Exclusive
20
min

Słaba Rosja to szansa dla Białorusi

Aleksander Łukaszenka jest jednym z najbardziej przebiegłych i okrutnych dyktatorów w Europie, który sprawuje władzę na Białorusi od ponad 30 lat. Do czego jest zdolny do władzy? Dlaczego protesty w 2020 roku nie złamały reżimu? Jak białoruscy ochotnicy walczą po stronie Ukrainy? Czy osłabienie Rosji może przyspieszyć upadek Łukaszenki? Rozmawiamy o tym z Marcinem Strzyżewskim, autorem książki „Białoruś. Kartoflana dyktatura”.

Aldona Hartwińska

Aldona Hartwińska i Marcin Strzyżewski podczas nagrywania podcastu «Barszcz Talks»

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

„Wąsata frytka” lub drapieżnik w masce dobrego gospodarza

Aldona Hartwińska: Kim jest wąsata frytka?

Marcin Strzyżewski: Wąsata frytka to jest oczywiście tak zwany prezydent Białorusi. Aleksandr Łukaszenka jest jednym z najbardziej sprytnych i skutecznych polityków naszych czasów w Europie. Przypomnę, że ten człowiek jest głową Białorusi kilka lat dłużej, niż Putin rządzi Rosją, czyli przeszło 30 lat. W tej chwili bardzo wielu moich białoruskich znajomych nie pamięta czasów bez Łukaszenki, bo są młodsi niż jego rządy. Łukaszenka to człowiek bardzo przebiegły, skuteczny i niestety drapieżny. My bardzo często spotykamy się z wizerunkiem Łukaszenki jako trochę wiejskiego głupka, trochę dyrektora kołchozu radzieckiego, takiego prostego mężczyzny, ale skutecznego, silnego gospodarza. Celowo budowany wizerunek człowieka dobrotliwego, który w rzeczywistości jest potworem. Człowiekiem, który się nie cofnie przed absolutnie żadnym okrucieństwem, byle tę władzę zdobyć, a później utrzymać i najlepiej rozszerzyć. W mojej książce, bo to z niej prawdopodobnie wzięłaś “wąsatą frytkę”, jest więcej obraźliwych określeń, bo szczerze wierzę, że tego człowieka trzeba obrażać, trzeba się z niego śmiać, trzeba w niego uderzać, bo to jest naprawdę zła postać.

W swojej książce “Białoruś. Kartoflana dyktatura” przytaczasz mało znaną informację, że sam Łukaszenka mógł być rywalem Putina w drodze na Kreml. Faktycznie były w Łukaszence takie ambicje?

Ten człowiek miał i nadal, jak mi się wydaje, ma bardzo szerokie ambicje. W momencie, w którym on jeszcze rządził Białorusią, a to było za czasów, kiedy w Rosji rządził Jelcyn, on prawdopodobnie chciał zostać jego następcą. Stanąć na czele jakiegoś odbudowanego Związku Radzieckiego. Z naszego punktu widzenia może się to wydawać zupełnie absurdalne ale pomyślmy o tym trochę inaczej. 

Dla nas rozpad Związku Radzieckiego to fakt, to się wydarzyło i my poszliśmy dalej. A ci ludzie, tutaj mam na myśli przede wszystkim Putina, uważają, że ten proces jeszcze się nie skończył. Zresztą wydarzenia w Czeczenii mogły im to bardzo wyraźnie pokazać, że to dzieje się dalej. Wielokrotnie w trakcie tego, co oni nazywają specjalną wojenną operacją, padały w propagandowych przekazach argumenty, że jeśli tej wojny nie wygrają, jeśli nie powstrzymają tego strasznego europejsko-amerykańsko-ukraińskiego wroga, to Rosja nie przetrwa, rozpadnie się, że Rosję chcą podzielić zewnętrzni wrogowie. Myślę, że jest to dość czytelne i widoczne, że postrzegają proces rozpadu imperium jako wciąż trwający. A jeśli on wciąż trwa, to znaczy, że można go i zatrzymać i odwrócić, ale też można go swoimi porażkami przyspieszyć. 

Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka i prezydent Rosji Władimir Putin. Foto: Gavriil Grigorov / AFP/ East News

Więc myślę, że Łukaszenka w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych snujący ambitne plany, mógł sobie wyobrażać powrót czasów radzieckich. Człowiek pochodzący z Białorusi na czele tego wielkiego związkowego państwa absolutnie nie byłby czymś egzotycznym. Breżniew urodził się na terenie dzisiejszej Ukrainy. Chruszczow na pograniczu rosyjsko-ukraińskim po stronie rosyjskiej, ale dużą część życia spędził po stronie ukraińskiej. Był wcześniej oczywiście Józef Stalin, który urodził się w Gruzji, więc Łukaszenka na moskiewskim “tronie” był czymś, co wpisywało się w jego wyobrażenie o świecie. Więc te ambicje, myślę, jak najbardziej były zrozumiałe.

Choć te wielkie plany mu zupełnie nie wyszły, to mimo wszystko, nie wycofał się.

Te ambicje w dużym stopniu mu nie wyszły, a jednocześnie nie mógł się z nich wycofać. On musi się tej władzy trzymać. Jak większość dyktatorów popełnił już zbyt wiele zbrodni, ma zbyt wielu wrogów i jedyne, co chroni jego samego, jego rodzinę, majątek czy bliskich współpracowników, to jest właśnie władza. Jej nie da się już oddać na tym etapie.

Ja celowo zapytałam cię o tę wąsatą frytkę, bo wizerunek Łukaszenki głównie buduje się na podstawie memów, a o samej Białorusi wiemy niewiele. Dlaczego nas Białorusini nie interesują? Dlaczego nie patrzymy w kierunku Białorusi jako rosnącego zagrożenia albo czegoś, czego powinniśmy się nauczyć? 

Ja przede wszystkim bardzo bym nie chciał kogokolwiek oskarżać o jakiś brak zainteresowania. Ludzka uwaga jest skonstruowana w określony sposób. Nie jesteśmy w stanie interesować się wszystkim. I tutaj jest to zupełnie naturalne, że my ten kierunek wschodni sobie w głowie łączymy w jakąś taką wspólną przestrzeń. Bo to w dużej mierze jest wspólna przestrzeń. Białoruś w tej trójce państw wschodniosłowiańskich jest najmniej sensacyjna. Bo mamy Rosję, w której działo się przez lata bardzo wiele, która była najbogatsza, największa, najgroźniejsza. Siłą rzeczy tę uwagę przyciągała, bo byłoby dziwne gdybyśmy nie interesowali się tym dużym, silnym, agresywnym sąsiadem, znajdującym się tuż obok. Druga w tej trójce jest Ukraina, na której wydarzenia polityczne były ciekawsze, bardziej gwałtowne. Tam się więcej działo, więcej zmieniało, zwłaszcza oczywiście od roku 2014. Nasza uwaga, od tamtej pory, skupiła się na wojnie i w tym wszystkim Białoruś była gdzieś z boku, cicha, spokojna. Oczywiście tam się działo źle, pod wieloma względami nawet bardzo źle. Były duże protesty, choć nie tak duże jak w 2020 roku, byli więźniowie polityczni, byli ludzie, którzy znikali. Ale tak naprawdę białoruskie społeczeństwo, aż do roku 2020, żyło w pewnego rodzaju uśpieniu. Wiele razy słyszałem od znajomych Białorusinów opowieści, że mieli swój biznes, pracę, czym się zajmowali… i dopóki nie stawali przeciwko tej władzy to mogli sobie normalnie żyć, robić swoje. Ale przyszedł czas zderzenia z nieudolnym aparatem państwa. Pojawił się COVID, a Łukaszenka zaczął wszystko negować i opowiadać głupoty o tym, żeby się leczyć jeżdżąc na traktorach. 

Czy my w ogóle wiemy, jaka jest liczba ofiar COVID-u na Białorusi? 

W swojej książce starałem się do tego dotrzeć, rozmawiałem z lekarzami białoruskimi, ale prawdę mówiąc my ogólnie na temat statystyk w Białorusi wiemy bardzo niewiele. Nawet liczba mieszkańców nie jest do końca znana. To jest coś, co możemy próbować oszacować.

Ale raczej to było dużo ofiar? 

Prawdopodobnie dużo, przy czym wydaje mi się, że tutaj ta liczba nie jest aż tak ważna. Nawet jakby to było 10 osób, to nie o to chodzi. Chodzi o to, że istniał kryzys, zagrożenie, a państwo nie dość, że nie radziło sobie z jego rozwiązaniem, to jeszcze udawało, że problemu nie ma. Próbowano to zafałszować, co wywołało dość zrozumiałą reakcję u ludzi. Bo nagle się zderzyli z tą machiną państwową, która okazała się nieludzka, okrutna, kompletnie nieustępliwa.

Był COVID, potem były sfałszowane wybory prezydenckie i wybuch wielkich protestów. Dlaczego zatem nie udało się Łukaszenki w 2020 roku odsunąć od władzy? 

Niektórzy moi znajomi Białorusini twierdzą, że do ucieczki Łukaszenki z kraju było blisko. Ponoć część rodziny była ewakuowana, być może sam Łukaszenka przez parę dni przebywał poza krajem i dopiero kiedy zrozumiał, że da radę to wygrać, to wrócił, zaczął się pokazywać przed kamerą. Ale to są plotki.

Protesty przeciwko władzy Alaksandra Łukaszenki. Mińsk, październik 2020. Foto: AFP / East News

Ale był taki moment, że wydawało się, że nawet wojsko stanie po stronie ludzi.

Słyszałem pewną wypowiedź w prywatnej rozmowie, że niektóre oddziały wojskowe czekały na rozkaz nowej pani prezydent, by stanąć po stronie protestujących, ale ten rozkaz nie nadszedł. Nie będę tego oceniał, bo faktycznie nie wiem czy tak było. Natomiast nie wiem, co ja bym zrobił na miejscu takiego polityka. Ten rozkaz byłby jednocześnie rozpoczęciem wojny domowej, która prawdopodobnie skończyłaby się też ingerencją wojsk rosyjskich, które jeszcze wtedy nie były zajęte walką w Ukrainie. Armia rosyjska była wtedy liczniejsza (według niektórych statystyk mamy już milion ofiar śmiertelnych po stronie rosyjskiej, przyp. red.), a także wyobrażenie o potędze Rosji było zupełnie inne. Więc rozumiem, dlaczego się tego bali. 

Protesty, rozpoczęte w 2020 roku były faktycznie wydarzeniem, które wywróciło życie każdego Białorusina, jakiego spotkałem, do góry nogami.

Chociaż ja spotykam tych Białorusinów, którzy z Białorusi wyjechali. Prawdopodobnie gdyby porozmawiać z tymi, którzy tam zostali, mieszkają w mniejszych miejscowościach, bardzo możliwe, że ogromna część z nich powiedziałaby, że dla nich się nic nie zmieniło. 

Kim są ci ludzie, którzy teraz są w Ukrainie? Czy są właśnie ci emigranci, czy uciekinierzy po 2020 roku? Czy to są ludzie, którzy dopiero wyjechali po rozpoczęcie pełnowymiarowej wojny?

Tutaj jest kilka odpowiedzi, bo wiadomo, że to są bardzo różni ludzie, o bardzo różnej przeszłości. Na pewno pewnego rodzaju rdzeń tych ludzi, walczących dziś w Ukrainie, to są ci Białorusini, którzy wyjechali na teren Ukrainy jeszcze na długo przed rokiem 2020. To ochotnicy, którzy walczyli jeszcze za czasów strefy ATO na Donbasie. Wówczas dla Ukraińców to była jakaś kompletna abstrakcja: oni pukali do dowódców jednostek ukraińskich i mówili “dzień dobry, jesteśmy Białorusinami, chcemy karabiny”, a ludzie patrzyli na nich z dużym zdziwieniem, bo nie było wiadomo o co chodzi. 

Czy to szpiedzy jacyś.

No tak, bo już w roku 2014 było jasne, że Białoruś jest po stronie Rosji i Putina jako państwo. Nie jako społeczeństwo, jako państwo. To jest ważne, żeby to oddzielić w tym konkretnym przypadku. Więc są tam właśnie ci ochotnicy z wojny w Donbasie, dziś najbardziej doświadczeni. Są też ludzie, którzy uciekli po 2020 roku i to jest faktycznie dość spora grupa. W książce opowiadam o moich przyjaciołach, którzy wyjechali po pobiciach, zastraszeniach, czy wręcz torturach. Ale są i tacy, którzy w roku 2022 po prostu powiedzieli: wojna wybuchła, ja muszę być tam. Więc to są bardzo różni ludzie, ale myślę, że wszystkich tutaj łączy jedna świadomość. Świadomość tego, że nie da się w tej chwili wygrać z Łukaszenką w Białorusi. Próbowali, ale to nie wyszło. Jest bardzo wiele teorii na temat tego, dlaczego to nie wyszło, dlaczego w roku 2020 się nie udało. Można na ten temat mówić długo, ale fakt jest taki, że nie wyszło i próba podniesienia jakiegoś kolejnego powstania w tej chwili w Białorusi będzie trudna, choćby dlatego, że ci najbardziej zaangażowani po prostu wyjechali. 

No tak, ale z drugiej strony zagrożenie ingerencją rosyjskiego wojska w ewentualne protesty już się znacznie zmniejszyła.

Zmniejszyła się, ale ona się też zmniejsza z każdym dniem i z każdym dwusetnym (poległym żołnierzem, przyp. red.) Rosjaninem. Im słabsza będzie Rosja, tym większa jest szansa na to, że także reżim w Białorusi osłabnie. Ponadto obawa o to, że Rosja ostatecznie Białoruś połknie, anektuje, wchłonie, cały czas jest żywa. A im słabsza jest Rosja, tym mniejsza jest szansa, że będą w stanie to zrobić. Więc osłabianie Rosji jest działaniem na korzyść Białorusi. Ale jest jeszcze jeden aspekt, nie mniej ważny, że w tej chwili Białoruś zdobywa silnego sojusznika. 

Jeśli wyobrazimy sobie sytuację, w której dochodzi w Rosji w konsekwencji wojny do dużego kryzysu politycznego, a myślę, że ta wojna nie skończy się inaczej, bo jeśli nie dojdzie do tego kryzysu, to ta wojna może się zamrozić, ale nie zakończyć. Jeśli tam faktycznie skończą się pieniądze, ludzie wyjdą na ulicę, władza zacznie się gryźć między sobą i jeśli wtedy Białorusini będą mieli wsparcie Ukrainy, to faktycznie będzie szansa, że będzie się dało przeprowadzić na przykład scenariusz syryjski, czyli błyskawiczna, szybka akcja z poparciem ludności, która doprowadzi do stworzenia nowego państwa białoruskiego, które, co jest bardzo istotne, w zamierzeniu tych ludzi będzie demokratyczne, proeuropejskie i propolskie. 

Białorusini lubią Polaków? 

Białorusini pamiętają, że Wielkie Księstwo Litewskie było przede wszystkim państwem etnicznie i językowo w ogromnym stopniu białoruskie. Że my byliśmy jednym państwem. Oni wspominają to bardzo ciepło. Ja bardzo często słyszę od Białorusinów bardzo pozytywne wypowiedzi na temat Polski, zarówno tej historycznej, jak i tej współczesnej. Przez tą bliskość kulturową i językową, bo język białoruski jest jeszcze bliższy polskiemu niż ukraiński, im jest bardzo łatwo tutaj przyjeżdżać do pracy, uczyć się. I prawdę mówiąc momentami mnie to wręcz szokuje, jak słyszę takie historie na przykład, że szło dwóch kolegów Białorusinów po Warszawie i jeden z nich mówi: wyobraź sobie, jakby pięć lat mi ktoś powiedział, że będziemy po Warszawie spacerować, to bym nie uwierzył. A umówmy się, Warszawa jest pięknym miastem, ale to nie jest Tokio, czyli jakieś egzotyczne marzenie podróżnicze i jakoś ekstremalnie atrakcyjne. A dla tych ludzi tak, Polska jest bardzo atrakcyjnym kierunkiem pod praktycznie każdym względem, zarówno żeby tu pracować i się uczyć. I podglądać to jak nam poszło po upadku Związku Radzieckiego.

Swoją drogą w Polsce tej optyki kompletnie nie widać, ale zarówno Ukraina, jak i Rosja i Białoruś bardzo często w swoich mediach, oczywiście nie tych propagandowych, tylko tych bardziej niezależnych, przedstawiają Polskę jako przykład państwa sukcesu. Patrzcie, im ta transformacja wyszła, spójrzmy, co Polska zrobiła dobrze, czego my nie umieliśmy.

Białorusini walczą z Rosją, słaba Rosja to silniejsza Białoruś. Powiedziałeś, że budują sobie sojusz, tylko że większość Białorusinów, którzy walczą w Ukrainie, są anonimowi. Jak budować sojusz na bazie anonimowości i tajemnicy?

Kiedy ja mówię o budowaniu sojuszu, to tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, czy ogół społeczeństwa będzie znał ich nazwiska czy widział ich twarze. Ważne jest to, aby o tym, co ci ludzie zrobili dla Ukrainy, wiedzieli generałowie, żeby to wiedział prezydent Ukrainy, parlament Ukrainy. Bo to są właśnie ci ludzie, którzy w pewnym momencie będą musieli podjąć decyzję o działaniach otwartych lub skrytych, o jakimś wsparciu. Przy czym też trzeba powiedzieć jasno, są na przykład ludzie, moi bardzo bliscy przyjaciele, którzy ukrywają swoje twarze, a później się okazuje, że te twarze się pojawiają w reportażach białoruskiej telewizji państwowej. Bo bardzo często te osoby były zaangażowane w działalność opozycyjną jeszcze na terenie Białorusi. Nie da się ukryć, że oczywiście służby Łukaszenki próbują i próbowały te struktury infiltrować. Nie da się wykluczyć, że tam się zdarzały też skuteczne próby takiej infiltracji. Niemniej faktycznie jest tak, że nawet rodziny walczących Białorusinów często nie wiedzą, co się dzieje z krewnymi. 

To reżim, który jest okrutny, brutalny i absolutnie nie ma jakichś ludzkich odruchów. Jeśli uznają, że trzeba kogoś zabić, torturować, męczyć, nękać albo po prostu utrudnić mu życie, nie pozwolić mu pracować, zakładać biznesu, jego dzieciom uczyć się w szkołach, to będą to robić. Raczej nie ma takiej rzeczy, do której się nie posuną. 

Zgłasza się człowiek i mówi, że do jego rodziców przyszło KGB i jest rozmowa, co tym rodzicom poradzić, w jaki sposób ich poinstruować, żeby to białoruskie KGB się odczepiło. Nie będę tutaj publicznie mówił, co trzeba zrobić, bo oni wtedy będą wiedzieli, że to jest swojego rodzaju gra, która dzieje się cały czas. Dla rodzin Białorusinów, będących na froncie, to jest duże zagrożenie. My tutaj mówimy o reżimie, który morduje ludzi. 

I nigdy nie wiesz, jak daleko się posuną. To też widzimy po stronie rosyjskiej. Kiedy była Bucza, pomyśleliśmy sobie, że dalej się już nie posuną. A później były masowe groby w Izium, rozstrzeliwanie jeńców, zrzucanie białego fosforu i bombardowanie szpitali dziecięcych.

Mam wrażenie Białoruś była kilka kroków z przodu. O dwa, trzy lata z przodu z tym, na co sobie mogli pozwolić. I bardzo możliwe, że byli przez Putina i Rosję byli traktowani jako swego rodzaju poligon: co społeczeństwo da radę znieść? Jeśli tam zniosą, u nas też sobie na to pozwolą.

Białorusini podczas ćwiczeń wojskowych przed wyjazdem do Ukrainy. Foto: Michał Dyjuk /AP/ East News

A czy reżim Łukaszenki widzi zagrożenie w uczestnictwie Białorusinów w tej wojnie? 

Zakładam, że skoro powstają takie reportaże jak te, o których mówiłem, czyli aktywne próby dyskredytacji konkretnych ludzi, to myślę, że tak. Oni zresztą starają się przedstawić te sytuacje u siebie w mediach w sposób znacznie bardziej groźny. W swoich mediach próbują zbudować jakiś obraz skoordynowanych działań białorusko-opozycyjnych i polskich. O tym, że w Polsce powstają obozy szkoleniowe, tłumy białoruskich migrantów są szkolone do inwazji na Białoruś. Szczerze mówiąc, ja osobiście nie byłbym wielkim przeciwnikiem tego rodzaju działań. Bo jeśli można powstrzymać człowieka, który katuje ludzi, torturuje ich, nie daje im żyć i utrzymuje ich w biedzie, po prostu kradnąc, i jeszcze współpracuje z rosyjską machiną ludobójstwa - ja chciałbym żyć w państwie, które by aktywniej i agresywniej działało przeciwko takiemu. Jeszcze tutaj zbudowałbym taki ciąg logiczny, że skoro Łukaszenka bał się konkurentów politycznych, takich jak na przykład wideobloger Cichanouski czy jego żona, no to tym bardziej będzie się bał ludzi, którzy latają dronami, czy bombardują rosyjskie czołgi.

Pojedziesz jeszcze do Rosji?

Kiedy zaczynałem studia filologiczne, miałem w głowie, że poznam sobie ciekawy kawał świata, bo język rosyjski to nie była tylko Rosja. To jest Ukraina, Białoruś, Kazachstan. Można się dogadać i na Kaukazie, i w Azji Środkowej. Będę mógł sobie pozwiedzać, pojeździć z plecakiem. I trochę faktycznie pojeździłem.

Poznawanie tego było ciekawsze niż wyjazd na przykład do takiej Francji. Ja się wcześniej w podstawówce, w gimnazjum, w liceum uczyłem języka francuskiego, zdawałem maturę z francuskiego. Francja jest bardzo fascynującym krajem, ale nie oszukujmy się, w porównaniu do Rosji jest po prostu nudna. Tam się mało dzieje. Jedziesz i podziwiasz katedry. Nie przeżyjesz przygody w Europie Zachodniej takiej, że ubierasz plecak i jedziesz tam pociągiem w nieznane... 

Trzydzieści godzin do następnej stacji. 

Ja mam taką granicę, że powyżej 24 godzin to zaczyna być czas, kiedy opłaca się przebrać w dres. Na krócej nie ma sensu. Mój rekord to była właśnie Moskwa - Irkuck. To było ponad 100 godzin w pociągu. I pomijając oczywiście to, że do Rosji w tej chwili nie planuję wracać, to chciałoby się pojechać takim pociągiem jeszcze raz.

Bo dopóki nie dojdzie do potężnego kryzysu gospodarczo-politycznego w Rosji, ta wojna się nie skończy.

Nieważne, czy to będzie Putin osobiście, czy ktoś z tego obecnego układu, należy zakładać, że ta wojna wybuchnie po raz kolejny albo będzie trwała dalej. Tam się musi przebudować cały ten system i to będzie bardzo bolesny, długotrwały proces o zupełnie nieprzewidywalnych skutkach. Nie jest powiedziane, że ta Rosja, która powstanie w wyniku tego procesu, nie będzie agresywna. Możliwe, że będzie, ale jest duża szansa, że po prostu uznają, że jednak wojny po prostu nie przynoszą im korzyści. 

Ja szczerze wierzę, że ta zmiana społeczna jest możliwa. Bo wszystkie społeczeństwa, które dzisiaj są demokratyczne, przepełnione miłością do człowieka i z prawami człowieka na pierwszym miejscu, kiedyś były okrutnymi, wojującymi ze sobą nawzajem tworami. Wszyscy to przeszliśmy. Francja była miejscem pełnym przemocy, Polska była miejscem pełnym przemocy. To jest normalne. Ta przemiana jest naturalna. Tylko, że taka przemiana trwa. Rosja ma ten problem, że przez przynajmniej ostatnich 100 lat, kiedy tylko pojawiali się ludzie, którzy chcą żyć inaczej, są eliminowani.

Pytałaś, czy pojadę do Rosji. Po tej wojnie zostaną dziesiątki, a prawdopodobnie nawet nawet setki tysięcy ludzi, którzy albo ją osobiście przeszli, albo przeszli ją ich bliscy, albo ci bliscy zginęli. I ludzie, których domy zostały uszkodzone przez drony, które trafiły nie tam, gdzie miały trafić. Tam będzie pełno nienawiści. Wojna jest jak zaraza. Ona zaraża nienawiścią. I człowiek, który nie miał nic do Ukraińców, któremu oni nic złego nie zrobili, ale dostał dronem w głowę jego brat, jego syn, jego ojciec, jego kuzyn, jego najlepszy przyjaciel - będzie nienawidził Ukraińców. Tacy będą też nienawidzić wszystkich tych, którzy im pomagali. I to niestety w Rosji nie zostanie w żaden sposób przepracowane, bo nie pomogli w tym społeczeństwie weteranom II wojny światowej, nie pomogli weteranom z Afganistanu. Ci ludzie uciekną najprawdopodobniej w tradycyjny sposób radzenia sobie z traumami, czyli w alkohol, który dodatkowo będzie ich pchał w stronę agresji i patologii.

I w którymś momencie podróży po Rosji trafimy na takiego człowieka. Będzie prawdopodobnie trudno ukryć, że jesteśmy zza granicy, szybko może wyjść, że jesteśmy z Polski. Kraju sojuszniczego Ukrainy, który przywoła wszystkie najgorsze skojarzenia. 

Taki człowiek może być pijany, może mieć nóż. A taki człowiek, który na przykład był na tej wojnie, jest straumatyzowany, może po prostu nie mieć z tym problemu, żeby cię zacząć tym nożem dźgać. Może mieć kolegów. Mogą miejscowi stanąć po jego stronie. Nawet i policja może go poprzeć.  Jeszcze nie wiemy, jakim państwem będzie przyszła Rosja, ale tego typu scenariuszy niestety jest bardzo wiele. 

A takich ludzi, którzy wrócili z frontu, będzie bardzo wielu.

Tak, ale nawet jeśli to ryzyko nie będzie w efekcie takie, to świat jest ogromny i bardzo piękny. Jest bardzo wiele miejsc, gdzie możesz jeździć bez tego typu obaw. Więc ja, prawdę mówiąc, nastawiam na to, że jak ta wojna się skończy, to ja sobie pojadę nad morze Czarne, gdzieś między Mikołajowem i Chersoniem. Wejdę sobie na Hoverlę. Ty to dobrze rozumiesz - jeśli będziemy mogli sobie siedzieć w tych  miejscach i patrzeć na przelatujący po niebie samolot pasażerski, to będzie bardzo miłe uczucie. I takie wrażenie, że my też się do tego przyczyniliśmy. 

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka i autorka książek (m.in. "Szwecja. Gdzie wiking pije owsiane latte"). Dostarcza pomoc wojskowym na linię frontu. Wojnę po raz pierwszy na własne oczy zobaczyła w grudniu 2022 roku. Wtedy podjęła decyzję, że będzie wracać na front z pomocą jak najczęściej. Dziś mówią o niej чоткий тил, czyli solidne zaplecze. Żołnierze skutecznie walczą karabinami, a ona jest zapleczem z kamerą i aparatem, które czuje obowiązek mówienia głośno o tym, co się dzieje. Chce być dalej na miejscu - pomagać i pokazywać wojenną rzeczywistość - nie zawsze w czarnych i smutnych barwach.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukryty potencjał i zielone korytarze

Diana Balynska: Dlaczego większość Ukrainek za granicą pracuje poniżej swoich kwalifikacji? I co można z tym zrobić?

Antonina Kurec: To naprawdę paradoksalna sytuacja, kiedy kraje przyjmujące Ukraińców otrzymują wspaniałe zasoby edukacyjne i kadrowe, ale nie wykorzystują ich w pełni.

Statystyki są niepokojące: według socjologów około 68% ukraińskich migrantów w 2024 r. pracowało na stanowiskach poniżej swoich rzeczywistych kwalifikacji.

Tylko jedna trzecia dyplomowanych uchodźców znalazła pracę wymagającą wyższego wykształcenia. Dysponujemy potencjałem ludzkim, który może zmienić Ukrainę po wojnie.

Mowa tu o szeregu barier, znacznie głębszych niż tylko kwestia języka. Po pierwsze, mamy problem z regulacją zawodów i powolnym uznawaniem dyplomów, tzw. nostryfikacją. Dotyczy to zwłaszcza dziedzin wymagających licencji, takich jak medycyna.

Po drugie, niezwykle ważnym aspektem jest opieka nad dziećmi. Większość migrantów to kobiety z dziećmi. A pracodawcy, zwłaszcza w sektorach wymagających kwalifikacji, wymagają pełnego zatrudnienia.

Kwestia, gdzie umieścić dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym, staje się kluczowym czynnikiem ograniczającym dla wykwalifikowanych matek

Aby rozwiązać tę sytuację, potrzebne są wspólne programy między krajami. Oznacza to, że oprócz intensywnej nauki języka polskiego potrzebujemy szybkiej walidacji kwalifikacji, a także płatnych staży w sektorach deficytowych, takich jak opieka zdrowotna, logistyka czy energetyka. Bardzo potrzebne są również przedszkola zapewniane przez pracodawców lub państwowa pomoc w opiece nad dziećmi. Tylko w ten sposób będziecie w stanie wykorzystać ten „ukryty potencjał”, a co najważniejsze — ludzie powrócą do Ukrainy z nową, cenną europejską wiedzą specjalistyczną.

Kobiety z Ukrainy pracują za granicą najczęściej poniżej swoich kwalifikacji: Marek BAZAK/East News

Wspomniała Pani o nostryfikacji dyplomów. Biorąc pod uwagę, że jest to dość długi, wyczerpujący i kosztowny proces, czy istnieją jakieś sposoby, aby go uprościć?

Dobre pytanie. Współpracuję z uniwersytetami i wiem, że istnieją odrębne umowy o wzajemnym uznawaniu dyplomów akademickich między Polską a Ukrainą. Są jednak dziedziny, które wymagają dodatkowej weryfikacji.

Byłoby wspaniale, gdyby na szczeblu rządowym udało się uzgodnić jakiś fast track (przyspieszone procedury — red.) dla zawodów deficytowych, coś w rodzaju „zielonych korytarzy”. Albo stworzyć jeden e-rejestr, w którym można by od razu weryfikować te dyplomy.

W praktyce światowej stosuje się już tzw. skill bridges (mosty umiejętności), które są aktywnie wykorzystywane przez międzynarodowe firmy. Skupiają się one nie na ogólnych dokumentach, ale na tym, co dana osoba wie i potrafi. Podobne Skill Bridges działają już z powodzeniem w UE i Kanadzie.

Dobrą praktyką są centra oceny (assessment centers), gdzie sprawdza się praktyczne umiejętności, a nie tylko papier. Im częściej będziemy to robić, tym szybciej będziemy zapełniać miejsca pracy wykwalifikowanymi pracownikami.

Kobiety w „męskich” zawodach

Czy wzrost napięć społecznych i konkurencji na polskim rynku pracy może stać się zewnętrzną presją, która skłoni Ukraińców do powrotu do domu?

Nie uważam, że tylko ten czynnik będzie kluczowym katalizatorem masowego powrotu. Tak, nastroje społeczne ulegają wahaniom, ale większość Polaków nadal jest przychylna Ukraińcom.

Decyzja o powrocie jest podyktowana znacznie ważniejszymi powodami niż sytuacja na polskim rynku pracy. Przede wszystkim jest to bezpieczeństwo, zakończenie wojny. Po drugie, jest to dostępność lub brak mieszkania w Ukrainie. Nie możemy zapominać, że ogromna część ludzi po prostu nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone. Powrót dla was oznacza w rzeczywistości kolejny start od zera.

Abyście wrócili, Ukraina musi zaproponować wam zrozumiałą, uczciwą i motywującą strategię powrotu z namacalnymi ułatwieniami, programami uzyskania mieszkania i, co najważniejsze, gwarantowanymi miejscami pracy.

Pewność zatrudnienia i zapewnienia bytu rodzinie to kluczowy warunek powrotu.

Podejście to jest zgodne z praktyką EBRD i Banku Światowego w zakresie odbudowy powojennej.

Osobiście aktywnie angażuję się w dialog z międzynarodowymi partnerami na temat modeli powrotu wykwalifikowanych pracowników.

Jeśli chodzi o ukraiński rynek pracy: jacy specjaliści są obecnie najbardziej poszukiwani? Gdzie odczuwa się największy niedobór kadr, zwłaszcza biorąc pod uwagę potrzeby odbudowy?

W samym słowie „odbudowa” zawarte jest już budownictwo, gdzie obecnie istnieje największy popyt i największy niedobór kadr w Ukrainie. Wynika to nie tylko z migracji, ale także z faktu, że specjaliści w większości walczą na wojnie.

Bardzo poszukiwani są również specjaliści z zakresu energetyki i sieci. Wróg nieustannie bombarduje naszą infrastrukturę, dlatego ciągle potrzebujemy odbudowy. Równie pilnie potrzebni są logistycy, kierowcy. Są to branże, które, jak wiesz, krzyczą, że brakuje ludzi. Niedawno sama widziałam młodą dziewczynę-dźwigniarza i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do widoku kobiet za kierownicą ciężarówek. Co ważne, wynagrodzenia w tych branżach również znacznie wzrosły. Pracodawcy są gotowi płacić, aby ludzie zajmowali te bardzo ważne stanowiska. Będzie to największa potrzeba w ciągu najbliższych 5 lat.

Kobiety sprzątają po kolejnym rosyjskim ataku na Kijów, 10.07.2025. fото: OLEKSII FILIPPOV/AFP/East News

W jaki sposób biznes i państwo powinny strategicznie zmienić swoje podejście, aby zapewnić kobietom realne możliwości rozwoju kariery?

Całkowicie słusznie podkreślasz, że Ukraina musi przemyśleć sposób, w jaki budujemy możliwości kariery dla kobiet. Potrzebujemy nie tylko równych wynagrodzeń, ale także głębokiego wsparcia systemowego. Takim systemowym wsparciem zajmuje się społeczność Women Leaders for Ukraine, a jako jej członkini osobiście uczestniczyłam w opracowaniu programu przygotowującego kobiety-liderki do pracy w energetyce. Kobiety uczyły się, zdobywały umiejętności techniczne i przywódcze, a prawie wszystkie uczestniczki projektu znalazły następnie zatrudnienie.

Jeśli chodzi o wsparcie społeczne, w Ukrainie istnieje już wiele bezpłatnych szkoleń i kursów dla kobiet, które zostały zmuszone do przejęcia biznesu porzuconego przez mężów, którzy wyruszyli na wojnę. Są to szkolenia z zakresu finansów, marketingu, logistyki. Dostępna jest również pomoc psychologiczna. Jednak niestety nie widzę jeszcze systemowych podejść społecznych (takich jak państwowe przedszkola lub pomoc w opiece nad dziećmi) na poziomie biznesu i państwa. To jest coś, co jeszcze trzeba wdrożyć.

A jak przebiega reintegracja i zatrudnienie weteranów? Czy są już jakieś systemowe programy?

To bardzo aktualny temat. Już w 2023 roku uruchomiono zakrojone na szeroką skalę programy (na przykład „Veteran Hub”), w ramach których pracodawcy otrzymywali bezpłatne szkolenia dotyczące adaptacji weteranów. Moje doświadczenie potwierdza, że takie programy są dość skuteczne w integracji weteranów z powrotem w środowisku pracy.

Popyt na weteranów jest duży, ponieważ wracają oni jako wspaniali liderzy. Posiadają cenne umiejętności nabyte w wojsku: determinację, krytyczne myślenie, umiejętność oceny ryzyka

Wielu weteranów po demobilizacji otwiera własne firmy. Zostali przedsiębiorcami, ponieważ głęboko odczuwają wartość życia i nie boją się ryzykować, chcą realizować swoje marzenia. To bardzo udany trend, a firmy są bardzo zainteresowane takimi pracownikami.

Jak sprowadzić ludzi z powrotem do Ukrainy?

Czy odczuwa się odpływ młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat, którzy wyjeżdżają za granicę na studia lub w poszukiwaniu perspektyw zawodowych? Jakie ryzyko to niesie?

Podczas wojny trudno jest operować dokładnymi danymi na temat tego, ilu młodych mężczyzn w wieku 18-22 lat faktycznie wyjechało. Musimy opierać się na statystykach z granic, a one nie dają jasnego obrazu tego, którzy z nich opuścili kraj na zawsze.

Jednak tendencja jest widoczna, na przykład mamy wysoki odsetek ukraińskich studentów w Polsce. Około 43% wszystkich zagranicznych studentów w roku akademickim 2023-2024 w Polsce to Ukraińcy. To duży odsetek.

Ryzyko związane z odpływem młodzieży jest dla Ukrainy znaczne: tracimy całą grupę, która tworzy innowacje.

W szczególności są to inżynierowie IT, ludzie z wyższym wykształceniem. Oczywiście można powiedzieć: niech te dzieci wyjeżdżają i uczą się, zachowują swoje zdrowie psychiczne w krajach, gdzie panuje pokój, a z czasem wrócą już wykształcone, aby odbudować Ukrainę. Ale aby wróciły, potrzebna jest platforma powrotu.

Z pewnością wprowadziłabym stypendia celowe na zasadzie „uczyć się i wracać” lub stypendia z gwarancją zatrudnienia w projektach odbudowy. Niezbędne są również preferencyjne kredyty hipoteczne dla młodzieży, ponieważ wielu z nich pochodzi z okupowanych terytoriów lub straciło mieszkanie z powodu wojny.

Wśród ekspertów pojawia się opinia, że powróci około 1/3 osób, które wyjechały. Czy zgadzasz się z tą prognozą? Co powinno być najważniejszym czynnikiem motywującym do powrotu?

Nie bardzo wierzę, że powróci tylko jedna trzecia, ale niech ta teza pozostanie. Powinna ona skłonić nasze państwo do podjęcia zdecydowanych kroków, aby tak się nie stało.

Po pierwsze, Ukraina musi wysłać jasny i silny komunikat, że kraj się zmienił. Dotyczy to zarówno świadczenia wysokiej jakości usług administracyjnych, jak i przejrzystości. Po drugie, chodzi o rolę w wielkiej odbudowie. Dla wykwalifikowanych specjalistów może to być oferta wyższego stanowiska, rozwoju kariery i, co niezwykle ważne, element misji – przekazanie europejskiego doświadczenia swojemu krajowi.

I co najważniejsze:

Program państwowy musi być taki sam dla tych, którzy byli za granicą, jak i dla osób wewnętrznie przesiedlonych. Nie można dzielić obywateli!

Powinna to być kombinacja ofert pracy, mieszkania i poczucia misji odbudowy.

Ukrainka podczas kursu kulinarnego, Оlsztyn, 2022. fото: Hubert Hardy/REPORTER

- Chcę przekazać jasny komunikat Ukraińcom za granicą: wasze doświadczenie w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem. To podstawa powojennego rozwoju Ukrainy.
Wracając do kraju przywieziecie ze sobą standardy Unii Europejskiej, jej wartości. Wiecie, jak wzmocnić biznes i państwo. Dlatego inwestujcie w tę wiedzę i doświadczenie, nie ulegajcie wpływom negatywnych narracji! Pracujcie, uczcie się, zdobywajcie wykształcenie. To wasza strategiczna inwestycja w waszą osobistą przyszłość, a także w konkurencyjność naszej Ukrainy w Europie.

20
хв

Antonina Kurec: Doświadczenie zdobyte w Polsce nie jest zmarnowanym zasobem, ale podstawą powojennego rozkwitu Ukrainy

Diana Balynska

Tutaj można żyć z zasiłku

Krystyna Leskakowa była w Ukrainie nauczycielką języka angielskiego, a obecnie uczy obcokrajowców języka fińskiego. Do Finlandii przyjechała w 2022roku ze swoją małą córeczką. Wybór kraju nie był przypadkowy — w fińskim mieście Tampere mieszka matka Krystyny.

 — Mieliśmy gdzie się zatrzymać, a tym, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, w 2022 roku pomagał Czerwony Krzyż — opowiada. — Obecnie za to odpowiada już inna organizacja. Nowo przybyłym Ukraińcom, tak jak wcześniej, nadal się pomaga się: większość z nich osiedla się w dużych mieszkaniach przerobionych na akademiki. W trzypokojowym mieszkaniu może mieszkać kilka rodzin, z których każda ma swój pokój. Jeśli rodzina jest duża, może otrzymać osobne mieszkanie, ale tylko tymczasowo. Po upływie roku od przyjazdu osoba ma prawo do miejskiej rejestracji, a wraz z nią — nowe możliwości.

Jak wszędzie, w Finlandii ważne jest znajomość lokalnego języka. Krystyna nauczyła się fińskiego i obecnie nawet uczy go innych.

Do momentu uzyskania zameldowania jedyną dostępną pomocą finansową jest zasiłek dla uchodźców w wysokości około 300 euro miesięcznie. Po uzyskaniu zameldowania można ubiegać się o podstawową pomoc społeczną, która w przypadku osób bezrobotnych wynosi około 600 euro miesięcznie. Jednocześnie można otrzymać pomoc na opłacenie czynszu za mieszkanie. Przed uzyskaniem zameldowania opcja ta jest niedostępna, więc albo mieszkasz w akademiku, albo samodzielnie wynajmujesz mieszkanie.

Osoby, które przybyły do Finlandii, są rejestrowane na giełdzie pracy, gdzie dla każdego Ukraińca w wieku produkcyjnym opracowuje się plan integracji. Obejmuje on naukę języka fińskiego do poziomu A2-B1 (czasami nawet B2), potwierdzenie lub podwyższenie kwalifikacji, zatrudnienie.

Obecnie okres integracji skrócono z trzech do dwóch lat, a w ciągu dwóch lat bardzo trudno jest nauczyć się fińskiego od podstaw. Znam niewiele osób, które po trzech latach pobytu w Finlandii mają pewny poziom B1. Dlatego większość idzie do pracy fizycznej.

 Ogólnie rzecz biorąc, w Finlandii do każdej pracy potrzebne są kwalifikacje. W 2002 roku wiele firm przymykało na to oko, ponieważ chciało pomóc Ukraińcom. Jednak nawet do pracy w sprzątaniu potrzebne są kwalifikacje, czyli dwa i pół roku nauki. Wielu Ukraińców uczy się na młodszy personel medyczny, aby pracować na przykład w domu spokojnej starości. Mężczyźni często idą na budowę lub zostają ślusarzami i elektrykami. Dobrze płatna jest tu praca spawacza, ale wszystko znowu sprowadza się do języka — bez fińskiego nie ma mowy.

 

Krystyna zaczęła uczyć się fińskiego jeszcze w Ukrainie

 

- I chociaż było to ponad dziesięć lat temu, w stresie wiele rzeczy sobie przypomniałam— mówi. — W 2022 roku mój poziom był gdzieś pomiędzy A1 a A2. Od razu zapisałam się na płatne kursy, gdzie nauka była bardziej intensywna. Równolegle zajęłam się potwierdzeniem mojego dyplomu nauczyciela. Aby mieć prawo do nauczania, na przykład w liceum, musiałam dokończyć naukę — na szczęście bezpłatnie — w wyższej szkole zawodowej.

Mój zawód jest w Finlandii bardzo poszukiwany — większość ludzi uczy się tu angielskiego. Ale bez znajomości fińskiego można znaleźć pracę tylko w szkole międzynarodowej. Chociaż Finowie tak bardzo kochają swój język, że nawet specjaliście, który w pracy używa wyłącznie angielskiego, pracodawca raczej zaproponuje opłacenie kursów fińskiego. Kończyłam jeden kurs za drugim, a potem trafiłam na praktykę zawodową do college'u, gdzie uczy się fińskiego imigrantów. Po praktyce zaproponowano mi stanowisko instruktora, który pomaga studentom. Moja fiński był już wtedy na poziomie B2, a teraz sama go uczę. Chociaż początkowo planowałam uczyć angielskiego.

Helsinki 2025

Zdaniem Krystyny, nawet jeśli pracujesz, możesz otrzymać pomoc finansową na opłacenie czynszu — wszystko zależy od poziomu dochodów. Jeśli wynagrodzenie jest niewystarczające, państwo rekompensuje brakującą kwotę. Ukraińcy, którzy nie pracują, żyją z zasiłku socjalnego w wysokości 600 euro miesięcznie. Za te pieniądze można przeżyć w Finlandii.

 — Bo jeśli ktoś nie pracuje, rachunki za prąd i wodę również pokrywa pomoc społeczna. Głównym wydatkiem będzie jedzenie, a ubrania można po prostu kupować w second handach.

Dźwięk pary pozwala zapomnieć o wszystkich smutkach

 

W Finlandii stałymi klientami second handów mogą być ludzie zamożni, którzy traktują takie doświadczenie jako możliwość ekologicznego życia i nadania rzeczom drugiego życia. Finowie są dość oszczędni, mało kto żyje tu na szeroką skalę. My, Ukraińcy, lubimy dawać drogie prezenty, a tutaj można podarować na przykład skarpetki — bo najważniejsza jest nie cena prezentu, ale uwaga.

 Wydaje mi się, że Finowie są bardziej powściągliwi i spokojni niż Ukraińcy. Nie spieszą się, nie denerwują. Wykonują swoją pracę, ale bez stresu.

W większości przypadków dzień pracy zaczyna się o siódmej rano, ale już o7:20 wszyscy idą na przerwę kawową. Po godzinie — na kolejną, potem jeszcze jedną, a o 11:00 jest już pora na lunch. A jeśli dzień pracy kończy się o16:00, to o 15:58 przy biurkach nie ma już nikogo.

Ponieważ dla Finów praca to tylko praca, a życie to przede wszystkim bycie z rodziną, spacery na łonie natury, wycieczki nad jeziora, czerpanie radości z życia.

Krystyna z córką w Laponii, która jest marzeniem wielu dzieci na całym świecie

Kolejnym znanym elementem fińskiej filozofii jest sauna. Finowie chodzą do sauny w środy, piątki i weekendy — i prawie wszyscy miejscowi, których znam, nie naruszają tej tradycji. To sposób na relaks i odstresowanie się. W saunie,do której teraz czasami chodzę, znajduje się napis, który w tłumaczeniu z języka fińskiego oznacza, że dźwięk pary sprawia, że zapomina się o wszystkich smutkach. W saunie nie wypada dużo rozmawiać — chodzi o to, aby siedzieć i cieszyć się dźwiękiem, który powstaje, gdy woda spada na rozgrzane kamienie. Zrozumienie tego zen zajęło mi trzy lata. Już umiem cieszyć się sauną, ale nie potrafię jeszcze pracować całkowicie bez stresu.

Zasada unikania stresu stosowana jest tutaj również w nauce. Moja córka ma osiem lat i dla niej szkoła to przyjemność. Tutaj dzieci traktowane są jak osobowości, których nikt nie próbuje łamać ani wtłaczać w standardy. Nauczyciel nigdy nie skrytykuje ucznia podczas lekcji lub w obecności innych osób.

Nawiasem mówiąc, w szkołach uczy się tutaj dwóch języków obcych: oprócz angielskiego — również szwedzkiego, który w Finlandii jest drugim językiem państwowym. Patrząc na to, jak moja córka uczy się angielskiego, rozumiem, że program nauczania jest tutaj znacznie łatwiejszy niż w Ukrainie. Jednocześnie większość Finów dobrze zna angielski. Być może właśnie ta łatwość nauczania daje rezultaty, ponieważ dzieci nie postrzegają języka obcego jako czegoś obcego i skomplikowanego. Jeśli chodzi o nauczanie dorosłych, główna różnica w porównaniu z Ukrainą polega na tym, że nauczyciel przekazuje ci do dwudziestu procent materiału. Reszta to samodzielna nauka.

Zwolnienie lekarskie z powodu depresji

 - Moja piętnastoletnia córka również jest bardzo zadowolona z fińskiej szkoły — opowiada Inna Bogacz, która w 2022 roku przeprowadziła się do fińskiego miasta Espoo. — Miło mnie zaskoczyło, że dzieci mają tu wszystko: od zeszytów i długopisów po laptopy. I nic nie trzeba kupować. W szkołach jest najnowszy sprzęt, a takiej ilości instrumentów muzycznych, jak w klasie muzycznej mojej córki, nie widziałam jeszcze nigdzie. Jeśli potrzebne są dodatkowe zajęcia z nauczycielem, są one bezpłatne. Teraz moja córka rozpoczyna orientację zawodową, która polega na tym, że dzieci wyjeżdżają na dwutygodniową praktykę do wybranej przez siebie organizacji, aby wypróbować ten lub inny zawód.

W przeciwieństwie do córki, która już dobrze zna język fiński, mi nie przychodzi to łatwo. Ale pracuję w sklepie, gdzie codziennie rozmawiam z ludźmi. Zajmuję się również malowaniem ubrań (w Ukrainie miałam własną pracownię artystyczną). Zawsze powtarzam, że w Finlandii mam dwie prace: ilustrację – dla duszy (miałam tu nawet wystawę!), a sklep – aby zarabiać i nie być na utrzymaniu państwa. To ciężka praca fizyczna z ośmiogodzinnymi zmianami, ale pozwala zarobić. Dodatkowo ukończyłam tutaj college na kierunku „kosmetologia”, a także uczę ukraińskie dzieci rysunku w ukraińskim centrum w Helsinkach.

Inna na wystawie swoich prac w mieście Kaari, 2024 r.

W planach mam przejście na wizę pracowniczą, która prowadzi do stałego pobytu. W Finlandii jest to możliwe, jeśli ma się umowę o pracę na określoną liczbę godzin.

 W Finlandii ważne jest, aby mieszkać bliżej dużego miasta, ponieważ to właśnie tam są możliwości. Ukraińcy, których po przyjeździe osiedlono w prowincjach na północy, z czasem i tak przenosili się bliżej miast. W mieście jest praca, ale życie jest tu droższe. W Espoo miesięczny czynsz za trzypokojowe mieszkanie wynosi około 1400 euro (w Helsinkach jest drożej). Mniejsze mieszkanie będzie kosztować około 800 euro, ale wraz z opłatami komunalnymi — około tysiąca (przy czym minimalna płaca wynosi obecnie około 13 euro za godzinę). Należy również wziąć pod uwagę, że mieszkanie do wynajęcia będzie puste - może nawet nie będzie podłączone do prądu. Wszystko - od mebli po żarówki - kupujesz sam. Jedyne, co będzie to kuchnia.

Pralki nie są dostępne dla wszystkich: w wielopiętrowym budynku można na zmianę z sąsiadami prać i suszyć rzeczy w specjalnie wyposażonej pralni. Nie masz też prawa tapetować ani malować ścian na kolor inny niż biały, szary lub niebieski. W Finlandii, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, preferuje się minimalistyczne wnętrza z białymi ścianami i meblami z IKEA. W fińskim domu nie zobaczysz złotych zasłon ani łóżka z baldachimem. Nawiasem mówiąc, domy są tu ciepłe, mają centralne ogrzewanie, co jest bardzo ważne w surowym klimacie.

 Nasze miasto Espoo leży na południowym wybrzeżu, ale nawet tutaj bywa bardzo zimno (kiedyś było minus trzydzieści stopni i powietrze dosłownie zamarzało w nosie), a śnieg może padać nawet w maju. Najtrudniejszy okres przypada tutaj na listopad: wszystko wokół jest szare, ciągle pada deszcz, a dzień jest bardzo krótki. Idzie się do pracy w ciemności, wraca się również w ciemności. To przygnębia, wywołuje depresję. Dlatego wiele osób przyjmuje nie tylko witaminę D, ale także leki przeciwdepresyjne.

 Mówi się, że Finlandia jest krajem szczęśliwych ludzi, ale jednocześnie odnotowuje się tu wysoki poziom samobójstw.

Stres lub depresja mogą być przyczyną nieobecności w pracy i wystawienia zwolnienia lekarskiego.

Nie powiedziałabym, że ludzie tutaj dużo piją. Alkohol jest bardzo drogi, a ludzie, którzy naprawdę go lubią, płyną promem do Tallina, skąd wracają z całymi wózkami butelek. Kiedyś płynęłam takim promem i byłam jedyną pasażerką bez wózka.

Pomimo specyficznego klimatu, Finlandia mi się podoba. W ogóle nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Bielizna termiczna, a także nieprzemakalne spodnie i kurtki — to tutaj rzeczy pierwszej potrzeby. W Finlandii nie ma gór, za to jest wiele pięknych jezior. Często spotykamy tu sarny, jelenie, lisy.

Fińskie lasy zamiast zniszczonych ukraińskich miast

 - Lasy i jeziora nadają Finlandii szczególny surowy urok — potwierdza Krystyna Leskakova. — Są też białe noce, do których również trzeba się przystosować. Upały zdarzają się tu rzadko, chociaż tego lata przez całe trzy tygodnie temperatura utrzymywała się na poziomie około 28 stopni. Dla Finów jest to upał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie ma tu klimatyzacji. Finom pomaga przetrwać niespodzianki klimatu zasada „nie stresować się”, spacery, a zimą —narty.

 Jest jeszcze Laponia, gdzie trafia się do prawdziwej zimowej bajki. Kiedyś pojechałyśmy tam z córką na jeden dzień. Przed Bożym Narodzeniem panuje tam niesamowita atmosfera, ale nawet bez noclegu jest to bardzo kosztowna przyjemność.

Zajączek przy domu

Według Krystyny y i Inny Finowie nadal aktywnie pomagają Ukraińcom, omawiając potencjalne zagrożenie dla ich kraju ze strony sąsiedniej Rosji.

— W historii Finlandii również była wojna z Rosją, więc Finowie nas rozumieją i wspierają — mówi Krystyna. — Fakt, że Rosja dąży do rozszerzenia agresji na kraje UE, jest tutaj również żywo dyskutowany. Sądząc po nastrojach, Finowie w razie potrzeby pójdą bronić swojej ziemi. Chociaż oczywiście nikt nie jest gotowy na wojnę pod względem moralnym. Dzięki zabezpieczeniu socjalnemu Finowie są znacznie bardziej zrelaksowani niż my przed wojną.

W Finlandii naprawdę czujesz się bezpiecznie: rozumiesz, że jeśli nagle stracisz pracę, państwo cię wesprze, a jeśli nagle zachorujesz, nie będziesz musiał szukać pieniędzy na drogie leczenie.

 I to jest jeden z powodów, dla których tak wielu Ukraińców myśli o pozostaniu w Finlandii nawet po zakończeniu działań wojennych. Drugim powodem jest pochodzenie Ukraińców, którzy przybyli do tego kraju.

 „Jest coś, co odróżnia Finlandię od Polski i innych krajów zachodnioeuropejskich: przybyło tu wielu Ukraińców z okupowanych terytoriów lub ze wschodu Ukrainy” – cytuje socjologa, członka zarządu Stowarzyszenia Ukraińców w Finlandii Arsenija Swynaienko fińskie media YLE. „Była to niemal jedyna droga, aby dostać się z okupowanych terytoriów przez Rosję do Europy Zachodniej, przede wszystkim do Finlandii, Estonii lub Łotwy. Ci ludzie nie mają dokąd wracać. Stracili wszystko, ich miasta i wioski zostały zniszczone”.

 Dlatego coraz więcej Ukraińców, którzy przebywali w kraju na podstawie tymczasowej ochrony, przechodzi obecnie na długoterminowe pozwolenie na pobyt typu A, które po czterech latach pobytu i pracy w Finlandii umożliwia ubieganie się o pozwolenie na pobyt stały. I chociaż prawo przewiduje, że osoba przebywająca w kraju może posiadać tylko jedną kartę pobytu, dla Ukraińców zrobiono wyjątek — mogą oni posiadać zarówno tymczasową ochronę, jak i pozwolenie na pobyt długoterminowy.

20
хв

Dwóch z trzech ukraińskich uchodźców w Finlandii nie planuje powrotu. Dlaczego?

Kateryna Kopanieva

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Plany ludobójstwa. Jak Rosja zamierza ostatecznie rozwiązać kwestię ukraińską

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress