Exclusive
20
min

Ukraina wzięta w polskie dwa ognie

Stosunki polsko-ukraińskie nadal są gorące. Ich temperatura wzrosła jesienią ubiegłego roku, w przededniu wyborów parlamentarnych w Polsce. Po porażce Prawa i Sprawiedliwości i zmianie rządu, u strategicznego partnera Ukrainy pojawiła się nowa rzeczywistość polityczna. Rywalizacja między prezydentem Andrzejem Dudą a premierem Donaldem Tuskiem może osłabić wsparcie Polski dla Ukrainy.

Jewhen Magda

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski uścisnął dłoń premiera Polski Donalda Tuska po rozmowach w Kijowie. Fot: AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Od szczytu relacji do poziomu problemów

Polska wyciągnęła pomocną dłoń do Ukrainy w przededniu zakrojonej na szeroką skalę inwazji rosyjskiej, znacząco zmieniając politykę ówczesnego rządu w naszym kierunku. Podczas gdy w latach 2016-2021 polski premier nigdy nie był w Kijowie, w 2022 roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki kilkakrotnie odwiedził Ukrainę, jakby chcąc nadrobić stracony czas.

W 2022 r. Kijów odwiedził również Jarosław Kaczyński, być może najbardziej wpływowy polityk w Polsce w tamtym czasie. Prezydent Andrzej Duda aktywnie promował interesy Ukrainy w UE i NATO, a polskie władze nie tylko zapewniły Ukrainie pomoc wojskową, ale także ciepło przyjęły setki tysięcy ukraińskich uchodźców. Polska stała się węzłem pomocy wojskowej i technicznej dla Ukrainy oraz wiarygodnym zapleczem dla jej strategicznego partnera.

Jednak nawet bardzo ciepłe stosunki międzypaństwowe mają tendencję do wygasania. Bodźcem do pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich była sytuacja wokół ukraińskiego zboża, które zalało polski rynek. Problem ten był omawiany w kwietniu 2023 r. podczas oficjalnej wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie. Zakaz importu ukraińskiego zboża (tranzyt zboża do innych krajów jest dozwolony) został poparty przez inne kraje Europy Środkowej.

Ten problem umiejętnie wykorzystał Rafał Mekler, lider lubelskiego oddziału Konfederacji, który na początku listopada zorganizował blokadę drogowych przejść granicznych. W rzeczywistości blokada transportu drogowego nie tylko zaszkodziła ukraińskiej i polskiej gospodarce, ale również znacząco pogorszyła nastroje w stosunkach polsko-ukraińskich na poziomie zwykłych obywateli. Strona ukraińska nie potrafiła przekazać ważności tego problemu swoim polskim partnerom, przyciągając uwagę polskich mediów. Głosy polskich przyjaciół Ukrainy utonęły w przedsylwestrowym zgiełku.

Przypomnę, że niedawno blokada granicy została zawieszona do 1 marca - protestujący dali czas polskim władzom na spełnienie ich postulatów. Nieco mniej oczywiste jest to, że stworzyli warunki do wizyty Donalda Tuska w Ukrainie.

Polscy protestujący domagają się zniesienia przywilejów dla ukraińskich przewoźników. Blokada ukraińskiej granicy została zawieszona do wiosny. Fot: Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl

Czy Tusk przyjedzie przywrócić porządek?

Nowy premier Polski, Donald Tusk, zapowiedział swoją wizytę do Ukrainy dwukrotnie: w przeddzień Sylwestra i w styczniu. To doświadczony menedżer, który raczej nie wyklucza powrotu do wielkiej europejskiej polityki (Tusk był przewodniczącym Rady Europejskiej w latach 2014-2019). W Kijowie przeprowadził praktycznie kurs mistrzowski na temat tego, jak złożyć wizytę w obliczu pogorszenia stosunków między oboma krajami. Jego przyjazd do ukraińskiej stolicy oznaczał przejście od szczytu wzajemnej idylli do płaszczyzny uznania i rozwiązywania problemów.

Chciałbym zauważyć, że Donald Tusk przybył do Kijowa w Dniu Jedności Ukrainy i w rocznicę Powstania Styczniowego. W stolicy Ukrainy podkreślił swoje poparcie w dążeniach Ukrainy do integracji europejskiej, publicznie skrytykował putinizm Viktora Orbána i obiecał wesprzeć Ukrainę, aby zwiększyć jej szanse na zwycięstwo. Po rozmowach z Tuskiem, Wołodymyr Zełenski ogłosił nowy pakiet polskiej pomocy obronnej. A ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Denysem Szmyhalem polski premier omówił różne obszary współpracy, od wspólnej produkcji broni do spraw energetycznych.

Tusk był nieco niezadowolony z terminu "reset" (po angielsku RESET), ponieważ był to tytuł zmanipulowanego filmu propagandowego skierowanego przeciwko politykowi, który był promowany przez polską telewizję publiczną TVP. Przypuszczam jednak, że w Polsce są przyzwyczajeni do tego, że ukraińscy partnerzy potrafią wyrywać słowa z kontekstu.

Tusk nie przywiózł do Kijowa żadnych rozwiązań problemów gospodarczych, które psują stosunki polsko-ukraińskie. Nie są one przemilczane, ale nie są też wysuwane na pierwszy plan, padają obietnice ich rozwiązania. Jednocześnie bardzo ciekawa jest jego decyzja personalna: Paweł Kowal, przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, który dobrze zna Ukrainę i podteksty ukraińskiej polityki, został pełnomocnikiem polskiego rządu ds. odbudowy Ukrainy. Przypomnę, że pod koniec grudnia do Kijowa przyjechał także nowy ambasador Polski Jarosław Guzy, ale jeszcze nie przekazał swoich pełnomocnictw Wołodymyrowi Zełenskiemu.

Premier Polski Donald Tusk (po lewej), prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (po prawej) i Paweł Kowal (obok Tuska) podczas spotkania w Kijowie, 22 stycznia 2024 r. Fot: AP/East News

Polskie sprzeczności

Kampania parlamentarna i późniejszy proces zmiany rządu w Polsce znacząco podzielił polskie społeczeństwo. Walka o wpływy w mediach publicznych, nazywana również "czystką pod wpływem PiS", oraz ściganie byłego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego i jego zastępcy Macieja Wonsika (obaj zostali zatrzymani przez policję w pałacu prezydenckim, choć Andrzej Duda nie był tam obecny) stworzyły trudną do zrozumienia kakofonię opinii w polskim społeczeństwie.

Polscy politycy i osoby publiczne kłócą się jak szlachta. Prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk stali się dwoma centrami politycznymi, wokół których jednoczą się ich współpracownicy. Taka sytuacja nie jest niczym nowym w polityce europejskiej (polityczni antagoniści na stanowiskach prezydenta i premiera istnieją w Starym Świecie od dawna), ale może stworzyć szereg problemów dla Ukrainy. Wewnętrzne sprzeczności w Polsce mogą osłabić tamtejsze wsparcie dla Ukrainy na scenie europejskiej.

Prezydent RP Andrzej Duda (z lewej) spotyka się z premierem Donaldem Tuskiem (z prawej) w Pałacu Prezydenckim, aby omówić zbliżającą się wizytę szefa rządu w Ukrainie. fot: Paweł Wodzyński/East News

Co należy zrobić w tej sytuacji? Przede wszystkim Ukraina może zaoferować nową wizję budowania relacji, na przykład poprzez koncepcję nowego prometeizmu (prometeizm to działania Polski pod rządami Piłsudskiego na rzecz wyzwolenia Ukrainy, Białorusi, Kaukazu itp. z wpływu sowieckiego. Nowy prometeizm - współpraca między Polską a Ukrainą jako odpowiedź na rosyjskie zagrożenie i jego rozszerzenie na region Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego). Wspólna produkcja broni i sprzętu wojskowego, współpraca w sektorze energetycznym oraz działania neutralizujące rosyjską propagandę mogą być już dziś interesujące. Równie ciekawa jest perspektywa próby zmniejszenia presji ukraińskiego zboża na polski rynek poprzez wspólne działania Warszawy i Kijowa na rzecz jego promocji w krajach globalnego Południa. Przyczynić się do tego mogą zarówno porty bałtyckie, jak i korytarz czarnomorski.

Wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego, że w stosunkach polsko-ukraińskich to Warszawa gra pierwsze skrzypce i jest ku temu wiele obiektywnych powodów. Jednak w obecnej sytuacji Kijów jest zmuszony zintensyfikować dwustronne kontakty nie tylko na poziomie państwowym, ale także wzmocnić dialog między władzami lokalnymi i organizacjami pozarządowymi. Partnerstwo strategiczne między Polską a Ukrainą musi być wypełnione praktyczną treścią, osadzoną w haśle "Za naszą i waszą przyszłość!".

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Jewhen Magda to ukraiński politolog, historyk, dziennikarz, dyrektor Instytutu Polityki Światowej. Autor książek „Wojna hybrydowa. Przetrwaj i wygraj” oraz „Agresja hybrydowa Rosji: lekcje dla Europy”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce ekspertów politycznych i analityków Ukrainy w rankingu edycji „Komentari” w 2020 roku.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nasza czytelniczka zareagowała instynktownie. Zamiast się przestraszyć, postanowiła sprawdzić, kto jeszcze dostał taki materiał. Wynik jej mini-śledztwa jest przerażający. „Okazało się, że nikt. Rzucili tylko nam. Osiedle jest zamknięte i strzeżone, są cztery bloki. Zebrałam informacje od sąsiadów, także Ukraińców. Nikogo innego to nie dotknęło” – opowiada. To nie był przypadek, a celowa, precyzyjna operacja wymierzona w konkretną osobę.

Ta sama kobieta kilka miesięcy wcześniej została zaatakowana w drogerii. „Polka, twierdząc, że jestem Ukrainką, zaczęła mnie bić i pluć mi w twarz. Ludzie uciekli, ochrona nie reagowała. Tylko przypadkowa kobieta, prokuratorka, zatrzymała sprawę, która trafiła do sądu. Policja często zamiata takie rzeczy pod dywan” – pisze.

Te dwa incydenty nie są oddzielnymi zdarzeniami. To kolejne akty tej samej sztuki, w której historia staje się narzędziem wojny, a codzienność – polem bitwy. Nikt rozsądny w Polsce nie neguje tragedii Wołynia. Dziesiątki tysięcy ofiar, wspomnienia, które do dziś bolą, to fundament polskiej pamięci. Problem zaczyna się, gdy ten ból jest instrumentalizowany, a historia sprzed 80 lat zamienia się w pałkę, którą dziś uderza się w sąsiadów.

Ulotki, wrzucane do skrzynek i pojawiające się na słupach, jak te niedawno zauważone również w Mińsku Mazowieckim, nie służą edukacji historycznej. Służą wyłącznie sianiu strachu i podejrzliwości. Ich język – „ukraińscy bandyci”, „ludobójstwo” – to kalki propagandy z lat 40., odkurzone i używane w środku wojny, by budować nową barierę.

To nie jest przypadek. Takie materiały pojawiają się w chwili, gdy w Polsce toczy się gorąca debata o przyszłości sojuszu z Ukrainą, o roli uchodźców i o polityce społecznej. Im mocniejsze emocje, tym łatwiej nimi manipulować. To sprawnie wyreżyserowany spektakl, którego celem jest podział, a nie prawda.

Fundacja „Wołyń Pamiętamy”, na czele z prezeską Katarzyną Sokołowską, w swoich celach statutowych deklaruje „przywrócenie pamięci o ludobójstwie”, ale w rzeczywistości jej działalność polega na szerzeniu nienawiści. Działania fundacji, takie jak akcje plakatowe i wlepkowe, regularnie podsycają antyukraińskie nastroje. Analitycy z portali zajmujących się dezinformacją wielokrotnie wskazywali, że retoryka fundacji jest zbieżna z kluczowymi elementami rosyjskiej propagandy, której celem jest podsycanie polsko-ukraińskiego konfliktu historycznego i destabilizacja Polski.
To, co wygląda jak spontaniczne akcje, może być elementem zaplanowanej operacji, mającej za zadanie wykorzystać polskie resentymenty.

Dzisiejsza Polska żyje w rozdarciu. Z jednej strony mamy wielkie, oficjalne deklaracje o sojuszu z Kijowem, o wsparciu dla narodu walczącego o niepodległość. Z drugiej – rosnącą niechęć do uchodźców, podsycaną przez cynicznych polityków.

W kampaniach wyborczych hasło „Ukraińcy zabiorą wam pracę i mieszkania” działa szybciej i skuteczniej niż jakikolwiek program. Prezydent Nawrocki wetuje ustawę o świadczeniach dla Ukraińców, argumentując to „sprawiedliwością”.
Konfederacja buduje kapitał polityczny na resentymentach i strachu. Prawicowe media codziennie podsycają obraz Ukraińca jako konkurenta, a nie sojusznika.
W tej atmosferze wystarczy jeden czarno-biały plakat, by uruchomić lawinę gniewu.

Rosyjska propaganda od lat żeruje na ranach historycznych. Wyciąga bolesne momenty i wbija je w dzisiejsze konflikty. To, co Polacy i Ukraińcy powinni przepracować w duchu dialogu, zamienia się w narzędzie wzajemnego oskarżenia.

Ulotka w skrzynce to klasyczny przykład wojny kognitywnej – taniej, trudnej do zidentyfikowania, ale niszczycielskiej. Jej koszt to grosze. Jej skutek – nieufność, podejrzliwość, poczucie zagrożenia, a przede wszystkim przekonanie, że Ukraińcy są w Polsce nie jako goście i sojusznicy, lecz jako potencjalni wrogowie.

Nie ma wątpliwości: problem pamięci Wołynia trzeba omawiać. Ale nie ulotkami, nie w ciemnych kampaniach podszywających się pod troskę o historię. Tylko w otwartej rozmowie, uczciwym języku, poprzez edukację i spotkanie świadectw. Bo jeśli zgodzimy się, by historią handlowali propagandyści, staniemy się zakładnikami cudzych wojen.

A dziś Polska potrzebuje nie kolejnych barykad, lecz mostów – zwłaszcza z Ukrainą, która walczy nie tylko o swoje, ale i o nasze bezpieczeństwo. Historia naszej czytelniczki z Poznania – ulotka w skrzynce, atak w drogerii, obojętność ludzi – pokazuje, że obok wielkiej polityki liczy się jeszcze coś innego: codzienna reakcja. Kto stanie w obronie bitej kobiety? Kto zadzwoni na policję? Kto wyrwie z rąk propagandystów ulotkę, zanim zamieni się w kolejną falę hejtu?

Obojętność jest najgroźniejsza.

Bo daje sygnał, że można więcej, mocniej, brutalniej. Dziś, w Polsce, wybór nie jest abstrakcyjny. On dzieje się tu i teraz, w sklepach, na ulicach, w naszych społecznościach. Od naszej reakcji zależy, czy historia stanie się mostem do przyszłości, czy kolejną barykadą.

20
хв

Profanacja pamięci: jak nienawiść wykorzystuje tragedię dziecka

Jerzy Wójcik

Mnóstwo dziwnych pytań

Jestem mamą dziecka z ciężkim autyzmem i potwierdzoną niepełnosprawnością, w moim otoczeniu jest wiele mam wyjątkowych dzieci. Bardzo chciałabym pracować na pełny etat, chodzić na imprezy firmowe i wyjeżdżać w podróże służbowe – ale jedyne, na co mogę sobie pozwolić, to kilka godzin pracy online dziennie. Przedszkola terapeutyczne zazwyczaj działają do godziny 13:00, do tego dochodzą zwolnienia lekarskie i różne losowe przypadki, które zdarzają się mamom dzieci z autyzmem niemal codziennie. Ilu pracodawców podpisałoby umowę z taką osobą?

W wieku 6,5 roku mój Marko nie mówi, nie reaguje na swoje imię, nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z ludźmi, nie rozumie niebezpieczeństwa i może po prostu wejść pod samochód albo spróbować wyjść przez okno.

Ciągle próbuje uciekać, więc na ulicy trzeba go cały czas trzymać za rękę. W domu zamykam drzwi na wszystkie zamki i chowam klucz

Syn potrzebuje stałej opieki i pomocy dosłownie we wszystkim. A kiedy choruje, wpada w stan szoku, nie potrafiąc wyjaśnić, co mu dolega. Wtedy mogę tylko zgadywać, co się z nim dzieje.

Oficjalnie diagnozę „autyzmu” postawiono Markowi, gdy miał 3 lata. Od tego czasu codziennie przechodzimy terapie, które, choć dają pewne rezultaty, nie sprawiły, że moje dziecko stało się choć trochę samodzielne. Autyzmu nie da się wyleczyć, można jedynie złagodzić stan chorego i poprawić jego funkcjonowanie. W Polsce mój syn chodzi do przedszkola terapeutycznego, logopedy i ćwiczy w domu. Ma orzeczenie o niepełnosprawności, które należy potwierdzać co 2-3 lata.

Ostatnia komisja, która odbyła się już we wrześniu, różniła się od poprzednich i bardzo mnie zaskoczyła. Przyszłam na nią z opinią polskiego psychiatry, w której napisano, że syn jest niewerbalny, wymaga stałej opieki i ogólnie jego stan jest poważny. Jednak psychiatrka obecna na komisji zaczęła pytać mnie nie o syna, ale o to, czy pracuję, gdzie jest mój mąż i czy walczy za Ukrainę. Kiedy usłyszała, że nie walczy, wydała opinię, że mój syn nie mówi, ponieważ w przedszkolu mówi się z nim po polsku, a w domu po ukraińsku. Podczas naszej rozmowy syn ani razu nie zareagował na swoje imię, nie spojrzał w stronę psychologa, nie odpowiedział na pytanie o imię i wiek, nie nawiązując kontaktu ani ze mną, ani z komisją. Gołym okiem było widać, że to poważny problem, a nie kwestia tymczasowej reakcji dziecka na przebywanie w różnych środowiskach językowych.

Jak wyjaśnić taką zmianę w podejściu komisji lekarskiej – i mnóstwo dziwnych pytań, które zadawała?

Czy tym, że dziecku z poważną diagnozą trzeba byłoby przyznać zasiłek, a dziecku bez diagnozy wystarczy zalecić uczęszczanie do przedszkola, szkoły i obsługiwanie siebie samodzielnie, by mama mogła iść do pracy na cały dzień?

Tyle że my już przez to przechodziliśmy: żadne przedszkole nie przyjmie mojego syna na cały dzień, a szkoły oferują naukę online lub, jeśli masz szczęście, asystenta na pół dnia. Dlatego byłam gotowa złożyć odwołanie od decyzji komisji lekarskiej.

Na odwołanie się od decyzji komisji lekarskiej masz 14 dni. Składasz je tam, gdzie złożyłaś wniosek o rentę inwalidzką. Prawdopodobnie ponowna wizyta przed komisją odbędzie się już w zespole wojewódzkim. Jeśli i tam decyzja nie będzie dla ciebie korzystna, są jeszcze dwie opcje:

  • dodaj nowe dokumenty medyczne i złóż wniosek do nowej komisji w związku z pogorszeniem się stanu zdrowia dziecka lub zmianami w jego zachowaniu (w przypadku autyzmu może to być opinia dotycząca inteligencji z certyfikowanej poradni i nowa opinia psychiatry). To dość szybka ścieżka, ale świadczenia będziesz mogła otrzymać dopiero po wydaniu pozytywnej decyzji;
  • idź do sądu. Rozstrzyganie sprawy może potrwać 1-2 lata, ale jeśli wygrasz, otrzymasz wszystkie świadczenia od momentu wydania negatywnej decyzji.

Dokąd wyjechać, skoro wszędzie jesteś obca?

Moje koleżanki w Polsce, które są w podobnej sytuacji, przeraża możliwość zniesienia świadczeń socjalnych i dostępu do opieki medycznej.

Kateryna samotnie wychowuje syna z porażeniem mózgowym. Cały dochód jej rodziny składa się z minimalnych alimentów, świadczeń z tytułu niepełnosprawności i 800 plus. Czasami Katia zdoła posprzątać czyjeś biuro i zarobić parę groszy, ale nie zdarza się to często, poza tym na takie prace nie podpisuje się umowy. A jej syn jest regularnym bywalcem szpitali, ponieważ nawet zwykłe zapalenie dróg oddechowych może skończyć się dla niego hospitalizacją.

„Każdy nasz dzień to rehabilitacja i walka o to, by syn zaczął choć trochę chodzić. Myję go, karmię, wożę na masaże, zajęcia – to zajmuje praktycznie cały dzień. Wszystkie moje próby znalezienia pracy, która pozwoliłaby mi opłacić opiekunkę dla niego, a przy tym jeszcze się wyżywić i opłacić czynsz, zakończyły się niepowodzeniem. Potrzebujemy kwoty większej niż średnia pensja w Polsce. Tyle że w oczach polskiego prezydenta jestem pewnie pasożytem, który dostaje pieniądze za nic” – mówi Katia.

Moja przyjaciółka jest bardzo wdzięczna Polsce. Tym, co ją irytuje, są te ciągłe huśtawki emocjonalne, które nie pozwalają planować nawet najbliższej przyszłości.

Takich historii jest bardzo wiele. Prowadzę konto na Instagramie – piszę o autyzmie i życiu w Polsce. Zaraz po wecie prezydenta Nawrockiego dziesiątki mam dzieci ze spektrum autyzmu zaczęły pytać: „Co teraz z nami będzie?”.

Większość tych mam chętnie poszłaby do pracy, gdyby w Polsce istniała możliwość oddania dzieci z podobnymi diagnozami do przedszkola na cały dzień. Poza tym jeśli dziecko nieustannie krzyczy, ma atak histerii, to i tak przedszkole dzwoni do mamy z prośbą o zabranie dziecka do domu. Jeśli chodzi o zasiłki 800 plus, to my, matki w wyjątkowej sytuacji, wydajemy te pieniądze na opłacenie specjalnych przedszkoli, lekarzy specjalistów i rehabilitację.

Obecną sytuację w Polsce obserwuję bez paniki, ale ze smutkiem w sercu. Bo rozumiem, że być może już wkrótce będę musiała powiedzieć:

„Polsko, to były bezcenne trzy lata. Zawsze będę za nie wdzięczna, ale teraz nie da się już tu przeżyć”

Być może właśnie dlatego nas popychają, byśmy wyjechali. Tylko dokąd jechać, skoro wszędzie jesteś obca?

20
хв

W oczach prezydenta jestem pasożytem

Julia Ladnova

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

800 plus dla cudzoziemców. Sejm zdecydował

Ексклюзив
20
хв

Stawianie na Waszyngton, jak Polska, to naiwność

Ексклюзив
20
хв

Polska szkoła od 1 września. Co nowego?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress