Exclusive
20
min

Uchodźczynie pod opieką trzech zakonnic z Jazłowca

Rozładowywaliśmy ciężarówkę i pudło z konserwami wypadło z hukiem na asfalt. Dzieci natychmiast rzuciły się na ziemię. W pierwszych miesiącach bały się, kuliły, chowały za matkami, nie pozwalały się dotknąć i milczały.

Wira Biczuja

Od lewej: siostry zakonne Tatiana, Julia i Symona organizują pomoc dla kobiet i dzieci. Zdjęcie autorki

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W cichym zakątku na południu obwodu tarnopolskiego, w murach dawnego pałacu ukryty jest klasztor rzymskokatolicki. Przed pandemią miejsce to przyciągało tysiące pielgrzymów i turystów, po czym nagle opustoszało. Dziś klasztor znów tętni życiem, ale nie jest to już beztroskie miejsce. Po 24 lutego 2022 r. klasztor Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Jazłowcu stał się schronieniem dla kobiet i dzieci, które uciekły przed wojną.

W klasztorze są tylko trzy siostry: opatka, siostra Julia, siostra Symona i siostra Tatiana. Tym trzem dzielnym kobietom udało się zorganizować schronienie dla dwustu uchodźców.

"W okolicy, w której mieszkały dziesiątki dzieci, panowała nienaturalna cisza".

- "Pierwszą rzeczą, jaką poczułyśmy, był strach, niepewność co do przyszłości, dezorientacja" - wspomina pierwsze dni rosyjskiego ataku opatka klasztoru, siostra Julia - "Zrozumieliśmy, że to poważna wojna z wielkimi ofiarami i wielkim smutkiem. I że w każdej chwili może dotrzeć do naszej ziemi. Zaczęliśmy budować barykady i razem z mieszkańcami wsi usuwaliśmy znaki informacyjne, gdzie co jest. Oczywiście Polska zaproponowała nam ewakuację, ale postanowiłyśmy nigdzie nie wyjeżdżać i nieść pomoc.

Zapytałyśmy naszą przełożoną, czy możemy zostać, a ona powiedziała: "Na co siostry są gotowe?". Nasza odpowiedź brzmiała: "Być tutaj do końca".

Dlatego, gdy dowiedziałyśmy się, że przyjeżdżają do nas pierwsi uchodźcy ze wschodnich regionów Ukrainy, natychmiast zaczęłyśmy przygotowywać dla nich pokoje. A samotnym kobietom, które przed wojną przebywały u nas z dziećmi, zapewniłyśmy szybką ewakuację do Polski.

Przyjechał do nas biskup Edward Kawa z diecezji lwowskiej, przeprowadził odprawę i zapoznał nas z zasadami postępowania podczas ostrzału. Przyniósł nam też pierwszą pomoc: konserwy mięsne. Zrozumiałyśmy, że nie jesteśmy same.

Potem zaczęły się telefony: ksiądz z Charkowa zapytał, czy mogłybyśmy przyjąć czterech uchodźców, którzy byli w drodze od dwóch dni, a siostry orionistki z obwodu charkowskiego poprosiły o schronienie dla 50 osób. Na początku wojny w klasztorze przebywało ponad 100 uchodźców, w tym 56 dzieci. Wszystkie pokoje były zajęte. Oczywiście nie było łatwo zorganizować życie tak wielu ludzi. Ale wewnętrzna siła, która nas prowadziła, zwyciężyła, dała nam odwagę i inspirację do służby.

W większości ci, którzy przybyli do klasztoru w Jazłowcu, byli uchodźcami z regionu Charkowa, którzy od pierwszych dni zmagali się z okropnościami wojny. Stan psychiczny uchodźców był fatalny, byli przygnębi, niepewni i bardzo niespokojni. Niektórzy nie rozpakowywali się przez długi czas i spali w ubraniach. W okolicy, gdzie mieszkały dziesiątki dzieci, panowała cisza.

Siostrom udało się przywrócić dzieciom zdolność do cieszenia się życiem bez strachu. Zdjęcie: Wictoria Jakubowska, Credo

- "Pewnego razu, kiedy rozładowywaliśmy pomoc, pudełko z konserwami wypadło z samochodu na asfalt z hukiem - dzieci upadły na ziemię, a kobiety się cofnęły" - opowiada siostra Julia - "Dzieci były przerażone i zdezorientowane. Rozpacz i ból zastygły w ich oczach. Cowały się za matkami, nie pozwalały się dotknąć, nie chciały rozmawiać. Trwało to przez pierwsze trzy miesiące.

Uchodźcy z obwodów mikołajowskiego, zaporoskiego, połtawskiego i winnickiego również przybyli w mury klasztoru, ale później wrócili do domu. Obecnie mieszkają tu kobiety z dziećmi z obwodów chersońskiego i ługańskiego.

- "Przeżyłam wszystkie okropności okupacji" - mówi 56-letnia przesiedleńczyni Julia z Chersonia. "Zniszczyłam swoje dyplomy, żeby Rosjanie nie zmuszali mnie do pracy dla nich. Tak długo czekaliśmy na naszych ludzi! W końcu nas odbili. Ale kiedy zaczął się codzienny ciężki ostrzał, nie wytrzymałam i wyjechałam. Dotarcie do klasztoru zajęło mi dziewięć dni. I to sama opatrzność przywiodła mnie do tak niezwykłego miejsca.

"W pewnym momencie zaczęłyśmy otrzymywać tak dużo pomocy humanitarnej, że stałyśmy się małym centrum logistycznym"

Wyzwanie dla trzech sióstr było poważne. Była zima. Dzieci chorowały lub zaczynały chorować na miejscu, potrzebowały leków, miejsca do izolacji. Jeździły z dziećmi do szpitala w dzień i nocą.

Pod dachem nie było wystarczająco dużo miejsca do zabawy. Na szczęście z pomocą przyszły siostry orionistki. Potrzebne były ubrania, buty, chemia gospodarcza, żywność, a wszystko w dużych ilościach. Klasztor zwrócił się o pomoc do Polski. Tak pojawiły się lampy kwarcowe i dodatkowe grzejniki. Pojawił się problem prania ubrań i suszenia bielizny dla małych dzieci, gdyż pomieszczenia klasztorne nie są do tego przystosowane, zwłaszcza zimą. Siostry z Polski za pieniądze japońskiej fundacji AAR Japan kupiły i podarowały buty oraz pralkę. Z czasem pomoc zaczęła napływać w dużych ilościach. Ale uchodźcy potrzebowali także pomocy psychologicznej.

- "Siostry orionistki, które przywiozły do nas ludzi z Charkowa, były bardzo pomocne" - mówi siostra Julia, opatka klasztoru w Jazłowcu. "Miały dobrze ugruntowaną metodę pomocy samotnym matkom i kobietom z poważnymi urazami psychicznymi, przywiozły własnego psychologa, nauczyciela i wychowawcę przedszkolnego. Później, dzięki pomocy Oleny Surmyak, zastępcy przewodniczącego lokalnej ATC (Połączonej Wspólnoty Terytorialnej), przyjechał do nas pracownik socjalny. Później zaczęła pomagać Fundacja Charytatywna Rokada i ludzie z Czerwonego Krzyża - przywozili lekarzy i psychologów, dostarczali kobietom i dzieciom leki itp.

Przez pierwsze trzy miesiące nie angażowaliśmy kobiet do pracy, z wyjątkiem zmywania naczyń zgodnie z kolejką. Musiały odpoczywać. Zabieramy dzieci do teatrów lalkowych, do zoo, bawią się na świeżym powietrzu, mogą pomagać nam w gospodarstwie domowym lub w kuchni, jeśli chcą. Nie zmuszamy ich, ale staramy się je zaangażować i zachęcić. W klasztorze jest już duża sala zabaw, która stała się przedszkolem. Polacy urządzili nam także plac zabaw.

Dzieci w klasztorze czekają na św. Mikołaja i wykonują świąteczne ozdoby. Zdjęcie: Strona klasztoru na Facebooku

-Jak wyglądał Wasz zwykły dzień? " - pytam siostrę Julię.

- Tak samo jak przed wojną. Śniadanie o siódmej, obiad o 13:00 z dostosowaniem do pory obiadowej dzieci, które wracają ze szkoły o różnych porach, kolacja o 18:00. Jedyne ograniczenia to zakaz picia, palenia i prowadzenia pojazdów przez mężczyzn. Teraz wcześnie robi się ciemno, więc klasztor zamykany jest o 20:00. Latem dzieci mogły spacerować po parku nawet do 21:30.

- Skąd bierze siostra jedzenie, by nakarmić ludzi?

- Mamy własne małe gospodarstwo: kury, gęsi, kozy i kaczki. Ale to nie zaspokajało wszystkich naszych potrzeb. Mieszkańcy Jazłowca i okolicznych wiosek przyszli nam z pomocą i od pierwszych dni przynosili nam duże ilości żywności, półproduktów i domowego jedzenia: pierogi, bułki, mięso, konserwy. Rolnicy i mieszkańcy wsi dostarczali nam co tylko mogli, od ogórków, przez buraki, po ser. Miejscowi i wynajęci robotnicy pomagali nam również w pracach polowych. W tym roku prawie 20 osób z sąsiedztwa pomagało nam zbierać ziemniaki na naszych dwóch hektarach ziemi.

Wspomniana japońska fundacja, siostry orionistki i Polska również pomogły z żywnością. Potem zaczęliśmy otrzymywać pomoc z różnych źródeł i było jej tak dużo, że zaczęliśmy dostarczać leki, żywność i chemię gospodarczą na wschód i dla wojska. Wysłaliśmy na przykład koce i 130 kompletów pościeli na linię frontu.

- Wojna ujawniła naszą solidarność i wzajemną pomoc. Czy ukraińscy wolontariusze wspierali was?

- Jak najbardziej. Na przykład miejscowy rolnik, pan Słoniewski, przywiózł nam cały samochód rzeczy z zagranicy. A działo się to w szczytowym momencie, kiedy w klasztorze było dużo ludzi. Polacy, którzy znali nas od dawna, pomagali nam jak tylko mogli. Miejscowy nauczyciel matematyki uczył dzieci. Leczył nas miejscowy lekarz. Nasza pani Julia z Chersonia uczyła dzieci angielskiego przez pięć miesięcy, a teraz pracuje jako tutor (ktoś, kto prowadzi indywidualne lub grupowe lekcje z uczniami, mentor - red.), a rodzice jej dziękują. Mamy też wolontariuszkę Irenę, która mieszka z nami od kilku lat i pomaga nam w pracach domowych.

- W jaki sposób atmosfera klasztoru, wasze zasady i wartości, które tu głosicie, wpływają na kobiety?

- Wiele kobiet z regionu Charkowa ma trudne życie. Były różne rzeczy. Ale uczyłyśmy je porządku, angażowałyśmy do pracy - wyłącznie do sprzątania po sobie, pomocy w kuchni, bo nam samym trudno było poradzić sobie z tyloma ludźmi. Ci, którzy nie mogli się zaakceptować naszych zasad, po prostu odchodzili. Staraliśmy się, aby matki spędzały więcej czasu ze swoimi dziećmi, musieliśmy dostosować ich nawyki higieniczne. Staramy się zapewnić nie tylko materialną stronę życia, ale także zadbać o ducha. Nie wiem, jak ocenić zmiany, które zaszły w kobietach podczas ich pobytu tutaj. Ale dzieci zdecydowanie się zmieniły, znów stały się dziećmi - są radosne, śmieją się, bawią.

Zajęcia z siostrą Julią w klasztorze. Zdjęcie: Wictoria Jakubowska, Credo

Siostra Tetiana uczyła dzieci katechizmu, oczywiście dla tych, którzy tego chcieli. Siostra Simona prowadziła również lekcje religii. Teraz dzieci czekają na św. Mikołaja, obchodzą święta ze swoimi matkami. Razem z kobietami i dziećmi modlimy się przed każdym posiłkiem. Ale ludzie chodzą na liturgię tylko wtedy, gdy chcą, a kobiet jest bardzo mało. Mamy nadzieję, że nasza posługa znajdzie odzew w ich duszach, nawet jeśli będzie to trwało długo.

"Gdy straci się ukochaną osobę i nie zabije w zemście - to stoicyzm".

- Ile kobiet i dzieci znalazło tu schronienie podczas wojny? Czy któraś z nich wróciła do domu lub wyjechała za granicę?

- W sumie podczas wojny odwiedziło nas ponad 200 osób. Niektórzy zostali na chwilę, a następnie wyjechali za granicę, aby odwiedzić swoich przyjaciół. Niektórzy wrócili do domu dawno temu. A niektórzy wciąż tu są, ponieważ powrót jest dla nich niebezpieczny lub nie mają dokąd pójść.

Zdajemy sobie sprawę, że uchodźcy nie mogą zostać z nami na długo. Ludzie muszą wrócić do swojego prawdziwego życia. Zachęcamy kobiety do znalezienia własnego mieszkania i rozpoczęcia samodzielnego życia. Przyjechali do nas przedstawiciele fundacji, która oferuje domy do zamieszkania, ale teraz uchodźczynie borykają się z problemem formalności.

- Z historii wiemy, że klasztory wielokrotnie ratowały życie Żydom, ukrywając ich przed nazistami. Czy ma dla ciebie znaczenie, jakiego wyznania są uchodźcy?

- Jesteśmy klasztorem katolickim i zawsze jesteśmy otwarci na tych, którzy przychodzą do nas po zbawienie i pomoc. Nie pytamy, jakiego są wyznania. Większość uchodźców to prawosławni, ale byli też protestanci. W niedziele odprawiamy nabożeństwa w naszym kościele i oczywiście zapraszamy wszystkich do wspólnej modlitwy.

Siostra Julia z kotem w klasztorze, jesień 2023 r. Zdjęcie autora

- Jakiej rady udzieliłaby siostra Ukraińcom, którzy czują nienawiść do swoich wrogów? Jak radzić sobie z nienawiścią, która pali ich od środka?

- To bardzo trudne pytanie. I to nie tylko dla wierzących. Wymaga od nas pewnego rodzaju heroizmu. W chwili, gdy ktoś traci ukochaną osobę, stoicyzmem jest nie stać się mordercą. Osoba bez wewnętrznej siły nie będzie w stanie sobie z tym poradzić. Nie wydaje mi się, żeby metoda "ząb za ząb" była odpowiednia, bo to zaprowadzi nas w przepaść. Bardzo trudno jest wybaczyć, niemożliwe jest zapomnieć. Musimy modlić się za naszych wrogów, choć jest to bardzo trudne. Ludzie, którzy to wszystko zrobili, zostaną odpowiednio osądzeni. Bóg jest ich sędzią.

- Jak widzi siostra przyszłość Ukrainy?

- Dużo o tym myślę. Ukraina będzie! Tyle przelanej krwi nie pójdzie na marne. Ta ziemia jest święta i ta świętość nabiera siły. Siłę Ukrainy widzę w jej jedności. Jedność narodu jest wielką siłą i przyszłością Ukrainy. A Ukraina powinna mieć swobodę wyboru partnerów, których uzna za właściwych. Widzimy, jak bardzo Zachód nam teraz pomaga. Sam jestem Polką i widzę, jak bardzo Polska pomogła, rozumiem, jak bardzo Polacy byli i są otwarci na pomoc.

- W jakim stopniu sytuacja zmieniła siostrę i siostry współtowarzyszki?

- To nas wzmocniło, a nie złamało. Jest ciężko, ponieważ wojna trwa, jest wiele ofiar, w tym nasi ludzie z Yazlovets. Nie mamy pojęcia, kiedy się skończy i co nas jeszcze czeka. Wiele osób traci swoje domy, traci nadzieję. Ale nie tracimy wiary w najlepsze, ponieważ mamy siłę, którą daje nam Bóg. Wierzę, że jeśli masz zdrowe ręce i nogi, czyń dobro! Bez względu na wszystko, czyń dobro! Wojna uczyniła nas silniejszymi, uzdrowiła nas pod pewnymi względami i jesteśmy gotowi tu zostać, i pomagać...

"Jeśli masz zdrowe dłonie i stopy, czyń dobro!" - wierzą zakonnice. Jesień 2023 r. Zdjęcie autora

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Wolontariuszka, od początku wojny pracuje w Izbie Handlowo-Przemysłowej Iwano-Frankowska. Przez ponad dziesięć lat pracowała dla międzynarodowej firmy inwestycyjnej Kulczyk Investments, współpracowała z Fundacją Kulczyk.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukryty potencjał i zielone korytarze

Diana Balynska: Dlaczego większość Ukrainek za granicą pracuje poniżej swoich kwalifikacji? I co można z tym zrobić?

Antonina Kurec: To naprawdę paradoksalna sytuacja, kiedy kraje przyjmujące Ukraińców otrzymują wspaniałe zasoby edukacyjne i kadrowe, ale nie wykorzystują ich w pełni.

Statystyki są niepokojące: według socjologów około 68% ukraińskich migrantów w 2024 r. pracowało na stanowiskach poniżej swoich rzeczywistych kwalifikacji.

Tylko jedna trzecia dyplomowanych uchodźców znalazła pracę wymagającą wyższego wykształcenia. Dysponujemy potencjałem ludzkim, który może zmienić Ukrainę po wojnie.

Mowa tu o szeregu barier, znacznie głębszych niż tylko kwestia języka. Po pierwsze, mamy problem z regulacją zawodów i powolnym uznawaniem dyplomów, tzw. nostryfikacją. Dotyczy to zwłaszcza dziedzin wymagających licencji, takich jak medycyna.

Po drugie, niezwykle ważnym aspektem jest opieka nad dziećmi. Większość migrantów to kobiety z dziećmi. A pracodawcy, zwłaszcza w sektorach wymagających kwalifikacji, wymagają pełnego zatrudnienia.

Kwestia, gdzie umieścić dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym, staje się kluczowym czynnikiem ograniczającym dla wykwalifikowanych matek

Aby rozwiązać tę sytuację, potrzebne są wspólne programy między krajami. Oznacza to, że oprócz intensywnej nauki języka polskiego potrzebujemy szybkiej walidacji kwalifikacji, a także płatnych staży w sektorach deficytowych, takich jak opieka zdrowotna, logistyka czy energetyka. Bardzo potrzebne są również przedszkola zapewniane przez pracodawców lub państwowa pomoc w opiece nad dziećmi. Tylko w ten sposób będziecie w stanie wykorzystać ten „ukryty potencjał”, a co najważniejsze — ludzie powrócą do Ukrainy z nową, cenną europejską wiedzą specjalistyczną.

Kobiety z Ukrainy pracują za granicą najczęściej poniżej swoich kwalifikacji: Marek BAZAK/East News

Wspomniała Pani o nostryfikacji dyplomów. Biorąc pod uwagę, że jest to dość długi, wyczerpujący i kosztowny proces, czy istnieją jakieś sposoby, aby go uprościć?

Dobre pytanie. Współpracuję z uniwersytetami i wiem, że istnieją odrębne umowy o wzajemnym uznawaniu dyplomów akademickich między Polską a Ukrainą. Są jednak dziedziny, które wymagają dodatkowej weryfikacji.

Byłoby wspaniale, gdyby na szczeblu rządowym udało się uzgodnić jakiś fast track (przyspieszone procedury — red.) dla zawodów deficytowych, coś w rodzaju „zielonych korytarzy”. Albo stworzyć jeden e-rejestr, w którym można by od razu weryfikować te dyplomy.

W praktyce światowej stosuje się już tzw. skill bridges (mosty umiejętności), które są aktywnie wykorzystywane przez międzynarodowe firmy. Skupiają się one nie na ogólnych dokumentach, ale na tym, co dana osoba wie i potrafi. Podobne Skill Bridges działają już z powodzeniem w UE i Kanadzie.

Dobrą praktyką są centra oceny (assessment centers), gdzie sprawdza się praktyczne umiejętności, a nie tylko papier. Im częściej będziemy to robić, tym szybciej będziemy zapełniać miejsca pracy wykwalifikowanymi pracownikami.

Kobiety w „męskich” zawodach

Czy wzrost napięć społecznych i konkurencji na polskim rynku pracy może stać się zewnętrzną presją, która skłoni Ukraińców do powrotu do domu?

Nie uważam, że tylko ten czynnik będzie kluczowym katalizatorem masowego powrotu. Tak, nastroje społeczne ulegają wahaniom, ale większość Polaków nadal jest przychylna Ukraińcom.

Decyzja o powrocie jest podyktowana znacznie ważniejszymi powodami niż sytuacja na polskim rynku pracy. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo, zakończenie wojny. Po drugie, jest to dostępność lub brak mieszkania w Ukrainie. Nie możemy zapominać, że ogromna część ludzi po prostu nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone. Powrót dla was oznacza w rzeczywistości kolejny start od zera.

Abyście wrócili, Ukraina musi zaproponować wam zrozumiałą, uczciwą i motywującą strategię powrotu z namacalnymi ułatwieniami, programami uzyskania mieszkania i, co najważniejsze, gwarantowanymi miejscami pracy.

Pewność zatrudnienia i zapewnienia bytu rodzinie to kluczowy warunek powrotu.

Podejście to jest zgodne z praktyką EBRD i Banku Światowego w zakresie odbudowy powojennej.

Osobiście aktywnie angażuję się w dialog z międzynarodowymi partnerami na temat modeli powrotu wykwalifikowanych pracowników.

Jeśli chodzi o ukraiński rynek pracy: jacy specjaliści są obecnie najbardziej poszukiwani? Gdzie odczuwa się największy niedobór kadr, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby odbudowy?

W samym słowie „odbudowa” zawarte jest już budownictwo, gdzie obecnie istnieje największy popyt i największy niedobór kadr w Ukrainie. Wynika to nie tylko z migracji, ale także z faktu, że specjaliści w większości walczą na wojnie.

Bardzo poszukiwani są również specjaliści z zakresu energetyki i sieci. Wróg nieustannie bombarduje naszą infrastrukturę, dlatego ciągle potrzebujemy odbudowy. Równie pilnie potrzebni są logistycy, kierowcy. Są to branże, które, jak wiesz, krzyczą, że brakuje ludzi. Niedawno sama widziałam młodą dziewczynę-dźwigniarza i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku kobiet za kierownicą ciężarówek. Co ważne, wynagrodzenia w tych branżach również znacznie wzrosły. Pracodawcy są gotowi płacić, aby ludzie zajmowali te bardzo ważne stanowiska. Będzie to największa potrzeba w ciągu najbliższych 5 lat.

Kobiety sprzątają po kolejnym rosyjskim ataku na Kijów, 10.07.2025. fото: OLEKSII FILIPPOV/AFP/East News

W jaki sposób biznes i państwo powinny strategicznie zmienić swoje podejście, aby zapewnić kobietom realne możliwości rozwoju kariery?

Całkowicie słusznie podkreślasz, że Ukraina musi przemyśleć sposób, w jaki budujemy możliwości kariery dla kobiet. Potrzebujemy nie tylko równych wynagrodzeń, ale także głębokiego wsparcia systemowego. Takim systemowym wsparciem zajmuje się społeczność Women Leaders for Ukraine, a jako jej członkini osobiście uczestniczyłam w opracowaniu programu przygotowującego kobiety-liderki do pracy w energetyce. Kobiety uczyły się, zdobywały umiejętności techniczne i przywódcze, a prawie wszystkie uczestniczki projektu znalazły następnie zatrudnienie.

Jeśli chodzi o wsparcie społeczne, w Ukrainie istnieje już wiele bezpłatnych szkoleń i kursów dla kobiet, które zostały zmuszone do przejęcia biznesu porzuconego przez mężów, którzy wyruszyli na wojnę. Są to szkolenia z zakresu finansów, marketingu, logistyki. Dostępna jest również pomoc psychologiczna. Jednak niestety nie widzę jeszcze systemowych podejść społecznych (takich jak państwowe przedszkola lub pomoc w opiece nad dziećmi) na poziomie biznesu i państwa. To jest coś, co jeszcze trzeba wdrożyć.

A jak przebiega reintegracja i zatrudnienie weteranów? Czy są już jakieś systemowe programy?

To bardzo aktualny temat. Już w 2023 roku uruchomiono zakrojone na szeroką skalę programy (na przykład „Veteran Hub”), w ramach których pracodawcy otrzymywali bezpłatne szkolenia dotyczące adaptacji weteranów. Moje doświadczenie potwierdza, że takie programy są dość skuteczne w integracji weteranów z powrotem w środowisku pracy.

Popyt na weteranów jest duży, ponieważ wracają oni jako wspaniali liderzy. Posiadają cenne umiejętności nabyte w wojsku: determinację, krytyczne myślenie, umiejętność oceny ryzyka

Wielu weteranów po demobilizacji otwiera własne firmy. Zostali przedsiębiorcami, ponieważ głęboko odczuwają wartość życia i nie boją się ryzykować, chcą realizować swoje marzenia. To bardzo udany trend, a firmy są bardzo zainteresowane takimi pracownikami.

Jak sprowadzić ludzi z powrotem do Ukrainy?

Czy odczuwa się odpływ młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat, którzy wyjeżdżają za granicę na studia lub w poszukiwaniu perspektyw zawodowych? Jakie ryzyko to niesie?

Podczas wojny trudno jest operować dokładnymi danymi na temat tego, ilu młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat faktycznie wyjechało. Musimy opierać się na statystykach z granic, a one nie dają jasnego obrazu tego, którzy z nich opuścili kraj na zawsze.

Jednak tendencja jest widoczna, na przykład mamy wysoki odsetek ukraińskich studentów w Polsce. Około 43% wszystkich zagranicznych studentów w roku akademickim 2023-2024 w Polsce to Ukraińcy. To duży odsetek.

Ryzyko związane z odpływem młodzieży jest dla Ukrainy znaczne: tracimy całą grupę, która tworzy innowacje.

W szczególności są to inżynierowie IT, ludzie z wyższym wykształceniem. Oczywiście można powiedzieć: niech te dzieci wyjeżdżają i uczą się, zachowują swoje zdrowie psychiczne w krajach, gdzie panuje pokój, a z czasem wrócą już wykształcone, aby odbudować Ukrainę. Ale aby wróciły, potrzebna jest platforma powrotu.

Z pewnością wprowadziłabym stypendia celowe na zasadzie „uczyć się i wracać” lub stypendia z gwarancją zatrudnienia w projektach odbudowy. Niezbędne są również preferencyjne kredyty hipoteczne dla młodzieży, ponieważ wielu z nich pochodzi z okupowanych terytoriów lub straciło mieszkanie z powodu wojny.

Wśród ekspertów pojawia się opinia, że powróci około 1/3 osób, które wyjechały. Czy zgadzasz się z tą prognozą? Co powinno być najważniejszym czynnikiem motywującym do powrotu?

Nie bardzo wierzę, że powróci tylko jedna trzecia, ale niech ta teza pozostanie. Powinna ona skłonić nasze państwo do podjęcia zdecydowanych kroków, aby tak się nie stało.

Po pierwsze, Ukraina musi wysłać jasny i silny komunikat, że kraj się zmienił. Dotyczy to zarówno świadczenia wysokiej jakości usług administracyjnych, jak i przejrzystości. Po drugie, chodzi o rolę w wielkiej odbudowie. Dla wykwalifikowanych specjalistów może to być oferta wyższego stanowiska, rozwoju kariery i, co niezwykle ważne, element misji – przekazanie europejskiego doświadczenia swojemu krajowi.

I co najważniejsze:

Program państwowy musi być taki sam dla tych, którzy byli za granicą, jak i dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Nie można dzielić obywateli!

Powinna to być kombinacja ofert pracy, mieszkania i poczucia misji odbudowy.

Ukrainka podczas kursu kulinarnego, Оlsztyn, 2022. fото: Hubert Hardy/REPORTER

- Chcę przekazać jasny komunikat Ukraińcom za granicą: wasze doświadczenie w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem. To podstawa powojennego rozwoju Ukrainy.
Wracając do kraju przywieziecie ze sobą standardy Unii Europejskiej, jej wartości. Wiecie, jak wzmocnić biznes i państwo. Dlatego inwestujcie w tę wiedzę i doświadczenie, nie ulegajcie wpływom negatywnych narracji! Pracujcie, uczcie się, zdobywajcie wykształcenie. To wasza strategiczna inwestycja w waszą osobistą przyszłość, a także w konkurencyjność naszej Ukrainy w Europie.

20
хв

Antonina Kurec: Doświadczenie zdobyte w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem, ale podstawą powojennego rozkwitu Ukrainy

Diana Balynska

Tutaj można żyć z zasiłku

Krystyna Leskakowa była w Ukrainie nauczycielką języka angielskiego, a obecnie uczy obcokrajowców języka fińskiego. Do Finlandii przyjechała w 2022roku ze swoją małą córeczką. Wybór kraju nie był przypadkowy — w fińskim mieście Tampere mieszka matka Krystyny.

 — Mieliśmy gdzie się zatrzymać, a tym, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, w 2022 roku pomagał Czerwony Krzyż — opowiada. — Obecnie za to odpowiada już inna organizacja. Nowo przybyłym Ukraińcom, tak jak wcześniej, nadal się pomaga się: większość z nich osiedla się w dużych mieszkaniach przerobionych na akademiki. W trzypokojowym mieszkaniu może mieszkać kilka rodzin, z których każda ma swój pokój. Jeśli rodzina jest duża, może otrzymać osobne mieszkanie, ale tylko tymczasowo. Po upływie roku od przyjazdu osoba ma prawo do miejskiej rejestracji, a wraz z nią — nowe możliwości.

Jak wszędzie, w Finlandii ważne jest znajomość lokalnego języka. Krystyna nauczyła się fińskiego i obecnie nawet uczy go innych.

Do momentu uzyskania zameldowania jedyną dostępną pomocą finansową jest zasiłek dla uchodźców w wysokości około 300 euro miesięcznie. Po uzyskaniu zameldowania można ubiegać się o podstawową pomoc społeczną, która w przypadku osób bezrobotnych wynosi około 600 euro miesięcznie. Jednocześnie można otrzymać pomoc na opłacenie czynszu za mieszkanie. Przed uzyskaniem zameldowania opcja ta jest niedostępna, więc albo mieszkasz w akademiku, albo samodzielnie wynajmujesz mieszkanie.

Osoby, które przybyły do Finlandii, są rejestrowane na giełdzie pracy, gdzie dla każdego Ukraińca w wieku produkcyjnym opracowuje się plan integracji. Obejmuje on naukę języka fińskiego do poziomu A2-B1 (czasami nawet B2), potwierdzenie lub podwyższenie kwalifikacji, zatrudnienie.

Obecnie okres integracji skrócono z trzech do dwóch lat, a w ciągu dwóch lat bardzo trudno jest nauczyć się fińskiego od podstaw. Znam niewiele osób, które po trzech latach pobytu w Finlandii mają pewny poziom B1. Dlatego większość idzie do pracy fizycznej.

 Ogólnie rzecz biorąc, w Finlandii do każdej pracy potrzebne są kwalifikacje. W 2002 roku wiele firm przymykało na to oko, ponieważ chciało pomóc Ukraińcom. Jednak nawet do pracy w sprzątaniu potrzebne są kwalifikacje, czyli dwa i pół roku nauki. Wielu Ukraińców uczy się na młodszy personel medyczny, aby pracować na przykład w domu spokojnej starości. Mężczyźni często idą na budowę lub zostają ślusarzami i elektrykami. Dobrze płatna jest tu praca spawacza, ale wszystko znowu sprowadza się do języka — bez fińskiego nie ma mowy.

 

Krystyna zaczęła uczyć się fińskiego jeszcze w Ukrainie

 

- I chociaż było to ponad dziesięć lat temu, w stresie wiele rzeczy sobie przypomniałam— mówi. — W 2022 roku mój poziom był gdzieś pomiędzy A1 a A2. Od razu zapisałam się na płatne kursy, gdzie nauka była bardziej intensywna. Równolegle zajęłam się potwierdzeniem mojego dyplomu nauczyciela. Aby mieć prawo do nauczania, na przykład w liceum, musiałam dokończyć naukę — na szczęście bezpłatnie — w wyższej szkole zawodowej.

Mój zawód jest w Finlandii bardzo poszukiwany — większość ludzi uczy się tu angielskiego. Ale bez znajomości fińskiego można znaleźć pracę tylko w szkole międzynarodowej. Chociaż Finowie tak bardzo kochają swój język, że nawet specjaliście, który w pracy używa wyłącznie angielskiego, pracodawca raczej zaproponuje opłacenie kursów fińskiego. Kończyłam jeden kurs za drugim, a potem trafiłam na praktykę zawodową do college'u, gdzie uczy się fińskiego imigrantów. Po praktyce zaproponowano mi stanowisko instruktora, który pomaga studentom. Moja fiński był już wtedy na poziomie B2, a teraz sama go uczę. Chociaż początkowo planowałam uczyć angielskiego.

Helsinki 2025

Zdaniem Krystyny, nawet jeśli pracujesz, możesz otrzymać pomoc finansową na opłacenie czynszu — wszystko zależy od poziomu dochodów. Jeśli wynagrodzenie jest niewystarczające, państwo rekompensuje brakującą kwotę. Ukraińcy, którzy nie pracują, żyją z zasiłku socjalnego w wysokości 600 euro miesięcznie. Za te pieniądze można przeżyć w Finlandii.

 — Bo jeśli ktoś nie pracuje, rachunki za prąd i wodę również pokrywa pomoc społeczna. Głównym wydatkiem będzie jedzenie, a ubrania można po prostu kupować w second handach.

Dźwięk pary pozwala zapomnieć o wszystkich smutkach

 

W Finlandii stałymi klientami second handów mogą być ludzie zamożni, którzy traktują takie doświadczenie jako możliwość ekologicznego życia i nadania rzeczom drugiego życia. Finowie są dość oszczędni, mało kto żyje tu na szeroką skalę. My, Ukraińcy, lubimy dawać drogie prezenty, a tutaj można podarować na przykład skarpetki — bo najważniejsza jest nie cena prezentu, ale uwaga.

 Wydaje mi się, że Finowie są bardziej powściągliwi i spokojni niż Ukraińcy. Nie spieszą się, nie denerwują. Wykonują swoją pracę, ale bez stresu.

W większości przypadków dzień pracy zaczyna się o siódmej rano, ale już o7:20 wszyscy idą na przerwę kawową. Po godzinie — na kolejną, potem jeszcze jedną, a o 11:00 jest już pora na lunch. A jeśli dzień pracy kończy się o16:00, to o 15:58 przy biurkach nie ma już nikogo.

Ponieważ dla Finów praca to tylko praca, a życie to przede wszystkim bycie z rodziną, spacery na łonie natury, wycieczki nad jeziora, czerpanie radości z życia.

Krystyna z córką w Laponii, która jest marzeniem wielu dzieci na całym świecie

Kolejnym znanym elementem fińskiej filozofii jest sauna. Finowie chodzą do sauny w środy, piątki i weekendy — i prawie wszyscy miejscowi, których znam, nie naruszają tej tradycji. To sposób na relaks i odstresowanie się. W saunie,do której teraz czasami chodzę, znajduje się napis, który w tłumaczeniu z języka fińskiego oznacza, że dźwięk pary sprawia, że zapomina się o wszystkich smutkach. W saunie nie wypada dużo rozmawiać — chodzi o to, aby siedzieć i cieszyć się dźwiękiem, który powstaje, gdy woda spada na rozgrzane kamienie. Zrozumienie tego zen zajęło mi trzy lata. Już umiem cieszyć się sauną, ale nie potrafię jeszcze pracować całkowicie bez stresu.

Zasada unikania stresu stosowana jest tutaj również w nauce. Moja córka ma osiem lat i dla niej szkoła to przyjemność. Tutaj dzieci traktowane są jak osobowości, których nikt nie próbuje łamać ani wtłaczać w standardy. Nauczyciel nigdy nie skrytykuje ucznia podczas lekcji lub w obecności innych osób.

Nawiasem mówiąc, w szkołach uczy się tutaj dwóch języków obcych: oprócz angielskiego — również szwedzkiego, który w Finlandii jest drugim językiem państwowym. Patrząc na to, jak moja córka uczy się angielskiego, rozumiem, że program nauczania jest tutaj znacznie łatwiejszy niż w Ukrainie. Jednocześnie większość Finów dobrze zna angielski. Być może właśnie ta łatwość nauczania daje rezultaty, ponieważ dzieci nie postrzegają języka obcego jako czegoś obcego i skomplikowanego. Jeśli chodzi o nauczanie dorosłych, główna różnica w porównaniu z Ukrainą polega na tym, że nauczyciel przekazuje ci do dwudziestu procent materiału. Reszta to samodzielna nauka.

Zwolnienie lekarskie z powodu depresji

 - Moja piętnastoletnia córka również jest bardzo zadowolona z fińskiej szkoły — opowiada Inna Bogacz, która w 2022 roku przeprowadziła się do fińskiego miasta Espoo. — Miło mnie zaskoczyło, że dzieci mają tu wszystko: od zeszytów i długopisów po laptopy. I nic nie trzeba kupować. W szkołach jest najnowszy sprzęt, a takiej ilości instrumentów muzycznych, jak w klasie muzycznej mojej córki, nie widziałam jeszcze nigdzie. Jeśli potrzebne są dodatkowe zajęcia z nauczycielem, są one bezpłatne. Teraz moja córka rozpoczyna orientację zawodową, która polega na tym, że dzieci wyjeżdżają na dwutygodniową praktykę do wybranej przez siebie organizacji, aby wypróbować ten lub inny zawód.

W przeciwieństwie do córki, która już dobrze zna język fiński, mi nie przychodzi to łatwo. Ale pracuję w sklepie, gdzie codziennie rozmawiam z ludźmi. Zajmuję się również malowaniem ubrań (w Ukrainie miałam własną pracownię artystyczną). Zawsze powtarzam, że w Finlandii mam dwie prace: ilustrację – dla duszy (miałam tu nawet wystawę!), a sklep – aby zarabiać i nie być na utrzymaniu państwa. To ciężka praca fizyczna z ośmiogodzinnymi zmianami, ale pozwala zarobić. Dodatkowo ukończyłam tutaj college na kierunku „kosmetologia”, a także uczę ukraińskie dzieci rysunku w ukraińskim centrum w Helsinkach.

Inna na wystawie swoich prac w mieście Kaari, 2024 r.

W planach mam przejście na wizę pracowniczą, która prowadzi do stałego pobytu. W Finlandii jest to możliwe, jeśli ma się umowę o pracę na określoną liczbę godzin.

 W Finlandii ważne jest, aby mieszkać bliżej dużego miasta, ponieważ to właśnie tam są możliwości. Ukraińcy, których po przyjeździe osiedlono w prowincjach na północy, z czasem i tak przenosili się bliżej miast. W mieście jest praca, ale życie jest tu droższe. W Espoo miesięczny czynsz za trzypokojowe mieszkanie wynosi około 1400 euro (w Helsinkach jest drożej). Mniejsze mieszkanie będzie kosztować około 800 euro, ale wraz z opłatami komunalnymi — około tysiąca (przy czym minimalna płaca wynosi obecnie około 13 euro za godzinę). Należy również wziąć pod uwagę, że mieszkanie do wynajęcia będzie puste - może nawet nie będzie podłączone do prądu. Wszystko - od mebli po żarówki - kupujesz sam. Jedyne, co będzie to kuchnia.

Pralki nie są dostępne dla wszystkich: w wielopiętrowym budynku można na zmianę z sąsiadami prać i suszyć rzeczy w specjalnie wyposażonej pralni. Nie masz też prawa tapetować ani malować ścian na kolor inny niż biały, szary lub niebieski. W Finlandii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, preferuje się minimalistyczne wnętrza z białymi ścianami i meblami z IKEA. W fińskim domu nie zobaczysz złotych zasłon ani łóżka z baldachimem. Nawiasem mówiąc, domy są tu ciepłe, mają centralne ogrzewanie, co jest bardzo ważne w surowym klimacie.

 Nasze miasto Espoo leży na południowym wybrzeżu, ale nawet tutaj bywa bardzo zimno (kiedyś było minus trzydzieści stopni i powietrze dosłownie zamarzało w nosie), a śnieg może padać nawet w maju. Najtrudniejszy okres przypada tutaj na listopad: wszystko wokół jest szare, ciągle pada deszcz, a dzień jest bardzo krótki. Idzie się do pracy w ciemności, wraca się również w ciemności. To przygnębia, wywołuje depresję. Dlatego wiele osób przyjmuje nie tylko witaminę D, ale także leki przeciwdepresyjne.

 Mówi się, że Finlandia jest krajem szczęśliwych ludzi, ale jednocześnie odnotowuje się tu wysoki poziom samobójstw.

Stres lub depresja mogą być przyczyną nieobecności w pracy i wystawienia zwolnienia lekarskiego.

Nie powiedziałabym, że ludzie tutaj dużo piją. Alkohol jest bardzo drogi, a ludzie, którzy naprawdę go lubią, płyną promem do Tallina, skąd wracają z całymi wózkami butelek. Kiedyś płynęłam takim promem i byłam jedyną pasażerką bez wózka.

Pomimo specyficznego klimatu, Finlandia mi się podoba. W ogóle nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Bielizna termiczna, a także nieprzemakalne spodnie i kurtki — to tutaj rzeczy pierwszej potrzeby. W Finlandii nie ma gór, za to jest wiele pięknych jezior. Często spotykamy tu sarny, jelenie, lisy.

Fińskie lasy zamiast zniszczonych ukraińskich miast

 - Lasy i jeziora nadają Finlandii szczególny surowy urok — potwierdza Krystyna Leskakova. — Są też białe noce, do których również trzeba się przystosować. Upały zdarzają się tu rzadko, chociaż tego lata przez całe trzy tygodnie temperatura utrzymywała się na poziomie około 28 stopni. Dla Finów jest to upał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma tu klimatyzacji. Finom pomaga przetrwać niespodzianki klimatu zasada „nie stresować się”, spacery, a zimą —narty.

 Jest jeszcze Laponia, gdzie trafia się do prawdziwej zimowej bajki. Kiedyś pojechałyśmy tam z córką na jeden dzień. Przed Bożym Narodzeniem panuje tam niesamowita atmosfera, ale nawet bez noclegu jest to bardzo kosztowna przyjemność.

Zajączek przy domu

Według Krystyny y i Inny Finowie nadal aktywnie pomagają Ukraińcom, omawiając potencjalne zagrożenie dla ich kraju ze strony sąsiedniej Rosji.

— W historii Finlandii również była wojna z Rosją, więc Finowie nas rozumieją i wspierają — mówi Krystyna. — Fakt, że Rosja dąży do rozszerzenia agresji na kraje UE, jest tutaj również żywo dyskutowany. Sądząc po nastrojach, Finowie w razie potrzeby pójdą bronić swojej ziemi. Chociaż oczywiście nikt nie jest gotowy na wojnę pod względem moralnym. Dzięki zabezpieczeniu socjalnemu Finowie są znacznie bardziej zrelaksowani niż my przed wojną.

W Finlandii naprawdę czujesz się bezpiecznie: rozumiesz, że jeśli nagle stracisz pracę, państwo cię wesprze, a jeśli nagle zachorujesz, nie będziesz musiał szukać pieniędzy na drogie leczenie.

 I to jest jeden z powodów, dla których tak wielu Ukraińców myśli o pozostaniu w Finlandii nawet po zakończeniu działań wojennych. Drugim powodem jest pochodzenie Ukraińców, którzy przybyli do tego kraju.

 „Jest coś, co odróżnia Finlandię od Polski i innych krajów zachodnioeuropejskich: przybyło tu wielu Ukraińców z okupowanych terytoriów lub ze wschodu Ukrainy” – cytuje socjologa, członka zarządu Stowarzyszenia Ukraińców w Finlandii Arsenija Swynaienko fińskie media YLE. „Była to niemal jedyna droga, aby dostać się z okupowanych terytoriów przez Rosję do Europy Zachodniej, przede wszystkim do Finlandii, Estonii lub Łotwy. Ci ludzie nie mają dokąd wracać. Stracili wszystko, ich miasta i wioski zostały zniszczone”.

 Dlatego coraz więcej Ukraińców, którzy przebywali w kraju na podstawie tymczasowej ochrony, przechodzi obecnie na długoterminowe pozwolenie na pobyt typu A, które po czterech latach pobytu i pracy w Finlandii umożliwia ubieganie się o pozwolenie na pobyt stały. I chociaż prawo przewiduje, że osoba przebywająca w kraju może posiadać tylko jedną kartę pobytu, dla Ukraińców zrobiono wyjątek — mogą oni posiadać zarówno tymczasową ochronę, jak i pozwolenie na pobyt długoterminowy.

20
хв

Dwóch z trzech ukraińskich uchodźców w Finlandii nie planuje powrotu. Dlaczego?

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Dla innych potrafię przenosić góry

Ексклюзив
20
хв

«Найскладніше тим, хто приїхав лише з мамою»

Ексклюзив
20
хв

Ukraińcy piszą, że daję im nadzieję, że nie wszyscy ludzie są źli. Marta Rothe spędziła wiele lat na emigracji a dziś aktywnie wspiera ukraińskie uchodźczynie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress