Exclusive
20
min

Agnieszka Deja: - Nie oczekuję nagród, kwiatów czy specjalnych podziękowań. Muszę widzieć, że ta pomoc jest ważna

"Ta wojna bardzo zmieniła nasze życie. Dla mnie to jeden z najtrudniejszych okresów. Ale w tych okrutnych i przerażających czasach było dużo dobrego. Ludzie potrafili się zorganizować i pokazać swoją odwagę i troskę"

Oksana Szczyrba

Wolontariuszka Agnieszka Deja. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W ośrodku pomocy Pod Parasolem, prowadzonym przez Agnieszkę Deję, co miesiąc ponad 800 osób z Ukrainy i innych krajów otrzymuje wsparcie żywnościowe, psychologiczne i informacyjne. Po wybuchu wielkiej wojny zmieniła pracę, by pomagać tym, którzy najbardziej tego potrzebowali. Za swój ogromny wkład w pomoc ukraińskim uchodźcom Agnieszka Deja została nominowana do pierwszej nagrody "Portrety Siostrzeństwa", ustanowionej przez redakcję międzynarodowego magazynu Sestry. W wywiadzie dla nas wolontariuszka opowiedziała o tym, jak zmieniło się jej życie od wybuchu wojny, o swojej miłości do Ukraińców i o tym, czy rządy robią dla nich wystarczająco dużo.

Do centrum pomocy "Pod Parasolem" docieram około 12 w południe. Wita mnie sympatyczna Ukrainka. Agnieszka Deja rozmawia przez telefon, załatwiając jakieś pilne sprawy. Kilka minut później, piękna i uśmiechnięta, podaje mi rękę. Poznajemy się, oprowadza mnie po centrum. Jest ciepło i domowo. Agnieszka parzy aromatyczną zieloną herbatę i częstuje mnie pysznymi ciasteczkami. Zaczyna opowiadać o tym, jak zamieniła spokój i stabilizację na nieprzespane noce.  

Oksana Szczyrba: Jak powstało centrum "Pod Parasolem"?

Agnieszka Deja: Bank Żywności prowadzony jest przez Fundację Kuroniówka we współpracy z Bankiem Żywności SOS w Warszawie. Działa w wyremontowanym lokalu na warszawskiej Woli; w tej dzielnicy mieszkało wielu Ukraińców. Ośrodek został pomyślany jako miejsce pomocy żywnościowej dla potrzebujących. Ukraińcy mogą przyjść raz w miesiącu i otrzymać średnio 5 kg żywności na rodzinę. W sumie 80% osób, które przyszły w zeszłym roku, skorzystało z naszej pomocy.

OSz: Jak udało się zorganizować pomoc dla Ukraińców?

AD: Mam dobre doświadczenie w działalności publicznej, poza tym jestem bardzo aktywną osobą. Mam też dużą sieć kontaktów. Od 20 lat działam w organizacjach pozarządowych i pomagam ludziom. Zaczynałam od wspierania rodzin z dziećmi ze spektrum autyzmu. Pracowałam w jednej z największych fundacji w Polsce działających na rzecz osób z autyzmem. Był to dla mnie chyba jeden z najważniejszych kroków zawodowych. W ostatnich latach pracowałam w dużym projekcie europejskim z urzędnikami - musiałam dyscyplinować swoje myślenie i uczyć ekonomii społecznej. Wszystkie te umiejętności przydały się przy organizacji pomocy dla Ukraińców.

OSz: Co było najtrudniejsze?

AD: Spędziłam dużo czasu na dworcu autobusowym - 10 godzin dziennie, wracałam dopiero o 3 nad ranem, strasznie zmęczona. Przyjaciele bardzo się o mnie martwili, a wspaniali sąsiedzi przynosili mi jedzenie pod drzwi. Nie mogłam już pracować w mojej starej pracy, bo ciągle ktoś do mnie dzwonił, pytał o coś, ktoś potrzebował wsparcia. Byłam tak pochłonięta tym wszystkim, że zaczęłam śledzić dane, statystyki i robić raporty z tego, co widziałam na dworcu autobusowym (Warszawa Zachodnia). Po jakimś czasie otrzymywaliśmy pomoc zewsząd: z Hong Kongu, USA, Holandii, Norwegii itd. Dołączyli do nas nauczyciele jogi, których uczę. Podczas zajęć angażowali swoich uczniów w zbiórki na rzecz pomocy Ukraińcom.

Uchodźcy z Ukrainy na dworcu Warszawa Zachodnia. Zdjęcie: archiwum prywatne

Nieustannie napływały do mnie różne informacje o tym, co dzieje się na Ukrainie. Trudno było myśleć o tym, jak cieszyć się życiem, gdy w sąsiednim kraju giną niewinni ludzie. W takich momentach uczucie wdzięczności za to, że ma się mieszkanie, łóżko i można spać spokojnie, jest szczególnie dojmujące. Kiedy słyszę o kolejnym ataku w Charkowie, od razu piszę do Eleny, której nigdy nie poznałam, ale spotkałam jej 17-letnią córkę w Warszawie: "Jak się masz? Co się z tobą dzieje? Schodzisz do piwnicy?". A ona odpowiada: "Nie, nie mogę, bo nie mam czasu". I wtedy myślę, co mogę zrobić. Mogę po prostu dać jej znać, że jestem z nią myślami, martwię się i mogę od czasu do czasu wysyłać jej paczki.

OSz: Twoja babcia zginęła podczas tragedii wołyńskiej, a dziadek został zmuszony do ucieczki z dzieckiem na ręku. Co wiesz o historii swojej rodziny?

AD: To był temat tabu w naszej rodzinie. Moja mama często płakała, gdy opowiadała mi o niektórych rzeczach. Nie wiem zbyt wiele o historii mojej rodziny. O niektórych faktach dowiedziałam się po śmierci mojej mamy. To było 18 lat temu, zaczęłam szukać informacji. Rodzina ze strony matki pochodziła z Wołynia. Moja babcia Maria zginęła 11 lipca 1943 roku; mama miała wtedy 3,5 roku. Starsza siostra mamy, Monika, wtedy 9-letnia, również została zabita. Nie wiem nawet, jak wyglądała moja babcia, nie zachowało się ani jedno zdjęcie. Nic, nawet akt urodzenia mojej mamy. Wiem, że dziadek uciekł z maleńką  mamą do Polski.

OSz: Mając taką historię, nie szukasz zemsty za to, co spotkało Twoją rodzinę. Wręcz przeciwnie, przyjaźnisz się z Ukraińcami i pomagasz im. Dlaczego?

AD: Bardzo chcę przełamać tę historię, ten polski styl, kiedy wspominamy Wołyń. To były straszne wydarzenia. Ale dziś to samo dzieje się z Ukraińcami - ze strony Rosjan. Nie możemy pozostać obojętni. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się w XXI wieku. Robię to, co muszę. Każdy musi pozostać człowiekiem w tym życiu. Wciąż pamiętam 24 lutego, kiedy zobaczyłam wiadomości. Od razu pomyślałam, że Ukraińcy wkrótce zaczną uciekać. Podobnie jak wielu innych zaniepokojonych Polaków, przyszłam na dworzec autobusowy Warszawa Zachodnia. Mieszkam w pobliżu i wiem, że przyjeżdża tu wiele autobusów z Ukrainy.

Agnieszka i jej przyjaciółka Julia od pierwszych dni włączyły się w pomoc Ukraińcom. Zdjęcie: archiwum prywatne

Z moją przyjaciółką stworzyłyśmy grupę na Facebooku, gdzie pisaliśmy o potrzebie pomagania Ukraińcom. Ludzie natychmiast zaczęli przynosić jedzenie, wodę i ubrania. Zespół młodych Ukraińców mieszkających w Warszawie również dołączył do akcji, sortowali i rozdawali żywność. Na początku uciekali głównie młodzi ludzie, czasem zagraniczni studenci. Poznałam kilku fajnych chłopaków z Algierii, studentów, którzy uciekali przed wojną. Pożyczyłam im kilka powerbanków, potem szukali mnie na dworcu, żeby je zwrócić. Później, gdy dotarli do Francji, napisali do mnie: "Dotarliśmy. Dziękujemy, siostro". To było niesamowite. Później zaczęli przyjeżdżać starsi ludzie, w tym osoby na wózkach inwalidzkich. Wszyscy byli zdezorientowani, przestraszeni i nie wiedzieli, co robić dalej.

Pamiętam Halinę z Mariupola, jej córkę Ksenię i psa. Stały przed rozkładem jazdy autobusów i nie wiedziały, co robić, dokąd jechać. Halina chorowała na stwardnienie rozsiane i planowała wyjechać do Czech lub Niemiec, ponieważ mogła tam uzyskać dobrą opiekę. Większość ludzi podróżowała na oślep i pierwszą rzeczą, jakiej potrzebowali, był sen i odpoczynek. Tak było w przypadku Aliny, która postanowiła zostać w Warszawie. Następnie udała się do Krakowa, gdzie przebywała tylko kilka tygodni, a potem pojechała do Holandii. Nie mogła się tam jednak zaaklimatyzować, więc wróciła do Krakowa. Dzięki Wojciechowi Czuchnowskiemu z "Gazety Wyborczej" pomogłam jej wynająć pokój. Dobrze pamiętam początek marca. Kobiety pokazywały zdjęcia swoich bliskich, których już nie ma, ich domów płonących pod ostrzałem.

Wszyscy ci ludzie szukali pomocy i wsparcia. I po raz kolejny pokazało mi to, że wszyscy w równym stopniu szukamy miłości, pokoju i ciepła

Ta wojna bardzo zmieniła nasze życie. Dla mnie to jeden z najtrudniejszych okresów. Nie przestanę powtarzać, że w tych okrutnych i naprawdę strasznych czasach było wiele dobrych rzeczy. Ludzie potrafili się zorganizować, pokazać swoją odwagę i troskę. A kiedy ktoś mnie pyta, w co wierzę, odpowiadam, że wierzę w ludzką solidarność.

Jedni przynosili żywność na dworzec Warszawa Zachodnia, inni ją sortowali i rozdawali potrzebującym. Zdjęcie: archiwum prywatne

OSz: Wiem, że Ukrainki gotowały dla Ciebie pierogi...

AD: To było niesamowite. W naszej polskiej tradycji pierogi są zazwyczaj nieco większe, bardziej słone i mają więcej pieprzu. Ukraińskie pierogi są o wiele delikatniejsze, ciasto jest trochę słodsze, bez tak dużej ilości soli i pieprzu. Bardzo je lubię. Wciąż mam je w zamrażarce.

Te pierogi, zrobione z duszą, są takie ciepłe i smaczne. Przypominają mi czasy, kiedy robiła je dla mnie moja mama

Często mówiła: "Kto ci je ugotuje, kiedy mnie nie będzie?" Czy mogłam kiedykolwiek pomyśleć, że Ukrainki będą robić dla mnie pierogi? Zadziwia mnie sposób, w jaki Ukraińcy dziękują, sposób, w jaki mówią, sposób, w jaki wyrażają swoje emocje. Nie oczekuję żadnych nagród, kwiatów czy specjalnych podziękowań. Wystarczy, że widzę i wiem, że ta pomoc jest dla nich ważna, potrzebna i przydatna. I to widać. To widać i słychać, bo nawet w punkcie dystrybucji "Pod Parasolem" ludzie bardzo często i głośno nam dziękują.

OSz: Kto i kiedy może uzyskać pomoc?

AD: Pomoc jest dostępna dla mieszkańców warszawskiej Woli w poniedziałki, środy i piątki od godziny 10. Czasami pomagamy osobom z innych dzielnic, jeśli są w bardzo pilnej potrzebie.

Kieruje ich do nas ośrodek pomocy społecznej, z którym współpracujemy. Rejestrują w nim rodziny będące w trudnej sytuacji, następnie przesyłają nam listy osób - i my na nie czekamy. Nie chodzi o to, że mamy długą kolejkę czy tłok, ale o to, że czasem nie dajemy rady. Poczułam to ostatnio, gdy w ciągu trzech godzin spakowałam jedzenie dla 74 osób - ponad 460 kilogramów jedzenia. To bardzo trudne.

Oprócz żywności można u nas otrzymać odzież. Na początku roku zapewniliśmy również pomoc psychologiczną. Początkowo myśleliśmy, że trudno będzie przekonać do niej ludzi, ale okazało się, że potrzebują takiego wsparcia. Ukraińskie kobiety były przygnębione, apatyczne i nie wiedziały, jak rozmawiać z dziećmi o tym, co się dzieje.

OSz: Jak sobie z tym wszystkim radzisz? Tęsknisz za poprzednią pracą?

AD:  Mam wrażenie, że jestem jak człowiek orkiestra. Z jednej strony jestem wiceprezeską fundacji, ale z drugiej kiedy trzeba, zakasuję rękawy i po prostu przygotowuję paczki. Z łatwością wykonuję każdą pracę. W razie potrzeby rozmawiam z wojewodą, ministrami, ambasadorem Ukrainy. Staram się uświadamiać wszystkim znaczenie tego, co robimy, i szukam sojuszników. Robię to wszystko, bo tak trzeba. Trzeba pomagać, trzeba być życzliwym i przyzwoitym. Musimy robić dla ludzi to, co chcemy, aby oni robili dla nas. Obecnie jest wiele potrzeb i nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich. Często musimy dokonywać wyborów i podejmować decyzje. Jeszcze trudniej jest prosić darczyńców, sponsorów, a nawet producentów żywności o przekazanie określonej kwoty pomocy. Wielu przedstawicieli firm poklepuje nas po plecach i mówi: "Robicie dobrą robotę, tak trzymać". Ale byśmy mogli kontynuować naszą działalność, potrzebujemy pieniędzy. Bo zatrudniamy ludzi, którym trzeba płacić za ich pracę. Musimy mieć inspekcje sanitarne, specjalne pojazdy do transportu żywności, wynajmujemy magazyn na żywność. Stoimy dziś przed wieloma wyzwaniami. Wierzę, że sobie z nimi poradzimy.

Wierzę, że Ukraińcy będą mogli wrócić do domu i Ukraina będzie wspaniałym krajem. Prawdopodobnie zajmie to trochę czasu, ale ważne jest, że jesteśmy razem
Agnieszka Deja i jej koleżanki wolontariuszki. Zdjęcie: archiwum prywatne

OSz: Co pomaga Ci zachować równowagę między pracą a życiem prywatnym?

AD: Oddzielenie życia zawodowego od prywatnego jest bardzo ważne. Zaczęłam dużo biegać. Praca, która polega na pomaganiu, jest bardzo wymagająca, poświęcam jej dużo energii i czasu. W Polsce wciąż panuje przekonanie, że działacze obywatelscy czy ludzie pracujący w organizacjach pozarządowych powinni robić wszystko za darmo lub za minimalną pensję. Ale nie jest.

Od ponad 10 lat ćwiczę również jogę. To czas, kiedy mogę oczyścić swoją energię, głowę i pozbyć się złości. Joga daje mi świadomość własnego ciała i więcej spokoju. Teraz ćwiczę głównie w domu, przy komputerze, dwa razy w tygodniu. Podróże i mój pies (podróżuje ze mną) dają mi pozytywne emocje.

OSz: Czynominacja do nagrody Portrety Siostrzeństwa była dla Ciebie zaskoczeniem?

AD: Telefon z informacją o nominacji był dla mnie dużym zaskoczeniem. Od razu zapytałam: "Kto to zrobił? Kto mnie lubi? Kto o mnie pamiętał? Czy to, co robię, jest naprawdę takie ważne?". Bo cały czas myślę, że to, co robię, to za mało. Przyłapuję się na myśli: Czy zrobiłam więcej niż inne kobiety? Każda z nas wykonała i wykonuje wspaniałą pracę. Każda z nas jest zwyciężczynią.

Pomimo tej mojej samokrytyki, czuję się bardzo zaszczycona nominacją. Ona daje mi dużo energii, moje skrzydła po prostu rosną. Chociaż ciągle myślę, że to nie wystarczy

OSz: Co chciałbyś powiedzieć Ukrainkom, które opuściły swoją ojczyznę i szukają swojego miejsca za granicą?

AD: Każda z Was musi zbudować swój własny mały świat tutaj, w innym kraju, nawet jeśli jest on tymczasowy. Tworzyć własne małe społeczności i grupy wsparcia, by móc na siebie liczyć. Ale też być otwartą na Polaków. Musicie być silne. Ukraina na pewno wygra!

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, gospodyni programów telewizyjnych i radiowych. Dyrektorka organizacji pozarządowej „Zdrowie piersi kobiet”. Pracowała jako redaktor w wielu czasopismach, gazetach i wydawnictwach. Od 2020 roku zajmuje się profilaktyką raka piersi w Ukrainie. Pisze książki i promuje literaturę ukraińską. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy i Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy. Autorka książek „Ścieżka w dłoniach”, „Iluzje dużego miasta”, „Upadanie”, „Kijów-30”, trzytomowej „Ukraina 30”. Motto życia: Tylko naprzód, ale z przystankami na szczęście.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukryty potencjał i zielone korytarze

Diana Balynska: Dlaczego większość Ukrainek za granicą pracuje poniżej swoich kwalifikacji? I co można z tym zrobić?

Antonina Kurec: To naprawdę paradoksalna sytuacja, kiedy kraje przyjmujące Ukraińców otrzymują wspaniałe zasoby edukacyjne i kadrowe, ale nie wykorzystują ich w pełni.

Statystyki są niepokojące: według socjologów około 68% ukraińskich migrantów w 2024 r. pracowało na stanowiskach poniżej swoich rzeczywistych kwalifikacji.

Tylko jedna trzecia dyplomowanych uchodźców znalazła pracę wymagającą wyższego wykształcenia. Dysponujemy potencjałem ludzkim, który może zmienić Ukrainę po wojnie.

Mowa tu o szeregu barier, znacznie głębszych niż tylko kwestia języka. Po pierwsze, mamy problem z regulacją zawodów i powolnym uznawaniem dyplomów, tzw. nostryfikacją. Dotyczy to zwłaszcza dziedzin wymagających licencji, takich jak medycyna.

Po drugie, niezwykle ważnym aspektem jest opieka nad dziećmi. Większość migrantów to kobiety z dziećmi. A pracodawcy, zwłaszcza w sektorach wymagających kwalifikacji, wymagają pełnego zatrudnienia.

Kwestia, gdzie umieścić dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym, staje się kluczowym czynnikiem ograniczającym dla wykwalifikowanych matek

Aby rozwiązać tę sytuację, potrzebne są wspólne programy między krajami. Oznacza to, że oprócz intensywnej nauki języka polskiego potrzebujemy szybkiej walidacji kwalifikacji, a także płatnych staży w sektorach deficytowych, takich jak opieka zdrowotna, logistyka czy energetyka. Bardzo potrzebne są również przedszkola zapewniane przez pracodawców lub państwowa pomoc w opiece nad dziećmi. Tylko w ten sposób będziecie w stanie wykorzystać ten „ukryty potencjał”, a co najważniejsze — ludzie powrócą do Ukrainy z nową, cenną europejską wiedzą specjalistyczną.

Kobiety z Ukrainy pracują za granicą najczęściej poniżej swoich kwalifikacji: Marek BAZAK/East News

Wspomniała Pani o nostryfikacji dyplomów. Biorąc pod uwagę, że jest to dość długi, wyczerpujący i kosztowny proces, czy istnieją jakieś sposoby, aby go uprościć?

Dobre pytanie. Współpracuję z uniwersytetami i wiem, że istnieją odrębne umowy o wzajemnym uznawaniu dyplomów akademickich między Polską a Ukrainą. Są jednak dziedziny, które wymagają dodatkowej weryfikacji.

Byłoby wspaniale, gdyby na szczeblu rządowym udało się uzgodnić jakiś fast track (przyspieszone procedury — red.) dla zawodów deficytowych, coś w rodzaju „zielonych korytarzy”. Albo stworzyć jeden e-rejestr, w którym można by od razu weryfikować te dyplomy.

W praktyce światowej stosuje się już tzw. skill bridges (mosty umiejętności), które są aktywnie wykorzystywane przez międzynarodowe firmy. Skupiają się one nie na ogólnych dokumentach, ale na tym, co dana osoba wie i potrafi. Podobne Skill Bridges działają już z powodzeniem w UE i Kanadzie.

Dobrą praktyką są centra oceny (assessment centers), gdzie sprawdza się praktyczne umiejętności, a nie tylko papier. Im częściej będziemy to robić, tym szybciej będziemy zapełniać miejsca pracy wykwalifikowanymi pracownikami.

Kobiety w „męskich” zawodach

Czy wzrost napięć społecznych i konkurencji na polskim rynku pracy może stać się zewnętrzną presją, która skłoni Ukraińców do powrotu do domu?

Nie uważam, że tylko ten czynnik będzie kluczowym katalizatorem masowego powrotu. Tak, nastroje społeczne ulegają wahaniom, ale większość Polaków nadal jest przychylna Ukraińcom.

Decyzja o powrocie jest podyktowana znacznie ważniejszymi powodami niż sytuacja na polskim rynku pracy. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo, zakończenie wojny. Po drugie, jest to dostępność lub brak mieszkania w Ukrainie. Nie możemy zapominać, że ogromna część ludzi po prostu nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone. Powrót dla was oznacza w rzeczywistości kolejny start od zera.

Abyście wrócili, Ukraina musi zaproponować wam zrozumiałą, uczciwą i motywującą strategię powrotu z namacalnymi ułatwieniami, programami uzyskania mieszkania i, co najważniejsze, gwarantowanymi miejscami pracy.

Pewność zatrudnienia i zapewnienia bytu rodzinie to kluczowy warunek powrotu.

Podejście to jest zgodne z praktyką EBRD i Banku Światowego w zakresie odbudowy powojennej.

Osobiście aktywnie angażuję się w dialog z międzynarodowymi partnerami na temat modeli powrotu wykwalifikowanych pracowników.

Jeśli chodzi o ukraiński rynek pracy: jacy specjaliści są obecnie najbardziej poszukiwani? Gdzie odczuwa się największy niedobór kadr, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby odbudowy?

W samym słowie „odbudowa” zawarte jest już budownictwo, gdzie obecnie istnieje największy popyt i największy niedobór kadr w Ukrainie. Wynika to nie tylko z migracji, ale także z faktu, że specjaliści w większości walczą na wojnie.

Bardzo poszukiwani są również specjaliści z zakresu energetyki i sieci. Wróg nieustannie bombarduje naszą infrastrukturę, dlatego ciągle potrzebujemy odbudowy. Równie pilnie potrzebni są logistycy, kierowcy. Są to branże, które, jak wiesz, krzyczą, że brakuje ludzi. Niedawno sama widziałam młodą dziewczynę-dźwigniarza i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku kobiet za kierownicą ciężarówek. Co ważne, wynagrodzenia w tych branżach również znacznie wzrosły. Pracodawcy są gotowi płacić, aby ludzie zajmowali te bardzo ważne stanowiska. Będzie to największa potrzeba w ciągu najbliższych 5 lat.

Kobiety sprzątają po kolejnym rosyjskim ataku na Kijów, 10.07.2025. fото: OLEKSII FILIPPOV/AFP/East News

W jaki sposób biznes i państwo powinny strategicznie zmienić swoje podejście, aby zapewnić kobietom realne możliwości rozwoju kariery?

Całkowicie słusznie podkreślasz, że Ukraina musi przemyśleć sposób, w jaki budujemy możliwości kariery dla kobiet. Potrzebujemy nie tylko równych wynagrodzeń, ale także głębokiego wsparcia systemowego. Takim systemowym wsparciem zajmuje się społeczność Women Leaders for Ukraine, a jako jej członkini osobiście uczestniczyłam w opracowaniu programu przygotowującego kobiety-liderki do pracy w energetyce. Kobiety uczyły się, zdobywały umiejętności techniczne i przywódcze, a prawie wszystkie uczestniczki projektu znalazły następnie zatrudnienie.

Jeśli chodzi o wsparcie społeczne, w Ukrainie istnieje już wiele bezpłatnych szkoleń i kursów dla kobiet, które zostały zmuszone do przejęcia biznesu porzuconego przez mężów, którzy wyruszyli na wojnę. Są to szkolenia z zakresu finansów, marketingu, logistyki. Dostępna jest również pomoc psychologiczna. Jednak niestety nie widzę jeszcze systemowych podejść społecznych (takich jak państwowe przedszkola lub pomoc w opiece nad dziećmi) na poziomie biznesu i państwa. To jest coś, co jeszcze trzeba wdrożyć.

A jak przebiega reintegracja i zatrudnienie weteranów? Czy są już jakieś systemowe programy?

To bardzo aktualny temat. Już w 2023 roku uruchomiono zakrojone na szeroką skalę programy (na przykład „Veteran Hub”), w ramach których pracodawcy otrzymywali bezpłatne szkolenia dotyczące adaptacji weteranów. Moje doświadczenie potwierdza, że takie programy są dość skuteczne w integracji weteranów z powrotem w środowisku pracy.

Popyt na weteranów jest duży, ponieważ wracają oni jako wspaniali liderzy. Posiadają cenne umiejętności nabyte w wojsku: determinację, krytyczne myślenie, umiejętność oceny ryzyka

Wielu weteranów po demobilizacji otwiera własne firmy. Zostali przedsiębiorcami, ponieważ głęboko odczuwają wartość życia i nie boją się ryzykować, chcą realizować swoje marzenia. To bardzo udany trend, a firmy są bardzo zainteresowane takimi pracownikami.

Jak sprowadzić ludzi z powrotem do Ukrainy?

Czy odczuwa się odpływ młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat, którzy wyjeżdżają za granicę na studia lub w poszukiwaniu perspektyw zawodowych? Jakie ryzyko to niesie?

Podczas wojny trudno jest operować dokładnymi danymi na temat tego, ilu młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat faktycznie wyjechało. Musimy opierać się na statystykach z granic, a one nie dają jasnego obrazu tego, którzy z nich opuścili kraj na zawsze.

Jednak tendencja jest widoczna, na przykład mamy wysoki odsetek ukraińskich studentów w Polsce. Około 43% wszystkich zagranicznych studentów w roku akademickim 2023-2024 w Polsce to Ukraińcy. To duży odsetek.

Ryzyko związane z odpływem młodzieży jest dla Ukrainy znaczne: tracimy całą grupę, która tworzy innowacje.

W szczególności są to inżynierowie IT, ludzie z wyższym wykształceniem. Oczywiście można powiedzieć: niech te dzieci wyjeżdżają i uczą się, zachowują swoje zdrowie psychiczne w krajach, gdzie panuje pokój, a z czasem wrócą już wykształcone, aby odbudować Ukrainę. Ale aby wróciły, potrzebna jest platforma powrotu.

Z pewnością wprowadziłabym stypendia celowe na zasadzie „uczyć się i wracać” lub stypendia z gwarancją zatrudnienia w projektach odbudowy. Niezbędne są również preferencyjne kredyty hipoteczne dla młodzieży, ponieważ wielu z nich pochodzi z okupowanych terytoriów lub straciło mieszkanie z powodu wojny.

Wśród ekspertów pojawia się opinia, że powróci około 1/3 osób, które wyjechały. Czy zgadzasz się z tą prognozą? Co powinno być najważniejszym czynnikiem motywującym do powrotu?

Nie bardzo wierzę, że powróci tylko jedna trzecia, ale niech ta teza pozostanie. Powinna ona skłonić nasze państwo do podjęcia zdecydowanych kroków, aby tak się nie stało.

Po pierwsze, Ukraina musi wysłać jasny i silny komunikat, że kraj się zmienił. Dotyczy to zarówno świadczenia wysokiej jakości usług administracyjnych, jak i przejrzystości. Po drugie, chodzi o rolę w wielkiej odbudowie. Dla wykwalifikowanych specjalistów może to być oferta wyższego stanowiska, rozwoju kariery i, co niezwykle ważne, element misji – przekazanie europejskiego doświadczenia swojemu krajowi.

I co najważniejsze:

Program państwowy musi być taki sam dla tych, którzy byli za granicą, jak i dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Nie można dzielić obywateli!

Powinna to być kombinacja ofert pracy, mieszkania i poczucia misji odbudowy.

Ukrainka podczas kursu kulinarnego, Оlsztyn, 2022. fото: Hubert Hardy/REPORTER

- Chcę przekazać jasny komunikat Ukraińcom za granicą: wasze doświadczenie w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem. To podstawa powojennego rozwoju Ukrainy.
Wracając do kraju przywieziecie ze sobą standardy Unii Europejskiej, jej wartości. Wiecie, jak wzmocnić biznes i państwo. Dlatego inwestujcie w tę wiedzę i doświadczenie, nie ulegajcie wpływom negatywnych narracji! Pracujcie, uczcie się, zdobywajcie wykształcenie. To wasza strategiczna inwestycja w waszą osobistą przyszłość, a także w konkurencyjność naszej Ukrainy w Europie.

20
хв

Antonina Kurec: Doświadczenie zdobyte w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem, ale podstawą powojennego rozkwitu Ukrainy

Diana Balynska

Tutaj można żyć z zasiłku

Krystyna Leskakowa była w Ukrainie nauczycielką języka angielskiego, a obecnie uczy obcokrajowców języka fińskiego. Do Finlandii przyjechała w 2022roku ze swoją małą córeczką. Wybór kraju nie był przypadkowy — w fińskim mieście Tampere mieszka matka Krystyny.

 — Mieliśmy gdzie się zatrzymać, a tym, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, w 2022 roku pomagał Czerwony Krzyż — opowiada. — Obecnie za to odpowiada już inna organizacja. Nowo przybyłym Ukraińcom, tak jak wcześniej, nadal się pomaga się: większość z nich osiedla się w dużych mieszkaniach przerobionych na akademiki. W trzypokojowym mieszkaniu może mieszkać kilka rodzin, z których każda ma swój pokój. Jeśli rodzina jest duża, może otrzymać osobne mieszkanie, ale tylko tymczasowo. Po upływie roku od przyjazdu osoba ma prawo do miejskiej rejestracji, a wraz z nią — nowe możliwości.

Jak wszędzie, w Finlandii ważne jest znajomość lokalnego języka. Krystyna nauczyła się fińskiego i obecnie nawet uczy go innych.

Do momentu uzyskania zameldowania jedyną dostępną pomocą finansową jest zasiłek dla uchodźców w wysokości około 300 euro miesięcznie. Po uzyskaniu zameldowania można ubiegać się o podstawową pomoc społeczną, która w przypadku osób bezrobotnych wynosi około 600 euro miesięcznie. Jednocześnie można otrzymać pomoc na opłacenie czynszu za mieszkanie. Przed uzyskaniem zameldowania opcja ta jest niedostępna, więc albo mieszkasz w akademiku, albo samodzielnie wynajmujesz mieszkanie.

Osoby, które przybyły do Finlandii, są rejestrowane na giełdzie pracy, gdzie dla każdego Ukraińca w wieku produkcyjnym opracowuje się plan integracji. Obejmuje on naukę języka fińskiego do poziomu A2-B1 (czasami nawet B2), potwierdzenie lub podwyższenie kwalifikacji, zatrudnienie.

Obecnie okres integracji skrócono z trzech do dwóch lat, a w ciągu dwóch lat bardzo trudno jest nauczyć się fińskiego od podstaw. Znam niewiele osób, które po trzech latach pobytu w Finlandii mają pewny poziom B1. Dlatego większość idzie do pracy fizycznej.

 Ogólnie rzecz biorąc, w Finlandii do każdej pracy potrzebne są kwalifikacje. W 2002 roku wiele firm przymykało na to oko, ponieważ chciało pomóc Ukraińcom. Jednak nawet do pracy w sprzątaniu potrzebne są kwalifikacje, czyli dwa i pół roku nauki. Wielu Ukraińców uczy się na młodszy personel medyczny, aby pracować na przykład w domu spokojnej starości. Mężczyźni często idą na budowę lub zostają ślusarzami i elektrykami. Dobrze płatna jest tu praca spawacza, ale wszystko znowu sprowadza się do języka — bez fińskiego nie ma mowy.

 

Krystyna zaczęła uczyć się fińskiego jeszcze w Ukrainie

 

- I chociaż było to ponad dziesięć lat temu, w stresie wiele rzeczy sobie przypomniałam— mówi. — W 2022 roku mój poziom był gdzieś pomiędzy A1 a A2. Od razu zapisałam się na płatne kursy, gdzie nauka była bardziej intensywna. Równolegle zajęłam się potwierdzeniem mojego dyplomu nauczyciela. Aby mieć prawo do nauczania, na przykład w liceum, musiałam dokończyć naukę — na szczęście bezpłatnie — w wyższej szkole zawodowej.

Mój zawód jest w Finlandii bardzo poszukiwany — większość ludzi uczy się tu angielskiego. Ale bez znajomości fińskiego można znaleźć pracę tylko w szkole międzynarodowej. Chociaż Finowie tak bardzo kochają swój język, że nawet specjaliście, który w pracy używa wyłącznie angielskiego, pracodawca raczej zaproponuje opłacenie kursów fińskiego. Kończyłam jeden kurs za drugim, a potem trafiłam na praktykę zawodową do college'u, gdzie uczy się fińskiego imigrantów. Po praktyce zaproponowano mi stanowisko instruktora, który pomaga studentom. Moja fiński był już wtedy na poziomie B2, a teraz sama go uczę. Chociaż początkowo planowałam uczyć angielskiego.

Helsinki 2025

Zdaniem Krystyny, nawet jeśli pracujesz, możesz otrzymać pomoc finansową na opłacenie czynszu — wszystko zależy od poziomu dochodów. Jeśli wynagrodzenie jest niewystarczające, państwo rekompensuje brakującą kwotę. Ukraińcy, którzy nie pracują, żyją z zasiłku socjalnego w wysokości 600 euro miesięcznie. Za te pieniądze można przeżyć w Finlandii.

 — Bo jeśli ktoś nie pracuje, rachunki za prąd i wodę również pokrywa pomoc społeczna. Głównym wydatkiem będzie jedzenie, a ubrania można po prostu kupować w second handach.

Dźwięk pary pozwala zapomnieć o wszystkich smutkach

 

W Finlandii stałymi klientami second handów mogą być ludzie zamożni, którzy traktują takie doświadczenie jako możliwość ekologicznego życia i nadania rzeczom drugiego życia. Finowie są dość oszczędni, mało kto żyje tu na szeroką skalę. My, Ukraińcy, lubimy dawać drogie prezenty, a tutaj można podarować na przykład skarpetki — bo najważniejsza jest nie cena prezentu, ale uwaga.

 Wydaje mi się, że Finowie są bardziej powściągliwi i spokojni niż Ukraińcy. Nie spieszą się, nie denerwują. Wykonują swoją pracę, ale bez stresu.

W większości przypadków dzień pracy zaczyna się o siódmej rano, ale już o7:20 wszyscy idą na przerwę kawową. Po godzinie — na kolejną, potem jeszcze jedną, a o 11:00 jest już pora na lunch. A jeśli dzień pracy kończy się o16:00, to o 15:58 przy biurkach nie ma już nikogo.

Ponieważ dla Finów praca to tylko praca, a życie to przede wszystkim bycie z rodziną, spacery na łonie natury, wycieczki nad jeziora, czerpanie radości z życia.

Krystyna z córką w Laponii, która jest marzeniem wielu dzieci na całym świecie

Kolejnym znanym elementem fińskiej filozofii jest sauna. Finowie chodzą do sauny w środy, piątki i weekendy — i prawie wszyscy miejscowi, których znam, nie naruszają tej tradycji. To sposób na relaks i odstresowanie się. W saunie,do której teraz czasami chodzę, znajduje się napis, który w tłumaczeniu z języka fińskiego oznacza, że dźwięk pary sprawia, że zapomina się o wszystkich smutkach. W saunie nie wypada dużo rozmawiać — chodzi o to, aby siedzieć i cieszyć się dźwiękiem, który powstaje, gdy woda spada na rozgrzane kamienie. Zrozumienie tego zen zajęło mi trzy lata. Już umiem cieszyć się sauną, ale nie potrafię jeszcze pracować całkowicie bez stresu.

Zasada unikania stresu stosowana jest tutaj również w nauce. Moja córka ma osiem lat i dla niej szkoła to przyjemność. Tutaj dzieci traktowane są jak osobowości, których nikt nie próbuje łamać ani wtłaczać w standardy. Nauczyciel nigdy nie skrytykuje ucznia podczas lekcji lub w obecności innych osób.

Nawiasem mówiąc, w szkołach uczy się tutaj dwóch języków obcych: oprócz angielskiego — również szwedzkiego, który w Finlandii jest drugim językiem państwowym. Patrząc na to, jak moja córka uczy się angielskiego, rozumiem, że program nauczania jest tutaj znacznie łatwiejszy niż w Ukrainie. Jednocześnie większość Finów dobrze zna angielski. Być może właśnie ta łatwość nauczania daje rezultaty, ponieważ dzieci nie postrzegają języka obcego jako czegoś obcego i skomplikowanego. Jeśli chodzi o nauczanie dorosłych, główna różnica w porównaniu z Ukrainą polega na tym, że nauczyciel przekazuje ci do dwudziestu procent materiału. Reszta to samodzielna nauka.

Zwolnienie lekarskie z powodu depresji

 - Moja piętnastoletnia córka również jest bardzo zadowolona z fińskiej szkoły — opowiada Inna Bogacz, która w 2022 roku przeprowadziła się do fińskiego miasta Espoo. — Miło mnie zaskoczyło, że dzieci mają tu wszystko: od zeszytów i długopisów po laptopy. I nic nie trzeba kupować. W szkołach jest najnowszy sprzęt, a takiej ilości instrumentów muzycznych, jak w klasie muzycznej mojej córki, nie widziałam jeszcze nigdzie. Jeśli potrzebne są dodatkowe zajęcia z nauczycielem, są one bezpłatne. Teraz moja córka rozpoczyna orientację zawodową, która polega na tym, że dzieci wyjeżdżają na dwutygodniową praktykę do wybranej przez siebie organizacji, aby wypróbować ten lub inny zawód.

W przeciwieństwie do córki, która już dobrze zna język fiński, mi nie przychodzi to łatwo. Ale pracuję w sklepie, gdzie codziennie rozmawiam z ludźmi. Zajmuję się również malowaniem ubrań (w Ukrainie miałam własną pracownię artystyczną). Zawsze powtarzam, że w Finlandii mam dwie prace: ilustrację – dla duszy (miałam tu nawet wystawę!), a sklep – aby zarabiać i nie być na utrzymaniu państwa. To ciężka praca fizyczna z ośmiogodzinnymi zmianami, ale pozwala zarobić. Dodatkowo ukończyłam tutaj college na kierunku „kosmetologia”, a także uczę ukraińskie dzieci rysunku w ukraińskim centrum w Helsinkach.

Inna na wystawie swoich prac w mieście Kaari, 2024 r.

W planach mam przejście na wizę pracowniczą, która prowadzi do stałego pobytu. W Finlandii jest to możliwe, jeśli ma się umowę o pracę na określoną liczbę godzin.

 W Finlandii ważne jest, aby mieszkać bliżej dużego miasta, ponieważ to właśnie tam są możliwości. Ukraińcy, których po przyjeździe osiedlono w prowincjach na północy, z czasem i tak przenosili się bliżej miast. W mieście jest praca, ale życie jest tu droższe. W Espoo miesięczny czynsz za trzypokojowe mieszkanie wynosi około 1400 euro (w Helsinkach jest drożej). Mniejsze mieszkanie będzie kosztować około 800 euro, ale wraz z opłatami komunalnymi — około tysiąca (przy czym minimalna płaca wynosi obecnie około 13 euro za godzinę). Należy również wziąć pod uwagę, że mieszkanie do wynajęcia będzie puste - może nawet nie będzie podłączone do prądu. Wszystko - od mebli po żarówki - kupujesz sam. Jedyne, co będzie to kuchnia.

Pralki nie są dostępne dla wszystkich: w wielopiętrowym budynku można na zmianę z sąsiadami prać i suszyć rzeczy w specjalnie wyposażonej pralni. Nie masz też prawa tapetować ani malować ścian na kolor inny niż biały, szary lub niebieski. W Finlandii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, preferuje się minimalistyczne wnętrza z białymi ścianami i meblami z IKEA. W fińskim domu nie zobaczysz złotych zasłon ani łóżka z baldachimem. Nawiasem mówiąc, domy są tu ciepłe, mają centralne ogrzewanie, co jest bardzo ważne w surowym klimacie.

 Nasze miasto Espoo leży na południowym wybrzeżu, ale nawet tutaj bywa bardzo zimno (kiedyś było minus trzydzieści stopni i powietrze dosłownie zamarzało w nosie), a śnieg może padać nawet w maju. Najtrudniejszy okres przypada tutaj na listopad: wszystko wokół jest szare, ciągle pada deszcz, a dzień jest bardzo krótki. Idzie się do pracy w ciemności, wraca się również w ciemności. To przygnębia, wywołuje depresję. Dlatego wiele osób przyjmuje nie tylko witaminę D, ale także leki przeciwdepresyjne.

 Mówi się, że Finlandia jest krajem szczęśliwych ludzi, ale jednocześnie odnotowuje się tu wysoki poziom samobójstw.

Stres lub depresja mogą być przyczyną nieobecności w pracy i wystawienia zwolnienia lekarskiego.

Nie powiedziałabym, że ludzie tutaj dużo piją. Alkohol jest bardzo drogi, a ludzie, którzy naprawdę go lubią, płyną promem do Tallina, skąd wracają z całymi wózkami butelek. Kiedyś płynęłam takim promem i byłam jedyną pasażerką bez wózka.

Pomimo specyficznego klimatu, Finlandia mi się podoba. W ogóle nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Bielizna termiczna, a także nieprzemakalne spodnie i kurtki — to tutaj rzeczy pierwszej potrzeby. W Finlandii nie ma gór, za to jest wiele pięknych jezior. Często spotykamy tu sarny, jelenie, lisy.

Fińskie lasy zamiast zniszczonych ukraińskich miast

 - Lasy i jeziora nadają Finlandii szczególny surowy urok — potwierdza Krystyna Leskakova. — Są też białe noce, do których również trzeba się przystosować. Upały zdarzają się tu rzadko, chociaż tego lata przez całe trzy tygodnie temperatura utrzymywała się na poziomie około 28 stopni. Dla Finów jest to upał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma tu klimatyzacji. Finom pomaga przetrwać niespodzianki klimatu zasada „nie stresować się”, spacery, a zimą —narty.

 Jest jeszcze Laponia, gdzie trafia się do prawdziwej zimowej bajki. Kiedyś pojechałyśmy tam z córką na jeden dzień. Przed Bożym Narodzeniem panuje tam niesamowita atmosfera, ale nawet bez noclegu jest to bardzo kosztowna przyjemność.

Zajączek przy domu

Według Krystyny y i Inny Finowie nadal aktywnie pomagają Ukraińcom, omawiając potencjalne zagrożenie dla ich kraju ze strony sąsiedniej Rosji.

— W historii Finlandii również była wojna z Rosją, więc Finowie nas rozumieją i wspierają — mówi Krystyna. — Fakt, że Rosja dąży do rozszerzenia agresji na kraje UE, jest tutaj również żywo dyskutowany. Sądząc po nastrojach, Finowie w razie potrzeby pójdą bronić swojej ziemi. Chociaż oczywiście nikt nie jest gotowy na wojnę pod względem moralnym. Dzięki zabezpieczeniu socjalnemu Finowie są znacznie bardziej zrelaksowani niż my przed wojną.

W Finlandii naprawdę czujesz się bezpiecznie: rozumiesz, że jeśli nagle stracisz pracę, państwo cię wesprze, a jeśli nagle zachorujesz, nie będziesz musiał szukać pieniędzy na drogie leczenie.

 I to jest jeden z powodów, dla których tak wielu Ukraińców myśli o pozostaniu w Finlandii nawet po zakończeniu działań wojennych. Drugim powodem jest pochodzenie Ukraińców, którzy przybyli do tego kraju.

 „Jest coś, co odróżnia Finlandię od Polski i innych krajów zachodnioeuropejskich: przybyło tu wielu Ukraińców z okupowanych terytoriów lub ze wschodu Ukrainy” – cytuje socjologa, członka zarządu Stowarzyszenia Ukraińców w Finlandii Arsenija Swynaienko fińskie media YLE. „Była to niemal jedyna droga, aby dostać się z okupowanych terytoriów przez Rosję do Europy Zachodniej, przede wszystkim do Finlandii, Estonii lub Łotwy. Ci ludzie nie mają dokąd wracać. Stracili wszystko, ich miasta i wioski zostały zniszczone”.

 Dlatego coraz więcej Ukraińców, którzy przebywali w kraju na podstawie tymczasowej ochrony, przechodzi obecnie na długoterminowe pozwolenie na pobyt typu A, które po czterech latach pobytu i pracy w Finlandii umożliwia ubieganie się o pozwolenie na pobyt stały. I chociaż prawo przewiduje, że osoba przebywająca w kraju może posiadać tylko jedną kartę pobytu, dla Ukraińców zrobiono wyjątek — mogą oni posiadać zarówno tymczasową ochronę, jak i pozwolenie na pobyt długoterminowy.

20
хв

Dwóch z trzech ukraińskich uchodźców w Finlandii nie planuje powrotu. Dlaczego?

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Jak dobrze wiedzieć, że są jeszcze wspaniali Polacy

Ексклюзив
20
хв

Dla innych potrafię przenosić góry

Ексклюзив
20
хв

Ukraińcy piszą, że daję im nadzieję, że nie wszyscy ludzie są źli. Marta Rothe spędziła wiele lat na emigracji a dziś aktywnie wspiera ukraińskie uchodźczynie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress