Exclusive
20
min

Ołeksandra Matwijczuk: Musimy przywrócić ofiarom ich imiona

Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla i szefowa Centrum Wolności Obywatelskich Ołeksandra Matwijczuk opowiada o świecie, w którym prawo nie działa, o współpracy z rosyjskimi obrońcami praw człowieka, więźniach Kremla i książce, którą podarowała papieżowi

Irena Tymotiewycz

Ołeksandra Matwijczuk. Zdjęcie: Right Livelihood

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Papież i niewidoczne cierpienie

Irena Tymotiewycz: W maju, podczas swojej ostatniej wizyty w Watykanie, wręczyła Pani papieżowi książkę Stanisława Asiejewa „Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku”. Dlaczego właśnie tę książkę? Co Pani sądzi o stanowisku papieża w sprawie wojny Rosji przeciw Ukrainie, że „osiągnięty pokój jest lepszy niż niekończąca się wojna”?

Ołeksandra Matwijczuk: Książka Stanisława Asiejewa, dziennikarza, pisarza, byłego więźnia DRL [quasi-państwowego podmiotu, samozwańczo utworzonego przez prorosyjskich separatystów na terytorium niektórych obwodów regionu donieckiego w Ukrainie, tymczasowo okupowanym przez Federację Rosyjską – red.] robi ogromne wrażenie. Obozy koncentracyjne są wyraźnym znakiem rosyjskiej okupacji: aby utrzymać kontrolę nad terytorium, Rosja terroryzuje ludność cywilną. Do obozów często trafiają najbardziej aktywni społecznie ludzie: nauczyciele, księża, przedstawiciele zawodów twórczych.

Niektórzy ludzie mogą myśleć w paradygmacie „wojna jest tak straszna, że okupacja jest lepsza, bo przynajmniej ludzkie cierpienie jest mniejsze”.

Dokumentujemy zbrodnie wojenne od 10 lat i wiemy, że okupacja jest taką samą wojną, tylko w innej formie. Nie zmniejsza ludzkiego cierpienia, lecz czyni je niewidocznym

To nie tylko zmiana jednej flagi na inną. To zaginięcia, porwania, gwałty, masowe deportacje, wymazywanie tożsamości, przymusowa adopcja dzieci, obozy filtracyjne i masowe groby. Nikt nie twierdzi, że pokój jest lepszy od niekończącej się wojny. Ale pokój i rosyjska okupacja to zupełnie różne pojęcia. To był główny temat dyskusji w Watykanie i mojego spotkania z papieżem.

Jakie narracje o Ukrainie słyszy Pani podczas wizyt w Europie i USA? Czy wpływ rosyjskiej propagandy jest tam skuteczny?

Te narracje zawsze były obecne, ale przez jakiś czas nie mówiło się o nich głośno. Minęły jednak dwa lata i znów je słyszymy. Jednymi z głównych są: „Po co pomagać Ukrainie?”, „Ukraina to skorumpowany kraj”, „Cała pomoc dla Ukrainy jest rozkradana”. Te tezy opisują rzeczywiste problemy, tyle że są wyolbrzymieniem.

Z drugiej strony zmuszają nas one do zademonstrowania realnych kroków, które zmniejszają przestrzeń dla korupcji.

Możemy powtarzać, że walczymy nie tylko dla siebie. Ale kraj, który jest okradany podczas inwazji na pełną skalę, nie będzie budził sympatii – mimo wszystkich racjonalnych argumentów, które za nim przemawiają

Dlatego musimy rozwiązywać problemy, które mamy, by rosyjska propaganda nie rozdmuchiwała ich do monstrualnych rozmiarów.

Jednocześnie ważne jest budowanie horyzontalnych więzi międzyludzkich, przede wszystkim ze społeczeństwami obywatelskimi w różnych krajach. Czasami widzę u Ukraińców taką, napędzaną zmęczeniem, emocję: „Nie rozumiecie, że jeśli teraz nie powstrzymamy Putina, to on pójdzie dalej, a Europa będzie musiała zapłacić najwyższą cenę?”... Ta emocja jest zrozumiała, ale musimy być cierpliwi i wciąż na nowo wyjaśniać rzeczy, które dla nas są oczywiste od wielu lat, ale nie są oczywiste dla społeczności międzynarodowej.

Ołeksandra Matwijczuk w Hadze podczas dyskusji na temat rosyjskich zbrodni wojennych, Holandia, 23 lutego 2023 r. Fot: Peter Dejong/AP/East News

Jedną z kwestii omawianych na szczycie pokojowym w Szwajcarii w dniach 15 i 16 czerwca był powrót jeńców wojennych. Czy scenariusz wymiany jeńców według zasady”: „wszyscy za wszystkich” jest realistyczny?

Ukraińscy jeńcy w Rosji dzielą się na dwie kategorie: jeńców wojennych i cywilów. Międzynarodowe prawo humanitarne stanowi, że państwa mogą przetrzymywać jeńców wojennych do zakończenia działań wojennych. Są one jednak zobowiązane do zagwarantowania im szeregu praw określonych w Konwencji Genewskiej. Kiedy spojrzy się na to, co jest zapisane w tej konwencji, i porówna to z tym, co faktycznie się dzieje, te gwarancje brzmią jakby pochodziły z kosmosu. Tortury, przemoc seksualna, brak opieki medycznej, przetrzymywanie w nadludzkich warunkach... Pojawia się pytanie: Jak ochronić te istnienia do momentu uwolnienia? Właśnie dlatego nasz kraj, opinia publiczna, a zwłaszcza krewni tak intensywnie promują ideę wymiany już teraz, zamiast czekać na koniec wojny.

Drugą grupą są cywile. Tylko w naszych bazach danych znajduje się około 4000 wniosków od krewnych osób nielegalnie przetrzymywanych przez Federację Rosyjską. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym nie powinni oni w ogóle być więźniami, ale Rosja nie dba o międzynarodowe prawo humanitarne. Mechanizm ich powrotu jest jeszcze bardziej skomplikowany, ponieważ nie może być wymiany. Muszą zostać uwolnieni poza wymianą. W tej sytuacji ważne jest upublicznienie tego problemu w celu zorganizowania międzynarodowej presji na Rosję.

Prawa człowieka i bezprawie

Czy Ukraina powinna traktować rosyjskich jeńców wojennych w taki sam sposób, w jak Rosjanie traktują naszych?

Ukraina różni się od Rosji, ponieważ nasza cywilizacja walczy z barbarzyństwem. W związku z tym staramy się przestrzegać Trzeciej Konwencji Genewskiej. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża i misje ONZ mają dostęp do rosyjskich jeńców wojennych.

Rosja może sobie pozwolić na brutalne łamanie praw człowieka, ponieważ jej sojusznicy i tak nie zmienią swojego stosunku do niej

Kto może się temu przeciwstawić? Korea Północna, kraj będący obozem koncentracyjnym, który tysiącami dostarcza Rosji pociski? A może Iran, gdzie kobiety są zabijane i gwałcone, jeśli nie chcą nosić hidżabu? Takie kraje nie przejmują się tym, co robi reżim Putina. Ale my, kraj walczący o demokrację, mamy odpowiednich partnerów. I nie możemy sobie pozwolić na rzeczy, których dopuszcza się Rosja, ani ze względu na wartości, ani ze względów czysto praktycznych.

Mariana Czeczeliuk, 24-letnia policjantka z Mariupola, zwolniona z rosyjskiej niewoli w ramach wymiany więźniów, 31 maja 2024 r. Zdjęcie: AP/East News

W rosyjskiej niewoli przebywa Maksym Butkewycz, Pani kolega, działacz na rzecz praw człowieka i dziennikarz [zaciągnął się do ukraińskich sił zbrojnych w pierwszych dniach inwazji na pełną skalę - red.]. Ma Pani z nim kontakt?

Przez długi czas nie było żadnych informacji od niego ani o nim. Teraz jesteśmy w kontakcie – przynajmniej wiemy już, gdzie jest i jaki jest jego stan. Jak Pani pewnie zauważyła, bardzo ostrożnie dobieram słowa, bo ten kontakt jest bardzo kruchy i istnieje obawa, by Maksymowi nie stała się jakaś krzywda.

Często można odnieść wrażenie, że na Zachodzie więcej uwagi poświęca się aresztowanym obrońcom praw człowieka z Rosji czy Białorusi niż ukraińskim więźniom. Jak sobie z tym radzić?

Wydaje mi się, że jest to raczej błędne postrzeganie rzeczywistości. Niedawno odbyłam kilka wyjazdów zagranicznych, podczas których mówiłam o stosunku Rosji do schwytanych i nielegalnie więzionych cywilów z Ukrainy. Wspominałam też o moim przyjacielu, rosyjskim obrońcy praw człowieka, który pracował z nami nad rozwiązaniem tego problemu –  71-letnim Olegu Orłowie, współprzewodniczącym Centrum Praw Człowieka Memoriał. Został uwięziony za artykuł, w którym nazwał reżim Putina faszystowskim. I nikt, na żadnej międzynarodowej platformie, o tym nie wiedział. Wydaje się, że świat wie tylko o kilku znanych więźniach: liderze rosyjskiej opozycji Aleksieju Nawalnym, białoruskiej aktywistce Marii Kolesnikowej czy białoruskim opozycjoniście Siarhieju Cichanouskim.

Ukraińskie, rosyjskie i białoruskie rodziny więźniów borykają się z tym samym problemem. I nie mamy mechanizmów prawnych, które gwarantowałyby jego rozwiązanie. Musimy zastanowić się, jak połączyć siły i pomóc sobie nawzajem

Walczymy wspólnie ze złem, które po raz kolejny próbuje zaznaczyć swoją obecność w naszej części świata.

Jeśli chodzi o współpracę, Centrum Swobód Obywatelskich jest jednym z kluczowych członków międzynarodowej platformy The Civic Society, która obejmuje również rosyjskie organizacje praw człowieka. Czy dialog z nimi przynosi jakieś korzyści?

Na co dzień współpracujemy z naszymi rosyjskimi kolegami zajmującymi się prawami człowieka. Dzięki nim, między innymi, otrzymujemy informacje o Maksymie Butkewyczu i tysiącach innych spraw w naszej bazie danych. Korzystamy z osobistych kontaktów, które nawiązaliśmy w Rosji, by się dowiedzieć, gdzie znajduje się więzień, wysyłać mu wiadomości, lekarstwa lub zapewnić prawnika. To nie wpłynie na „wyrok”, ale prawnik jest łącznikiem między więzioną osobą a światem zewnętrznym. Daje jej poczucie, że nie została zapomniana i inni nadal o nią walczą.

A wszystko to jest często możliwe tylko dzięki naszym rosyjskim kolegom zajmującym się prawami człowieka, którzy często trafiają za kratki za tę działalność. Ich liczba maleje.

Dlatego to nie jest kwestia dialogu – my pracujemy razem. W rzeczywistości kontynuujemy tradycję lat sześćdziesiątych w ZSRR: walczymy o wolność i godność ludzką w warunkach, w których prawo nie obowiązuje. I budujemy horyzontalne więzi, niewidoczne dla naszych własnych społeczeństw, które pomagają nam osiągnąć pewne rezultaty.

„Musimy pomyśleć o tym, jak połączyć siły i pomóc sobie nawzajem”. Zdjęcie: Centrum Swobód Obywatelskich

System, który nie działa

Jako przedstawicielka swojej organizacji jest Pani pierwszą laureatką Nagrody Nobla z Ukrainy i prawdopodobnie pierwszą laureatką Pokojowej Nagrody Nobla, która zaapelowała do społeczności międzynarodowej o dostarczenie broni dla obrony jej kraju. Jak ta społeczność reaguje na takie apele?

Jest to do pewnego stopnia oksymoron i najwyraźniej nie tego oczekuje się od kogoś, kto poświęcił swoje życie obronie praw człowieka. Prawami człowieka zajmuję się od ponad 20 lat i bardzo dobrze znam ich standardy. W ramach ONZ, OBWE, Rady Europy czy Unii Europejskiej itp. Istnieją narzędzia, które można by wykorzystać w sytuacjach takich jak obecna.

Tyle że teraz te narzędzia nie działają. Jeśli pomacham konwencją genewską przed rosyjskim czołgiem, to go nie zatrzymam. W chwili gdy rozmawiamy, nasi obywatele są torturowani, gwałceni i zabijani. Bez względu na to, ile dziesiątek raportów napiszemy, nie poprawi to ich sytuacji.

To, że ja, obrończyni praw człowieka, nie mogę polegać na mechanizmach prawnych i muszę mówić, że Ukraina potrzebuje broni, nie jest moim problemem. To problem świata, w którym cały międzynarodowy system pokoju i bezpieczeństwa nie jest w stanie powstrzymać rosyjskich okrucieństw

Jakie widzi Pan sposoby na wzmocnienie i zreformowanie tego systemu?

To ważne pytanie. Chociaż powiedziałam, że teraz prawo nie działa, wierzę, że to sytuacja tymczasowa. Jestem również przekonana, że jest to nasza historyczna misja: przywrócenie rządów prawa poprzez użycie legalnej siły. Jednocześnie musimy zmienić ten system, aby był skuteczny. Nie chodzi tylko o ochronę ludzi w Ukrainie, ale także w Iranie, Syrii, Nikaragui, Afganistanie czy innych krajach, w których łamane są prawa i wolności.

Ten system pokoju i bezpieczeństwa, który miał dać każdemu, niezależnie od miejsca zamieszkania, gwarancje bezpieczeństwa i ochrony, został stworzony po II wojnie światowej przez zwycięskie państwa. Ustanowiły one dla siebie nieuzasadnione przywileje. Na przykład prawo do weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, które sprawiło, że organ ten stał się dysfunkcyjny i w rzeczywistości został sparaliżowany. ONZ nie jest w stanie odpowiedzieć na wyzwania, które pojawiły się od początku inwazji Rosji na pełną skalę.

Teraz wszystko zależy od tego, czy dany kraj ma broń nuklearną, czy jest członkiem potężnego sojuszu wojskowego, czy ma duże rezerwy ropy i gazu. Jeśli tak, reszta będzie przymykać oko na łamanie przez niego praw człowieka.

Nowy system powinien dawać pierwszeństwo prawom człowieka i wolnościom przed PKB i wielkością kraju. Problem polega jednak na tym, że obecnie po prostu nie ma chęci reformowania obecnego systemu.

Kiedy rozmawiam z politykami z różnych krajów i przedstawicielami organizacji międzynarodowych, nie widzę energii ani chęci do szukania złożonych odpowiedzi na złożone pytania
„Nowy wymiar sprawiedliwości powinien nadać priorytet nie wielkości PKB i wielkości kraju, ale prawom człowieka i wolnościom”
Zdjęcie: Centrum Wolności Obywatelskich

Problem odwrotu od demokracji i popularności prawicowych poglądów wśród młodych ludzi jest dziś szeroko dyskutowany na świecie. Jak Pani ocenia ten trend?

To problem globalny. Nie chodzi tylko o to, że w krajach autorytarnych poziom wolności został zredukowany do poziomu celi więziennej. Chodzi również o to, że nawet w krajach demokratycznych coraz więcej ludzi zaczyna uważać wolność za coś oczywistego. Są to ludzie, którzy odziedziczyli system demokratyczny po swoich rodzicach. Ludzie, którzy nigdy o niego nie walczyli, którzy nie znają prawdziwej ceny demokracji i wolności. Wymieniają je więc na obietnice wyborcze populistów lub na własną wygodę. Widać to nawet w statystykach.

Około 80% ludzi na świecie żyje w zniewolonych lub tylko częściowo wolnych społeczeństwach. Ludzie, którzy mają przestrzeń wolności, są mniejszością na Ziemi. I jeśli nadal będziemy tracić kolejne wyspy wolności, ludzkość będzie zagrożona

Centrum Swobód Obywatelskich otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla między innymi za dokumentowanie rosyjskich zbrodni wojennych i gromadzenie zeznań ofiar agresji. Od nas dzisiaj zależy, czy świadectwa tych ludzi nie będą tylko statystykami, czy ich głosy zostaną usłyszane na całym świecie?

Musimy przywrócić tym ludziom ich imiona. W każdym kryzysie praw człowieka, który obejmuje ogromną liczbę ofiar, ludzkie życia zamieniają się w liczby. Dokumentowanie wszystkiego, co się dzieje, jest niezwykle ważne. Dla historii, dla zachowania pamięci narodowej, dla rozpowszechniania prawdy – zwłaszcza w obliczu potężnej rosyjskiej machiny dezinformacyjnej. Jednak równie ważne jest prowadzenie dochodzeń, ustalenie losu każdej osoby i postawienie winnych przed wymiarem sprawiedliwości.

Dochodzenia i w ogóle cały system sądowniczy są bardzo kosztowne. Zbadanie, co stało się na przykład z nieznanym rolnikiem, wymaga wielu zasobów. Ale to jest sposób na przywrócenie ludziom ich imion i podkreślenie, że życie każdego człowieka ma znaczenie.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktorka, fotografka. Od 2022 roku zajmuje się sprawami społecznymi i kulturowymi związanymi z wojną w Ukrainie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polowanie na czarownice czy sprawiedliwe stosowanie prawa? O deportacjach Ukraińców

Ексклюзив
20
хв

Krymski precedens: legalizacja okupacji a bezpieczeństwo i prawo międzynarodowe

Ексклюзив
20
хв

"Będę o niej mówił <<Liza>>". Przełomowe uzasadnienie wyroku w sprawie śmierci Elizawiety

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress