Exclusive
20
min

Dlaczego pierwsza Ukrainka w Kongresie USA nie popiera już Ukrainy

Victoria Spartz jest urodzoną w Ukrainie amerykańską kongresmenką z Indiany. Jak to się stało, że podczas rosyjskiej inwazji z przyjaciela Ukrainy zmieniła się osobę, w której wielu widzi wroga tego kraju? I wreszcie – czy należy podejrzewać ją o pracę dla Kremla?

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Kongresmenka Victoria Spartz. Fot: X / Rep. Victoria Spartz

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Spartz, niegdyś mieszkanka wsi Nosiwka w obwodzie czernihowskim, stała się obiektem po tym jak zrobiłą sobie przyjazne zdjęcia ze słynną trumpistką Marjorie Taylor-Green. I po kilku poprawkach, które proponowały usunięcie części pomocy dla Ukrainy z ustawy o wartości prawie 61 miliardów dolarów przyjętej przez przewodniczącego Izby Reprezentantów Mike'a Johnsona.

W sieci X Spartz napisała, że nie jest gotowa głosować za jakimikolwiek funduszami dla Kijowa z wyjątkiem finansowania dostaw broni. Stwierdziła: „nie poprę wysyłania pieniędzy ukraińskiemu rządowi – tylko śmiercionośną pomoc”.

Ostatecznie pomoc dla Ukrainy została przegłosowana, chociaż 112 Republikanów głosowało przeciw niej. Tyle że wszyscy najlepiej z tego wszystkiego zapamiętali postawę etnicznej Ukrainki.

W 2020 roku Spartz, która przed ślubem nosiła ukraińskie nazwisko Kulgejko, wygrała wybory do Izby Reprezentantów z jednego z okręgów Indiany. W tym czasie ukraińskie media masowo opisywały historię Ukrainki, która osiągnęła bezprecedensowy sukces w obcym kraju i stała się jasną gwiazdą Partii Republikańskiej.

Po rozpoczęciu przez Rosję ataku na Ukrainę na pełną skalę Victoria Spartz była jednym z pierwszych amerykańskich polityków, którzy wezwali amerykańskich urzędników na wszystkich szczeblach do zwiększenia wsparcia dla Ukrainy w obliczu rosyjskiej agresji.

W przemówieniu wygłoszonym w Kongresie 2 marca 2022 r. polityczka po raz pierwszy nazwała wojnę Rosji przeciwko Ukrainie „ludobójstwem”:

- Myślę, że musimy zrozumieć sytuację w Ukrainie. To nie jest wojna. To ludobójstwo narodu ukraińskiego przez szaloną osobę, która nie może zrozumieć, że naród ukraiński nie chce być ze Związkiem Radzieckim.

To jest rzeźnia. To mordowanie narodu ukraińskiego. A wolny świat stoi i patrzy. Ilu ludzi zabije Putin? Cóż, powiem wam: Zabije wszystkich i tylu, ilu będzie mógł, jeśli czegoś z tym nie zrobimy

W czasie wygłaszania tego przemówienia lwia część obwodu czernihowskiego znajdowała się pod okupacją, co dodało słowom amerykańskiej kongresmenki dodatkowej wagi.

Co więcej, Spartz była jedną z pierwszych osób, które wezwały prezydenta Bidena do dostarczenia Ukrainie pocisków ATACMS. Była jednym z symboli walki o pomoc dla Ukraińców wśród Republikanów i towarzyszyła prezydentowi USA podczas podpisywania lend-lease. Odbyła również sześć wizyt na linię frontu ze swoimi kolegami z Kongresu.

Victoria Spartz podczas podpisywania umowy lend-lease przez Joe Bidena. Zdjęcie: H/Rep. Victoria Spartz

Już wtedy Kancelaria Prezydenta Ukrainy nie była zadowolona z faktu, że burmistrzowie Dniepru i Odessy, Borys Filatow i Hennadij Truchanow, osobiście spotykali się z amerykańską polityczką i bezpośrednio z nią negocjowali pomoc. Wtedy po raz pierwszy obaj burmistrzowie otrzymali ostrzeżenie od najwyższego kierownictwa politycznego, że lepiej nie stroić się w laury zwycięzców wojny, ponieważ bohater powinien być tylko jeden.

Burmistrz Dniepru Borys Fiłatow i Wiktoria Spartz. 15 maja 2022. Zdjęcie: telegram / Borys Fiłatow

Jednak w lipcu 2022 r., kiedy Zachód zaczął zdawać sobie sprawę, że wojna rosyjsko-ukraińska jest ciężka i potrwa długo, zaczęto mówić o pierwszych poważnych pakietach zbrojeniowych.

A potem stało się jasne, że Spartz ma osobisty konflikt z Andrijem Jermakiem

Wszystko zaczęło się od listu przedstawicielki Izby Reprezentantów z 9 lipca 2022 r., w którym domagała się od prezydenta USA wyjaśnienia procedur nadzoru związanych z szefem Kancelarii Prezydenta Ukrainy.

List zawiera krótkie odniesienie do rzekomego istnienia „różnych informacji wywiadowczych dotyczących działań pana Jermaka w Ukrainie i jego rzekomych powiązań z Rosją”:

„Pan Jermak jest źródłem wielkiego niepokoju dla wielu osób w Stanach Zjednoczonych i za granicą, i uważa się, że jest wysoko ceniony przez Pańskiego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Jake'a Sullivana”.

W odpowiedzi na to oświadczenie Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oskarżyło Victorię Spartz o próbę „grania zgodnie z rosyjskimi narracjami”. Ona nie milczała: wezwała Yermaka do rezygnacji:

„Gdyby był mężem stanu, jako osoba o już wątpliwej reputacji, podałby się do dymisji tej zimy, zapewniając ukraińskie przywództwo, że nie będzie ataku ze strony Rosji, co zmniejszyło gotowość Ukrainy. Jednak nigdy nie jest za późno, aby postąpić właściwie”.

Główny głos Bankowej [na ul. Bankowej w Kijowie znajduje się siedziba administracji prezydenta Ukrainy – red.] w tamtym czasie, Ołeksij Arestowycz, nie zgadzał się z takimi stwierdzeniami. W wywiadzie dla rosyjskiej liberalnej propagandystki Julii Łatyniny powiedział, że Spartz została oszukana przez mera Dniepru Borysa Fiłatowa i Andrija Bileckiego, legendarnego dowódcę 3 Brygady Szturmowej. Miała z nimi ponoć przyjazne i bliskie kontakty robocze.

Ten osobisty konflikt między politykami zaczął wpływać na stanowisko Spartz w sprawie Ukrainy. Później kongresmenka stała się jednym z największych krytyków ukraińskiego rządu i udzielania pomocy Kijowowi bez należytej odpowiedzialności

Skrytykowała jednak z drugiej strony Bidena za powolne dostarczanie pomocy i oskarżyła go o nadmierne upolitycznienie, mówiąc, że powinien był przejść procedurę lend-lease od samego początku, zamiast bawić się w kontrolowaną eskalację.

Przy okazji warto wyjaśnić, dlaczego część retoryki obecnego Spartza pokrywa się ze stanowiskiem Donalda Trumpa.

Dlaczego Spartz nie poparła pomocy dla Ukrainy? Fot: X/Rep. Victoria Spartz

W wywiadzie z maja 2022 r. publicznie oświadczyła, że nie popiera stanowiska swojego lidera w sprawie Ukrainy. Warto jednak w tym miejscu przypomnieć, że ta etniczna Ukrainka nie jest posłanką ukraińską: jest amerykańską polityczką, która odpowiada przed swoimi konserwatywnymi wyborcami z piątego okręgu stanu Indiana. Jej okręg jest zamieszkany przez hodowców kukurydzy i świń i uważa się go za najbogatszy w stanie pod względem średniego dochodu na mieszkańca.

Przez ostatnie 30 lat Republikanie wygrywali tu wybory do Izby Reprezentantów, a Donald Trump triumfalnie wygrał tutaj wybory prezydenckie w 2016 i 2020 roku

I tu zaczyna się zabawa. W lutym 2023 r. Victoria Spartz nagle ogłosiła, że nie będzie kandydować do Kongresu w wyborach w listopadzie 2024 roku. Wyjaśniła, że chce poświęcić więcej uwagi swojej rodzinie, córkom i prywatnemu biznesowi. Później jednak zmieniła zdanie i powiedziała, że kandyduje, ponieważ „praca nie jest jeszcze skończona”.

Dla ośmiu innych republikańskich kandydatów w piątym okręgu w Indianie, którzy zaczęli już inwestować w swoje kampanie, to był szok. Przygotowywali się również do prawyborów partyjnych bez Spartz. Po jej ponownym wejściu do gry musieli jednak zmienić swoje kampanie, ponieważ urzędujący kongresman jest bardzo poważnym przeciwnikiem – z koneksjami i rozpoznawalnością w mediach.

Głównym rywalem Victorii Spartz jest Chuck Goodrich, lokalny biznesmen i prezes kompanii Gaylor Electric. Rozpoczął niszczycielską kampanię przeciwko swojej rywalce pod hasłem: „Dla Spartz Ukraina jest ważniejsza niż Stany Zjednoczone”. Odpowiedziała kampanią informacyjną oskarżającą Goodricha o powiązania z Chinami. Republikańscy stratedzy nie poparli jeszcze ani Goodricha, ani Spartz..

W końcu w okręgu, w którym ludność bardzo popiera Donalda Trumpa, czynnik bliskości z nim i jego hasłami będzie istotny

Zdjęcia z Marjorie Taylor-Green, radykalną trumpistką, oraz poprawki przeciwko części pomocy dla Ukrainy w Kongresie są dokładnie tym elementem gry wyborczej, który Spartz chce wykorzystać do wygrania przez siebie wyborów.

Czy powinniśmy więc nazwać ją wrogiem Ukrainy i zerwać z nią wszelkie więzi? Oczywiste jest, że od całej tej sprawy należy oddzielić osobisty konflikt kongresmenki z ulicą Bankową. Musimy również zrozumieć, że politycy mogą się zmieniać i tu, i tam – lecz więzi horyzontalne muszą pozostać.

Przypadek Spartz może posłużyć jako wskazówka, jak pracować z ukraińską diasporą w przyszłości, która ostatecznie może stać się albo potężnym narzędziem wpływu, albo przeszkodą dla naszych interesów. Za jakieś 5-10 lat w parlamentach i rządach krajów zachodnich mogą pojawić się nowe twarze z ukraińskimi nazwiskami.

Jednak nie będzie to już Ukrainiec, który ma obowiązek bronić ukraińskich interesów. Będzie to polski, czeski lub niemiecki polityk ukraińskiego pochodzenia, który będzie traktował priorytetowo swój własny okręg wyborczy i swoich wyborców
Spartz startuje w wyborach w 5. okręgu wyborczym w Indianie, najbogatszym w stanie pod względem mediany dochodów. Zdjęcie: H/Rep. Victoria Spartz

Dlatego obecną Victorię Spartz należy postrzegać jako drapieżnika na polowaniu. Polityk w okresie wyborczym jest ubogi w konstruktywne pomysły, a bogaty w populizm i emocje, które pomogą zebrać głosy. Szkoda, że temat ukraiński stał się celem kampanii wyborczej w okręgu Spartz – ale takie są realia polityki i nie ma od nich ucieczki.

Były ambasador Ukrainy w Stanach Zjednoczonych Walerij Czałyj uważa, że Spartz ma dobre perspektywy na reelekcję do Kongresu i powinniśmy dążyć do dyplomatycznego dialogu z nią. W końcu w obecnej wojnie zdecydowanie nie potrzebujemy nowych wrogów, zwłaszcza wśród etnicznych Ukraińców.

Warto też pamiętać, że prezydenci i ich sekretarze się zmieniają, a my zawsze będziemy potrzebować dodatkowej amerykańskiej pomocy w postaci pieniędzy i broni

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nasza czytelniczka zareagowała instynktownie. Zamiast się przestraszyć, postanowiła sprawdzić, kto jeszcze dostał taki materiał. Wynik jej mini-śledztwa jest przerażający. „Okazało się, że nikt. Rzucili tylko nam. Osiedle jest zamknięte i strzeżone, są cztery bloki. Zebrałam informacje od sąsiadów, także Ukraińców. Nikogo innego to nie dotknęło” – opowiada. To nie był przypadek, a celowa, precyzyjna operacja wymierzona w konkretną osobę.

Ta sama kobieta kilka miesięcy wcześniej została zaatakowana w drogerii. „Polka, twierdząc, że jestem Ukrainką, zaczęła mnie bić i pluć mi w twarz. Ludzie uciekli, ochrona nie reagowała. Tylko przypadkowa kobieta, prokuratorka, zatrzymała sprawę, która trafiła do sądu. Policja często zamiata takie rzeczy pod dywan” – pisze.

Te dwa incydenty nie są oddzielnymi zdarzeniami. To kolejne akty tej samej sztuki, w której historia staje się narzędziem wojny, a codzienność – polem bitwy. Nikt rozsądny w Polsce nie neguje tragedii Wołynia. Dziesiątki tysięcy ofiar, wspomnienia, które do dziś bolą, to fundament polskiej pamięci. Problem zaczyna się, gdy ten ból jest instrumentalizowany, a historia sprzed 80 lat zamienia się w pałkę, którą dziś uderza się w sąsiadów.

Ulotki, wrzucane do skrzynek i pojawiające się na słupach, jak te niedawno zauważone również w Mińsku Mazowieckim, nie służą edukacji historycznej. Służą wyłącznie sianiu strachu i podejrzliwości. Ich język – „ukraińscy bandyci”, „ludobójstwo” – to kalki propagandy z lat 40., odkurzone i używane w środku wojny, by budować nową barierę.

To nie jest przypadek. Takie materiały pojawiają się w chwili, gdy w Polsce toczy się gorąca debata o przyszłości sojuszu z Ukrainą, o roli uchodźców i o polityce społecznej. Im mocniejsze emocje, tym łatwiej nimi manipulować. To sprawnie wyreżyserowany spektakl, którego celem jest podział, a nie prawda.

Fundacja „Wołyń Pamiętamy”, na czele z prezeską Katarzyną Sokołowską, w swoich celach statutowych deklaruje „przywrócenie pamięci o ludobójstwie”, ale w rzeczywistości jej działalność polega na szerzeniu nienawiści. Działania fundacji, takie jak akcje plakatowe i wlepkowe, regularnie podsycają antyukraińskie nastroje. Analitycy z portali zajmujących się dezinformacją wielokrotnie wskazywali, że retoryka fundacji jest zbieżna z kluczowymi elementami rosyjskiej propagandy, której celem jest podsycanie polsko-ukraińskiego konfliktu historycznego i destabilizacja Polski.
To, co wygląda jak spontaniczne akcje, może być elementem zaplanowanej operacji, mającej za zadanie wykorzystać polskie resentymenty.

Dzisiejsza Polska żyje w rozdarciu. Z jednej strony mamy wielkie, oficjalne deklaracje o sojuszu z Kijowem, o wsparciu dla narodu walczącego o niepodległość. Z drugiej – rosnącą niechęć do uchodźców, podsycaną przez cynicznych polityków.

W kampaniach wyborczych hasło „Ukraińcy zabiorą wam pracę i mieszkania” działa szybciej i skuteczniej niż jakikolwiek program. Prezydent Nawrocki wetuje ustawę o świadczeniach dla Ukraińców, argumentując to „sprawiedliwością”.
Konfederacja buduje kapitał polityczny na resentymentach i strachu. Prawicowe media codziennie podsycają obraz Ukraińca jako konkurenta, a nie sojusznika.
W tej atmosferze wystarczy jeden czarno-biały plakat, by uruchomić lawinę gniewu.

Rosyjska propaganda od lat żeruje na ranach historycznych. Wyciąga bolesne momenty i wbija je w dzisiejsze konflikty. To, co Polacy i Ukraińcy powinni przepracować w duchu dialogu, zamienia się w narzędzie wzajemnego oskarżenia.

Ulotka w skrzynce to klasyczny przykład wojny kognitywnej – taniej, trudnej do zidentyfikowania, ale niszczycielskiej. Jej koszt to grosze. Jej skutek – nieufność, podejrzliwość, poczucie zagrożenia, a przede wszystkim przekonanie, że Ukraińcy są w Polsce nie jako goście i sojusznicy, lecz jako potencjalni wrogowie.

Nie ma wątpliwości: problem pamięci Wołynia trzeba omawiać. Ale nie ulotkami, nie w ciemnych kampaniach podszywających się pod troskę o historię. Tylko w otwartej rozmowie, uczciwym języku, poprzez edukację i spotkanie świadectw. Bo jeśli zgodzimy się, by historią handlowali propagandyści, staniemy się zakładnikami cudzych wojen.

A dziś Polska potrzebuje nie kolejnych barykad, lecz mostów – zwłaszcza z Ukrainą, która walczy nie tylko o swoje, ale i o nasze bezpieczeństwo. Historia naszej czytelniczki z Poznania – ulotka w skrzynce, atak w drogerii, obojętność ludzi – pokazuje, że obok wielkiej polityki liczy się jeszcze coś innego: codzienna reakcja. Kto stanie w obronie bitej kobiety? Kto zadzwoni na policję? Kto wyrwie z rąk propagandystów ulotkę, zanim zamieni się w kolejną falę hejtu?

Obojętność jest najgroźniejsza.

Bo daje sygnał, że można więcej, mocniej, brutalniej. Dziś, w Polsce, wybór nie jest abstrakcyjny. On dzieje się tu i teraz, w sklepach, na ulicach, w naszych społecznościach. Od naszej reakcji zależy, czy historia stanie się mostem do przyszłości, czy kolejną barykadą.

20
хв

Profanacja pamięci: jak nienawiść wykorzystuje tragedię dziecka

Jerzy Wójcik

Mnóstwo dziwnych pytań

Jestem mamą dziecka z ciężkim autyzmem i potwierdzoną niepełnosprawnością, w moim otoczeniu jest wiele mam wyjątkowych dzieci. Bardzo chciałabym pracować na pełny etat, chodzić na imprezy firmowe i wyjeżdżać w podróże służbowe – ale jedyne, na co mogę sobie pozwolić, to kilka godzin pracy online dziennie. Przedszkola terapeutyczne zazwyczaj działają do godziny 13:00, do tego dochodzą zwolnienia lekarskie i różne losowe przypadki, które zdarzają się mamom dzieci z autyzmem niemal codziennie. Ilu pracodawców podpisałoby umowę z taką osobą?

W wieku 6,5 roku mój Marko nie mówi, nie reaguje na swoje imię, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z ludźmi, nie rozumie niebezpieczeństwa i może po prostu wejść pod samochód albo spróbować wyjść przez okno.

Ciągle próbuje uciekać, więc na ulicy trzeba go cały czas trzymać za rękę. W domu zamykam drzwi na wszystkie zamki i chowam klucz

Syn potrzebuje stałej opieki i pomocy dosłownie we wszystkim. A kiedy choruje, wpada w stan szoku, nie potrafiąc wyjaśnić, co mu dolega. Wtedy mogę tylko zgadywać, co się z nim dzieje.

Oficjalnie diagnozę „autyzmu” postawiono Markowi, gdy miał 3 lata. Od tego czasu codziennie przechodzimy terapie, które, choć dają pewne rezultaty, nie sprawiły, że moje dziecko stało się choć trochę samodzielne. Autyzmu nie da się wyleczyć, można jedynie złagodzić stan chorego i poprawić jego funkcjonowanie. W Polsce mój syn chodzi do przedszkola terapeutycznego, logopedy i ćwiczy w domu. Ma orzeczenie o niepełnosprawności, które należy potwierdzać co 2-3 lata.

Ostatnia komisja, która odbyła się już we wrześniu, różniła się od poprzednich i bardzo mnie zaskoczyła. Przyszłam na nią z opinią polskiego psychiatry, w której napisano, że syn jest niewerbalny, wymaga stałej opieki i ogólnie jego stan jest poważny. Jednak psychiatrka obecna na komisji zaczęła pytać mnie nie o syna, ale o to, czy pracuję, gdzie jest mój mąż i czy walczy za Ukrainę. Kiedy usłyszała, że nie walczy, wydała opinię, że mój syn nie mówi, ponieważ w przedszkolu mówi się z nim po polsku, a w domu po ukraińsku. Podczas naszej rozmowy syn ani razu nie zareagował na swoje imię, nie spojrzał w stronę psychologa, nie odpowiedział na pytanie o imię i wiek, nie nawiązując kontaktu ani ze mną, ani z komisją. Gołym okiem było widać, że to poważny problem, a nie kwestia tymczasowej reakcji dziecka na przebywanie w różnych środowiskach językowych.

Jak wyjaśnić taką zmianę w podejściu komisji lekarskiej – i mnóstwo dziwnych pytań, które zadawała?

Czy tym, że dziecku z poważną diagnozą trzeba byłoby przyznać zasiłek, a dziecku bez diagnozy wystarczy zalecić uczęszczanie do przedszkola, szkoły i obsługiwanie siebie samodzielnie, by mama mogła iść do pracy na cały dzień?

Tyle że my już przez to przechodziliśmy: żadne przedszkole nie przyjmie mojego syna na cały dzień, a szkoły oferują naukę online lub, jeśli masz szczęście, asystenta na pół dnia. Dlatego byłam gotowa złożyć odwołanie od decyzji komisji lekarskiej.

Na odwołanie się od decyzji komisji lekarskiej masz 14 dni. Składasz je tam, gdzie złożyłaś wniosek o rentę inwalidzką. Prawdopodobnie ponowna wizyta przed komisją odbędzie się już w zespole wojewódzkim. Jeśli i tam decyzja nie będzie dla ciebie korzystna, są jeszcze dwie opcje:

  • dodaj nowe dokumenty medyczne i złóż wniosek do nowej komisji w związku z pogorszeniem się stanu zdrowia dziecka lub zmianami w jego zachowaniu (w przypadku autyzmu może to być opinia dotycząca inteligencji z certyfikowanej poradni i nowa opinia psychiatry). To dość szybka ścieżka, ale świadczenia będziesz mogła otrzymać dopiero po wydaniu pozytywnej decyzji;
  • idź do sądu. Rozstrzyganie sprawy może potrwać 1-2 lata, ale jeśli wygrasz, otrzymasz wszystkie świadczenia od momentu wydania negatywnej decyzji.

Dokąd wyjechać, skoro wszędzie jesteś obca?

Moje koleżanki w Polsce, które są w podobnej sytuacji, przeraża możliwość zniesienia świadczeń socjalnych i dostępu do opieki medycznej.

Kateryna samotnie wychowuje syna z porażeniem mózgowym. Cały dochód jej rodziny składa się z minimalnych alimentów, świadczeń z tytułu niepełnosprawności i 800 plus. Czasami Katia zdoła posprzątać czyjeś biuro i zarobić parę groszy, ale nie zdarza się to często, poza tym na takie prace nie podpisuje się umowy. A jej syn jest regularnym bywalcem szpitali, ponieważ nawet zwykłe zapalenie dróg oddechowych może skończyć się dla niego hospitalizacją.

„Każdy nasz dzień to rehabilitacja i walka o to, by syn zaczął choć trochę chodzić. Myję go, karmię, wożę na masaże, zajęcia – to zajmuje praktycznie cały dzień. Wszystkie moje próby znalezienia pracy, która pozwoliłaby mi opłacić opiekunkę dla niego, a przy tym jeszcze się wyżywić i opłacić czynsz, zakończyły się niepowodzeniem. Potrzebujemy kwoty większej niż średnia pensja w Polsce. Tyle że w oczach polskiego prezydenta jestem pewnie pasożytem, który dostaje pieniądze za nic” – mówi Katia.

Moja przyjaciółka jest bardzo wdzięczna Polsce. Tym, co ją irytuje, są te ciągłe huśtawki emocjonalne, które nie pozwalają planować nawet najbliższej przyszłości.

Takich historii jest bardzo wiele. Prowadzę konto na Instagramie – piszę o autyzmie i życiu w Polsce. Zaraz po wecie prezydenta Nawrockiego dziesiątki mam dzieci ze spektrum autyzmu zaczęły pytać: „Co teraz z nami będzie?”.

Większość tych mam chętnie poszłaby do pracy, gdyby w Polsce istniała możliwość oddania dzieci z podobnymi diagnozami do przedszkola na cały dzień. Poza tym jeśli dziecko nieustannie krzyczy, ma atak histerii, to i tak przedszkole dzwoni do mamy z prośbą o zabranie dziecka do domu. Jeśli chodzi o zasiłki 800 plus, to my, matki w wyjątkowej sytuacji, wydajemy te pieniądze na opłacenie specjalnych przedszkoli, lekarzy specjalistów i rehabilitację.

Obecną sytuację w Polsce obserwuję bez paniki, ale ze smutkiem w sercu. Bo rozumiem, że być może już wkrótce będę musiała powiedzieć:

„Polsko, to były bezcenne trzy lata. Zawsze będę za nie wdzięczna, ale teraz nie da się już tu przeżyć”

Być może właśnie dlatego nas popychają, byśmy wyjechali. Tylko dokąd jechać, skoro wszędzie jesteś obca?

20
хв

W oczach prezydenta jestem pasożytem

Julia Ladnova

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Keir Giles: – Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce

Ексклюзив
20
хв

Szczyt NATO w Hadze: Sojusz chce płacić, ale czy jest gotów walczyć?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress