Exclusive
20
min

Jesteśmy wdzięczni za dobro. Ale będziemy też pamiętać o eksmisji w ciemną, zimną noc

Moja córka prosi, abyśmy po powrocie do Charkowa zawsze byli razem w tym samym pokoju i spali w tym samym łóżku. Żebyśmy w razie ostrzału mogli zginąć razem

Tetiana Bakocka

Dawny akademik Bratniak w Olsztynie mógł stać się symbolem bezpieczeństwa i pomocy w potrzebie. Tak się jednak nie stało, bo zmieniły się priorytety urzędników. Fot: Wyborcza.pl

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

30 października opublikowałyśmy artykuł "Nie mam siły zaczynać wszystkiego od nowa o tym,  że w Olsztynie 150 ukraińskim uchodźcom grozi bezdomność, bo urzędnicy chcą zamknąć dawny akademik Bratniak, w którym mieszkali.,

Po ukazaniu się artykułu do redakcji zadzwonił szef olsztyńskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce Stepan Migus, który poinformował, że wysłał list protestacyjny do wojewody w sprawie eksmisji uchodźców ze schroniska. Kopie tego listu wysłano też do Urzędu Rady Ministrów RP, Ambasady Ukrainy w Warszawie i Konsulatu Ukrainy w Gdańsku.

Niestety, nie stało się to zgodnie z oczekiwaniami. Urzędnicy pozostali nieugięci i zbyli uchodźców z pomocą banalnych argumentów.  

Schronisko w Olsztynie zamknęło drzwi dla ukraińskich uchodźców. Większość z nich została zmuszona do powrotu do Ukrainy. Zdjęcie autorki

Migus otrzymał odpowiedź na swój list protestacyjny do wojewody 20 listopada, 6 godzin (!) przed zamknięciem schroniska. W imieniu wojewody Krzysztof Kuriata, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego, powiedział, że osobom przebywającym w schronisku zaproponowano przeniesienie się do trzech schronisk w innych miejscowościach regionu. Jeśli jednak uchodźcy nie chcą się tam przenieść, nie są do tego zobowiązani. W liście stwierdzono, że decyzja o zamknięciu schroniska została podjęta z powodu problemów finansowych i niemożności bezpiecznego zamieszkania w nim, ponieważ uchodźcy uszkodzili sprzęt w budynku.

W piśmie wojewody czytamy m.in.: "Przebywający w placówce uchodźcy, których liczba przekroczyła 500 osób, niestety swoimi działaniami doprowadzili do znacznej dewastacji budynku, zniszczenia wyposażenia, instalacji wodno-kanalizacyjnej, drzwi, okien, instalacji elektrycznej. Konieczna jest również konserwacja wind i wymiana instalacji przeciwpożarowych. To potężny obiekt, którego utrzymanie jest kosztowne, a wspomniane zniszczenia znacząco obciążyły budżet wojewody. Zapewniam, że pomoc uchodźcom od samego początku była dla wojewody priorytetem i będzie udzielana do czasu pojawienia się takich potrzeb, w miarę dostępności środków. Zapraszam również do bezpośredniego kontaktu ze mną, gdyż zarzuty przedstawione w piśmie są dalekie od rzeczywistej sytuacji".

Nie wiadomo, co wojewoda miał na myśli mówiąc o "zadaniu priorytetowym". Jednak losy ukraińskich kobiet eksmitowanych ze schroniska, które musiały same rozwiązać problem przetrwania w środku zimy z chorymi dziećmi, rzucają światło na priorytety urzędników.

Oto historie kilku z nich:  

Moje nowe wyzwanie

Jedną z rodzin, której pozwolono przenieść się do najbliższego schroniska, 35 kilometrów od Olsztyna, jest rodzina 45-letniej Julii Litwinowej z Charkowa. Ona i jej 12-letni syn ewakuowali się z Charkowa w marcu 2022 roku. Najstarszy syn walczy na froncie. Kobieta powiedziała, że kiedy w listopadzie przyjechała do hostelu, który oferował zakwaterowanie mieszkańcom Bratniaka z małoletnimi dziećmi, pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, było ogłoszenie:  

"Mieszkasz w mieszkaniu zbiorowym i niektórzy z was są uprawnieni do świadczeń, takich jak zasiłek rodzinny. Dlatego chcielibyśmy poinformować, że rozporządzenie w sprawie pomocy jest tymczasowe i wygaśnie na początku 2024 roku. Nic nie trwa wiecznie, z wyjątkiem trwającego konfliktu zbrojnego. Obecnie nie ma decyzji o przedłużeniu pomocy na mocy prawa". Julia zdecydowała się nie iść do schroniska na miesiąc, a ostatniego dnia udało jej się wynająć pokój w Olsztynie.

20 листопада ввечері, повернувшись з роботи, Юлія до третьої години ночі перевозила свої речі з «Братняка» на самокаті. В Ольштині Юлія має роботу. А також робить окопні свічки й бере участь у різних волонтерських акціях, спрямованих на допомогу ЗСУ.

"Jestem wdzięczna za pomoc, którą tu otrzymaliśmy. Nie jestem przyzwyczajona do proszenia czy narzekania, ale po raz kolejny przekonałam się, że to tylko nasza wojna. Ludziom, którzy nie mieli podobnych doświadczeń, trudno jest nas zrozumieć. Postrzegam sytuację eksmisji jako nowe wyzwanie i wierzę, że pokonam trudności".

Juliia Litwinowa spędziła kilka godzin przewożąc swoje rzeczy na hulajnodze. Zdjęcie autorki

Straciłam wszystko. Mój syn jest na wojnie. Muszę żyć dla moich dzieci

20 listopada Oksana Danilowa, uchodźczyni z Bachmutu, przeniosła swoje rzeczy do nowego domu. Powiedziała, że w znalezieniu mieszkania pomogli jej koledzy z pracy. Kobieta osobiście spotkała się zarówno z Krzysztofem Kuriałą, dyrektorem Departamentu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Warmińsko-Mazurskiej Administracji Państwowej, jak i Iryną Petryną, pełnomocniczką ds. integracji i pomocy uchodźcom wojennym z Ukrainy, która jest Ukrainką. Kobieta powiedziała urzędnikom, że nie ma dokąd wracać, że ma pracę w Olsztynie, a jej dziecko chodzi tam do szkoły. Usłyszała jednak, że w Olsztynie skończyły się pieniądze na mieszkania dla uchodźców.

"Pani Iryna zapytała mnie, dlaczego zniszczyliśmy budynek. Odpowiedziałam, że błędem jest generalizowanie i ocenianie wszystkich uchodźców z powodu jednego konkretnego nieprzyjemnego incydentu" - mówi Oksana.

Kiedy do Olsztyna przybyli uchodźcy, dawny internat szybko przekształcono w schronisko. Rodziny z regionu graniczącego z Polską zostały zakwaterowane na dwóch piętrach we wszystkich pokojach. Osoby te nie są narodowości ukraińskiej. Większość rodzin była wielodzietna. Rodzice otrzymywali zasiłki na dzieci i w większości byli bezrobotni. Regularnie mieli konflikty z innymi mieszkańcami schroniska. Zaniedbywali swoje mieszkania. Jednocześnie były ukraińskie kobiety, które wracały wieczorem z pracy i z własnej inicjatywy sprzątały korytarze, pralnię i inne wspólne pomieszczenia. Za własne pieniądze kupowały sprzęt, który potem znikał.

"Często słyszę oskarżenia, że wszyscy uchodźcy, którzy mieszkali w schronisku, są niewdzięczni, leniwi i potrafią tylko chodzić z wyciągniętymi rękami i prosić o pomoc" - kontynuuje Oksana. "To samo uogólnienie często powtarza się o ludziach, którzy przybyli ze wschodniej Ukrainy. Że wszyscy jesteśmy separatystami o prorosyjskich przekonaniach. Przyjechaliśmy do Polski, bo bardziej opłaca się tu żyć niż w Rosji. Nie mogę mówić za innych. Ale zawsze byłam i jestem za Ukrainą. Wychowałam patriotycznego syna, który dobrowolnie poszedł na wojnę w wieku 18 lat. Chociaż wielu jego przyjaciół przeszło na stronę wroga i nawet nie rozumieją, o co walczą. Rzeczywiście jest tam wielu zdrajców. Ale nie wszyscy. Mój syn spędził pierwsze sześć miesięcy broniąc swojej ojczystej ziemi - naszego Bachmutu. Nie było z nim kontaktu przez dwa tygodnie. Myślałam, że osiwieję ze zmartwienia. Syn mojego przyjaciela zginął. Mój drugi kuzyn też. Studiował za granicą. Wrócił na front i zginął w pierwszej bitwie.

Kiedy w 2014 roku wybuchła wojna, wojska wroga nie zniszczyły, ani nie zajęły naszego miasta. Mimo że Bachmut znajduje się zaledwie 38 kilometrów od Gorłówki, która została tymczasowo zajęta przez I Korpus Armii Federacji Rosyjskiej. W międzyczasie wielu ludzi z Gorłówki, straciwszy wszystko, przeniosło się do Bachmutu. Kiedy więc rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, musieli uciekać po raz drugi. Kiedy jest mi ciężko, myślę o tych ludziach i myślę, że przeszli o wiele więcej niż ja - mówi Oksana.

Większość uchodźców zdołała już osiedlić się w Polsce, ale są kobiety, które nadal pilnie potrzebują pomocy. Fot: Wyborcza.pl

Kilka miesięcy przed inwazją na pełną skalę kupiła kolejne mieszkanie. Poprzednią właścicielką była Rosjanka z Petersburga.

- Kiedy Bachmut zaczął być ostrzeliwany pociskami fosforowymi, wszystko w moim nowym mieszkaniu spłonęło. W jednej chwili straciłam wszystko. Nie mam dokąd wrócić. Ale muszę żyć dla dobra moich dzieci - podsumowuje Oksana.

Dzieci są straumatyzowane

48-letnia Olga z Charkowa, która została eksmitowana z Bratniaka, również musiała odmówić przeniesienia się do hostelu w inny mieście. Kobieta powiedziała, że u jej 16-letniej córki zdiagnozowano dysfunkcję mitochondrialną, wieloukładowe uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego. W związku z tym dziecko musi być pod stałym nadzorem lekarskim. A w osiedlach, do których zaproponowano uchodźcom przeprowadzkę, nie ma takiej możliwości.

"W nocy 24 lutego byliśmy z córką w Charkowie w szpitalu dziecięcym. Dziecko obudziło się o 4 rano z powodu ostrzału. Potem na własne oczy widzieliśmy, jak ostrzeliwana jest północna dzielnica Sałtiwka, słyszeliśmy eksplozje i syreny. Dzieci na oddziałach krzyczały. Personel medyczny był przerażony. Panika, strach, niepewność. Nikt nie wiedział, co robić" - wspomina Olha.

Jej córka Olga była uzależniona od specjalnych leków, które się kończyły, a w tym czasie nie było gdzie ich kupić. Obcy ludzie przynosili tabletki do szpitala - kto tylko miał. Ktoś przyniósł kilka sztuk, ktoś talerz. Jednak stan dziecka pogarszał się i Oldze zalecono jak najszybszą ewakuację.

"Wtedy nawet nie zdawałam sobie sprawy, że możemy umrzeć w wyniku ostrzału. Myślałam tylko o tym, jak uchronić moje dziecko przed chorobą. Skąd wziąć lek, który się kończył? Bo jeśli moja córka nie dostanie kolejnej dawki hormonów, jej nadnercza nie będą pracować. A to jest śmiertelne. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Charkowa, nad głowami przeleciała rakieta. Wokół były kratery po rakietach i zniszczone budynki. Ale ja nawet nie zareagowałam. Pocieszałam się, że moje dziecko wkrótce będzie bezpieczne" - mówi Olga.

Rysunki dzieci na ścianie schroniska w Olsztynie. Zdjęcie autora

Wolontariusze pomogli rodzinie przenieść się z Charkowa do Połtawy.

"Tego dnia z moimi przyjaciółmi jechaliśmy pociągiem ewakuacyjnym" - wspomina te straszne dni Olga - "Było tak wielu ludzi, że nie można było pójść do toalety. Na szczęście ktoś znalazł półlitrowy słoik i jeśli ktoś potrzebował skorzystać z toalety, mógł to zrobić. Słoik krążył między nami".

Dwa tygodnie później kobieta i jej córka musiały udać się z Połtawy do szpitala we Lwowie. Stamtąd zostały wysłane do Polski. Pod koniec marca dotarły do granicy ukraińsko-polskiej, skąd zostały przetransportowane helikopterem do szpitala dziecięcego w Olsztynie.

- Zostaliśmy w tym szpitalu przez miesiąc. Przez długi czas nie mogłam się zmusić do zdjęcia ubrań. Było tam ciepło, ale spałam w ubraniu. Ponieważ miałam już wyrobiony nawyk, że w każdej chwili muszę być gotowa wybiec z oddziału ze wszystkimi lekarstwami i potrzebnymi rzeczami, gdy zacznie się ostrzał. Zawsze też nosiłam przy sobie najważniejsze tabletki, bez których moje dziecko nie mogło żyć. Blisko serca, w staniku. Bałam się, że gdy usłyszę syrenę, znów będziemy gdzieś biec, uciekać, a leki zgubię.

Kiedy córka Olgi została wypisana ze szpitala, najpierw zamieszkały w hotelu, a rok później zaproponowano im przeprowadzkę do schroniska.

- Z dziesięciu rodzin tylko my przenieśliśmy się do Bratniaka. Inni ludzie nie byli zadowoleni z warunków życia w tym schronisku.

Pamiętam, jak nasi sąsiedzi uchodźcy pytali nas z zdziwieniem, dlaczego nosimy ciepłe buty w kwietniu. A my nie mieliśmy innych butów.

Wyjechałyśmy w tym, co mieliśmy na sobie (te kapcie i ubrania, w których teraz siedzę, to te same rzeczy, które nosiłam w Charkowie w szpitalu). A kiedy sąsiedzi uchodźców byli eksmitowani z hotelu, przynieśli kilka dużych worków dobrych butów i ubrań do kosza, i wszystko wyrzucili. Polacy im to dali. Ale nikt, znając naszą trudną sytuację, nawet nie zapytał, czy potrzebujemy którejś z tych rzeczy - powiedziała Olga.

Kobieta mówi, że tylko raz była w kościele przy ulicy Lubelskiej, gdzie znajdowało się centrum pomocy uchodźcom. Kiedy jej córka została wypisana ze szpitala, Olga przyszła do kościoła, aby poprosić o ubrania, ponieważ miała tylko odzież zimową.

Pamiętam, że stałam w kolejce przez kilka godzin. Nigdy więcej tam nie poszłam. Chociaż często słyszałam oskarżenia, że wszyscy uchodźcy regularnie przyjmowali tam pomoc, a następnie wysyłali paczki lub odwozili wszystko do domu do Ukrainy swoimi samochodami. Być może były takie przypadki. Ale jestem pewna, że ludzie, którzy przyjechali tu z powodu wojny, nie robią tego. Ponieważ ludzie, którzy stracili tak wiele jak my, mają inne podejście do wartości materialnych - wyznaje Olga.

Ojciec i siostra Olgi mieszkają teraz w jej mieszkaniu w Charkowie. Ewakuowali się z obwodu charkowskiego. Kiedy wojska rosyjskie zbliżyły się do Dergaczowa i zaczęły ostrzeliwać miasto, zabijając cywilów, wszyscy zostali ewakuowani do Charkowa. We wrześniu 2022 r. ukraińskie siły zbrojne wyzwoliły miasteczko.

- Poprosiłam tatę, aby sprzedał wszystkie moje kosztowności i wysłał mi pieniądze do Polski, ponieważ potrzebujemy pomocy - mówi Olga.

Ukraińscy uchodźcy wynoszą swoje rzeczy ze schroniska Bratniak w Olsztynie. Zdjęcie autorki

Kobieta nie może opuścić Polski do końca 2023 roku, ponieważ w grudniu jej córka przejdzie badania lekarskie, na które czekają w kolejce od półtora roku. Takiego badania nie można wykonać na Ukrainie.

- Poszłam do dyrektora schroniska i innych urzędników, aby opowiedzieć im o naszej trudnej sytuacji. Poprosiłam o pomoc w pozostaniu w Olsztynie na preferencyjnych warunkach. Przecież tu jest szpital i szkoła muzyczna, a nauka w niej stała się dla mojego dziecka jedynym sensem życia. Odpowiedziano mi, że szkoła muzyczna nie jest priorytetem, nie jest powodem do zapewnienia mieszkania socjalnego. Zaniosłam list do wojewody. Poprosiłam o pomoc, napisałam, że moje niepełnosprawne dziecko nie będzie mogło korzystać z prawa do nauki i leczenia, jeśli opuścimy Olsztyn. Ale to pismo nie zostało przyjęte przez sekretariat wojewody. Ponieważ napisałam tylko swój numer telefonu, a powinnam była podać również swój adres. Ale w tamtym czasie nie mogłam znaleźć nowego miejsca zamieszkania, a nie mogłam podać adresu schroniska. Skontaktowałam się z organizacją pozarządową, która prowadzi projekt dla niepełnosprawnych uchodźców. Moja córka i ja jesteśmy tam zarejestrowane, ponieważ ja również jestem niepełnosprawna. Poprosiłam ich, aby pozwolili mi podać ich adres na tym liście. Odmówili. Zapytałam o to moich polskich przyjaciół. Wszyscy odmówili" - mówi Olga.

За словами жінки, мешканцям притулку дорікають, що витратили на проживання біженців багато грошей. Що українці звикли жити безкоштовно й тому не хочуть працювати. Жінка не погоджується з цими звинуваченнями. У Харкові вона працювала провідною інженеркою. Нострифікувала в Польщі свій диплом. Але поки що не може працювати через хворобу дитини.

- Czytałam, że inne kraje europejskie przyjęły bardziej racjonalne podejście do rozwiązywania kwestii uchodźców. Przede wszystkim pomagają tym, którzy ewakuowali się ze strefy wojny. Musieliśmy wyjechać, by ratować życie naszych dzieci. Nasi krewni, przyjaciele i sąsiedzi byli zabijani. Ojciec przyjaciółki mojej córki został zabity w pobliżu Bachmutu. Nasz sąsiad wyszedł z dwoma pustymi wiadrami w poszukiwaniu wody i nigdy nie wrócił. Życie tam nadal jest niebezpieczne - mówi Olga.

Pod koniec listopada znalazła nowe mieszkanie na obrzeżach Olsztyna. Aby opłacić czynsz za grudzień w wysokości dwóch tysięcy złotych miesięcznie, ojciec Olgi sprzedał jej obrączkę i rower, a pieniądze przesłał. Po tym, jak córka Olgi przejdzie badania lekarskie, planują wrócić do Charkowa. Nie mają pieniędzy na dalszy wynajem.

- Zostaniemy tutaj tak długo, jak będziemy mogli. Potem wrócimy do naszego rodzinnego miasta, które bardzo kochamy. Nasze dzieci są w traumie przez to, co tutaj przechodzimy. Moja córka prosi mnie, żebyśmy po powrocie do domu zawsze byli razem w jednym pokoju i spali w jednym łóżku. Tak, że jeśli dom zostanie ostrzelany, zginiemy razem - mówi Olga: - Czy to dlatego masz takie myśli? Musisz wierzyć, że na pewno przeżyjemy i wygramy.

Так, ми обов'язково переможемо, бо в нас немає іншого виходу. І будемо навіки вдячні тим, хто у важку хвилину простягнув нам руку допомоги. Але й пам'ятатимемо тих, хто зимової ночі виселяв нас з дітьми в нікуди…

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukryty potencjał i zielone korytarze

Diana Balynska: Dlaczego większość Ukrainek za granicą pracuje poniżej swoich kwalifikacji? I co można z tym zrobić?

Antonina Kurec: To naprawdę paradoksalna sytuacja, kiedy kraje przyjmujące Ukraińców otrzymują wspaniałe zasoby edukacyjne i kadrowe, ale nie wykorzystują ich w pełni.

Statystyki są niepokojące: według socjologów około 68% ukraińskich migrantów w 2024 r. pracowało na stanowiskach poniżej swoich rzeczywistych kwalifikacji.

Tylko jedna trzecia dyplomowanych uchodźców znalazła pracę wymagającą wyższego wykształcenia. Dysponujemy potencjałem ludzkim, który może zmienić Ukrainę po wojnie.

Mowa tu o szeregu barier, znacznie głębszych niż tylko kwestia języka. Po pierwsze, mamy problem z regulacją zawodów i powolnym uznawaniem dyplomów, tzw. nostryfikacją. Dotyczy to zwłaszcza dziedzin wymagających licencji, takich jak medycyna.

Po drugie, niezwykle ważnym aspektem jest opieka nad dziećmi. Większość migrantów to kobiety z dziećmi. A pracodawcy, zwłaszcza w sektorach wymagających kwalifikacji, wymagają pełnego zatrudnienia.

Kwestia, gdzie umieścić dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym, staje się kluczowym czynnikiem ograniczającym dla wykwalifikowanych matek

Aby rozwiązać tę sytuację, potrzebne są wspólne programy między krajami. Oznacza to, że oprócz intensywnej nauki języka polskiego potrzebujemy szybkiej walidacji kwalifikacji, a także płatnych staży w sektorach deficytowych, takich jak opieka zdrowotna, logistyka czy energetyka. Bardzo potrzebne są również przedszkola zapewniane przez pracodawców lub państwowa pomoc w opiece nad dziećmi. Tylko w ten sposób będziecie w stanie wykorzystać ten „ukryty potencjał”, a co najważniejsze — ludzie powrócą do Ukrainy z nową, cenną europejską wiedzą specjalistyczną.

Kobiety z Ukrainy pracują za granicą najczęściej poniżej swoich kwalifikacji: Marek BAZAK/East News

Wspomniała Pani o nostryfikacji dyplomów. Biorąc pod uwagę, że jest to dość długi, wyczerpujący i kosztowny proces, czy istnieją jakieś sposoby, aby go uprościć?

Dobre pytanie. Współpracuję z uniwersytetami i wiem, że istnieją odrębne umowy o wzajemnym uznawaniu dyplomów akademickich między Polską a Ukrainą. Są jednak dziedziny, które wymagają dodatkowej weryfikacji.

Byłoby wspaniale, gdyby na szczeblu rządowym udało się uzgodnić jakiś fast track (przyspieszone procedury — red.) dla zawodów deficytowych, coś w rodzaju „zielonych korytarzy”. Albo stworzyć jeden e-rejestr, w którym można by od razu weryfikować te dyplomy.

W praktyce światowej stosuje się już tzw. skill bridges (mosty umiejętności), które są aktywnie wykorzystywane przez międzynarodowe firmy. Skupiają się one nie na ogólnych dokumentach, ale na tym, co dana osoba wie i potrafi. Podobne Skill Bridges działają już z powodzeniem w UE i Kanadzie.

Dobrą praktyką są centra oceny (assessment centers), gdzie sprawdza się praktyczne umiejętności, a nie tylko papier. Im częściej będziemy to robić, tym szybciej będziemy zapełniać miejsca pracy wykwalifikowanymi pracownikami.

Kobiety w „męskich” zawodach

Czy wzrost napięć społecznych i konkurencji na polskim rynku pracy może stać się zewnętrzną presją, która skłoni Ukraińców do powrotu do domu?

Nie uważam, że tylko ten czynnik będzie kluczowym katalizatorem masowego powrotu. Tak, nastroje społeczne ulegają wahaniom, ale większość Polaków nadal jest przychylna Ukraińcom.

Decyzja o powrocie jest podyktowana znacznie ważniejszymi powodami niż sytuacja na polskim rynku pracy. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo, zakończenie wojny. Po drugie, jest to dostępność lub brak mieszkania w Ukrainie. Nie możemy zapominać, że ogromna część ludzi po prostu nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone. Powrót dla was oznacza w rzeczywistości kolejny start od zera.

Abyście wrócili, Ukraina musi zaproponować wam zrozumiałą, uczciwą i motywującą strategię powrotu z namacalnymi ułatwieniami, programami uzyskania mieszkania i, co najważniejsze, gwarantowanymi miejscami pracy.

Pewność zatrudnienia i zapewnienia bytu rodzinie to kluczowy warunek powrotu.

Podejście to jest zgodne z praktyką EBRD i Banku Światowego w zakresie odbudowy powojennej.

Osobiście aktywnie angażuję się w dialog z międzynarodowymi partnerami na temat modeli powrotu wykwalifikowanych pracowników.

Jeśli chodzi o ukraiński rynek pracy: jacy specjaliści są obecnie najbardziej poszukiwani? Gdzie odczuwa się największy niedobór kadr, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby odbudowy?

W samym słowie „odbudowa” zawarte jest już budownictwo, gdzie obecnie istnieje największy popyt i największy niedobór kadr w Ukrainie. Wynika to nie tylko z migracji, ale także z faktu, że specjaliści w większości walczą na wojnie.

Bardzo poszukiwani są również specjaliści z zakresu energetyki i sieci. Wróg nieustannie bombarduje naszą infrastrukturę, dlatego ciągle potrzebujemy odbudowy. Równie pilnie potrzebni są logistycy, kierowcy. Są to branże, które, jak wiesz, krzyczą, że brakuje ludzi. Niedawno sama widziałam młodą dziewczynę-dźwigniarza i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku kobiet za kierownicą ciężarówek. Co ważne, wynagrodzenia w tych branżach również znacznie wzrosły. Pracodawcy są gotowi płacić, aby ludzie zajmowali te bardzo ważne stanowiska. Będzie to największa potrzeba w ciągu najbliższych 5 lat.

Kobiety sprzątają po kolejnym rosyjskim ataku na Kijów, 10.07.2025. fото: OLEKSII FILIPPOV/AFP/East News

W jaki sposób biznes i państwo powinny strategicznie zmienić swoje podejście, aby zapewnić kobietom realne możliwości rozwoju kariery?

Całkowicie słusznie podkreślasz, że Ukraina musi przemyśleć sposób, w jaki budujemy możliwości kariery dla kobiet. Potrzebujemy nie tylko równych wynagrodzeń, ale także głębokiego wsparcia systemowego. Takim systemowym wsparciem zajmuje się społeczność Women Leaders for Ukraine, a jako jej członkini osobiście uczestniczyłam w opracowaniu programu przygotowującego kobiety-liderki do pracy w energetyce. Kobiety uczyły się, zdobywały umiejętności techniczne i przywódcze, a prawie wszystkie uczestniczki projektu znalazły następnie zatrudnienie.

Jeśli chodzi o wsparcie społeczne, w Ukrainie istnieje już wiele bezpłatnych szkoleń i kursów dla kobiet, które zostały zmuszone do przejęcia biznesu porzuconego przez mężów, którzy wyruszyli na wojnę. Są to szkolenia z zakresu finansów, marketingu, logistyki. Dostępna jest również pomoc psychologiczna. Jednak niestety nie widzę jeszcze systemowych podejść społecznych (takich jak państwowe przedszkola lub pomoc w opiece nad dziećmi) na poziomie biznesu i państwa. To jest coś, co jeszcze trzeba wdrożyć.

A jak przebiega reintegracja i zatrudnienie weteranów? Czy są już jakieś systemowe programy?

To bardzo aktualny temat. Już w 2023 roku uruchomiono zakrojone na szeroką skalę programy (na przykład „Veteran Hub”), w ramach których pracodawcy otrzymywali bezpłatne szkolenia dotyczące adaptacji weteranów. Moje doświadczenie potwierdza, że takie programy są dość skuteczne w integracji weteranów z powrotem w środowisku pracy.

Popyt na weteranów jest duży, ponieważ wracają oni jako wspaniali liderzy. Posiadają cenne umiejętności nabyte w wojsku: determinację, krytyczne myślenie, umiejętność oceny ryzyka

Wielu weteranów po demobilizacji otwiera własne firmy. Zostali przedsiębiorcami, ponieważ głęboko odczuwają wartość życia i nie boją się ryzykować, chcą realizować swoje marzenia. To bardzo udany trend, a firmy są bardzo zainteresowane takimi pracownikami.

Jak sprowadzić ludzi z powrotem do Ukrainy?

Czy odczuwa się odpływ młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat, którzy wyjeżdżają za granicę na studia lub w poszukiwaniu perspektyw zawodowych? Jakie ryzyko to niesie?

Podczas wojny trudno jest operować dokładnymi danymi na temat tego, ilu młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat faktycznie wyjechało. Musimy opierać się na statystykach z granic, a one nie dają jasnego obrazu tego, którzy z nich opuścili kraj na zawsze.

Jednak tendencja jest widoczna, na przykład mamy wysoki odsetek ukraińskich studentów w Polsce. Około 43% wszystkich zagranicznych studentów w roku akademickim 2023-2024 w Polsce to Ukraińcy. To duży odsetek.

Ryzyko związane z odpływem młodzieży jest dla Ukrainy znaczne: tracimy całą grupę, która tworzy innowacje.

W szczególności są to inżynierowie IT, ludzie z wyższym wykształceniem. Oczywiście można powiedzieć: niech te dzieci wyjeżdżają i uczą się, zachowują swoje zdrowie psychiczne w krajach, gdzie panuje pokój, a z czasem wrócą już wykształcone, aby odbudować Ukrainę. Ale aby wróciły, potrzebna jest platforma powrotu.

Z pewnością wprowadziłabym stypendia celowe na zasadzie „uczyć się i wracać” lub stypendia z gwarancją zatrudnienia w projektach odbudowy. Niezbędne są również preferencyjne kredyty hipoteczne dla młodzieży, ponieważ wielu z nich pochodzi z okupowanych terytoriów lub straciło mieszkanie z powodu wojny.

Wśród ekspertów pojawia się opinia, że powróci około 1/3 osób, które wyjechały. Czy zgadzasz się z tą prognozą? Co powinno być najważniejszym czynnikiem motywującym do powrotu?

Nie bardzo wierzę, że powróci tylko jedna trzecia, ale niech ta teza pozostanie. Powinna ona skłonić nasze państwo do podjęcia zdecydowanych kroków, aby tak się nie stało.

Po pierwsze, Ukraina musi wysłać jasny i silny komunikat, że kraj się zmienił. Dotyczy to zarówno świadczenia wysokiej jakości usług administracyjnych, jak i przejrzystości. Po drugie, chodzi o rolę w wielkiej odbudowie. Dla wykwalifikowanych specjalistów może to być oferta wyższego stanowiska, rozwoju kariery i, co niezwykle ważne, element misji – przekazanie europejskiego doświadczenia swojemu krajowi.

I co najważniejsze:

Program państwowy musi być taki sam dla tych, którzy byli za granicą, jak i dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Nie można dzielić obywateli!

Powinna to być kombinacja ofert pracy, mieszkania i poczucia misji odbudowy.

Ukrainka podczas kursu kulinarnego, Оlsztyn, 2022. fото: Hubert Hardy/REPORTER

- Chcę przekazać jasny komunikat Ukraińcom za granicą: wasze doświadczenie w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem. To podstawa powojennego rozwoju Ukrainy.
Wracając do kraju przywieziecie ze sobą standardy Unii Europejskiej, jej wartości. Wiecie, jak wzmocnić biznes i państwo. Dlatego inwestujcie w tę wiedzę i doświadczenie, nie ulegajcie wpływom negatywnych narracji! Pracujcie, uczcie się, zdobywajcie wykształcenie. To wasza strategiczna inwestycja w waszą osobistą przyszłość, a także w konkurencyjność naszej Ukrainy w Europie.

20
хв

Antonina Kurec: Doświadczenie zdobyte w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem, ale podstawą powojennego rozkwitu Ukrainy

Diana Balynska

Tutaj można żyć z zasiłku

Krystyna Leskakowa była w Ukrainie nauczycielką języka angielskiego, a obecnie uczy obcokrajowców języka fińskiego. Do Finlandii przyjechała w 2022roku ze swoją małą córeczką. Wybór kraju nie był przypadkowy — w fińskim mieście Tampere mieszka matka Krystyny.

 — Mieliśmy gdzie się zatrzymać, a tym, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, w 2022 roku pomagał Czerwony Krzyż — opowiada. — Obecnie za to odpowiada już inna organizacja. Nowo przybyłym Ukraińcom, tak jak wcześniej, nadal się pomaga się: większość z nich osiedla się w dużych mieszkaniach przerobionych na akademiki. W trzypokojowym mieszkaniu może mieszkać kilka rodzin, z których każda ma swój pokój. Jeśli rodzina jest duża, może otrzymać osobne mieszkanie, ale tylko tymczasowo. Po upływie roku od przyjazdu osoba ma prawo do miejskiej rejestracji, a wraz z nią — nowe możliwości.

Jak wszędzie, w Finlandii ważne jest znajomość lokalnego języka. Krystyna nauczyła się fińskiego i obecnie nawet uczy go innych.

Do momentu uzyskania zameldowania jedyną dostępną pomocą finansową jest zasiłek dla uchodźców w wysokości około 300 euro miesięcznie. Po uzyskaniu zameldowania można ubiegać się o podstawową pomoc społeczną, która w przypadku osób bezrobotnych wynosi około 600 euro miesięcznie. Jednocześnie można otrzymać pomoc na opłacenie czynszu za mieszkanie. Przed uzyskaniem zameldowania opcja ta jest niedostępna, więc albo mieszkasz w akademiku, albo samodzielnie wynajmujesz mieszkanie.

Osoby, które przybyły do Finlandii, są rejestrowane na giełdzie pracy, gdzie dla każdego Ukraińca w wieku produkcyjnym opracowuje się plan integracji. Obejmuje on naukę języka fińskiego do poziomu A2-B1 (czasami nawet B2), potwierdzenie lub podwyższenie kwalifikacji, zatrudnienie.

Obecnie okres integracji skrócono z trzech do dwóch lat, a w ciągu dwóch lat bardzo trudno jest nauczyć się fińskiego od podstaw. Znam niewiele osób, które po trzech latach pobytu w Finlandii mają pewny poziom B1. Dlatego większość idzie do pracy fizycznej.

 Ogólnie rzecz biorąc, w Finlandii do każdej pracy potrzebne są kwalifikacje. W 2002 roku wiele firm przymykało na to oko, ponieważ chciało pomóc Ukraińcom. Jednak nawet do pracy w sprzątaniu potrzebne są kwalifikacje, czyli dwa i pół roku nauki. Wielu Ukraińców uczy się na młodszy personel medyczny, aby pracować na przykład w domu spokojnej starości. Mężczyźni często idą na budowę lub zostają ślusarzami i elektrykami. Dobrze płatna jest tu praca spawacza, ale wszystko znowu sprowadza się do języka — bez fińskiego nie ma mowy.

 

Krystyna zaczęła uczyć się fińskiego jeszcze w Ukrainie

 

- I chociaż było to ponad dziesięć lat temu, w stresie wiele rzeczy sobie przypomniałam— mówi. — W 2022 roku mój poziom był gdzieś pomiędzy A1 a A2. Od razu zapisałam się na płatne kursy, gdzie nauka była bardziej intensywna. Równolegle zajęłam się potwierdzeniem mojego dyplomu nauczyciela. Aby mieć prawo do nauczania, na przykład w liceum, musiałam dokończyć naukę — na szczęście bezpłatnie — w wyższej szkole zawodowej.

Mój zawód jest w Finlandii bardzo poszukiwany — większość ludzi uczy się tu angielskiego. Ale bez znajomości fińskiego można znaleźć pracę tylko w szkole międzynarodowej. Chociaż Finowie tak bardzo kochają swój język, że nawet specjaliście, który w pracy używa wyłącznie angielskiego, pracodawca raczej zaproponuje opłacenie kursów fińskiego. Kończyłam jeden kurs za drugim, a potem trafiłam na praktykę zawodową do college'u, gdzie uczy się fińskiego imigrantów. Po praktyce zaproponowano mi stanowisko instruktora, który pomaga studentom. Moja fiński był już wtedy na poziomie B2, a teraz sama go uczę. Chociaż początkowo planowałam uczyć angielskiego.

Helsinki 2025

Zdaniem Krystyny, nawet jeśli pracujesz, możesz otrzymać pomoc finansową na opłacenie czynszu — wszystko zależy od poziomu dochodów. Jeśli wynagrodzenie jest niewystarczające, państwo rekompensuje brakującą kwotę. Ukraińcy, którzy nie pracują, żyją z zasiłku socjalnego w wysokości 600 euro miesięcznie. Za te pieniądze można przeżyć w Finlandii.

 — Bo jeśli ktoś nie pracuje, rachunki za prąd i wodę również pokrywa pomoc społeczna. Głównym wydatkiem będzie jedzenie, a ubrania można po prostu kupować w second handach.

Dźwięk pary pozwala zapomnieć o wszystkich smutkach

 

W Finlandii stałymi klientami second handów mogą być ludzie zamożni, którzy traktują takie doświadczenie jako możliwość ekologicznego życia i nadania rzeczom drugiego życia. Finowie są dość oszczędni, mało kto żyje tu na szeroką skalę. My, Ukraińcy, lubimy dawać drogie prezenty, a tutaj można podarować na przykład skarpetki — bo najważniejsza jest nie cena prezentu, ale uwaga.

 Wydaje mi się, że Finowie są bardziej powściągliwi i spokojni niż Ukraińcy. Nie spieszą się, nie denerwują. Wykonują swoją pracę, ale bez stresu.

W większości przypadków dzień pracy zaczyna się o siódmej rano, ale już o7:20 wszyscy idą na przerwę kawową. Po godzinie — na kolejną, potem jeszcze jedną, a o 11:00 jest już pora na lunch. A jeśli dzień pracy kończy się o16:00, to o 15:58 przy biurkach nie ma już nikogo.

Ponieważ dla Finów praca to tylko praca, a życie to przede wszystkim bycie z rodziną, spacery na łonie natury, wycieczki nad jeziora, czerpanie radości z życia.

Krystyna z córką w Laponii, która jest marzeniem wielu dzieci na całym świecie

Kolejnym znanym elementem fińskiej filozofii jest sauna. Finowie chodzą do sauny w środy, piątki i weekendy — i prawie wszyscy miejscowi, których znam, nie naruszają tej tradycji. To sposób na relaks i odstresowanie się. W saunie,do której teraz czasami chodzę, znajduje się napis, który w tłumaczeniu z języka fińskiego oznacza, że dźwięk pary sprawia, że zapomina się o wszystkich smutkach. W saunie nie wypada dużo rozmawiać — chodzi o to, aby siedzieć i cieszyć się dźwiękiem, który powstaje, gdy woda spada na rozgrzane kamienie. Zrozumienie tego zen zajęło mi trzy lata. Już umiem cieszyć się sauną, ale nie potrafię jeszcze pracować całkowicie bez stresu.

Zasada unikania stresu stosowana jest tutaj również w nauce. Moja córka ma osiem lat i dla niej szkoła to przyjemność. Tutaj dzieci traktowane są jak osobowości, których nikt nie próbuje łamać ani wtłaczać w standardy. Nauczyciel nigdy nie skrytykuje ucznia podczas lekcji lub w obecności innych osób.

Nawiasem mówiąc, w szkołach uczy się tutaj dwóch języków obcych: oprócz angielskiego — również szwedzkiego, który w Finlandii jest drugim językiem państwowym. Patrząc na to, jak moja córka uczy się angielskiego, rozumiem, że program nauczania jest tutaj znacznie łatwiejszy niż w Ukrainie. Jednocześnie większość Finów dobrze zna angielski. Być może właśnie ta łatwość nauczania daje rezultaty, ponieważ dzieci nie postrzegają języka obcego jako czegoś obcego i skomplikowanego. Jeśli chodzi o nauczanie dorosłych, główna różnica w porównaniu z Ukrainą polega na tym, że nauczyciel przekazuje ci do dwudziestu procent materiału. Reszta to samodzielna nauka.

Zwolnienie lekarskie z powodu depresji

 - Moja piętnastoletnia córka również jest bardzo zadowolona z fińskiej szkoły — opowiada Inna Bogacz, która w 2022 roku przeprowadziła się do fińskiego miasta Espoo. — Miło mnie zaskoczyło, że dzieci mają tu wszystko: od zeszytów i długopisów po laptopy. I nic nie trzeba kupować. W szkołach jest najnowszy sprzęt, a takiej ilości instrumentów muzycznych, jak w klasie muzycznej mojej córki, nie widziałam jeszcze nigdzie. Jeśli potrzebne są dodatkowe zajęcia z nauczycielem, są one bezpłatne. Teraz moja córka rozpoczyna orientację zawodową, która polega na tym, że dzieci wyjeżdżają na dwutygodniową praktykę do wybranej przez siebie organizacji, aby wypróbować ten lub inny zawód.

W przeciwieństwie do córki, która już dobrze zna język fiński, mi nie przychodzi to łatwo. Ale pracuję w sklepie, gdzie codziennie rozmawiam z ludźmi. Zajmuję się również malowaniem ubrań (w Ukrainie miałam własną pracownię artystyczną). Zawsze powtarzam, że w Finlandii mam dwie prace: ilustrację – dla duszy (miałam tu nawet wystawę!), a sklep – aby zarabiać i nie być na utrzymaniu państwa. To ciężka praca fizyczna z ośmiogodzinnymi zmianami, ale pozwala zarobić. Dodatkowo ukończyłam tutaj college na kierunku „kosmetologia”, a także uczę ukraińskie dzieci rysunku w ukraińskim centrum w Helsinkach.

Inna na wystawie swoich prac w mieście Kaari, 2024 r.

W planach mam przejście na wizę pracowniczą, która prowadzi do stałego pobytu. W Finlandii jest to możliwe, jeśli ma się umowę o pracę na określoną liczbę godzin.

 W Finlandii ważne jest, aby mieszkać bliżej dużego miasta, ponieważ to właśnie tam są możliwości. Ukraińcy, których po przyjeździe osiedlono w prowincjach na północy, z czasem i tak przenosili się bliżej miast. W mieście jest praca, ale życie jest tu droższe. W Espoo miesięczny czynsz za trzypokojowe mieszkanie wynosi około 1400 euro (w Helsinkach jest drożej). Mniejsze mieszkanie będzie kosztować około 800 euro, ale wraz z opłatami komunalnymi — około tysiąca (przy czym minimalna płaca wynosi obecnie około 13 euro za godzinę). Należy również wziąć pod uwagę, że mieszkanie do wynajęcia będzie puste - może nawet nie będzie podłączone do prądu. Wszystko - od mebli po żarówki - kupujesz sam. Jedyne, co będzie to kuchnia.

Pralki nie są dostępne dla wszystkich: w wielopiętrowym budynku można na zmianę z sąsiadami prać i suszyć rzeczy w specjalnie wyposażonej pralni. Nie masz też prawa tapetować ani malować ścian na kolor inny niż biały, szary lub niebieski. W Finlandii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, preferuje się minimalistyczne wnętrza z białymi ścianami i meblami z IKEA. W fińskim domu nie zobaczysz złotych zasłon ani łóżka z baldachimem. Nawiasem mówiąc, domy są tu ciepłe, mają centralne ogrzewanie, co jest bardzo ważne w surowym klimacie.

 Nasze miasto Espoo leży na południowym wybrzeżu, ale nawet tutaj bywa bardzo zimno (kiedyś było minus trzydzieści stopni i powietrze dosłownie zamarzało w nosie), a śnieg może padać nawet w maju. Najtrudniejszy okres przypada tutaj na listopad: wszystko wokół jest szare, ciągle pada deszcz, a dzień jest bardzo krótki. Idzie się do pracy w ciemności, wraca się również w ciemności. To przygnębia, wywołuje depresję. Dlatego wiele osób przyjmuje nie tylko witaminę D, ale także leki przeciwdepresyjne.

 Mówi się, że Finlandia jest krajem szczęśliwych ludzi, ale jednocześnie odnotowuje się tu wysoki poziom samobójstw.

Stres lub depresja mogą być przyczyną nieobecności w pracy i wystawienia zwolnienia lekarskiego.

Nie powiedziałabym, że ludzie tutaj dużo piją. Alkohol jest bardzo drogi, a ludzie, którzy naprawdę go lubią, płyną promem do Tallina, skąd wracają z całymi wózkami butelek. Kiedyś płynęłam takim promem i byłam jedyną pasażerką bez wózka.

Pomimo specyficznego klimatu, Finlandia mi się podoba. W ogóle nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Bielizna termiczna, a także nieprzemakalne spodnie i kurtki — to tutaj rzeczy pierwszej potrzeby. W Finlandii nie ma gór, za to jest wiele pięknych jezior. Często spotykamy tu sarny, jelenie, lisy.

Fińskie lasy zamiast zniszczonych ukraińskich miast

 - Lasy i jeziora nadają Finlandii szczególny surowy urok — potwierdza Krystyna Leskakova. — Są też białe noce, do których również trzeba się przystosować. Upały zdarzają się tu rzadko, chociaż tego lata przez całe trzy tygodnie temperatura utrzymywała się na poziomie około 28 stopni. Dla Finów jest to upał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma tu klimatyzacji. Finom pomaga przetrwać niespodzianki klimatu zasada „nie stresować się”, spacery, a zimą —narty.

 Jest jeszcze Laponia, gdzie trafia się do prawdziwej zimowej bajki. Kiedyś pojechałyśmy tam z córką na jeden dzień. Przed Bożym Narodzeniem panuje tam niesamowita atmosfera, ale nawet bez noclegu jest to bardzo kosztowna przyjemność.

Zajączek przy domu

Według Krystyny y i Inny Finowie nadal aktywnie pomagają Ukraińcom, omawiając potencjalne zagrożenie dla ich kraju ze strony sąsiedniej Rosji.

— W historii Finlandii również była wojna z Rosją, więc Finowie nas rozumieją i wspierają — mówi Krystyna. — Fakt, że Rosja dąży do rozszerzenia agresji na kraje UE, jest tutaj również żywo dyskutowany. Sądząc po nastrojach, Finowie w razie potrzeby pójdą bronić swojej ziemi. Chociaż oczywiście nikt nie jest gotowy na wojnę pod względem moralnym. Dzięki zabezpieczeniu socjalnemu Finowie są znacznie bardziej zrelaksowani niż my przed wojną.

W Finlandii naprawdę czujesz się bezpiecznie: rozumiesz, że jeśli nagle stracisz pracę, państwo cię wesprze, a jeśli nagle zachorujesz, nie będziesz musiał szukać pieniędzy na drogie leczenie.

 I to jest jeden z powodów, dla których tak wielu Ukraińców myśli o pozostaniu w Finlandii nawet po zakończeniu działań wojennych. Drugim powodem jest pochodzenie Ukraińców, którzy przybyli do tego kraju.

 „Jest coś, co odróżnia Finlandię od Polski i innych krajów zachodnioeuropejskich: przybyło tu wielu Ukraińców z okupowanych terytoriów lub ze wschodu Ukrainy” – cytuje socjologa, członka zarządu Stowarzyszenia Ukraińców w Finlandii Arsenija Swynaienko fińskie media YLE. „Była to niemal jedyna droga, aby dostać się z okupowanych terytoriów przez Rosję do Europy Zachodniej, przede wszystkim do Finlandii, Estonii lub Łotwy. Ci ludzie nie mają dokąd wracać. Stracili wszystko, ich miasta i wioski zostały zniszczone”.

 Dlatego coraz więcej Ukraińców, którzy przebywali w kraju na podstawie tymczasowej ochrony, przechodzi obecnie na długoterminowe pozwolenie na pobyt typu A, które po czterech latach pobytu i pracy w Finlandii umożliwia ubieganie się o pozwolenie na pobyt stały. I chociaż prawo przewiduje, że osoba przebywająca w kraju może posiadać tylko jedną kartę pobytu, dla Ukraińców zrobiono wyjątek — mogą oni posiadać zarówno tymczasową ochronę, jak i pozwolenie na pobyt długoterminowy.

20
хв

Dwóch z trzech ukraińskich uchodźców w Finlandii nie planuje powrotu. Dlaczego?

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Podczas zagrożenia szansa na życie to Twoje działanie. Można się tego nauczyć

Ексклюзив
20
хв

W podziemnej twierdzy armii ukraińskiej

Ексклюзив
20
хв

Profesor Roman Kuźniar: Rosję ta wojna powinna kosztować coraz więcej. Aż się udławi Ukrainą

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress