Exclusive
20
min

Olena Babakova: – Odpowiedzialność za nienawiść wobec Ukraińców spoczywa na politykach i organach ścigania

Badaczka migracji o tym, jak zmienia się Polska i jej stosunek do Ukraińców

Diana Balynska

Marsz nacjonalistów przeciw imigracji, zorganizowany przez Ruch Obrony Granic w Warszawie, 10 maja 2025. Zdjęcie: Adam Stępień/Agencja Wyborcza

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W 2022 roku Polska stała się symbolem solidarności z Ukrainą. Jednak już po trzech latach retoryka polityczna nad Wisłą uległa znacznej zmianie. Ukraińcy są coraz częściej przedstawiani jako zagrożenie, a ich integracja stopniowo schodzi na dalszy plan. Zamiast niej coraz więcej mówi się o bezpieczeństwie i kontroli. O tym, jak i dlaczego antyimigrancka retoryka stała się w Polsce politycznym mainstreamem, rozmawiamy z Oleną Babakovą, dziennikarką i badaczką migracji.

Olena Babakova

Migracja – główny temat dyskusji

Diana Balińska: – Jakie kwestie są obecnie najczęściej badane w dziedzinie migracji ukraińskiej w Polsce?

Olena Babakova: – Migracja jest dziś jednym z głównych wyzwań nie tylko dla Polski, ale dla całej Unii Europejskiej. Według tegorocznego badania Eurostatu 50% Europejczyków za główne zagrożenie uważa wojnę w Ukrainie, a 44% migrację.

Sytuacja migracyjna w Polsce znacznie dziś różni się od tej sprzed czterech lat, nie mówiąc już o dziesięciu minionych latach. Jest ona głównym przedmiotem dyskusji, polityki, źródłem emocji i niepokoju ludzi. I właśnie dlatego temat migracji jest tak intensywnie badany – z różnych stron i przez różne instytucje. Te instytucje można podzielić na trzy główne grupy: pracownie socjologiczne, ośrodki analityczne (think tanki) i instytucje akademickie.

Pierwsza grupa to duże firmy socjologiczne, takie jak CBOS czy IBRiS. Przeprowadzają ogólnokrajowe badania na dużej próbie: według wieku, płci, regionów. Zanim wyniki zostaną opublikowane, mija około miesiąca. Takie badania często mają formę krótkich pytań, na przykład: „Czy migracja jest korzystna dla kraju?”, z prostymi odpowiedziami: „tak” lub „nie”.

Ale tutaj ważne jest, by zrozumieć, że już same sformułowania zawarte w pytaniach czasami zawierają oceny. I kiedy widzimy w wynikach, że, powiedzmy, 48% respondentów uważa, że „migracja jest dobra”, to słowo „dobra” dla każdego oznacza coś innego

Te dane są ważne, ale powierzchowne, bo nie pozwalają zrozumieć głębszych przyczyn ani motywacji.

Druga grupa to ośrodki analityczne. To organizacje, które tworzą ekspertyzy ukierunkowane na opracowywanie bieżącej polityki. Ich celem jest udzielenie praktycznej odpowiedzi na pytania interesujące grupy zawodowe, przedsiębiorców, polityków.

Takie badania trwają dłużej – zazwyczaj od pół roku do roku – i obejmują wąskie segmenty: stosunek pracodawców do migracji, wpływ migrantów na rynek pracy, polską tożsamość itp. Ich wyniki często stanowią podstawę do formułowania zaleceń zarówno dla polityków, jak dla konkretnych sektorów gospodarki.

I wreszcie – środowisko akademickie: uniwersytety, ośrodki badawcze, Polska Akademia Nauk. To właśnie te podmioty podchodzą do tematu migracji z największą głębią i dokładnością metodologiczną. Często są to badania międzynarodowe, obejmujące różne aspekty. Oznacza to jednocześnie, że od sformułowania tematu do opublikowania wyników badania mogą minąć dwa, a nawet trzy czy cztery lata. Na przykład obecnie obserwujemy prawdziwą falę prac naukowych poświęconych reakcji Polski na wyzwania migracyjne w czasach pandemii COVID-19. Oznacza to, że ta wiedza jest najgłębsza i najwyższej jakości, lecz działa z pewnym „akademickim jetlagiem”, czyli ciągłym opóźnieniem.

Nauka swoje, polityka swoje

Czy władze wykorzystują wyniki badań dotyczących migracji w swoich decyzjach?

Niestety nie. Co więcej, nawet jeśli wiedza naukowa przenika do dyskursu politycznego, nie gwarantuje to wcale, że taka perspektywa działa na korzyść migrantów czy praw człowieka w ogóle. Dotyczy to nie tylko Polski czy Ukrainy, ale także rozwiniętych demokracji.

W Polsce po wyborach w 2023 roku pojawiły się nadzieje na bardziej profesjonalną, mniej populistyczną politykę migracyjną. Wiceministrem ds. migracji został profesor Maciej Duszczyk, znany ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego.

Jednak z czasem stało się jasne, że gdy naukowiec obejmuje stanowisko rządowe, jego publiczna retoryka ulega radykalnej zmianie

W nowej strategii polityki migracyjnej, którą przedstawił Duszczyk, niemal nie ma nacisku na wyzwania demograficzne, czynniki ekonomiczne czy mechanizmy integracyjne. Rozdział poświęcony integracji formalnie istnieje, ale dotyczy on raczej asymilacji. Zamiast integracji w centrum uwagi są sekurytyzacja (czyli postrzeganie migrantów jako potencjalnego zagrożenia), populistyczne hasła i asymilacyjne podejście do obcokrajowców.

Decyzje takie jak ograniczenie pomocy dla ukraińskich uchodźczyń czy przywrócenie kontroli granicznej z Niemcami są podejmowane wbrew zaleceniom naukowym. Po prostu dlatego, że dobrze wybrzmiewają w kampanii wyborczej

Mamy więc paradoks: w rządzie są specjaliści, ale ich wiedza rzadko przekłada się na realną politykę.

Skoro mówimy o sekurytyzacji: dlaczego nastawienie Polaków do Ukraińców się zmieniło? To skutek manipulacji politycznych, rosyjskiej propagandy, czy naturalny proces?

Przede wszystkim to nie jest proces zewnętrzny, ale wewnętrzny. W przeciwieństwie do Francji czy Belgii, Polska nie ma masowych problemów z niekontrolowaną migracją.

Większość Ukraińców w Polsce pracuje, integruje się, nie obciąża systemu socjalnego. Mimo to poziom niepokoju i histerii w dyskursie publicznym jest czasami wyższy niż w krajach dotkniętych rzeczywistym kryzysem migracyjnym

Pomoc i „czarna niewdzięczność”

Powodem jest to, że Polska bardzo szybko przekształciła się z kraju emigracji w kraj imigracji, ale żadna z sił politycznych nie przeprowadziła ze społeczeństwem poważnej rozmowy na ten temat. Szczególnie w mniejszych miastach ludzie nie rozumieją, kto przyjechał, po co i czym naprawdę się zajmuje. W mediach i sieciach społecznościowych rozpowszechniane są filmy, na których np. obcokrajowcy zachowują się agresywnie – ale bez kontekstu, więc nie wiadomo, czy to w ogóle dzieje się w Polsce. Tyle że ludzie oglądają to wielokrotnie i odczuwają zagrożenie.

Na tym tle politycy zaczęli grać kartą migracji. Retoryka opiera się na przesłaniu: „Polska zrobiła dla Ukrainy więcej niż ktokolwiek inny, a w zamian otrzymała niewdzięczność”. Najpierw tę retorykę promowała Konfederacja, potem Prawo i Sprawiedliwość, a teraz, niestety, także rządząca koalicja, której przedstawiciele uważają się za liberałów. Są pojedyncze wyjątki, ale ogólnie panuje konsensus: migracja to zagrożenie. Mówi się, że owszem, Ukraińcy przyjechali i pracują, ale stanowią zagrożenie dla naszego stylu życia, dla tego, co nazywamy „polskością”. Więc tych migrantów trzeba zintegrować, choć i tak nic nie zrobimy, by tak się stało. Mamy więc taki zamknięty krąg.

Niestety polscy politycy nie potrafią uprawiać innej polityki niż polityka polaryzacji. Rosyjska propaganda jest oczywiście obecna, zwłaszcza za sprawą prorosyjskich aktywistów internetowych, ale jej rola jest drugorzędna. Absolutna większość antyimigranckich i antyukraińskich hejterów pochodzi z Polski.

Istnieją badania, które pokazują, że ponad 80% migrantów pracuje, płaci podatki. Jest potwierdzone, że niemieckie służby nie przywożą na granicę z Polską tysięcy uchodźców. Ale fakty nie mają już znaczenia. Dla wielu Polaków skrajnie prawicowy narracja jest bardziej realna niż rzeczywistość

I nie wiadomo, co z tym zrobić.

Najbardziej niepokojące jest to, że rośnie agresja w życiu codziennym. Ludzie, z którymi rozmawiam, coraz częściej spotykają się z otwartą nienawiścią nie tylko w internecie, ale także w środkach transportu, w pracy, po prostu w życiu codziennym. To nowy poziom napięcia. Kiedy „aktywiści” tacy jak Robert Bąkiewicz chodzą już w pobliżu granicy, sprawdzają dokumenty i śledzą migrantów – to staje się niebezpieczne. Wczoraj ścigali Gruzinów, dziś ścigają obywateli krajów tzw. Globalnego Południa, jutro – być może będą ścigać Ukraińców, a pojutrze zaczną sprawdzać wśród miejscowych, który z nich jest „prawdziwym Polakiem”.

Codzienny hejt uliczny

Jak przeciętny Ukrainiec w Polsce powinien reagować na hejt lub agresję w przestrzeni publicznej?

Nie ma uniwersalnej rady, ponieważ nie ma właściwej reakcji na agresję – naruszenie twoich granic osobistych zawsze jest czymś nienormalnym. Z moich obserwacji wynika, że reakcja zależy nie tyle od siły charakteru czy pewności siebie, ile od twoich zasobów: znajomości języka, statusu pobytu, stanu psychicznego.

Jedna rzecz, gdy dobrze znasz język polski, masz stały, legalny status, czujesz się pewnie. Wtedy możesz zwrócić uwagę na naruszenie, wezwać policję, zarejestrować incydent. Inna sprawa, jeśli jesteś uchodźczynią wojenną, nie mówisz po polsku i czujesz się bezbronna. Wtedy często prościej jest zignorować sytuację.

Czasami wystarczy spokojnie ostrzec: „Nie mów tak do mnie, to niedopuszczalne”, „Jeśli nie przestaniesz, będę musiała wezwać policję”. Jednak w wielu przypadkach milczące ignorowanie jest również strategią samoobrony

Tyle że to nie jest problem indywidualny, który można by rozwiązać poprzez osobiste zachowanie. Odpowiedzialność spoczywa tu na polskich politykach i organach ścigania, a te często ignorują takie przejawy nietolerancji, faktycznie zachęcając tym samym sprawców.

Jakie są Pani obserwacje dotyczące nastrojów wśród ukraińskich migrantów w Polsce?

Ogólnie – niepokojące. Praktycznie wszyscy, z którymi rozmawiam, mieli już doświadczenia lub słyszeli o przypadkach wrogości nie tylko w Internecie, ale także w przestrzeni fizycznej. To rodzi nieufność, a niekiedy chęć ograniczenia kontaktów z polskim społeczeństwem poza pracą.

Jednak reakcje bardzo zależą od osobistych zasobów. Osoby, które są tu już od dawna, mają stabilną pracę, mieszkanie, paszport, mogą łatwiej „amortyzować” ten niepokój, na przykład poprzez ironię lub dystans. Natomiast przez tych, którzy nadal czują się pod tym względem wrażliwi – zwłaszcza nowo przybyłych, uchodźców – takie sprawy są odbierane ostrzej, boleśniej i z większym niepokojem.

Co ciekawe, nawet ci, którzy nie śledzą zbyt uważnie polskiej polityki, intuicyjnie wyczuwają zmiany w atmosferze. Ludzie zaczynają szukać bardziej stabilnych rozwiązań prawnych: przejścia z PESEL UKR na kartę pobytu, uzyskania rezydentury, doprecyzowania swego statusu prawnego – by mieć nieco solidniejszy grunt pod nogami.

Od tego rządu nie oczekuję już niczego

A co z rozmowami o przeprowadzce gdzieś dalej?

One są, ale raczej w wąskich kręgach – na przykład wśród osób o wyższych dochodach, które rozważają wyjazd do Hiszpanii lub Portugalii. Więcej takich nastrojów widzę obecnie nawet wśród Białorusinów, którzy często łatwiej otrzymują dokumenty dzięki Karcie Polaka i mają większą „swobodę manewru”.

Ale na razie nie ma zbyt wielu rzeczywistych przypadków masowego wyjazdu lub powrotu.

Nawet jeśli jest im niekomfortowo, ludzie już się zakorzenili, mają pracę, mieszkanie, szkołę dla dzieci, a ponowne „wyrwanie się” jest bardzo trudne. Nawet powrót do domu to już nie to samo, ponieważ w tym czasie wszystko się zmieniło

Na razie jest więcej niepokoju i oczekiwania niż radykalnych decyzji. Ale zobaczymy, co przyniosą kolejne miesiące. Sytuacja pozostaje dynamiczna.

Oczekuje Pani jakichś działań rządu na rzecz poprawy integracji migrantów? I czy my sami robimy wystarczająco dużo, by wyjść ze swoich „baniek”?

Od tego rządu nie oczekuję już niczego... Byłoby dobrze, gdyby przynajmniej zrealizował swoje plany otwarcia centrów integracji cudzoziemców i sprawił, by wydawanie dokumentów pobytowych dla cudzoziemców zgodnie z kodeksem trwało 60 dni, a nie prawie rok, jak to się dzieje obecnie.

Tak, często gotujemy się we własnych kręgach społecznych. Ale brak kontaktu z Polakami to nie tylko kwestia niechęci. To także brak fizycznej przestrzeni i możliwości spotykania się z polskim społeczeństwem.

Jeśli pracujesz 12 godzin w fabryce, mieszkasz w akademiku z innymi obcokrajowcami i nie masz czasu nawet na to, żeby wyjść do parku – to gdzie i kiedy masz poznać Polaków?

Nie chodzi o to, że Ukraińcy „nie chcą się integrować”. Chodzi o brak punktów styczności.

Fakt, rodzicom małych dzieci jest trochę łatwiej – można poznać się w szkole lub na placu zabaw. Ale dla większości to luksus, a nie norma.

Integracja to zawsze proces dwustronny. Migranci muszą się dostosować, ale społeczeństwo też musi być gotowe na różnorodność, a nie działać zgodnie z logiką: „Stańcie się tacy jak my, a wtedy nic wam nie grozi”

Czy inicjatywy na szczeblu lokalnym mogą w tym jakoś pomóc?

Tak, ponieważ integracja często wymaga sztucznie stworzonych miejsc spotkań. Tak jak w dużych firmach organizuje się imprezy integracyjne lub warsztaty kulinarne, by ludzie zaczęli się kontaktować ze sobą, tak samo należy postępować w społecznościach: poprzez szkoły, uniwersytety, gminy, organizacje społeczne.

Nawet jeśli jesteś bardzo komunikatywny, to ktoś musi zorganizować przestrzeń, w której ludzie mogliby się spotykać. Bo nawet we własnym kraju po 30. roku życia nie jest łatwo nawiązać nowe znajomości, a tu dochodzi jeszcze bariera językowa. Fraza: „Po prostu wyjdź i poznaj kogoś” tutaj nie działa.

Częściowo te funkcje powinny pełnić centra integracji cudzoziemców, które planowano otworzyć przy wsparciu UE. Jednak przeciwko nim wystąpiła prawicowa Konfederacja, a rządząca Platforma przegapiła odpowiedni moment. I teraz sama zaczęła powtarzać: „Nie potrzebujemy centrów integracji, potrzebujemy centrów polskiej kultury ”.

To krok wstecz – do asymilacji zamiast integracji

Jest nas wielu i to się liczy

Jakie są Pani oczekiwania wobec pracy utworzonego w Ukrainie Ministerstwa Jedności? To naprawdę krok w kierunku powrotu Ukraińców do kraju, czy raczej działania pozorowane?

Oczekiwania są bardzo skromne. Chciałoby się po prostu, żeby minister nie uciekł tylnym wyjściem po pierwszej konferencji prasowej. A poważnie mówiąc – dobrze, że władze publicznie poruszyły ten temat. Ale czy naprawdę potrzebne jest do tego nowe ministerstwo? Oto jest pytanie.

Niestety widzieliśmy już wiele przypadków, kiedy nowe struktury tworzy się bardziej po to, żeby „pokazać, że coś robimy”, niż dla rzeczywistej pracy. Dlatego pewien sceptycyzm jest uzasadniony.

Co tak naprawdę zadecyduje o tym, czy Ukraińcy będą masowo wracać?

Są tu dwa kluczowe czynniki. Pierwszy – jakie schematy przejścia z tymczasowej ochrony do nowego statusu migranta zostaną zaproponowane Ukraińcom po 2026 czy 2027 roku. Czy ten schemat będzie raczej taki, jak obecnie w Polsce, mniej więcej akceptowalny dla większości uchodźców? Czy może będzie to schemat brytyjski, który jest całkowicie nie do przyjęcia dla 95% osób?

Drugi czynnik to poziom nastrojów antyimigranckich w Europie. Jeśli nienawiść do ukraińskich uchodźców w Polsce, Niemczech czy innych krajach będzie rosnąć, stanie się to dodatkowym „impulsem” do ich powrotu. Ironią losu jest, że może to nawet działać na korzyść państwa ukraińskiego – bez jakiegokolwiek wysiłku z jego strony.

Ogólnie rzecz biorąc, w wielu krajach – zarówno biedniejszych (jak Łotwa), jak bogatszych (jak Irlandia) – programy powrotu emigrantów działają w bardzo ograniczonym zakresie.

Ludzie nie wracają na wezwanie ministra. Wracają, gdy widzą sens i perspektywę

Zobaczymy więc, co im zaproponują w zakresie legislacyjnym, czy będzie to realne dla osób o niskich dochodach.

Co osobiście daje Pani nadzieję w kwestii ukraińskiej emigracji, mimo wszystkich tych trudności?

No... tani bilet na WizzAir, żeby choć gdzieś wyjechać z Polski. I może kieliszek wina [śmiech].

Ale mówiąc poważniej, nie myślę o tym w kategoriach nadziei. Mam raczej bardziej przyziemne spojrzenie. Tak, publiczna dyskusja jest często hejterska, czasami nie do zniesienia. Ale są też dobrzy ludzie, to fakt i nie można o tym zapominać.

Nie wszyscy odnoszą się do Ukraińców z wrogością. Są ludzie, którzy widzą w tobie człowieka, a nie paszport i akcent

Są też inne rzeczy, dzięki którym się trzymamy. Jest nas wielu, nie jesteśmy już „pojedynczymi migrantami”, jesteśmy widoczną społecznością. Mamy swoje organizacje, nie jesteśmy zawieszeni w próżni. Mamy wokół siebie ludzi, z którymi możemy się zjednoczyć.

Mamy też sojuszników. Może nie tyle w rządzie, ile w parlamencie, w mediach, wśród aktywistów.

A co najważniejsze, mamy swój kraj. Mamy dokąd wrócić – w przeciwieństwie, powiedzmy, do Białorusinów, dla których powrót często oznacza zagrożenie więzieniem, bo jesteś wrogiem własnego państwa. My przynajmniej mamy dom. Tak, teraz tam jest wojna, ból, problemy. Ale on jest.

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, redaktorka i scenarzystka. Pracowała jako redaktorka naczelna magazynów Liza i Enjoying Club, a także jako redaktorka wiodącego ukraińskiego portalu NV. W jej twórczym dorobku znajduje się wiele tekstów, inspirujących historii i odważnych eksperymentów. Kocha życie, ludzi, subtelny humor i głęboko wierzy w siłę słowa. Jej życiowe credo to: nigdy nie mów "nigdy"

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukryty potencjał i zielone korytarze

Diana Balynska: Dlaczego większość Ukrainek za granicą pracuje poniżej swoich kwalifikacji? I co można z tym zrobić?

Antonina Kurec: To naprawdę paradoksalna sytuacja, kiedy kraje przyjmujące Ukraińców otrzymują wspaniałe zasoby edukacyjne i kadrowe, ale nie wykorzystują ich w pełni.

Statystyki są niepokojące: według socjologów około 68% ukraińskich migrantów w 2024 r. pracowało na stanowiskach poniżej swoich rzeczywistych kwalifikacji.

Tylko jedna trzecia dyplomowanych uchodźców znalazła pracę wymagającą wyższego wykształcenia. Dysponujemy potencjałem ludzkim, który może zmienić Ukrainę po wojnie.

Mowa tu o szeregu barier, znacznie głębszych niż tylko kwestia języka. Po pierwsze, mamy problem z regulacją zawodów i powolnym uznawaniem dyplomów, tzw. nostryfikacją. Dotyczy to zwłaszcza dziedzin wymagających licencji, takich jak medycyna.

Po drugie, niezwykle ważnym aspektem jest opieka nad dziećmi. Większość migrantów to kobiety z dziećmi. A pracodawcy, zwłaszcza w sektorach wymagających kwalifikacji, wymagają pełnego zatrudnienia.

Kwestia, gdzie umieścić dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym, staje się kluczowym czynnikiem ograniczającym dla wykwalifikowanych matek

Aby rozwiązać tę sytuację, potrzebne są wspólne programy między krajami. Oznacza to, że oprócz intensywnej nauki języka polskiego potrzebujemy szybkiej walidacji kwalifikacji, a także płatnych staży w sektorach deficytowych, takich jak opieka zdrowotna, logistyka czy energetyka. Bardzo potrzebne są również przedszkola zapewniane przez pracodawców lub państwowa pomoc w opiece nad dziećmi. Tylko w ten sposób będziecie w stanie wykorzystać ten „ukryty potencjał”, a co najważniejsze — ludzie powrócą do Ukrainy z nową, cenną europejską wiedzą specjalistyczną.

Kobiety z Ukrainy pracują za granicą najczęściej poniżej swoich kwalifikacji: Marek BAZAK/East News

Wspomniała Pani o nostryfikacji dyplomów. Biorąc pod uwagę, że jest to dość długi, wyczerpujący i kosztowny proces, czy istnieją jakieś sposoby, aby go uprościć?

Dobre pytanie. Współpracuję z uniwersytetami i wiem, że istnieją odrębne umowy o wzajemnym uznawaniu dyplomów akademickich między Polską a Ukrainą. Są jednak dziedziny, które wymagają dodatkowej weryfikacji.

Byłoby wspaniale, gdyby na szczeblu rządowym udało się uzgodnić jakiś fast track (przyspieszone procedury — red.) dla zawodów deficytowych, coś w rodzaju „zielonych korytarzy”. Albo stworzyć jeden e-rejestr, w którym można by od razu weryfikować te dyplomy.

W praktyce światowej stosuje się już tzw. skill bridges (mosty umiejętności), które są aktywnie wykorzystywane przez międzynarodowe firmy. Skupiają się one nie na ogólnych dokumentach, ale na tym, co dana osoba wie i potrafi. Podobne Skill Bridges działają już z powodzeniem w UE i Kanadzie.

Dobrą praktyką są centra oceny (assessment centers), gdzie sprawdza się praktyczne umiejętności, a nie tylko papier. Im częściej będziemy to robić, tym szybciej będziemy zapełniać miejsca pracy wykwalifikowanymi pracownikami.

Kobiety w „męskich” zawodach

Czy wzrost napięć społecznych i konkurencji na polskim rynku pracy może stać się zewnętrzną presją, która skłoni Ukraińców do powrotu do domu?

Nie uważam, że tylko ten czynnik będzie kluczowym katalizatorem masowego powrotu. Tak, nastroje społeczne ulegają wahaniom, ale większość Polaków nadal jest przychylna Ukraińcom.

Decyzja o powrocie jest podyktowana znacznie ważniejszymi powodami niż sytuacja na polskim rynku pracy. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo, zakończenie wojny. Po drugie, jest to dostępność lub brak mieszkania w Ukrainie. Nie możemy zapominać, że ogromna część ludzi po prostu nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone. Powrót dla was oznacza w rzeczywistości kolejny start od zera.

Abyście wrócili, Ukraina musi zaproponować wam zrozumiałą, uczciwą i motywującą strategię powrotu z namacalnymi ułatwieniami, programami uzyskania mieszkania i, co najważniejsze, gwarantowanymi miejscami pracy.

Pewność zatrudnienia i zapewnienia bytu rodzinie to kluczowy warunek powrotu.

Podejście to jest zgodne z praktyką EBRD i Banku Światowego w zakresie odbudowy powojennej.

Osobiście aktywnie angażuję się w dialog z międzynarodowymi partnerami na temat modeli powrotu wykwalifikowanych pracowników.

Jeśli chodzi o ukraiński rynek pracy: jacy specjaliści są obecnie najbardziej poszukiwani? Gdzie odczuwa się największy niedobór kadr, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby odbudowy?

W samym słowie „odbudowa” zawarte jest już budownictwo, gdzie obecnie istnieje największy popyt i największy niedobór kadr w Ukrainie. Wynika to nie tylko z migracji, ale także z faktu, że specjaliści w większości walczą na wojnie.

Bardzo poszukiwani są również specjaliści z zakresu energetyki i sieci. Wróg nieustannie bombarduje naszą infrastrukturę, dlatego ciągle potrzebujemy odbudowy. Równie pilnie potrzebni są logistycy, kierowcy. Są to branże, które, jak wiesz, krzyczą, że brakuje ludzi. Niedawno sama widziałam młodą dziewczynę-dźwigniarza i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku kobiet za kierownicą ciężarówek. Co ważne, wynagrodzenia w tych branżach również znacznie wzrosły. Pracodawcy są gotowi płacić, aby ludzie zajmowali te bardzo ważne stanowiska. Będzie to największa potrzeba w ciągu najbliższych 5 lat.

Kobiety sprzątają po kolejnym rosyjskim ataku na Kijów, 10.07.2025. fото: OLEKSII FILIPPOV/AFP/East News

W jaki sposób biznes i państwo powinny strategicznie zmienić swoje podejście, aby zapewnić kobietom realne możliwości rozwoju kariery?

Całkowicie słusznie podkreślasz, że Ukraina musi przemyśleć sposób, w jaki budujemy możliwości kariery dla kobiet. Potrzebujemy nie tylko równych wynagrodzeń, ale także głębokiego wsparcia systemowego. Takim systemowym wsparciem zajmuje się społeczność Women Leaders for Ukraine, a jako jej członkini osobiście uczestniczyłam w opracowaniu programu przygotowującego kobiety-liderki do pracy w energetyce. Kobiety uczyły się, zdobywały umiejętności techniczne i przywódcze, a prawie wszystkie uczestniczki projektu znalazły następnie zatrudnienie.

Jeśli chodzi o wsparcie społeczne, w Ukrainie istnieje już wiele bezpłatnych szkoleń i kursów dla kobiet, które zostały zmuszone do przejęcia biznesu porzuconego przez mężów, którzy wyruszyli na wojnę. Są to szkolenia z zakresu finansów, marketingu, logistyki. Dostępna jest również pomoc psychologiczna. Jednak niestety nie widzę jeszcze systemowych podejść społecznych (takich jak państwowe przedszkola lub pomoc w opiece nad dziećmi) na poziomie biznesu i państwa. To jest coś, co jeszcze trzeba wdrożyć.

A jak przebiega reintegracja i zatrudnienie weteranów? Czy są już jakieś systemowe programy?

To bardzo aktualny temat. Już w 2023 roku uruchomiono zakrojone na szeroką skalę programy (na przykład „Veteran Hub”), w ramach których pracodawcy otrzymywali bezpłatne szkolenia dotyczące adaptacji weteranów. Moje doświadczenie potwierdza, że takie programy są dość skuteczne w integracji weteranów z powrotem w środowisku pracy.

Popyt na weteranów jest duży, ponieważ wracają oni jako wspaniali liderzy. Posiadają cenne umiejętności nabyte w wojsku: determinację, krytyczne myślenie, umiejętność oceny ryzyka

Wielu weteranów po demobilizacji otwiera własne firmy. Zostali przedsiębiorcami, ponieważ głęboko odczuwają wartość życia i nie boją się ryzykować, chcą realizować swoje marzenia. To bardzo udany trend, a firmy są bardzo zainteresowane takimi pracownikami.

Jak sprowadzić ludzi z powrotem do Ukrainy?

Czy odczuwa się odpływ młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat, którzy wyjeżdżają za granicę na studia lub w poszukiwaniu perspektyw zawodowych? Jakie ryzyko to niesie?

Podczas wojny trudno jest operować dokładnymi danymi na temat tego, ilu młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat faktycznie wyjechało. Musimy opierać się na statystykach z granic, a one nie dają jasnego obrazu tego, którzy z nich opuścili kraj na zawsze.

Jednak tendencja jest widoczna, na przykład mamy wysoki odsetek ukraińskich studentów w Polsce. Około 43% wszystkich zagranicznych studentów w roku akademickim 2023-2024 w Polsce to Ukraińcy. To duży odsetek.

Ryzyko związane z odpływem młodzieży jest dla Ukrainy znaczne: tracimy całą grupę, która tworzy innowacje.

W szczególności są to inżynierowie IT, ludzie z wyższym wykształceniem. Oczywiście można powiedzieć: niech te dzieci wyjeżdżają i uczą się, zachowują swoje zdrowie psychiczne w krajach, gdzie panuje pokój, a z czasem wrócą już wykształcone, aby odbudować Ukrainę. Ale aby wróciły, potrzebna jest platforma powrotu.

Z pewnością wprowadziłabym stypendia celowe na zasadzie „uczyć się i wracać” lub stypendia z gwarancją zatrudnienia w projektach odbudowy. Niezbędne są również preferencyjne kredyty hipoteczne dla młodzieży, ponieważ wielu z nich pochodzi z okupowanych terytoriów lub straciło mieszkanie z powodu wojny.

Wśród ekspertów pojawia się opinia, że powróci około 1/3 osób, które wyjechały. Czy zgadzasz się z tą prognozą? Co powinno być najważniejszym czynnikiem motywującym do powrotu?

Nie bardzo wierzę, że powróci tylko jedna trzecia, ale niech ta teza pozostanie. Powinna ona skłonić nasze państwo do podjęcia zdecydowanych kroków, aby tak się nie stało.

Po pierwsze, Ukraina musi wysłać jasny i silny komunikat, że kraj się zmienił. Dotyczy to zarówno świadczenia wysokiej jakości usług administracyjnych, jak i przejrzystości. Po drugie, chodzi o rolę w wielkiej odbudowie. Dla wykwalifikowanych specjalistów może to być oferta wyższego stanowiska, rozwoju kariery i, co niezwykle ważne, element misji – przekazanie europejskiego doświadczenia swojemu krajowi.

I co najważniejsze:

Program państwowy musi być taki sam dla tych, którzy byli za granicą, jak i dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Nie można dzielić obywateli!

Powinna to być kombinacja ofert pracy, mieszkania i poczucia misji odbudowy.

Ukrainka podczas kursu kulinarnego, Оlsztyn, 2022. fото: Hubert Hardy/REPORTER

- Chcę przekazać jasny komunikat Ukraińcom za granicą: wasze doświadczenie w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem. To podstawa powojennego rozwoju Ukrainy.
Wracając do kraju przywieziecie ze sobą standardy Unii Europejskiej, jej wartości. Wiecie, jak wzmocnić biznes i państwo. Dlatego inwestujcie w tę wiedzę i doświadczenie, nie ulegajcie wpływom negatywnych narracji! Pracujcie, uczcie się, zdobywajcie wykształcenie. To wasza strategiczna inwestycja w waszą osobistą przyszłość, a także w konkurencyjność naszej Ukrainy w Europie.

20
хв

Antonina Kurec: Doświadczenie zdobyte w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem, ale podstawą powojennego rozkwitu Ukrainy

Diana Balynska

Tutaj można żyć z zasiłku

Krystyna Leskakowa była w Ukrainie nauczycielką języka angielskiego, a obecnie uczy obcokrajowców języka fińskiego. Do Finlandii przyjechała w 2022roku ze swoją małą córeczką. Wybór kraju nie był przypadkowy — w fińskim mieście Tampere mieszka matka Krystyny.

 — Mieliśmy gdzie się zatrzymać, a tym, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, w 2022 roku pomagał Czerwony Krzyż — opowiada. — Obecnie za to odpowiada już inna organizacja. Nowo przybyłym Ukraińcom, tak jak wcześniej, nadal się pomaga się: większość z nich osiedla się w dużych mieszkaniach przerobionych na akademiki. W trzypokojowym mieszkaniu może mieszkać kilka rodzin, z których każda ma swój pokój. Jeśli rodzina jest duża, może otrzymać osobne mieszkanie, ale tylko tymczasowo. Po upływie roku od przyjazdu osoba ma prawo do miejskiej rejestracji, a wraz z nią — nowe możliwości.

Jak wszędzie, w Finlandii ważne jest znajomość lokalnego języka. Krystyna nauczyła się fińskiego i obecnie nawet uczy go innych.

Do momentu uzyskania zameldowania jedyną dostępną pomocą finansową jest zasiłek dla uchodźców w wysokości około 300 euro miesięcznie. Po uzyskaniu zameldowania można ubiegać się o podstawową pomoc społeczną, która w przypadku osób bezrobotnych wynosi około 600 euro miesięcznie. Jednocześnie można otrzymać pomoc na opłacenie czynszu za mieszkanie. Przed uzyskaniem zameldowania opcja ta jest niedostępna, więc albo mieszkasz w akademiku, albo samodzielnie wynajmujesz mieszkanie.

Osoby, które przybyły do Finlandii, są rejestrowane na giełdzie pracy, gdzie dla każdego Ukraińca w wieku produkcyjnym opracowuje się plan integracji. Obejmuje on naukę języka fińskiego do poziomu A2-B1 (czasami nawet B2), potwierdzenie lub podwyższenie kwalifikacji, zatrudnienie.

Obecnie okres integracji skrócono z trzech do dwóch lat, a w ciągu dwóch lat bardzo trudno jest nauczyć się fińskiego od podstaw. Znam niewiele osób, które po trzech latach pobytu w Finlandii mają pewny poziom B1. Dlatego większość idzie do pracy fizycznej.

 Ogólnie rzecz biorąc, w Finlandii do każdej pracy potrzebne są kwalifikacje. W 2002 roku wiele firm przymykało na to oko, ponieważ chciało pomóc Ukraińcom. Jednak nawet do pracy w sprzątaniu potrzebne są kwalifikacje, czyli dwa i pół roku nauki. Wielu Ukraińców uczy się na młodszy personel medyczny, aby pracować na przykład w domu spokojnej starości. Mężczyźni często idą na budowę lub zostają ślusarzami i elektrykami. Dobrze płatna jest tu praca spawacza, ale wszystko znowu sprowadza się do języka — bez fińskiego nie ma mowy.

 

Krystyna zaczęła uczyć się fińskiego jeszcze w Ukrainie

 

- I chociaż było to ponad dziesięć lat temu, w stresie wiele rzeczy sobie przypomniałam— mówi. — W 2022 roku mój poziom był gdzieś pomiędzy A1 a A2. Od razu zapisałam się na płatne kursy, gdzie nauka była bardziej intensywna. Równolegle zajęłam się potwierdzeniem mojego dyplomu nauczyciela. Aby mieć prawo do nauczania, na przykład w liceum, musiałam dokończyć naukę — na szczęście bezpłatnie — w wyższej szkole zawodowej.

Mój zawód jest w Finlandii bardzo poszukiwany — większość ludzi uczy się tu angielskiego. Ale bez znajomości fińskiego można znaleźć pracę tylko w szkole międzynarodowej. Chociaż Finowie tak bardzo kochają swój język, że nawet specjaliście, który w pracy używa wyłącznie angielskiego, pracodawca raczej zaproponuje opłacenie kursów fińskiego. Kończyłam jeden kurs za drugim, a potem trafiłam na praktykę zawodową do college'u, gdzie uczy się fińskiego imigrantów. Po praktyce zaproponowano mi stanowisko instruktora, który pomaga studentom. Moja fiński był już wtedy na poziomie B2, a teraz sama go uczę. Chociaż początkowo planowałam uczyć angielskiego.

Helsinki 2025

Zdaniem Krystyny, nawet jeśli pracujesz, możesz otrzymać pomoc finansową na opłacenie czynszu — wszystko zależy od poziomu dochodów. Jeśli wynagrodzenie jest niewystarczające, państwo rekompensuje brakującą kwotę. Ukraińcy, którzy nie pracują, żyją z zasiłku socjalnego w wysokości 600 euro miesięcznie. Za te pieniądze można przeżyć w Finlandii.

 — Bo jeśli ktoś nie pracuje, rachunki za prąd i wodę również pokrywa pomoc społeczna. Głównym wydatkiem będzie jedzenie, a ubrania można po prostu kupować w second handach.

Dźwięk pary pozwala zapomnieć o wszystkich smutkach

 

W Finlandii stałymi klientami second handów mogą być ludzie zamożni, którzy traktują takie doświadczenie jako możliwość ekologicznego życia i nadania rzeczom drugiego życia. Finowie są dość oszczędni, mało kto żyje tu na szeroką skalę. My, Ukraińcy, lubimy dawać drogie prezenty, a tutaj można podarować na przykład skarpetki — bo najważniejsza jest nie cena prezentu, ale uwaga.

 Wydaje mi się, że Finowie są bardziej powściągliwi i spokojni niż Ukraińcy. Nie spieszą się, nie denerwują. Wykonują swoją pracę, ale bez stresu.

W większości przypadków dzień pracy zaczyna się o siódmej rano, ale już o7:20 wszyscy idą na przerwę kawową. Po godzinie — na kolejną, potem jeszcze jedną, a o 11:00 jest już pora na lunch. A jeśli dzień pracy kończy się o16:00, to o 15:58 przy biurkach nie ma już nikogo.

Ponieważ dla Finów praca to tylko praca, a życie to przede wszystkim bycie z rodziną, spacery na łonie natury, wycieczki nad jeziora, czerpanie radości z życia.

Krystyna z córką w Laponii, która jest marzeniem wielu dzieci na całym świecie

Kolejnym znanym elementem fińskiej filozofii jest sauna. Finowie chodzą do sauny w środy, piątki i weekendy — i prawie wszyscy miejscowi, których znam, nie naruszają tej tradycji. To sposób na relaks i odstresowanie się. W saunie,do której teraz czasami chodzę, znajduje się napis, który w tłumaczeniu z języka fińskiego oznacza, że dźwięk pary sprawia, że zapomina się o wszystkich smutkach. W saunie nie wypada dużo rozmawiać — chodzi o to, aby siedzieć i cieszyć się dźwiękiem, który powstaje, gdy woda spada na rozgrzane kamienie. Zrozumienie tego zen zajęło mi trzy lata. Już umiem cieszyć się sauną, ale nie potrafię jeszcze pracować całkowicie bez stresu.

Zasada unikania stresu stosowana jest tutaj również w nauce. Moja córka ma osiem lat i dla niej szkoła to przyjemność. Tutaj dzieci traktowane są jak osobowości, których nikt nie próbuje łamać ani wtłaczać w standardy. Nauczyciel nigdy nie skrytykuje ucznia podczas lekcji lub w obecności innych osób.

Nawiasem mówiąc, w szkołach uczy się tutaj dwóch języków obcych: oprócz angielskiego — również szwedzkiego, który w Finlandii jest drugim językiem państwowym. Patrząc na to, jak moja córka uczy się angielskiego, rozumiem, że program nauczania jest tutaj znacznie łatwiejszy niż w Ukrainie. Jednocześnie większość Finów dobrze zna angielski. Być może właśnie ta łatwość nauczania daje rezultaty, ponieważ dzieci nie postrzegają języka obcego jako czegoś obcego i skomplikowanego. Jeśli chodzi o nauczanie dorosłych, główna różnica w porównaniu z Ukrainą polega na tym, że nauczyciel przekazuje ci do dwudziestu procent materiału. Reszta to samodzielna nauka.

Zwolnienie lekarskie z powodu depresji

 - Moja piętnastoletnia córka również jest bardzo zadowolona z fińskiej szkoły — opowiada Inna Bogacz, która w 2022 roku przeprowadziła się do fińskiego miasta Espoo. — Miło mnie zaskoczyło, że dzieci mają tu wszystko: od zeszytów i długopisów po laptopy. I nic nie trzeba kupować. W szkołach jest najnowszy sprzęt, a takiej ilości instrumentów muzycznych, jak w klasie muzycznej mojej córki, nie widziałam jeszcze nigdzie. Jeśli potrzebne są dodatkowe zajęcia z nauczycielem, są one bezpłatne. Teraz moja córka rozpoczyna orientację zawodową, która polega na tym, że dzieci wyjeżdżają na dwutygodniową praktykę do wybranej przez siebie organizacji, aby wypróbować ten lub inny zawód.

W przeciwieństwie do córki, która już dobrze zna język fiński, mi nie przychodzi to łatwo. Ale pracuję w sklepie, gdzie codziennie rozmawiam z ludźmi. Zajmuję się również malowaniem ubrań (w Ukrainie miałam własną pracownię artystyczną). Zawsze powtarzam, że w Finlandii mam dwie prace: ilustrację – dla duszy (miałam tu nawet wystawę!), a sklep – aby zarabiać i nie być na utrzymaniu państwa. To ciężka praca fizyczna z ośmiogodzinnymi zmianami, ale pozwala zarobić. Dodatkowo ukończyłam tutaj college na kierunku „kosmetologia”, a także uczę ukraińskie dzieci rysunku w ukraińskim centrum w Helsinkach.

Inna na wystawie swoich prac w mieście Kaari, 2024 r.

W planach mam przejście na wizę pracowniczą, która prowadzi do stałego pobytu. W Finlandii jest to możliwe, jeśli ma się umowę o pracę na określoną liczbę godzin.

 W Finlandii ważne jest, aby mieszkać bliżej dużego miasta, ponieważ to właśnie tam są możliwości. Ukraińcy, których po przyjeździe osiedlono w prowincjach na północy, z czasem i tak przenosili się bliżej miast. W mieście jest praca, ale życie jest tu droższe. W Espoo miesięczny czynsz za trzypokojowe mieszkanie wynosi około 1400 euro (w Helsinkach jest drożej). Mniejsze mieszkanie będzie kosztować około 800 euro, ale wraz z opłatami komunalnymi — około tysiąca (przy czym minimalna płaca wynosi obecnie około 13 euro za godzinę). Należy również wziąć pod uwagę, że mieszkanie do wynajęcia będzie puste - może nawet nie będzie podłączone do prądu. Wszystko - od mebli po żarówki - kupujesz sam. Jedyne, co będzie to kuchnia.

Pralki nie są dostępne dla wszystkich: w wielopiętrowym budynku można na zmianę z sąsiadami prać i suszyć rzeczy w specjalnie wyposażonej pralni. Nie masz też prawa tapetować ani malować ścian na kolor inny niż biały, szary lub niebieski. W Finlandii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, preferuje się minimalistyczne wnętrza z białymi ścianami i meblami z IKEA. W fińskim domu nie zobaczysz złotych zasłon ani łóżka z baldachimem. Nawiasem mówiąc, domy są tu ciepłe, mają centralne ogrzewanie, co jest bardzo ważne w surowym klimacie.

 Nasze miasto Espoo leży na południowym wybrzeżu, ale nawet tutaj bywa bardzo zimno (kiedyś było minus trzydzieści stopni i powietrze dosłownie zamarzało w nosie), a śnieg może padać nawet w maju. Najtrudniejszy okres przypada tutaj na listopad: wszystko wokół jest szare, ciągle pada deszcz, a dzień jest bardzo krótki. Idzie się do pracy w ciemności, wraca się również w ciemności. To przygnębia, wywołuje depresję. Dlatego wiele osób przyjmuje nie tylko witaminę D, ale także leki przeciwdepresyjne.

 Mówi się, że Finlandia jest krajem szczęśliwych ludzi, ale jednocześnie odnotowuje się tu wysoki poziom samobójstw.

Stres lub depresja mogą być przyczyną nieobecności w pracy i wystawienia zwolnienia lekarskiego.

Nie powiedziałabym, że ludzie tutaj dużo piją. Alkohol jest bardzo drogi, a ludzie, którzy naprawdę go lubią, płyną promem do Tallina, skąd wracają z całymi wózkami butelek. Kiedyś płynęłam takim promem i byłam jedyną pasażerką bez wózka.

Pomimo specyficznego klimatu, Finlandia mi się podoba. W ogóle nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Bielizna termiczna, a także nieprzemakalne spodnie i kurtki — to tutaj rzeczy pierwszej potrzeby. W Finlandii nie ma gór, za to jest wiele pięknych jezior. Często spotykamy tu sarny, jelenie, lisy.

Fińskie lasy zamiast zniszczonych ukraińskich miast

 - Lasy i jeziora nadają Finlandii szczególny surowy urok — potwierdza Krystyna Leskakova. — Są też białe noce, do których również trzeba się przystosować. Upały zdarzają się tu rzadko, chociaż tego lata przez całe trzy tygodnie temperatura utrzymywała się na poziomie około 28 stopni. Dla Finów jest to upał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma tu klimatyzacji. Finom pomaga przetrwać niespodzianki klimatu zasada „nie stresować się”, spacery, a zimą —narty.

 Jest jeszcze Laponia, gdzie trafia się do prawdziwej zimowej bajki. Kiedyś pojechałyśmy tam z córką na jeden dzień. Przed Bożym Narodzeniem panuje tam niesamowita atmosfera, ale nawet bez noclegu jest to bardzo kosztowna przyjemność.

Zajączek przy domu

Według Krystyny y i Inny Finowie nadal aktywnie pomagają Ukraińcom, omawiając potencjalne zagrożenie dla ich kraju ze strony sąsiedniej Rosji.

— W historii Finlandii również była wojna z Rosją, więc Finowie nas rozumieją i wspierają — mówi Krystyna. — Fakt, że Rosja dąży do rozszerzenia agresji na kraje UE, jest tutaj również żywo dyskutowany. Sądząc po nastrojach, Finowie w razie potrzeby pójdą bronić swojej ziemi. Chociaż oczywiście nikt nie jest gotowy na wojnę pod względem moralnym. Dzięki zabezpieczeniu socjalnemu Finowie są znacznie bardziej zrelaksowani niż my przed wojną.

W Finlandii naprawdę czujesz się bezpiecznie: rozumiesz, że jeśli nagle stracisz pracę, państwo cię wesprze, a jeśli nagle zachorujesz, nie będziesz musiał szukać pieniędzy na drogie leczenie.

 I to jest jeden z powodów, dla których tak wielu Ukraińców myśli o pozostaniu w Finlandii nawet po zakończeniu działań wojennych. Drugim powodem jest pochodzenie Ukraińców, którzy przybyli do tego kraju.

 „Jest coś, co odróżnia Finlandię od Polski i innych krajów zachodnioeuropejskich: przybyło tu wielu Ukraińców z okupowanych terytoriów lub ze wschodu Ukrainy” – cytuje socjologa, członka zarządu Stowarzyszenia Ukraińców w Finlandii Arsenija Swynaienko fińskie media YLE. „Była to niemal jedyna droga, aby dostać się z okupowanych terytoriów przez Rosję do Europy Zachodniej, przede wszystkim do Finlandii, Estonii lub Łotwy. Ci ludzie nie mają dokąd wracać. Stracili wszystko, ich miasta i wioski zostały zniszczone”.

 Dlatego coraz więcej Ukraińców, którzy przebywali w kraju na podstawie tymczasowej ochrony, przechodzi obecnie na długoterminowe pozwolenie na pobyt typu A, które po czterech latach pobytu i pracy w Finlandii umożliwia ubieganie się o pozwolenie na pobyt stały. I chociaż prawo przewiduje, że osoba przebywająca w kraju może posiadać tylko jedną kartę pobytu, dla Ukraińców zrobiono wyjątek — mogą oni posiadać zarówno tymczasową ochronę, jak i pozwolenie na pobyt długoterminowy.

20
хв

Dwóch z trzech ukraińskich uchodźców w Finlandii nie planuje powrotu. Dlaczego?

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

„Idźcie do pracy!”. Jak ukraińscy uchodźcy mogą walczyć o prawo do leczenia w Polsce

Ексклюзив
20
хв

Czat z wrogiem. Kto, po co i jak robi z nastolatków dywersantów i sabotażystów

Ексклюзив
20
хв

„Podniósł się i uderzył mnie głową w nos”. W Warszawie pobito kobietę, która stanęła w obronie Ukrainki

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress