Exclusive
Portrety siostrzeństwa
20
min

Opowieść o prawdziwej przyjaźni

Grażyna i Iryna przyjaźnią się od lat. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, Iryna oraz jej bliscy przyjechali do Polski i przez półtora roku mieszkali u Grażyny.

Anna Lisko

Przyjaźń siostrzeńska. Zdjęcie: strona Grażyny Staniszewskiej na Facebook

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

<frame>Nowy artykuł z cyklu „Portrety Siostrzeństwa”. Opowiadamy w nim o przyjaźni między Ukrainkami i Polkami, wsparciu zwykłych ludzi – lecz także o nieporozumieniach i problemach. Opowiedzcie nam swoje historie – historie spotkań z polskimi czy ukraińskimi kobietami, które zmieniły Wasze życie, zaimponowały Wam, nauczyły Was czegoś, zaskoczyły lub skłoniły do myślenia. Piszcie do nas pod adresem: redakcja@sestry.eu <frame>

W marcu 2022 roku, w środku bardzo zimnej nocy, pod dom w Bielsku-Białej, w którym razem z siostrą i szwagrem mieszka Grażyna Staniszewska, podjechała karetka Bielskiego Pogotowia Ratunkowego. Ratownicy wynieśli z niej leżącą kobietę. Razem z nią przyjechała jej córka, Iryna, żona Maksyma Rydzanycza poległego obrońcy donieckiego lotniska, wraz z trójką nastoletnich dzieci. Uciekli z Buczy. Za dnia ukrywali się w piwnicy. Było tam bardzo zimno, dlatego nocami ryzykowali i przenosili się do mieszkania. Kładli się na podłodze, z dala od okien.

"Transport ten ma nie tylko wymiar humanitarny, ale i symboliczny" - napisali potem bielscy medycy

Męża Iryny zabił snajper

Jako europarlamentarzystka Grażyna Staniszewska znalazł się w zespole do spraw współpracy z Ukrainą, zaczęła się uczyć języka ukraińskiego. W czasie Pomarańczowej Rewolucji Grażyna przemawiała na kijowskim Majdanie.

Staniszewska po zakończeniu kariery politycznej była jedną z inicjatorek powstania Towarzystwa Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia. Gdy Rosjanie zaatakowali wschód Ukrainy, towarzystwo zaangażowało się w pomocy, organizując m.in. wakacyjne pobyty w Bielsku-Białej dla ukraińskich dzieci. W 2016 roku przyjechała tutaj z dziećmi Iryna. Staniszewska dostała jej namiary od Olgi Solarz, etnolożki z Przemyśla, która zajmuje się Przemyśla, która zajmuje się Ukrainą.

Iryna jest lekarką. Wspomina, że gdy zaczęła się Rewolucja Godności, wielu pracodawców zwolniła ludzi z pracy, by mogli pojechać na Majdan. Zginęło wtedy wiele osób, do szpitali trafiło tylu rannych, że brakowało podstawowych środków dezynfekcyjnych i opatrunkowych. Ukraińcy nie mieli złudzeń, że wszystko w ich kraju ułoży się dobrze, ale liczyli na to, że chociaż będzie pokój. Nic z tego. Rosja zabrała ich krajowi Krym, a potem zrobiło się niespokojnie na wschodzie Ukrainy. Ci sami ludzie, którzy protestowali na Majdanie, zaczęli się zaciągać do wojska, by walczyć.

Maksym Rydzanycz - poległy obrońca donieckiego lotniska. Zdjęcie: strona Grażyny Staniszewskiej na Facebook

Iryna do końca życia będzie pamiętać dzień, w którym jej mąż powiedział: "chcę się z wami pożegnać". Był już ubrany, przygotowany do drogi, był wcześniej w służbach mundurowych, uznał, że to jego obowiązek. Pojechał do Doniecka. Wybrał sobie pseudonim “Adam”, takie imię nosił jego polski dziadek.

Przez wiele dni "Cyborgom", jak nazwano ich na Ukrainie, udawało się cudem bronić tamtejszego lotniska.  Maksym zginął tuż przed zaplanowanym powrotem do domu. Chciał pomóc towarzyszom walki, którzy dostali się w pułapkę, zabił go snajper. - Nie mogłam w to uwierzyć, na początku nic nie powiedziałam dzieciom - wspomina Iryna.

Pomoc dla rodzin poległych żołnierzy

Grażyna Staniszewska postanowiła przygotować Irynie i jej dzieciom paczkę na święta. - Gdy ją pytałam, czego potrzebuje, zawsze odpowiadała, że nic, że dobrze sobie radzi. W końcu “wydusiłam” z niej, że ucieszyłaby się z torebki - wspomina Staniszewska.

Przygotowując paczkę dla Iryny, Grażyna stwierdziła, że może Polacy chcieliby pomóc w ten sposób także innym ukraińskim rodzinom, których bliscy polegli. Zamieściła informację na Facebooku, od razu zgłosiło się kilka osób, ale  potem na długo zapadła cisza.

Staniszewska zaczęła pisać, dzwonić, prosić, zaangażowała w pomoc m.in. byłych opozycjonistów. W 2017 roku na Ukrainę wysłano już kilkadziesiąt paczek

W wyszukiwaniu potrzebujących pomagała jej właśnie Iryna.

Od 2022 roku, kiedy Rosja zaatakowała całe terytorium Ukrainy, poległo tak wielu żołnierzy, że musiałby się zaangażować chyba cały świat, by można było kontynuować pomoc w takiej formie. Konieczne stało się inne wsparcie, poszukiwanie schronienia dla osób uciekających z Ukrainy i pomoc w tym, by mogli tutaj stanąć na nogi.

Wokół Grażyny natychmiast zorganizował się sztab wolontariuszy chcących pomagać. W Bielsku-Białej i okolicach schronienie znalazły tysiące uchodźców. Telefon Staniszewskiej dzwonił co chwilę. - Potrzebne jest w Polsce miejsce dla rodziców z autystycznym synem, ucieka córka z 80-letnią mamą - Grażyna była bombardowana prośbami o pomoc.

Grażyna Staniszewska ze swoją ukraińską rodziną. Zdjęcie: strona Grażyny Staniszewskiej na Facebook

Przyjaciółka z rodziną mieszkała u Staniszewskiej półtora roku

Staniszewska bała się o bezpieczeństwo Iryny. - Przyjeżdżajcie do mnie - nalegała. Ale Iryna nie mogła się wydostać, głównie ze względu na leżącą matkę. Dzięki determinacji Staniszewskiej udało się zorganizować akcję ewakuacyjną. Na granicę pojechała po nich właśnie karetka bielskiego pogotowia.

Utrzymanie takiej dużej grupy osób to ogromne wyzwanie, Staniszewska musiała np. dopisać swoich gości do deklaracji śmieciowej, co podniosło koszty. Nim otrzymała od państwa świadczenie w wysokości 40 zł na osobę, musiała zaciągnąć pożyczkę. Obie rodziny, polska i ukraińska, wspólnie zasiadły do wielkanocnego śniadania. Iryna mieszkała u Grażyny przez półtora roku. Staniszewska przyznaje, że to było ogromne wyzwanie. Dom nie jest duży, jest wspólna kuchnia i salon, obecność dodatkowych pięciu osób, zwłaszcza trójki nastolatków, zdezorganizowała wszystkim życie. - Byliśmy tym wszyscy bardzo zmęczeni - przyznaje Grażyna. Jej siostra zaczęła nawet zastanawiać się nad wyprowadzką.

Iryna zdecydowała się wrócić do Ukrainy, głównie ze względu na matkę, która bardzo tęskniła za domem. Kobieta zmarła tydzień po powrocie. Iryna próbuje się jakoś na nowo urządzić po powrocie. Nie jest to proste. Dom Iryny nie nadaje się do zamieszkania, runęła jedna ze ścian piwnicy. Iryna mieszkała najpierw u brata, potem u koleżanki.

Byłam ją odwiedzić w Buczy, planuję już kolejny wyjazd - zapowiada Staniszewska

Karina, córka Iryny, studiuje medycynę w Kijowe. W Polsce zostali dwaj synowie Iryny. Jeden studiuje w Krakowie, drugi uczy się w Bielsku-Białej, mieszka w bursie. Nadal otrzymują wsparcie. - Póki mogę, będę wspierać Irynę i jej bliskich - zapowiada Staniszewska.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Polska dziennikarka. Od ponad 25 lat pisze o emigracji, prawach kobiet i zdrowiu

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Tutaj Ukraińcy leczą się z samotności, rozmawiają, uczą się, tworzą, wspierają nawzajem i dbają o to, by ich dzieci nie zapomniały ojczystej kultury.
Tutaj przedsiębiorcy płacą podatki do polskiego budżetu, a odwiedzający zbierają środki na Siły Zbrojne Ukrainy i wyplatają siatki maskujące dla frontu.
UA HUB to miejsce znane i rozpoznawalne wśród Ukraińców w całej Polsce.

Olga Kasian ma ponad dziesięcioletnie doświadczenie we współpracy z wojskiem, organizacjami praw człowieka i inicjatywami wolontariackimi. Łączy wiedzę z zakresu komunikacji społecznej, relacji rządowych i współpracy międzynarodowej.
Dziś jej misją jest tworzenie przestrzeni, w której Ukraińcy w Polsce nie czują się odizolowani, lecz stają się częścią silnej, solidarnej wspólnoty.

Olga Kasian (w środku) z gośćmi na koncercie japońskiego pianisty Hayato Sumino w UA HUB

Diana Balynska: Jak narodził się pomysł stworzenia UA HUB w Polsce?

Olga Kasian: Jeszcze przed wojną, po narodzinach córki, mocno odczułam potrzebę stworzenia miejsca, w którym mamy mogłyby pracować czy uczyć się, podczas gdy ich dzieci spędzałyby czas z pedagogami obok. Tak narodził się pomysł „Mama-hubu” w Kijowie — przestrzeni dla kobiet i dzieci. Nie zdążyłam go wtedy zrealizować, bo przyszła pełnoskalowa inwazja. Ale sama koncepcja została — w głowie i na papierze.

Kiedy znalazłyśmy się z córką w Warszawie, miałam już duże doświadczenie organizacyjne: projekty wolontariackie, współpraca z wojskiem. Widziałam, że tu też są Ukraińcy z ogromnym potencjałem, przedsiębiorcy, ludzie z różnymi kompetencjami, które mogłyby służyć wspólnocie. Ale każdy działał osobno. Pomyślałam wtedy, że trzeba stworzyć przestrzeń, która nas połączy: biznesom da możliwość rozwoju, a społeczności — miejsce spotkań, nauki i wzajemnego wsparcia.

Właśnie wtedy doszło do spotkania z przedstawicielami dużej międzynarodowej firmy Meest Group, założonej przez ukraińską diasporę w Kanadzie (jej twórcą jest Rostysław Kisil). Kupili w Warszawie budynek na własne potrzeby, a ponieważ chętnie wspierają inicjatywy diaspory, stali się naszym strategicznym partnerem. Udostępnili nam przestrzeń i wynajmują ją rezydentom UA HUB na preferencyjnych warunkach. To był kluczowy moment, bo bez tego stworzenie takiego centrum w Warszawie byłoby praktycznie niemożliwe.

Dziś rozważamy powstanie podobnych miejsc także w innych polskich miastach, bo często dostajemy takie sygnały i zaproszenia od lokalnych społeczności.

Kim są rezydenci UA HUB i co mogą tutaj robić?

Nasi rezydenci są bardzo różnorodni: od szkół językowych, zajęć dla dzieci, szkół tańca, pracowni twórczych, sekcji sportowych, po inicjatywy kulturalne i edukacyjne, a także usługi profesjonalne — prawnicy, lekarze, specjaliści od urody. Łącznie działa tu już około 40 rezydentów i wszystkie pomieszczenia są zajęte.

Ich usługi są płatne, ale ceny pozostają przystępne. Mamy też niepisaną zasadę: przynajmniej raz w tygodniu w Hubie odbywają się bezpłatne wydarzenie — warsztat, wykład, zajęcia dla dzieci czy spotkanie społecznościowe. Są też kobiety, które przychodzą do nas, by wyplatać siatki maskujące dla ukraińskiego wojska — dla takich inicjatyw przestrzeń jest całkowicie bezpłatna. Dzięki temu każdy może znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli akurat nie stać go na opłacanie zajęć.

W UA HUB zawsze jest ktoś, kto wyplata siatki maskujące. To symbol – potrzeba, która się nie kończy.

Wszyscy rezydenci huba działają legalnie: mają zarejestrowaną działalność gospodarczą lub stowarzyszenie, płacą podatki. Dzięki temu mogą korzystać z systemu socjalnego, na przykład z programu 800+.

To dla nas bardzo ważne. Większość rezydentów to kobiety, mamy, które łączą pracę z wychowywaniem dzieci. Formalne uregulowanie spraw daje im poczucie bezpieczeństwa i możliwość spokojnego planowania życia na emigracji.

Bycie rezydentem UA HUB to jednak dużo więcej niż wynajem pokoju. To wejście do środowiska: sieci wsparcia, wymiany doświadczeń, potencjalnych klientów i partnerów. A przede wszystkim — do wspólnoty, która buduje siłę i odporność całej ukraińskiej społeczności w Polsce.

Dla odwiedzających Hub to z kolei możliwość „zamknięcia wszystkich spraw” w jednym miejscu: od zajęć dla dzieci i kursów językowych, przez porady prawników i lekarzy, aż po wydarzenia kulturalne czy po prostu odpoczynek i spotkania towarzyskie. Żartujemy czasem, że mamy wszystko oprócz supermarketu.

Czym UA HUB różni się od innych inicjatyw dla Ukraińców?

Po pierwsze, jesteśmy niezależnym projektem — bez grantów i dotacji. Każdy rezydent wnosi swój wkład w rozwój przestrzeni. To nie jest historia o finansowaniu z zewnątrz, ale o modelu biznesowym, który sprawia, że jesteśmy samodzielni i wolni od nacisków.

Po drugie, łączymy biznes z misją społeczną. Tu można jednocześnie zarabiać i pomagać. Tak samo w codziennych sprawach, jak i w sytuacjach kryzysowych. Kiedy zmarł jeden z naszych rodaków, to właśnie tutaj natychmiast zebraliśmy środki i wsparcie dla jego rodziny. To siła horyzontalnych więzi.

Dzieci piszą listy do żołnierzy

Wasze hasło brzmi: „Swój do swego po swoje”. Co ono oznacza?

To dla nas nie jest hasło o odgradzaniu się od innych, ale o wzajemnym wsparciu.  Kiedy ktoś trafia do obcego kraju, szczególnie ważne jest, by mieć wspólnotę, która pomoże poczuć: nie jesteś sam. W naszym przypadku to wspólnota Ukraińców, którzy zachowują swoją tożsamość, język, kulturę i tradycje, a jednocześnie są otwarci na współpracę i kontakt z Polakami oraz innymi społecznościami.

Dlatego dbamy, by Ukraińcy mogli pozostać sobą, nawet na emigracji. Organizujemy kursy języka ukraińskiego dla dzieci, które urodziły się tutaj albo przyjechały bardzo małe. To dla nich szansa, by nie utracić korzeni, nie zerwać więzi z własną kulturą. Nasze dzieci to nasze przyszłe pokolenie. Dorastając w Polsce, zachowują swoją tożsamość.

Drugi wymiar hasła to wzajemne wspieranie się w biznesie. Ukraińcy korzystają z usług i kupują towary od siebie nawzajem, tworząc wewnętrzny krwiobieg gospodarczy. W ten sposób wspierają rozwój małych firm i całej wspólnoty.

Podkreśla Pani, że UA HUB jest otwarty także dla Polaków. Jak to wygląda w praktyce, zwłaszcza w czasie narastających nastrojów antyukraińskich w części polskiego społeczeństwa?

Jesteśmy otwarci od zawsze. Współpracujemy z polskimi fundacjami, lekarzami, nauczycielami, z różnymi grupami zawodowymi. UA HUB to nie „getto”, ale przestrzeń, która daje wartość wszystkim.

Tutaj Polacy mogą znaleźć ukraińskie produkty i usługi, wziąć udział w wydarzeniach kulturalnych i edukacyjnych, poznać ukraińską kulturę. To działa w dwie strony — jest wzajemnym wzbogacaniem się i budowaniem horyzontalnych więzi między Ukraińcami i Polakami.

Malowanie wielkanocnych pisanek

Negatywne nastawienie czasem się pojawia ale wiemy, że to często efekt emocji, politycznej retoryki czy zwykłych nieporozumień. Osobiście podchodzę do tego spokojnie, bo mam duże doświadczenie pracy w stresie — z wojskiem, organizacjami praw człowieka, z wolontariuszami.

Strategia UA HUB jest prosta: pokazywać wartość Ukraińców i tworzyć wspólne projekty z Polakami. Dlatego planujemy np. kursy pierwszej pomocy w języku polskim.

To dziś niezwykle ważne — żyjemy w świecie, gdzie istnieje realne zagrożenie ze strony Rosji i Białorusi. Nawet jeśli nie ma otwartego starcia armii, to groźba ataków dronowych czy rakietowych jest formą terroru. A strach czyni ludzi podatnymi na manipulacje.

Dlatego tak ważne jest, byśmy się łączyli, dzielili doświadczeniem i wspierali. To nie tylko kwestia kultury i integracji społecznej. To także przygotowanie cywilów, szkolenia, a czasem nawet inicjatywy związane z obronnością. Polacy i Ukraińcy mają wspólne doświadczenie odporności i walki o wolność. I tylko razem możemy bronić wartości demokratycznych i humanistycznych, które budowano przez dziesięciolecia.

Obecnie dużo mówi się o integracji Ukraińców z polskim społeczeństwem. Jak to rozumiesz i co UA HUB robi w tym kierunku?

Integracji nie należy traktować jak przymusu. To naturalny proces życia w nowym środowisku.  Nawet w granicach jednego kraju, gdy ktoś przeprowadza się z Doniecka do Użhorodu, musi się zintegrować z inną społecznością, jej tradycjami, językiem, zwyczajami.
Tak samo Ukraińcy w Polsce — i trzeba powiedzieć jasno: idzie im to szybko.

Ukraińcy to naród otwarty, łatwo uczący się języków, przejmujący tradycje, chętny do współpracy. Polska jest tu szczególnym miejscem — ze względu na podobieństwa kulturowe i językowe. — Sama nigdy nie uczyłam się polskiego systematycznie, a dziś swobodnie posługuję się nim w codziennych sytuacjach i w pracy — dodaje.

Najważniejsze jednak są dzieci. One chodzą do polskich przedszkoli i szkół, uczą się po polsku, ale równocześnie pielęgnują ukraińską tożsamość.

Dorastają w dwóch kulturach — i to ogromny kapitał zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski. — Polacy nie mogą stracić tych dzieci. Bo nawet jeśli kiedyś wyjadą, zostanie w nich język i rozumienie lokalnej mentalności. To przyszłe mosty między naszymi narodami.
Zajęcia dla dzieci

Zdjęcia UA HUB

20
хв

Założycielka UA HUB Olga Kasian: „Nasza strategia to pokazywać wartość Ukraińców”

Diana Balynska

Joanna Mosiej: Drony, zalew dezinformacji. Dlaczego Polska tak nieporadnie reaguje w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, ale też wobec wewnętrznej, rosnącej ksenofobii?

Marta Lempart: Bo jesteśmy narodem zrywu. My musimy mieć wojnę i musimy mieć bohaterstwo – nie umiemy działać systematycznie. Teraz odłożyliśmy swoje husarskie skrzydła, schowaliśmy je do szafy. Ale gdy zacznie się dziać coś złego, ruszymy z gołymi rękami na czołgi.

Trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że raczej próbujemy siebie uspokajać, że wojny u nas nie będzie.

Chciałabym się mylić, ale uważam, że będzie. Dlatego musimy się przygotować już teraz. Jeśli znów przyjdzie czas zrywu, to trzeba go skoordynować, utrzymać, wykorzystać jego potencjał. Zdolność do zrywu nie może być przeszkodą – powinna być bazą do stworzenia systemu, który wielu z nas uratuje życie.

Ale jak to zrobić?

Przede wszystkim powinniśmy się uczyć od Ukrainy. Żaden rząd nie przygotuje nas na wojnę – musimy zrobić to sami. Polska to państwo z tektury. Nie wierzę, że nasz rząd, jak estoński czy fiński, sfinansuje masowe szkolenia z pierwszej pomocy, czy obrony cywilnej. Więc to będzie samoorganizacja: przedsiębiorcy, którzy oddadzą swoje towary i transport, ludzie, którzy podzielą się wiedzą i czasem. My nie jesteśmy państwem – jesteśmy największą organizacją pozarządową na świecie. I możemy liczyć tylko na siebie oraz na kraje, które znajdą się w podobnej sytuacji.

A co konkretnie możemy zrobić od zaraz?

Wszystkie organizacje pozarządowe w Polsce – bez wyjątku – powinny przeszkolić się z obrony cywilnej i pierwszej pomocy. Trzeba, żeby ludzie mieli świadomość, co może nadejść, mieli gotowe plecaki ewakuacyjne, wiedzieli, jak się zachować. Bo nasz rząd kompletnie nie jest przygotowany na wojnę. Nie mamy własnych technologii dronowych, nie produkujemy niczego na masową skalę, nie inwestujemy w cyfryzację. Polska jest informatycznie bezbronna – u nas nie będzie tak jak w Ukrainie, że wojna wojną, a świadczenia i tak są wypłacane na czas. W Polsce, jak bomba spadnie na ZUS, to nie będzie niczego.

Brzmi to bardzo pesymistycznie. Sama czasami czuję się jak rozczarowane dziecko, któremu obiecywano, że będzie tylko lepiej, a jest coraz gorzej.

Rozumiem. Ale trzeba adaptować się do rzeczywistości i robić to, co możliwe tu i teraz. To daje ulgę. Najbliższe dwa lata będą ciężkie, potem może być jeszcze gorzej. Ale pamiętajmy – dobrych ludzi jest więcej.  Takich, którzy biorą się do roboty, poświęcają swój czas, energię, pieniądze.

Ale przecież wiele osób się wycofuje, bo boją się, gdy prorosyjska narracja tak silnie dominuje w przestrzeni publicznej.

Oczywiście, może się tak wydarzyć, że wiele osób się wycofa z zaangażowania. I to normalne. Historia opozycji pokazuje, że bywają momenty, kiedy zostaje niewiele osób. Tak było w Solidarności.  To teraz mamy takie wrażenie, że kiedyś wszyscy byli w tej Solidarności. Wszyscy nieustannie bili się z milicją. A Władek Frasyniuk opowiadał, że w którymś momencie było ich tak naprawdę może z  piętnastu. I tym, którzy siedzieli w więzieniach, czasami wydawało się, że już wszyscy o nich zapomnieli. Bo życie się toczyło dalej. Bogdan Klich spędził chyba z pięć lat w więzieniu. I to przecież nie było tak, że w czasie tych pięciu lat wszyscy codziennie pod tym więzieniem stali i krzyczeli „Wypuścić Klicha”.

Więc bądźmy przygotowani na to, że są okresy ciszy i zostanie nas “piętnaścioro”.

I to jest normalne, bo ludzie się boją, muszą się odbudować, a niektórzy znikają.

Ale przyjdą nowi, przyjdzie nowe pokolenie, bo taka jest kolej rzeczy. Ja w ogóle myślę, że Ostatnie Pokolenie będzie tym, które który obali następny rząd.

Ale oni są tak radykalni, że wszyscy ich hejtują.

Tak, hejtują ich jeszcze bardziej niż nas, co wydawało się niemożliwe. Mają trudniej, bo walczą z rządem, który jest akceptowany. Mają trudniej, bo za nami szli ludzie, którzy nie lubili rządu. A działania Ostatniego Pokolenia wkurzają wielu obywateli.
Tak, są radykalni. I gotowi do poświęceń. I jeżeli ta grupa będzie rosła i zbuduje swój potencjał to zmieni Polskę.  

Rozmawiały: Joanna Mosiej i Melania Krych

Całą rozmowę z Martą Lempart obejrzycie w formie wideopodcastu na naszym kanale YouTube oraz wysłuchacie na Spotify.

20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Sestry.eu ogłosiły laureatki tegorocznej nagrody „Portrety Siostrzeństwa”

Ексклюзив
20
хв

Rosja może się zatrzymać, ale to nie znaczy, że wojna się skończy

Ексклюзив
20
хв

Gdy weszli Rosjanie, ani jeden pies nie zaszczekał

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress