Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
„Razem lepiej” to opowieść o tym, jak Polacy i Ukraińcy codziennie współtworzą nową wspólnotę — w pracy, sąsiedztwie, kulturze i życiu społecznym. Chcemy przełamywać stereotypy i walczyć dezinformacją. Pokazać jak solidarność, współpraca i wzajemne zaufanie budują odporność społeczną. Że siła państwa zaczyna się od ludzi, którzy wiedzą, że mogą na siebie liczyć. Cykl powstaje we współpracy z partnerem strategicznym – Fundacją PZU.
W polskich szkołach brakuje nauczycieli: w 2025 roku ponad 20 tysięcy. Najbardziej specjalistów z matematyki, fizyki, informatyki i języków obcych.
Ukraińscy nauczyciele, dzięki swojemu doświadczeniu i wysokiej motywacji, są chętnie zatrudniani. Jednak droga do pracy pozostaje trudna. Główną formalną przeszkodą jest kosztowna i długotrwała nostryfikacja ukraińskiego dyplomu. Według danych Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), w 2024 r. w ramach programu wsparcia tylko 130 ukraińskich nauczycieli zdobyło dokumenty potrzebne, by zostać w Polsce pełnoprawnym nauczycielem.

Znów oddycham normalnie
Tetiana Biriukova przez 30 lat uczyła matematyki w szkole w Chersoniu. Miała najwyższą kategorię, nagrody, uznanie. 24 lutego 2022 roku miał być dla Tetiany wyjątkowym dniem — zamierzała bronić pracy magisterskiej. Zamiast tego rozpoczęła się wojna. Chersoń natychmiast znalazł się pod ostrzałem.
Najstraszliwszą próbą była okupacja. Rodzice odmówili wysyłania dzieci do szkół, więc pracowali zdalnie. Tetiana prowadziła lekcje online. Mówi, że nauczanie przypominało straszny film:
Prowadzisz lekcję i słyszysz od swojej uczennicy: „Biegnę do piwnicy, jadą czołgi”. Albo od ucznia: „Siedzę w szafie. Na dole kadyrowcy wyprowadzają mamę z tatą. Znaleźli nas...”. Dopiero później dzwoni mama i uspokaja, że udało im się uwolnić i wyjechać z miasta.
Okupanci przychodzili do domów, wyważali drzwi, zabierali ludzi. Gdyby dowiedzieli się o nauce — ukaraliby zarówno nauczycieli, jak i rodziców. - Dzisiaj dziecko jest na lekcji, a jutro już go nie ma. Rodzice wywozili dzieci w nocy, żeby nikt nie widział.
Szokiem dla Tetiany było również to, że kilkoro kolegów zaczęła współpracować z okupantami. - Kiedy kolaborantami stali się nauczyciele języka ukraińskiego, którzy wcześniej chodzili w haftowanych koszulach i organizowali patriotyczne imprezy — nie mogłam tego zrozumieć.
Dyrektorka również została kolaborantką i zaczęła wywierać presję na zespół, nakłaniając go do współpracy. Przy szkole stał samochód z literą Z, podręczniki zastąpiono rosyjskimi. Tetiana zrozumiała: trzeba wyjeżdżać.
W lipcu 2022 roku wyruszyła jednym z ostatnich korytarzy. Dyrektorkę poinformowała już z Polski, w odpowiedzi posypały się przekleństwa. - Po deokupacji wszczęto przeciwko niej postępowanie karne, ale zdążyła uciec do Rosji.
W Polsce Tetiana osiedliła się w Piotrkowie Trybunalskim pod Łodzią: uczyła się języka i nostryfikowała dyplom. Miała szczęście — ukończyła studia w 1996 roku, więc dokument został uznany bez problemów.
.jpg)
Jednocześnie pracowała online w trzech ukraińskich szkołach: - Budziłam się o piątej, prowadziłam lekcje jedna po drugiej — brakowało nauczycieli,
Po deokupacji Chersonia niektórzy nauczyciele wrócili do pracy, obciążenie zmniejszyło się. Ale Tetiana czuła, że brakuje jej kontaktu z dziećmi. - Nauka online polega na komunikowaniu się z komputerem, a nie z dziećmi. Przyłapałam się na łapaniu wzroku dzieci na ulicy — tak bardzo za nimi stęskniłam.
Zaczęła szukać pracy w polskiej szkole — rejestrowała się na stronach internetowych, uczęszczała na kurs asystentki międzykulturowej.
Kiedy w szkole Fundacji „Niezniszczalna Ukraina” w Krakowie pojawił się wakat nauczyciela matematyki, Tetiana natychmiast złożyła wniosek. - Strasznie się martwiłam: przez miesiąc podróżowałam z Piotrkowa do Krakowa, prawie mieszkałam w pociągu. Ale kiedy dostałam angaż, odetchnęłam.
Powiedziała prezesowi fundacji: - Dziękuję za powrót do szkoły i możliwość komunikowania się z dziećmi.
Dziś Tetiana oficjalnie uczy tutaj matematyki. Jest to prywatna szkoła, w której ukraińskie dzieci uczą się w ramach programu polskiego, ale mogą również otrzymać ukraiński certyfikat.
Chociaż pensja jest skromna jak na polskie standardy, pozwala wynająć małe mieszkanie i żyć samodzielnie. - W Ukrainie pracowałem 30 godzin i miałem 18 tysięcy hrywien. To ¾ mieszkania do wynajęcia.
Obecnie lekcje prowadzone są w dwóch językach — polskim i ukraińskim, ale od przyszłego roku lekcje będą prowadzone w polskim języku i zgodnie z polskim programem. I to, mówi Tetiana, znacznie różni się od ukraińskiego:
- W Polsce nauczyciel ma większą autonomię. Wyjaśnia materiał, pracuje z dziećmi w klasie, odpowiada na pytania. Nasze dzieci są przyzwyczajone do tego, że nauczyciel wszystko im podaje na tacy.
Matematyka jest również prezentowana inaczej. - Wszyscy mówią, że w Polsce matematyka jest łatwa. To nie jest tak. Jest praktyczna. Wszystkie zadania pochodzą z życia. Jeśli odsetki - to bank, podatek. Dużo statystyk. Do ósmej klasy daje się dziecku podstawy, a w liceum jest już znacznie bardziej złożony program.
Tetiana codziennie poprawia swój język — pomagają jej zarówno polscy koledzy, jak i sami uczniowie. - Czytam książki, oglądam telewizję, słucham wszystkiego po polsku. Rano w drodze do szkoły włączam wykłady matematyki, aby znać terminy i nie wyjść na niekompetentną.
Uśmiecha się: - Nawiasem mówiąc, ukraińskiego nauczyłam się na początku wojny.
W tym roku Tetiana ponownie usiadła przy biurku - poszła na studia podyplomowe z matematyki:
- Mogę wiele zrobić, co jestem doświadczonym nauczycielem, ale są chwile, których po prostu nie rozumiem, bo system jest inny. Więc zaczynam od nowa.
W Ukrainie jestem nauczycielem najwyższej kategorii, starszym nauczycielem z nagrodami. I tutaj jest tak, jakbym właśnie ukończył uniwersytet
Jednocześnie największym wyzwaniem jest stan psychiczny dzieci.
- W zeszłym roku jedna dziewczyna nie mogła pisać. W tym roku dzieci są spokojniejsze, ale gorsze przypadki wciąż się zdarzają.
Wojna nigdy nie wyszła z ich głów. Mimo to w sercu są w Ukrainie. Gdybyś zobaczyła jak błyszczą im oczy, kiedy mówimy o Ukrainie!
Szkoła przed moim oknem
Anna Nazarowa jest także z Chersonia. Na początku wojny miała za sobą dziewięcioletnie doświadczenie nauczycielskie, uczyła matematyki i informatyki oraz wychowywała trzyletniego syna.
Anna nie może zapomnieć pierwszych dni okupacji Chersonia: - Widziałam jak zabijali. Jeździli samochodami i strzelali do ludzi.
Dziewczyny były porywane, więc Anna z koleżankami ubierały najgorsze ciuchy, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
Produkty zniknęły ze sklepów, nie można było kupić mleka, mięsa. Najgorsza była kolejka po chleb. - Stoisz, długo czekasz, a oni po prostu jeżdżą obok i strzelają do ludzi wychodzących z piwnic wieżowców - wspomina Anna.
Odmówiła prowadzenia lekcji na odległość: - Nie daj Boże, żeby coś się stało, gdy dzieci są online. To trauma dla wszystkich.

Próbowała uciec trzy razy. Dwa razy wrócili z synkiem do domu, bo było zbyt niebezpiecznie. Synek pytał: "Mamo, dlaczego do nas strzelają?". Trzeci raz się udało.
- Przejechaliśmy 11 blokad i już widzieliśmy swoich... Nas przepuścili, a następny samochód zawrócili. Po minucie zaczęła się strzelanina. Tak mocno ścisnęłam syna, że zostały mu siniaki. Potem zobaczyliśmy naszych żołnierzy, którzy krzyczeli: „Jedźcie szybko!”. I tak jedziesz i czujesz, jak kule świszczą Ci za plecami. Po prostu mieliśmy szczęście, że udało nam się przejechać.
Potem była Odesa, Lwów, wolontariusze, dworce, kolejki, ale już spokojnie.
Wszędzie próbowałam zapłacić za podróż, ale nikt nic ode mnie nie chciał: „To za darmo”. Nie wierzyłam. Trzymałam pieniądze w rękach jakby to był ostatni dowód, że mogę jakoś kontrolować swoje życie
Anna wspomina, jak w Perysztalu na dworcu w pewnym momencie zgubiła syna. Znalazła go po kilku minutach — stał obok kobiety-wolontariuszki i poważnie tłumaczył: „Moja mama nie jadła”.
Był koniec marca 2022 roku. Anna była całkowicie wyczerpana — nie mogła ani myśleć, ani planować, ani nawet po prostu odetchnąć. Jednak już na początku kwietnia zebrała się w sobie: zapisała syna do przedszkola i znalazła pracę jako nauczycielka informatyki w warszawskiej szkole ukraińskiej.
Nawet nie pytała o wynagrodzenie: skupiła się na zawodzie, odzyskała grunt pod nogami. Bo kiedy są lekcje, dzieci, odpowiedzialność - stres ustępuje
Następnie czekała na nostryfikację dyplomu. Procedura przeciągnęła się ponad pół roku: Anna pisała listy, przypominała o sobie, nie pozwalała, aby sprawa utknęła. W końcu dyplom został uznany, choć z problemami — licencjat zamiast magistra i bez specjalizacji z informatyki. Ale ona nie poprzestała na tym. Od razu rozpoczęła studia podyplomowe z informatyki, równolegle uczyła się języka i zdała egzamin B1. Nieustannie uczestniczyła w kursach i webinariach — korzystała ze wszystkiego, co dawało jej możliwość rozwoju, zarówno płatnego, jak i bezpłatnego. Uczyła się bez przerwy.
Jednak latem Anna nagle poczuła, że osiągnęła pułap: - Chciałam uczyć matematyki, a w mojej szkole nie miałam na to szansy. Zauważyłam też, że postępy w nauce języka polskiego zatrzymały się. Ale skoro tu jestem, to znaczy, że muszę iść dalej.
Pewnego wieczoru Anna usiadła i wysłała pięć CV. Cztery – do szkół, które miały wolne stanowiska nauczyciela matematyki. Piąte – do szkoły, którą widziała ze swojego okna. Odpowiedziały wszystkie!
– Poszłam na rozmowy kwalifikacyjne i zrozumiałam, że chcę pracować właśnie tutaj – w szkole, którą widzę z okna. Na pierwszym spotkaniu powiedziałam wprost: tak, jestem Ukrainką. Jeśli ktoś ma uprzedzenia, pokażę swoją pracą, że są one błędne.
Nawet nie spojrzeli na certyfikat językowy. Dyrektorka powiedziała: „Mówisz poprawnie, to wystarczy"
Kilka dni później Anna podpisała umowę: dostała klasy integracyjne, dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. - Pracowałam już wcześniej z takimi dziećmi. Autyzm, zespół Aspergera – kursy odbyłam jeszcze w Ukrainie. I tutaj kontynuuję – już po polsku.
Najbardziej martwiła się nie o lekcje, ale o reakcję rodziców: - Bałam się, że mnie wykluczą. Nie wszyscy polscy rodzice mają dobre nastawienie do Ukraińców. Słyszałam różne historie – i podświadomie czekałam na cios.
Pierwsze tygodnie były pełne napięcia: każda uwaga wydawała się sprawdzianem. Ale Anna świadomie wybrała taktykę otwartości i dialogu. Nie zamykać się, tylko rozmawiać, wyjaśniać, pokazywać, że jest się partnerem. Nawet gdy dzieci czasami wytykały jej pochodzenie, zwracały się do niej po rosyjsku, nie wdawała się w dyskusje: - Jeśli ktoś mówi po rosyjsku, odpowiadam: „Przepraszam, nie rozumiem”. I spokojnie kontynuuję lekcję. Dzieci bardzo szybko się przestawiają.
Z czasem Anna poczuła, że polski system daje nauczycielowi dużo ochrony i zaufania. - W Ukrainie system jest po stronie dzieci i rodziców. Tutaj rację ma nauczyciel. Są jasne zasady, komunikacja przez Librus, nie ma ciągłych „kontroli”, nikt nie stoi za plecami podczas lekcji. Kontrola odbywa się raz w roku za uprzednią zgodą. Zapewniają ci wszystkie niezbędne narzędzia dydaktyczne. Poza tym praca jest lepiej płatna. W moim przypadku różnica w stosunku do stawki w szkole w Chersoniu - pięciokrotna.
- Mój tata mówił: nie wyszło za pierwszym razem – wyjdzie za drugim. Nie poddawaj się!. To proste zdanie działa teraz lepiej niż jakiekolwiek plakaty motywacyjne.
Przed nią studia magisterskie w Polsce, nowe kursy, koła zainteresowań, gdzie chce uczyć dzieci robotyki i drukowania 3D. Dla niej ważne jest nie tylko nauczanie przedmiotu, ale także pokazywanie dzieciom, że techniczne rzeczy mogą być fascynujące.
- Wierzę, że kiedyś będę tu nauczycielką matematyki i informatyki. Najbardziej inspiruje mnie moment, kiedy pokazujesz dziecku rozwiązanie zadania lub wyrażenia, a ono nagle rozumie, że to nie jest trudne, że matematyka to po prostu sztuczka, którą można opanować. A kiedy mu się to udaje — to jest też moje zwycięstwo.
Tutaj zatrudniają w szkołach tych, którzy mają błysk w oczach
Ludmiła Pryszyblik z regionu Żytomierza, psycholożka i nauczycielka szkoły podstawowej z 28-letnim doświadczeniem przyjechała do Warszawy z córką i 11-letnim wnukiem. = Początkowo zgłosiłam się jako wolontariuszka do szkoły, do której trafił mój wnuk. A potem dyrektor zaproponował, żebym została asystentką nauczyciela. Zgodziłam się i od kwietnia pracuję.
Po miesiącu pracy Ludmiła zdała sobie sprawę, że konieczna jest nostryfikacja dyplomu. W Ukrainie przez sześć lat pracowała jako psycholożka, zaliczyła dziesiątki kursów i szkoleń, więc zapisała się na uniwersytet Stefana Wyszyńskiego na psychologię. Miesiąc później otrzymała odmowę: „brak miejsc”.
Koledzy doradzali Uniwersytet Warszawski. Dokumenty złożyła w czerwcu, odpowiedź przyszła jesienią: pozwolono jej zdać egzamin, ale już z edukacji przedszkolnej — dyplom z psychologii okazał się niewystarczający.
Byłam strasznie zdenerwowana. Miałam już 62 lata, dorosła „dziewczyna” z doświadczeniem, a tu znowu - studentka!
Ale rok później pomyślnie zdała egzamin, zdała staż i ostatecznie otrzymała dyplom nostryfikacji - jako nauczycielka edukacji podstawowej i przedszkolnej. Równolegle ukończyła studia podyplomowe jako asystentka międzykulturowa: „Chciałam znać polski w taki sposób, aby rozmawiać z kolegami na tym samym poziomie”.
.jpg)
W 2023 roku rozpoczęła pracę w świetlicy, a także jako asystentka międzykulturowa z ukraińskimi uczniami. Właśnie tam stanęła przed pierwszym poważnym wyzwaniem.
- Najtrudniej było z naszymi rodzicami. Część z nich nie przyprowadzała dzieci do szkoły, zachowywała się nieodpowiedzialnie. Chociaż dzieci dostawały laptopy do nauki”.
Praca w świetlicy była trudna również dlatego, że wymagała ciągłego przebywania z dużą liczbą dzieci. - Wcześniej byłam albo kierownikiem, albo psychologiem – nie byłam przyzwyczajona do tak intensywnej pracy w grupie.
Dlatego Ludmiła przy pierwszej okazji rozpoczęła kolejne studia: podyplomowe z pedagogiki specjalnej, ze szczególnym uwzględnieniem pracy z dziećmi z autyzmem. Za studia te zapłacił PCPM.
Obecnie pracuje jako nauczycielka w polskiej szkole. Przydzielono jej jedno dziecko z autyzmem, którym zajmuje się codziennie.
- Mój chłopiec jest taki fajny! Ta praca sprawia mi ogromną radość. On mnie kocha, a ja jego. „Pani Ludmiła!” – biegnie na spotkanie, obejmuje mnie. Bawimy się, tańczymy, śpiewamy. To zupełnie inne uczucie, kiedy jesteś naprawdę potrzebna.
Oprócz indywidualnego wsparcia, Ludmiła pracuje z całą klasą, pomaga nauczycielowi podczas lekcji i prowadzi dodatkowe zajęcia terapeutyczne.
Mówi, że najbardziej inspiruje ją wdzięczność dzieci i rodziców: - Tutaj dzieci dostrzegają twoją pracę, rysują serduszka, przytulają się do mnie. A ja płaczę ze szczęścia. Bo to naprawdę pochodzi z serca.
Ludmiła opowiada: - Tutaj w szkołach zatrudniają tych, których oczy błyszczą, kiedy mówią o dzieciach. Kiedy widzę nauczycielkę niezadowoloną z życia, myślę sobie, że nie powinna pracować z dziećmi. Nauczyciel musi promieniować, uśmiechać się, dawać ciepło.
Niedawno nauczycielka obchodziła jubileusz stażu pracy — 40 lat. Otrzymała podziękowania od dyrekcji i nagrodę. - Czterdzieści lat pracowałam w Ukrainie, a podziękowano mi tutaj. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Mam 63 lata i nie boję się o tym mówić. Wszystko osiągnęłam sama, nikt mi nie pomagał. Nauka, praktyki, egzaminy - to naprawdę trudne. Ale za to będę umiała wszystko, nie na darmo przeszłam tę drogę. A wiek mi nie przeszkadza.
Ludmiła pisze wiersze: o wojnie, upragnionym zwycięstwie. Chodzi na spotkania literackie, przygotowuje własny zbiór. Mówi, że teraz znów oddycha pełną piersią:
Mogę szczerze powiedzieć — jestem tu szczęśliwa. Jestem potrzebna dzieciom i to daje mi nową siłę
Bardzo chciałabym, żeby mój mąż był przy mnie, ale na razie tylko przyjeżdża mnie odwiedzać. Mówi, że jest ze mnie dumny, dodaje mi otuchy i wspiera. Mam nadzieję, że z czasem będziemy razem.
Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterek

Ukraińska dziennikarka, redaktorka i scenarzystka. Pracowała jako redaktorka naczelna magazynów Liza i Enjoying Club, a także jako redaktorka wiodącego ukraińskiego portalu NV. W jej twórczym dorobku znajduje się wiele tekstów, inspirujących historii i odważnych eksperymentów. Kocha życie, ludzi, subtelny humor i głęboko wierzy w siłę słowa. Jej życiowe credo to: nigdy nie mów "nigdy"
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.








.jpeg)












