Exclusive
20
min

Ukraińcy w Niemczech: najlepsze świadczenia, ale niewielu zatrudnionych

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz wielokrotnie wzywał Ukraińców do bardziej aktywnego poszukiwania pracy. Aby przyspieszyć proces zatrudnienia, niemiecki rząd uruchomił program o nazwie Job Turbo, który ma wprowadzić uchodźców na rynek pracy i zachęcić ich do zatrudniania się natychmiast po ukończeniu kursów integracyjnych. Władze twierdzą, że program przynosi rezultaty, ale media mówią o fiasku

Kateryna Kopanieva

Federalny minister pracy Hubertus Heil  i uchodźczyni z Ukrainy pracująca w berlińskim supermarkecie. Zdjęcie: Bernd von Jutrczenka/ DPA/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Niemcy zajmują pierwsze miejsce na świecie pod względem liczby przyjętych ukraińskich uchodźców. Według Eurostatu, ponad 1 110 600 Ukraińców mieszka obecnie w tym kraju, będąc objętymi tymczasową ochroną. W pierwszym roku wojny na pełną skalę to Polska przyjęła najwięcej Ukraińców, ale rok później rozpoczął się ich odpływ do Niemiec. Zdecydowały o tym względy socjalne i finansowe. Niemczech ukraińscy uchodźcy otrzymują pomoc socjalną i mają możliwość bezpłatnego uczestnictwa w kursach integracyjnych, co teoretycznie zwiększa ich szanse na znalezienie pracy.

Jednak statystyki zatrudnienia nie są imponujące: według niemieckiego Ministerstwa Pracy i Spraw Socjalnych oficjalnie zatrudnionych jest 192 tysięcy Ukraińców, a kolejne 48 tysięcy pracuje w niepełnym wymiarze godzin. Oznacza to, że w Niemczech pracuje nieco ponad 20 procent uchodźców z Ukrainy.

Wszechwidzące oko pośredniaka

Rufina z Charkowa przyjechała do Niemiec ze swoim synem w wieku szkolnym w kwietniu 2022 roku. Zaraz po tym jak wyjechała, jej teść, teściowa i ich córka zginęli w podczas rosyjskiego ostrzału miasta.

– Pojechaliśmy do Magdeburga, gdzie krewni mojej przyjaciółki zatrzymali się w pierwszych dniach wojny – mówi Rufina. – Jako że to była rodzina z niemowlęciem, wolontariusze zapewnili jej tymczasowe mieszkanie, a my mogliśmy się w nim zatrzymać. Ci, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, zostali umieszczeni w obozie dla uchodźców. Znajdował się w parku miejskim i składał się z trzech sal gimnastycznych – ludzie spali tam na łóżkach polowych. Znam Ukraińców, którzy mieszkali w tym obozie przez ponad trzy miesiące, bo nie mogli znaleźć zakwaterowania.

Rufina z Charkowa: – Nauka niemieckiego mnie cieszy, bo chcę być użyteczna dla społeczeństwa i państwa, które wspierają mnie od dwóch lat

Niektórym ukraińskim uchodźcom w Niemczech pomagały rodziny niemieckie: ze znalezieniem mieszkania, adaptacją, umieszczeniem w przedszkolach i szkołach, z dokumentacją. Zwróciliśmy się do agencji wyszukiwania mieszkań - i osiedliliśmy się w pierwszym apartamencie, które nam zaoferowano. Płatność za wynajem mieszkania została przejęta przez centrum pracy (centrum zatrudnienia).

Według Rufiny stereotyp, że Niemcy są krajem biurokracji, jest pod wieloma względami prawdziwy.

— Proces formalności wydaje się bardzo trudny i długi w przeciwieństwie do Ukrainy. Jeśli nie pracujesz, co sześć miesięcy musisz aktualizować swoje dane w centrum pracy i przesłać dokumenty potwierdzające, że nie masz dochodów, nie otrzymywać przelewów z Ukrainy.

Wydanie karty bankowej w Niemczech następuje wtedy, gdy otrzymujesz kartę pocztą w ciągu miesiąca, po czym czekasz kolejne dwa tygodnie na kod PIN i kolejne dwa tygodnie na inne niezbędne dane

Kursy integracyjne, jeśli idziesz od poniedziałku do piątku, trwają dziewięć miesięcy. Kurs kończy się zdaniem egzaminu z języka niemieckiego na poziom B1 (średniozaawansowany) oraz egzaminu z przedmiotu „Polityka i historia”. Ostatni zdobyłem, ale dla B1 nie wystarczyło jednego punktu. Jeśli nie zdałeś B1, otrzymujesz kolejne 300 godzin treningu powtarzalnego, aby zacisnąć język.

Po otrzymaniu certyfikatu B1 już aktywnie szukasz pracy i oferujesz różne oferty pracy. Poziom B1 nie otwiera wielu możliwości — na pewno nie zostaniesz prawnikiem ani lekarzem z takim poziomem mowy. Możesz poprosić centrum pracy o możliwość dalszej nauki języka, aż do poziomu B2 lub C1. Wcześniej było to dozwolone częściej, teraz - tylko w niektórych przypadkach. Na przykład, jeśli byłeś lekarzem na Ukrainie i powiesz, że chciałbyś pracować tutaj w swojej specjalności, najprawdopodobniej będziesz mógł się uczyć, ponieważ potrzebni są lekarze w Niemczech. Ale nie mam pojęcia, jak uzyskać taką możliwość, jeśli jesteś na przykład krawcową lub mistrzem manicure.

Inne centrum pracy może oferować kursy przekwalifikowania. Warunkowo nie można pracować jako prawnik, jak na Ukrainie — idź na studia, aby zostać kucharzem lub fryzjerem. Takie kursy natychmiast wymagają praktyki zawodowej: na przykład trzy dni w tygodniu osoba uczy się, a dwa dni - praca i zdobywanie doświadczenia.

Podczas studiowania na kursie integracyjnym centrum pracy jest zasadniczo Twoim pracodawcą, któremu musisz zgłaszać każdy krok na swojej drodze

Jeśli przegapisz kursy niemieckiego lub wyjedziesz za granicę na wakacje bez ostrzeżenia beratora (inspektora centrum), spodziewaj się kłopotów. Jeśli nie dojdziesz do „terminu” (wizyty) bez uzasadnionego powodu i ostrzeżenia, centrum pracy zmniejsza wysokość świadczeń o 10-30%. Jeśli berator oferuje pracę kilka razy, ale odmawiasz bez konstruktywnego powodu, pomoc społeczna może zostać całkowicie anulowana.

„Im wyższy poziom języka niemieckiego, tym więcej możliwości dla obcokrajowców w Niemczech”

Obecnie świadczenia socjalne dla jednego dorosłego uchodźcy z Ukrainy wynoszą ponad 500 euro miesięcznie (od 506 do 563, w zależności od sytuacji). Państwo zapewnia również pomoc w wynajmie. Taka pomoc jest dostępna nawet dla osób już zatrudnionych, jeśli pensja nie wystarcza im na opłacenie mieszkania.

– Dlatego nawet ci, którzy nie mają własnego domu i pracują za płacę minimalną (12,41 euro za godzinę przed opodatkowaniem), mogą w Niemczech całkiem dobrze żyć, choć ceny mieszkań są tu dość wysokie – mówi Rufina. – Na przykład wynajęcie mieszkania o powierzchni 60 metrów kwadratowych kosztuje 500 euro, do czego trzeba jeszcze doliczyć około 120 euro za media i Internet. Nawet jeśli dana osoba otrzymuje 1600 euro miesięcznie, pieniądze te wystarczą jej na zakup dobrej żywności, opłacenie ubezpieczenia i mediów, zakup niezbędnego sprzętu, ubrań, odpoczynek i wakacje. Pracując np. jako sprzątaczka możesz nie być w stanie oszczędzać pieniędzy, ale na pewno będziesz żyć normalnie.

System opodatkowania i świadczeń socjalnych został zaprojektowany tak, by w jak największym stopniu chronić osoby o różnych dochodach

Na przykład jeśli w jednej trzyosobowej rodzinie (tata, mama, dziecko) ojciec zarabia 1700 euro, a w innej 3000 euro, to biorąc pod uwagę pomoc dla pierwszej i wyższy podatek płacony przez drugą – rodziny te będą miały prawie taki sam standard życia.

Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego dentysta, który otworzył prywatną praktykę, zamyka swój gabinet o godzinie 13. Okazuje się, że praca np. do 17 jest dla niego nieopłacalna, bo podatek „zje” prawie wszystko, co zarobiłby przez dodatkowe cztery godziny. Dlatego większość ludzi tutaj nie zapracowuje się dla wyższych zarobków czy kariery – przez co poziom stresu u nich jest niższy. Niemcy są spokojni i wierzą w przyszłość.

Niedawno Rufina znalazła pracę w Czerwonym Krzyżu.

– To wolontariat w kuchni. Ucząc się języka cieszę się, że mogę być przydatna dla społeczeństwa i państwa, które wspierają mnie od dwóch lat – podkreśla. – Jestem naprawdę wdzięczna Niemcom za ich pomoc. Poza tym praca wśród nich jest okazją do poprawienia moich umiejętności językowych i zapoznania się z „ulicznym” niemieckim zamiast literackiej niemczyzny, której uczę się na kursach. W Ukrainie pracowałam jako kierowniczka sprzedaży. Wątpię, czy kiedykolwiek będę w stanie nauczyć się niemieckiego do poziomu wymaganego w tym zawodzie. Tak czy inaczej, im lepszym niemieckim posługuje się obcokrajowiec w Niemczech, tym więcej w tym kraju ma możliwości.

Mniej niepokoju, bo jesteś chroniona

Istnieją jednak zawody, które nie wymagają doskonałej znajomości języka niemieckiego i pozwalają dość szybko znaleźć pracę. Jelizawieta Tołczejewa z Kijowa jest fryzjerką. Kiedy przyjechała do Kolonii wiosną 2022 roku, szybko znalazła pracę w salonie kosmetycznym w centrum miasta.

Jelizawieta Tołczejewa: – Wszyscy tu są mile zaskoczeni ukraińską obsługą

– Po prostu napisałam do salonu, który mi się spodobał – mówi Jelizawieta. – Napisałam po angielsku. Odpowiedzieli, że mogę przyjść, a po sprawdzeniu moich umiejętności natychmiast zaproponowali mi pracę.

Większość Niemców mówi po angielsku, więc kwestia języka nie była dużym problemem dla tego salonu piękności

Teraz mój niemiecki jest znacznie lepszy (odbyłam sześciomiesięczny kurs językowy), dobrze znam fachową terminologię i potrafię rozmawiać z klientami (Niemcy uwielbiają tzw. small talk, ale nie otworzą przed tobą serca na fotelu fryzjerskim). W Niemczech brakuje fachowców, którzy żyją z pracy własnych rąk, i branża kosmetyczna nie jest tu wyjątkiem. Wszyscy tu są mile zaskoczeni ukraińską obsługą.

Dobrych salonów kosmetycznych i fryzjerskich jest w Niemczech niewiele – jeśli zawczasu takiego nie sprawdzisz, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wyjdziesz z niego z kiepską fryzurą lub okropnym manicure. Jelizawieta chodzi do ukraińskich mistrzów, ale jej klientami są głównie Niemcy.

Większości Ukrainek w Niemczech nie stać na wizyty w lokalnych salonach piękności

– Ich usługi są około trzy razy droższe niż w Ukrainie – mówi Jelizawieta. – Moja ostatnia praca, z kompleksową koloryzacją włosów i strzyżeniem, kosztowała 320 euro. W Kijowie taka usługa kosztuje około 100 euro. Jedną z najbardziej przystępnych cenowo usług jest strzyżenie na krótko. Kosztuje 55 euro (45, jeśli strzyżesz się co miesiąc).

Ceny i standard życia różnią w zależności od landu. Na przykład w Kolonii (Nadrenia Północna-Westfalia) ceny wynajmu są wyższe niż w Magdeburgu (Saksonia-Anhalt).

– Płacę niecałe 600 euro (wliczając media) za wynajem pokoju w centrum Kolonii – mówi Jelizawieta. – Ale dalej od centrum można znaleźć pokój za 500 euro. Miejsce, w którym mieszkam, przypomina mieszkanie komunalne: mam własny pokój i dzielę kuchnię z sąsiadem. Takie zakwaterowanie jest tutaj bardzo popularne. Krótkoterminowy wynajem również jest czymś powszechnym: kiedy wynajmujący mieszkanie wyjeżdżają na wakacje, wynajmują je komuś innemu. Sama tak pomieszkiwałam, dopóki nie znalazłam mieszkania na stałe.

Mieszkanie, która Jelizawieta wynajmuje w Kolonii, ma własny taras

– Ogólnie mówiąc, poziom lęku w Niemczech spada, ponieważ ludzie są chronieni społecznie. Nie jest tajemnicą, że w branży kosmetycznej w Ukrainie większość profesjonalistów pracuje na czarno – ciągle się martwisz, że jeśli zachorujesz lub zechcesz wyjechać na wakacje, stracisz pieniądze. A tutaj otrzymam wynagrodzenie niezależnie od tego, czy byłam na zwolnieniu lekarskim, czy na wakacjach.

Jednak to, że państwo kontroluje całe twoje życie, ma także swoje minusy. Owszem, jeśli zostaniesz zwolniona z pracy, zachorujesz lub nie będziesz miała pieniędzy na czynsz, państwo cię wesprze. Ale jeśli oczekujesz pomocy, nie możesz zrezygnować z tego, co państwo ci zaoferuje. Znam przypadek, że Ukrainka zrezygnowała z pracy z powodu konfliktu, więc urząd pracy odmówił jej wypłaty zasiłku. Powiedziano jej, że zanim zrezygnowała, powinna była skonsultować się z coachem, który spróbowałby rozwiązać konflikt. Pozostawiona bez pomocy kobieta wróciła do Ukrainy. Tutaj nie możesz też ot tak po prostu wziąć psa ze schroniska. Musisz wypełnić mnóstwo dokumentów i do końca nie jest pewne, czy dostaniesz pozwolenie na adopcję zwierzaka.

Mojej klientce odmówiono adopcji psa, ponieważ nie miała partnera. „Kto będzie wyprowadzał psa, jeśli zachorujesz?” – usłyszała
Europejczycy mogą być pod wrażeniem nie tylko ukraińskiej obsługi, ale także barszczu. Właścicielce mieszkania wynajmowanego przez Jelizawietę bardzo zasmakował

Uderzające jest również to, że przy tak wysokim poziomie opieki społecznej w Niemczech jest wielu bezdomnych i narkomanów – na ulicach, ale jeszcze więcej w metrze.

– Dlatego staram się nie korzystać z metra (lepiej chodzić lub jeździć na rowerze – wszędzie są ścieżki rowerowe) – mówi Jelizawieta. – W metrze nie ma bramek, każdy może wejść. Niemcy są tolerancyjni nawet wobec narkomanów – traktują ich jak ludzi, którzy są chorzy i potrzebują pomocy. Niemcy mają służbę socjalną, w której uzależnieni od narkotyków mogą otrzymać dawkę za darmo. Wychodzą z założenia, że lepiej dać narkomanowi taką dawkę, niż dopuścić do tego, że okradnie kogoś z pieniędzy, za które będzie chciał ją kupić. Znajomy, który pracował w takim serwisie, powiedział, że osoby przychodzące po dawkę są przekonywane do obrania właściwej drogi. Oferuje się im terapię, pomoc w znalezieniu mieszkania, a nawet zatrudnienia. Jednak to, czy przyjąć taką pomoc, jest wyborem danej osoby.

Podobnie jak we wszystkich krajach europejskich, większość ukraińskich uchodźców w Niemczech jest objęta tymczasową ochroną, a ta nie daje im prawa do ubiegania się o obywatelstwo

Obecnie tymczasowa ochrona Ukraińców w Niemczech została przedłużona do 4 marca 2025 roku. Jednak pomimo niejasnych perspektyw, coraz więcej Ukraińców wyraża zamiar pozostania w tym kraju. Badanie przeprowadzone przez platformę migracyjną EWL we współpracy z Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich Uniwersytetu Warszawskiego w marcu 2024 r. wykazało, że co trzeci Ukrainiec w Niemczech (32%) zamierza tam pozostać przez co najmniej kilka lat. 8% stwierdziło, że chciałoby zostać w tym kraju na stałe. Wśród powodów wymieniono obecność tam przyjaciół i krewnych, uproszczony proces uzyskiwania dokumentów i pozwoleń na pracę oraz pomoc w pokryciu kosztów mieszkaniowych.

Badanie wykazało również, że 57% Ukraińców przebywających w Niemczech widzi przyszłość swoich dzieci w tym kraju, a 39% – w Ukrainie, do której zamierzają po wojnie wrócić.

Zdjęcia z prywatnych archiwów bohaterek

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Uciekłam do kraju elfów

Ексклюзив
20
хв

Wybory w Niemczech: wyniki, osobliwości i przyszły kurs kraju

Ексклюзив
20
хв

„Najbardziej wpływowym członkiem NATO wydaje się być Putin”: wyniki monachijskiej konferencji bezpieczeństwa dla Ukrainy, Europy i Stanów Zjednoczonych

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress