Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
Jest początek września. Tej dość chłodnej nocy w ciągu kilku godzin sześć samochodów zostaje wysadzonych w powietrze przez drony kamikadze. Wszystko dzieje się na głównym szlaku logistycznym łączącym Izium i Słowiańsk. To najlepsza i najszybsza droga, którą można dojechać na Donbas z Kijowa czy Charkowa. Tędy codziennie jeżdżą setki samochodów wojskowych, wolontariusze, cywile, tędy karetkami pogotowia przeprowadzane są ewakuacje z rannymi wojownikami. Stąd do pierwszej linii frontu jest niecałe czterdzieści kilometrów. Choć my wszyscy przywykliśmy już do życia w rytm uderzeń dronów, tego nikt nie jest w stanie pojąć. Do dziś ta droga wydawała się zupełnie bezpieczna.
Drony zmieniają frontową rzeczywistość
Jeszcze dwa lata temu zdarzało mi się odwiedzać żołnierzy, szczególnie artylerzystów czy droniarzy, na pozycjach bojowych. Wówczas bezpieczeństwo dyktował zasięg artylerii - wiedzieliśmy, jak się poruszać blisko linii frontu, by zminimalizować ryzyko ostrzału.
Słowo „niebezpieczne” funkcjonowało w zupełnie innym wymiarze. Niebezpieczeństwo można było przewidzieć, przygotować się, a często nawet mu zapobiec. Czasem nawet słyszałam, że “jeśli się jest wolontariuszem, to trzeba być głupim, by dać się zabić na wojnie”.
.avif)
Coś w tym było. Bo jeśli słuchało się komunikatów wojskowych, sprawdzało się szlak zaraz przed wyjazdem, pozostawało w stałej komunikacji z tymi, którzy dobrze znają teren, było naprawdę mało prawdopodobne, by coś poszło nie tak.
W tej chwili drony kompletnie zmieniły frontową rzeczywistość. Latają rojami nad linią frontu i uderzają we wszystko i wszystkich. Tu nie ma znaczenia, czy to wojskowy pojazd, czy samochód do ewakuacji medycznej, czy karetka oznaczona wielkim czerwonym krzyżem.
Rosjanie biją we wszystkie pojazdy, nie robią żadnych wyjątków. Ale nie tylko w pojazdy. Jeśli misja drona dobiega końca, bo wyczerpuje mu się bateria, to uderza on w cokolwiek, co spotka na swojej drodze. Na rozładowanym akumulatorze nie wróci do operatora, a przecież szkoda marnować ładunek wybuchowy.
Wstrząsające są zdjęcia starszej kobiety, która w okolicach miasta Pokrowsk jechała na rowerze. Rosyjski dron w biały dzień rozerwał ją na kawałki na środku ulicy. Równie przerażające są filmy mieszkańców Chersonia, którzy przechodzą chodnikami, zarośniętymi już chwastami i polnymi kwiatami, szybkim krokiem i przy ścianach budynków.
Starają się być niewidzialni, bo tam mówi się już o „safari”, polowaniu na cywili
Nie każdy jest w posiadaniu „cukierka”, czyli detektora dronów, a już zdecydowana mniejszość ma dostęp do przechwytywacza sygnału.
— To działa tak, że nagle dostajesz sygnał dźwiękowy, a potem na tym ekranie pojawia się obraz z kamery drona - opowiada Bruno Beeckman, holenderski dziennikarz i producent. Pokazuje małe urządzenie z monitorem, póki co zaśnieżonym, jak stary telewizor. To jest coś, co jest ci absolutnie potrzebne, kiedy chodzisz ulicami Chersonia, który codziennie jest atakowany setkami dronów. Kiedy dron znajdzie się w twoim zasięgu, na ekranie pojawi się obraz, który widzi operator drona.
Widząc, co widzi on, masz dużo większe szanse, by się ukryć. To nie do pomyślenia, że mówimy tu o codziennym życiu w dużym ukraińskim mieście, które jeszcze do niedawna kojarzyło się głównie z najlepszymi arbuzami na świecie.
.avif)
Drogę z Iziumu do Słowiańska pokonałam setki razy, znam ją niemal na pamięć. Wiem, gdzie leży pognieciony od fali uderzeniowej potężny drogowskaz z zamazanymi nazwami miast, gdzie są ruiny kościoła, a gdzie stał wrak spalonego czołgu. Na blokpoście zatrzymują nas żołnierze.
— Dokąd jedziecie? Wiecie jaka jest sytuacja?
— Tak, chciałabym tylko potwierdzić. Musimy zjechać z drogi w okolicy Adwdijiwki, prawda?
Żołnierz zajrzał do środka, zobaczył włączony detektor dronów i troje ludzi, którzy są w stu procentach pewni, że cel tej podróży jest wart ryzyka.
— Tak. Jedźcie ostrożnie — żołnierz skinieniem głowy pozwolił odjechać.
Mimo niebezpieczeństwa na drodze, ruch jest dość spory, bo alternatywna trasa to dodatkowe dwie godziny po dziurawej drodze. Więc wszyscy ryzykują i będą ryzykować dalej, dopóki niebezpieczeństwo nie będzie śmiertelnie.
Teraz wszyscy gramy w dronową ruletkę.
Rok temu tam był nasz blindaż
Jest czerwiec 2024 roku. Od rosyjskich pozycji dzieli nas kilka kilometrów. Co jakiś czas szum drzew, które jeszcze nie zostały ścięte pociskami, przerywa głośny wybuch. Dobrze wiem, czym jest las dotknięty wojną. Zapach mchu i szyszek miesza się z dymem i metalem. Ziemia nieustannie drży od pracy artylerii i spadających pocisków.
Szybkim krokiem podążam za Damianem Dudą. Idziemy w kierunku dziury w ziemi, która przez najbliższe 48-godzin będzie naszym domem. Tu właśnie polscy medycy z fundacji „W międzyczasie” ukrywają się przed nieustającymi ostrzałami. Mijamy spaloną połać ziemi, czarną jak węgiel, i dziesiątki opalonych u spodu drzew, których kora ukruszyła się niemal do połowy pnia.
.avif)
— Ta część linii jest jeszcze pokryta lasem — odzywa się Damian, kiedy dostrzega, że rozglądam się dookoła, i wskazuje ręką przed siebie: — Tam zaczynają się pozycje obronne, na które mówimy: „bołota”. Za błotami jest szara strefa, tak zwany null, pozycje zerowe. Tam wszystko jest zjarane, lasu nie ma.
Przed wojną Las Serebriański był rezerwatem przyrody. Zieloną, szumiącą oazą na pograniczu obwodów donieckiego i ługańskiego.
W ciągu kilkunastu miesięcy intensywnych walk zielony azyl zmienił się w pogorzelisko niedające schronienia nie tylko zwierzętom, ale i żołnierzom, których pozycje znalazły się pod gołym niebem
Dziś ekologia zdaje się nie być tak ważna, jak życie ukraińskich żołnierzy, których krew codziennie chłonie ziemia. Ale rany, które Rosjanie zadali ukraińskim lasom, stepom czy zbiornikom wodnym, nie zostaną wyleczone jeszcze długo po tym jak ucichną armaty, a skutki ataków, zanieczyszczeń i zniszczeń będą naprawiane przez dziesięciolecia. Mówi się, że rozminowanie Ukrainy zajmie siedemset lat. Że step, który powstał w wyniku zniszczenia tamy w Nowej Kachowce, zmieni na zawsze ekosystem i wpłynie na stan środowiska w całej Europie. Że ukraińska ziemia wchłonęła przemysłową truciznę po ciężkich walkach na terenach zakładów przemysłowych takich jak Azowstal w Mariupolu, zespół zakładów koksochemicznych w Awdijiwce czy kombinat Azot w Siewierodoniecku. Przyroda jest milczącą ofiarą rosyjskiej agresji, a takie miejsca, jak Las Serebriański, prawdopodobnie już nigdy nie wrócą do stanu sprzed wojny. Jego teren przypomina bardziej krajobraz księżycowy, z gdzieniegdzie wystającymi kikutami, pozostałościami po drzewach.
I codziennie, centymetr po centymetrze, znika w rękach Rosjan.

Kiedy wreszcie wyjeżdżamy z lasu na bezpieczniejszy teren, Damian klepie mnie w ramię.
— Możesz sobie z dumą powiedzieć, że zdążyłaś odwiedzić obwód ługański.
Zdążyłam też zobaczyć miejsce pracy polskich medyków, bo kilka miesięcy później bezpośrednie uderzenie pocisku zmiótł nasz blindaż z powierzchni ziemi. Na szczęście nikogo nie było wtedy w środku, nie było też rannych. Ale każdego dnia Rosjanie przesuwali się dalej i dalej, by w końcu, latem 2025 roku, zająć ukraińskie pozycje, na których byłam, obserwowując pracę ekipy Damiana.
Radio Swoboda próbowało ustalić, jaka część terytorium obwodu ługańskiego znajduje się w tej chwili pod okupacją.
Według danych, które otrzymali od regionalnej administracji wojskowej, 1 lipca 2025 roku było to aż 95%, w tym szesnaście miejscowości znajdowało się w strefie aktywnych działań wojennych. Jednak biorąc pod uwagę tempo, w jakim Rosjanie zajmują te tereny, a także oficjalne dane pochodzące ze strony DeepState, można wywnioskować, że od tamtego czasu wielkość terenu pod kontrolą Zbrojnych Sił Ukrainy znacznie się zmniejszyła.
Bijące serce Donbasu
Zaraz po wjechaniu do Kramatorska dociera do nas informacja: tej nocy rosyjskie drony niemal jednocześnie uderzyły w trzy stacje benzynowe. Dla nas to jasny sygnał. W ten sposób Rosjanie będą próbować utrudnić lub uniemożliwić poruszanie się. Stacji benzynowych w okolicy i tak nie jest wiele, a ich brak realnie wpłynie na pogorszenie logistyki. Oglądam zdjęcia w internecie: dobrze znane mi zielone logo, pomięte blachy, potłuczone szkło. Decyduję się jechać na tę stację, by udokumentować jeden z tych ataków. Na miejscu zastaję ekipę pracowników, która z miotłami w rękach zamiata ostatnie kawałki szkła. Na parkingu leży sterta pogniecionego od fali uderzeniowej metalu, gotowa do wywiezienia na złom.
.avif)
— My tu całą noc pracowaliśmy, sprzątaliśmy — mówi brodaty mężczyzna z kolczykiem w uchu. — Dystrybutory nie zostały uszkodzone, więc będziemy mogli wznowić pracę. Wiemy, jakie to ważne. Zobacz, tam leżą kawałki drona.
Mężczyzna pokazuje mi palcem kupkę żelaza na murku. Są tam kawałki silnika, akumulatora, pomięte kabelki, wszystko drobiazgowo zebrane, żeby służby mogły sprawniej pracować i ustalić, co dokładnie wyrządziło takie szkody.
Z drugiej strony stacji dość głęboka dziura w betonie, miejsce uderzenia bezzałogowca zaznaczone czerwonym markerem. Posprzątane naprędce, ale skrupulatnie, by jak najszybciej zatrzeć te kolejne rany zadane przez Rosję.
To też bardzo charakterystyczna cecha Ukraińców. Skutki ataków usuwane są błyskawicznie, drogi są przywracane do ruchu jak najszybciej, logistyka wraca na swoje tory, a ludzie następnego dnia idą na zakupy i do pracy. Jakby to wszystko, co działo się w nocy, było tylko strasznym snem.
O poranku działają kawiarenki, bazarki, usługi. W Kramatorsku mieszkają uchodźcy z obwodów ługańskiego i donieckiego, z miejsc, które znajdują się pod okupacją.
Niektórzy z nich uciekają trzeci czy czwarty raz, bo front pożera kolejne miejsca, w którym zaczynali nowe życie
Jeśli na stole negocjacyjnym Rosja chce położyć oddanie takich miast jak Słowiańsk czy Kramatorsk — to co chcieliby powiedzieć tym ludziom? Że mają uciekać kolejny raz, czy może mają przyjąć paszport kraju, który spalił wszystko, co kochali? Kraju, który gwałcił, torturował i zastraszał? Tutaj nikt nie da się zastraszyć. Tutaj nikt nie odda swojego domu bez walki. Ukraińskie flagi wiszą tu na każdym kroku, a kogokolwiek zapytasz o to na ulicy, usłyszysz, że Краматорськ це Україна — Kramatorsk to Ukraina.
Zdjęcia: Aldona Hartwińska

Dziennikarka i autorka książek (m.in. "Szwecja. Gdzie wiking pije owsiane latte"). Dostarcza pomoc wojskowym na linię frontu. Wojnę po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła w grudniu 2022 roku. Wtedy podjęła decyzję, że będzie wracać na front z pomocą jak najczęściej. Dziś mówią o niej чоткий тил, czyli solidne zaplecze. Żołnierze skutecznie walczą karabinami, a ona jest zapleczem z kamerą i aparatem, które czuje obowiązek mówienia głośno o tym, co się dzieje. Chce być dalej na miejscu - pomagać i pokazywać wojenną rzeczywistość - nie zawsze w czarnych i smutnych barwach.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.















