Exclusive
20
min

Prosić trzy razy: jak się żyje ukraińskim uchodźcom w Szwajcarii

„Poczucie bezpieczeństwa wiąże się dla mnie przede wszystkim z tym, że w Szwajcarii od ponad 200 lat nie było wojen. Kraj otoczony jest górami, na których znajdują się instalacje obrony przeciwlotniczej. W Zurychu jest wiele schronów przeciwbombowych i wszystkie są w idealnym stanie. Główna zasada: jeśli chcesz pokoju, przygotuj się na wojnę. Dla mnie jako osoby, która już dwukrotnie musiała uciekać przed wojną, to bardzo ważne”

Kateryna Kopanieva

‍ Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Szwajcaria przygotowuje się do zmiany zasad przyjmowania ukraińskich uchodźców. Władze kraju zamierzają sprawdzać, czy rzeczywiście w regionie, z którego przybyła dana osoba, grozi jej niebezpieczeństwo. Jeśli to uchodźca z zachodniej części Ukrainy, może spotkać się z odmową udzielenia mu tymczasowej ochrony, ponieważ szwajcarskie ministerstwo ds. migracji uważa, że „w zachodnich regionach nie ma intensywnych działań wojennych”.

Szwajcarska edycja „Der Spiegel” informuje, że nowe zasady podziału regionów Ukrainy na „bezpieczne” i „niebezpieczne” mogą wejść w życie już jesienią 2025 roku i będą obowiązywały tylko nowo przybyłych Ukraińców.

Jednak inne nowe regulacje obejmą też tych, którzy już są w Szwajcarii. Obecnie mogą wyjeżdżać do Ukrainy maksymalnie na 15 dni w ciągu kwartału, planuje się jednak ograniczenie tej możliwości do 15 dni w ciągu pół roku.

W tym względzie władze szwajcarskie idą za przykładem Norwegii, gdzie podróżowanie uchodźców do Ukrainy jest już zabronione, a 14 ukraińskich obwodów uznano za względnie bezpieczne (więc ich mieszkańcy nie potrzebują ochrony).

Obecnie w Szwajcarii tzw. status S, czyli tymczasowej ochrony, ma około 69 tysięcy Ukraińców. Nowo przybyłym, którzy wcześniej mieli już ochronę w innym kraju lub posiadają wizy Kanady lub USA, ochrony się odmawia.

O specyfice życia ukraińskich przesiedleńczyń w najdroższym kraju Europy rozmawiamy z dwiema Ukrainkami mieszkającymi w kantonach francusko- i niemieckojęzycznym.

Ukraińscy uchodźcy z Mariupola w Szwajcarii. Zdjęcie: Jean-Christophe Bott/Keystone

Ludzie ze statusem S

Iryna Piskowa z Charkowa mieszka gminie Waadt niedaleko Genewy, która leży w kantonie francuskojęzycznym. W ciągu trzech lat pobytu w Szwajcarii nie tylko nauczyła się francuskiego, ale otworzyła też własną firmę – serowarnię, w której wraz z pracownikami z kwaśnego mleka wytwarza tradycyjny ukraiński twaróg.

– To produkt, którego nie ma w większości krajów europejskich i którego bardzo brakuje Ukraińcom w Europie – wyjaśnia Irina. – Przed przeprowadzką do Szwajcarii nie zajmowałam się takimi rzeczami, w Ukrainie pracowałam w marketingu. Kiedy wybuchła wojna, przyjechałyśmy tu z córką, bo mieszkała tu moja przyjaciółka z dzieciństwa. Dzięki mediom społecznościowym znalazłam dla nas tymczasowe mieszkanie – pokój w akademiku w małym miasteczku niedaleko Genewy.

Ludzi, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, władze również rozmieściły w akademikach i salach sportowych. Mojego ojca na przykład umieszczono w sali wystawowej w Genewie, gdzie uchodźcy nocowali w jednym dużym pomieszczeniu na łóżkach odgrodzonych prześcieradłami i folią. Ludzie mieszkali tam, dopóki nie znaleźli (albo nie znaleziono dla nich) stałego miejsca zamieszkania. Z tym ostatnim, jeśli nie masz w Szwajcarii stałej pracy, jest trudno. Chociaż instytucja państwowa może wystawić zaświadczenie, że gwarantuje, że będziesz płacić czynsz, wielu właścicieli mieszkań i tak się na to nie zgadza – zwykle chcą wypłacalnego najemcy z oficjalną pensją. Zresztą poręczycielem może być wypłacalny Szwajcar. Problem w tym, gdzie takiego znaleźć i jak poprosić o przysługę kogoś, kto cię nie zna.

Miesięczny czynsz za kawalerkę na przedmieściach Genewy może wynosić 1800-2500 franków szwajcarskich. To niedrogo, jak na lokalne standardy. Zarazem do wynajmu zawsze są kolejki – na oglądanie może przyjść nawet 40 osób

– I tak stoisz w kolejce, wypełniasz ankietę – ale jako Ukrainka ze statusem S masz świadomość, że szansa, by wybrano właśnie ciebie, jest bliska zeru. Ja miałam szczęście spotkać kobietę, która sama zaproponowała, że zostanie moją poręczycielką. Tylko dzięki temu udało mi się znaleźć mieszkanie.

Dopóki człowiek nie zacznie sam się utrzymywać, państwo opłaca mu czynsz. Są też zasiłki socjalne: 12,5 franka dziennie na osobę dorosłą, 9,5 franka na dziecko.

– To wystarcza na zaspokojenie podstawowych potrzeb: produkty spożywcze, środki higieny – mówi Iryna. – Trzyosobowa rodzina, w której dwoje dorosłych nie pracuje, otrzymuje około tysiąca franków miesięcznie, z czego jakieś 750 idzie na jedzenie, a reszta na opłacenie telewizji, internetu, dojazdów.

Władze Szwajcarii rozważają możliwość wypłacania Ukraińcom w przyszłości pieniędzy na powrót do Ukrainy. Zdjęcie: Shutterstock

Przy tym musisz się integrować, chodzić na kursy językowe. W naszym kantonie to kursy francuskiego. Opuszczenie zajęć jest możliwe tylko z ważnych powodów, w przeciwnym razie grozi kara w wysokości 1000 franków. Po zaliczeniu poziomu A2 zazwyczaj kierują cię do urzędu pracy – bo uznaje się, że możesz już szukać pracy (chociaż A2 nie wystarcza nawet do zatrudnienia się w supermarkecie). Możesz otrzymać zgodę na kontynuowanie nauki do poziomu B1 (w pojedynczych przypadkach nawet do B2), jeśli przekonująco uzasadnisz, dlaczego jest ci to potrzebne – na przykład masz wyższe wykształcenie i potrzebujesz lepiej opanować język, by pracować w swoim zawodzie.

Mnie dano możliwość podciągnięcia do poziomu B2 angielskiego, chociaż angielski nie jest w Szwajcarii językiem urzędowym. Wyjaśniłam, że jest mi potrzebny do pracy w marketingu. Urząd pracy może również zaproponować staż w zawodzie – w zasadzie bezpłatną pracę. To szansa na zdobycie lokalnego doświadczenia, a czasem nawet na pozostanie w firmie, w której odbywasz staż.

W Szwajcarii są cztery języki urzędowe, ale najważniejsza jest znajomość języka kantonu, w którym mieszkasz

W Genewie wszystko jest po francusku. Miejscowi rozumieją angielski, ale pracę w oparciu o znajomość tego języka można znaleźć tylko w międzynarodowych firmach, a do tych bardzo trudno się dostać.

Ukraińcy, podobnie jak w innych krajach Europy, zazwyczaj pracują tu fizycznie: manicure, sprzątanie albo praca w kuchni. W kuchni zaczynasz od stażu, głównie zmywasz naczynia. Ale w końcu możesz uzyskać certyfikat uprawniający do pracy w profesjonalnej kuchni i znaleźć zatrudnienie w restauracji.

Tu nie czujesz się biedny

Pomysł na biznes pojawił się zimą 2023 roku. Mieszkaliśmy obok farmy i pewnego razu postanowiłam spróbować zrobić miękki ser. Przez jakiś miesiąc eksperymentowałam z technologią, aż osiągnęłam idealny smak. Wiedząc, że nie jestem jedyną Ukrainką w Szwajcarii, która tęskni za twarogiem, zamieściłam ogłoszenie z cenami na Facebooku – i od razu pojawiły się zamówienia. Kupiłam więc sprzęt, uzgodniłam cenę z rolnikiem i uzyskałam oficjalne pozwolenie na pracę.

Miałam trzy miesiące na znalezienie lokalu dla serowarni (tutaj nie można przygotowywać w domu żywności na sprzedaż dłużej niż trzy miesiące). Lokal do wynajęcia znalazłam dzięki networkingowi. Z ludźmi, którzy chcieli pomóc, udało się uzgodnić niewielki czynsz. I już od dwóch lat pracujemy. Mówię: „my”, bo obecnie w zespole jest już dziesięć osób i szukamy dwóch kucharzy. Do tej pory produkowaliśmy tylko ser, ale teraz planujemy również ukraińskie półprodukty, na przykład serniki.

Większość naszych klientów to Ukraińcy, choć są też Szwajcarzy. Rolnicy wożą nasz miękki ser na targ i miejscowi chętnie go kupują, zwłaszcza latem. Mówią, że w porównaniu z twardym serem nasz jest mniej tłusty i to im odpowiada.

Iryna wytwarza w Szwajcarii ser z kwaśnego mleka. Zdjęcie: archiwum prywatne

Według Iryny otwarcie działalności gospodarczej w Szwajcarii to długa i skomplikowana procedura:

– Sprawdzają wszystko: przepływy na kontach za dwa lata, wszystkie przelewy pieniężne. Na czas kontroli wstrzymuje się wypłatę świadczeń socjalnych. Następnie pomoc socjalna zostaje wznowiona i jej część będzie wypłacana do momentu, aż zaczniesz zarabiać minimum niezbędne do życia i opłacenia mieszkania. Jeśli zarabiasz 2500 franków miesięcznie, a na rodzinę potrzeba 5 tysięcy franków, to 2500 zostanie ci dopłacone. System pomocy społecznej działa. Ważne, by zrozumieć, że on działa zgodnie z określonymi zasadami, a za najmniejsze naruszenie są ogromne kary.

Większość Szwajcarów, którzy nie są ludźmi biednymi, nie ma w zwyczaju pokazywania swojego majątku.

Oczywiście, można tu zobaczyć drogie samochody pędzące po górskich drogach. Ale kiedy sprzedawałam kombinezon córki za pięć franków, przyjechali po niego ludzie w porsche

Nawet dla zamożnych Szwajcarów kupowanie używanych rzeczy jest czymś normalnym. Przy czym bez porsche, a właściwie bez samochodu, nie czujesz się tu biedny. Idealnie czyste ulice, wspaniałe autobusy i pociągi, rozbudowana sieć komunikacyjna – wszystko to daje poczucie komfortu nawet przy ograniczonym budżecie.

Podoba mi się również ich podejście do wychowania i nauki dzieci. Nie ma tu przedmiotów priorytetowych – tyle samo godzin przeznacza się na matematykę, co na rysunek, śpiew, wycieczki do lasu – szczególnie wieczorami, gdy dzieci przy świetle latarek uczą się o owadach i nietoperzach. Proces nauczania jest rozłożony w czasie (wakacje letnie trwają tylko półtora miesiąca), dzieci nie są obciążane dużą ilością informacji, daje się im więcej możliwości poznawania świata. Niektórym Ukraińcom taka szkoła wydaje się „słaba”, ale mnie bardzo się podoba. Córka codziennie z radością biegnie do szkoły.

Szwajcaria jest uważana za kraj superbezpieczny, choć są pewne niuanse. Kiedyś zapomniałam w autobusie swojego MacBooka i jeszcze tego samego dnia mi go zwrócono. Ale innym razem na parkingu ukradziono nam elektryczne hulajnogi, a wcześniej wybito szyby w samochodzie – więc bywa różnie.

W Szwajcarii zasad się nie łamie

– Poczucie bezpieczeństwa kojarzy mi się przede wszystkim z faktem, że od ponad 200 lat nie było tu wojen – mówi Switłana Olejnikowa, która od wiosny 2022 roku z dwójką dzieci mieszka w Zurychu (to kanton niemieckojęzyczny). – Kraj otoczony jest górami, na których znajdują się instalacje przeciwlotnicze. W Zurychu jest wiele schronów przeciwbombowych i wszystkie są w idealnym stanie. Tu główna zasada brzmi: jeśli chcesz pokoju, przygotuj się na wojnę. Dla mnie jako osoby, która już dwukrotnie musiała uciekać przed wojną (pochodzę z obwodu donieckiego), to ważne.

Szwajcaria nie jest krajem socjalnym. Na przykład w moim kantonie Zurych wszystkie świadczenia socjalne, które otrzymasz, trzeba później zwrócić [w kantonie Genewa nie ma takiej zasady – aut.]. Dlatego mając dochody [w Ukrainie Switłana jest partnerem zarządzającym grupą firm zajmujących się pozyskiwaniem funduszy – red.], zrezygnowałam ze wszystkich świadczeń.

Switłana nie jest zależna od świadczeń socjalnych. Szukała schronienia w możliwie najbardziej bezpiecznym zakątku Europy. Zdjęcie: archiwum prywatne

Opieka zdrowotna nie jest tu bezpłatna. Płacę 385 franków miesięcznie za ubezpieczenie zdrowotne, a za wszystkie wizyty u lekarza i leki płacę osobno. I tak będzie, dopóki moje wydatki nie osiągną poziomu 2500 franków rocznie. Dopiero wtedy dalsze usługi medyczne będą pokrywane z ubezpieczenia.

Życie tutaj jest drogie, ale bez wątpienia jest bardzo komfortowe.

Możesz objechać całą Szwajcarię pociągami i autobusami z ciężką walizką i ani razu nie będziesz musiała jej podnosić. Wszystko jest dostosowane do osób z bagażem, z wózkami i na wózkach

Zrozumiałam też, co oznacza szwajcarska jakość – jakość produktów, rzeczy, usług. W Szwajcarii do wykonywania każdej pracy potrzebny jest certyfikat. Każdy sprzedawca jest certyfikowany i w zasadzie nie ma możliwości, by obsługa była lepsza lub gorsza. Obsługują cię zgodnie ze standardami, gdziekolwiek się pojawisz.

Osoba, która tu nie mieszka, może odnieść wrażenie, że wiele rzeczy nie jest kontrolowanych – w supermarketach nikt nie sprawdza, czy zapłaciłeś, ochrona nie biegnie za tobą i nie przeszukuje twoich toreb. Ale to tylko pozory. Jeśli coś ukradłeś, znajdą cię. Namierzą cię dzięki kamerom, odciskom palców.

Nie żartuję z tymi odciskami. Oni naprawdę to robią, nawet jeśli chodzi o coś pozornie nieistotnego. Kiedyś moje dzieci, wyrzucając śmieci, zapomniały nakleić na worek specjalną etykietę za dwa franki, co jest ważne dla dalszego sortowania i recyklingu. Byłam na zajęciach z niemieckiego, kiedy zadzwonili do mnie z odpowiedniej służby i poinformowali, że moje śmieci nie miały etykiety.

Na pytanie, skąd wiedzą, że to moje śmieci, odpowiedzieli, że są na nich moje odciski palców

Powiedzieli, że tym razem przymkną oko, ale jeśli sytuacja się powtórzy, będę musiała zapłacić 1000 franków kary.

Kolejne kary zawsze są wyższe. Pewnego razu zapomniałam doładować bilet na transport publiczny i zostałam ukarana grzywną w wysokości 90 franków. Za drugim razem, kiedy, spiesząc się, wbiegłam do pociągu z rozładowanym telefonem i nie zdążyłam kupić biletu, zapłaciłam już 140 franków kary.

„Idealnie czyste ulice, wspaniałe autobusy i pociągi, rozbudowana sieć komunikacyjna – wszystko to daje poczucie komfortu nawet przy ograniczonym budżecie”. Zdjęcie: @maria_ahafonova

Nie spłukuj toalety po 22.00

Szwajcarów od szkoły uczy się porządku. Istnieje tu wyrażenie, które dosłownie oznacza: „Nie rób stresu” – ani innym, ani sobie. Uczy się ich punktualności i uprzejmości, dlatego na przykład nie lubią obcokrajowców, którzy robią dużo hałasu. Spłukiwanie toalety po dziesiątej wieczorem to również hałas, który może przeszkadzać sąsiadom, więc oni mają prawo złożyć skargę.

Jeśli nie zareagujesz na te uwagi, mogą cię wyeksmitować z domu

Według Switłany Szwajcarzy dużo pracują, ale styl ich pracy różni się od ukraińskiego:

– Ich dzień pracy trwa dziewięć godzin. Po przyjściu do pracy nikt nie pije kawy – od razu zabierają się do roboty i są maksymalnie skoncentrowani na tym, co robią. Jeśli ktoś usiadł, by sporządzić jakąś tabelę, to nie wstaje od biurka i nie zagląda do telefonu, dopóki nie skończy.

W wielu firmach pracownikom nie wolno korzystać z telefonów, mają do nich dostęp tylko podczas przerwy obiadowej. Uważa się, że nic nie powinno odwracać twojej uwagi od pracy.

Wcześniej myślałam, że swoją pracę wykonuję szybko. Ale to, co ja robię w ciągu tygodnia, Szwajcarzy robią w ciągu dnia

Jednocześnie obowiązują tu niepisane zasady, których nie poznasz od razu. Na przykład jest „zasada trzech razy”: kiedy czegoś potrzebujesz, nikt nie spełni twojej prośby ani za pierwszym, ani za drugim razem. Dopiero gdy poprosisz po raz trzeci, możesz liczyć na rezultat. Spotkałam się z tym, gdy prosiłam o kurs językowy, a później gdy prosiłam służby socjalne o pomoc w znalezieniu mieszkania. Musiałam się do nich zwrócić, bo nikt nie chciał mi wynająć mieszkania. Przez trzy lata mieszkałam w tymczasowych lokalach, które musiałam zmieniać. Dopiero w lutym tego roku udało mi się wynająć stałe mieszkanie.

Według Iryny i Switłany na razie Szwajcaria, podobnie jak większość innych krajów europejskich, po prostu przedłuża Ukraińcom tymczasową ochronę. Władze podkreślają jednak, że status S jest tymczasowy i nie prowadzi do uzyskania stałego pobytu. Póki co nie ma mowy o żadnych alternatywnych ścieżkach imigracyjnych dla osób, które chcą pozostać w tym kraju.

Władze szwajcarskie są zaniepokojone liczbą Ukraińców, którzy nadal otrzymują świadczenia socjalne: według oficjalnych informacji dwie trzecie ukraińskich przesiedleńców wciąż nie ma stałego dochodu, co stanowi dodatkowe obciążenie dla systemu socjalnego. W związku z tym ogłoszono plan, zgodnie z którym do końca 2025 roku co najmniej 50 procent Ukraińców posiadających status S ma zostać zatrudnionych. Kantony chcą wprowadzić obowiązek tworzenia specjalnych programów wsparcia dla pracodawców zatrudniających Ukraińców, uprościć procedury zawierania umów o pracę oraz zintensyfikować kursy językowe i szkolenia zawodowe, które mają im pomóc w adaptacji.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress