Exclusive
20
min

Wciąż muszę być feministką

Dlaczego faszyzm rośnie w siłę i dlaczego kobiety są dziś bardziej zagrożone niż kiedykolwiek.

Melania Krych

08.03.2024, Cichy protest dla Lizy we Wrocławiu. Zdjęcie: Krzysztof Kaniewski/REPORTER

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Nazywam siebie feministką w 2025 roku, chociaż określenie siebie tym mianem nie oddaje do końca istoty mojego zaangażowania w walkę o prawa kobiet.

Żyjemy w czasach, w których faszyzm rośnie w siłę, w różnych częściach świata dochodzi do ludobójstw, a kobiety wciąż tracą swoje prawa. Trudno ignorować fakt, że ich życie jest dziś bardziej zagrożone niż kiedykolwiek, a świat milczy. Milczy, ponieważ jest rządzony przez mężczyzn. 

Historia pokazuje, że dopóki problem nie dotyka bezpośrednio życia białego mężczyzny, nic się nie zmienia.

Ciało mężczyzny, ciało kobiety

Bycie kobietą we współczesnym świecie jest nieustanną walką. Nawet w Europie, gdzie sytuacja kobiet wydaje się lepsza niż w wielu innych regionach, codziennie martwimy się o swoje bezpieczeństwo i o to, jak chronić swoje prawa. W Polsce, kraju określanym jako „rozwinięty”, nadal nie mamy dostępu do legalnej aborcji, stosujemy antykoncepcję uznawaną za szkodliwą, a lęk przed przemocą towarzyszy nam każdego dnia. Może te problemy wydają się mniej dotkliwe w porównaniu do sytuacji kobiet w innych częściach świata, ale skłaniają do refleksji: dlaczego mężczyźni nie podlegają podobnym restrykcjom?

Czy istnieje kraj, w którym prawo narzuca mężczyznom, co mogą, a czego nie mogą robić ze swoim zdrowiem reprodukcyjnym? Czy gdziekolwiek istnieją przepisy ograniczające dostęp do wazektomii, antykoncepcji lub penalizujące decyzje dotyczące ich własnego ciała? 

Tymczasem w Polsce gwałt, kazirodztwo i zagrożenia medyczne to jedynie tematy debat prowadzonych przez mężczyzn, którzy nigdy nie doświadczą ich skutków na własnej skórze.

Opieka zdrowotna nie jest przywilejem, lecz podstawowym prawem człowieka. Jednak w Polsce kobiety są pozbawiane ratującej życie opieki medycznej w imię patriarchalnych wartości. 

Patriarchat nie ma żadnych oporów przed naruszaniem fundamentalnych praw człowieka. Gdy rządowa kontrola nad naszym ciałem staje się normą, nie kończy się tylko na kwestiach reprodukcyjnych. Umacnia to system, w którym prawa kobiet zawsze pozostają warunkowe, zawsze są przedmiotem dyskusji. Jeśli raz na to pozwoliliśmy i przyjęliśmy to obojętnie, co powstrzyma rząd przed rozszerzaniem tych ograniczeń na inne sfery naszego życia?

Warszawa, 06.03.2024. Marsz przeciwko przemocy ph. "Miała na imię Liza" sprzed kamienicy przy ul. Żurawiej 47. Zdjęcie: Aliaksandr Valodzin/East News

Krytykowana, bo jest

Każda interakcja z mężczyzną przypomina mi o patriarchacie – nie jako abstrakcyjnej idei, czy formie rządów, ale jako realnej strukturze społecznej, w której ja i inne kobiety żyjemy od urodzenia. Musimy o tym myśleć, ponieważ wciąż jesteśmy oceniane, niezależnie od naszych wyborów. Krytykuje się nas za to, że nie mamy dzieci, ale także za to, że jesteśmy „złymi matkami”. Za to, że pracujemy, ale również za to, że nie wracamy do pracy. Za nasz wygląd, sposób mówienia, sposób spędzania czasu. Mam dość. Kiedy wreszcie będziemy postrzegane jako wystarczające tylko dlatego, że istniejemy? 

Smuci mnie świat, w którym żyję. Świat, o który moja matka, babcia i prababka walczyły tak zaciekle. Świat, w którym moje prawa są odbierane kawałek po kawałku. Świat, w którym muszę walczyć o równą płacę, o autonomię mojego ciała, o prawo do głosu. Świat, w którym muszę krzyczeć, by w ogóle zostać usłyszaną

Większość mężczyzn nie ma świadomości działania patriarchatu ani nie zastanawia się nad własnymi przywilejami. Nigdy nie słyszałam mężczyzny mówiącego: „Żyję w patriarchacie”, ale nie można być feministą, nie będąc jednocześnie aktywnie anty-patriarchalnym i nie konfrontując się codziennie ze swoimi przywilejami wynikającymi z płci.

U podstaw: kapitalizm

Co więc możemy zrobić? Walczyć – jak zawsze. Ale nie możemy tego robić skutecznie, jeśli nie zrozumiemy prawdziwej przyczyny problemu. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego faszyzm rośnie i dlaczego kobiety są dziś bardziej zagrożone niż kiedykolwiek.

Systemowy patriarchat, rasizm i homofobia to oczywiste elementy tej układanki, ale nie można ignorować faktu, że u podstaw problemu leży kapitalizm. Historia jest cykliczna – powtarzamy te same błędy, ponieważ funkcjonujemy w opresyjnym systemie, który nieustannie nas wykorzystuje. To kobiety dają życie, a patriarchalny, heteronormatywny porządek idealnie współgra z kapitalizmem, który nieustannie łaknie taniej siły roboczej. Bez wielowymiarowego podejścia do walki o sprawiedliwość nigdy nie osiągniemy prawdziwego pokoju.

Feministką nie jestem z wyboru, ale dlatego, że nie mam innej opcji.

No items found.
Partner strategiczny
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Reżyserka, kreatywna producentka i asystentka reżysera z Warszawy. Obecnie kończy studia w NYU Tisch School, gdzie uczęszcza na program Film and TV. W trakcie swojego pobytu w NYU wyreżyserowała kilka filmów, które koncentrują się na wprowadzaniu zmian społecznych. Wiele z filmów, nad którymi pracowała, zostało zakwalifikowanych na znane festiwale filmowe. Wierzy, że opowiadanie historii powinno zawsze być wypełnione prawdą i pełnić rolę motywatora do wprowadzenia zmian w społeczenstwie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy jej rówieśnicy żyją na TikToku, ona założyła międzynarodowy ruch społeczny. Nie z namowy, ale dlatego, że nikt inny nie chciał się za to zabrać.

Jej podróż zaczęła się w 2014 roku, kiedy przyjechała z Krymu. Miała zaledwie osiem lat i w jej rodzinnym miasteczku właśnie kończył się ten bezpieczny świat, jaki znała. Aneksja, strach, ucieczka. Dla małej dziewczynki to nie była geopolityka, lecz nagła utrata wszystkiego, co oczywiste: domu, szkoły, języka. Trafiła do Warszawy – miasta, które zawsze przyciąga, ale rzadko przytula.

Dziś, mając niespełna dwadzieścia lat, stała się twarzą pokolenia dorastającego w chaosie. Między wojną a pokojem, między viralem na TikToku a mądrą przemową na TEDx. Jest założycielką Fundacji Latających Plecaczków, pomysłodawczynią Międzynarodowego Dnia Plecaka, studentką psychologii i potrafi zbudować sprawną organizację działającą po obu stronach granicy.

Wszystko zaczęło się od prostej dziecięcej intuicji: świat można zmieniać, zaczynając od małych, codziennych rzeczy. Plecak stał się dla niej symbolem – podróży, nauki, wymiany, zwykłej, ludzkiej solidarności. Ruch, który stworzyła, łączy uczniów i nauczycieli. To brzmi naiwnie tylko dla tych, którzy nigdy nie widzieli na własne oczy, że taka wspólnota potrafi zdziałać cuda.

Kira w wywiadach mówi opowiada o piętnastu budzikach nastawianych każdego ranka, o odpisywaniu na maile w zatłoczonym metrze, o tym, że produktywność to nie talent, ale upór. Łączy w sobie etos starych działaczy  – wiarę, że po prostu trzeba robić – z nowoczesną umiejętnością budowania narracji, która trafia do jej pokolenia.

Dla niej „być Ukrainką w Polsce” to codzienna praktyka. Gdy mówiła o ucieczce z Krymu, podsumowała to z chłodną dojrzałością: „Po prostu trzeba było zacząć od nowa. Nie wiedziałam wtedy, co to emigracja. Dziś wiem, że to proces, który nigdy się nie kończy”. Tę dojrzałość słychać w jej wystąpieniach.

Kiedy nominowano ją do tytułu „Warszawianki Roku 2025”, w Internecie zawrzało. Nie dlatego, że zrobiła coś kontrowersyjnego – wręcz przeciwnie. Stała się lustrem, w którym część Polaków zobaczyła własny lęk przed odmiennością.

Fala hejtu, która zalała media społecznościowe, ujawniła mroczną stronę społeczeństwa, które jeszcze niedawno szczyciło się solidarnością

Kira nie odpowiedziała gniewem. Po prostu dalej robi swoje. Nie wdaje się w jałowe spory o to, kto jest „prawdziwą warszawianką”, bo wie, że przynależność mierzy się czynami, nie metryką urodzenia.

Jej ruch trwa: szkoły wymieniają się doświadczeniami, dzieci uczą się mówić o swoich emocjach, a wolontariusze dostarczają plecaki z pomocą tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. To nie jest kampania wizerunkowa, to cicha praca codziennego, drobnego dobra.

Kira nie jest „influencerką dobra”, tylko osobą, która działa jak oddycha. Jej aktywizm nie wynika z podręcznikowej ideologii, ale z empatii. Wie, że granice państw są zbyt sztywne na ludzką wrażliwość. Że pojęcie „domu” można rozszerzyć. I że solidarność jest codziennym wyborem ludzi, którzy chcą widzieć drugiego człowieka po drugiej stronie.

Jest sumieniem Warszawy: młodym, upartym, czasem zmęczonym, ale wciąż głęboko wierzącym, że przyszłość to nie nagroda, tylko odpowiedzialność.

Kiro, ja też nie jestem stąd, ale tak jak Ty – jestem u siebie. Głowa do góry, głosuję na Ciebie.

20
хв

Kira: głosuję na Ciebie!

Jerzy Wójcik

 W ciągu pierwszych dwóch miesięcy pobytu w Polsce nauczyłam się tylko kilku słów i trzech zwrotów: „dzień dobry”, „dziękuję” i „do widzenia”. Po prostu nie potrzebowałam więcej; planowałam wrócić do domu. Naukę języka rozpoczęłam dopiero wtedy, gdy moje dziecko zaczęło mieć problemy w szkole. Czułam się bezbronna.

Język to broń. Znając go, nie musisz nikogo poniżać, ale możesz złożyć skargę, wyjaśnić, opowiedzieć, co się stało i dlaczego. Jeśli język znasz słabo, zawsze możesz w odpowiedzi usłyszeć: „Pani coś źle zrozumiała”.

Myślę, że Ukrainki za granicą, które słabo znają obcy język, w rzeczywistości nie bronią się, gdy spotykają się z prześladowaniem w środkach transportu publicznego. Po prostu próbują odejść od osoby, która je popycha lub prowokuje. Milczą, bo rozumieją, że w każdej sytuacji konfliktowej za granicą „swój” najpierw stanie po stronie „swego”. Ukrainka automatycznie jest w niekorzystnej sytuacji.

I właśnie ta bezbronność ma decydujące znaczenie. W ciągu ostatniego tygodnia w Internecie rozeszła się wiadomość o czynie Zenobii. Zenobia Żaczek to Polka, która stanęła w obronie Ukrainki: broniła jej słownie, za napastnik rozbił jej głową nos. 

W sieci natychmiast podchwycono tę historię: oto dzielna Polka stanęła w obronie Ukrainki.

Mnie bardziej dziwi to, że była jedyną osobą, która to zrobiła. Bo dla mnie byłaby to zwykła, intuicyjna reakcja

Sytuacja wyglądała tak: w autobusie półnagi Polak wrzeszczał na Ukrainkę. Zenobia Żaczek w wywiadzie powiedziała, że „wykrzykiwał do starszej kobiety ciągle to samo: o banderowcach, UPA, Wołyniu, o tym, że Ukraińcy powinni się wynieść z Polski i wiele innych haniebnych rzeczy”. To znaczy – otwarcie prowokował.

A Ukrainka... milczała. Siedziała i słuchała. Nie odpowiadała, nie wdawała się w dialog. I moim zdaniem właśnie to stało się kluczowe. Pani Zenobia dostrzegła w niej bezbronność. W jej oczach ta Ukrainka była bezbronna.

Każdy człowiek, który ma sumienie, który odczuwa empatię, w takiej sytuacji musi chronić słabszego – jak małe dziecko. Bo ta kobieta jest w obcym kraju, nie w domu. Myślę, że gdyby Ukrainka odpowiedziała agresywnie, wdała się w kłótnię, krzyknęła, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. 

Być może pani Zenobia również by interweniowała, ale w inny sposób: powiedziałaby obojgu: „uspokójcie się” lub uznała, że „cham natrafił na chama” – i by nie interweniowała.

W żadnym wypadku nie chcę umniejszać czynu Zenobii Żaczek. Jestem jej niezwykle wdzięczna i piszę nie tyle o niej, co o innych. Nie uważam, że wstawianie się za kimś innym jest wyczynem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla mnie jest to raczej normalna reakcja zdrowego człowieka – chronić niewinnego.

To tak, jakbym szła ulicą i zobaczyła, że dziecko dręczy kotka. Czy mam przejść obojętnie, bo „to nie moje dziecko” i „nie mam prawa robić mu uwag”? Nie. Bo kotek jest bezbronny. I właśnie dlatego muszę interweniować. Nawet jeśli potem mama tego dziecka zacznie mnie oskarżać, pouczać o „prawach”, i nawet gdyby znalazł się ktoś, kto by powiedział, że „traumatycznie wpłynęłam na jego psychikę” (za co można dostać grzywnę) – i tak bym interweniowała. Bo milczenie w takich przypadkach jest gorsze. Zarówno dla mnie, bo dręczyłoby mnie sumienie, jak dla dziecka – bo nie odebrałoby ważnej lekcji empatii.

20
хв

Gdy milczenie jest najgorsze

Olena Klepa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
Podcast
20
хв

Marta Lempart: „Polska to nie państwo, to wielka organizacja pozarządowa"

Ексклюзив
20
хв

Wojna to czasem szansa ucieczki przed przemocą

Ексклюзив
20
хв

Polska po wyborach: Największym wrogiem demokracji jest partia grilla i kanapy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress