Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
Co roku w Warszawie wyróżnia się kobiety, które wniosły znaczący wkład w życie tego miasta. Wśród dziewięciu finalistek konkursu „Warszawianka Roku 2025” znalazła się 19-letnia Ukrainka Kira Sukhoboichenko. Polski „Forbes Woman”dwukrotnie z rzędu umieścił ją na liście “Mistrzynie LinkedIn”, które warto obserwować. Tym razem Kira została nominowana jako warszawianka, która przyczynia się do rozwoju stolicy, wspierając młodzież. Zwyciężczyni konkursu „Warszawianka Roku 2025”zostanie ogłoszona 18 listopada.
Od ciężkiego plecaka do „latającego” funduszu
– W 2014 roku, tydzień przed aneksją Krymu, wyjechałam z rodzicami do Warszawy– wspomina Kira. – Miałam wtedy 8 lat. W polskiej szkole przyjęto mnie bardzo dobrze, od początku miałam duże wsparcie mojej nauczycielki, pani Marioli, która pomagała mi w nauce polskiego i zawsze mnie wspierała. Poświęcała mi czas podczas okienek i nigdy nie oceniała surowo. Była jedną z pierwszych osób, które pokazały mi, jak wspaniali ludzie mieszkają w Polsce. Spotkała mnie tylko jedna nieprzyjemna sytuacja: kiedy jeden z nauczycieli zmuszał mnie do pisania dyktanda, chociaż nie byłam jeszcze w stanie tego zrobić.
Ale cała klasa stanęła wtedy w mojej obronie. To było dla mnie ogromne wsparcie.
Dzisiaj jestem na drugim roku psychologii na jednym z warszawskich uniwersytetów, rozwijam się, poznaję nowych ludzi i tworzę wspólne inicjatywy ukraińsko-polskie. W swojej działalności łączę obie kultury i pomagam ludziom się integrować.

Kiedy miałam 10 lat, wzięłam udział w konkursie dla dziecięcych start-upów. To właśnie wtedy narodził się pomysł mojego „latającego plecaka”. To był przypadek. Jechałam metrem do koleżanki; miała mi pomóc nagrać filmik na konkurs. Na ramionach miałam ciężki plecak szkolny i nagle zobaczyłam dziewczynkę z balonem wypełnionym helem. Pomyślałam, że jeśli wypełnię helem ten mój szkolny plecak, to on stanie się lżejszy. To był pomysł dziecka, które już wtedy chciało coś zmienić na świecie, a napotkało problem ciężkich plecaków. Wtedy w konkursie start-upów zdobyłam nagrodę publiczności: roczny abonament na wizyty w warszawskim Centrum Nauki „Kopernik”.
Dzięki temu abonamentowi zaczęłam organizować wycieczki do Centrum dla znajomych, a potem dla znajomych znajomych. W końcu zdecydowaliśmy się założyć grupę na Facebooku i trzeba było szybko wymyślić nazwę – tak powstał Latający Plecak. Ta nazwa towarzyszy nam do dziś. W ciągu roku udało się zorganizować bezpłatne wycieczki dla ponad 150 osób.
Dzięki wsparciu osób, którym umożliwiłam wstęp do „Kopernika”, zaczęłam organizować konkursy, a później konferencje. Mając 11 lat występowałam, pomagałam w przygotowaniach i brałam udział we wszystkich etapach organizacji konferencji
Z każdym rokiem zdobywałam coraz więcej doświadczenia i kontaktów, aż w końcu zaczęłam organizować takie wydarzenia samodzielnie. W sumie odbyło się już 11 konferencji w takich miejscach jak Warsaw Spire w biurze Samsunga, Google kampus i Meta Przestrzen, biuro Parlamentu Europejskiego w Polsce, Sejm RP i inne. Omawialiśmy tematy związane z edukacją, problemami młodzieży i motywacją.
Po pierwszej konferencji stworzyliśmy Fundację Flying Bag – coraz więcej osób chciało nas wspierać finansowo, a do tego potrzebny był jakiś podmiot prawny. Wtedy myślałam, że „fundacja” to po prostu ładna nazwa, lecz szybko się okazało, że coś to wiąże się z mnóstwem dokumentów i formalności (śmiech). Jednak poradziliśmy sobie ze wszystkim i teraz Flying Bag jest prawdziwym międzynarodowym ruchem.

Natalia Żukowska: – Jaki jest cel tego ruchu?
Kira Sukhobojchenko: – Pomagać ludziom, wspierać ich. Zawsze byłam otwarta, szczera i chciałam robić coś dla innych, być blisko, dzielić się ciepłem. Wtedy nawet nie zdawałam sobie sprawy, że coś takiego nazywa się „działalnością społeczną”.
Od dzieciństwa widziałam przykłady takiego zachowania w mojej rodzinie. Moi rodzice są empatycznymi ludźmi, zawsze są blisko – z radą i dobrym słowem. Teraz tata pomaga mi z dokumentacją fundacji, bo, szczerze mówiąc, dla mnie to czarna magia. Potrafię wymyślać różne rzeczy, koordynować projekty, robić prezentacje, ale papierki, umowy i sprawy urzędowe to nie moja bajka.
Nad jakimi projektami pracuje teraz Flying Bag?
Naszą główną misją jest wspieranie młodzieży w każdy możliwy sposób. Realizujemy ją w dwóch głównych filarach. Pierwszy to pomoc polskiej młodzieży, w szczególności poprzez inicjatywy edukacyjne. Jednym z najważniejszych dla mnie projektów jest konkurs „Co dodaje mi skrzydeł? Moje pasje”, który organizujemy wspólnie z BIC Polska. Idea konkursu jest prosta: każda uczestnicząca w nim szkoła samodzielnie organizuje u siebie konkurs, podczas którego uczniowie mogą pokazać swoje pasje w dowolny sposób: rysując, pisząc, opowiadając, za pomocą prezentacji – najważniejsze, żeby było to prosto z serca. Szkoły same wybierają zwycięzców, ale nagrodę otrzymuje każdy uczestnik. Wysyłamy prezenty – przybory szkolne, ołówki, flamastry, a często także unikalne rzeczy, których nie ma w sprzedaży w Polsce.
Ten konkurs ma szczególne znaczenie, ponieważ często zgłaszają się do nas szkoły, do których uczęszczają dzieci z niepełnosprawnosciami. Dla ich uczniów to coś wyjątkowego, bo rzadko zdarza się, że mogą zostać zwycięzcami, ze względu na swoje ograniczenia fizyczne lub intelektualne. A tutaj wszyscy są równi, wszyscy otrzymują takie same prezenty.
Rozsyłaliśmy nagrody nie tylko po całej Polsce, ale nawet po Ukrainie i Afryce – za pośrednictwem wolontariuszy, którzy pomagali w przekazywaniu paczek. To był prawdziwy cud. Nawet jeśli konkurs formalnie jest ogólnopolski, nigdy nie odmawiamy tym, którzy chcą się przyłączyć. Na tym polega sens naszej działalności.
Kolejny projekt, „Międzynarodowy Dzień Plecaka” 15 października, to wydarzenie mające przypominać szkolom, jak ważne jest wspieranie uczniów, interesowanie się ich pasjami, bycie blisko. Jestem przekonana, że wsparcie szkoły jest podstawą. Gdybym kiedyś, po przeprowadzce do Polski, nie poczułabym pomocy ze strony nauczycieli, nie wiem, gdzie byłabym dzisiaj.
Bo dom to dom, ale jeśli dziecko nie czuje się akceptowane w szkole, może to pozostawić w nim głęboką ranę na całe życie.
A drugi kierunek?
Pomoc dla Ukrainy. Zawsze wspieraliśmy Ukraińców, ale oficjalnie i na dużą skalę zaczęliśmy to robić wraz z początkiem wojny na pelna skalę. W zaledwie dwa tygodnie założyłam centrum integracyjno-adaptacyjne dla Ukraińców w Warszawie. Udało nam się skoordynować pracę, zebrać zespół i znaleźć 200 młodych polskich wolontariuszy, którzy chcieli pomagać.

Osobną historią było poszukiwanie lokalu. Napisałam post na LinkedIn i już po kilku godzinach zgłosiło się 15 osób, które zaoferowały swoje powierzchnie za darmo: od małych pokoi po lokale o powierzchni 420 metrów kwadratowych. Od trzech lat siedziba organizacji znajduje się w lokalu jednej z największych polskich firm telekomunikacyjnych. W tym czasie udało się wysłać do Ukrainy ponad 100 ton pomocy humanitarnej, na przykład dwa potężne generatory o mocy 100 kW dla szpitala onkologicznego i miejskiego szpitala w Kropywnyckim. Przekazujemy też odzież, a także pomoc dla kotów i psów w Polsce (na przykład schronisku „Na Paluchu” w Warszawie). Przeprowadziliśmy ponadto tysiące bezpłatnych zajęć i warsztatów – z angielskiego i polskiego, a także zajęcia dla osób z wadami słuchu. Organizujemy wycieczki, rozdajemy bilety na imprezy sportowe.
Jednak najbardziej dumna jestem z pomocy kierowanej do konkretnych osób. Na przykład przychodzi student i mówi, że musi odbyć praktykę, ale nie wie gdzie – i my mu pomagamy. Ktoś przychodzi i mówi, że zepsuł mu się telefon – znajdujemy nowy.
Komuś brakuje ubrań – przekazujemy rzeczy z pomocy humanitarnej. Niedawno zdarzyła się nawet taka sytuacja: trafiła do nas delegacja młodzieży, która wracała do Ukrainy ze Stanów Zjednoczonych. Nie mieli gdzie poczekać na pociąg, więc po prostu zostali u nas, spali na kanapach. Taka jest nasza filozofia: zawsze pomagać wszystkim, którzy tego potrzebują.
Jaką pomoc zapewniacie ukraińskim przesiedleńcom?
W naszym centrum oferowaliśmy już wiele różnych usług: pomoc w uzyskaniu wizy do Kanady, zajęcia z jogi, angielskiego, polskiego, muzyczne. Przez około pół roku gościliśmy organizację skautowską PŁAST. Realizowaliśmy projekty z profesjonalnymi artystami, podczas których można było na różne sposoby malować obrazy – ktoś malował obrazy za pomocą liczb, ktoś inny układał je z kryształków. Teraz organizujemy m.in. zajęcia teatralne, podczas których ludzie mogą wspólnie wystawiać przedstawienia.

Zapraszamy wszystkich, którzy chcą coś robić we współpracy z nami – to mogą być warsztaty albo inne zajęcia. Przede wszystkim nasze centrum to miejsce, do którego można przyjść, by odpocząć, pograć w piłkarzyki lub ping-ponga, zorganizować spotkanie online lub po prostu porozmawiać. Pracujemy zarówno z młodzieżą, jak osobami starszymi.
Taka praca na pewno inspiruje...
Pewnego razu przyszła do nas dziewczyna, która świetnie rysuje ołówkiem – tak dobrze, że jej prace wyglądały, jakby ktoś je wydrukował. Pomogliśmy jej zorganizować wystawę w kawiarni i znaleźliśmy osoby, które mogłyby z nią współpracować na zasadach komercyjnych.
Kolejny przykład: ukraińscy wolontariusze, pasjonaci historii, prowadzili lekcje historii Polski w języku ukraińskim dla dzieci i młodzieży. A jeden chłopak, który bardzo lubił dyskutować i słuchać innych, otrzymał w ramach zartu propozycję założenia klubu filozoficznego. Od tego czasu odbyły się dziesiątki spotkań tego klubu, w których ja rowniez z przyjemnością brałam udział.
Duży macie zespół?
Chociaż nie mamy stałego zespołu, mamy dużą społeczność ludzi, którzy angażują się, gdy potrzebna jest pomoc – setki osób. Na przykład mamy nauczycielkę angielskiego, której pracę wcześniej opłacała organizacja partnerska. To finansowanie się skończyło, ale ona nadal przychodzi, pomaga, z całego serca nas wspiera. Mamy też kilku mężczyzn, którzy pomagają w transportowaniu pomocy humanitarnej do Ukrainy. Są kobiety, które sprawdzają stan tych rzeczy, wybierają to, co można przekazać. I są osoby, które wspierają podczas różnych wydarzeń. Tworzymy duży zespół podobnie myślących osób.
A kto was wspiera finansowo?
Współpracujemy głównie z biznesem, chociaż obecnie przechodzimy trochę trudny okres i szukamy nowych źródeł finansowania. Potrzebujemy pieniędzy na pokrycie podstawowych kosztów: księgowości, obsługi prawnej i codziennej pracy centrum. Czasami musimy płacić z własnej kieszeni, ale się nie poddajemy. Nadal szukamy możliwości, partnerów i rozwiązań.
Nie czytam negatywnych komentarzy
Jak Flying Bag wpływa na integrację Ukraińców w polskim społeczeństwie?
Dla nas zawsze ważne było nie tylko pomaganie Ukraińcom, ale także integracja polskiej i ukraińskiej młodzieży. Tworzymy atmosferę, w której ludzie chcą się kontaktować i zaprzyjaźniać. Chcemy, by integracja przebiegała w naturalny sposób. Najlepiej o naszym wpływie opowiedzieliby sami uczestnicy, ale doświadczenie pokazuje, że ludzie wiedzą, że mogą zwrócić się do nas z każdym pytaniem, a my zawsze coś wymyślimy. Nie dzielimy ludzi według narodowości, ale patrzymy na chęć pomocy innym, na poglądy. Mieliśmy wolontariuszy z przeróżnych krajów.
Czy skłonność Polaków do pomagania jest teraz taka sama, jak rok czy dwa lata temu?
Oczywiście, ta pomoc zmalała. Chcielibyśmy, żeby wszyscy nadal pomagali, ale rozumiem, dlaczego tak się nie dzieje: w tym czasie było wiele wydarzeń – wybory, inne wojny, katastrofy. Ludzie są zmęczeni. Poza tym teraz bardzo nasiliła się rosyjska propaganda. Bolesne jest czytanie historii, w których złe działania jednej osoby z Ukrainy traktuje się jak typowe zachowanie wszystkich Ukraińców w Polsce. Nie można oceniać wszystkich ludzi na podstawie czynów jednej, dwóch, a nawet kilkudziesięciu osób.
Jak polska społeczność reaguje na wasze projekty?
Wiele osób nas wspiera. Pewien mężczyzna, który ma własną firmę w której produkują ubrania, zaproponował, że bezpłatnie zrobią dla nas 200 koszulek na konferencję. Już trzykrotnie sprawił nam taką radość. Kiedy musieliśmy ocieplić zimną podłogę w naszej fundacji, również nam pomógł – szukał, kupował i wszystko organizował. Wsparcie finansowe polskich partnerów świadczy o zaufaniu do nas. W rzeczywistości nigdy nie spotkaliśmy się z jawną nienawiścią. Właściwie dopiero teraz, po raz pierwszy w ciągu ośmiu lat mojej działalności społecznej w Polsce, spotkałam się z hejtem – pod postem miasta Warszawy, gdzie opublikowano wiadomość o mojej nominacji do tytułu Warszawianki Roku [niektórzy piszą na przykład, że „cudzoziemka nie może być Warszawianką Roku”, ujmując to w grubiański sposób – red.]
Jak reagujesz?
Nie czytam negatywnych komentarzy. Wiem, że się pojawiają, ale staram się nie zwracać na nie uwagi. Jest wiele dobrych słów i ludzi, którzy mnie wspierają. Jedni piszą prywatne wiadomości, inni reagują w komentarzach — i wszystkim jestem za to szczerze wdzięczna.
Hejt na świecie był i, niestety, zawsze będzie. Ale nigdy nie byłam osobą, która szerzy nienawiść. Od dzieciństwa uczono mnie empatii. I chyba dlatego nie rozumiem, po co ludzie to robią. Nie będę odpowiadać złością na złość. Tak, hejt jest nieprzyjemny, ale skupię się na ważniejszych sprawach — również z wdzięczności dla Polski, bo to właśnie ona dała mi możliwość rozwoju.
Moje stanowisko jest takie: robię coś dobrego dla Polski — dlaczego miałoby to być problemem? Wielu sądzi, że sama zgłosiłam się do nominacji. To tak nie działa: najpierw każdy mógł zgłosić kogo tylko chciał, więc ktoś zgłosił mnie. Potem decyzję podjęła kapituła nagrody, a teraz trwa etap głosowania. Bardzo miło było zobaczyć, że pod postem z nominacją pojawiły się komentarze wsparcia także od Polaków. Kilka z komentujących, stając w mojej obronie, piszą, że wielu wybitnych Polaków również urodziło się poza granicami współczesnej Polski — na przykład pisarz Adam Mickiewicz, który pochodził z terenów dzisiejszej Białorusi.

Czy po tych incydentach zmieniłaś zdanie o Polsce?
Mieszkam tu od ósmego roku życia, tutaj spędziłam dzieciństwo, etap edukacji, dorosłą część życia i najzwyczajniej na świecie dojrzewałam. I chociaż całym sercem kocham Ukrainę, to właśnie tutaj stworzyłam swój świat. Dlatego dziwnie mi słyszeć, kiedy ktoś mówi, że nie jestem warszawianką. Warszawiakiem jest nie tylko ten, kto się tu urodził, ale także ten, kto tu mieszka, pracuje i rozwija to miasto.
I nawet jeśli pojawiają się obraźliwe komentarze, nie zmienią one mojego nastawienia.
Kocham Warszawę, kocham Polskę i chcę dalej pomagać jej się rozwijać, wspierać dzieci i młodzież w całym kraju
Zawsze są tacy, którzy pomagają
Jak odebrałaś wiadomość o nominacji? Spodziewałaś się tego?
Nie, ale to bardzo miłe. Dla mnie szczęściem jest już samo znalezienie się wśród nominowanych. Szczególnie miło jest widzieć, ile wspaniałych kobiet jest wokół i ile dobra czynią. Dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosują. Moja obecność wśród nominowanych świadczy o tym, że moja praca jest dostrzegana. Nagroda to bardzo miły bonus, ale najbardziej cieszą mnie szczere komentarze osób, którym naprawdę pomogliśmy. Na przykład jadę kiedyś metrem i nagle podchodzi do mnie kobieta: „Jestem mamą chłopca (imie), bardzo mu pomogłaś, dziękuję ci”. To niesamowite – nie spodziewałam się, że ktoś tak po prostu podejdzie do mnie na ulicy. Myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko znanym influencerom.
Jakie swoje osiągnięcia uważasz za najważniejsze? I za co dokładnie zostałaś nominowana?
Nie chodzi o jedno konkretne osiągnięcie, ale o całą moją działalność. Od ośmiu lat zajmuję się pomocą. W tym czasie w moim życiu zaszło wiele zmian, dorosłam, a wraz ze mną dorosła fundacja. Myślę więc, że nominacja jest uznaniem za całą tę pracę: wsparcie Ukraińców i pomoc Polakom, którzy tego potrzebują. A także za to, że w młodym wieku mam siłę i chęć, by to robić.
Jak udaje Ci się pogodzić wolontariat, zarządzanie, naukę i życie prywatne?
Pracuję też jako specjalistka personal brandingu w agencji marketingowej. Mam prawie 20 tysięcy obserwujących na LinkedIn i pomagam w glównej mierze CEO budować ich profile na LinkedIn. To pozwala mi opłacić naukę i życie w Warszawie. Jak to pogodzić? Staram się znaleźć czas na odpoczynek i przestrzegam zasady work-life balance. Na przykład jeśli wiem, że poniedziałek będzie ciężki, mogę popracować trochę w niedzielę.
Co doradziłabyś młodym Ukraińcom, którzy chcą rozwijać inicjatywy społeczne za granicą?
Przede wszystkim – spróbować. Większość ludzi powstrzymuje strach przednieznanym i ja to rozumiem: przeprowadzka do innego kraju, zwłaszcza w czasie wojny, jest przerażająca. Ale jeśli czujesz, że masz siłę – warto spróbować. Zawsze jestem gotowa pomóc: podpowiem, gdzie się zwrócić, polecę organizacje lub znajomych. Zawsze są ludzie, którzy pomogą. Nie zwracaj uwagi na tych, którzy bezpodstawnie mówią o tobie nieprzyjemne rzeczy. Pamiętaj, że nie jesteś sama. To jest najważniejsze.
Zdjęcia z prywatnego archiwum

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.














.jpeg)












