Exclusive
20
min

Życzliwy Gruzin boi się wojny. Jak się żyje Ukraińcom w Gruzji?

O tym jak wzmocnienie rosyjskich wpływów i protesty w Gruzji wpływają na życie ukraińskich uchodźców, których w Gruzji jest około 25 tysięcy, a także o trudnościach, z jakimi borykają się Ukraińcy w tym kraju, rozmawiamy z Ukrainkami, które przeprowadziły się do Tbilisi i Batumi po wybuchu wojny

Kateryna Kopanieva

Pokojowy protest w stolicy Gruzji, 28.10.2024. Zdjęcie: FB Zurab Javakhadze

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W Gruzji trwają pokojowe protesty społeczne przeciwko sfałszowaniu wyborów parlamentarnych, po których rządząca prorosyjska partia Gruzińskie Marzenie ogłosiła się zwycięzcą. Międzynarodowi obserwatorzy zgłaszali przypadki przekupstwa i zastraszania wyborców, natomiast prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że „Rosja wygrała w Gruzji”, która najpierw zajmując część tego kraju, a potem zmieniając jego politykę i rząd na prorosyjski.

Gruzińskie władze sporządzają już listy tak zwanych „zagranicznych agentów”, wśród których znajdują się organizacje ukraińskie. Przyjęcie podobnej ustawy w Rosji doprowadziło do legalizacji represji wobec społeczeństwa obywatelskiego. W odpowiedzi Unia Europejska zawiesiła proces integracji europejskiej Gruzji, a Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na osoby „odpowiedzialne za podważanie demokracji” w tym kraju.

Prorosyjska partia gra na strachu

– W ciągu tych dwóch lat, które spędziłam w Tbilisi, ani ja, ani moje dzieci nigdy nie spotkaliśmy się ze złym nastawieniem do nas lub do innych Ukraińców – mówi kijowianka Switłana Wysznewska. – Wielu Gruzinów nie popiera partii rządzącej. To ludzie o proeuropejskich poglądach, mówiący po angielsku i wykształceni w Europie. Z moich obserwacji wynika, że większość młodych ludzi w Tbilisi jest właśnie taka. Starsze pokolenie ma inne poglądy, ale też nie powiedziałbym, że kocha Rosję.

Powodem, dla którego starsi głosowali na partię rządzącą, był strach przed wojną. Nigdy nie widziałam tak brudnej kampanii wyborczej, jak ta prowadzona przez partię rządzącą. Jej billboardy przedstawiały zdjęcia ukraińskich miast zniszczonych przez Rosjan, a obok nich zdjęcia odbudowanych stadionów i dróg w Gruzji. Główne przesłanie brzmiało: głosujcie na nas, jeśli chcecie pokoju, inaczej będzie tak, jak jest teraz w Ukrainie. Gruzini dobrze pamiętają wojny w swoim kraju, bo dotknęły one niemal każdą rodzinę. I bardzo się boją, że to może się powtórzyć. Populacja Gruzji jest mniejsza niż przedwojennego Kijowa, natomiast terytorium całego kraju jest mniej więcej wielkości naszego obwodu odeskiego. Dlatego Gruzini mówią: „Jesteśmy mali, u nas nie ma komu walczyć”. Partia prorosyjska grała na tym strachu.

Billboardy wyborcze partii Gruzińskie Marzenie z napisami „Wybierz pokój, a nie wojnę”. Zdjęcie: Irakli Iremadze i Zurab Javakhadze

Rosjanie są w Gruzji, ale na szczęście rzadko ich spotykam. Pracuję jako koordynatorka w organizacji pomagającej Ukraińcom, więc mój krąg społeczny składa się z Ukraińców i Gruzinów. Miałam szczęście, że szybko znalazłam pracę, która nie wymagała znajomości gruzińskiego: organizacja potrzebowała kogoś z wykształceniem psychologicznym i językiem angielskim, a ja szukałam właśnie czegoś takiego. Oczywiście znajomość gruzińskiego byłaby przydatna, ale to trudny język, zupełnie inny niż ukraiński czy angielski. W Tbilisi są darmowe kursy językowe, jednak na co dzień używam angielskiego, który większość Gruzinów rozumie. Wśród starszego pokolenia są tacy, którzy znają rosyjski.

Dzieci Switłany chodzą do miejscowej szkoły i przedszkola. Jej najstarsza córka uczy się w języku ukraińskim.

– Aby pracować lub zapisać swoje dzieci do szkoły czy przedszkola, Ukraińcy nie muszą ubiegać się o żadne statusy, jak w krajach UE – mówi Switłana

– Początkowo mogli przebywać w Gruzji przez rok, potem okres ten został przedłużony do trzech lat. Jednak nawet po upływie tego okresu możesz wyjechać z Gruzji i ponownie do niej wjechać już następnego dnia.

Szkoły i przedszkola są bezpłatne. Moja córka uczy się w ukraińskim sektorze szkoły gruzińskiej. Takie sektory pojawiły się po wybuchu wojny na pełną skalę w Tbilisi i Batumi, gdzie mieszka większość Ukraińców. Edukacja odbywa się w języku ukraińskim i trwa 12 lat. Dobroczyńcy, których nazwisk nie znamy, nadal płacą za transfer dzieci do tych szkół w Tbilisi – bez względu na to, gdzie mieszka ukraińskie dziecko, autobus zawiezie je do szkoły. Co więcej, ten ukraiński sektor dał wielu naszym nauczycielom możliwość znalezienia pracy.

Otwarcie sektora ukraińskiego w szkole w Tbilisi, kwiecień 2022. Zdjęcie: georgia.mfa.gov.ua

Nie otrzymuję żadnych zasiłków od państwa. Gruzja jest biednym krajem, nie ma programów wsparcia społecznego, jak Unia. Wynagrodzenia są niskie, średnio to 1000 – 1200 lari (350 – 420 euro). To wystarczy na jedzenie, ale już nie na czynsz (w Tbilisi ceny wynajmu jednopokojowego mieszkania zaczynają się od 300 euro). Obywatele Gruzji mogą ubiegać się o pewne świadczenia i dotacje.

Jeśli chodzi o Ukraińców, to są tacy, którzy otrzymują pomoc od pozarządowych organizacji międzynarodowych. Przeważnie jest ona dostępna dla emerytów, osób z dziećmi poniżej 18. roku życia lub osób niepełnosprawnych.

Ta pomoc jest jednak niewielka – około 100 euro miesięcznie na osobę. Wspomniane organizacje mogą również pomóc w opłaceniu rachunków za media lub kuponów na ubrania dla dzieci. Jednak po uchwaleniu w Gruzji niesławnej ustawy o zagranicznych agentach pojawiło się pytanie, czy organizacje międzynarodowe będą mogły kontynuować swoją działalność w Gruzji.

Gruzini uczą się ukraińskiego, Rosjanie lekceważą gruziński

– Na początku inwazji istniało wsparcie dla ukraińskich uchodźców na szczeblu państwowym – mówi Kateryna Kozak, szefowa młodzieżowej organizacji Ukraińców w Gruzji „Switanok” [świt]. – Ukraińcy, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, byli umieszczani w hotelach i mogli w nich przebywać za darmo przez kilka miesięcy, aż do rozpoczęcia sezonu turystycznego. Koszty ich pobytu rekompensowało właścicielom hoteli państwo. Po rozpoczęciu sezonu turystycznego i opuszczeniu hoteli Ukraińcy otrzymali pomoc finansową: 340 lari (około 100 euro). Jednak ponieważ nie jest to nawet połowa kosztów wynajmu w miastach takich jak Tbilisi czy Batumi, wielu Ukraińców wyjechało do innych krajów.

Gwałtowny skok cen wynajmu jesienią 2022 r. był spowodowany napływem Rosjan, którzy opuścili Rosję w związku z ogłoszoną wtedy mobilizacją. Wśród nich było wiele dobrze sytuowanych osób

Niestety w Gruzji nadal jest wielu Rosjan – co nie zaskakuje, jeśli wziąć pod uwagę prorosyjski kurs partii rządzącej. Nie znam jednak żadnego Gruzina, który byłby prorosyjski. Moi gruzińscy znajomi uważają, że wybory zostały sfałszowane, i chodzą na protesty, także z ukraińskimi flagami. Znam nawet takich, którzy uczą się ukraińskiego. Niektórzy lokalni pracodawcy wciąż piszą do „Switanoka”, że chcą zatrudniać Ukraińców.

A Ukraińcy pracy potrzebują. Główną przeszkodą w jej znalezieniu jest bariera językowa. Chociaż większość ludzi tutaj rozumie angielski, bez znajomości gruzińskiego masz niewiele opcji. Dlatego większość Ukraińców pracuje w budownictwie lub rolnictwie. Nasza organizacja pomaga w znalezieniu zatrudnienia. Czasami łatwo znaleźć pracę, ale człowiek nie wie, jak napisać CV lub list motywacyjny – i wtedy przychodzimy na ratunek. Zapewniamy również Ukraińcom możliwość zdobycia pewnych umiejętności, dzięki którym mogą coś zarobić, jednocześnie promując ukraińską kulturę. Uczymy na przykład haftowania koszul przy zastosowaniu tradycyjnych ukraińskich technik. Takie ręcznie robione koszule są w Gruzji wysoko cenione.

Warsztaty haftu w Tbilisi. Zdjęcie: @svitanok_georgia

– W Gruzji ci, którzy mają własny biznes, na przykład restauracje, nieruchomości do wynajęcia lub jakiś kreatywny projekt, zarabiają dobre pieniądze – mówi Maria, która po wybuchu wojny przybyła do Batumi, a obecnie mieszka w Tbilisi. – Możesz także pracować online na rynku innego kraju, co sama robię. Jestem rekruterką IT, pracuję na rynku ukraińskim i europejskim.

Wynajem domu w Gruzji jest znacznie tańszy niż w UE, a mając zarobki unijne możesz tu normalnie żyć. Byłoby znacznie gorzej, gdybym miała pracować w Gruzji, bo w większości branż pensje są tu niskie. Mój znajomy, który w Ukrainie pracował jako dyrektor artystyczny i próbował znaleźć podobną pracę w Gruzji, był zszokowany, gdy oferowano mu 300 – 500 dolarów miesięcznie. Tym bardziej że ceny żywności są tu 30 procent wyższe niż w Ukrainie.

Na początku mieszkałam w Batumi. W przeciwieństwie do Tbilisi tamtejsze ceny, nawet w przypadku długoterminowego wynajmu mieszkań, zależą od pory roku – wynajmujący ostrzega cię z wyprzedzeniem, że latem czynsz będzie wyższy. W Batumi byłam bardzo podminowana z powodu obecności Rosjan, których spotykasz tam na każdym kroku. Raz byłam świadkiem, jak rosyjska dziewczynka zapytała swoją matkę: „Dlaczego ten znak nie jest napisany rosyjskimi literami?”. Matka odpowiedziała: „Nie zwracaj na to uwagi”, nie wyjaśniając nawet, że napis jest po gruzińsku, bo są w Gruzji.

Byłam szczęśliwa, że przeprowadziłam się do Tbilisi. Tam też mieszkają Rosjanie, ale poza swoją społecznością są niewidoczni

Ukraińskie flagi i napisy w języku ukraińskim widać w całej stolicy. Jest duże wsparcie ze strony miejscowych i atmosfera pewnego luzu. Tutaj nawet jeśli nie masz akurat pracy i nie wiesz, jak opłacisz czynsz za kilka miesięcy, to nie panikujesz, tylko... jedziesz w góry. Tak właśnie robią Gruzini. Jadą i mówią sobie: „Jakoś się ułoży”. Tutejsza przyroda jest niesamowicie piękna, a takie wycieczki naprawdę pomagają się zrestartować.

Maria: W Gruzji góry są przepiękne

W Gruzji nikt cię nie urazi, nikt nie zmusi cię do nauki języka czy pracy na lokalnym rynku. Tutaj nie jesteś częścią zbiurokratyzowanego systemu, jak na przykład w Niemczech. Ale możesz polegać tylko na sobie. Są więc zarówno plusy, jak minusy.

W pewnym sensie gruziński system opieki zdrowotnej jest podobny do ukraińskiego: nie ma kolejek i łatwo dostać się do specjalisty. Wizyta u lekarza w prywatnej klinice może kosztować około 100 lari (35 euro). Badania będą droższe – ostatnio za cały pakiet badań zapłaciłam około 200 euro. Ale przy płacy minimalnej prywatne kliniki są mało przystępne cenowo.

W Gruzji nie kupisz wielu europejskich towarów firmowanych przez marki, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Ukrainie

Możesz zamówić je online, ale dostawa jest droga. Usługi kosmetyczne też są tu bardzo drogie, ponieważ koszt kosmetyków zależy od kosztu dostawy. W supermarketach jest za to wiele rosyjskich produktów. Wydawało mi się, że w Batumi było ich nawet więcej niż gruzińskich, co także wynika z polityki partii rządzącej. Ukraińcy w Gruzji są bardzo zaniepokojeni tą polityką. Na razie mamy prawo tu mieszkać, ale z racji tego, że władze nie ukrywają swojej prorosyjskiej postawy, nigdy nie wiadomo, czego spodziewać się jutro.

Zdjęcia z prywatnego archiwum

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Z Dnipra w świat i z powrotem

Ексклюзив
20
хв

Przyjazny kraj, w którym polegasz głównie na sobie

Ексклюзив
20
хв

W Krakowie powstają mieszkania socjalne dla ukraińskich uchodźców

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress