Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
Piszę w związku ze zwołanymi na sobotę 19 lipca prawicowymi ruchawkami (bo w tym kontekście słowo "demonstracje" brzmi zbyt łagodnie). Podobnie jak innych oburza mnie fakt, że w kraju zaliczanym do tych, które najmocniej ucierpiały zarówno od niemieckiego faszyzmu, jak i rosyjskiej wieloletniej niewoli od czasu rozbiorów aż po przełom 1989 r., dochodzą do głosu faszyzujące grupy skrajnej prawicy oraz antyzachodnia i antypostępowa rosyjska propaganda. Po prostu nie rozumiem, jak można uważać się za Polaka i powielać przekaz jednej i drugiej narracji; moim zdaniem to oznaka bezprzykładnej miałkości umysłu.
Ale miało być o migrantach. Nie zagłębiam się w kwestie dotyczące nielegalnych migracji z krajów Południa, bo z tym się nie zetknąłem. Chcę napisać kilka zdań o ludziach z Ukrainy, którzy w naszym kraju schronili się przed wojną. W przeszłości Polacy postępowali podobnie, powinniśmy zatem wykazać się zrozumieniem i empatią. Początkowo tak było i z radością obserwowałem przykłady życzliwości wobec uchodźców oraz bezinteresownej dla nich pomocy. Ze wzruszeniem czytałem w mediach lub słuchałem w bezpośrednim kontakcie miłych słów wdzięczności, których (wbrew ohydnym kłamstwom powtarzanym dzisiaj przez prawicową propagandę Konfederacji i PIS-u). Ukraińcy nam nie skąpili. Miałem nadzieję, że w obliczu zagrożenia ze strony wspólnego wroga uznamy, że dawne dzielące nas kwestie historyczne pozostawimy w spokojniejszych czasach historykom. Jednak sytuacja zaczęła się zmieniać.
Udzielenie pomocy i schronienia ludziom zmuszonym do porzucenia własnych domów jest czynem bezdyskusyjnie dobrym i etycznym. Nadanie Ukraińcom przez rządzący wówczas rząd PiS-u niektórych praw przysługujących polskim obywatelom (za przykładem, dodajmy, innych krajów Europy), żeby umożliwić im normalne funkcjonowanie, było godne pochwały. Z tym większym zdumieniem zacząłem się wsłuchiwać w coraz częstsze głosy, o konieczności odebrania Ukraińcom wsparcia socjalnego, szerzone najczęściej przez zwolenników ówczesnej pisowskiej władzy.
Do społecznej świadomości jakoś nie mogą się przebić dane pochodzące z naszych państwowych instytucji (np. ZUS-u i NBP) o tym, że Ukraińcy są w większości czynni zawodowo (w 70 proc., a to odsetek większy niż u Polaków) i płacą wszelkie państwowe daniny, przez co zwracają do budżetu każdą wypłaconą im złotówkę oraz wpłacają cztery następne złotówki.
Zasilają budżet sumą równą tej, którą kosztuje nas dopłacanie do nierentownego już górnictwa węgla. Swoją pracą podtrzymują cierpiącą na brak pracowników polską gospodarkę. Kto komu ma być wdzięczny? Może umówmy się, że mamy do czynienia z symbiozą.
Uczestnicząc już prawie 3 lata w pracach ukraińsko-polskiej grupy wolontariuszy, założonej przez Ukrainkę i złożonej w przeważającej większości z Ukraińców, poznałem osobiście kilkadziesiąt osób z Ukrainy. Spotykamy się praktycznie codziennie, przy pracy nad wyrobem siatek maskujących dla ukraińskiego wojska dużo rozmawiamy i poznajemy się nawzajem. Kompletnie nie rozumiem, jak ich obecność może komukolwiek przeszkadzać. Nie rozumiem również rasizmu, ale w przypadku Ukraińców moje niezrozumienie dla przejawianej zwłaszcza przez prawicę wrogości, nieudolnie maskowanej patriotyzmem, sięga najdalszych granic. Dzieli nas tak niewiele, że nawet nasze języki brzmią podobnie, i jeśli tylko obie strony wykazują choćby minimum dobrej woli, bez wielkiego trudu możemy się porozumieć. Razem z żoną zaprzyjaźniliśmy się szczególnie blisko z rodziną założycielki naszej grupy, odwiedzamy się, kiedy tylko możemy, kibicujemy postępom w nauce jej 12-letniej córki, która chodzi do polskiej szkoły, a jednocześnie uczy się online w ukraińskiej. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość, ale wiemy, że w przypadku naszych rodzin nie ma mowy o rozstaniu. Mówimy o sobie nawzajem "nasza ukraińska rodzina" i "nasza polska rodzina", bynajmniej nie z uprzejmości — takie są faktycznie nasze uczucia.
Nasze narody jeszcze nie straciły szansy na wzajemne zbliżenie i zaprzyjaźnienie się, bo "przyjaciół poznaje się w biedzie".
Ale polska prawica ostatnio robi wiele, żeby nas ze sobą skłócić. Działa w ten sposób w interesie Rosji; chciałbym wierzyć, że czyni tak z oportunistycznej głupoty (choć nie wierzę). Jeśli zupełnie zrazimy Ukraińców do Polski, stracimy historyczną szansę, nie mówiąc już o tym, że znowu — jak przed wiekami — może nas pogodzić dopiero wspólny wróg.
Faszyzm jest złem, którym się instynktownie brzydzę.
Apeluję do tych, którzy jeszcze nie dali się sfanatyzować — zawróćcie z tej drogi wiodącej w przepaść.
List powstał w odpowiedzi na Apel Romana Imielskiego— I zastępcy redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.