Exclusive
20
min

Kronikarze Wielkiego Głodu: pamiętniki świadków największego horroru w historii Ukrainy

"Nigdy nie poznamy ani pełnej listy nazwisk tych, którzy zginęli podczas Wielkiego Głodu, ani ich dokładnej liczby" - mówi historyk Ołeksandr Zinczenko.

Natalia Żukowska

Film "Wielki Głód. Kronikarze" jest oparty na  świadectwch ludzi. Zdjęcia: Suspilne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

25 listopada Ukraina upamiętnia ofiary Wielkiego Głodu z lat 1932-1933 oraz masowego głodu wywołanego w latach 1921-1923 i 1946-1947. Wielki Głód z lat 1932-1933, stworzony przez reżim stalinowski, był największą tragedią w historii Ukrainy. Według różnych źródeł pochłonął życie od 3,9 do 7 milionów ludzi. Do tej pory 28 krajów uznało Wielki Głód z lat 1932-1933 za ludobójstwo narodu ukraińskiego. Parlament Europejski przyjął rezolucję w grudniu ubiegłego roku, a Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przyjęło rezolucję w październiku tego roku. Historyk Ołeksandr Zinczenko bada Wielki Głód od ponad 20 lat. Dzień wcześniej zaprezentował projekt dokumentalny "Wielki Głód. Kronikarze", oparty na pamiętnikach świadków tych strasznych wydarzeń. Kim są ci ludzie, którzy skrupulatnie zapisywali każdy szczegół w swoich dziennikach, dlaczego ich dzienniki były utajnione przez bardzo długi czas i jakie wnioski powinno wyciągnąć społeczeństwo z tej tragedii - mówi Ołeksandr Zinczenko

Ołeksandr Zinczenko: "To film o jednym z największych horrorów w naszej historii". Fot: Anastasia Mantach

NataliaŻukowska: Ile jest białych plam w historii Wielkiego Głodu?

Ołeksandr Zinczenko: Niewiele. Kiedy mówimy o tym, jak ludzie przeżyli w tych strasznych warunkach, o ludobójczych planach Stalina, o tych rzeczach, które dotyczyły współpracy z reżimem komunistycznym, o braku reakcji świata na te wszystkie straszne wydarzenia, wydaje mi się, że wszystko zostało bardzo dogłębnie zbadane.

NZ: 22 listopada premiera serialu dokumentalnego "Wielki Głód. Kronikarze". Czym ten film różni się od pozostałych?

OZ: Jest bardzo kompleksowy. Staraliśmy się pokazać przyczyny tych przerażających wydarzeń, ich przebieg i konsekwencje. Wcześniej bardzo ważne dla innych dokumentalistów było zbieranie materiałów pierwotnych, co często nazywa się "historią mówioną" ludzi, którzy byli świadkami Wielkiego Głodu z pierwszej ręki. Większość filmów dokumentalnych opierała się na tych niezwykle ważnych źródłach informacji. My korzystamy z absolutnie unikalnych źródeł, które wcześniej nie były zbyt dobrze znane i nie cieszyły się dużym zainteresowaniem dokumentalistów. Są to źródła, które pojawiły się w obiegu naukowym stosunkowo niedawno: pamiętniki kronikarzy Wielkiego Głodu. Do tej pory znanych jest ich siedem.

Premiera serialu "Wielki Głód Kronikarze". Kijów, 22 listopada 2023 r. Zdjęcie: Oleh Pereverziev

NZ: Kim są ci kronikarze?

OZ: Najbardziej pouczające są pamiętniki Nestora Bilousa ze wsi Lebiazhia w obwodzie charkowskim oraz nauczycielki Ołeksandry Radczenko, która mieszkała w sąsiedniej wsi Velyka Babka. Sumiennie rejestrowali rzeczywistość dzień po dniu. Co ciekawe, Nestor Bilous zachował swój pamiętnik z 1911 roku. To naprawdę fantastyczny dokument epoki. Oleksandra Radczenko rozpoczęła swoją pracę nieco później. Oprócz tych dwóch osób, kronikarzem Wielkiego Głodu był również walijski dziennikarz Gareth Jones, który przybył do obwodu charkowskiego nielegalnie. To on jako jeden z pierwszych napisał w zachodniej prasie, że Wielki Głód miał miejsce na Ukrainie w latach 1932-1933. Prowadził też pamiętnik, którego fragmenty wykorzystaliśmy w filmie. Informacje czerpaliśmy także z raportów włoskiego konsula Sergio Gradenigo, który co kilka tygodni informował Rzym o wydarzeniach w Ukrainie. Kronikarze Wielkiego Głodu byli także, co może wydawać się dziwne, pracownikami komunistycznych służb specjalnych. Rejestrowali, jak ludzie reagowali na to czy inne wydarzenie, co myśleli.

NZ: Po co ludzie pisali wtedy kroniki?

OZ: To była konieczność, żeby się wykrzyczeć. Bo komu o tym powiedzieć? Sąsiedzi przechodzą przez coś podobnego. Oleksandra Radczenko miała siostrę za granicą. Czy mogła napisać do siostry o tym, co się z nimi dzieje? Nie. Mogła jedynie opowiedzieć o tym w swoim pamiętniku. To forma spowiedzi. Nie można nikomu mówić o swoim bólu. Przede wszystkim dlatego, że jest to niebezpieczne. Zostaniesz uznana za kontrrewolucjonistkę. Chociaż w rzeczywistości stało się to później.  Ołeksandra Radczenko i Nestor Bilous zostali uwięzieni. Na szczęście nie otrzymali tak długich wyroków, jakie mógł im dać system komunistyczny. Zostali zwolnieni z więzienia i przeżyli swoje życie w obwodzie charkowskim. Przeżyli Stalina. Odziedziczyliśmy ich pamiętniki po systemie komunistycznym, z archiwów KGB.

Ołeksandr Zinczenko podczas prezentacji projektu "Wielki Głód. Kronikarze". Zdjęcie: Oleh Pereverziev

NŻ: Dlaczego te dzienniki były tak długo utajnione?

OZ: Odpowiedź jest bardzo prosta: reżim komunistyczny trwał 72 lata. Notatki Nestora Bilousa znajdowały się w jednej z teczek charkowskiego oddziału SBU. Nigdy nie widziałem czegoś takiego, gdzie chłop zapisywał wszystko, co działo się wokół niego, nawet z komentarzami politycznymi. Był dość wykształconym człowiekiem jak na swoje czasy. Jesteśmy przyzwyczajeni do intelektualistów piszących pamiętniki. Pisma Bilousa są oknem na tamten świat, na horror, którego doświadczyła ukraińska wieś w latach 1932-1933. Ludzie, którzy prowadzili pamiętniki w tamtym czasie, wyraźnie rozumieli przyczyny, kto i kiedy podjął decyzje, które doprowadziły do głodu. Wszystko to zostało zapisane.  

NZ: Czy dzięki pamiętnikom można prześledzić zmiany na wsi od początku kolektywizacji do całkowitej tragedii?

OZ: Pamiętniki pisze się po to, by zapisywać wszystko, co dzieje się wokół. Nestor Bilous wymyślił coś w rodzaju indeksu Big Maca [nieoficjalny sposób określania parytetu siły nabywczej - red.] W swoim dzienniku co roku zapisywał zmiany cen kilku towarów - konia, krowy, butów i chleba. Tak więc, zgodnie z jego notatkami, w ciągu pierwszych 5 lat sowieckich rządów cena konia zmieniła się 37 milionów razy. Nie możemy sobie wyobrazić skali inflacji, jakiej doświadczyła postsowiecka Ukraina. Nestor Bilous pisze, że pod koniec 1917 roku koń kosztował 800 rubli, a w 1923 roku - 30 miliardów rubli. W swoim dzienniku odnotowuje również ogromną liczbę różnych szczegółów. W szczególności, jak odbywały się różne zakupy zboża. Ukraińcy nie chcieli oddawać swoich krów, koni i chleba za darmo. W niektórych miejscach opór był intensywny. Całe okręgi odrywały się od władzy sowieckiej i wybuchały powstania. Nestor Bilous zapisał w swoich notatkach, że w jednej z wiosek zabito przewodniczącego rady wiejskiej, a w innej zastrzelono dwóch członków Komsomołu, którzy przyjechali z miasta, aby odebrać ludziom chleb. Ale ponieważ nie były to dobrze zorganizowane powstania, władze komunistyczne stopniowo je tłumiły. I ta historia skończyła się źle.

W rzeczywistości Wielki Głód był zemstą Stalina za ten opór i powstania.

NZ: Po co powstają takie filmy?

OZ: Kiedy zaprezentowaliśmy pierwszy odcinek, wiele osób dzieliło się potem wrażeniami: "O mój Boże, jak to przypomina naszą współczesność!". Oznacza to, że wszystkie te IPSO, wszystkie te operacje informacyjne Kremla nie różnią się dziś zbytnio od tego, co wydarzyło się w 1933 roku. Dzieje się tak pomimo faktu, że nie postawiliśmy sobie żadnego specjalnego zadania, aby narysować paralele między 1933 a 2023 rokiem. Minęło 90 lat, a metody Kremla niewiele się zmieniły.

Każdego roku w Dniu Pamięci o Wielkim Głodzie zapalane są znicze ku pamięci ofiar głodu. Zdjęcie: Oleh Pereverziev

NZ: Skąd pochodzą dane na temat Wielkiego Głodu i jak są weryfikowane? Na przykład nadal nie ma dokładnej liczby ofiar tej strasznej tragedii.

OP: Jeśli weźmiemy pod uwagę wieś Leb'yazhia w obwodzie charkowskim, nie ma informacji o tym, ile osób zginęło tam w latach 1932-1933. Z wyjątkiem wzmianki w dzienniku Nestora Bilousa . Napisano w nim, że zginęło około 500 osób.  Kiedy charkowscy historycy zweryfikować te dane, nie znaleźli żadnego innego źródła - nic nie ma w aktach rady wiejskiej, ani w danych z urzędów stanu cywilnego. Wniosek jest taki, że albo nikt nie prowadził rejestrów śmiertelności, albo te materiały zostały zniszczone lub zagubione, albo coś się z nimi stało podczas II wojny światowej - front przechodził tamtędy cztery razy.

Nigdy nie poznamy pełnej listy nazwisk tych, którzy zginęli podczas Wielkiego Głodu, ani ich dokładnej liczby.

Możemy jedynie sprawdzić, jak mówią demografowie, "nadmierną śmiertelność". Jeśli chodzi o urodzenia i zgony, prowadzono pewne statystyki. Ocena wszystkich tych wskaźników i procesów demograficznych daje nam liczbę, która została zapisana w decyzji Sądu Apelacyjnego w Kijowie, który był zaangażowany w sądowe dochodzenie w sprawie Wielkiego Głodu jako ludobójstwa [w styczniu 2010 roku Sąd Apelacyjny w Kijowie uznał sowieckich przywódców, na czele z Józefem Stalinem, winnymi ludobójstwa Ukraińców w latach 1932-33 - red.] Decyzja ta, oparta na opiniach ekspertów, stwierdza, że wskaźnik śmiertelności, który można oszacować metodami demograficznymi, wynosi 3 miliony 941 tysięcy. Co najmniej tyle osób zginęło podczas Wielkiego Głodu w latach 1932-33.

Ludzie umierający z głodu na ulicach Charkowa, zdjęcie wykonane w 1933 r. przez fotografa Aleksandra Wienerbergera. Zdjęcie: Wikipedia

Ciągle się mówi, że zginęło 6, 10, 16 milionów ludzi.  Nie można tego powtarzać. Takie liczby padały nawet podczas samego Wielkiego Głodu. Ten sam konsul w Charkowie, Sergio Gradenigo, powiedział, że według danych, które krążą w środowisku naukowym, na Ukrainie mogło zginąć nawet 16 milionów ludzi. Napisał to w jednym ze swoich raportów dla włoskiego dyktatora Benito Mussoliniego. W końcu były wioski, w których zginęła połowa ludności, a były też takie, w których nikt nie pozostał przy życiu. Ale były też obszary, gdzie nie było masowej śmiertelności. Na przykład, jeśli w pobliżu znajdował się teren zalewowy, las lub granica z Rumunią, śmiertelność była niższa. Ponieważ wioski przygraniczne nie były zbytnio dotknięte skupem zboża. W rzeczywistości francuski premier Edouard Herriot został zabrany do regionów, w których śmiertelność była niższa. Potem powiedział, że na Ukrainie nie było głodu, co było czystym kłamstwem.

NZ: Czy w miastach też był Wielki Głód?

OZ: Wszystkie pamiętniki naszych obywateli odnotowują, że tak. Ceny żywności były horendalne. Nestor Bilous, kiedy jeszcze można było poruszać się po kraju, pod koniec 1932 r. próbował uciec ze wsi do pracy w mieście. Początkowo pracował na budowie, a następnie w przetwórni mięsa. Zarabiał 72 ruble. Na jedzenie wydawał prawie dwa ruble dziennie. Duży bochenek chleba kosztował 25 rubli. Czy tak można było żyć?  

NŻ: Jakie były najbardziej przerażające dokumenty, z którymi Pan pracował?

OZ: Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Ukrainy posiada dowody absolutnego horroru. Są to akta osób skazanych za kanibalizm. Jest ich bardzo dużo. Kiedy czyta się nawet fragmenty tych spraw, włosy stają dęba. Nie da się tego czytać. Nie da się o tym głośno mówić. To absolutnie skoncentrowane zło z przerażającymi szczegółami.

NŻ: Jaka historia najbardziej utkwiła ci w pamięci podczas badań lub zeznań?

OZ: Nie mogę powiedzieć, że niektóre historie są bardziej poruszające, a inne mniej. Wszystkie zeznania są wstrząsające. Na przykład, gdy włoski konsul Sergio Gradenigo opisuje w swoich raportach, że każdej nocy pod budynkiem włoskiej ambasady przejeżdża kilka samochodów wypełnionych ciałami ludzi zbieranymi z ulic, lub gdy kobieta na centralnej ulicy Charkowa, która zdaje sobie sprawę, że nie ma sposobu, aby uratować swoje dzieci, po prostu rzuca się pod tramwaj, a jej szczątki są zmiatane przez dozorcę z miotłą, nie można powiedzieć, która historia robi większe wrażenie. Albo jak Nestor Bilous opowiada o aktywistce, która chodziła po chleb podczas skupu zboża. Nazywała się Paraska Chorna. A potem sama umarła z głodu. Zgodzi się Pani, że to nie jest zwykła historia, kiedy wspólnik w przestępstwie pada ofiarą własnego przestępstwa.

NZ: Rosja nieustannie prowadzi fałszywą kampanię przeciwko Wielkiemu Głodowi. Jak możemy temu przeciwdziałać?

OZ:Tylko prawdą Ludzkość nie wymyśliła jeszcze innego sposobu przeciwdziałania kłamstwom. Tak, w historii rzeczywiście zdarzają się mroczne momenty, kiedy wydaje się, że kłamstwo na chwilę zwyciężyło. Na przykład francuski premier Edouard Hollande odwiedza Ukrainę i pokazuje przygraniczne wioski, w których nie ma wielu ofiar. Wraca i mówi, że na Ukrainie nie ma głodu.

Jednak 89 lat później francuskie Zgromadzenie Narodowe uznaje Wielki Głód za ludobójstwo. Oznacza to, że przyznają, że francuski premier kłamał. Innymi słowy, prawda zwyciężyła.

NZ: Prawie 30 krajów uznało Wielki Głód za ludobójstwo na polecenie państwa. W październiku tego roku PACE przyjęła rezolucję w tej sprawie. Co to oznacza? Dlaczego dopiero teraz?

OZ: O tym właśnie jest pierwszy odcinek filmu. Chodzi o to, że bardzo często interesy geopolityczne były stawiane ponad pojęciem dobra i zła. W latach 32-33, a nawet teraz, jesteśmy na czele egzystencjalnej walki dobra ze złem. I tu pojawia się kwestia wyboru. Po której stronie się opowiedzieć? Politycy są często relatywistami. W ich systemie trzeba wybierać między mniejszym a większym złem. Czy na przykład w wyborach prezydenckich w 2010 roku na Ukrainie wybierała Pani między mniejszym a większym złem? Dlaczego więc dziwisz się, że niektórzy politycy w latach 32-33 również wybierali między mniejszym a większym złem? Bo na przykład uważali, że Hitler był większym złem, a Stalin mniejszym i mogli z nim współpracować, żeby jakoś ograniczyć Hitlera. Ale jeśli wybierasz między złem a złem, oznacza to, że nie jesteś po stronie dobra. W rezultacie, gdy niektórzy ludzie wybierają między złem a złem, inni umierają. Tak właśnie działa historia.

NZ: Czy wojna w Ukrainie może stać się dodatkowym argumentem za uznaniem Wielkiego Głodu z lat 1932-1933 za ludobójstwo przez kraje, które jeszcze tego nie zrobiły?

OZ: To już się stało. Uznanie Wielkiego Głodu za ludobójstwo to opowiedzenie się po stronie prawdy. Kreml po raz kolejny demonstruje ludobójcze zamiary wobec Ukraińców. Widzimy, że wiele krajów w końcu uznało Wielki Głód za ludobójstwo. Ale zajęło to dużo czasu. Niektóre kraje potrzebowały ataku Putina na Ukrainę, aby zdać sobie sprawę, że ryzykują bycie po złej stronie historii.

NZ: Co dziś łączy Wielki Głód i rosyjską wojnę?

OZ: To co nas łączy to ludobójcze zamiary Rosji zniszczenia Ukraińców. W jaki sposób ta dziewczyna w lawendowej sukience z Winnicy przeszkadzała Kremlowi? Czy to jest największe zagrożenie dla istnienia Federacji Rosyjskiej? Podczas tej wojny zginęła ogromna liczba dzieci. Czy one stanowiły zagrożenie? Czy to byli neonaziści, banderowcy? To są bzdury. To jest po prostu celowe ludobójstwo. Nawet nasze dzieci są uważane za zagrożenie dla ich istnienia.

NŻ: Jakie wnioski społeczeństwo powinno wyciągnąć z tej tragedii?

OZ: Społeczeństwo wyciągnęło już pewne wnioski. Gdyby tak nie było, opowieść o "zajęciu Kijowa w trzy dni" byłaby całkiem realna. Jednym z wniosków jest jasne zrozumienie, kto jest naszym wrogiem. Jedną z lekcji jest zrozumienie, że nikt nie może nam pomóc, tylko my sami. Oznacza to, że musimy walczyć. I ludzie walczą. I wkrótce ta walka - wojna rosyjsko-ukraińska - będzie liczyła 10 lat. Ogromna liczba zachodnich intelektualistów twierdzi, że ten konflikt określi historię następnych dziesięcioleci. Przyszłość nie została jeszcze ustalona. Zachodni partnerzy muszą zrozumieć, że dopóki zło jest stosunkowo małe, musi zostać zniszczone. I powinni dać Ukraińcom możliwość i środki, aby położyć kres tej historii.

Pierwszy odcinek "Stolica rozpaczy" z serii dokumentalnej "Wielki Głód" Kronikarze" można obejrzeć tutaj.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To już drugi list polskich kobiet skierowany do władz państwowych – tym razem tuż przed głosowaniem w Senacie nad ustawą o pomocy dla uchodźców z Ukrainy.

Poprzedni apel, podpisany przez ponad trzy tysiące kobiet – w tym trzy byłe Pierwsze Damy, Olgę Tokarczuk, Agnieszkę Holland i Janinę Ochojską, aż po zwykłe matki, babcie i córki – był odpowiedzią na weto prezydenta Karola Nawrockiego wobec ustawy gwarantującej tymczasową ochronę dla uchodźców.

Dziś wracamy z kolejnym apelem – tym razem skierowanym bezpośrednio do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni i Marszałkini Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Pisząc do nich, czujemy się w obowiązku mówić w imieniu tysięcy osób, które zaufały Polsce i podpisały nasz pierwszy list:

"Jako współorganizatorki i sygnatariuszki powyższego listu jesteśmy moralnie zobowiązane zaprezentować stanowisko tych tysięcy obywateli, kobiet, matek, żon, córek, sióstr i babć a także mężczyzn, mężów, ojców, synów, braci i dziadków na ręce Pani Marszałek oraz Pana Marszałka w zaufaniu, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę w dyskusji na Projektem Ustawy oraz podczas głosowań.

Stosowanie do listu protestacyjnego uważamy, że Projekt Ustawy powinien być pozbawiony politycznych sporów i celów i zapewniać trwałość i ciągłość zobowiązań Polski względem osób uciekających przed piekłem wojny.

1. W zakresie prawa do świadczenia 800+ i „Dobry Start” wprowadzenie regulacji jak dotychczas i niewarunkowanie go faktyczną aktywnością zawodową rodziców dziecka. Z tego względu prosimy, aby oczekiwania te odzwierciedlić w Projekcie i wprowadzić w nim przede wszystkim następujące zmiany:

2. W zakresie dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej - wprowadzenie regulacji jak dotychczas i nieróżnicowanie zakresu świadczeń według pochodzenia narodowościowego i wieku.

Zmiany te nie wymagają dalszego uzasadnienia poza to zawarte w treści listu protestacyjnego i poza te 3096 podpisów złożonych pod jego treścią. Ufamy, że Wysoki Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zadba o reputację Rzeczypospolitej Polskiej i trwałość jej zobowiązań względem jej przyjaciół".

20
хв

Musimy zagwarantować ciągłość zobowiązań Polski wobec osób uciekających przed piekłem wojny

Sestry

Zachód musi uczyć się od Ukrainy

Maryna Stepanenko: – W ciągu ostatniego miesiąca Polska kilkakrotnie odnotowała „przypadkowe” naruszenia swojej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne. W nocy 10 września doświadczyła bezprecedensowego ataku z udziałem 19 dronów. Jaka była Pana pierwsza reakcja na te prowokacje?

Anders Pak Nielsen: – Wszystko to wyglądało bardzo dramatycznie, ale jednocześnie była to jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować spokój i poczekać na fakty, zanim wyciągnie się wnioski. Kiedy śledziłem wydarzenia na bieżąco w mediach społecznościowych, rzeczywiście wydawało się, że Polska została zaatakowana.

Później stało się jasne, że prawdopodobnie to była prowokacja. To jest całkowicie zgodne z tym, co widzieliśmy wcześniej ze strony Rosji: różnymi sposobami testowania lub wywierania presji na Polskę, a także inne kraje NATO, co jest częścią szerszego podejścia do wojny hybrydowej. Ten incydent był bardziej dramatyczny, miał większą skalę, ale zasadniczo postrzegam go jako część tego samego schematu.

Wskazuje to na kolejną tendencję: ogólną eskalację wojny hybrydowej. Niestety, będzie ona trwała. I prawdopodobnie w przyszłości będziemy świadkami potencjalnie bardziej niebezpiecznych incydentów.

Co udowodniła ta prowokacja Rosji? Czy można mówić o niezdolności NATO do zestrzelenia 19 dronów i nieefektywnym wykorzystaniu zasobów, czyli drogich rakiet przeciwko tanim bezzałogowym statkom powietrznym? Jakie wnioski należy z tego wyciągnąć?

Kraje zachodnie muszą zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Wojna nadal się zaostrza, co prawdopodobnie doprowadzi do bezpośredniej konfrontacji z państwami europejskimi. Problem polega na tym, że Zachód nadal zastanawia się, czym jest „podstawowy” poziom zagrożenia.

W przypadku Polski nie sądzę, by siły zbrojne spodziewały się bezpośredniego ataku ze strony Rosji, ponieważ ostatni incydent nie był atakiem. Ale jasne jest, że nadszedł czas, by podnieść poziom gotowości, nawet jeśli do niedawna nie wydawało się to konieczne.

Problem polega na tym, że nie możemy wykluczyć możliwości rzeczywistych, bezpośrednich ataków w przyszłości. Czasami na Zachodzie tak bardzo skupiamy się na determinacji Ukrainy, że zapominamy, że Rosja jest równie zdeterminowana.

A ponieważ gospodarka wojskowa Rosji zaczyna słabnąć, myślę, że Rosja jest gotowa podjąć bardziej dramatyczne kroki, by wywrzeć presję na kraje zachodnie, w szczególności na Polskę, w celu zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy

Dla Rosjan to będzie kluczowy czynnik, który ma zmienić sytuację na ich korzyść.

Od początku inwazji obserwowaliśmy naruszenia przestrzeni powietrznej kilku członków Sojuszu – krajów bałtyckich, Rumunii. Jednak to były pojedyncze incydenty. Dlaczego właśnie Polska stała się celem masowego ataku rosyjskich dronów – i dlaczego właśnie teraz?

Polska ma decydujące znaczenie logistyczne dla kierowania zachodniej pomocy do Ukrainy. Położenie geograficzne również odgrywa ważną rolę. Po prostu łatwiej kierować drony do Polski niż, powiedzmy, do Niemiec czy Szwecji.

Ukraina zaoferowała swoją pomoc. Ma duże doświadczenie wojskowe. Czy NATO powinno wziąć to pod uwagę?

Tak. Ukraina szczególnie dobrze nauczyła się znajdować ekonomicznie efektywne środki zwalczania dronów, by nie marnować drogich rakiet na tanie cele. Kraje zachodnie również powinny zacząć opracowywać coś podobnego, własne odpowiedniki.

Niewielkie mobilne jednostki Ukrainy skutecznie przeciwdziałają dronom szahid, a obecnie pracują nawet nad stworzeniem dronów przechwytujących. Właśnie takich rozwiązań potrzebujemy. Ten incydent uświadamia to, że jeśli Polska nie była w pełni przygotowana na atak zaledwie 19 dronami, to co się stanie, jeśli spotka się z tak długotrwałymi atakami jak w Ukrainie?

I nie dotyczy to tylko Polski. Nie sądzę, żeby mój kraj, Dania, również był gotowy. NATO jako całość musi poważnie się nad tym zastanowić, ponieważ za rok możemy regularnie spotykać się z podobnymi atakami.

Rosyjski dron uderzył w dom we wsi Wyryki w województwie lubelskim. Polska, 10.09.2025. Zdjęcie: Dariusz Stefaniuk/REPORTER

To pierwszy przypadek, kiedy członek NATO musiał zestrzelić rosyjskie drony. Jak Pan ocenia reakcję i wynik operacji sojuszników?

Nadal nie wiemy, jaki będzie wynik, ponieważ nie widzieliśmy jeszcze reakcji. Do tej pory kraje NATO nie spieszyły się z nią. Pozytywnym aspektem jest, że skoncentrowały się na wsparciu Ukrainy – to główne zadanie.

Jednak minusem jest to, że NATO nie podjęło zdecydowanych działań przeciwko prowokacjom, co prawdopodobnie skłoniło Rosję do dalszych działań.

Widzieliśmy już naruszenia przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli w Morzu Bałtyckim. Jak dotąd nie udzielono żadnej realnej odpowiedzi na którąkolwiek z tych sytuacji

Mam nadzieję, że tym razem zobaczymy realne, zdecydowane konsekwencje – coś, co zmusi Rosję do zastanowienia się dwa razy, zanim spróbuje ponownie. Jeśli wszystko skończy się kolejną dyplomatyczną skargą, to nie wystarczy.

Ukraina – kluczowy gwarant bezpieczeństwa Europy

Jeśli Rosja zdecyduje się na kolejny krok, a ataki spowodują ofiary, to gdzie Pana zdaniem przebiega „czerwona linia”, która zmusi NATO do podjęcia bardziej zdecydowanych działań?

Pytanie brzmi, co naprawdę trzeba zrobić, by zaangażować w to Stany Zjednoczone. Jak dotąd reakcja Waszyngtonu była niezwykle słaba. Słyszeliśmy ostre oświadczenia ze strony NATO i niektórych krajów europejskich, ale od Donalda Trumpa – praktycznie nic.

Brak choćby zbliżonej [do NATO – red.] reakcji Stanów Zjednoczonych może skłonić Rosję do dalszych działań. Musimy zadać sobie pytanie: „Gdyby to był prawdziwy atak, z wybuchami w Polsce, to czy to by coś zmieniło?” Nie wiadomo. Ta niepewność jest niebezpieczna. Jeśli Rosja uważa, że Stany Zjednoczone nie zareagują, to co jest prawdziwym czynnikiem powstrzymującym?

W pewnym momencie może to podważyć samo NATO. Bo jaki sens ma sojusz, jeśli prowokacje nie mają żadnych konsekwencji?

Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy zdecydowaną reakcję USA. Wygląda na to, że Donald Trump zrobi wszystko, by uniknąć działań przeciwko Rosji. Mam jednak nadzieję, że inne kraje będą w stanie dać Putinowi do zrozumienia, że to nie jest droga, którą należy podążać.

Niedawno prezydenci USA i Polski odbyli ciepłe spotkanie w Waszyngtonie, co w Warszawie zostało odebrane jako pozytywny sygnał dla sojuszu amerykańsko-polskiego. Jak interpretuje Pan brak ostrych komentarzy ze strony Trumpa na temat ostatniej prowokacji, biorąc pod uwagę ten kontekst?

Nie sądzę, by ktokolwiek mógł naprawdę ufać Donaldowi Trumpowi. On sympatyzuje z niektórymi europejskimi przywódcami, w szczególności z Nawrockim – ale także z Putinem. To właśnie takich prawicowych przywódców lubi wspierać. Natomiast innych gości odwiedzających Waszyngton przyjmuje chłodno.

W końcu nie ma żadnych podstaw, by wierzyć, że Trump będzie wspierał Europę przeciwko Rosji. Od momentu objęcia urzędu pokazuje coś zupełnie przeciwnego

Ogólna tendencja polega na tym, że udział Ameryki w zapewnianiu bezpieczeństwa Europy maleje. Dlatego budowanie naszego przyszłego bezpieczeństwa na „dobrych stosunkach” z Trumpem jest naiwnością. Europa potrzebuje alternatyw, które nie będą uzależnione od kaprysów amerykańskiego prezydenta.

Wiem, że stosunki między Polską a Ukrainą są skomplikowane, ale uważam, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa dla Europy będzie silna oś polsko-ukraińska

Potrzebujecie szerszej dyskusji na temat budowy nowej europejskiej struktury bezpieczeństwa. Zamiast po prostu mówić o „gwarancjach” dla Ukrainy, musimy uznać samą Ukrainę za kluczowego gwaranta bezpieczeństwa Europy, ponieważ ma ona największą armię, możliwości, determinację i położenie geograficzne, których potrzebujemy.

W przyszłości Europa musi zaakceptować fakt, że Stany Zjednoczone nie będą niezawodnym sojusznikiem przez dziesięciolecia. Stawianie na Waszyngton, co obecnie czyni Polska, jest po prostu naiwnością.

Donald Trump i Karol Nawrocki obserwują przelot samolotów wojskowych USA w Waszyngtonie, 3.09.2025. Zdjęcie: POOL via CNP/INSTARimages.com

Ponad jedna trzecia komentarzy w polskich mediach społecznościowych winą za prowokację z dronami obarcza Ukrainę. Dlaczego właśnie taka narracja została wybrana przez Kreml jako kluczowa? I na ile niebezpieczne może być takie przesunięcie punktu ciężkości – z mówienia o agresji Rosji na oskarżanie Ukrainy?

Nie można wykluczyć, że jakieś zakłócenia mogą skierować drony w niewłaściwym kierunku. Ale 19 dronów jednocześnie? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że niektóre z nich przyleciały z terytorium Białorusi. Nie sądzę, by ktoś serio wierzył, że Ukraina celowo wysłała drony do Polski.

Jeśli Polska jest zaniepokojona, rozsądną reakcją byłoby rozszerzenie swojego systemu obrony przeciwlotniczej na terytorium Ukrainy lub patrolowanie granicy w celu przechwytywania zagrożeń przed nią

Inicjatywy takie jak europejska Tarcza Nieba [projekt naziemnego zintegrowanego europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej, który obejmuje zdolności przeciwbalistyczne – przyp. aut.] byłyby silnym sygnałem dla Rosji, że takie działania nie będą tolerowane. Przyniosłyby też korzyści zarówno Polsce, jak Ukrainie.

Nie ma sensu obwiniać Ukrainy. Ukraina prowadzi wojnę, doświadcza masowych nalotów i oczywiście wykorzystuje środki walki radioelektronicznej. Czasami to powoduje zejście dronów z kursu, ale taka jest rzeczywistość na polu bitwy.

NATO nigdy nie stanowiło zagrożenia militarnego dla Rosji jako państwa – uważają niektórzy ukraińscy obserwatorzy. Z drugiej strony Sojusz stanowi realne zagrożenie dla reżimu politycznego Putina i właśnie dlatego rozpad NATO lub przynajmniej rezygnacja z ochrony krajów Europy Wschodniej, przyjętych do Sojuszu po 1997 roku, były i pozostają priorytetem polityki Kremla. Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co dadzą Moskwie prowokacje na wschodniej flance NATO?

Zgadzam się z tą opinią. NATO nie stanowi zagrożenia dla samej Rosji – nikt nie planuje inwazji na jej terytorium. Zarazem Sojusz stanowi ogromne zagrożenie dla imperialnych ambicji Kremla.

Dla Putina bycie wielkim mocarstwem oznacza posiadanie strefy wpływów nad mniejszymi sąsiadami – a NATO rujnuje tę ideę. Dlatego podważanie wpływów NATO jest jego obsesją

Nie sądzę również, abyśmy powinni wykluczać możliwość, że Rosja bezpośrednio zakwestionuje artykuł 5 w najbliższych latach. To nie będzie pełna wojna, ale drobne prowokacje, by sprawdzić, czy uda się wywołać rozłam, zwłaszcza przekonując Stany Zjednoczone do niewywiązywania się ze swoich zobowiązań. Jeśli tak się stanie, spójność NATO ulegnie rozpadowi.

A kiedy NATO zostanie osłabione, kraje Europy Wschodniej zostaną pozostawione same sobie. Rzucenie wyzwania NATO jako sojuszowi jest dla Rosji złym rozwiązaniem. Znacznie łatwiej jest zrobić to z Estonią, Łotwą, Litwą lub Finlandią – z osobna. Właśnie w ten sposób Rosja będzie mogła zrealizować swoje ambicje imperialne.

Cel Rosji: znormalizować chaos

Czy Ukraina powinna wyciągnąć jakieś wnioski z tego incydentu?

Nie. Głównym problemem jest gotowość Zachodu do działania. Logicznym pierwszym krokiem byłoby rozszerzenie strefy obrony powietrznej na część terytorium Ukrainy – zaledwie kilkaset kilometrów od granicy – i zezwolenie zachodnim samolotom na patrolowanie tej przestrzeni powietrznej. Nie byłoby to zbyt ryzykowne i stanowiłoby jasny sygnał.

Rosja wysyła drony, by znormalizować przekonanie, że takie incydenty są czymś normalnym. Zachód musi znormalizować coś przeciwnego: stałą obecność wojskową Zachodu w Ukrainie, ochronę jej przestrzeni powietrznej i stopniowe podejmowanie dalszych działań, jeśli Rosja będzie nadal wywierać presję.

Jak dotąd Zachód nie wykazuje zainteresowania tą kwestią. Nie wystarczy po prostu chronić naszą stronę granicy. Trzeba przejąć ukraińskie doświadczenie w tworzeniu niewielkich, wyspecjalizowanych jednostek do ekonomicznego zestrzeliwania dronów. Uczenie się na doświadczeniach Ukrainy – co działa, a co nie – byłoby dobrym początkiem.

Czy zachodni politycy zdają sobie sprawę, że ich reakcja jest w rzeczywistości dość słaba? Czy rozumieją, że Rosja to widzi i wyciąga własne wnioski?

Nie sądzę, by większość zachodnich polityków zdawała sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja w Ukrainie. Jeśli taka sytuacja będzie się utrzymywać, nie można wykluczyć, że dotknie to również nas. Kiedy jedna ze stron zbliża się do porażki, można spodziewać się bardziej dramatycznych działań, tyle że wielu tego nie dostrzega.

Większość polityków nie docenia również determinacji Putina. Istnieje powszechne przekonanie, że on szuka wyjścia z sytuacji, tyle że on jest nastawiony na wygranie tej wojny. \Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu.

Martwi mnie, co się stanie, gdy zda sobie sprawę, że nie wygra. Bo właśnie wtedy wojna może zaostrzyć się w sposób niebezpieczny dla Zachodu

Uważa Pan, że Ukraina może wygrać? Dzięki czemu, w jakich okolicznościach?

Pytanie, co oznacza „wygrać”. Jeśli chodzi o przywrócenie terytoriów do granic z 1991 roku, to jest to trudne. Wymagałoby to załamania się Rosji, na przykład długotrwałych ataków na jej logistykę, które doprowadziłyby do spadku morale – podobnie jak w przypadku Rosji po I wojnie światowej. To nie jest niemożliwe, ale jest mało prawdopodobne.

Obecnie Ukraina skutecznie się broni, podczas gdy Rosja jest w ofensywie i napotyka trudności. Jeśli Ukraina przejdzie do ofensywy, napotka podobne wyzwania. Dlatego wyzwolenie wszystkich terytoriów jest obecnie bardzo trudne bez wymuszonego załamania Rosji lub poniesienia przez nią ogromnych strat.

Jeśli definiujemy „zwycięstwo” jako zachowanie niepodległości Ukrainy, to tutaj jestem znacznie bardziej optymistyczny. Ta wojna nie dotyczy przede wszystkim terytorium, ale kontroli politycznej. Celem Putina jest dominacja nad Ukrainą i przekształcenie jej w państwo podobne do Białorusi. W tym sensie Ukraina wygrywa.

Gospodarka wojenna Rosji jest niestabilna i w ciągu najbliższego roku trudno będzie jej utrzymać się na obecnym poziomie. Ukraina, która ma wsparcie zachodnich sojuszników, jest w bardziej stabilnej sytuacji. Dlatego w tej wojnie na wyczerpanie Ukraina ma lepszą pozycję niż Rosja, nawet jeśli całkowite wyzwolenie terytorium pozostaje trudnym zadaniem.

20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Przykład z północy. Czego możemy nauczyc się od Szwedów?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress