreślasz, że Ukraina musi przemyśleć sposób, w jaki budujemy możliwości kariery dla kobiet. Potrzebujemy nie tylko równych wynagrodzeń, ale także głębokiego wsparcia systemowego. Takim systemowym wsparciem zajmuje się społeczność Women Leaders for Ukraine, a jako jej członkini osobiście uczestniczyłam w opracowaniu programu przygotowującego kobiety-liderki do pracy w energetyce. Kobiety uczyły się, zdobywały umiejętności techniczne i przywódcze, a prawie wszystkie uczestniczki projektu znalazły następnie zatrudnienie.

Jeśli chodzi o wsparcie społeczne, w Ukrainie istnieje już wiele bezpłatnych szkoleń i kursów dla kobiet, które zostały zmuszone do przejęcia biznesu porzuconego przez mężów, którzy wyruszyli na wojnę. Są to szkolenia z zakresu finansów, marketingu, logistyki. Dostępna jest również pomoc psychologiczna. Jednak niestety nie widzę jeszcze systemowych podejść społecznych (takich jak państwowe przedszkola lub pomoc w opiece nad dziećmi) na poziomie biznesu i państwa. To jest coś, co jeszcze trzeba wdrożyć.

A jak przebiega reintegracja i zatrudnienie weteranów? Czy są już jakieś systemowe programy?

To bardzo aktualny temat. Już w 2023 roku uruchomiono zakrojone na szeroką skalę programy (na przykład „Veteran Hub”), w ramach których pracodawcy otrzymywali bezpłatne szkolenia dotyczące adaptacji weteranów. Moje doświadczenie potwierdza, że takie programy są dość skuteczne w integracji weteranów z powrotem w środowisku pracy.

Popyt na weteranów jest duży, ponieważ wracają oni jako wspaniali liderzy. Posiadają cenne umiejętności nabyte w wojsku: determinację, krytyczne myślenie, umiejętność oceny ryzyka

Wielu weteranów po demobilizacji otwiera własne firmy. Zostali przedsiębiorcami, ponieważ głęboko odczuwają wartość życia i nie boją się ryzykować, chcą realizować swoje marzenia. To bardzo udany trend, a firmy są bardzo zainteresowane takimi pracownikami.

Jak sprowadzić ludzi z powrotem do Ukrainy?

Czy odczuwa się odpływ młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat, którzy wyjeżdżają za granicę na studia lub w poszukiwaniu perspektyw zawodowych? Jakie ryzyko to niesie?

Podczas wojny trudno jest operować dokładnymi danymi na temat tego, ilu młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat faktycznie wyjechało. Musimy opierać się na statystykach z granic, a one nie dają jasnego obrazu tego, którzy z nich opuścili kraj na zawsze.

Jednak tendencja jest widoczna, na przykład mamy wysoki odsetek ukraińskich studentów w Polsce. Około 43% wszystkich zagranicznych studentów w roku akademickim 2023-2024 w Polsce to Ukraińcy. To duży odsetek.

Ryzyko związane z odpływem młodzieży jest dla Ukrainy znaczne: tracimy całą grupę, która tworzy innowacje.

W szczególności są to inżynierowie IT, ludzie z wyższym wykształceniem. Oczywiście można powiedzieć: niech te dzieci wyjeżdżają i uczą się, zachowują swoje zdrowie psychiczne w krajach, gdzie panuje pokój, a z czasem wrócą już wykształcone, aby odbudować Ukrainę. Ale aby wróciły, potrzebna jest platforma powrotu.

Z pewnością wprowadziłabym stypendia celowe na zasadzie „uczyć się i wracać” lub stypendia z gwarancją zatrudnienia w projektach odbudowy. Niezbędne są również preferencyjne kredyty hipoteczne dla młodzieży, ponieważ wielu z nich pochodzi z okupowanych terytoriów lub straciło mieszkanie z powodu wojny.

Wśród ekspertów pojawia się opinia, że powróci około 1/3 osób, które wyjechały. Czy zgadzasz się z tą prognozą? Co powinno być najważniejszym czynnikiem motywującym do powrotu?

Nie bardzo wierzę, że powróci tylko jedna trzecia, ale niech ta teza pozostanie. Powinna ona skłonić nasze państwo do podjęcia zdecydowanych kroków, aby tak się nie stało.

Po pierwsze, Ukraina musi wysłać jasny i silny komunikat, że kraj się zmienił. Dotyczy to zarówno świadczenia wysokiej jakości usług administracyjnych, jak i przejrzystości. Po drugie, chodzi o rolę w wielkiej odbudowie. Dla wykwalifikowanych specjalistów może to być oferta wyższego stanowiska, rozwoju kariery i, co niezwykle ważne, element misji – przekazanie europejskiego doświadczenia swojemu krajowi.

I co najważniejsze:

Program państwowy musi być taki sam dla tych, którzy byli za granicą, jak i dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Nie można dzielić obywateli!

Powinna to być kombinacja ofert pracy, mieszkania i poczucia misji odbudowy.

Ukrainka podczas kursu kulinarnego, Оlsztyn, 2022. fото: Hubert Hardy/REPORTER

- Chcę przekazać jasny komunikat Ukraińcom za granicą: wasze doświadczenie w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem. To podstawa powojennego rozwoju Ukrainy.
Wracając do kraju przywieziecie ze sobą standardy Unii Europejskiej, jej wartości. Wiecie, jak wzmocnić biznes i państwo. Dlatego inwestujcie w tę wiedzę i doświadczenie, nie ulegajcie wpływom negatywnych narracji! Pracujcie, uczcie się, zdobywajcie wykształcenie. To wasza strategiczna inwestycja w waszą osobistą przyszłość, a także w konkurencyjność naszej Ukrainy w Europie.

20
хв

Antonina Kurec: Doświadczenie zdobyte w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem, ale podstawą powojennego rozkwitu Ukrainy

Diana Balynska

Tutaj można żyć z zasiłku

Krystyna Leskakowa była w Ukrainie nauczycielką języka angielskiego, a obecnie uczy obcokrajowców języka fińskiego. Do Finlandii przyjechała w 2022roku ze swoją małą córeczką. Wybór kraju nie był przypadkowy — w fińskim mieście Tampere mieszka matka Krystyny.

 — Mieliśmy gdzie się zatrzymać, a tym, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, w 2022 roku pomagał Czerwony Krzyż — opowiada. — Obecnie za to odpowiada już inna organizacja. Nowo przybyłym Ukraińcom, tak jak wcześniej, nadal się pomaga się: większość z nich osiedla się w dużych mieszkaniach przerobionych na akademiki. W trzypokojowym mieszkaniu może mieszkać kilka rodzin, z których każda ma swój pokój. Jeśli rodzina jest duża, może otrzymać osobne mieszkanie, ale tylko tymczasowo. Po upływie roku od przyjazdu osoba ma prawo do miejskiej rejestracji, a wraz z nią — nowe możliwości.

Jak wszędzie, w Finlandii ważne jest znajomość lokalnego języka. Krystyna nauczyła się fińskiego i obecnie nawet uczy go innych.

Do momentu uzyskania zameldowania jedyną dostępną pomocą finansową jest zasiłek dla uchodźców w wysokości około 300 euro miesięcznie. Po uzyskaniu zameldowania można ubiegać się o podstawową pomoc społeczną, która w przypadku osób bezrobotnych wynosi około 600 euro miesięcznie. Jednocześnie można otrzymać pomoc na opłacenie czynszu za mieszkanie. Przed uzyskaniem zameldowania opcja ta jest niedostępna, więc albo mieszkasz w akademiku, albo samodzielnie wynajmujesz mieszkanie.

Osoby, które przybyły do Finlandii, są rejestrowane na giełdzie pracy, gdzie dla każdego Ukraińca w wieku produkcyjnym opracowuje się plan integracji. Obejmuje on naukę języka fińskiego do poziomu A2-B1 (czasami nawet B2), potwierdzenie lub podwyższenie kwalifikacji, zatrudnienie.

Obecnie okres integracji skrócono z trzech do dwóch lat, a w ciągu dwóch lat bardzo trudno jest nauczyć się fińskiego od podstaw. Znam niewiele osób, które po trzech latach pobytu w Finlandii mają pewny poziom B1. Dlatego większość idzie do pracy fizycznej.

 Ogólnie rzecz biorąc, w Finlandii do każdej pracy potrzebne są kwalifikacje. W 2002 roku wiele firm przymykało na to oko, ponieważ chciało pomóc Ukraińcom. Jednak nawet do pracy w sprzątaniu potrzebne są kwalifikacje, czyli dwa i pół roku nauki. Wielu Ukraińców uczy się na młodszy personel medyczny, aby pracować na przykład w domu spokojnej starości. Mężczyźni często idą na budowę lub zostają ślusarzami i elektrykami. Dobrze płatna jest tu praca spawacza, ale wszystko znowu sprowadza się do języka — bez fińskiego nie ma mowy.

 

Krystyna zaczęła uczyć się fińskiego jeszcze w Ukrainie

 

- I chociaż było to ponad dziesięć lat temu, w stresie wiele rzeczy sobie przypomniałam— mówi. — W 2022 roku mój poziom był gdzieś pomiędzy A1 a A2. Od razu zapisałam się na płatne kursy, gdzie nauka była bardziej intensywna. Równolegle zajęłam się potwierdzeniem mojego dyplomu nauczyciela. Aby mieć prawo do nauczania, na przykład w liceum, musiałam dokończyć naukę — na szczęście bezpłatnie — w wyższej szkole zawodowej.

Mój zawód jest w Finlandii bardzo poszukiwany — większość ludzi uczy się tu angielskiego. Ale bez znajomości fińskiego można znaleźć pracę tylko w szkole międzynarodowej. Chociaż Finowie tak bardzo kochają swój język, że nawet specjaliście, który w pracy używa wyłącznie angielskiego, pracodawca raczej zaproponuje opłacenie kursów fińskiego. Kończyłam jeden kurs za drugim, a potem trafiłam na praktykę zawodową do college'u, gdzie uczy się fińskiego imigrantów. Po praktyce zaproponowano mi stanowisko instruktora, który pomaga studentom. Moja fiński był już wtedy na poziomie B2, a teraz sama go uczę. Chociaż początkowo planowałam uczyć angielskiego.

Helsinki 2025

Zdaniem Krystyny, nawet jeśli pracujesz, możesz otrzymać pomoc finansową na opłacenie czynszu — wszystko zależy od poziomu dochodów. Jeśli wynagrodzenie jest niewystarczające, państwo rekompensuje brakującą kwotę. Ukraińcy, którzy nie pracują, żyją z zasiłku socjalnego w wysokości 600 euro miesięcznie. Za te pieniądze można przeżyć w Finlandii.

 — Bo jeśli ktoś nie pracuje, rachunki za prąd i wodę również pokrywa pomoc społeczna. Głównym wydatkiem będzie jedzenie, a ubrania można po prostu kupować w second handach.

Dźwięk pary pozwala zapomnieć o wszystkich smutkach

 

W Finlandii stałymi klientami second handów mogą być ludzie zamożni, którzy traktują takie doświadczenie jako możliwość ekologicznego życia i nadania rzeczom drugiego życia. Finowie są dość oszczędni, mało kto żyje tu na szeroką skalę. My, Ukraińcy, lubimy dawać drogie prezenty, a tutaj można podarować na przykład skarpetki — bo najważniejsza jest nie cena prezentu, ale uwaga.

 Wydaje mi się, że Finowie są bardziej powściągliwi i spokojni niż Ukraińcy. Nie spieszą się, nie denerwują. Wykonują swoją pracę, ale bez stresu.

W większości przypadków dzień pracy zaczyna się o siódmej rano, ale już o7:20 wszyscy idą na przerwę kawową. Po godzinie — na kolejną, potem jeszcze jedną, a o 11:00 jest już pora na lunch. A jeśli dzień pracy kończy się o16:00, to o 15:58 przy biurkach nie ma już nikogo.

Ponieważ dla Finów praca to tylko praca, a życie to przede wszystkim bycie z rodziną, spacery na łonie natury, wycieczki nad jeziora, czerpanie radości z życia.

Krystyna z córką w Laponii, która jest marzeniem wielu dzieci na całym świecie

Kolejnym znanym elementem fińskiej filozofii jest sauna. Finowie chodzą do sauny w środy, piątki i weekendy — i prawie wszyscy miejscowi, których znam, nie naruszają tej tradycji. To sposób na relaks i odstresowanie się. W saunie,do której teraz czasami chodzę, znajduje się napis, który w tłumaczeniu z języka fińskiego oznacza, że dźwięk pary sprawia, że zapomina się o wszystkich smutkach. W saunie nie wypada dużo rozmawiać — chodzi o to, aby siedzieć i cieszyć się dźwiękiem, który powstaje, gdy woda spada na rozgrzane kamienie. Zrozumienie tego zen zajęło mi trzy lata. Już umiem cieszyć się sauną, ale nie potrafię jeszcze pracować całkowicie bez stresu.

Zasada unikania stresu stosowana jest tutaj również w nauce. Moja córka ma osiem lat i dla niej szkoła to przyjemność. Tutaj dzieci traktowane są jak osobowości, których nikt nie próbuje łamać ani wtłaczać w standardy. Nauczyciel nigdy nie skrytykuje ucznia podczas lekcji lub w obecności innych osób.

Nawiasem mówiąc, w szkołach uczy się tutaj dwóch języków obcych: oprócz angielskiego — również szwedzkiego, który w Finlandii jest drugim językiem państwowym. Patrząc na to, jak moja córka uczy się angielskiego, rozumiem, że program nauczania jest tutaj znacznie łatwiejszy niż w Ukrainie. Jednocześnie większość Finów dobrze zna angielski. Być może właśnie ta łatwość nauczania daje rezultaty, ponieważ dzieci nie postrzegają języka obcego jako czegoś obcego i skomplikowanego. Jeśli chodzi o nauczanie dorosłych, główna różnica w porównaniu z Ukrainą polega na tym, że nauczyciel przekazuje ci do dwudziestu procent materiału. Reszta to samodzielna nauka.

Zwolnienie lekarskie z powodu depresji

 - Moja piętnastoletnia córka również jest bardzo zadowolona z fińskiej szkoły — opowiada Inna Bogacz, która w 2022 roku przeprowadziła się do fińskiego miasta Espoo. — Miło mnie zaskoczyło, że dzieci mają tu wszystko: od zeszytów i długopisów po laptopy. I nic nie trzeba kupować. W szkołach jest najnowszy sprzęt, a takiej ilości instrumentów muzycznych, jak w klasie muzycznej mojej córki, nie widziałam jeszcze nigdzie. Jeśli potrzebne są dodatkowe zajęcia z nauczycielem, są one bezpłatne. Teraz moja córka rozpoczyna orientację zawodową, która polega na tym, że dzieci wyjeżdżają na dwutygodniową praktykę do wybranej przez siebie organizacji, aby wypróbować ten lub inny zawód.

W przeciwieństwie do córki, która już dobrze zna język fiński, mi nie przychodzi to łatwo. Ale pracuję w sklepie, gdzie codziennie rozmawiam z ludźmi. Zajmuję się również malowaniem ubrań (w Ukrainie miałam własną pracownię artystyczną). Zawsze powtarzam, że w Finlandii mam dwie prace: ilustrację – dla duszy (miałam tu nawet wystawę!), a sklep – aby zarabiać i nie być na utrzymaniu państwa. To ciężka praca fizyczna z ośmiogodzinnymi zmianami, ale pozwala zarobić. Dodatkowo ukończyłam tutaj college na kierunku „kosmetologia”, a także uczę ukraińskie dzieci rysunku w ukraińskim centrum w Helsinkach.

Inna na wystawie swoich prac w mieście Kaari, 2024 r.

W planach mam przejście na wizę pracowniczą, która prowadzi do stałego pobytu. W Finlandii jest to możliwe, jeśli ma się umowę o pracę na określoną liczbę godzin.

 W Finlandii ważne jest, aby mieszkać bliżej dużego miasta, ponieważ to właśnie tam są możliwości. Ukraińcy, których po przyjeździe osiedlono w prowincjach na północy, z czasem i tak przenosili się bliżej miast. W mieście jest praca, ale życie jest tu droższe. W Espoo miesięczny czynsz za trzypokojowe mieszkanie wynosi około 1400 euro (w Helsinkach jest drożej). Mniejsze mieszkanie będzie kosztować około 800 euro, ale wraz z opłatami komunalnymi — około tysiąca (przy czym minimalna płaca wynosi obecnie około 13 euro za godzinę). Należy również wziąć pod uwagę, że mieszkanie do wynajęcia będzie puste - może nawet nie będzie podłączone do prądu. Wszystko - od mebli po żarówki - kupujesz sam. Jedyne, co będzie to kuchnia.

Pralki nie są dostępne dla wszystkich: w wielopiętrowym budynku można na zmianę z sąsiadami prać i suszyć rzeczy w specjalnie wyposażonej pralni. Nie masz też prawa tapetować ani malować ścian na kolor inny niż biały, szary lub niebieski. W Finlandii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, preferuje się minimalistyczne wnętrza z białymi ścianami i meblami z IKEA. W fińskim domu nie zobaczysz złotych zasłon ani łóżka z baldachimem. Nawiasem mówiąc, domy są tu ciepłe, mają centralne ogrzewanie, co jest bardzo ważne w surowym klimacie.

 Nasze miasto Espoo leży na południowym wybrzeżu, ale nawet tutaj bywa bardzo zimno (kiedyś było minus trzydzieści stopni i powietrze dosłownie zamarzało w nosie), a śnieg może padać nawet w maju. Najtrudniejszy okres przypada tutaj na listopad: wszystko wokół jest szare, ciągle pada deszcz, a dzień jest bardzo krótki. Idzie się do pracy w ciemności, wraca się również w ciemności. To przygnębia, wywołuje depresję. Dlatego wiele osób przyjmuje nie tylko witaminę D, ale także leki przeciwdepresyjne.

 Mówi się, że Finlandia jest krajem szczęśliwych ludzi, ale jednocześnie odnotowuje się tu wysoki poziom samobójstw.

Stres lub depresja mogą być przyczyną nieobecności w pracy i wystawienia zwolnienia lekarskiego.

Nie powiedziałabym, że ludzie tutaj dużo piją. Alkohol jest bardzo drogi, a ludzie, którzy naprawdę go lubią, płyną promem do Tallina, skąd wracają z całymi wózkami butelek. Kiedyś płynęłam takim promem i byłam jedyną pasażerką bez wózka.

Pomimo specyficznego klimatu, Finlandia mi się podoba. W ogóle nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Bielizna termiczna, a także nieprzemakalne spodnie i kurtki — to tutaj rzeczy pierwszej potrzeby. W Finlandii nie ma gór, za to jest wiele pięknych jezior. Często spotykamy tu sarny, jelenie, lisy.

Fińskie lasy zamiast zniszczonych ukraińskich miast

 - Lasy i jeziora nadają Finlandii szczególny surowy urok — potwierdza Krystyna Leskakova. — Są też białe noce, do których również trzeba się przystosować. Upały zdarzają się tu rzadko, chociaż tego lata przez całe trzy tygodnie temperatura utrzymywała się na poziomie około 28 stopni. Dla Finów jest to upał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma tu klimatyzacji. Finom pomaga przetrwać niespodzianki klimatu zasada „nie stresować się”, spacery, a zimą —narty.

 Jest jeszcze Laponia, gdzie trafia się do prawdziwej zimowej bajki. Kiedyś pojechałyśmy tam z córką na jeden dzień. Przed Bożym Narodzeniem panuje tam niesamowita atmosfera, ale nawet bez noclegu jest to bardzo kosztowna przyjemność.

Zajączek przy domu

Według Krystyny y i Inny Finowie nadal aktywnie pomagają Ukraińcom, omawiając potencjalne zagrożenie dla ich kraju ze strony sąsiedniej Rosji.

— W historii Finlandii również była wojna z Rosją, więc Finowie nas rozumieją i wspierają — mówi Krystyna. — Fakt, że Rosja dąży do rozszerzenia agresji na kraje UE, jest tutaj również żywo dyskutowany. Sądząc po nastrojach, Finowie w razie potrzeby pójdą bronić swojej ziemi. Chociaż oczywiście nikt nie jest gotowy na wojnę pod względem moralnym. Dzięki zabezpieczeniu socjalnemu Finowie są znacznie bardziej zrelaksowani niż my przed wojną.

W Finlandii naprawdę czujesz się bezpiecznie: rozumiesz, że jeśli nagle stracisz pracę, państwo cię wesprze, a jeśli nagle zachorujesz, nie będziesz musiał szukać pieniędzy na drogie leczenie.

 I to jest jeden z powodów, dla których tak wielu Ukraińców myśli o pozostaniu w Finlandii nawet po zakończeniu działań wojennych. Drugim powodem jest pochodzenie Ukraińców, którzy przybyli do tego kraju.

 „Jest coś, co odróżnia Finlandię od Polski i innych krajów zachodnioeuropejskich: przybyło tu wielu Ukraińców z okupowanych terytoriów lub ze wschodu Ukrainy” – cytuje socjologa, członka zarządu Stowarzyszenia Ukraińców w Finlandii Arsenija Swynaienko fińskie media YLE. „Była to niemal jedyna droga, aby dostać się z okupowanych terytoriów przez Rosję do Europy Zachodniej, przede wszystkim do Finlandii, Estonii lub Łotwy. Ci ludzie nie mają dokąd wracać. Stracili wszystko, ich miasta i wioski zostały zniszczone”.

 Dlatego coraz więcej Ukraińców, którzy przebywali w kraju na podstawie tymczasowej ochrony, przechodzi obecnie na długoterminowe pozwolenie na pobyt typu A, które po czterech latach pobytu i pracy w Finlandii umożliwia ubieganie się o pozwolenie na pobyt stały. I chociaż prawo przewiduje, że osoba przebywająca w kraju może posiadać tylko jedną kartę pobytu, dla Ukraińców zrobiono wyjątek — mogą oni posiadać zarówno tymczasową ochronę, jak i pozwolenie na pobyt długoterminowy.

20
хв

Dwóch z trzech ukraińskich uchodźców w Finlandii nie planuje powrotu. Dlaczego?

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Podczas zagrożenia szansa na życie to Twoje działanie. Można się tego nauczyć

Ексклюзив
20
хв

W podziemnej twierdzy armii ukraińskiej

Ексклюзив
20
хв

Profesor Roman Kuźniar: Rosję ta wojna powinna kosztować coraz więcej. Aż się udławi Ukrainą

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress